Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

UWAGA! Czytać po ZMIERZCHU!
Odzwyczaja nas Towarzysz Pilipiuk, odzwyczaja. Od dłuższej formy nas odzwyczaja mianowicie. Liczyłem na to, ba! byłem pewien że „Wampir z MO” powieścią będzie, jak poprzedni tom krwiopijczy. Zakupiłem, zasiadłem wygodnie, browara otworzyłem, zapaliłbym, ale rzuciłem i przeczytałem pierwszy rozdział, który okazał się opowiadaniem. Szkoda. Kolejne krótkie historie, co prawda dość spójne fabularnie nieco zrekompensowały moje rozczarowanie, ale….
Niespodzianek nie było. Narodowy Artysta Pilipiuk uraczył kolektyw czytelniczy jedenastoma opowiadaniami będącymi bezpośrednią kontynuacją (modnie czyt. sequelem) wydarzeń zawartych w „Wampirze z M3”. Spotykamy wszystkich starych bohaterów w starciu z przaśną rzeczywistością PRL za rządów generała w Ray Banach, gdzie o papier toaletowy było trudniej niż o „byty nekrobiotyczne”. Życie zwyczajnych ludzi w latach 80 samo w sobie było absurdalne i groteskowe, co dopiero w konfrontacji z wampirami, wilkołakami, zombi. Co prawda u Autora Pilipiuka aparat nacisku nie jest tak bezwzględny, a codzienność jakby bardziej znośna, ale w końcu mamy do czynienia z humorystyczną wersją historii.
Opowiadania zawarte w tomie trzymają styl, formę i poczucie humoru za który wszyscy lubimy i cenimy Artystę Pilipiuka. Podobnie jak w cyklu Jakubowym mamy całą furę pop-kulturowych odniesień, przede wszystkim do własnej twórczości, ale również do arcy-modnego romansu paranormalnego, japońskich horrorów i miejskich legend. Wyjątkową rolę odgrywa też warszawska Praga, tamtejsze szemrane środowisko, a głównie Bazar Różyckiego bez którego bohaterzy nie mogą się obyć.
„Wampir z MO” nie jest może wybitnym osiągnięciem Autora Pilipiuka, ale tchnie odrobiną świeżości po ostatnich jakubowych opowiadaniach świeżości drugiej lub trzeciej. Książka daje kilka godzin dobrej zabawy i nie pozostaje nic innego jak tylko czekać na nieunikniony ciąg dalszy.
http://pijewoda.blog.pl/

UWAGA! Czytać po ZMIERZCHU!
Odzwyczaja nas Towarzysz Pilipiuk, odzwyczaja. Od dłuższej formy nas odzwyczaja mianowicie. Liczyłem na to, ba! byłem pewien że „Wampir z MO” powieścią będzie, jak poprzedni tom krwiopijczy. Zakupiłem, zasiadłem wygodnie, browara otworzyłem, zapaliłbym, ale rzuciłem i przeczytałem pierwszy rozdział, który okazał się opowiadaniem. Szkoda. Kolejne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po raz pierwszy przeczytana biografia tak radykalnie zmieniła postrzeganie przeze mnie zespołu, którego jestem fanem ponad połowę swojego życia. „LED ZEPPELIN. Kiedy Giganci chodzili po Ziemi” Mick’a Wall’a to przejmująca historia drogi na szczyt i z powrotem ludzi, którzy w pierwszej połowie lat 70 XX w. tworzyli największy rockowy band na świecie, którego wpływ na współczesną muzykę hard’n’heavy słychać do dziś. Autor nie stworzył słodziutkiej, kolorowej laurki na której czterej fantazyjnie ubrani goście ze łzami w oczach grają dla tysięcy uśmiechniętych fanów „Stairway to Heaven”. Mick Wall stara się pokazać czytelnikowi kim byli naprawdę legendarni Zeppelini. Bez owijania w bawełnę przedstawia oblicza muzyków i ludzi blisko z nimi związanych. Jimmi Page to jednocześnie genialny gitarzysta i kompozytor, ale także muzyk który niejednokrotnie nie wahał się podpisać na płycie cudzy utwór swoim nazwiskiem. Roberta Planta poznajemy jako miłego i trochę zakompleksionego hippisa z Black Country, ale również jako narcystycznego „Złotego Boga”, jak sam o sobie mówił. Najbardziej tajemnicza i skryta w cieniu postać – John Paul Jones. Zawsze trochę na uboczu i zdystansowany od reszty zespołu, błyskotliwy aranżer, doskonały muzyk sesyjny który współpracował z największymi zanim dołączył do Zeppów. I wreszcie John Bonham. Z jednej strony GENIALNY perkusista, wspaniały ojciec, przyjaciel i kompan, z drugiej wiecznie pijany, agresywny sk...el. Poznajemy również sylwetkę Petera Granta, menadżera zespołu, który doszczętnie zrujnował ówczesny management wytwórni płytowych i pozwolił grupie zarobić prawdziwe pieniądze. Dzięki niemu zespół funkcjonował jak świetnie prosperujące przedsiębiorstwo.
Jest też najbardziej mroczny fragment historii Led Zeppelin. To fascynacja muzyków, a głównie Page’a okultyzmem i postacią Aleistera Crowleya z jego teorią synkretycznego mistycyzmu – Thelema. Wpływ tej kontrowersyjnej postaci i okultyzmu w ogóle na muzykę, teksty, okładki płyt był ogromny. Okazuje się że większość dzisiejszych kapel death i black metalowych ze swoim „satanizmem” to w porównaniu z Led Zeppelin „mały pikuś”. Wielu, w tym także Page, Plant i Jones upatrują w tej fascynacji przyczynę upadku zespołu.
Książka wydana jest wspaniale, uzupełniona licznymi, często rzadkimi fotografiami. Autor posłużył się również ciekawym zabiegiem literackim –„wspomnieniami” Page’a, Planta, Bonhama Jonesa’a i Granta pisanymi w drugiej osobie. Jednak wszystkie te fragmenty są napisane przez Mick’a Wall’a na podstawie badań materiałów źródłowych. Jedyne zastrzeżenia można mieć do tłumaczenia i redakcji. Indiańskie to nie to samo co indyjskie, „zważywszy na…” nie piszemy przez „rz” itp. Niestety, kilka razy trafiamy na podobne kwiatki w trakcie lektury. Mimo to „LED ZEPPELIN. Kiedy Giganci chodzili po Ziemi” to arcyciekawa biografia zespołu, który prawdopodobnie już nigdy nie pojawi się na scenie, a po jej lekturze w pełni rozumiem niechęć muzyków do reaktywacji. „To be a rock and not to roll.”
http://pijewoda.blog.pl/

Po raz pierwszy przeczytana biografia tak radykalnie zmieniła postrzeganie przeze mnie zespołu, którego jestem fanem ponad połowę swojego życia. „LED ZEPPELIN. Kiedy Giganci chodzili po Ziemi” Mick’a Wall’a to przejmująca historia drogi na szczyt i z powrotem ludzi, którzy w pierwszej połowie lat 70 XX w. tworzyli największy rockowy band na świecie, którego wpływ na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

