-
ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać193
-
ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel6
-
ArtykułyWyślij recenzję i wygraj egzemplarz „Ciekawscy. Jurajska draka” Michała ŁuczyńskiegoLubimyCzytać2
-
Artykuły„Spy x Family Code: White“ – adaptacja mangi w kinach już od 26 kwietnia!LubimyCzytać2
Biblioteczka
Czy może istnieć zabójstwo doskonałe? Teoretycznie wydaje się, że nie, bowiem nie ma ludzi nieomylnych, więc prędzej czy później zabójca może popełnić błąd. Pytanie tylko brzmi, ile ludzi wcześniej musi zginąć, by można było wpaść na trop? Działania seryjnych morderców pokazują, że niekiedy tych ofiar może być dużo, a wykrycie sprawcy niestety wynika raczej ze splotu różnego rodzaju okoliczności. Sukcesu zatem wcale nie można przypisać śledczym, ale losowi.
A jak jest w przypadku Rzeźnika znad Odry? Ten wyjątkowo okrutny, sadystyczny wręcz morderca został uznany za jednego z najbardziej brutalnych seryjnych morderców w najnowszej historii Polski. Policja ściga go od 2013 roku, niestety bez rezultatu, ani na krok nie przybliżając się do jego wykrycia. Morduje on wzdłuż rzeki, od której wziął swój przydomek. Najgłośniejsze z jego zabójstw miały miejsce w Szczecinie, Oławie czy Głogowie, a choć wygląd zwłok zmienia się, wskazując na to, że morderca eksperymentuje, a jego fantazja się rozwija, to jednak policja nie ma żadnego punktu zaczepienia. Nie ma śladów, nie ma motywów, nie ma teoretycznie niczego, co łączyłoby ofiary – są to zarówno kobiety, jak i mężczyźni, o różnym wyglądzie, w różnym wieku i różnym statusie społecznym.
Nic zatem dziwnego, że powołana została specjalna komórka do ujęcia Rzeźnika, na czele której stoi Karolina Siarkowska. Tym razem działać ona będzie ramię w ramię z Olgierdem Paderbornem, a współpraca ta podszyta będzie mocnym przyciąganiem. I to nie tylko w jego transcendentalnym wymiarze, ale jak najbardziej fizycznym, cielesnym nawet. W śledztwie pojawia się też wątek Piotra Langera i to w dość niecodziennych okolicznościach. Langer twierdzi bowiem, że porwana została Nina Pokora, jedna z najlepszych oficerek CBŚP, prywatnie była żona Paderborna. Wiadomo tylko tyle, że oficjalnie przebywa na zwolnieniu lekarskim i nie ma z nią kontaktu, ale Langer twierdzi, że wspólnie rozwiązywali sprawę Rzeźnika, a Nina trafiła na jakiś trop. Czy mężczyźnie, który powie prawdę tylko wówczas, kiedy się pomyli (a nigdy się nie myli) można zaufać? Czy rzeczywiście Nina została porwana? Czy ma coś wspólnego ze znalezionym przez Siarkowską i Paderborna ciałem?
Na te wszystkie pytania odpowiedzi będziemy szukać w książce pt. „Paderborn”, autorstwa Remigiusza Mroza. Opublikowana nakładem wydawnictwa Czwarta Strona książka pokazuje, że nie tylko Chyłka jest wdzięcznym tematem, ale również jej współpracownicy. Nie trzeba jednak sięgać po wcześniejsze książki autora, by dać się porwać tej najnowszej (choć zapewne większość zrobi to po zakończeniu lektury). To nie tylko powieść dla miłośników Mroza i serii o Chyłce, ale również dla tych, którzy cenią sobie doskonale napisane kryminały z mocno zarysowaną nutką psychologiczną i elementami zaskoczenia.
Tu, pomijając pytanie, czy zbrodnię tę popełnił Rzeźnik czy może Piotr Langer, mamy również wątek związany z astrologią. Być może to bowiem nie policja, ale podcasterka, autorka „Sekcji Zbrodni” odkryła związek, choć nieoczywisty, pomiędzy morderstwami. Coś, co policja przeoczyła i coś, co obciąża Langera…
Książka trzyma w napięciu od chwili jej rozpoczęcia, a wyjątkowo plastyczne opisy tortur stosowanych wobec ofiar nie tylko przykuwają naszą uwagę, ale również pozwalają zadać sobie pytania o granice człowieczeństwa. Autor pokazuje również w jaki sposób funkcjonuje nasza psychika i co człowiek jest w stanie zrobić, by przeżyć. W książce do głosu dochodzą pierwotne mechanizmy, dzięki którym człowiek jest zdolny wyrządzić sobie krzywdę po to, by ostatecznie – jak mu się wydaje – przeżyć. Niezwykle frapującej fabule, zawikłanej na tyle, że nieustannie wysuwamy błędne wnioski, towarzyszą cięte riposty i czarny humor. Boże być on sposobem radzenia sobie z traumatycznymi widokami, ale również sprawia, że bohaterowie są na tyle charakterystyczni, że zapadają w pamięć.
Czy może istnieć zabójstwo doskonałe? Teoretycznie wydaje się, że nie, bowiem nie ma ludzi nieomylnych, więc prędzej czy później zabójca może popełnić błąd. Pytanie tylko brzmi, ile ludzi wcześniej musi zginąć, by można było wpaść na trop? Działania seryjnych morderców pokazują, że niekiedy tych ofiar może być dużo, a wykrycie sprawcy niestety wynika raczej ze splotu...
więcej mniej Pokaż mimo to
Zbliża się majowy długi weekend, więc wiele osób myśli o wyjeździe. Nie musi to być ani daleka ani długa podróż, by odrywając się od codzienności, rutynowych obowiązków czy problemów zawodowych, prawdziwie wypocząć. W zależności od tego, jakie są nasze preferencje, możemy wybrać wizytę w polskich miastach, albo zagraniczne wojaże. Przy czym te drugie wcale nie muszą być ani bardzo drogie, ani bardzo wyczerpujące.
Przekonuje nas o tym Anna Konecka, podróżniczka i influencerka podróżnicza, która chętnie dzieli się z nami swoimi poradami dotyczącymi podróżowania (a szczególnie taniego podróżowania), miejsc wartych zobaczenia czy regionalnych specjałów, które warto skosztować. O tym, gdzie poza granice Polski warto wybrać się na weekend przeczytać możemy w jej książce pt. „Europa City Break”, opublikowanej nakładem wydawnictwa Bezdroża. Ten wypełniony przepięknymi zdjęciami przewodnik zawiera trzydzieści pomysłów na weekend pełen wrażeń, a przy tym taki wyjazd, który nie zrujnuje naszego domowego budżetu. To zbiór propozycji nie tylko dla tych, którzy pakują się regularnie i wyruszają w świat, ale również dla takich osób, które mają obawy przed tym, by gdzieś samotnie się wybrać, które nie mogą zdecydować się na dany kierunek czy atrakcje warte zobaczenia.
Obszerny wstęp to właściwie jedna część książki, stanowiąca poradnik dotyczący taniego podróżowania. Znajdziemy tu bowiem wskazówki dotyczące tego, jak szukać tanich lotów (czy wiedzieliście, że tańsze bilety możecie znaleźć wówczas, kiedy korzystacie z przeglądarki w trybie incognito?), wyjaśnienie dlaczego tanie linie są tanie, a także porady, jakie miejsce w samolocie wybrać. Poza tym autorka zamieszcza szereg informacji związanych z nieprzyjemnymi sytuacjami, które – jak to w życiu bywa – mogą zdarzyć się każdemu. Dowiemy się zatem, kiedy należy się odszkodowanie za opóźniony lot, autorka radzi wykupienie ubezpieczenia podróżniczego i wyrobienie Europejskiej Karty Ubezpieczenia Zdrowotnego.
Właściwa część książki, to już trzydzieści propozycji miejsc idealnych do spędzenia weekendu pełnego wrażeń i wybrania takich atrakcji, które lubimy. Autorka wśród swoich propozycji miejsc wartych zobaczenia wybrała m.in. Oslo, Sztokholm, Edynburg, Londyn, Kopenhagę, Amsterdam, Berlin, Ateny, Dubrownik czy Barcelonę. Wszystkie te propozycje miast czy wysp w Europe są doskonałym pomysłem na city break, czyli wyjazd weekendowy, zarówno samodzielny, z partnerem czy w większej grupie. W opisie każdego polecanego miejsca znajdziemy punkty i atrakcje, które warto zobaczyć, informacje w pigułce o języku, walucie danego miejsca oraz potrzebnych dokumentach, Dowiemy się również, jak wygląda dojazd do danej miejscowości lub wyspy, jak dostać się z lotniska czy dworca do centrum, a także jak działa komunikacja miejska. Anna Konecka radzi ponadto, gdzie zdecydować się na wykupienie noclegu (w jakich dzielnicach), jakich potraw warto w danym miejscu spróbować, a także jak wygląda nocne życie.
Zdecydowanym atutem książki jest doświadczenie autorki i fakt, że sama przetestowała większość rozwiązań, a także spróbowała polecanych pyszności. Dobór destynacji charakteryzuje różnorodność, dzięki czemu każdy może znaleźć coś dla siebie. Z kolei piękne zdjęcia tylko zachęcają do tego, by natychmiast zasiąść do komputera i wyszukać lot. I wcale nie trzeba „wsiąść do pociągu byle jakiego”, bo z Anną Konecką doskonale wiemy, jak się poruszać po danym mieście. Jedyne ryzyko wyruszenia w swoją pierwszą podróż z książką jest tylko takie, że już się nie zatrzymamy …
Zbliża się majowy długi weekend, więc wiele osób myśli o wyjeździe. Nie musi to być ani daleka ani długa podróż, by odrywając się od codzienności, rutynowych obowiązków czy problemów zawodowych, prawdziwie wypocząć. W zależności od tego, jakie są nasze preferencje, możemy wybrać wizytę w polskich miastach, albo zagraniczne wojaże. Przy czym te drugie wcale nie muszą być ani...
więcej mniej Pokaż mimo to
Wszyscy pamiętają chyba kultowy serial „Archiwum X”, zajmujący się niewyjaśnionymi sprawami, gdzie sceptycyzm łączył się z wiarą w nadnaturalne zjawiska. W Polsce, tajny zespół do spraw przestępstw niewykrytych, zwany powszechnie Archiwum X , nie zajmuje się co prawda kosmitami, ale rozwikływaniem zbrodni, w sprawie których śledztwa zostały umorzone ze względu na niewykrycie sprawcy. Dysponując współczesną wiedzą i nowymi technikami, niejednokrotnie rzeczywiście udaje się rozwikłać zbrodnie nawet przed wielu lat, choć najczęściej nie ma w tym elementu zaskoczenia – śledczy ze świeżym spojrzeniem są w stanie wyłapać luki i niedociągnięcia w prowadzonych wcześniej przez kogo innego sprawach.
Taka niewyjaśniona jest też sprawa zniknięcia Jacka Malinowskiego, nastolatka, który wyszedł do baru, choć w tym czasie miał spotkać się z ojcem i pomóc mu przy sprzątaniu prowadzonej przez rodzinę knajpy i … nigdy nie wrócił. Jego motocykl został znaleziony przy drodze, ale on sam zniknął. Prowadzone dochodzenie nigdy nie przyniosło rezultatu, podejrzewano, że ofiara prawdopodobnie zginęła w wypadku. Ten, kto go potrącił wrzucił ciało do nowopowstałej pokopalnianej zapadliny i tym sposobem pozbył się ewentualnie obciążających go dowodów zbrodni.
Miasteczko, usytułowane w pobliżu kopalni w Wapnie wydaje się być przeklęte. Niemal pół wieku temu, w 1977 roku, ziemia zaczęła się tam zapadać, pochłaniając domy, garaże i pozostały dobytek ludzi. Cudem tylko nikt nie zginął, ale od tamtej pory mieszkańcy siedzą jak na bombie. Co jakiś czas pojawiają się nowe zapadliny. Jedno z zapadlisk, spora wyrwa ziemi, powstała nieopodal domu Mieczysława Kołczyńskiego około dwóch tygodni przed zaginięciem osiemnastolatka ze Żnina. Ten sam Kołczyński zeznawał w sprawie Malinowskiego, widział bowiem pewien samochód nieopodal porzuconego motoru.
