Potęga mitu

Okładka książki Potęga mitu
Joseph Campbell Wydawnictwo: Znak nauki społeczne (psychologia, socjologia, itd.)
260 str. 4 godz. 20 min.
Kategoria:
nauki społeczne (psychologia, socjologia, itd.)
Tytuł oryginału:
The Power of Myth
Wydawnictwo:
Znak
Data wydania:
2007-01-01
Data 1. wyd. pol.:
2007-01-01
Liczba stron:
260
Czas czytania
4 godz. 20 min.
Język:
polski
ISBN:
9788324008339
Tłumacz:
Ireneusz Kania
Tagi:
mit kultura wvspółczesna Campbell
Średnia ocen

                7,9 7,9 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,9 / 10
58 ocen
Twoja ocena
0 / 10

Opinia

avatar
631
65

Na półkach: ,

Książka jest rozszerzonym zapisem rozmów, jakie znalazły się w dokumentalnym serialu telewizji PBS wyemitowanym w 1988 roku: Bill Moyers przeprowadził je w 1985 i 1986 roku z Josephem Campbellem, jednym z najbardziej znanych mitoznawców XX wieku.
Praca składa się ze wstępu pióra Moyersa oraz ośmiu rozdziałów: "Mit a świat współczesny", "Podróż do wewnątrz", "Pierwsi opowiadacze", "Ofiara i błogość", "Przygoda bohatera", "Podarunek Bogini", "O miłości i małżeństwie", "Maski wieczności".
Campbell prezentuje tu w charakterystyczny dla siebie, generalnie przystępny sposób, swoje poglądy, znane z takich prac, jak "Bohater o tysiącu twarzy", czy "Maski Boga".

Kluczowe i dla mnie najbardziej interesujące wątki dotyczą kilku fundamentalnych kwestii, takich jak istota, specyfika i rola mitów w życiu jednostki i społeczeństw, znaczenie bohatera, interpretacja religii, czy mitotwórcza rola popkultury.

Punktem wyjścia jest refleksja nad naturą życia, jako zjawiska przynoszącego w sposób - zdaniem Campbella oraz tradycji mitycznych oraz religijnych - cierpienie. Tematem przewodnim klasycznej mitologii jest zatem śmiertelność, będąca ukrytą przyczyną wszelkiego cierpienia.

Głównym problemem życia jest zatem śmierć.

„Istotą życia jest zabijanie i zjadanie tego, co zabite; jest to wielka tajemnica, którą muszą zajmować się mity”.

"Rytuał to zbiorowe uczestnictwo w najwstrętniejszym akcie, w akcie życia - to znaczy w zabijaniu i zjadaniu innej żywej istoty. Robimy to razem i na tym właśnie polega życie".

"Ze stosów obumarłych drzewnych pni i liści strzelają w górę młode pędy niosące dawnym ludziom tę oto, jak się zdaje, naukę, iż ze śmierci wytryska życie i powstają narodziny. Wyciągnięto z tego ponury wniosek, że sposobem zwiększenia życia jest zwiększanie śmierci. To dlatego w całym pasie równikowym naszej planety mamy do czynienia z zupełnym rozpasaniem ofiar - roślinnych, zwierzęcych i ludzkich".

Oto opis rytuału z Nowej Gwinei:
"Przy dźwiękach bębnów i śpiewów chłopcy (...) odbywają z tą dziewczyną pierwszy stosunek, a kiedy ostatni z nich jest właśnie w pełnym miłosnym złączeniu z nią, podpierające słupy zostają usunięte, belki walą się na parę młodych i zabijają ich. Męskie i żeńskie znów zostaje zjednoczone, tak jak było na początku, przed rozdzieleniem. Jedność płodzenia i śmierci.
Potem tych dwoje dzieciaków wyciągają stamtąd, pieką i zjadają jeszcze tego samego wieczora. Cały obrzęd jest powtórzeniem początkowego aktu zabicia boga, w następstwie czego martwy zbawca zsyła pożywienie. Podczas ofiary mszalnej zostajesz pouczony, że jest co ciało i krew Zbawiciela. Przyjmujesz je w siebie, zwracasz się do wewnątrz, a on działa w tobie".

Mitologia jest w pewnym sensie terapią:

"Jednym z głównych problemów mitologii jest pojednanie ludzkiego umysłu z tą brutalną przesłanką wszelkiego życia, które żyje dzięki zabijaniu i zjadaniu innego życia. Nie bujajmy się, żywienie się wyłącznie roślinami też niczego nie załatwia, bo i one żyją. A więc istotą życia jest samozjadanie się! Życie karmi się życiem, i pogodzenie się ludzkiego umysłu oraz wrażliwości z tym fundamentalnym faktem jest jednym z zadań niektórych spośród tych rzeczywiście bardzo brutalnych obrzędów, polegających głównie na zabijaniu - poniekąd imitacji pierwotnej zbrodni, z jakiej powstal nasz doczesny świat, w którym wszyscy uczestniczymy. Pojednanie umysłu z warunkami życia to podstawowy motyw wszelkich opowieści o stworzeniu.od tym względem są one do siebie bardzo podobne".

Tu warto zauważyć, że o ile być może mity mówią o pojednaniu i akceptacji, to religie mówią raczej o ucieczce i zbawieniu, a to zupełnie inne przesłanie.

Campbell ma poglądy bliskie Jungowi. Mity są dla niego „kluczami do duchowych możliwości ludzkiego życia”. "Mit jest publicznym snem, a sen - prywatnym mitem".
Głównym tematem wszelkiej mitologii jest "przeświadczenie, że istnieje niewidzialny wymiar bytu podtrzymujący wymiar widzialny".

Mity mówią "o tym, jak zestroić się z wielką symfonią, którą jest świat, jak harmonię naszego własnego ciała uzgodnić z harmonią świata". "Każdy człowiek musi znaleźć taki aspekt mitu, który będzie związany z jego własnym życiem".

Mity to „sny świata. Sny archetypowe, o wielkich ludzkich problemach. Mam świadomość, kiedy, w której chwili staję przed jednym z takich progów. Mit mówi mi o nim i podpowiada, jak reagować na takie czy inne kryzysy, rozczarowania, zachwyty, klęski i sukcesy. Mity mówią mi, gdzie w danej chwili jestem”.

"Myślę o mitologii jako ojczyźnie Muz, inspiratorek sztuki i poezji" - powiada Campbell - Mit stwarza ci możność ujrzenia życia jako poematu i uczestniczenia w tym poemacie".

Sztuka (zwłaszcza literatura, choć nie tylko) jako brama do tajemnic człowieczeństwa - ten wątek także przewija się w książce wielokrotnie. Dla Campbella życiowymi przewodnikami byli Mann i Joyce. "Obaj stosowali podstawowe wątki mitologiczne do interpretacji problemów, zagadnień, dokonań i trosk młodych ludzi, wzrastających we współczesnym świecie. Motywy mityczne, kierujące twoim własnym życiem, możesz odnaleźć w utworach dobrego powieściopisarza, który sam dobrze rozumie te sprawy".