WILD, WILD EAST
czyli
POLSKA MARTYROLOGIA STEAMPUNKOWO
Steampunk po polsku i do tego w swojskich scenografiach nie jest zjawiskiem zbyt częstym jak dotąd. Tą lukę brawurowo wypełnia powieść „Orzeł bielszy niż gołębica” Konrada T. Lewandowskiego. Przyznam się, że jednego z moich ulubionych polskich pisarzy, fantastów.
Książka została wydana przez Narodowe Centrum Kultury w serii „Zwrotnice czasu”, prezentującej historie alternatywne zakorzenione w historii Polski, tworzone przez pierwszorzędnych twórców fantastyki. Na potrzeby cyklu pisali m.in.: Maciej Parowski, Marcin Wolski, Jacek Inglot, Łukasz Orbitowski. W ten fantastyczny sposób zostały uczczone okrągłe rocznice; września 1939, Bitwy Warszawskiej 1920, powstały historie mające za punkt wyjścia pytanie: „co by było gdyby…?” umiejscowione w Polsce 20-lecia międzywojennego, czasach przedpiastowskich czy średniowieczu. W 150 rocznicę Powstania Styczniowego ukazuje się „Orzeł bielszy niż gołębica”.
Wizja powstania wykreowana przez Lewandowskiego nie przedstawia Polski jako ofiary i męczennika. Ku mojej radości to wizja triumfu, gdzie szale zwycięstwa przechylił na naszą stronę wynalazek Łukasiewicza – twardochód. Niesamowita machina wojenna łącząca w sobie cechy czołgu, pancernika i pociągu pancernego napędzana niewiarygodnym silnikiem parowym wykorzystującym zamiast wody opary nafty i wodę utlenioną. Do książki dołączone są rewelacyjne rysunki tych machin w stylu z tamtej epoki dające wyobrażenie o potędze twardochodów. Losy alternatywnego powstania widzimy oczami młodego porucznika Edwarda Starosławskiego – wykształconego we francuskiej szkole kontrwywiadu. Po powrocie do kraju awansuje na adiutanta Romualda Traugutta – dyktatora sprawującego władzę do czasu powrotu króla polskiego Jana. Starosławski poznaje wiele osób znanych z autentycznej historii Polski: Emilię Plater, księdza Brzóskę, naukowców Wróblewskiego i Olszewskiego. Zostaje wplatany w aferę szpiegowską, przyczynia się do rozwoju ówczesnej techniki wojennej. Mamy też wątek miłosny i zaskakujące zwroty akcji. A wszystko to napisane językiem i stylem przypominającym dziewiętnastowieczne powieści fantastyczno - przygodowe, gdzie wiara w zdobycze nauki i techniki sprawia że wszystko staje się możliwe. Tacy również są główni bohaterowie powieści, nieskomplikowani, nieco jednowymiarowi i naiwni . Ale sądzę że tacy właśnie powinni być. Jak z kart J. Verne’a.
Książka, mimo wielu skomplikowanych opisów działania nieprawdopodobnych urządzeń technicznych nie pozwala się od siebie oderwać nawet na chwilę. A kwestia czy rzeczywiście przeraźliwie powolne, gigantyczne machiny wojenne mogłyby zmienić losy historii Polski nie jest aż tak ważna. W końcu czytanie fantastyki polega na zawieszeniu niewiary.

WILD, WILD EAST
czyli
POLSKA MARTYROLOGIA STEAMPUNKOWO
Steampunk po polsku i do tego w swojskich scenografiach nie jest zjawiskiem zbyt częstym jak dotąd. Tą lukę brawurowo wypełnia powieść „Orzeł bielszy niż gołębica” Konrada T. Lewandowskiego. Przyznam się, że jednego z moich ulubionych polskich pisarzy, fantastów.
Książka została wydana przez Narodowe Centrum Kultury w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

http://pijewoda.blog.pl/planeta-smierci-harry-harrison

http://pijewoda.blog.pl/planeta-smierci-harry-harrison

Pokaż mimo to

Okładka książki Rakietowe szlaki 1. Opowiadania fantastyczno-naukowe. Poul Anderson, Ray Bradbury, Arthur C. Clarke, Jack Finney, Harry Harrison, Malcolm Jameson, Cyril M. Kornbluth, Murray Leinster, Robert Sheckley, Alfred Elton van Vogt
Ocena 7,7
Rakietowe szla... Poul Anderson, Ray ...

Na półkach: ,

„Jesteśmy na kosmicznej przejażdżce pośród gwiazd
No dalej, rozpocznijmy kosmiczną jazdę”
Deep Purple - Space Truckin'

Antologia „Rakietowe szlaki 1” z serii "Z kosmonautą" z 1978 była moją pierwszą własną, osobistą książką science- fiction, otrzymaną którejś gwiazdki pod choinkę. Od tych zamierzchłych czasów przez moją prywatną, domową biblioteczkę przewinęło się z pewnością ponad tysiąc książek z różnych gatunków fantastyki, ale te dwa tomy opowiadań stoją na półkach do dzisiejszego dnia, a ja wracam do tych historii, co jakiś czas z równą przyjemnością, co 35 lat temu. Taki tani sentymentalizm, cholera!
Parę lat temu wydawnictwo „Solaris” wznowiło tę serię, nawet pod tą samą redakcją Paula Barleya vel Lecha Jęczmyka, ale zestaw opowiadań jest zupełnie inny. Nie lepszy, nie gorszy - po prostu inny. Bardziej czytelny dla współczesnego czytelnika być może? Ten wybór obejmuje utwory powstałe pomiędzy 1945 a 1951. Zbiór otwiera Czarna walizeczka Cyrila M. Kornbluth’a - fatalistyczne w wydźwięku opowiadanie o spotkaniu z supernowoczesną technologią przyszłości. O ludzkiej chciwości również. Zajmujący sąsiedzi Jack Finney’a to historia podobna w tematyce do poprzedniej. Przekonuje nas, że nasza wiara we wspaniały świat przyszłości pełnej nowych technologii może być dziecinna i naiwna. Nadejdą deszcze słynnego Raya Bradbury to niesamowita i niepokojąca postapokaliptyczna historia przenosząca czytelnika do roku 2026. Następne opowiadanie to Skalny nurek - debiut Harrego Harrisona, co powinno stanowić wystarczającą rekomendację dla fanów S-F. Instynkt myśliwski Roberta Sheckley’a to pełne humoru i suspensu godnego Hitchcocka perypetie pewnego młodzieńca. Następnym opowiadaniem jest Samotna planeta Murraya Leinster’a,niestety bliżej mi nieznanego autora. Opowieść o ekologicznym wydźwięku, mogące kojarzyć się odrobinę z Solaris Lema. Alfred Elton van Vogt w Zaczarowanym mieście porazi każdego zdumiewającym i niezwykłym zakończeniem. Malcolm Jameson to kolejny autor znany w Polsce chyba tylko z opowiadania z opisywanego zbioru. Lilie życia były odpowiedzią na ówczesny kolonializm, ale i dzisiaj są aktualne. Wystarczy spojrzeć na poczynania Unii Europejskiej czy Stanów Zjednoczonych wobec niżej rozwiniętych krajów. Podobną tematykę podejmuje kolejne opowiadanie Pomocna dłoń Poula Andersona. Zbiór zamyka słynny Arthur C. Clarke Wyprawą ratunkową gdzie widzimy rasę ludzką z innej perspektywy.
Mimo że wszystkie opowiadania w zbiorze mają co najmniej po 60 lat, to nie trącą myszką zbyt mocno. Wielu autorów z Rakietowych szlaków A.D. 1978 cieszy się sławą do dziś, jak Ray Bradbury, Harry Harrison, Robert Sheckley, Poul Anderson czy Arthur C. Clarke. Reszta została trochę zapomniana, a chyba szkoda, bo klasyka nie starzeje się nigdy. Jak kawałki Deep Purple. Ave!