O dwudziestu latach, przed śmiercią, Kołczyński zmienia jednak swoje zeznania. Czy ma to znaczenie dla sprawy, której akta od jakiegoś czasu wertowała komisarz Maria Herman z Archiwum X? Zmagająca się z własnymi demonami policjantka próbuje za wszelką cenę dojść do tego, co tak naprawdę stało się w miasteczku. Ale, jak to w zamkniętych społecznościach bywa, wszyscy tu nabierają wody w usta, a śledztwo właściwie cały czas kręci się wokół konfliktu dwóch rodzin. I fakt, że zaginiony jest bratem obecnego pierwszego zastępcy komendanta powiatowego policji w Żninie, również nie ma tu nic do rzeczy. No, może jedynie to, że komendant, a także jego ojciec, lepiej dogadują się z partnerem Herman, podkomisarzem Olgierdem Borewiczem, przebywającej oficjalnie na zwolnieniu lekarskim. Nieoficjalnie natomiast Borewicz prowadzi własne śledztwo, które nieoczekiwanie zaczyna wiązać się z tym, prowadzonym przez Archiwum X.
Nikt bowiem nie wie, że podkomisarz dorabia na boku, a jego interes całkiem nieźle prosperuje. Prowadzi on klub swingersów, a w ostatnim czasie bardzo dochodowymi jego członkami było małżeństwo lekarzy Ciesielskich. Tyle tylko, że nagle zniknęli likwidując nawet własne gabinety i rezygnując z pracy na etacie. Czy pozostali swingersi mogą się obawiać ich niedyskrecji? Co się stało, czego boją się Ciesielscy?
Na te wszystkie i na wiele innych pytań odpowiemy dzięki niezwykle emocjonującej książce Roberta Małeckiego pt. „Zapadlina”, opublikowanej nakładem Wydawnictwa Literackiego. Książka jest trzecim już tomem cyklu o funkcjonariuszach Archiwum X, który wciąga nas w wir niewyjaśnionych spraw z przeszłości. Okazuje się, że ludzie niechętnie chcą do nich wracać, choć są bliscy ofiar, którzy w końcu chcą poznać prawdę. To prawdziwa gradka nie tylko dla miłośników kryminalnych historii, ale i dla wszystkich ceniących sobie dobrze napisane i pełne napięcia powieści. Mimo iż trudno jest nam zbliżyć się do głównych bohaterów, szczególnie Herman jest emocjonalne niedostępna, to jednak zarówno intrygująca fabuła, jak i wartko tocząca się akcja, pozwalają o tym zapomnieć i z zaangażowaniem śledzić rozwój wydarzeń, szykując się przy tym na nieoczywiste rozwiązania i zaskoczenia.
Wszyscy pamiętają chyba kultowy serial „Archiwum X”, zajmujący się niewyjaśnionymi sprawami, gdzie sceptycyzm łączył się z wiarą w nadnaturalne zjawiska. W Polsce, tajny zespół do spraw przestępstw niewykrytych, zwany powszechnie Archiwum X , nie zajmuje się co prawda kosmitami, ale rozwikływaniem zbrodni, w sprawie których śledztwa zostały umorzone ze względu na...
więcej mniej Pokaż mimo to
Starożytny Egipt jest uznawany za jedną z największych i najstarszych cywilizacji świata, której początki sięgają 3100 roku p.n.e. Mimo tego, iż Egipcjanie nie dysponowali zaawansowaną technologią czy współczesną wiedzą, to jednak sporo im zawdzięczamy w sferze wynalazków i odkryć, a także budownictwa.
Dziękować możemy Egipcjanom nie tylko za wynalezienie papirusu, który z dzisiejszej perspektywy stanowi kamień milowy w rozwoju cywilizacyjnym. Przypisuje się im jedne z najstarszych odkryć astronomicznych. To oni wynaleźli pierwszy zegar słoneczny, liczydło, wagę i studnię, opracowali też skuteczną metodę balsamowania zwłok. Osiągnięcia starożytnego Egiptu można mnożyć, dlatego warto dowiedzieć się czegoś o życiu mieszkańców tej niezwykłej pod każdym względem krainy.
Swego rodzaju podróż do przeszłości, by poznać prawdę o codziennym życiu mieszkańców starożytnego Egiptu odbędziemy dzięki fenomenalnej książce pt. „Co wolisz? Starożytni Egipcjanie”, opublikowanej nakładem wydawnictwa Znak. Dzięki tej adresowanej do młodych czytelników pozycji będziemy mogli przeżyć niezapomnianą przygodę, a atrakcyjna szata graficzna i nieszablonowy sposób przedstawienia wiedzy sprawia, że chłonąć będziemy informację na temat starożytnego Egiptu, jednocześnie wszystko zapamiętując. Książkę tę mogą wykorzystać na swoich lekcjach nauczyciele historii – zapraszając uczniów do przeżycia przygody z pewnością zaciekawią tematem, a kto wie, być może odkryją w uczniach prawdziwą pasję?
Z książki dowiemy się, jak to się zaczęło, czyli w jaki sposób Egipcjanie wykorzystali Nil, skupiając wokół niego życie. Zastanowimy się też, czy wolimy być potężnym i bogatym faraonem czy raczej nosicielem sandałów całującym jego stopy. Jeśli wybierzemy funkcję faraona, „najgrubszej ryby staroegipskiego świata” przekonamy się, że faraon nie tylko leżał i pachniał, ale przede wszystkim miał sporo obowiązków na głowie, a niektóre z nich wcale nie były przyjemne. Pomijając długą listę zadań, musiał być on świadomy, że zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie na niego czyhał, gotów wbić mu przysłowiowy nóż w plecy. Za przykład podać można Ramzesa III, przeciwko któremu spiskowała nawet jego żona. Jeśli jednak stwierdzimy, że bycie faraonem wcale nie jest przyjemne, zawsze możemy zostać nosicielami sandałów. Co prawda do naszych obowiązków będzie wówczas należało mycie i całowanie stóp faraona (fuj!), ale za to będziemy mieć dach nad głową i posiłek, a przede wszystkim, nikt nie będzie dybał na nasze życie.
Jeśli żadna z tych funkcji nam nie odpowiada, możemy rozważyć etat mistrza mumifikacji bądź znawcy hieroglifów. Na tego pierwszego wykształcimy się dzięki książce, bowiem znajdziemy w niej krótki kurs robienia mumii. Niestety nauka hieroglifów trwać będzie znacznie dłużej, bowiem symboli zwanych właśnie hieroglifami skryba musiał umieć zapisać ponad siedemset. Ewentualnie możemy też podjąć decyzję, czy grobowce wolimy budować czy też je okradać, tyle tylko, że w tym drugim przypadku złapanie byłoby dość problematyczne i bolesne. W Egipcie obowiązywały bowiem surowe kary i możliwe, że (w najlepszym przypadku) obito by nas kijami, bądź (jeśli mamy pecha) obcięto by nam mieczem ręce i uszy.
W ramach „egipskiego bonusu” poznamy też kilka sekretów faraonów, uważanych za potomków bogów. Cieszyli się oni absolutnym autorytetem i nikogo nie dziwiły nawet ich najbardziej absurdalne pomysły, jak na przykład ten, na który wpadł Amenhotep III, który dla żony kazał wykopać potężne jezioro czy pomysł króla Pepiego II, który nienawidził much i trzymał koło siebie wysmarowanych miodem niewolników, żeby owady leciały właśnie do nich.
To tylko kilka z wyborów, których będziemy dokonywać w ramach lektury i zaledwie garść informacji bonusowych. Po więcej zdecydowanie warto sięgnąć do książki, która nie pozwala nam się od siebie oderwać, przyciągając swobodnym stylem, poziomem dostosowanym do potencjalnego czytelnika, a przy tym naprawdę sporą dawką wiedzy, którą mimowolnie nabywamy. Nic zatem dziwnego, że po skończeniu tej części, natychmiast chcemy sięgnąć po tom poświęcony wikingom (jeśli oczywiście jeszcze tego do tej pory nie zrobiliśmy).
Starożytny Egipt jest uznawany za jedną z największych i najstarszych cywilizacji świata, której początki sięgają 3100 roku p.n.e. Mimo tego, iż Egipcjanie nie dysponowali zaawansowaną technologią czy współczesną wiedzą, to jednak sporo im zawdzięczamy w sferze wynalazków i odkryć, a także budownictwa.
Dziękować możemy Egipcjanom nie tylko za wynalezienie papirusu, który...
Niezapowiedziany spadek to coś, o czym marzy wiele osób. Szczególnie, jeśli spadkiem nie są długi, ale domek w lesie. Jeszcze lepiej, jeśli ten dom jest całkiem stylową rezydencją, las nie jest głęboki, a miejsce wysoce interesujące, bowiem nieopodal nadmorskiej miejscowości wypoczynkowej. Czy można chcieć więcej od życia? Ilu z nas, dla takiego spadku, byłoby w stanie zaakceptować nawet … trupa?
Nina Rawicz tak naprawdę nie chciała żadnego spadku, nawet nie przypuszczała, że pracodawczyni mogłaby jej coś zapisać. Dla niej Lula była nie tylko osobą, dla której pracowała, ale i przyjaciółką oraz najbliższą osobą. To pod jej opiekuńczymi skrzydłami, u boku jej rodziny znalazła wreszcie prawdziwy dom i miłość, której nie miała dorastając. Kiedy Nina zjawiła się w Niemczech, bez niczego poza dyplomem z polonistyki i tytułem opiekuna osób starszych, tak naprawdę chciała tylko pracować i godnie żyć. Poznanie Luli niedługo po tym, jak rozpoczęła pracę domu starości, było tym zrządzeniem losu, którzy niektórzy uważają za kamień milowy w życiu. I faktycznie, Nina nie tylko została opiekunką chorującej na stwardnienie rozsiane Luli, ale też szybko stały się sobie bliskie, a dziewczyna wypełniła wolne miejsce w sercu starszej pani, która skrycie tęskniła za córką. Doczekała się jednak trzech synów, którzy również darzyli szacunkiem opiekunkę matki i to do tego stopnia, że kiedy rodzicielka przepisała Ninie dom w Polsce, przy osadzie Zapadłe, niedaleko Ustki, ci nie zgłaszali żadnego sprzeciwu.
Dom miał być stary i do częściowego remontu, ale Lula zdołała częściowo go zmodernizować. Jednak niezależnie od tego, co już zrobiła, odziedziczona ruina i tak wywołała u Niny szok. Ale ten powiązany z zachwytem i natychmiastową miłością do domu. Jej pierwszego, własnego. Jednak w najgorszych koszmarach Nina nie przypuszczała, że już pierwszej nocy w nowym domu pojawi się włamywacz. A już na pewno nie przypuszczała, że ów zbir zejdzie z tego świata w czasie krótszym, niż zajęło mu dostanie się do domu. Wszystkiemu winna była oczywiście zniszczona balustrada i lekko nadgniłe schody, wcale nie Nina podskakująca szaleńczo i okutana kołdrą. Sęk w tym, że kiedy w końcu zjawia się policja, jeden z funkcjonariuszy, nabiera przekonania o winie Niny. I – jakby całkowicie zapominając o domniemaniu niewinności – tak kieruje rozmową, by jeszcze bardziej pogrążyć dziewczynę.
Jeśli komuś wydaje się, że to całkiem sporo problemów, jak na jedną młodą dziewczynę, to się myli – Nina jak widać ma wyjątkową zdolność do przyciągania problemów, bowiem okazuje się, że w domu znaleziono różne dziwne ślady wskazujące na to, że mógł być już wcześniej miejscem przestępstwa, a na dodatek dochodzi do kolejnego włamania. Czy to jakiś spisek przeciwko dziewczynie? A może w domu Uklejów ukryte są skarby? Bo przecież ta czarna seria wydarzeń, nie może być dziełem przypadku. Sprawę rozwiązać będzie próbowała nie tylko Nina, ale też jej dwie najlepsze przyjaciółki z rozbuchaną wyobraźnia, czyli Agata Bunc, autorka poczytnych kryminałów oraz Zuza Lewicka, tworząca pikantne powieści, przy których można się zarumienić. Trzy Gracje, jak same siebie nazywają kobiety, mocno namieszają nie tylko w śledztwie, ale też spokojnym życiu okolicznych mieszkańców. Nie mówiąc już o tym, że spędzą sen z powiek lokalnych funkcjonariuszy, a szczególnie sierżanta Straszewicza.