"Zadaniem mitów było stworzenie harmonii między umysłem i ciałem (...) Mity były środkami do zestrojenia umysłu z ciałem i sposobu życia z tym, co dyktuje natura".

Mitologia "jest pieśnią wyobraźni inspirowaną przez energie ciała”.

"W mitach przewija się myśl, że głęboko, na samym dnie otchłani rozlega się głos zbawienia. Chwila, gdy naokoło jest tylko czerń, to chwila zwiastująca rychłe nadejście prawdziwej przemiany. W momencie największego mroku rozbłyskuje światło".

Powyższe słowa to znakomity komentarz do końcówki "Źródła" Aronofsky'ego (po przeczytaniu prac Campbella dokładnie widać jak skrupulatnie reżyser konstruował swoje dzieło - wrócimy jeszcze do tego): w momencie największego mroku rozbłyskuje nowe życie.

Mity ze zdumiewającą dokładnością realizują wciąż te same scenariusze w rozmaitych scenografiach:

Moyers: Mamy więc te same opowieści rodzące się w kulturach izolowanych od siebie. O czym to świadczy?
C: Jest to istotnie coś zadziwiającego. Parałem się mitami przez całe życie i nadal zdumiewa mnie dokładność, z jaką się one powtarzają. To jest całkiem tak, jak gdyby ta sama rzecz, ta sama opowieść miała swoje odbicie w innym środowisku".


M: "A teraz powiedz mi, jak to jest, że w najrozmaitszych kulturach, oddzielonych od siebie czasem i przestrzenią, pojawiają się te same obrazy?
C: Świadczy to o istnieniu w ludzkiej psyche pewnych sił wspólnych dla całego ludzkiego gatunku. Inaczej nie mielibyśmy tak dokładnych zgodności.
M: A więc jeśli przekonujemy się, że w różnych kulturach powtarza się opowieść o stworzeniu, o narodzinach z dziewicy albo o zbawicielu, który przychodzi, umiera i zmartwychwstaje - to znaczy, że te opowieści mówią o czymś, co nosimy w sobie, i o naszej potrzebie zrozumienia tego.
C: Dokładnie tak. Obrazowanie mityczne jest odbiciem duchowych potencji tkwiących w każdym z nas. Z ich kontemplacji czerpiemy siłę dla własnego życia".


„Musisz przyjąć do wiadomości, że każda religia to swego rodzaju oprogramowanie, które posiada własny zestaw sygnałów i zdolne jest do operowania nimi.


Dokonywana przez Campbella wykładnia i interpretacja prawd religijnych z pewnością nie zachwyca ortodoksyjnych wyznawców:

"Moyers: A niebo, upragniony cel większości ludzi, jest w nas.
C: Niebo i piekło, i wszyscy bogowie są w nas, w środku. To wielkie odkrycie nastąpiło w dziewiątym roku przed Chrystusem w Indiach; mamy je w Upaniszadach. Wszyscy bogowie, wszystkie niebiosa, wszystkie światy - są w nas. Są one snami w powiększeniu, a sny to przejawiające się w formie obrazów i będące we wzajemnym konflikcie energie ciała. Tym właśnie jest mit. Mit jest przejawieniem się w obrazach symbolicznych, metaforycznych, energii organów ciała pozostających wzajem z sobą w konflikcie. Jeden organ chce tego, drugi - czegoś innego. Mózg jest jednym z tych organów".

Obrazów Boga jest wiele – Campbell nazywał je „maskami wieczności”; zakrywają one jednocześnie i objawiają „Oblicze Chwały”. Campbell pragnął się dowiedzieć „co oznacza fakt, że Bóg w rozmaitych kulturach przybiera tak różne maski, a mimo to w owych tak różniących się wzajem tradycjach można odnaleźć podobne opowieści – o stworzeniu, o narodzinach z dziewicy, wcieleniach, śmierci i zmartwychwstaniu, drugim przyjściu i sądzie ostatecznym. Afirmował intuicję przebijającą z pism hinduskich: „Prawda jest jedna, lecz mędrcy nadają jej rozmaite imiona”.

"Każda religia to swego rodzaju oprogramowanie, które posiada własny zestaw sygnałów i zdolne jest do operowania nimi". Wszystkie owe "języki programowania" przekazują jednak tę samą prawdę i dotyczy ona człowieka oraz jego życia na ziemi, nie zaś nadnaturalnych fenomenów i życia wiecznego:

„Twój sens polega na tym, że jesteś tutaj, teraz. Jesteśmy tak mocno zaangażowani w robienie różnych rzeczy, w realizowanie rozmaitych celów i wartości zewnętrznych, że zapominamy o tym, iż wszystko sprowadza się właściwie do wartości wewnętrznej – do zachwycenia związanego z samym faktem bycia żywym”.

Skażona tradycja biblijna

Mity pełnią 4 funkcje:
Mistyczna - "gdy uświadamiasz sobie jakim cudem jest wszechświat i ty sam, i gdy odczuwasz lęk wobec tej tajemnicy (...) Jeśli tracisz ten wymiar, tracisz mitologię".
"Wymiar kosmologiczny" - ten, z którym ma do czynienia nauka, która ukazuje kształt wszechświata z ukrytą w nim tajemnicą.
Socjologiczna - podtrzymywanie i uzasadnianie pewnego porządku społecznego. "Właśnie socjologiczna funkcja mitu wzięła górę w naszym świecie - choć jest przestarzała" (pod względem norm etycznych). "Ta, którą mamy na Zachodzie, jest oparta na Biblii, a więc na światopoglądzie z pierwszego tysiąclecia przed naszą erą. Nie zgadza się on z naszym wyobrażeniem o wszechświecie ani z naszym pojęciem godności człowieka. Przynależy do zupełnie innego świata".

Bardzo trzeźwe i rozsądne spojrzenie, trzeba to uczciwie przyznać.

Campbell zauważa, że tradycja Biblijna (Księga Rodzaju) nakazuje ludziom stanie sią panami świata - jakby ludzie nie byli jego integralną częścią, lecz przyszli "z zewnątrz".

„W Biblii jednak wieczność oddala się, a natura jest zepsuta, upadła. Według myślenia biblijnego, żyjemy na wygnaniu”.