„Jesteśmy na kosmicznej przejażdżce pośród gwiazd
No dalej, rozpocznijmy kosmiczną jazdę”
Deep Purple - Space Truckin'

Antologia „Rakietowe szlaki 1” z serii "Z kosmonautą" z 1978 była moją pierwszą własną, osobistą książką science- fiction, otrzymaną którejś gwiazdki pod choinkę. Od tych zamierzchłych czasów przez moją prywatną, domową biblioteczkę przewinęło się z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Sewilla. Tutaj uwodził Don Juan, tutaj kochała namiętna Carmen. W odurzającym słońcu, wśród soczystej zieleni i oryginalnej architektury, częściowo odziedziczonej w spadku po arabskich mieszkańcach. Czy łatwo można zostać oczarowanym miejscem na ziemi, w którym nigdy się nie było, tylko po przeczytaniu kilkuset stron powieści? „BUM! Łatwo!” Wykrzyknęłaby dziewczynka z reklamy. Ja zawsze sądziłem, że to zbyt mało, że trzeba, zobaczyć, posłuchać, poczuć, zachłysnąć się atmosferą miejsca. Aż do dnia, kiedy przeczytałem kolejną powieść Artura Pérez-Reverte – „Ostatnia bitwa Templariusza”. I BUM! Łatwo!
Powieść zaczyna się jak rasowy thriller. Do osobistego komputera papieża włamuje się haker, aby poinformować głowę kościoła katolickiego, że stary kościół w Sewilli… zabija. Morduje ludzi w obronie własnej. Watykan, jak to Watykan nie chce skandalu i chce ukarać winnych. Niczym James Bond na scenę wkracza ksiądz Quart. Lorenzo Quart. Duchowny o aparycji Pierce’a Brosnana. Jeżeli ktoś teraz liczy na kolejną sensacyjną opowieść niczym u Dana Browna to zawiedzie się srodze. Opowieść toczy się leniwie i powoli, wśród ulic, zaułków, kawiarni Sewilli. W upale chłodzonym łagodną bryzą Gwadalkiwiru poznajemy kolejnych niezwykłych bohaterów powieści. Biznesmenów i arystokratów, gangsterów, skromnych duchownych i potężnych biskupów, piękne kobiety i historię nadzwyczajnego romansu sprzed lat. Prawdziwym crème de la crème jest trójka niezdarnych „złoczyńców” ze staroświeckim kodeksem honorowym – Dzidzia Dolores, Źrebak Fernando i don Ibrahim, którzy są jakby z innej bajki, surrealistyczni, żywcem wzięci ze sztuki Salvadora Dalí. W trakcie śledztwa prowadzonego przez księdza Quarta poznajemy dylematy moralne i etyczne dotyczące wiary, zasad kościoła katolickiego wszystkich bohaterów związanych z kościołem – „zabójcą”. Wszyscy w pewnym momencie muszą się zmierzyć ze swoimi demonami. Lub je polubić. „Kata Ton Daimona Eaytoy” jak głosi sentencja z grobu Jima Morissona. Zakończenie powieści, jak to u Artura Péreza-Reverte może jednych zaskoczyć, innych rozczarować. Jeżeli ktoś liczy na wartką i szybką akcję niczym u Ludluma i spisek jak u Dana Browna, może sobie spokojnie darować tę książkę. To opowieść dla czytelników lubiących nieśpiesznie smakować i rozkoszować się opowiadaną historią. W zamian za to dostajemy nieco kryminału, sensacji i przygody przyprawione mocno pikantnym romansem i troszkę nierealnym, magicznym poczuciem humoru. A wszystko w bajkowej scenerii stolicy Andaluzji. Adiós!
http://pijewoda.blog.pl/

Sewilla. Tutaj uwodził Don Juan, tutaj kochała namiętna Carmen. W odurzającym słońcu, wśród soczystej zieleni i oryginalnej architektury, częściowo odziedziczonej w spadku po arabskich mieszkańcach. Czy łatwo można zostać oczarowanym miejscem na ziemi, w którym nigdy się nie było, tylko po przeczytaniu kilkuset stron powieści? „BUM! Łatwo!” Wykrzyknęłaby dziewczynka z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kontemplacyjna SCI- FI
Wielu ludzi niemalże z dumą twierdzi, że nigdy nie ogląda drugi raz tych samych filmów i nie wracają po raz kolejny do książek, które przeczytali kiedyś tam. Bo to stare, bo to nieświeże i nieatrakcyjne już, bo nowości jest tyle i do przodu trza iść…. A ja tak sobie myślę, że książki rzeczywiście pozostają takie same i treści w nich zawarte też, ale my, czytelnicy i czytacze namiętni jak każdy człowiek, zmieniamy się z każdym dniem, miesiącem, rokiem, dekadą. Zmieniamy poglądy i sposób patrzenia na świat. Dojrzewamy lub dziecinniejemy, mądrzejemy lub głupiejemy, albo wszystko naraz w proporcjach nierównych, co spotyka moją osobę, jak sądzę. Sięgając powtórnie po wielu latach po tę samą książkę znajdziemy w niej to, czego nie byliśmy w stanie odczytać wcześniej, zaczynamy rozumieć treści niezrozumiałe kiedyś. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich książek, ale jedynie tych wyjątkowych. Jedną z nich jest niewątpliwie „W dół, do ziemi” Roberta Silverberga z 1970.
Akcja tej krótkiej powieści rozgrywa się w bliżej niekreślonej, ale z pewnością dość dalekiej przyszłości, kiedy to ludzkość kolonizuje nadające się do tego planety. Jedną z nich jest Belzegor zwana również światem Holmana. Mieszkańcy planety, czyli niezwykle podobne do ziemskich słoni nildory i humanoidalne, olbrzymie sulidory były wykorzystywane przez lata jak zwierzęta przez ziemskie korporacje dopóki nie zorientowano się, że oba gatunki są inteligentne i mają własne języki, kulturę, religię. Na Belzegor nałożono kwarantannę i oddano ją we władanie obu dominujących gatunków. Akcja powieści rozpoczyna się w momencie gdy po latach na planetę powraca były pracownik korporacji – Edmund Gundersen, pchany tam nostalgią, wyrzutami sumienia, ciekawością i wreszcie obsesją dotyczącą tajemniczego obrządku religijnego kultywowanego przez nildory. Zaczyna się wędrówka przez niegościnną, egzotyczną planetę. Prawdziwie męski Trek. Podczas tej podróży spotyka przyjaciół, współpracowników, kobiety z dawnych, kolonialnych czasów. Większość czasu spędza jednak z rdzennymi mieszkańcami Belzegora które towarzyszą mu od początku do końca jego drogi. Gundersen przechodzi prawdziwą duchową transformację obcując z inteligentnymi słoniami i ogromnymi, ponad trzymetrowymi człekokształtnymi z pyskami tapirów Sulidorami. Rasy które uważał za prymitywne ponieważ wyglądały jak zwierzęta i nie wytwarzały dóbr materialnych były duchowo o wiele bardziej rozwinięte niż rasa ludzka. Jego podróż, jak należało przewidywać kończy się cudowną przemianą i oświeceniem.
„W dół, do ziemi” jest również swoistym hołdem autora dla „Jądra ciemności” Josepha Conrada. Znajdziemy wiele podobieństw, zamierzonych i celowych, do tej klasycznej powieści.
Powieść Silverberga ma wszystko, co powinna mieć rasowa science-fiction. Odległą planetę, loty kosmiczne, wspaniale opisany inny świat, dziwne, obce cywilizacje.
Ma również przesłanie i zmusza do zadumy. Nad czym? Musisz sam przeczytać, a będziesz wiedział na pewno.
http://pijewoda.blog.pl/