Jak zakończy się ta historia? Czy trzy Gracje wyjdą z tego bez szwanku? A kto wie, może nawet ta makabryczna historia będzie miała pewne pozytywne (miłosne) oblicze? Przekonamy się o tym dzięki lekturze niezwykle wciągającej komedii kryminalnej pt. „Tajemnica domu Uklejów”. Opublikowana nakładem wydawnictwa SQN książka autorstwa Anety Jadowskiej, to prawdziwa gratka zarówno dla miłośników komedii, jak i kryminałów, a już na pewno dla wielbicieli doskonale napisanych książek okraszonych (poza trupami) wielką dawką humoru (niekiedy czarnego).
Frapującej i – początkowo mogłoby się wydawać schematycznej – fabule towarzyszy mnóstwo zaskoczeń. I to nie tylko z tych związanych z rozwojem akcji, ale przede wszystkim z bohaterami, którzy zostali rewelacyjnie wykreowani i obdarzeni indywidualnymi cechami. I tak, jak pewien przystojny strażak podbił moje serce od razu, tak zrobiły to też trzy Gracje. I wiem na pewno, że z niecierpliwością będę wyczekiwała kolejnego tomu powieści!
Niezapowiedziany spadek to coś, o czym marzy wiele osób. Szczególnie, jeśli spadkiem nie są długi, ale domek w lesie. Jeszcze lepiej, jeśli ten dom jest całkiem stylową rezydencją, las nie jest głęboki, a miejsce wysoce interesujące, bowiem nieopodal nadmorskiej miejscowości wypoczynkowej. Czy można chcieć więcej od życia? Ilu z nas, dla takiego spadku, byłoby w stanie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Z roku na rok lawinowo rośnie liczba rozwodów. Skraca się również średni czas trwania małżeństw, a równe czynniki sprawiły, że wiele par już nawet nie chce walczyć o związek, tylko od razu decyduje się na rozstanie. Dzieje się tak między innymi dlatego, że omamieni bajkami i miłosnymi historiami uwierzyliśmy, że miłość trwa wiecznie, a jej kulminacją jest małżeństwo lub spłodzenie dziecka. Tyle tylko, że dla wielu jest to właśnie koniec tej słodkiego okresu, kiedy ona jeszcze chce, a on może. Z dnia na dzień do takiego związku wkracza codzienność, zmęczenie, problemy, a wszystko to skutecznie zabija chęć bycia z drugim człowiekiem. I wówczas, trzeba zdecydować – czy pracujemy nad związkiem czy też go kończymy. Możemy ewentualnie z różnych pobudek w nim tkwić męcząc się każdego dnia, ale część par podejmuje jednak decyzję, by zawalczyć o siebie wzajemnie, o bycie razem. Te pary właśnie, prędzej czy później mogą trafić do gabinetów na terapię par.
Jak wygląda taka terapia? Jakie pary najczęściej trafiają na terapię? Z czym się zmagają? Czy terapia pomaga? Te i inne kwestie możemy rozstrzygnąć dzięki książce pt. „Terapeuci par. Historie z gabinetów”, autorstwa Marty Szarejko. Opublikowana nakładem wydawnictwa Literackiego książka, to niezwykle emocjonująca lektura nie tylko dla tych, którzy odczuwają konieczność pracy nad własnym związkiem, którzy przeżywają kryzys, ale również dla tych, którzy chcą zadbać o swój dobrostan, bo choć jest dobrze, to wiedzą, że może być jeszcze lepiej. To również wciągająca lektura dla socjologów, psychologów i innych psychoterapeutów, którzy mogą się zainspirować, przyjąć inną perspektywę bądź zobaczyć, jak pracują ich koledzy.
Książka podzielona jest na czternaście rozdziałów, czyli czternaście wywiadów z terapeutami – czy to pracującymi w parze czy samodzielnie. Każdy z tych rozdziałów posiada inny tytuł – motyw przewodni, który pojawia się w wywiadzie, zaś różnorodność psychoterapeutów, ich temperamentów, podejść sprawia, że kolejne rozdział niezmiennie wciągają i inspirują – zarówno do pracy nad sobą, jak i nad własną relacją. Przeczytamy zatem między innymi o tym, co się dzieje z parą zanim trafi do gabinetu (przez długi czas ma nadzieję), po co tak naprawdę przychodzą, w jaki sposób dobieramy się w pary i czym jest postawa zaciekawienia drugim człowiekiem. Zastanowimy się też, po co właściwie łączymy się w pary, dlaczego dziś wolimy unikać trudu i mamy małą tolerancję na różnice. W książce poruszone zostały również takie tematy, jak sposoby radzenia sobie z brakiem kontaktu emocjonalnego, bliskość, zaciekawienie drugą osobą. Dowiemy się też, dlaczego pary tak szybko się rozstają, czy można kogoś kochać bez zaciekawienia tą osobą, ale również dlaczego brak empatii może być dużym problemem w związku. Poznamy również „techniczne szczegóły” pracy terapeuty par i uzyskamy odpowiedzi na tak nurtujące kwestię, jak to, co jest porażką dla terapeuty par, czy taki zawód przeszkadza czy pomaga w życiu prywatnym, a także czy praca we dwoje jest łatwiejsza i co wnosi do terapii.
Lektura książki nie tylko pozwala podjąć nam decyzję co do ewentualnego podjęcia terapii, ale uwrażliwia nas na drugiego człowieka, na nasze potrzeby, ale również na jakość komunikacji z drugim człowiekiem. Pozwala również zrozumieć, że relacja potrzebuje bliskości, zaciekawienia, ale też dbałości o bliską nam osobę, przy jednoczesnym zachowaniu swojej indywidualności. Z kolei dla osób myślących o psychoterapii w kontekście zawodowym, może pomóc podjąć decyzję o wyborze drogi zawodowej.
Z roku na rok lawinowo rośnie liczba rozwodów. Skraca się również średni czas trwania małżeństw, a równe czynniki sprawiły, że wiele par już nawet nie chce walczyć o związek, tylko od razu decyduje się na rozstanie. Dzieje się tak między innymi dlatego, że omamieni bajkami i miłosnymi historiami uwierzyliśmy, że miłość trwa wiecznie, a jej kulminacją jest małżeństwo lub...
więcej mniej Pokaż mimo to
Choć mówi się, że przeciwieństwa się przyciągają, to jednak w prawdziwym życiu nie zawsze tak jest. A jeśli nawet dwie zupełnie różne osoby ulegną chwilowej fascynacji sobą, to pytanie, czy taki związek, w którym ludzi więcej dzieli niż łączy, ma w ogóle sens i szanse na przetrwanie? Zwykle w love story takie historie mają pozytywne zakończenie, a bohaterowie są ze sobą mimo wszystko i ponad wszystko. A jak jest w prawdziwym życiu?
Przekonać się o tym mogą Margo i Tobi, dwoje nastolatków pochodzących z odmiennych światów, mających różne zainteresowania, różne marzenia i plany na przyszłość. Czy mimo tego uda im się znaleźć wspólną płaszczyznę porozumienia? Czy pozwolą sobie, aby zauroczenie przerodziło się w coś więcej? W tę romantyczną historię wciąga nas Irmina Maria w swojej powieści pt. „Dream Lake”. Opublikowana nakładem wydawnictwa HarperYa książka adresowana jest do młodych czytelników w wieku lat –nastu i takie osoby doskonale odnajdą się w przedstawionej przez autorkę rzeczywistości. Przy okazji typowego romansu mamy poruszonych wiele tematów nurtujących współczesnych nastolatków, począwszy od oczekiwań rodziców, poprzez presję otoczenia i mediów społecznościowych, dążenie do sukcesu, różne podejścia do życia.
Przenosimy się nad mazurskie jezioro Marzenie, gdzie po jego dwóch stronach, funkcjonują dwa młodzieżowe osoby. Oferta jednego adresowana jest do komputerowych maniaków i można tu nie tylko poznać języki programowania, ale po prostu korzystać z komputera (i życia) bez kontroli rodziców. Drugi obóz, musicalowy, zrzesza utalentowaną młodzież z całej Polski. O ile na obozie komputerowym panuje raczej swobodna atmosfera, tu ma miejsce ostra rywalizacja. Spośród pięćdziesięciu nastolatków uczestniczących w obozie i ciężko pracujących, jest wybrana garstka, która zdobędzie bilet na Broadway, który w praktyce jest przepustką do kariery.
Margo, czyli Magdalena Rogalska, marzy o tym, by występować. Dlatego ma zamiar skoncentrować się na ciężkiej pracy i zapisać na najwięcej zajęć, by pokazać instruktorom, że jest warta szansy na dalszy rozwój. Bez wątpienia jest typem osobowości scenicznej, a z jej różowymi włosami trudno jej nie zauważyć. Być może dlatego dostrzega ją Tobi, który przyjechał na obóz komputerowy ze stertą książek, które ma zamiar przeczytać oraz z najlepszym przyjacielem Sebastianem. Ten od razu zakochuje się w starszej od niego kobiecie, a licznymi wygłupami próbuje zwrócić na siebie jej uwagę. Inaczej niż Tobi, nieco wycofany i gnębiony przez skłóconych między sobą rodziców. Od lat trzymali go pod kloszem wmawiając mu, że powinien skoncentrować się tylko na nauce. Jednocześnie ograniczali jego dostęp do świata zewnętrznego i samodzielności, sprawując nad nim niemal absolutną kontrolę. Teraz, kiedy się rozwodzą, próbują przeciągnąć go na swoją stronę, może zatem nawet lepiej, że Tobi jest z dala od nich.
Już pierwsze spotkanie Margo i Tobiego jest niezwykłe, pytanie tylko, czy pozwolą się rozproszyć. Przecież dziewczyna przyjechała tu w jasno określonym celu i nie może pozwalać sobie na romanse zamiast ćwiczeń. Musi wygrać, bo ten bilet jest przepustką do innego świata. Tobi zaś nie może pozwolić sobie na związek, nie chce bowiem powielać błędów rodziców. Czy taka opowieść ma szansę na szczęśliwe zakończenie? Przekonamy się o tym dzięki lekturze powieści, od której naprawdę trudno się oderwać. Napisana lekkim językiem historia przyciąga uwagę i angażuje w przeżycia bohaterów, nie tylko pierwszego planu. Zaczynamy uwielbiać zatem pełnego ironii Sebastiana, mającego do siebie i świata duży dystans, a także obozowe koleżanki Margo – Aldonę, Maję i Adę.
Mimo schematycznej fabuły doskonała kreacja postaci i zabawne dialogi nie pozwalają nam się nudzić, zaś rywalizacja w obozie musicalowym jeszcze podgrzewa atmosferę. Na ile luzu zatem sobie w trakcie lektury pozwolimy? A na ile pozwoli sobie Margo?
Choć mówi się, że przeciwieństwa się przyciągają, to jednak w prawdziwym życiu nie zawsze tak jest. A jeśli nawet dwie zupełnie różne osoby ulegną chwilowej fascynacji sobą, to pytanie, czy taki związek, w którym ludzi więcej dzieli niż łączy, ma w ogóle sens i szanse na przetrwanie? Zwykle w love story takie historie mają pozytywne zakończenie, a bohaterowie są ze sobą...
więcej mniej Pokaż mimo to
Żyjmy w świecie nadmiaru. Otacza nas mnóstwo rzeczy, sami zresztą dbamy o to, by było ich wokół nas najwięcej. Stały się one bowiem wyznacznikiem naszego materialnego statusu, co więcej, zaczęły nas definiować. Nastały czasy, że możemy podróżować bez większych przeszkód, tyle tylko, że niekiedy te podróże zamieniają się w galop, by zobaczyć wszystkie pozycje na liście. Nie mamy czasu zastanowić się nawet nad tym, co widzimy, a wręcz, co zobaczyć chcemy. Zresztą również podróże stały się źródłem frustracji i elementem kreowania naszego wypoczynku. Nie wypada już bowiem jechać do cioci na wieś czy do Władysławowa, kiedy czekają Seszele, Malediwy czy – coraz modniejszy ostatnio – Dubaj. Nasza postawa wobec życia, ale i w stosunku do siebie stała się w ostatnich latach bardzo roszczeniowa. Coraz więcej mamy pragnień, więc coraz więcej pracujemy, żeby te pragnienia zaspokoić, a jednocześnie jesteśmy coraz bardziej sfrustrowani, kiedy to się nie udaje. Ba, jesteśmy sfrustrowani nawet wtedy, kiedy się udaje, bowiem okazuje się, że nowy dom, wymyślne stroje czy wczasy w ciepłych krajach nie zapełnią pustki w naszym sercu i nie przepędzą smutku.