Takie przekonanie jest jego zdaniem wysoce toksyczne pod każdym względem:

„Istnieją dwa całkowicie różne porządki mitologiczne. Jeden wiąże cię z twoją własną naturą i światem przyrody, którego jesteś częścią. Druga mitologia jest ściśle socjologiczna, wiąże cię z określoną społecznością. Bo przecież nie jesteś po prostu człowiekiem naturalnym, ale członkiem konkretnej grupy (…) Tradycja biblijna jest mitologią zorientowaną społecznie. Natura jest tutaj potępiona. W dziewiętnastym wieku uczeni uważali mitologię i rytuał za próby podporządkowania natury człowiekowi. Ale to jest magia, nie mitologia ani religia. Religie natury mają na celu nie poddanie przyrody człowiekowi, ale dopomożenie mu w osiągnięciu z nią zgody. Jeśli jednak uważasz naturę za złą, nie żyjesz z nią w zgodzie; poddajesz ją sobie albo tego próbujesz, i stąd biorą się napięcia, niepokój, wycinanie lasów, unicestwianie plemion tubylczych. Akcentowanie tych spraw oddziela nas od natury.
Moyers: A więc dlatego tak łatwo podbijamy i ujarzmiamy naturę – że mamy dla niej pogardę i widzimy w niej tylko coś, co ma nam służyć?
Campbell: Tak”.

Dla Campbella jest to zarzewie zła. Ja sądzę, że to zło ma też dobrą stronę. Marzenie o adaptacji zastąpiono marzeniem o podboju "świata naturalnego", uczynieniu go bardziej przyjaznym człowiekowi. Campbellowi ta myśl nie w smak, bo on nie wierzy w możliwość istotnego "udoskonalenia" ludzkiego życia. Tutaj się różnimy. Filozofia biblijna zawiera w sobie - moim zdaniem - zalążek idei, której pełny rozkwit nastąpi w przyszłości, ale której obecność i wpływ możemy obserwować w ostatnich kilku stuleciach. Chociaż zgadzam się z Campbellem, że jest to już filozofia w gruncie rzeczy martwa, to myślę, że była istotnym etapem umysłowej ewolucji człowieka.


"W odziedziczonej przez nas tradycji biblijnej życie jest zepsute, a każdy naturalny impuls - grzeszny, o ile nie zostanie obrzezany albo ochrzczony. Tym, który przyniósł grzech na świat, był wąż..."

Negatywny wizerunek węża w mitologii chrześcijańskiej jest, zdaniem Campbella, "równoznaczny z odmową afirmacji życia".

W tym miejscu chciałoby się potrząsnąć Campbellem. Do cholery, co tu afirmować?!Trzeba zmieniać tę potworność lub uciec od niej! - oto oczywisty odruch myślącego człowieka, który życie obserwuje. Dlatego intuicja chrześcijańska (czy jeszcze bardziej buddyjska) jest trafna, chociaż rozwiązanie wydaje mi się błędne.


Campbell twierdzi też, że w innych niż judeochrześcijańska mitologiach nie pojawia się motyw kobiety jako grzesznicy.

"Główna idea biblijnej tradycji Upadku mówi, że natura, jaką znamy, jest zepsuta, seks sam w sobie jest zepsuty, kobieta, jako ucieleśnienie seksu, jest szerzycielką zepsucia. Dlaczego Adamowi i Ewie została wzbroniona wiedza o dobru i złu? Bez tej wiedzy bylibyśmy gromadą dzieciaków nadal bawiących się w Edeńskim Ogrodzie i niemających żadnego udziału w życiu".

"Ogród jest miejscem węża. To stara, bardzo stara historia. Znamy sumeryjskie pieczęcie datowane z 3500 r.p.n.e. przedstawiające węża, drzewo i boginię, z boginią podającą owoc życia mężczyźnie, który tam przyszedł. Mamy tu do czynienia z archaiczną mitologią bogini".

"W opowieści o Ogrodzie Edeńskim mamy do czynienia z historycznym odrzuceniem Bogini-Matki".


Religia jako metafora

Religia jest dla Campbella rodzajem metafory, której dosłowne odczytywanie jest zasadniczym błędem (podobne stanowisko można znaleźć u wielu religioznawców, zwłaszcza u tych, którzy, jak np. Karen Armstrong, zastanawiają się nad istotą zjawiska fundamentalizmu). Campbell posuwa się jednak dalej: sama idea Boga, czy "rzeczywistości nadnaturalnej" to dla niego wyłącznie metafora:

"Wyobrażenie, że ktoś dosłownie zrobił świat, to tak zwany "artyficjalizm". Jest to dziecinny sposób myślenia: stół jest zrobiony, a więc ktoś zrobil stół. Naokoło siebie widzimy świat, a więc ktoś musiał go zrobić. Jest też inny punkt widzenia, według którego bez udziału osoby następuje emanacja i wytrącanie: dźwięk wytrąca powietrze, następnie ogień, potem wodę i ziemię - i tak powstaje świat. Cały wszechświat jest zawarty w pierwszym dźwięku (...) Przy tym poglądzie nie istnieje zewnętrznie wobec świata nikt mówiący: "Niech się stanie".

Swoją drogą jakże dziwne są rozróżnienia powszechnia uważane za oczywiste: to co stworzył Bóg = naturalne. To co tworzą wszystkie istoty poza człowiekiem = naturalne. To co tworzy człowiek = "sztuczne". W czym przejawia się "sztuczność" naszych tworów i w czym są one - jak pytał Peter Watts - bardziej "sztuczne", niż tama bobrów, czy kopiec termitów?

Moyers: "Religia zaczyna się od zdziwienia i przestrachu, i od próby opowiedzenia historii, która połączyłaby nas z Bogiem. Później przekształca się w zestaw dzieł teologicznych, w których wszystko zostaje zredukowane do norm, do artykułów wiary.
C: To jest redukcja mitologii do teologii. Mitologia to coś bardzo płynnego. Większość mitów jest wewnętrznie sprzeczna. W danej kulturze możesz znależć nawet cztery, pięć mitów, podających różne wersje tej samej tajemnicy. Wtedy wkracza teologia i mówi: to ma być tak a tak, i nie inaczej. Mitologia to poezja, a język poezji jest bardzo elastyczny.
Religia zmienia poezję w prozę. Bóg jest - dosłownie - tam, w górze, a to jest - dosłownie - jego myśl, masz postępować dokładnie w taki a taki sposób, jeśli chcesz nawiązać właściwy stosunek z owym Bogiem, tam, w górze".

"Każda religia jest prawdziwa w taki czy inny sposób. Jest prawdziwa, jeśli rozumieć ją metaforycznie. Jeśli jednak uczepi się swoich metafor, interpretując je jako fakty, to człowiek wpada w kłopoty".