Kontemplacyjna SCI- FI
Wielu ludzi niemalże z dumą twierdzi, że nigdy nie ogląda drugi raz tych samych filmów i nie wracają po raz kolejny do książek, które przeczytali kiedyś tam. Bo to stare, bo to nieświeże i nieatrakcyjne już, bo nowości jest tyle i do przodu trza iść…. A ja tak sobie myślę, że książki rzeczywiście pozostają takie same i treści w nich zawarte też, ale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Western, horror, romans i kabała
Im bardziej zagłębiałem się w lekturze tym mocniej zastawiałem się jak zakwalifikować tę powieść. „Dybuk” Marka Świerczka jest jednocześnie horrorem, romansem, powieścią drogi, westernem a właściwie easternem, powieścią sensacyjną i historyczną. Taki postmodernistyczny eklektyzm. Każdy z tych gatunków możemy wyraźnie dostrzec i wyróżnić, ponieważ wszystkie są przerysowane, przejaskrawione i …jakby trochę wyśmiane. Dla lepszej rozpoznawalności? Chyba nie.
Akcja powieści toczy się w Polsce, w 1946r, gdy w kraju zniszczonym wojną „bezpieka” w brutalny sposób wprowadza władzę ludową. Ktoś morduje w bestialski sposób młode dziewczyny, wytaczając z nich krew. Przestraszeni ludzie oskarżają o te mordy Żydów, którzy na pewno „krew na macę wzięli”. Oficer UB, zresztą żydowskiego pochodzenia, wie kto jest sprawcą. Chcąc „po cichu” usunąć mordercę organizuję specjalny oddział pod dowództwem byłego oficera AK. Członkami oddziału są Cygan – komunista i śląski Niemiec, arystokrata który postanowił przejść na judaizm. Po drodze dołącza do nich Żyd, który ma zamiar zostać kapelanem w wojsku polskim. Wszyscy udają cyrkowców przemierzających kraj na dwóch motocyklach BMW. Drużyna godna filmów Tarantino rusza tropem tytułowego dybuka.
Autor pokazuje kraj pełen w większości zapijaczonych kmiotów, antysemitów, prostaków i parobków. Czytając książkę odniosłem wrażenie, że teraz, w 2012 również ich pełno. Wystarczy poczytać jakakolwiek dyskusję na forach internetowych. Przeciwstawia się im główna postać powieści, Rem Sosnkowski. Bohater w „białym kapeluszu”, uczciwy i honorowy do bólu, odważny i silny. Od dawna brakowało mi kogoś takiego literaturze. Człowieka bez skazy, który pozostaje wierny swoim ideałom do samego końca. Jak u Sienkiewicza. Natomiast poglądy członków drużyny zmieniają się wraz z rozwojem akcji, podczas dyskusji przy bimbrze o wartościach, filozofii i światopoglądzie. Powieść obfituje w piosenki cygańskie, cytaty z Talmudu, fragmenty wierszy romantyków – Słowackiego, Puszkina, a nawet fragmenty tekstów niemieckich metalowców z Rammstein (!).
Akcja książki toczy się dwutorowo. Poznajemy również przejmującą historię Aarona Stallmana zanim stał się demonicznym Dybukiem. Historię „dziwnej” miłości, przyjaźni i bezgranicznego oddania. Jego losy mogą wzbudzić gniew, oburzenie, niesmak, współczucie. Moim zdaniem to najmroczniejsza część powieści.
Marek Świerczek poruszył tak wiele kwestii – antysemityzm, stereotypy dotyczące Polaków, Niemców, Żydów, Cyganów, komunizm, żydokomuna, holocaust – wszystko jednak z odpowiednim dystansem, czasami z przymrużeniem oka. Książka dostarcza wiele dobrej zabawy, swoją wartką i wciągającą akcją oraz wszechobecnymi nawiązaniami do popkultury. I z pewnością na długo nie pozwala o sobie zapomnieć.
http://pijewoda.blog.pl/

Western, horror, romans i kabała
Im bardziej zagłębiałem się w lekturze tym mocniej zastawiałem się jak zakwalifikować tę powieść. „Dybuk” Marka Świerczka jest jednocześnie horrorem, romansem, powieścią drogi, westernem a właściwie easternem, powieścią sensacyjną i historyczną. Taki postmodernistyczny eklektyzm. Każdy z tych gatunków możemy wyraźnie dostrzec i wyróżnić,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

http://pijewoda.blog.pl/czarny-wygon-bisy-stefan-darda

http://pijewoda.blog.pl/czarny-wygon-bisy-stefan-darda

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

http://pijewoda.blog.pl/klopoty-to-moja-specjalnosc-raymond-chandler

http://pijewoda.blog.pl/klopoty-to-moja-specjalnosc-raymond-chandler

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jedna partia szachów

Pieter Huys nigdy nie namalował „Partii szachów”. Tym bardziej w 1471 ponieważ żył w wieku XVI. Roger d’Arras i Ferdynand Altenhoffen – książę Ostenburga nigdy nie istnieli, a Lady of Bourbon, czyli Beatrycze Burgundzka była targana namiętnościami w XIII w. Ale czy to ma jakiekolwiek znaczenie? Po prostu chrzanić takie detale!
Arturo Perez-Reverte już po raz kolejny urzekł mnie tajemnicą, spiskiem, intrygą, mrocznym klimatem i samą opowieścią. Tym razem motywem przewodnim i osią całej historii są szachy. Arthur Conan Doyle powiedział kiedyś: „Dziesięć morderstw nie mieści w sobie tyle zbrodni, ile jedna partia szachów”. Cytuje autora przygód Sherlocka Holmesa nie bez powodu. „Szachownica flamandzka” tak naprawdę jest wielowątkową historią detektywistyczną rozgrywającą się jednocześnie na obrazie z XV w i w XX wiecznym Madrycie, a cała akcja i losy bohaterów skupiły się wokół jednej partii szachów. Julia, główna bohaterka jest konserwatorką dzieł sztuki. Otrzymuje zlecenie odrestaurowania obrazu flamandzkiego malarza Pietera van Huysa „Partia szachów”. Na obrazie dwóch mężczyzn rozgrywa partyjkę w towarzystwie pięknej kobiety. Pozornie sielankowy obrazek. Jednak pod warstwą farby Julia odkrywa napis „quis necavit equitem” – „kto zbił skoczka?”, co również można przetłumaczyć, „kto zabił rycerza?” czyli jedną z postaci z obrazu. Romantyczna historia sprzed wieków z kryminalnym podtekstem może znacząco podbić cenę dzieła flamandzkiego mistrza. Niebagatelną rolę w znalezieniu mordercy sprzed pięciu wieków ma przebieg rozgrywanej na obrazie partii szachów. Do pomocy w rozwiązaniu zagadki zostaje więc zatrudniony ekstrawagancki mistrz tej gry, outsider wśród szachistów, pan Muñoz, który może nieco przypominać Scherlocka Holmesa. Od tej chwili intryga sprzed pięciu wieków przenosi się do współczesności, zaczynają ginąć ludzie, a partia szachów toczy się dalej.
Podczas lektury żałowałem, że szachy są mi znane bardzo powierzchownie, a nie wystarczy jedynie znać reguły gry. Autor przeprowadza bowiem skrupulatne analizy partii szachów z obrazu, również wsteczne czyli rozgrywa je do tyłu. Wielowarstwowa intryga kryminalna tocząca się niespiesznie wśród meandrów i zawiłości królewskiej gry, tajemnic sprzed wieków i skomplikowanych historii głównych bohaterów powieści wciąga i angażuje do własnych prób rozwikłania zagadek – kim jest tajemniczy szachista, kto jest mordercą, jakie są jego motywy? A wszystko toczy się w leniwym rytmie hiszpańskiej sjesty, wśród ulic, kawiarni, targów staroci Madrytu, gdzie każdy ma czas na lampkę wina i papierosa w towarzystwie eleganckich i dystyngowanych antykwariuszy i marszandów. Nie znajdziemy tu błyskawicznej akcji i globalnych intryg jak u Dana Browna. Możemy za to powoli smakować i delektować się wspaniała opowieścią. A zakończenie? Znów posłużę się Arthurem Conan Doyle. „Gdy odrzucisz to, co niemożliwe, wszystko pozostałe, choćby najbardziej nieprawdopodobne, musi być prawdą.”
http://pijewoda.blog.pl/