O tym wszystkim, o bodźcach, które do nas docierają i przytłaczają, pisze zajmująco Urszula Sołtys-Para, psycholożka i psychoterapeutka ericksonowska. Jej książka „Przebodźcowani. Szukając siebie w świecie nadmiaru”, opublikowana nakładem wydawnictwa Sensus nie jest typowym poradnikiem – to raczej zbiór rozważań o życiu, wartościach i tytułowym nadmiarze. Autorka próbując zwrócić naszą uwagę na gonitwę, w jaką daliśmy się w ciągnąć, na ciągłą presję, żeby mieć i chcieć więcej, zadaje nam pytania skłaniające do refleksji nad tym, czy warto tak żyć. To książka zarówno dla tych, którzy ją od dawna zastanawiają się nad pustką w swoim życiu, dla tych, którzy w pogoni za dobrami stracili swoje zdrowie, jak i dla tych, którzy czują się niekomfortowo w świecie otaczającego nas nadmiaru i chcą to zmienić.
Książka składa się z dwóch części, z czego w pierwszej przeczytamy o świecie, w którym jest nam wszystkiego za mało, a jednocześnie jest za dużo, zaś w drugiej części zastanowimy się nad tym, jak odpuszczać, jak rezygnować i ograniczać – nasze pragnienia, oczekiwania wobec siebie i otoczenia, a także to, co nas nie rozwija, a zabiera nasz czas. Książkę rozpoczyna ankieta dotycząca poczucia zmęczenia, która pomoże nam zastanowić się nad tym, jak bardzo zmęczeni jesteśmy my – obowiązkami domowymi, zawodowymi, rodzicielskimi, relacjami, oraz innymi rzeczami, jak wakacje, obcy ludzie czy hałas. Przeczytamy jednak nie tylko o zmęczeniu i lekceważeniu swojego ciała, ale o pośpiechu i braku spokoju, o naszych wygórowanych pragnieniach odnośnie stanu posiadania czy przeżyć, ale również samopoczucia w chwili, gdy mamy czegoś za dużo (nie mówiąc już o stanie rozgorączkowania, kiedy mamy po prostu za dużo opcji do wyboru). Autorka pisze również o spełnianiu oczekiwań innych i zmęczeniu życiową rolą, którą odgrywamy, zmęczeniu maskami, które zakładamy. Porusza temat samotności, swego rodzaju „braku połączenia” z innymi (tak, można być samotnym wśród tłumu), tęsknoty oraz relacji i ich jakości. Część druga poświęcona jest odpuszczaniu, spokojnemu życiu i odpowiedzi na pytanie, jak żyć spokojniej i co my sami możemy odpuszczać.
Czytając książkę spostrzegamy, ze zdumieniem, że w dużej mierze jest to książka o nas samych. O naszych bolączkach, nerwowości, naszych dolegliwościach, nawykach i … naszej samotności. Autorka nie ukrywa, że część z tych problemów dotyczy również jej, trudno bowiem niekiedy postawić granice, trudno czasami mniej chcieć. Jedynym ratunkiem jest pamięć o własnych wartościach, tym, co się w życiu liczy i o pielęgnowaniu relacji – niech to będzie naszym drogowskazem na przyszłość w świecie, który będzie przyspieszał coraz bardziej i wypełniał się wciąż nowymi rzeczami.
Żyjmy w świecie nadmiaru. Otacza nas mnóstwo rzeczy, sami zresztą dbamy o to, by było ich wokół nas najwięcej. Stały się one bowiem wyznacznikiem naszego materialnego statusu, co więcej, zaczęły nas definiować. Nastały czasy, że możemy podróżować bez większych przeszkód, tyle tylko, że niekiedy te podróże zamieniają się w galop, by zobaczyć wszystkie pozycje na liście. Nie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Gdyby przeanalizować ogłoszenia o pracę okazałoby się, że do najczęściej pojawiających się wymogów wobec kandydatów, należy myślenie kreatywne. Kreatywność jest w cenie, pracodawca oczekuje, że pracownik będzie poszukiwał nieszablonowych rozwiązać, będzie inicjował działania i wymyślał nowe drogi dojścia do klienta, nowe kanały sprzedażowe itp. Bez wątpienia kreatywność w ostatnich latach stała się bardzo modna, kreatywne staje się wszystko, począwszy od artykułów plastycznych po kreatywne książki.
Bez wątpienia kreatywność w życiu się przydaje. I to nie tylko na polu zawodowym, bowiem tu – paradoksalnie – w wielu przypadkach firma wcale nie chce kreatywnego pracownika, tylko takiego, który stanie w szeregu i będzie po prostu robił, co mu każą. Co więcej, im więcej się mówi o kreatywności, tym bardziej jest ona tępiona w szkołach masowych, gdzie dziecko ma się po prostu wpasować we wzór czy klucz odpowiedzi. To jak to zatem jest z tą kreatywnością?
Przekonamy się o tym dzięki lekturze książki pt. „Myślenie kreatywne, czyli coś z niczego”, autorstwa Michała Jasieńskiego. Opublikowana nakładem Oficyny Wydawniczej IMPULS pozycja to interesujące spojrzenie na kreatywność z różnej perspektywy. Ten wywód na temat kreatywności został podparty wieloma przykładami, które pomagają lepiej zrozumieć problematykę książki, ale też skłaniają do refleksji, a – być może – również do dalszych studiów w temacie kreatywności. Lektura powinna zainteresować wszystkich, którzy pragną być kreatywni, a może nawet są, a także do tych, którzy lubią zgłębiać różne ciekawe tematy. Być może niejeden socjolog czy psycholog znajdzie tu inspirację do prowadzenia własnych badań na temat kreatywności.
Książka składa się z dziesięciu obszernych rozdziałów i nie ustępujących im objętością trzech dodatków. Zapewne nie w pełni wyczerpuje ona temat, ale bez wątpienia jest temu bliska. W rozdziale pierwszym autor porusza kwestię samej kreatywności, tego, czy można się jej nauczyć i skąd się bierze. W rozdziale drugim przeczytamy o kulturze sprzyjającej innowacyjności i o tym, co blokuje, a co tę kreatywność napędza. Rozdział trzeci poświęcony został składowym kreatywności – znajdziemy tu (jak sam autor zauważa) zupełnie nienaukową teorię, że kreatywność jest wypadkową czterech składników. Musi ona mieć bowiem: eklektyczną bazę danych, własną „skrzynkę narzędziową” wyposażoną w metody, sposoby i sztuczki, musi wystąpić myślenie równoległe, czyli taki sposób budowania myślenia, który jest alternatywny wobec tradycyjnego podejścia, a także kreatywność musi być świadoma własnych ułomności. W rozdziale czwartym znajdziemy rozważania na temat tego, czym wesprzeć natchnienie twórcze w różnych dziedzinach sztuki: w poezji, czy w muzyce, autor zwraca też uwagę na znaczenie reguł dla kreatywności. Rozdział piąty traktuje kreatywność jako sztukę upraszczania i zrywania z tradycją – niekiedy bowiem, by wprowadzić innowację warto coś uprościć. W rozdziale szóstym poruszono temat kreatywności, jako zdolności panowania nad słowami i zdaniami. Znajdziemy tu np. wspomnianą metodę słów losowych, pozwalającą wyjść poza zestaw skojarzeń oraz metodę polegającą na rozłożeniu na składniki zdania opisującego stojący przed nami problem., a także metodę mówienia „nie”. Rozdział siódmy traktuje kreatywność jako uporządkowane myślenie oraz jako sztukę definiowania i redefiniowania problemu. Autor przywołuje tu analizę aspektów oraz metodę sześciu pytań, analizę SWOT i PESTLE, a także wachlarz Edwarda de Bono oraz metodę pytań „W jaki sposób można …?” i metodę definicji równoległych. W rozdziale ósmym znajdziemy spojrzenie na kreatywność, jako zdolność panowania nad skojarzeniami, bowiem znalezienie metafory czy też analogii w stosunku do pojęcia, przedmiotu lub osoby, może pomóc nam je lepiej zrozumieć albo wytłumaczyć innym, dlaczego powinni na to pojęcie, tę rzecz zwrócić uwagę, Obszerny, dziewiąty rozdział, traktuje o kreatywności w grupie. Autor zwraca tu m.in. uwagę na to, że znalezienie najlepszego rozwiązania jest czasami uwarunkowane zachowaniami innych osób, nie tylko naszą inteligencją. Znajdziemy tu m.in. opisaną metodę burzy mózgów czy metodę Phillips 66 i sześciu myślących kapeluszy. Ostatni rozdział patrzy na kreatywność pod kątem … gender.
W książce znajdziemy również trzy wspomniane dodatki – pierwszy dotyczy rozważań na temat „Księgi istot zmyślonych” i przez ten pryzmat, a dokładnie przez pryzmat schematów, spojrzymy na cechy ludzkiej wyobraźni. Dodatek drugi związany jest z googlinteligencją (znajdziemy tu ciekawe rozważania m.in. na temat tego, czy warto być uczciwym autorem w świecie internetu i AI), natomiast trzeci zawiera zbiór historii skłaniających do rozważań m.in. na temat tego, czy mamy do czynienia ze „wspaniałą grupą” czy może z patologiami organizacyjnymi.
Książka jest nieocenionym źródłem inspiracji, zachętą do dalszego pogłębiania swojej wiedzy na temat opisywanych metod i przypadków. Sprzyja kroczeniu własną ścieżką i generowaniu nowych rozwiązań – nieszablonowych, albo … uproszczonych. Co więcej, lektura stanowi zachętę do sięgnięcia po inne pozycje autora. Szczególnie, że lekko ironiczne podejście do tematu podkreśla pewne absurdy rzeczywistości.
Gdyby przeanalizować ogłoszenia o pracę okazałoby się, że do najczęściej pojawiających się wymogów wobec kandydatów, należy myślenie kreatywne. Kreatywność jest w cenie, pracodawca oczekuje, że pracownik będzie poszukiwał nieszablonowych rozwiązać, będzie inicjował działania i wymyślał nowe drogi dojścia do klienta, nowe kanały sprzedażowe itp. Bez wątpienia kreatywność w...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ostatnie kilkanaście lat, gwałtowny postęp technologiczny oraz wzrost konkurencji spowodowały, że pracodawcy cenią sobie ludzi niezawodnych, niezastąpionych, wydajnych i perfekcyjnych. Problem w tym, że takich ludzi nie ma. I nawet, jeśli próbujemy aspirować do miana takiej osoby, to prędzej czy później grozi nam wypalenie. Perfekcjonizm generuje bowiem szereg problemów, m.in. dotyczących terminowości wykonania zadań, porzucania aktywności, których nie realizujemy idealnie, unikania ich. Nie bez przyczyny mówi się, że lepsze jest wrogiem dobrego, więc jeśli odkrywasz w sobie choćby nutę perfekcjonizmu, to może czas z tym walczyć, zanim zupełnie się pogrążysz.
O tym, jak negatywnie perfekcjonizm może wpłynąć na nasze życie, jak z nim walczyć, przeczytać możemy w poradniku Damona Zahariadesa, pt. „Radość z niedoskonałości. 18 prostych kroków do pokonania perfekcjonizmu”. Opublikowana nakładem wydawnictwa Sensus książka to koło ratunkowe dla tych wszystkich, którzy zmagają się z przekleństwem perfekcjonizmu i dla tych, którzy takie zachowanie obserwują u swoich podwładnych czy bliskich osób. Opierając się na własnych doświadczeniach autor dokładnie tłumaczy czym jest perfekcjonizm, jakie są jego skutki, przedstawia również plan pokonania perfekcjonizmu. Napisana prostym językiem książka przyda się każdemu, poprawiając jego sprawczość, produktywność, pozwalając przejąć kontrolę nad własnym życiem, ale również stanowiąc przyzwolenie na bycie nieperfekcyjnym, co jest bardzo wyzwalające.