"Wiemy, że Jezus nie mógł wejść do nieba, gdyż nigdzie we wszechświecie nie ma fizycznego nieba. Jezus, nawet poruszając się z szybkością światła, nadal byłby w naszej Galaktyce. Astronomia i fizyka po prostu wyeliminowały to jako fizyczną, dosłowną możliwość. Jeżeli jednak słowa "Jezus wstąpił do niebios" odczytasz w sensie metaforycznym, zrozumiesz, że wstąpił on w siebie, nie odszedł do jakiejś przestrzeni zewnętrznej, ale do przestrzeni wewnętrznej, tam, skąd wypływa wszelki byt, w świadomość będącą źródłem wszystkich rzeczy, w duchowe królestwo niebieskie. Obrazy zwrócone są na zewnątrz, ale ich odbicie - do wewnątrz. Chodzi o to, abyśmy wstępowali do nieba z Jezusem, zstępując w siebie samych. Jest to metafora powrotu do źródła, do Alfy i Omegi; mówi ona o porzuceniu przywiązania do ciała i o powrocie do źródła cielesnej dynamiki.
Moyers: Czy nie podważasz jednej z wielkich tradycyjnych nauk klasycznego chrześcijaństwa - o tym, że pogrzebanie i zmartwychwstanie Jezusa jest prefiguracją naszego własnego pogrzebu i zmartwychwstania?
Campbell: Byłoby to błędne odczytanie symbolu. Odczytanie go jako prozy zamiast jako poezji, odczytanie metafory w kategoriach jej zakresu znaczeniowego zamiast jej treści".

No dobrze, załóżmy, że religie są jak poematy - przemawiają do nas językiem metafor. Czy to jednak rozsądne podawać najważniejsze prawdy życiowe przy użyciu poezji, formy wypowiedzi podatnej na rozmaite (w tym przeciwstawne) odczytywania i interpretacje? I przede wszystkim: kto decyduje jakie jest znaczenie metafor? Osobiście zawsze śmieszą mnie niekończące się, jałowe i głupie spory na temat "wypaczeń" w interpretacji "świętych tekstów", jak gdyby można było wykazać jakąś "obiektywnie słuszną interpretację", pognębiając tym samym raz na zawsze przebrzydłych heretyków i odstępców.

Nietrudno zauważyć, że historycznie, z czasem (z wyjątkiem żałosnych, pseudonaukowych wysiłków fundamentalistów) teksty religijne stają się w coraz mniejszym stopniu prozą, a w coraz większym - poezją. Z uwagi na falsyfikację wielu koncepcji i twierdzeń zawartych w religijnych wizjach doczesnego świata, "ucieczka w metaforę" stała się metodą obrony integralności tekstów religijnych. Niezbyt wysokich lotów, dodajmy.
Campbell idzie o krok dalej i stwierdza: nie ma tu żadnej prozy i ani grama dosłowności. Wszystko to metafory. Wpada jednak w tę samą pułapkę arbitralnej interpretacji tekstów wedle swych upodobań, inituicji, przekonań i doświadczeń co wszyscy inni egzegeci.

"Metafora jest maską Boga, poprzez którą mamy doświadczać wieczności".

Jednak wieczność także jest jedynie metaforą...
Wściec się można od tych ulotnych metafor, człowiek jest głodny konkretu, a karmią go poezją.

Niemniej pojawia się tu arcyważna i niewątpliwie prawdziwa myśl:

Moyers:
"Ale jak możemy czcić metaforę, kochać metaforę, umierać za metaforę?
Campbell: Ależ ludzie wszędzie umierają za metafory!"

"Mitologia nie jest kłamstwem, jest poezją, bo operuje metaforami".
Jest to "prawda przedostatnia" , bo "ostatniej" nie da się ująć w słowa.

"Hegel mówił, że nasz antropomorficzny Bóg to jakiś kręgowiec o gazowym ciele; to jest właśnie wyobrażenie Boga, jakie ma wielu chrześcijan".

W dodatku ten wyimaginowany kręgowiec ma jak najbardziej realne i zupełnie nieuzasadnione roszczenia:

Moyers: Czy zakaz "Nie będziesz miał innych bogów oprócz mnie" jest ideą wyłącznie żydowską?
C: "Nigdzie indziej jej nie spotkałem".

Bóg o gazowym ciele umarł:

"To "wyższe" jest już tutaj i nie ma żadnego "wyżej". Wiemy o tym. Poczciwy staruszek tam "wyżej" rozwiał się. Moc musisz znaleźć w sobie, w środku. Właśnie dlatego wschodni guru są dziś tak przekonujący dla młodych ludzi. Mówią: "To jest w tobie. Idź i znajdź to".

Stare mity są martwe. Potrzebujemy ich nowych wersji.

Moyers: „Wiesz, co się dzieje, kiedy na społeczeństwo pierwotne zaczyna napierać cywilizacja białego człowieka. Rozpada się ono w kawałki, ulega dezintegracji, staje się chore. Czy nie to samo dzieje się z nami, odkąd nasze mity zaczęły znikać?
Campbell: To samo, absolutnie.
Moyers: Czy nie dlatego konserwatywne religie nawołują, by powrócić do starych tradycji religijnych?
Campbell: Oczywiście, i robią straszny błąd. Cofają się do czegoś szczątkowego, co już nie służy życiu.
Moyers: Czy jednak nie było to dla nas pożyteczne?
Campbell: Oczywiście, że było".

Nie ma powrotu do martwego mitu.

Mity oferują wzorce życia, ale wzorce te muszą być dostosowane do czasu, w którym żyjemy, a „nasze czasy zmieniają się tak szybko, że to, co było dobre pięćdziesiąt lat temu, nie jest już dobre dzisiaj. To, co było dawniej cnotą, dzisiaj jest grzechem. A wiele z tego, co kiedyś uważano za złe, dziś stało się bieżącą koniecznością. Porządek moralny musi nadążać za moralnymi potrzebami współczesnego życia, tu i teraz. A tego właśnie nie potrafimy robić. Dawna religia przynależna jest innej epoce, innym ludziom, innej hierarchii ludzkich wartości, innemu światu. Cofając się w przeszłość, zrywasz kontakt z rytmem historii. Nasze dzieci tracą wiarę w religie, jakich ich uczono, i zwracają się do swojego wnętrza”.

Ponadto, zauważa Campbell: „W większości znanych mi mitów braterstwo ograniczone jest do zamkniętej społeczności. W społecznościach zamkniętych agresja jest projektowana na zewnątrz”.

"Każdy naród jest, w swym własnym mniemaniu, narodem wybranym. To dość zabawne, że nazwa, jaką sam siebie on określa, zwykle znaczy "ludzie". Dla innych mają rozmaite dziwaczne imiona - na przykład "Śmieszna Twarz" albo "Krzywy Nos".

Konieczny jest zatem nowy mit dla nowych czasów i cywilizacji planetarnej.