Jedna partia szachów

Pieter Huys nigdy nie namalował „Partii szachów”. Tym bardziej w 1471 ponieważ żył w wieku XVI. Roger d’Arras i Ferdynand Altenhoffen – książę Ostenburga nigdy nie istnieli, a Lady of Bourbon, czyli Beatrycze Burgundzka była targana namiętnościami w XIII w. Ale czy to ma jakiekolwiek znaczenie? Po prostu chrzanić takie detale!
Arturo Perez-Reverte już...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki 13 ran Robert Cichowlas, Stefan Darda, Rick Hautala, Magdalena Kałużyńska, Rob Kayman, Jack Ketchum, Anna Klejzerowicz, Kazimierz Kyrcz jr, Edward Lee, Jonathan Maberry, Graham Masterton, Carlton Mellick III, Łukasz Radecki, Aleksandra Zielińska
Ocena 6,3
13 ran Robert Cichowlas, S...

Na półkach: ,

Z szaleństwem im do twarzy

Od czasów starożytnych uważano 13 za liczbę złowrogą. W Ostatniej Wieczerzy uczestniczyło 13 osób. Według Kabały istnieje 13 złych duchów. 13 rozdział Apokalipsy mówi o Antychryście. Wydawnictwo Replika w najnowszej antologii horroru umieściło 13 opowiadań.
Terror? Odraza? Trwoga? Sex? Ohyda? Obłąkanie? Five o’clock Tea? Jeżeli tego szukasz w literaturze grozy to ta antologia z pewnością zaspokoi twoje żądze i pragnienia. Ledwo od „11 cięć” pozostało nam „15 blizn”, Replika bezlitośnie zadaje nam kolejne„13 ran” i po raz trzeci otrzymujemy tom opowiadań zarówno autorów polskich jak i zagranicznych. Towarzystwo twórców, jak w poprzednich antologiach, zróżnicowane zarówno pod względem uprawianych podgatunków i POPularności wśród czytelników. Niektóre, sprawdzone już nazwiska pojawiają się po raz kolejny jak Jack Ketchum, Graham Masterton czy Stefan Darda. Jedynym autorem, który gości we wszystkich trzech zbiorach jest Robert Cichowlas, tym razem w tandemie z Kazimierzem Kyrczem Jr. Zgodnie z informacją z okładki otrzymujemy historie reprezentujące slasher, gore, ghost story czy coraz popularniejsze bizarro. Nie znajdziemy tu mdłych, nijakich opowieści. Wszystkie są przyprawione na ostro, niezwykle wyraziste, często aż do granicy złego smaku.
Kiedy nasze zmysły zmierzą się już z grafiką na okładce znajdującą się niebezpiecznie blisko kiczu i popeliny à la Hollywood, nie pozostaje nam nic innego, niż zaaplikować sobie ostatnie CD Cannibal Corpse i zagłębić się w lekturze.
Całość otwiera niezawodny Jack Ketchum opowiadaniem „Silniejszy” nominowanym do bliżej mi nieznanej nagrody i zgodnie z tym, co napisałem na początku zdania – nie zawodzi! Mocna i mroczna, brutalna i przygnębiająca, dobrze opowiedziana, z obyczajowym kontekstem opowieść z sąsiedztwa.
Kolejne opowiadanie pt. „Pragnienie” autorstwa duetu Cichowlas-Kyrcz niestety trochę rozczarowuje. Zabrakło mi konkretnego zakończenia, bez gmatwania, w stylu jak cała ta historia, jakby wzięta z filmów od Hammera.
Następna jest ozdoba i clou programu – „Pan Kadłubek” Edwarda Lee. Tutaj wszelkie granice zostały przekroczone. Nie czytajcie przy jedzeniu! Czytajcie po dwóch setkach! Przechowujcie w miejscu niedostępnym dla kobiet w ciąży, dzieci i ludzi o słabych nerwach i żołądkach!
Nie zachwyca kolejna opowiastka – „Wszyscy nieświęci” autorstwa tajemniczego Roba Kaymana, który prawdopodobnie debiutuje w antologii. Niestety opowiadanie nie przekonuje i nie oferuje nic oprócz obscenicznego seksu, dużej dawki przemocy i prowokacji religijnej w wersji light. U niektórych jednak może wywołać niezdrowe emocje.
„Uszatek” Carltona Mellicka III to połączenie science-fiction i horroru w wersji bizarro. Jest ekstrawaganckie, dziwaczne, absurdalne, surrealistyczne i dlatego nie pozwala przejść obok niego obojętnie i pozostaje w pamięci na dłużej. W końcu pan Mellick to prekursor gatunku, mimo że III.
W stosunku do autora kolejnego opowiadania jestem całkowicie bezkrytyczny od czasu jego pierwszej powieści. W „Opowiem ci mroczną historię” Stefana Dardy otrzymujemy klasyczne opowiadanie grozy w wersji „szkatułkowej”, w swojskich klimatach i suspensem godnym mistrza. Pozycja S. Kinga zdaje się być mocno zagrożona w kraju nad Wisłą.
„Mechanik” daje nam dokładnie to, czego się spodziewamy i oczekujemy od Grahama Mastertona. Sex rodem z filmów xxx z lat 80, prucie flaków i zaskakujący finał. Tylko tyle i aż tyle.
Duże wrażenie robi kolejne opowiadanie „ Lipiec w Coyoacán” Aleksandry Zielińskiej. Mroczny, klaustrofobiczny klimat i atmosfera zaszczucia w otoczeniu Krakowskich ulic. Ta historia naprawdę potrafi zranić.
„Kulka” Anny Klejzerowicz to kolejna, typowa opowieść o nawiedzonym przedmiocie, jakich mnóstwo. Mimo że opowiadanie jest przewidywalne do bólu, to historia rodziny jak z reklamy płatków, staczającej się na dno jest opowiedziana znakomicie.
Kolejne opowiadanie, „Kwiaty na wietrze” Ricka Hautali są opowieścią o duchu usiłującym ostrzec krewnego przed niebezpieczeństwem. Pozornie wydawałoby się, że banał. Nic bardziej mylnego. To prawie gotowy scenariusz filmowy klimatycznego horroru o duchach. Najlepiej japońskiego.
„Imperium Robali” Łukasza Radeckiego zrobiło na mnie szczególne wrażenie, ale nie z powodu stworzonego tutaj świata-piekła, w którym budzi się bohater, czy opisów bestialskiej przemocy. Wstrząsające było to, że ludzie tacy jak główny bohater Tomek żyją i funkcjonują w najlepsze wokół nas. Niestety, z racji mojego zawodu, spotkałem wielu jemu podobnych, a bywało że gorszych.
Nieoczekiwanie w następnym opowiadaniu pojawił mój ulubiony bohater literacki – Sherlock Holmes! Jonathan Maberry w „Duchu z Greenbriar” usiłuje reaktywować legendę najsłynniejszego detektywa w horrorze, naśladując styl Arthura Conan Doyle. Raczej średnio udana próba.
Na zakończenie wisienka na torcie i doskonałe zwieńczenie całego tomu – „Niosący światło” Magdaleny Marii Kałużyńskiej. Doskonała historia, w której „diabeł tkwi w szczegółach” opowiadająca o seryjnym, psychopatycznym mordercy w polskich realiach. Proszę o więcej.
„13 ran” z motywem szaleństwa i obłędu w tle dorównuje zawartością swoim poprzedniczkom, a nawet je „przewyższa”. Pod względem epatowania seksem, przemocą, brutalnością i sadze, że celowym wykorzystaniem kiczu. Czytelnicy zaznajomieni z gatunkiem będą się dobrze bawić, nowicjusze mogą być zniesmaczeni. Nie wiem, co na ten tom powiedziałby prekursor opowieści grozy – Edgar Allan Poe. Może:
„Stałem ze zdumieniem w oku, sny śniąc, jakich nikt z śmiertelnych nie śmiał śnić.”
http://pijewoda.blog.pl/