Książka składa się z trzech części, w których – zarówno za pomocą teorii, jak i praktyki – walczyć będziemy z perfekcjonizmem. Po obszernym wstępie, w części pierwszej poradnika znajdziemy opis piętnastu sposobów, na jakie perfekcjonizm niszczy nasze życie. Sprawia on m.in., że gorzej adaptujemy się do zmian, zwiększa naszą podatność na prokrastynację, podnosi poziom stresu i zmniejsza kreatywność. Lektura części drugiej pozwala nam ocenić, czy nasz perfekcjonizm wymknął się już spod kontroli – znajdziemy tu dziesięć oznak świadczących o tym, że tak właśnie się stało. Wśród nich jest m.in. głębokie przygnębienie, kiedy nie osiągniemy zamierzonego celu czy też wypatrywanie błędów zamiast docenić to, co udało nam się zrobić dobrze. Załączony do tego rozdziału szybki tekst pozwoli nam również ocenić, jak poważny jest nasz perfekcjonizm.
Jeśli stwierdzimy, że perfekcjonistyczne zachowania oddziałują negatywnie na naszą codzienność, szczególnie przydatna będzie część trzecia poradnika, dzięki której dowiemy się, jak raz na zawsze uciszyć wewnętrznego krytyka. Ważne jest to, że kompleksowy plan, który autor prezentuje w tej części, to proces, który musi trwać. Nie ma tu zatem dróg na skróty, a zmiana postępowania będzie wymagała czasu, ale i naszego zaangażowania. W tej części znajdziemy zatem ćwiczenia, które warto wykonywać na bieżąco, a które pozwolą nam uporać się z koniecznością sprawowania kontroli również nad tym, nad czym kontroli nie mamy, uświadomić negatywne konsekwencje perfekcjonistycznych zachowań, by ostatecznie zredukować negatywny wpływ perfekcjonizmu, a nawet zupełnie zmienić nastawienie do życia.
Bonusem dla czytelników jest część, która zawiera dziesięć nawyków, które musimy wykształcić, żeby zrobić więcej. Lektura części „Podkręć swoją produktywność” to nagroda za pracę z książką i szansa na spektakularną zmianę naszych nawyków, a przez to i nas samych. Dlatego też po książkę Zahariadesa warto sięgnąć w każdej chwili po to, by poprawić jakość swojego życia. Nawet, jeśli wówczas nie będzie ono doskonałe.
Ostatnie kilkanaście lat, gwałtowny postęp technologiczny oraz wzrost konkurencji spowodowały, że pracodawcy cenią sobie ludzi niezawodnych, niezastąpionych, wydajnych i perfekcyjnych. Problem w tym, że takich ludzi nie ma. I nawet, jeśli próbujemy aspirować do miana takiej osoby, to prędzej czy później grozi nam wypalenie. Perfekcjonizm generuje bowiem szereg problemów,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Czy można powiedzieć, że znamy drugą osobę? Na czym opiera się nasze zaufanie w stosunku do drugiego człowieka? Ba, czy możemy zaufać sobie szczególnie, kiedy to, co widzimy, wymyka się racjonalnemu pojmowaniu? Gdzie leży granica szaleństwa i czy jesteśmy tylko pionkami w mało subtelnej grze prowadzonej przez istoty, które teoretycznie nie istnieją?
Wiara w wampiry i demony jest stara jak świat. Ale Leaf jest na tyle trzeźwo stąpającą młodą kobietą, że raczej zajmują ją kwestie związane z własną edukacją czy pracą niż bohaterowie historii dla tych, którzy lubią się bać. Mimo młodego wieku Leaf sporo już przeszła, głównie za sprawą mocno niestabilnej matki, dla której pojęcie poczucia bezpieczeństwa u dziecka było obce. Kolejne przeprowadzki, noclegi w dziwnych miejscach stały się dla dziewczyny normą, a krótki okres małżeństwa matki – namiastką rodziny i stabilizacji szczególnie, że w pakiecie zyskała nawet brata. Niestety trwało to dosyć krótko, ale o sile więzi pomiędzy matką a córką świadczyć może to, że Leaf została z byłym mężem matki, który traktował ją, jakby była jego córką, wspomógł nawet finansowo jej edukacje. Przynajmniej do chwili, kiedy w jego życiu nie pojawiła się kobieta, która jasno dała do zrozumienia Leaf, gdzie jest jej miejsce.
Teraz dziewczyna prowadzi życie na własny rachunek, pracując jako kelnerka w jednej z podrzędnych restauracji na Manhattanie. Równocześnie studiuje na resocjalizację i prawo na Uniwersytecie Nowojorskim, po ostatnim rozstaniu praktycznie nie mając życia prywatnego. Dlatego też jej współlokatorki i przyjaciółki postanawiają wyciągnąć ją w końcu na imprezę. Kiedy w nocnym klubie Leaf poznaje Henry'ego postanawia – wbrew sobie – zaszaleć i nie myśleć o konsekwencjach. A że pomiędzy nimi szybko zaczyna iskrzyć dziewczyna jest świadoma, jak zakończy się ta noc. Jednak w najczarniejszych koszmarach nie przewidywała, że tej nocy zostanie zabita przez demona, który przejmie kontrolę nad jej ciałem. A przynajmniej będzie przekonany, że to zrobił.
Leaf budzi się w podziemnym lochu a jej ciało zakute jest w łańcuchy. Nad nią zaś stoi czarnowłosy szaleniec Falco, który wciąż mówi o jakimś demonie. Okazuje się, ze Falco Chepesch to jeden z egzorcystów Zakonu Paracelsusa. Na całym świecie znajdują się placówki szkolące egzorcystów w walce z demonami, gulami, draugami, warkolakami i innymi istotami, które – jak się nam wydawało dotąd – istnieją tylko w kiepskich filmach klasy B. Akademia Black Birds, w której podziemiach Leaf się znajduje, jest właśnie takim miejscem. W trakcie wymuszania zeznań na Leaf okazuje się jednak, że ma miejsce bezprecedensowa sytuacja. Otóż zwykle demon zabija swojego żywiciela i przejmuje jego ciało. Tym razem jednak nie udało się zabić duszy Leaf i jest ona wciąż obecna w swoim ciele, razem z demonem, co więcej, może przejmować nad nim kontrolę. W głowach kierujących akademia rodzi się zatem pewien pomysł, by zrobić z Leaf kogoś w rodzaju „podwójnego agenta” i zacząć szkolić ja na egzorcystę.
Jak rozwinie się ta fascynująca historia? Przekonamy się o tym z lektury niezwykle klimatycznej, mrocznej i nieco przerażającej powieści pt. „Black Bird Academy. Zabij Mrok”, będącej pierwszą częścią serii. Opublikowana nakładem wydawnictwa Jaguar książka, autorstwa Stelli Tack, to prawdziwy powiew świeżości, bowiem wydawałoby się, że o wampirach i demonach w ostatnich dwudziestu latach napisano już wszystko. Jednak ta powieść tworzy zupełnie nową rzeczywistość, w której, na pewnych zasadach, świat żywych i umarłych koegzystuje ze sobą. Problem pojawia się wówczas, kiedy ktoś próbuje przekroczyć granice…
Powieść zachwyci młodych czytelników, niezależnie od tego, czy preferują książki z dziedziny fantasy, horrory czy też romanse. Poza kreacją świata wypełnionego istotami z mroku, znajdziemy tu eksperymenty genetyczne, opisy egzorcyzmów, ale przede wszystkim charyzmatycznych bohaterów, którzy fascynują nas od pierwszych stron. Jeśli do tego dodamy inteligentne dialogi, cięte riposty i przemycony czarny humor, otrzymujemy książkę, której nie można odłożyć w trakcie czytania. A kiedy już to zrobimy, przewracając ostatnią stronę, czekamy na tom drugi tej wspaniałej, niezwykle złożonej historii.
Czy można powiedzieć, że znamy drugą osobę? Na czym opiera się nasze zaufanie w stosunku do drugiego człowieka? Ba, czy możemy zaufać sobie szczególnie, kiedy to, co widzimy, wymyka się racjonalnemu pojmowaniu? Gdzie leży granica szaleństwa i czy jesteśmy tylko pionkami w mało subtelnej grze prowadzonej przez istoty, które teoretycznie nie istnieją?
Wiara w wampiry i demony...
Niemal każda kobieta marzy o tym, by się zakochać i mieć ślub niczym z bajki. Biała suknia, kwiaty, pierwszy taniec – to wszystko elementy ślubu, niczym z bajki, dopełnionego wizją pięknych zdjęć i bajkowej atmosfery. No cóż… jak się okazuje, są kobiety, które owszem, marzą o takim weselu tyle tylko, że zamiast stanąć na miejscu panny młodej, wolą go organizować.
Do tej drugiej grupy należy właśnie Ama Torres, konsultantka ślubna, która co prawda wierzy w miłość, ale w długotrwałe związki już nie. Być może przyczyniła się do tego jej matka, która ma za sobą już kilkanaście małżeństw (i rozwodów), a z każdego nowego związku Ama wychodzi bogatsza o jakieś przyrodnie rodzeństwo. Co więcej, zatrudnia to rodzeństwo w swojej firmie, zajmującej się organizacją ślubów, dla klasy średniej. Ama zaczynała nieoficjalnie swoją karierę organizując śluby matki, później została zatrudniona przez Whitney Harrison Weddings, która to firma celowała w wyrafinowaną klientelę. Kiedy Ama postanowiła działać na własną rękę, zakłada iż nie będzie wchodziła byłej szefowej w drogę, ale jednocześnie marzy o zleceniu, które pozwoliło by jej się rozwinąć i zapewnić sobie poczucie bezpieczeństwa. Kiedy jednak otrzymuje intratne zlecenie, ma jedynie się wycofać. A wszystko przez to, że kwiatami zajmować się ma jej były partner, któremu niegdyś złamała serce.
Hazel Renee to znana influencerka, uwielbiana zarówno przez marki, jak i przez fanów. Jej ślub może być medialnym wydarzeniem roku i jednocześnie przełomem dla kariery Amy. Tyle tylko, że Hazel i jej partnerka życzą sobie, by kwietnymi dekoracjami zajął się Elliot Bloom. Mężczyzna ponury, któremu ludzie wyjątkowo przeszkadzają i który nigdy nie sili się na uprzejmości. To właśnie on niegdyś był w związku z Amą, ale od ponad dwóch lat nie miała z nim kontaktu. A dokładnie – udawało się jej skutecznie go unikać. Teraz jednak postanawia zachować się jak profesjonalistka i mimo targających nią emocji podjąć współpracę z Blooming. Szczególnie, że Elliot wykonuje naprawdę niezwykłe instalacje kwietne, zaś Hazel i Jacqueline są naprawdę sympatyczne i mają dużo pieniędzy do wydania (a na dodatek lubią pączki).
Tyle tylko, że im bliżej ślubu, tym rośnie presja, a na dodatek była szefowa Amy wyraźnie postanowiła popsuć jej szyki. Ze spotkania na spotkanie coraz mocniej też iskrzy pomiędzy Amą a Elliotem, a ponadto Hazel i Jackie najwyraźniej postawiły sobie za cel połączyć dwójkę pracujących przy ich ślubie ludzi, nie znając ich przeszłości. Czy to może się udać? Czy Ama przekona się do związków? I czy Hazel i Jackie będą miały swój wymarzony ślub? Przekonamy się o tym dzięki lekturze tej uroczej komedii romantycznej pt. „Forget me not”. Mimo iż temat ślubów w kontekście komedii romantycznych jest często wykorzystywany, to w opublikowanej nakładem wydawnictwa HarperCollins książce autorce udało się nie tylko stworzyć wspaniały obraz trudnej relacji, ale tez wspaniałych wesel. Malując słowem autorka uruchamia naszą wyobraźnię i wciąga nas w wir akcji, dzięki czemu widzimy te wspaniale ślubne dekoracje, tańczymy na kwietnych parkietach i czujemy oszałamiający zapach kwiatów. A na dodatek wzruszamy się, jakbyśmy sami stawali na ślubnym kobiercu.