"Jedyny mit, o jakim warto będzie myśleć w najbliższej przyszłości, to mit mówiący o całej planecie, nie tylko o tym mieście i o tym narodzie, ale o całej planecie i o wszystkich, którzy na niej żyją. Takie jest moje główne wyobrażenie o przyszłym micie.
Jeśli zaś chodzi o sprawy, które będzie poruszał, to będą one dokładnie takie same jak we wszystkich mitach: kształtowanie się jednostki, poczynając od dziecięcej bezradności poprzez dorosłość, wiek dojrzały, aż po kres; no i kwestia stosunków jednostki ze społecznością oraz społeczności ze światem natury i z kosmosem. O tych rzeczach mówiły zawsze wszystkie mity i ten nowy mit też będzie musiał o nich mówić. Tyle że społeczność, o jakiej będzie on mówił, jest społecznością globalną. Dopóki to nie nastąpi, nie będziemy mieli nic.
Moyers: A więc sugerujesz, że od tego punktu zaczyna się nowy mit naszych czasów?
C: Tak, to jest podstawa dla tego przyszłego mitu. Już ją mamy gotową: oko rozumu, nie zaś mojej narodowości; oko rozumu, nie zaś mojej wspólnoty religijnej; oko rozumu, nie zaś mojej wspólnoty językowej. Pojmujesz? Taka filozofia obejmowałaby całą planetę, a nie tylko tę grupę, tamtą grupę albo jeszcze inną grupę".

Nie sposób nie skonstatować, że mit, o którym mówi Campbell oferuje science fiction. Jak pisał Gunn w "Drodze do science fiction", jednym z warunków zaistnienia gatunku było pojawienie się nowej, planetarnej perspektywy, wyjście poza wąskie, zaściankowe myślenie plemiennymi kategoriami i wkroczenie w świat należący nie do narodu wybranego, lecz do całej, zjednoczonej ludzkości. Oto ucieleśnienie nowego mitu postulowanego przez Campbella, a stworzonego znacznie wcześniej przez Wellsa i jego następców, jak Roddenberry.

Cierpienie i zbawienie

Szereg tez Campbella wydaje mi się mocno dyskusyjna, niektóre z nich są zwyczajnie dziwaczne („Mam przeświadczenie, że świadomość i energia w jakiś sposób są jednością. Tam, gdzie widzisz energię życiową, jest świadomość. W świecie roślin na pewno jest świadomość”; zupełnie nieznośne są rozważania o "dźwięku AUM"). Najbardziej jednak fałszywie wybrzmiewają dla mnie słowa o uszlachetniającej mocy cierpienia oraz o niepodatności świata na ulepszenie:

Eskimoski szaman powiedział, że „jedyna prawdziwa mądrość bytuje z dala od ludzi, w wielkiej samotności, i że można do niej dotrzeć tylko przez cierpienie. Tylko wyrzeczenie i cierpienie otwierają umysł na wszystko, co dla innych jest ukryte”.

"Skoro jest czas, jest też cierpienie. Nie możesz mieć przyszłości, jeśli nie masz przeszłości, a jeśli rozkochany jesteś w teraźniejszości, zmienia się na w przeszłość, jakakolwiek jest. Utrata, śmierć, narodziny, utrata, śmierć - i tak w kółko".

"Życie w swojej najgłębszej istocie jest straszliwą tajemnicą: cały ten interes życia kręci się dzięki zabijaniu i pożeraniu... Ale jest czymś dziecinnym mówić "nie" życiu z całym jego cierpieniem, mówić że coś takiego w ogóle nie powinno istnieć (...)
Tylko śmierć wolna jest od kłopotów. Ludzie pytają mnie: "Czy jesteś optymistą co do świata?" Odpowiadam: "Tak, on jest wspaniały taki jaki jest. A ty, człowieku, nie naprawisz go. Nikt nigdy go nie ulepszył. I nigdy ani odrobinę nie będzie on lepszy. Jest, jaki jest, więc można go albo przyjąć, albo odrzucić. Nie skorygujesz go ani nie poprawisz".

Życie jako konflikt między siłami światła i ciemności "to idea zoroastriańska, która przeszła do judaizmu i chrześcijaństwa. W innych tradycjach dobro i zło są względne, uzależnione od miejsca, w jakim sam stoisz. Co jest dobre dla jednego, jest złe dla drugiego".

"Wszelkie życie jest udręczeniem" - to pierwsze słowa Buddy, i rzeczywiście tak jest. Nie byłoby życia, gdyby nie było uwikłania w czas, a to niesie smutek - wszystko mija, wszystko tracimy. Ale trzeba powiedzieć życiu "tak" i dostrzec w nim wspaniałość - w takim życiu, jakie jest, bo z pewnością takie właśnie zamierzył je Bóg".

"Nie znam takiego (mitu), który by zapewniał człowieka, że żyjąc, nie będzie cierpiał. Mity mówią nam, jak stawić czoła cierpieniom, znosić je i interpretować, ale nie mówią, że w życiu nie może, albo nie powinno być cierpienia".


Campbell jest tu doskonałym wyrazicielem prastarego mitu: cierpienie jest dobre, bo jest, a wszystko co jest, stworzył Bóg. Nowy mit, który mówi "nie" takiej idei i takiej bierności, jest poza zasięgiem wyobraźni Campbella.
Ludzkie zwierzęta wrzucone w potworne położenie (śmierć i cierpienie połączone z samoświadomością i empatią) wytwarzają skomplikowane systemy idei, których zadaniem jest "oswojenie" tego położenia, jego uzasadnienie, nadanie mu znaczenia i wartości w myśl zasady, że jeśli nie możesz czegoś uniknąć, spróbuj się z tym zaprzyjaźnić, albo przynajmniej zaakceptować. Cierpienie jest nieuchronne, a zatem dorabia się mu fundamentalne funkcje i uszlachetnia.
Czy jednak nasza kondycja jest z całą pewnością nieuchronna i niezmienna? Oraz - to drugie najważniejsze pytanie - czy nie należy jej zmieniać? To już inna historia i perspektywa.

W gruncie rzeczy Campbell zastygł między starym i nowym mitem. Jego zdaniem nasze istnienie jest jakie jest i żaden świadomy wysiłek nigdy tego nie zmieni. Pisze, że nie zna mitycznej opowieści, w której śmierć byłaby odrzucona. Nowy mit odrzuca ją jako pierwszy i traktowany jest (od swych początków) jako niebezpieczne szaleństwo - sprzeniewierzenie się woli Boga (bogów), "naturalnemu porządkowi", czy też "człowieczeństwu". Potępienie takiej ambicji znajdziemy we "Frankensteinie". Transhumaniści, owi potomkowie szalonego naukowca, chcą dać człowiekowi kontrolę nad definiowaniem samego siebie, wyrwać decyzje "morderczej naturze", wyrwać śmierci jej żądło.