Z szaleństwem im do twarzy

Od czasów starożytnych uważano 13 za liczbę złowrogą. W Ostatniej Wieczerzy uczestniczyło 13 osób. Według Kabały istnieje 13 złych duchów. 13 rozdział Apokalipsy mówi o Antychryście. Wydawnictwo Replika w najnowszej antologii horroru umieściło 13 opowiadań.
Terror? Odraza? Trwoga? Sex? Ohyda? Obłąkanie? Five o’clock Tea? Jeżeli tego szukasz w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nadal odrażający, brudny, zły
Jakub Wędrowycz powrócił! Po raz siódmy koneser-bimbrownik, rustykalny egzorcysta, przaśny superbohater i ludowy czarownik wkracza do akcji. Właściwie po raz ósmy, wliczając rewelacyjny komiks wykreowany wspólnie z Andrzejem Łaskim „Dobić dziada”. W tomie „Trucizna” otrzymujemy dwadzieścia historii usiłujących zmienić powszechny i przyznajmy, dość monotonny obraz Polski Wschodniej w oczach przeciętnego czytelnika. Ale czy Wędrowycz wrócił w dawnej formie, znanej z poprzednich tomów, czy nadal jest polską odpowiedzią na Conana Barbarzyńcę?
Z opowiadań zawartych w tym tomie, pięć mogliśmy poznać już wcześniej. Najstarsze z nich, „Czortek” można było przeczytać w 2009 w Science Fiction, Fantasy i Horror i później w „Dobić Dziada” .„Lazaret” ze zbioru „Jeszcze nie zginęła” był laureatem Nautilusa w 2010 w kategorii opowiadanie. Tytułową „Truciznę” czytelnicy znają z zeszłorocznego, kwietniowego numeru SFFiH, natomiast „Hrabia” pojawił się w „Dobić dziada” w dwóch wersjach, bo dodatkowo w obrazkowej. Również opowiadanie „Stajnia” jest odświeżoną wersją „Stajni Eugeniusza” (Click! Fantasy, luty 2004).
„Trucizna” na szczęście nie zawodzi wiernych fanów i nie odbiega poziomem od poprzednich tomów, chociaż i nie przewyższa. Autor z niewielką pomocą swoich niezawodnych bohaterów nadal „śmieszy, tumani, przestrasza”, nie pozwalając oderwać się od lektury. Dostajemy takie danie, do jakiego przyzwyczaiła nas kuchnia, a właściwie bimbrownia Jakuba Wędrowycza - destylat z popkulturowej bazy i humoru plus odrobinę ironii i sarkazmu doprawioną porządną porcją groteski i absurdu. W kilku opowiadaniach autor postanowił zagrać z czytelnikiem w grę pt: „Znasz li, inne utwory Wielkiego Grafomana?” Pojawia się Tomasz Olszakowski, Instytut Kryptozoologii, urządzenie z „Operacji Dzień Wskrzeszenia”, wnuk Maciek z „Norweskiego Dziennika” czy wizytówka Roberta Storma. Jest też obecna, jak zwykle u Andrzeja Pilipiuka, nostalgia za dawnymi czasami, ale już nie tak dominująca jak opowiadaniach „niejakubowych”. W prawie każdej historii towarzyszy Jakubowi jego wierny kompan w pici, biciu i truciu - Semen Omelajnowicz Korczaszko. Postać na tyle barwna i ciekawa, że z pewnością zasługiwałaby na oddzielny tom. Obaj bohaterowie jak zwykle zostają wciągnięci w konfrontacje z duchami, zombiakami, małpoludami, wampirem energetycznym, diabłem a nawet ponętną wróżką Zębuszką. Przenoszą się w czasie, zmagają z plagami egipskimi, próbują zrobić interes życia i sprzątają „ładny gnój”, a nawet trafiają na…Andrzeja Pilipiuka! W całym zbiorze mamy opowiadania lepsze i gorsze. Mnie najbardziej przypadły do gustu „Goście” za tolerancyjność Jakuba, „Czarny punkt” za spotkanie dwóch bohaterów, „Poterunek” za aktualność i „Wybory” za spojrzenie na najnowszą historię. „Trucizna” niewątpliwie warta polecenia nie tylko miłośnikom „napojów wyskokowych”.Jednak wbrew nazwie - zatruć się tym nie da i kaca też się po tym nie ma.
http://pijewoda.blog.pl/

Nadal odrażający, brudny, zły
Jakub Wędrowycz powrócił! Po raz siódmy koneser-bimbrownik, rustykalny egzorcysta, przaśny superbohater i ludowy czarownik wkracza do akcji. Właściwie po raz ósmy, wliczając rewelacyjny komiks wykreowany wspólnie z Andrzejem Łaskim „Dobić dziada”. W tomie „Trucizna” otrzymujemy dwadzieścia historii usiłujących zmienić powszechny i przyznajmy,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Maciej Parowski był współtwórcą kultowej „Fantastyki”, nieco kontrowersyjnym kierownikiem działu literatury polskiej w tymże periodyku i wieloletnim naczelnym „Nowej Fantastyki”. Obecnie kieruje „Czasem Fantastyki”. Znany jest również, jako autor kilku powieści, scenariuszy komiksowych i opowiadań. "Małpy Pana Boga. Słowa" to książka historyczna o gatunku literackim, który przez wiele lat był traktowany po macoszemu w naszym kraju. To 30 lat historii polskiej fantastyki w recenzjach i felietonach, w przedmowach i posłowiach książek fantastycznych i związanych z tym gatunkiem, w polemikach i wywiadach prowadzonych przez autora oraz przeprowadzonych z nim samym. Książka skierowana raczej do fanów gatunku oczytanych w polskiej fantastyce, którym nieobce są nazwiska Janusza A. Zajdla, Konrada T. Lewandowskiego, Jacka Dukaja czy Adama Wiśniewskiego-Snerga
http://pijewoda.blog.pl/