Książka zachwyci osoby lubiące komedie romantyczne, niezależnie od ich stosunku do ślubów. Oddanie głosu głównym bohaterom pozwala spojrzeć na sytuację z perspektywy dwóch stron konfliktu, zaś retrospekcje umożliwiają nam poznanie historii romansu Amy i Elliota. Wartka akcja, charyzma Amy i błyskotliwe dialogi nie pozwalają nam się nudzić, zaś pytania do dyskusji zamieszczone na końcu książki nie tylko ułatwią organizację spotkania klubu książki, ale i pozwalają jeszcze raz przeżywać wraz z Amy i Elliotem ich powtórne spotkanie. Jest to bowiem książka, która zdecydowanie wprawia w dobry nastrój, której mimo lekkości daleko od banału i która zwraca uwagę na autorkę i jej talent do tworzenia wciągających historii.
Niemal każda kobieta marzy o tym, by się zakochać i mieć ślub niczym z bajki. Biała suknia, kwiaty, pierwszy taniec – to wszystko elementy ślubu, niczym z bajki, dopełnionego wizją pięknych zdjęć i bajkowej atmosfery. No cóż… jak się okazuje, są kobiety, które owszem, marzą o takim weselu tyle tylko, że zamiast stanąć na miejscu panny młodej, wolą go organizować.
Do tej...
Współczesne czasy stanowią pochwałę dla kreatywności. Kreatywne jest już wszystko, począwszy od zabawek po artykuły biurowe. Kreatywność ma wzięcie, jest na nią zapotrzebowanie, tyle tylko, że cały system w którym funkcjonujemy robi wszystko, by tę kreatywność zabić. Począwszy od wczesnych etapów nauki dzieci uczone są zachowania się zgodnie z przyjętymi wzorcami i uczenia się zgodnie z kluczem odpowiedzi. Każda odpowiedź wykraczająca poza przyjęty wzorzec, jest zła. To tylko przykład w morzu innych zachowań i reguł, w których wzrastamy, a które ograniczają naszą kreatywność. Nie bez znaczenia jest też rozwój technologiczny – wytwory już nie powstają z nudy, tą bowiem zabija internet, po który sięgamy w każdej niemal sytuacji. Przestajemy inspirować się obserwacją otoczenia, zachowaniami ludzi, bo przecież ktoś właśnie dodał post w mediach społecznościowych…
Czy zatem można w jakiś sposób rozbudzić swoją kreatywność? Czy można odkryć swój potencjał? Czy można zacząć tworzyć, wymyślać kreatywne rozwiązania złożonych (albo nawet prostych) problemów? Okazuje się że tak, a przeczytamy o tym w książce „Kreatywność na 33 sposoby. Odkryj swój twórczy potencjał”. Krzysztof J.Szmidt stworzył poradnik, który – poza wiedzą teoretyczną z zakresu kreatywności oraz twórczości – dostarcza nam przede wszystkim wskazówek, jak tę kreatywność rozbudzać w sobie każdego dnia. Lektura ma zatem wymiar praktyczny, a wdrożenie tych porad w życie, wykonanie poleconych przez autora ćwiczeń może sprawić, że zaczniemy wykorzystywać w pełni nasze możliwości. Lektura adresowana jest przede wszystkim do osób, które kształcą się w dziedzinach związanych z kreatywnością, choć jestem przekonana, że tak naprawdę każdy skorzysta z zawartej tu wiedzy. Pod warunkiem oczywiście, że nie skończy się na zapoznaniu z książką, a na czynnym wykorzystywaniu rad i kierowaniu się zamieszczonymi wskazówkami.
Książka – jak wskazuje tytuł – składa się z trzydziestu trzech krótkich rozdziałów, gdzie wiedza merytoryczna przeplata się z praktyką. Autor w tych rozdziałach zawarł sposoby na rozwijanie kreatywności i uprawianie twórczego życia, choć tak naprawdę, tych sposobów można by wymienić o wiele więcej. Te jednak wydają się najważniejsze, a przy tym każdy może z nich skorzystać. Każdy rozdział zakończony jest blokiem „Próby”, w którym zamieszczone są zadania do wykonania. Ta praca domowa służy doświadczeniu tego, o czym czytamy w danym rozdziale. Już sama obserwacja, zastanowienie się nad pewnymi kwestiami otwierają nasz umysł na nowe możliwości i pozwalają tworzyć nowe połączenia neuronalne. Autor nazywa je nawet treningiem kreatywności i nie ma w tym określeniu przesady.
Dodatkowo w książce znajdziemy przykłady „z życia wzięte”, czyli sylwetki kreatywnych osób, które w niecodzienny sposób działają, rozwiązują problemy, tworzą, przy okazji mogąc zainspirować innych. To ludzie, których nazwisk nie znajdziemy możne na pierwszych stronach gazet, ale dzięki temu wydaje się ich dzielić od nas mniejszy dystans, a przez to i my nabieramy przekonania, że kreatywne życie jest możliwe również w naszym wykonaniu. Uzupełnieniem lektury są również zdjęcia, mniej lub bardziej związane z tekstem, które na różne sposoby na nas oddziałują, albo ilustrując dany fragment, albo przykuwając nasz wzrok jakimś elementem czy tematem.
Poradnik, inaczej niż większość dostępnych na rynku, nie obiecuje nam, że w tydzień staniemy się bardziej kreatywni i dzięki temu odniesiemy sukces. Przede wszystkim pozwala nam dokładnie zrozumieć, czym jest kreatywność i co może ją ograniczać. Podsuwa nam sposoby na rozwijanie tej kreatywności, daje zgodę (a nawet zachęca do tego) na twórcze wyprawy naszego umysły. A wszystko po to, byśmy nie zmienili się w maszyny działające według schematu. Wpuśćmy zatem kreatywność do naszego życia!
Współczesne czasy stanowią pochwałę dla kreatywności. Kreatywne jest już wszystko, począwszy od zabawek po artykuły biurowe. Kreatywność ma wzięcie, jest na nią zapotrzebowanie, tyle tylko, że cały system w którym funkcjonujemy robi wszystko, by tę kreatywność zabić. Począwszy od wczesnych etapów nauki dzieci uczone są zachowania się zgodnie z przyjętymi wzorcami i uczenia...
więcej mniej Pokaż mimo to
Za zamkniętymi drzwiami domów wiele się zwykle dzieje, choć nie zawsze zdajemy sobie sprawę z tego, że dzieje się źle. Bardzo często wytykamy palcami rodziny dysfunkcyjne, pochodzące z peryferyjnych obszarów kraju lub o niższym statusie ekonomicznym nie zdając sobie sprawy, że brak miłości, obojętność czy przemoc fizyczna i psychiczna dotyczyć może rodzin szanowanych i bogatych. Co więcej, ofiary takiej przemocy rzadziej zwracają uwagę, bowiem doskonale potrafią się kamuflować, zresztą leży to również w szeroko pojętym interesie rodziny. Pieniądze załatwiają wiele rzeczy, ale nie widzimy osoby poszkodowanej, bowiem trudno nam uwierzyć, że może nią być.
Charmaine Wallace ma wszystko – pieniądze, dom pełen służących, piękną matkę i czarującego ojca. Tyle tylko, że o ile ojciec jest mało nią zainteresowany, to matka jej nienawidzi, oskarżając ją o zakończenie kariery modelki i odejście ojca. Mimo iż Charm ma dobre relacje z bratem, będącym oczkiem w głowie rodziców, to jednak wiele by oddała za biedniejszy, ale wypełniony miłością dom. Właściwie nie powinno jej dziwić, że została odesłana jak najdalej od rodziców, do szkoły z internatem, o mrocznej nazwie Mulberry Heights. Elitarna placówka z internatem, zagubiona pośród lasu, z dala od cywilizacji, z całą listą rzeczy i zachowań zakazanych jest idealna do pozbywania się z domów niechcianych dzieci, które przeszkadzają rodzicom. Oczywiście pod warunkiem, że są oni na tyle bogaci, by je tu umieścić.
Charm przybywa do szkoły kilka dni po rozpoczęciu roku, co stawia ją w jeszcze gorszej sytuacji. Nie dość, że niektórzy są tu od początku szkoły, to ci, którzy dopiero dołączyli, zdążyli się już poznać. Nawet nauczyciele dali Charm odczuć, co myślą o rozpoczynaniu nauki kilka dni po oficjalnym jej rozpoczęciu. Całe szczęście, że zjawił się ktoś, kto mimo wszystko jej pomógł odwrócić uwagę nauczycieli. Ktoś, kto stał się jej największym przekleństwem i największą rozkoszą.
Larue, chłopak o mrocznym spojrzeniu jest tym, któremu zwykle wszyscy schodzą z drogi. Krążą o nim niesamowite plotki, a lista wykroczeń, a także dziewczyn, które uwiódł, wydaje się nie mieć końca. Powtarzał też rok, rzekomo przespał się ponadto z nauczycielką. Jednak najgorsze jest to, że część osób boi się spojrzeć mu w oczy nie ze strachu przed nim, ale przed jego ojcem. Woli też być ślepym na to, co ojciec mu robi, kiedy zjawia się w szkole. A zjawia się regularnie, bowiem uczy się tu jego ukochany syn, Aurelian. A kiedy chłopak znika, podejrzenia od razu kierują się na Larue.
Jak rozwinie się ta opowieść? Przekonamy się o tym dzięki niezwykle porywającej powieści, autorstwa Natalii Grzegrzółka. Opublikowana nakładem wydawnictwa Jaguar książka pt. „The paper dolls”, to pierwsza część cyklu Mulberry Tales, która wciąga od pierwszych stron, ale i przeraża. Doskonała kreacja bohaterów, szczególnie Larue, oscylującego pomiędzy byciem ofiarą a oprawcą, a także temat przemocy w rodzinie, nie pozwalają nam nawet na chwilę dekoncentracji. Oddanie narracji bohaterom powoduje, że możemy spojrzeć na wydarzenia z różnej perspektywy po to, by pokazać rodzinne dramaty, ale również powolną degradację osobowości, zatracenie granicy pomiędzy dobrem a złem. Mocno podszyta psychologią książka mogłaby być również romansem, choć ten stanowi tak naprawdę tylko tło do pokazania całej dewiacji, nie tylko systemu opiekuńczego, ale i rodziny. Lektura pozostawia nas z pytaniem, co to za świat, w którym dorośli udają, że nie widzą cierpienia dziecka i z rozczarowaniem, że pomimo znacznej objętości ( prawie czterysta pięćdziesiąt stron) tak szybko się kończy. Pozostaje nam zatem tylko wypatrywać z niecierpliwością dalszych losów bohaterów.
Za zamkniętymi drzwiami domów wiele się zwykle dzieje, choć nie zawsze zdajemy sobie sprawę z tego, że dzieje się źle. Bardzo często wytykamy palcami rodziny dysfunkcyjne, pochodzące z peryferyjnych obszarów kraju lub o niższym statusie ekonomicznym nie zdając sobie sprawy, że brak miłości, obojętność czy przemoc fizyczna i psychiczna dotyczyć może rodzin szanowanych i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jesteśmy przyzwyczajani do schematów od najmłodszych lat. Nasze zachowania, jak i odpowiedzi, powinny być przewidywalne. Kreatywność, mimo szumnych haseł o jej rozwijaniu, w placówkach oświatowych jest zwykle tępiona, podobnie jak i zresztą później, w wielu zakładach pracy. Rozwój szkolnictwa idzie w tym kierunku, że możliwe są tylko takie odpowiedzi, jakie założył autor i trzeba wpasować się w klucz, by dostać dobrą ocenę. Nie do pomyślenia jest, by wykazać sceptycyzm wobec odpowiedzi, nie do pomyślenia, by podać inne warianty zdarzeń.
Nie jesteśmy uczeni myślenia krytyczne, poddawania w wątpliwość, a systemy, w jakich funkcjonujemy, preferują raczej ślepe posłuszeństwo i schematyczne (czyli przewidywalne) działania. Czy zatem w takich warunkach może powstać jakaś nowa idea? Czy może powstać jakaś innowacja? Nowy porządek? Okazuje się, że tak, bowiem krytyczne myślenie można ćwiczyć. I to nie tylko po to, by sprawdzić się jako innowator czy wynalazca, ale chociażby po to, by poradzić sobie w codziennym życiu z rozwiązywaniem problemu. Bo życie, w przeciwieństwie do testów, nie zawsze lubi proste odpowiedzi i nie zawsze istnieje do niego odpowiedni klucz.