Campbell z jednej strony wychwala uniwersalne poczucie wspólnoty i jedności ze światem natury, charakterystyczne dla "kultur pierwotnych". Z drugiej strony przyznaje, że człowiek "wyosobnił się od zwierząt", stał się zatem czymś odrębnym, jedynym w swoim rodzaju. Skoro jednak mity opowiadają o naturalnych etapach rozwoju człowieka, czemu rozwój gatunku nie miałby mieć także takich etapów? Czemu Campbell postrzega gatunek jako spetryfikowany, zamrożony w czasie, niezmienny? Skoro oddzieliliśmy się od zwierząt ogniem, jak możemy argumentować, że podział ów nie będzie się wzmacniał, a ludzie poprzez coraz doskonalszą kontrolę nad materią coraz mniej będą przypominać zwierzęta, a coraz bardziej - stworzonych przez siebie - bogów. Oto jest credo transhumanistów, które przekracza wyobraźnię Campbella.

"Bez śmierci nie może być narodzin. Sens tego jest taki, że każde pokolenie musi umrzeć, aby mogło przyjść następne. Z chwilą gdy płodzisz lub wydajesz na świat dziecko stajesz się martwy. Dziecko jest nowym życiem, a ty jesteś tylko opiekunem tego nowego życia".

Doskonałym komentarzem do powyższego stwierdzenia jest opowiadanie "Fale" Kena Liu, gdzie argumentacja ta zostaje ostatecznie odrzucona i przełamana, a człowieczeństwo uzyskuje nowe wymiary i definicje.

Opowiadanie Liu i science fiction ogólnie pokazują, jak ważną rolę odgrywa ta literatura. Zaznajamia ona ludzi i oswaja ich z ideami oraz zjawiskami, które nie miały miejsca nigdy w historii ludzkości, i które radykalnie zmieniają status człowieczeństwa, stawiając szereg bezprecedensowych pytań. Religie i mity są zbyt pogrążone w tradycji i przeszłości, by zrozumieć własną nieaktualność. Campbell też niestety jest przykładem ograniczenia wyobraźni - jest to typowe złudzenie człowieka, który patrząc w przeszłość i widząc tam niezmienność utrzymuje, że niezmienność musi być też cechą przyszłości.


Campbell myli konieczność (cierpienie) z dobrem (cierpienie jest dobrem). Myślę, że myli się, gdy każe ludziom "afirmować fakt jedności swego cierpienia i swego życia", choć sam - jak przyznaje, w życiu cierpiał co najwyżej ból zębów. Jest to w gruncie rzeczy szkodliwa i niemądra idea.

"Powrót do Ogrodu to cel wielu religii".

A oto kolejny fragment, którego odzwierciedlenie znajdziemy w "Źródle" Aronofsky'ego:

Kim są cherubinowie u wrót Ogrodu?
Dwaj strażnicy przed buddyjskim sanktuarium reprezentują strach i pożądanie.
"Jeśli zbliżając się do takiego ogrodu, czujesz, że te dwie postacie są dla ciebie zupełnie realne, że ci grożą, a ty lękasz się o swoje życie - to jesteś jeszcze na zewnątrz ogrodu. Jeżeli jednak nie jesteś już przywiązany do swej egoistycznej egzystencji, natomiast widzisz ją jako funkcję większej, wiecznej całości i przedkładasz to, co większe, nad to, co mniejsze - wówczas nie będziesz czuł strachu przed tymi dwiema postaciami i przejdziesz między nimi.
Poza murami Ogrodu trzymają nas własne lęki i pożądania, skierowane ku temu, co wydaje nam się dobrem naszego życia".

"Jeden z bardzo ważnych wizerunków Buddy ukazuje go z wysoko uniesionym ponad głową, ognistym mieczem. Skąd i po co ten miecz? Otóż jest to miecz rozróżniania, oddzielania tego, co wyłącznie doczesne, od tego, co wieczne, tego, co trwa, od tego, co po prostu przemija".

"Pożądanie i strach - oto dwie emocje rządzące wszystkim, co żyje. Pożądanie jest przynętą, śmierć jest hakiem".

Oświecenie to "uświadomienie sobie, że jedna i ta sama wieczność promieniuje z wszystkich rzeczy, obojętnie, czy w perspektywie czasowej są one osądzane jako dobre, czy też jako złe. Żeby do tego dojść musisz całkowicie wyzwolić się z pożądania dóbr tego świata i ze strachu przed ich utratą".

Czyż nauki owej nie odnajdziemy we współczesnych mitach? W "Gwiezdnych wojnach" Anakin upada, gdyż nie potrafi - wbrew naukom swego mistrza - pogodzić się z utratą, wyzwolić ze strachu. Anakin, podobnie jak Tom ze "Źródła" poszukują nieśmiertelności, lecz nie wejdą do Ogrodu, nim nie zrozumieją jej prawdziwego oblicza:

Moyers: "Mity przepełnione są pragnieniem nieśmiertelności, prawda?
C: Tak. Ale jeśli źle pojmujemy nieśmiertelność - mianowicie jako wiecznie trwające ciało - to zmienia się ona w coś naprawdę komicznego. Jeśli natomiast rozumiemy ją jako utożsamienie się z tym, co już tu i teraz jest w naszym życiu wieczne - a, to zupełnie inna sprawa".

"Śmierci nie można zrozumieć, można jedynie nauczyć się, jak się z nią pogodzić"

"Zagadka Sfinksa odsłania obraz życia zanurzonego w czasie - dzieciństwo, dojrzałość, starość, śmierć. Kiedy bez lęku wychodzisz naprzeciw zagadce Sfinksa i akceptujesz ją, śmierć nie ma już władzy nad tobą, a przekleństwo Sfinksa rozwiewa się. Ujarzmienie strachu przed śmiercią to odzyskanie radości życia. Człowiek może bezwarunkowo afirmować życie tylko wówczas, gdy zaakceptował śmierć - nie jako coś przeciwnego życiu, lecz jako jego aspekt. Życie w swoim stawaniu się zawsze emanuje z siebie śmierć i zawsze jest na krawędzi śmierci. Z ujarzmienia strachu płynie odwaga do życia. Jest to najważniejsze z wtajemniczeń we wszelką bohaterską przygodę - nieustraszoność i spełnienie dzieła".

I dalej:

"Boska komedia" Dantego:
"Kryzys przychodzi w środku naszej życiowej drogi, kiedy ciało człowieka zaczyna więdnąć, a w świat jego marzeń wdziera się zupełnie nowa konstelacja motywów. Dante mówi, że w środku swojego życia zagubił się nagle w groźnym, ciemnym lesie. Czyhały tam na niego trzy niebezpieczne bestie, symbolizujące pychę, pożądanie i strach".