Maciej Parowski był współtwórcą kultowej „Fantastyki”, nieco kontrowersyjnym kierownikiem działu literatury polskiej w tymże periodyku i wieloletnim naczelnym „Nowej Fantastyki”. Obecnie kieruje „Czasem Fantastyki”. Znany jest również, jako autor kilku powieści, scenariuszy komiksowych i opowiadań. "Małpy Pana Boga. Słowa" to książka historyczna o gatunku literackim, który...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Stefan? Who the F... is Stefan?
"Całość ta zrobiła na mnie dobre wrażenie, ponieważ jest ułożona jak umiejętnie skomponowany bukiet kwiatów”; tak o debiutanckim zbiorze opowiadań Jana Krasnowolskiego „9 łatwych kawałków” napisał guru polskiej fantastyki Stanisław Lem. Ja odniosłem nieodparte wrażenie, że to pełny bębenek dziewięciostrzałowego rewolweru. Autor celuje do nas z tej broni współczesnymi strachami, demonami i upiorami XXI wieku, bo tylko nieliczni „…nie zostali skażeni jeszcze wiedzą o takich zjawiskach jak Cholesterol, Internet czy Postmodernizm” (Hasta la Vista szkodniki). Krasnowolski bacznie obserwuje rzeczywistość i w groteskowy sposób ostrzega, a może raczej jedynie próbuje uświadomić zadowolonemu z siebie czytelnikowi żeby nie czuł się zbyt bezpiecznie i wygodnie. Widzi zagrożenie w natrętnych, uzależniających mediach (Pilot), pokazuje skutki starcia z pewną siebie, napastliwą, wrzaskliwą, ordynarną obyczajowością (Spokojny staruszek), w komiczny sposób próbuje udowodnić, że niewiele zmieniliśmy się od czasów średniowiecza (Spalić wiedźmę). A to dopiero początek - dalej są coraz skuteczniejsze narkotyki, niebezpieczne technologie komputerowe, zbrodnie, eksperymenty naukowe, kosmici i seryjni mordercy. Wszystkie te potworności podane w sposób równie zabawny i dowcipny jak absurdalny. Taki rodzimy, troszkę przaśny czasami Creepshow. Autor bawi się z czytelnikiem i co chwilę mruga do niego okiem, gdy na scenie pojawiają się porucznik Skulska i porucznik Mulda oraz kapitan Ryś, grę pełną krwi i przemocy produkuje Clockwork Orange Software na spokojnej ulicy Philipa K. Dicka, a w tle przygrywa nam Nick Cave, Iggy Pop, Maleńczuk, a nawet Biohazard. Nawiasem mówiąc bardzo zacne dźwięki dochodzą zza ściany pokoju „Spokojnego staruszka”. No i Stefan. Prawie w każdej historii pojawia się jakiś Stefan w niedorzeczny sposób scalając te opowiadania w całość. Raz jest Starszym z synów Rodziny, raz zmarłym mężem Cecylii dotkniętej chucią, innym razem cyganem ze skrzypcami, który wygląda jak Slash na wózku inwalidzkim lub wujem panny młodej. Wszystkie opowiadania w zbiorze to teatr absurdu i groteski, więc może dlatego tak przypadły mi do gustu, a jedyną wadą jest to że całość jest zbyt krótka. Hasta la Vista, baby.
http://pijewoda.blog.pl/

Stefan? Who the F... is Stefan?
"Całość ta zrobiła na mnie dobre wrażenie, ponieważ jest ułożona jak umiejętnie skomponowany bukiet kwiatów”; tak o debiutanckim zbiorze opowiadań Jana Krasnowolskiego „9 łatwych kawałków” napisał guru polskiej fantastyki Stanisław Lem. Ja odniosłem nieodparte wrażenie, że to pełny bębenek dziewięciostrzałowego rewolweru. Autor celuje do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Scherlock Holmes vs. Milady vs. Lucyfer
Niezwykłym zrządzeniem losu z książką Arturo Pérez-Reverte’a „Klub Dumas” zetknąłem się po raz pierwszy tydzień po kolejnej lekturze „Trzech Muszkieterów” i kilka dni po zakupie „Księgi wszystkich dokonań Sherlocka Holmesa”. Dlaczego to takie dziwne? Bohaterem powieści jest Lucas Corso, łowca i poszukiwacz rzadkich i starych wydań książek. Jest bezwzględny, cyniczny, przebiegły o nieprzeciętnej erudycji, a jedyną rzecz, którą kocha są książki …i wspomnienie dawnej miłości. Zostaje wynajęty przez znanego bibliofila, aby odnalazł dwa pozostałe egzemplarze tajemniczej księgi i ustalił ich autentyczność. Jednocześnie pracuje dla przyjaciela z oryginalnym rękopisem jednego z rozdziałów „Trzech Muszkieterów”. Zostaje wplatany w przedziwną intrygę gdzie postacie literackie najbardziej znanej powieści Dumasa oraz bohaterowie opowiadań o Sherlocku Holmesie wkraczają w jego życie a Lucyfer czai się za każdym rogiem. Wielką zaletą książki są dygresje na temat życia, twórczości, metod pracy autora „Trzech Muszkieterów” znane chyba jedynie badaczom jego twórczości. Powstaje z nich obraz niezwykłego człowieka i ekscentryka. Również postacie muszkieterów zostają mocno „odbrązowione”, które są nie tylko nieskalanymi bohaterami, ale jednocześnie ludzi małymi z licznymi słabościami i wadami. Nawiasem mówiąc nieznajomość przynajmniej „Trzech muszkieterów” może utrudnić odbiór książki, ale jednocześnie zachęcić do przeczytania przygód czterech przyjaciół. Na podstawie powieści Roman Polański nakręcił słynne „Dziewiąte wrota” pominąwszy jednak całkowicie wątek Aleksandra Dumas. Powieść wydaje się być jednocześnie kryminałem z morderczym spiskiem oraz diabolicznym horrorem z szatanem wpływającym na działania bohaterów. Polecić ją można wielbicielom obu gatunków. Jest też powieścią o książkach, szeleście i zapachu przewracanych kartek. A może jest jedynie opowieścią o ludziach kochających książki, pałających miłością do czytania? Cóż ostatnie zdanie z książki Arturo Pérez-Reverte’a brzmi: „A każdy czytelnik ma takiego diabła, na jakiego zasłużył”.
http://pijewoda.blog.pl/

Scherlock Holmes vs. Milady vs. Lucyfer
Niezwykłym zrządzeniem losu z książką Arturo Pérez-Reverte’a „Klub Dumas” zetknąłem się po raz pierwszy tydzień po kolejnej lekturze „Trzech Muszkieterów” i kilka dni po zakupie „Księgi wszystkich dokonań Sherlocka Holmesa”. Dlaczego to takie dziwne? Bohaterem powieści jest Lucas Corso, łowca i poszukiwacz rzadkich i starych wydań...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dawno temu w Ameryce.
Już od bardzo dawna powieści Stephena Kinga nie powinny i chyba nie są kojarzone tylko z horrorem. Właściwie to już jego trzecia powieść „Rage” (nigdy niewydana w Polsce) nie była horrorem sensu stricto. „Dallas’63″ jest powieścią o podroży w czasie i konsekwencjach zmian w historii. Nasza ingerencja w wydarzenia, które już miały miejsce może mieć katastrofalne skutki na chwilę obecną i to nie tylko w skali globalnej, ale też w wymiarze pojedynczej jednostki. Tak jest przynajmniej u Kinga. Książka jest podzielona na dwie części, w których główny bohater Jake Epping – nauczyciel angielskiego z Lisbon Falls w stanie Maine, zmienia bieg historii i doświadcza tego konsekwencji – w obu skalach. Gdy otrzymuje możliwość cofnięcia się w czasie usiłuje zmienić koleje życia Harry’ego Dunninga – swojego dorosłego ucznia, który wzruszył go swoim wypracowaniem. Trafia do Derry 1958 gdzie jest żywa jeszcze pamięć wydarzeń znanych z innej powieści Kinga „TO” .W drugiej części powieści bohater usiłuje zmienić historię USA nie dopuszczając do śmierci J.F.Kennedy’ego. Dostajemy obraz Stanów Zjednoczonych z końca lat 50 i początku 60. Mamy tu z jednej strony wolny rynek, amerykański sen, rock’n'rolla, wspaniałe samochody, paliwo za grosze, a z drugiej rasizm, purytanizm, drobnomieszczaństwo. Ciekawe, jak wyglądałyby losy bohatera powieści w naszym kraju, w czasach Gomułki i najgorszych lat PRL? „Dallas’63″ jest również powieścią o miłości, romansem. I to jest chyba nowość u Mistrza Grozy. W żadnej ze swych dotychczasowych książek nie opisał w taki sposób historię uczuć dwojga ludzi. Miłość nauczyciela angielskiego i szkolnej bibliotekarki. Banał? Nudy? Nie u Kinga. To pełna suspensu i zwrotów akcji opowieść, którą polecam każdemu. Nie tylko fanom twórczości Stephena Kinga, ale również, a może przede wszystkim jego przeciwnikom
http://pijewoda.blog.pl/