O tym właśnie, jak myślenie krytyczne ćwiczyć, jak zadawać pytania, szukać przyczyn i w ten sposób znajdować rozwiązania, przeczytamy w książce pt. „Myślenie krytyczne, czyli jak żyć mądrzej”, autorstwa Michała Jasieńskiego. Opublikowana nakładem Oficyny Wydawniczej IMPULS książka to impuls do tego, by zacząć nie tyle myśleć krytycznie, co … myśleć. Mimo naukowego zacięcia, książka napisana jest stosunkowo prostym językiem, przez co staje się dostępna do szerokiego grona czytelników. Po to, by wyrwać ich ze stagnacji, z otępienia, by skłonić do zadawania pytać i szukania przyczyn, nawet tych oczywistych, ale stojących w opozycji wobec powszechnie przyjętych opinii.
Książka składa się z czterech części poprzedzonych obszernym wstępem. Przeczytamy w nim m.in. o świadomości własnego myślowego bałaganiarstwa i przekonamy się, jak wprowadzenie porządku do naszego myślenia zmienia trudny problem w banalny. Zapoznamy się również z obawami autora związanymi z naciskiem na dziedziny humanistyczno-teologiczne zamiast przedmiotów ścisłych, co opóźnić może rozwój cywilizacyjny kraju. Dowiemy się również, że odpowiedź na pytanie „dlaczego?”, jest jednym z najtrudniejszych dla osoby racjonalnej.
Jak sam autor zaznacza, tematy zawarte w książce pochodzą z różnych dziedzin, od statystyki, poprzez lingwistykę, aż do mitologii. To wszystko po to, by dokładnie mogły wybrzmieć poruszane przez autora w kolejnych częściach kwestie. I tak, w części pierwszej zmierzymy się z kategoriami i klasyfikacjami, dowiadując się m.in. o pułapkach logicznych, jakie czekają na nas w trakcie prób uporządkowania tego, co wiemy o świecie. Przeczytamy tu m.in. o logice klasyfikowania, o katalogowaniu ras ludzkich, a także o sprawach płciowości, które – jak się okazuje – również wymagają obecnie klasyfikowania. W części drugiej poświęconej skali, zmienności i przewidywalności świata przekonamy się o ograniczeniach naszego poczucia skali zdarzeń czy o losowości, o której zapominamy w obliczu naszego zdrowego rozsądku. Część trzecia poświęcona została decyzjom i – unikając stopniowania, klasyfikowania i oceniania – wydawać się może najbardziej istotną dla naszej codzienności, bowiem codziennie przecież dokonujemy wyborów. Pytanie tylko, czy dla nas najlepszych? W tej części przeczytamy o ograniczeniach i założeniach, jakie czynimy przy podejmowaniu decyzji. Autor przybliża tu m.in. klasyczną teorię podejmowania decyzji, wspomina, że zamiast najlepszych możliwych decyzji podejmujemy zwykle decyzje zadowalające, wymienia również przesłanki, którymi najczęściej się kierujemy przy podejmowaniu decyzji. Dowiemy się również, czym jest błąd Leibniza i przekonamy się, że do rozwiązywania problemów matematycznych często przydaje się pamięć o wymogach świata realnego, których matematyczny problem dotyczy. Część czwarta poświęcona została analizie przyczyn. Znajdziemy tu różne metody temu służące (m.in. metodę pytań „dlaczego?”, diagram Ishikawy), a także kryteria dla ustalenia związku przyczynowego pomiędzy zjawiskami – autor podkreśla tu, że kryteria te powinny być stosowane w codziennym życiu przez wszystkie osoby racjonalnie patrzące na świat.
Lektura książki jest wymagająca szczególnie jeśli głowić się będziemy nad licznymi zagadkami i problemami w książce umieszczonymi, do czego zresztą autor nas zachęca, zanim zerkniemy na podpowiedź. Jednak jest to publikacja, która otwiera nas na nowe rozwiązania, nowy sposób myślenia, patrzenia na świat (i na problemy). Zachęca do zadawania pytania „dlaczego?”, docierania do przyczyn, do zrozumienia mechanizmów procesu, zamiast ślepego przyjmowania jego rezultatów. To prawdziwy kij w mrowisko, szczególnie wobec systemu gloryfikującego schematy. Z zaciekawieniem czekam na kolejne pozycje autorstwa Michała Jasieńskiego.
Jesteśmy przyzwyczajani do schematów od najmłodszych lat. Nasze zachowania, jak i odpowiedzi, powinny być przewidywalne. Kreatywność, mimo szumnych haseł o jej rozwijaniu, w placówkach oświatowych jest zwykle tępiona, podobnie jak i zresztą później, w wielu zakładach pracy. Rozwój szkolnictwa idzie w tym kierunku, że możliwe są tylko takie odpowiedzi, jakie założył autor i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Okres dorastania jest dla młodego człowieka trudny i to nie tylko dlatego, że to czas przemian zachodzących w ciele (przede wszystkim w mózgu), ale również dlatego, że wiele się wówczas dzieje. Kolejne szkoły, nowi nauczyciele, grupy rówieśnicze, konieczność podejmowania samodzielnie wielu decyzji – to wszystko niezwykle obciąża psychicznie młodego człowieka i powoduje, że kiedy nie ma wsparcia wśród bliskich, może się pogubić. Dorastanie to również czas odkrywania swojej tożsamości, również seksualnej, to czas eksperymentowania z modą, wyglądem, przesuwaniem granic czy partnerami. Czasami jednak młody człowiek jest tak pogubiony, że tak naprawdę nie wie dokąd zmierza i czego chce.
W takiej właśnie sytuacji jest siedemnastoletnia Frances, przewodnicząca szkolnego samorządu, najlepsza uczennica na roku. Wybierała się na Uniwersytet Cambridge, a jej plan na życie obejmuje skończenie studiów, znalezienie dobrej pracy, zarabianie dobrych pieniędzy i szczęśliwe życie. I mogłoby się to tak naprawdę udać, bowiem Frances koncentruje się właściwie tylko na nauce, ograniczając do minimum życie prywatne. Jedynie w domowym zaciszu pozwala sobie na luz i bycie sobą, rysuje i słucha podcastów. Jednym z ulubionych jest Universe City, opowiadający o androgenicznym studencie detektywie, który korzystając ze swoich zdolności rozwiązuje różnego rodzaju zagadki. Frances do tego stopnia wciągnęła się w rzeczywistość wykreowaną przez tajemniczego autora podcastów, że na podstawie Universe City tworzy prace, umieszczając je w siebie pod pseudonimem Toulouse.
Kiedy twórca Universe City zwraca się do Frances z prośbą, by podjęła z nim współpracę, dziewczyna jest niezwykle szczęśliwa. Ma jednak świadomość, że to niezwykle pracochłonne zajęcie, a ona musi skoncentrować się na wynikach w nauce. Ostatecznie jednak zgadza się na wspólną pracę. Tyle tylko, że w międzyczasie poznaje autora podcastów. A właściwie nie poznaje, bowiem dość dobrze go już zna, raczej odkrywa jego tożsamość. Pomiędzy nimi szybko nawiązuje się nić porozumienia, która przeradza się w przyjaźń. Tyle tylko, że oboje są przyzwyczajeni do zakładania masek – nawet, kiedy poznają swoje sekrety, pozostaje jeszcze jedna tajemnica z przeszłości, bowiem Frances czuje się odpowiedzialna za zniknięcie siostry przyjaciela.
Jak zakończy się ta historia? Czy relacja budowana na kłamstwie, również tym wobec siebie, ma szansę na przetrwanie? Czy Frances w końcu odważy się robić to, na co ma ochotę i zastanowi się nad tym, kim naprawdę jest? Przekonamy się o tym dzięki lekturze słodko-gorzkiej opowieści autorstwa Alice Oseman pt. Radio Silence”, skierowanej do młodych czytelników. To jedna z niewielu książek poruszających kwestię tożsamości płciowej, preferencji seksualnych, ale również temat szkolnych wyników i tego, w jak nikłym stopniu odzwierciedlają one rzeczywiste marzenia, cele i zaangażowanie.
Ta przepiękna historia o przyjaźni i życiowych wyborach przyciąga uwagę swoją głębią, mimo lekkości, z jaką została napisana. Nie znajdziemy tu jednak banalnych dialogów czy infantylnych wyznań, a raczej próbę nawiązania głębokiej relacji, również tej z samym sobą. W książce znajdziemy wiele fragmentów podcastu czy wiadomości testowe oraz treści postów, co może przeszkadzać, choć tak naprawdę doskonale komponuje się zarówno z charakterem książki, jak i tematyką. Tym sposobem to wspaniała książka o byciu sobą, którą powinien przeczytać każdy nastolatek.
Okres dorastania jest dla młodego człowieka trudny i to nie tylko dlatego, że to czas przemian zachodzących w ciele (przede wszystkim w mózgu), ale również dlatego, że wiele się wówczas dzieje. Kolejne szkoły, nowi nauczyciele, grupy rówieśnicze, konieczność podejmowania samodzielnie wielu decyzji – to wszystko niezwykle obciąża psychicznie młodego człowieka i powoduje, że...
więcej mniej Pokaż mimo to
Mówi się, że jeśli chcesz rozśmieszyć Pana Boga, to zrób jakieś plany. Niestety, mimo iż życie bez planowania jest trudne i chaotyczne, to bardzo często bywa tak, że plany udaremnia nam złośliwy chichot losu. Co więcej, niekiedy to nie tylko zmiana planów, ale całego życia, które sypie się niczym domek z kart.
Tej przewrotności losu doświadczyła właśnie Jack Cross. Wraz z mężem wiodą skromne, ale szczęśliwe życie w małym domku w jednej z londyńskich dzielnic. Dzielą ze sobą nie tylko życie prywatne, ale również zawodowe, prowadząc firmę zajmującą się testowaniem systemów zabezpieczeń. Gabe, jako programista, był prawdziwym specjalistą od bezpieczeństwa cyfrowego, Jack koncentrowała się natomiast na fizycznym działaniu i pracowała w terenie. Wspólnie tworzyli doskonały team, który wyróżniał się w branży testerów systemów zabezpieczeń. Kontrolowali te systemy dla wielu firm z różnych dziedzin gospodarki, a wyniki tych testów miały posłużyć do zwiększenia bezpieczeństwa danych tych firm.
Zlecenie przeprowadzenia fizycznego i cyfrowego testu penetracji w biurach Arden Alliance, miało być jednym z wielu podobnych. Niestety wystarczył jeden błąd, by sprawy wymknęły się spod kontroli, a Jack została schwytana przez policję. Na nieszczęście trafiła tam na swojego byłego partnera – sadystę i manipulatora, który wykorzystywał mundur do pokazywania swojej mocy. Z drugiej strony właśnie dzięki niemu została wypuszczona bez aresztowania, bowiem potwierdził on jej zawód i wytłumaczył, czym Jack się zajmuje. Jakby mało było jeszcze problemów, kobiecie nie udaje się skontaktować ani ze zleceniodawcą, ani z mężem. Kiedy wraca do domu, wszystko staje się jasne – Gabe nie mógł się z nikim skontaktować, bo … był martwy.
Niestety szybko okazuje się, że policja ma podejrzanego, a właściwie podejrzaną i jest nią właśnie Jack. Dom nie nosił bowiem śladów włamania, a Gabe miał poderżnięte gardło i zmarł nad swoim komputerem, zatem nic nie wskazuje na to, że to on wpuścił napastnika. Z racji tego, że zwykle mordercą jest współmałżonek czy partner ofiary, Jack od razu znajduje się na przegranej pozycji. Kobieta jednak wie, że jeśli ona zostanie zatrzymana, to prawdziwy morderca wymknie się wymiarowi sprawiedliwości. Ucieka zatem przed policją i stara się za wszelką cenę dotrzeć do prawdy. Postanawia skontaktować się z najbliższym przyjacielem męża licząc na to, że może ten będzie umiał wskazać motyw morderstwa. Wszystko bowiem wskazuje na to, że Gabe się czegoś bał, skoro tuż przed śmiercią wykupił ubezpieczenie na oszałamiającą kwotę dla siebie i dla żony. Tyle tylko, że ten fakt może nie tylko pogrążyć Jack, ale również może świadczyć o tym, że ktoś planuje ją wrobić.