Schopenhauer mowi o prawdzie metafizycznej: "że ty i ten drugi jesteście jednym, że jesteście dwoma aspektami tego samego życia, a więc wasza pozorna oddzielność to tylko efekt naszego sposobu doświadczania form, warunkowanego przez czas i przestrzeń. Jedyna prawdziwa rzeczywistość tkwi w naszej tożsamości i jedności z wszelkim życiem. Jest to prawda metafizyczna, którą można sobie spontanicznie uświadomić w sytuacji kryzysu. Albowiem jest ona, zdaniem Schopenhauera, prawdą naszego życia".

Oto wyzwania, tkwiące według Campbella przed każdym człowiekiem: pokonać pychę, pożądanie i strach oraz zrozumieć, iż jedyna forma nieśmiertelności to zjednoczenie w łańcuchu umierania i narodzin ze wszelkim innym życiem.

Rozum a myślenie

"Spójrz na to ważne przejście około roku 500 przed Chrystusem. Był to czas, w którym żyli Budda, Pitagoras, Konfucjusz i Lao-tsy - jeśli Lao-tsy w ogóle istniał. Przebudził się wtedy ludzki rozum. Człowiek nie jest już kształtowany i rządzony przez zwierzęce siły. Nie kieruje się już analogią z obsianą ziemią ani ruchami planet; tylko rozumem.
Moyers: To jest droga...
Campbell: człowieczeństwa. Ale tym co niszczy rozum, jest oczywiście namiętność".

Moyers: "Nieraz zbijają mnie z tropu sprzeczności w twoim własnym systemie wierzeń. Z jednej strony, wychwalasz facetów, którzy byli inspiratorami i produktami Wieku Rozumu, a z drugiej - przyklaskujesz Luke'owi Skywalkerowi z "Gwiezdnych Wojen", kiedy mówi: "Wyłącz komputer i zaufaj własnym uczuciom. W jaki sposób godzisz rolę nauki, czyli rozumu, z rolą wiary, czyli religii?
Campbell: Nie, nie, musisz rozróżniać między rozumem a myśleniem (...) Rozum jest rodzajem myślenia. Ale wymyślanie różnych rzeczy to niekoniecznie rozum w tym właśnie sensie. Kombinowanie, w jaki sposób mógłbyś przejść przez ścianę to jeszcze nie rozumowanie. Mysz, która wtykając nos to tu, to tam, znajduje w końcu jakąś szczelinę, też sobie coś kombinuje, tak samo jak my. Ale to nie jest rozum. Dziedziną rozumu jest znajdywanie podstawy bytu i odkrywanie fundamentalnej struktury wszechświata".

Sztuka i religia to dwie najbardziej wskazane drogi do oświecenia. "Nie sądzę, że można to osiągnąć wyłącznie przez filozofię akademicką, która wszystko wikła w pojęcia. Natomiast po prostu życie z sercem współczująco otwartym na innych - oto droga stojąca otworem dla wszystkich".


Mit w polityce:

"Cywilizacje opierają się na mitach. Średniowieczna opierała się na micie Upadku w ogrodzie rajskim, odkupienia przez krzyż i przekazania człowiekowi łaski odkupienia przez sakramenty.
Katedra była ośrodkiem sakramentu, a zamek - ośrodkiem chroniącym katedrę. Masz więc dwie formy władzy - władzę duchową i władzę nad życiem fizycznym. Obie są w zgodzie z jednym źródłem - łaską płynącą z Ukrzyżowania"

Królowie, czy sędziowie to „reprezentanci ról mitologicznych”:

„Gdy ktoś obejmuje urząd sędziego, albo prezydenta Stanów Zjednoczonych, przestaje być tym właśnie konkretnym człowiekiem, którym dotąd był; teraz jest przedstawiciele odwiecznego urzędu i swoje osobiste pragnienia, a nieraz nawet życiowe możliwości, musi poświęcić nowej funkcji, której jest symbolem”.

„Człowiek nie powinien być sługą społeczeństwa; to społeczeństwo powinno służyć człowiekowi. Gdy człowiek jest sługą społeczeństwa, państwo staje się potworem. Właśnie coś takiego jest w tej chwili największym zagrożeniem dla świata”.

Mity a młodzież:

„Dzisiaj mamy do czynienia ze światem odmitologizowanym. W rezultacie studenci, z którymi się stykam, są bardzo zainteresowani mitologią, bo mity niosą im jakieś przesłanie”.

„Na wyższych uczelniach panuje dziwna niechęć do zaznajamiania studentów z życiowymi wartościami wykładanych przedmiotów. W naszych naukach (…) istnieje obecnie tendencja do specjalizacji (…) Specjalizacja dąży do zawężenia pole problematyki, którą zajmuje się specjalista. Natomiast ktoś taki jak ja, nie specjalista, lecz „generalista”, dostrzega coś więcej ponad to, czego dowiedział się od tego bądź innego specjalisty; tu widzi to, tam znów coś innego, jako że żaden z nich nie zastanawia się nad tym, dlaczego sprawy tu i tam mają się tak a tak. „Generalista” więc (nawiasem mówiąc, dla akademickich uczonych ten termin to obelga) zaznajamia się z szeregiem innych problemów, bardziej – by tak rzec – ogólnoludzkich niż wąskokulturowych”.

„Młodzi ludzie po prostu rzucają się na te sprawy. Mitologia pokazuje ci, co stoi za literaturą i sztukami, uczy cię wielu rzeczy o twoim własnym życiu. To wielka, ekscytując dziedzina, pełna żywotnych soków”.

Przypowieść Nietzschego z "Tako rzecze Zaratustra":
Wielbłąd, symbolizujacy dzieciństwo i młodość w końcu przemienia się w lwa. Zadaniem lwa jest zabić smoka, którego imię brzmi "Powinieneś". "Na każdej łusce tego łuskowatego zwierza wypisane jest to "powinieneś"; niektóre z "powinieneś" pochodzą sprzed czterech tysięcy lat, inne - z tytułów porannych gazet. Podczas gdy wielbłąd - dziecko - musiał podporządkować się owym "powinieneś", lew - czyli młodzieniec - ma je odrzucić i zająć się urzeczywistnianiem własnych celów".
W końcu "lew przemienia się w dziecko posłuszne tylko własnej naturze (...) Nie ma już żadnych reguł, których trzeba słuchać. Żadnych praw wyprowadzanych z konieczności historycznych i celów lokalnej społeczności, lecz tylko czysty impuls witalny pchający do życia życiem kwiatu".

Z moich obserwacji wynika, że hodujemy raczej wielbłądy, które nigdy nie staną się lwami. Lwy są nam niepotrzebne.

"Młodość jest okresem samoodkrywania się i samoprzekształcania w lwa. Reguły należy wówczas stosować wedle własnego uznania, zgodnie z wymogami życia, a nie jakichś tam "powinieneś".

"Masz tylko jedno życie i żyjesz za siebie, nie za sześciu innych ludzi".