Dawno temu w Ameryce.
Już od bardzo dawna powieści Stephena Kinga nie powinny i chyba nie są kojarzone tylko z horrorem. Właściwie to już jego trzecia powieść „Rage” (nigdy niewydana w Polsce) nie była horrorem sensu stricto. „Dallas’63″ jest powieścią o podroży w czasie i konsekwencjach zmian w historii. Nasza ingerencja w wydarzenia, które już miały miejsce może mieć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Poznać Kinga?

Jestem fanem Stephena Kinga od bardzo dawna. Dokładnie od wydania w Polsce „Carrie” przez wydawnictwo Iskry czyli od 1990 kiedy kupiłem tę książkę na jakimś konwencie fantastycznym. Ale nie jestem fanatykiem. Nie znam kilku powieści, nie widziałem wszystkich filmów. Znalazłem pewnego dnia w księgarni książkę Teodoro Gomeza z cyklu Człowiek i twórca – Stephen King. Książkę kupiłem zachęcony zdjęciem na okładce na który Stephen king wygląda jak socjopatyczny morderca ze swoich książek, jak człowiek czytający biblie i chodzący do kościoła w niedzielę a w nocy znęcający się nad małymi dziewczynkami w piwnicy swego domu gdzie zakopał kilkadziesiąt rozczłonkowanych zwłok. I ten wzrok psychopaty zza szkieł okularów….

Książka jest podzielona na kilka części o inspirujących tytułach np: Maszyny które ożywają, Taniec śmierci. I na tym kończy się oryginalność tej książki. Część poświęcona biografii Kinga została właściwie przepisana z „Jak Pisać. Pamiętnik rzemieślnika” i „Danse Macabre” autorstwa samego S. Kinga. Wydaje się, że cała wiedza autora o pisarzu i wpływach na jego twórczość opiera się na tych dwóch, książkach. Więc jeżeli ktoś czytał przynajmniej jedną z tych dwóch pozycji nie znajdzie tu niczego nowego.Część poświęcona twórczości sprawia wrażenie że pan Gomez przeczytał jedynie wstępy lub noty wydawnictw o większości książek a w porywach streszczenia. Część poświęcona filmografii również jest pobieżna i niekompletna. Całości nie ratuje kilka mało znanych i ciekawych fotografii.

Wielbicielom Kinga, znającym większość jego twórczości nie polecałbym tej książki. Być może będzie pomocną pozycją dla tych, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z Królem Horroru.

Poznać Kinga?

Jestem fanem Stephena Kinga od bardzo dawna. Dokładnie od wydania w Polsce „Carrie” przez wydawnictwo Iskry czyli od 1990 kiedy kupiłem tę książkę na jakimś konwencie fantastycznym. Ale nie jestem fanatykiem. Nie znam kilku powieści, nie widziałem wszystkich filmów. Znalazłem pewnego dnia w księgarni książkę Teodoro Gomeza z cyklu Człowiek i twórca – Stephen...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czekałem na tą książkę. Zawsze czekam na nową pozycję Pilipiuka. Kupiłem ją w dniu premiery, ale z przeczytaniem zaczekała jednak do stycznia. I jak to zwykle bywa z książkami pana Andrzeja - nie przeczytałem a połknąłem. Osiem opowiadań, z czego tylko cztery nowe. Niestety. Poczułem się troszkę oszukany, bo to jakby kupić nową płytę ulubionego zespołu z połową starych piosenek. Mimo to milo było sobie przypomnieć opowiadania znane z Science Fiction Fantasy & Horror.
Na kartach książki spotykamy ponownie starych bohaterów: doktora Skórzewskiego w „Ostatnim biskupie”, „Chorobie białego człowieka” i „Dzwonie Wolności” gdzie znów cofamy się w czasy i miejsca zaboru rosyjskiego, dalekiej północy i panowania ostatnich carów. Ulubione czasy pana Pilipiuka jak sądzę po lekturze jego książek. Lubię tego bohatera, opowiadania z jego udziałem zawsze są pełne niesamowitych zjawisk z pogranicza mistyki. Tak jest i tutaj. W „Ostatnim biskupie” spotkamy się z pełnym dziwnych obrzędów, niesamowitym odłamem prawosławia. W „Chorobie białego człowieka” mamy inne spojrzenie na zombie - to najdłuższe opowiadanie ze wspaniałą galeria postaci. „Dzwon wolności” znów doktor Skórzewski spotyka się ze zdarzeniami paranormalnymi i mistycznymi jednocześnie.
Drugim znanym bohaterem zbioru jest Robert Storm. Współczesny nam poszukiwacz antyków a może raczej detektyw historyczny. Ma wiele cech znanego „pana samochodzika”, co chyba nie jest przypadkowe a opowiadania z udziałem Storma czyta się lżej, są krótsze i mniej mistyczne. Występuje również w trzech opowiadaniach: tytułowym „Aparatusie”, „Oślej opowieści” i rewelacyjnych jak dla mnie „Księgach drzewnych” gdzie autor po raz kolejny dowodzi swej niezwykłej erudycji.
Pozostałe dwa opowiadania nie są związane z żadnym cyklem a na uwagę zasługuje „Staw”, który znałem co prawda już wcześniej, ale z chęcią przeczytałem jeszcze raz opowiadanie pełne klimatów H. P. Lovecrafta. To jak Zew Cthulu w okupacyjnej Warszawie.
Jak zwykle proza Andrzeja Pilipuka to wspaniała rozrywka i zachęta do zainteresowania się historią. I jak zwykle po przeczytaniu żałujemy, że to już koniec.

Czekałem na tą książkę. Zawsze czekam na nową pozycję Pilipiuka. Kupiłem ją w dniu premiery, ale z przeczytaniem zaczekała jednak do stycznia. I jak to zwykle bywa z książkami pana Andrzeja - nie przeczytałem a połknąłem. Osiem opowiadań, z czego tylko cztery nowe. Niestety. Poczułem się troszkę oszukany, bo to jakby kupić nową płytę ulubionego zespołu z połową starych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

http://pijewoda.blog.pl/conan-pani-smierc-jack-de-craft

http://pijewoda.blog.pl/conan-pani-smierc-jack-de-craft

Pokaż mimo to