Czy uda jej się poznać prawdę? Czy to możliwe, żeby Gabe, buszujący również w darknecie komuś się naraził? Czy to możliwe, żeby nielegalnie próbował sprzedać wiedzę na temat wadliwego systemu – jak sugeruje jego przyjaciel? Jak dobrze Jack znała męża? Na te i na wiele innych pojawiających się pytań odpowiedzi znajdziemy w najnowszej powieści Ruth Ware pt. „Godzina zero”. Opublikowana nakładem wydawnictwa Czwarta Strona powieść to doskonały thriller, który trzyma nas w napięciu do ostatniej strony i to nawet wówczas, kiedy niezbyt dobrze orientujemy się w aplikacjach i systemach komputerowych. Misternie skonstruowana fabuła i tocząca się w szybkim tempie akcja nie pozwalają nawet na chwilę dekoncentracji, a kończący się Jack czas sprawia, że czujemy oddech pościgu (i śmierci) za plecami. I mimo iż dość szybko możemy domyślić się, kto może być odpowiedzialny za śmierć męża Jack, to niemal do ostatnich chwili nie wiadomo, dlaczego i w jaki sposób. A zaskakujące zwroty akcji jeszcze potęgują nieustanne zaskoczenia, których doświadczamy w trakcie lektury. To sprawia, że jeszcze długo po odłożeniu książki nie możemy się uspokoić, a już na pewno czujemy impuls, by zmienić wszystkie hasła dostępu w komputerze.
Mówi się, że jeśli chcesz rozśmieszyć Pana Boga, to zrób jakieś plany. Niestety, mimo iż życie bez planowania jest trudne i chaotyczne, to bardzo często bywa tak, że plany udaremnia nam złośliwy chichot losu. Co więcej, niekiedy to nie tylko zmiana planów, ale całego życia, które sypie się niczym domek z kart.
Tej przewrotności losu doświadczyła właśnie Jack Cross. Wraz z...
Frida Kahlo, słynąca z autoportretów meksykańska malarka, w tradycyjnym stroju, z niebanalną urodą i charyzmatyczną osobowością fascynowała zarówno mężczyzn, jak i kobiety. Korzystała z życia, na ile mogła, choć ono było dla niej nieustannym cierpieniem. W dzieciństwie Frida przechodziła chorobę Heinego-Medina, w konsekwencji czego została kaleką. Ta niepełnosprawność pogłębiła się na skutek poważnych urazów odniesionych podczas wypadku komunikacyjnego. Na skutek uderzenia jedna z poręczy przebiła ją na wylot uszkadzając narządy wewnętrzne, kręgosłup, nogi, a ten straszny widok potęgował jeszcze fakt, że skąpane we krwi ciało obsypane było złotą farbą w proszku, która wysypała się jednemu z pasażerów feralnego autobusu. Frida cudem przeżyła i dzięki wypadkowi, który unieruchomił ją na całe miesiące, zyskała pasję. Zajęła się malarstwem, a jej pełne pasji i cierpienia portrety do dziś przyciągają wzrok. Sama jednak podkreślała, że wypadek autobusowy nie był jedynym, jaki zdeterminował jej życie. Tym gorszym, był Diego Riviera, genialny malarz, muralista, sekretarz generalny Komunistycznej Partii Meksyku. Ich związek pełen był wzlotów i upadków, zdrad i wybuchów miłości, niszczył ją i inspirował jednocześnie.
Niewiele jest na polskim rynku biografii tej niezwykłej artystki, a szkoda, bo jej życie było wyjątkowo fascynujące. O tej przesiąkniętej cierpieniem malarce możemy przeczytać w powieści pt. „Kucharka Fridy”, ale jest to książka o tyle niezwykła, że na Fridę patrzymy tu przez pryzmat jej kucharki, Nayeli, młodej Tehuanki. Losy tych dwóch kobiet stają się nierozerwalnie splątane ze sobą, co więcej, młoda uciekinierka staje się ważną historycznie postacią, bowiem zupełnie przez przypadek pomaga uciec Diegowi po zamachu na Lwa Trockiego. Tę burzliwą przeszłość babci, poznajemy dzięki retrospekcji, bowiem tak naprawdę historia toczy się współcześnie, kiedy to Paloma Cruz, wnuczka Nayeli, odnajduje po śmierci swojej przodkini w Buenos Aires pewien obraz, należący do staruszki. Co więcej, na tym obrazie jest prawdopodobnie sama Nayela i został on namalowany przez Diego. A jest wiele kolekcjonerów sztuki i nieuczciwych pośredników, którzy są zdolni zabić za nieodkryte jeszcze dzieło sztuki tego wyjątkowego malarza.
W jakich okolicznościach obraz namalowany? Dlaczego babka nigdy o nim nie wspominała? Paloma stara się odkryć prawdę o obrazie, a także poznać lepiej swoją babcię. Niestety, nawet nie wie, jak niebezpieczną ścieżką podażą – już samo oddanie obrazu do oprawienia oznaczało podpisanie wyroku śmierci na ramiarza… Czy zatem uda jej się odzyskać obraz? Czy poznając prawdę tym samym znajdzie swoją drogę?
Historia z wątkiem kryminalnym, dotyczącym handlu dziełami sztuki i podrabiania ich, jest równie fascynująca jak wydarzenia z przeszłości, kiedy to Nayela staje przed domem Fridy i zostaje wzięta za wyimaginowaną przyjaciółkę, tehuańską lalkę. Malarka wciąga dziewczynkę w wir wydarzeń, którego epicentrum jest mężczyzna o wyglądzie żaby, Diego Riviera. Nayela staje się nie tylko kucharką Fridy, ale rzeczywiście jej przyjaciółką, tyle że jak najbardziej realną. Staje się też jej powierniczką i uzdrowicielką – przynajmniej na tyle, na ile można uzdrowić duszę jedzeniem.
Powieść zachwyci zarówno wielbicieli Fridy Kahlo, jak i wszystkich, którzy cenią sobie doskonale skonstruowane powieści. Mamy tu dwie historie, toczące się niezależnie od siebie, choć mające wiele ze sobą wspólnego. Poznajemy przede wszystkim losy silnych kobiet, choć u każdej z nich ta siła objawia się w inny sposób. Gdzieś pomiędzy smakami i aromatami, pomiędzy wrażliwością artystki i jej bólem, pomiędzy tęsknotą Nayeli za siostrą, pomiędzy pysznymi empanadas zatapiamy się w tych opowieściach czując się ich częścią. Plastyczny język powieści, słowa, które niczym pociągnięcia pędzla malują nam niezwykłe historie niezwykłych ludzi zachwycają i sprawiają, że żyjemy życiem bohaterów, zachwycamy się meksykańskim kolorytem, zaś ból Fridy jest naszym bólem. Ta wyjątkowa książka inspiruje nie tylko do sięgnięcia po album z autoportretami malarki, ale również do smakowania życia. Dosłownie i w przenośni!
Frida Kahlo, słynąca z autoportretów meksykańska malarka, w tradycyjnym stroju, z niebanalną urodą i charyzmatyczną osobowością fascynowała zarówno mężczyzn, jak i kobiety. Korzystała z życia, na ile mogła, choć ono było dla niej nieustannym cierpieniem. W dzieciństwie Frida przechodziła chorobę Heinego-Medina, w konsekwencji czego została kaleką. Ta niepełnosprawność...
więcej mniej Pokaż mimo to
Samobójstwo można popełnić na dziesiątki sposobów. Do tych najczęściej występujących zalicza się połknięcie tabletek czy podcięcie sobie żył. Są też takie osoby, które kończą swoje życie wieszając się. Nieliczne skaczą z wysokości, być może dlatego, że wizja siebie z paraliżem bądź innymi urazami, jest gorsza niż śmierć.
Są jednak tacy, którzy na miejsce samobójstwa wybierają taką wysokość, że o przeżyciu nie może być mowy – na przykład taras na dwudziestym piątym piętrze wieżowca w londyńskim City. Kobieta, która skoczyła z dachu z pewnością chciała być pewna, że nie przeżyje. Pytanie jednak brzmi, czy rzeczywiście skoczyła sama czy może ktoś jej pomógł? I czy tym kimś, była blisko czterdziestoletnia niedoszła aktorka, tymczasowa pracownica jednego z banków, Tate Kinsella? Kobieta twierdzi, że nie, choć plącze się w zeznaniach, czym zwraca uwagę śledczych. Tym bardziej, że ofiarą zabójstwa okazuje się być żona jej kochanka. Wygląda na to zemstę, a raczej na próbę pozbycia się ewentualnej rywalki, bowiem rzekomy kochanek do spotkań się nie przyznaje. Co więcej, jako odpowiedzialny za bezpieczeństwo informatyczne doskonale wie co zrobić, by nawet w sieci nie pozostały żadne ślady jego kontaktów z Tate.
Obrony Tate podejmuje się młoda prawniczka, która wierzy w niewinność kobiety i za wszelką cenę chce ją udowodnić. Tyle tylko, że w tej historii tak naprawdę nic się nie zgadza, wygląda zatem, że albo Tate kłamie i rzeczywiście jest odpowiedzialna za morderstwo, albo… No właśnie, o co tak naprawdę chodzi w tej niezwykle zawikłanej i emocjonującej książce pt. „Na krawędzi”, autorstwa Ruth Mancini? Przekonamy się, sięgając po opublikowaną nakładem wydawnictwa HarperCollins powieść, która stanowi prawdziwą kryminalną zagadkę. To książka, po którą sięgnąć powinni nie tylko wielbiciele thrillerów czy kryminałów, ale i zagadek rodem z Sherlocka Holmesa. Nic tu do siebie bowiem nie pasuje, zeznania świadków wzajemnie się wykluczają, a najmniej wiarygodna jest historia opowiedziana przez Tate. Tyle tylko, że żeby postawić jej zarzuty, śledczy muszą udowodnić jej winę. A to już nie jest takie proste.
Nie ma bowiem żadnych dowodów, że Tate tego nie zrobiła, ale nie ma też żadnych na potwierdzenie, że jest za morderstwo odpowiedzialna. Jednak jej wersja wydarzeń jest wysoce nieprawdopodobna, opowiada bowiem śledczym o tajemniczej kobiecie imieniem Helen Jones, która w trakcie firmowego przyjęcia pracowników banku, chciała popełnić samobójstwo. Rozmowa z Tate rzekomo ją od tego odwiodła, po czym kobiety wspólnie wyszły z budynku. Następnego dnia owa kobieta miała zadzwonić do Helen z prośbą o wprowadzenie jej do biurowca, gdzie ponoć zgubiła cenny kolczyk. I tu już opowieść rwie się, bowiem Helen raz jest pracownikiem londyńskej firmy zlokalizowanej w budynku, raz już nie jest, niby posiada przepustkę, ale jej nie posiada. To tylko kilka niepokojących faktów, które powinny powstrzymać Tate przed wejściem do biurowca. Chyba że … Helen nigdy nie istniała.
Zagwarantować mogę tylko tyle, że niezależnie od tego, ile potencjalnych scenariuszy i rozwiązań wymyślicie, z pewnością nie zgadniecie, co szykuje autorka. To właśnie to zaskoczenie, nieustanne należy dodać, zmienia przeciętną dość książkę w taką, którą długo zapamiętamy. Powieść angażuje nas od pierwszych stron i budzi skrajne emocje wobec bohaterów, choć nasz stosunek do kolejnych postaci zmienia się wraz z czytanym tekstem. Spektakularne zakończenie jest prawdziwą wisienką na torcie i nagrodą dla nas, pozwalającą nareszcie poznać motywy działania poszczególnych bohaterów. Z pewnością koło tej pozycji nie można przejść obojętnie.
Samobójstwo można popełnić na dziesiątki sposobów. Do tych najczęściej występujących zalicza się połknięcie tabletek czy podcięcie sobie żył. Są też takie osoby, które kończą swoje życie wieszając się. Nieliczne skaczą z wysokości, być może dlatego, że wizja siebie z paraliżem bądź innymi urazami, jest gorsza niż śmierć.
więcej Pokaż mimo toSą jednak tacy, którzy na miejsce samobójstwa...