"Nie zyskasz mocy twórczej, jeśli nie pozostawisz za sobą wszystkiego, co związane, ustalone, wszystkich reguł".

"Nie wierzę, by życie miało jakiś cel. Życie to pewna ilość protoplazmy dążącej do tego, by się reprodukować i trwać dalej".

Każde konkretne wcielenie niesie ze sobą jednak pewną potencjalność - misją życia jest jej urzeczywistnienie. Jak? Podążając za swoim szczęściem. "Gdy wypadniesz z zasięgu światła, żeby zarabiać forsę, toś przegrał życie".


Campbell twierdzi, że "w dziedzinie myśli" większość zawsze jest w błędzie.
"W dziedzinie ducha rolą większości jest słuchanie i otwieranie się na kogoś, komu dane było doświadczenie wykraczające poza sprawy jedzenia, schronienia, potomstwa i majątku".

"Zawsze mówię moim studentom: idźcie tam, dokąd chce iść wasze ciało i dusza. A gdy poczujecie to właśnie, trzymajcie się tego i niech nikt nie śmie was od tego odrywać".


Chwała i nędza Zachodu:

"To właśnie, jak sądzę, jest wielką prawdą Zachodu - przekonanie, że każdy z nas jest istotą całkowicie niepowtarzalną, jedyną, i jeżeli w ogóle możemy coś dać światu, musi to być owocem naszego własnego doświadczenia i wypełnienia się naszych własnych, nie czyichś innych możliwości. Natomiast w tradycyjnych cywilizacjach orientalnych - i w ogóle we wszstkich społecznościach mocno zakorzenionych w tradycji - każda jednostka jest jak biszkopt z tej samej foremki. Nałożone zostają na nią wyraźnie i jasno określone obowiązki i nie sposób od nich się uchylić. Gdy idziesz do guru, aby poprowadził cię ścieżką ducha, wie on dokładnie, w którym punkcie tradycyjnej drogi akurat się znajdujesz, jaki będzie punkt następny i co masz robić, aby do niego dotrzeć. Da ci swoją fotografię, abyś ją nosił i był jak on. Nie ma to wiele wspólnego z typowo zachodnią metodą pedagogiczną. My za swoje zadanie uważamy tak prowadzić studentów, aby każdy z nich rozwijał swój własny wizerunek. To, czego każdy z nich powinien szukać w życiu, nie istniało jeszcze nigdy i nigdzie, na lądzie ani na morzu. Musi to być coś, co rodzi się z jego własnych, niepowtarzalnych możliwości i potencji, coś, czego nikt inny nigdy nie doświadczył ani nie mógłby doświadczyć".

USA "to jest pierwszy naród na świecie, który ukształtował się na fundamencie rozumu zamiast po prostu wojny. Ci panowie byli osiemnastowiecznymi deistami nw górze jest napis "W Bogu nasza ufność". Ale nie jest to Bóg biblijny. Ci ludzie nie wierzyli w w Upadek. Nie uważali, żeby umysł człowieka był odcięty od Boga. Umysł człowieka, oczyszczony z drugorzędnych i całkowicie doczesnych trosk, z jasnością czystego zwierciadła kontempluje odbicie rozumnego umysłu Boga. Poprzez rozum nawiązujesz kontakt z Bogiem (...) Wszyscy ludzie na świecie są do tego zdolni, bo wszyscy dysponują rozumem".

Oczywiście unikalność naszej cywilizacji ma też złe strony:

Moyers: "Co to znaczy - mieć święte miejsce?
C: Dziś to dla każdego absolutna konieczność. Musisz mieć miejsce i codziennie jakąś określoną chwilę, w której mógłbyś zapomnieć, co dziś rano było w gazetach, kim są twoi przyjaciele, co komu jesteś winien i co inni ludzie winni są tobie. W tym miejscu możesz po prostu przeżywać i objawiać przed sobą to, czym jesteś i czym mógłbyś być. To jest miejsce twórczego fermentu. Być może z początku stwierdzisz, że nic się nie dzieje. Jeśli jednak masz takie uświęcone miejsce i używasz go, kiedyś coś się w nim wydarzy.
Moyers: Ono jest dla nas tym, co czym były prerie dla myśliwych.
C: Dla nich cały świat był miejscem świętym. Ale nasze życie przybrało kierunek tak bardzo ekonomiczny i praktyczny, że w miarę jak się starzejemy, wymogi codzienności oplątują nas do tego stopnia, iż nie bardzo już wiemy, gdzie u licha jesteśmy i o co nam właściwie chodzi".

Campbell o katedrze w Chartres:
"To miejsce przenosi mnie do czasów, gdy zasady duchowe kształtowały społeczeństwo. To, jakie zasady kształtują daną społeczność, możesz ustalić, patrząc na najwyższe budynki. Gdy zbliżasz się do miasta średniowiecznego, widzisz, że dominuje nad nim katedra. Najwyższą budowlą w mieście osiemnastowiecznym jest ośrodek władzy politycznej. Gdy zbliżasz się do miasta współczesnego, zauważasz, że najwyższymi jego punktami są biurowce, ośrodki życia gospodarczego.
Wjeżdżając do Salt Lake City, masz naoczną ilustrację tego wszystkiego, wprost przed sobą. Najpierw, w samym środku miasta, zbudowano świątynię. To prawidłowa organizacja, gdyż świątynia jest centrum duchowym, z którego wszystko promieniuje na wszystkie strony. Potem obok niej wzniesiono Kapitol, centrum polityczne, górujące nad nią. Teraz najwyższym budynkiem jest biurowiec mający w swojej pieczy sprawy finansowe zarówno światyni, jak i ośrodka władzy. Taka jest historia zachodniej cywilizacji. Od gotyku poprzez epokę monarchii szesnasto-, siedemnasto- i osiemnastowiecznych, aż do naszego, współczesnego świata ekonomii".

"Zatraciliśmy zrozumienie wagi tych spraw. W dawnych epokach celem życia było ciągłe podtrzymywanie świadomości zasady duchowej".

"Dziś świat, interpretowany w kategoriach nauk fizycznych, socjologii marksistowskiej i psychologii behawiorystycznej, stał się do tego stopnia czystym mechanizmem, że człowiek jest w nim już tylko wiązką łatwych do zaprogramowania drucików reagujących na bodźce. Ta dziewiętnastowieczna interpretacja zupełnie wyparła ze współczesnego życia wolność ludzkiej woli".

I oto - można tu dodać - współczesny człowiek marzy o powrocie do świata natury, magii, tajemnich i jasnych wartości - stąd szaleństwo wokół dzieł, które wskrzeszają tamten umarły świat, jak "Władca Pierścieni"

Moyers:
"Prawdą jest, że nasz świat wydaje się wyprany z wartości duchowych. Ludzie czują się bezsilni. Według mnie, to jest przekleństwo nowoczesnego społeczeństwa - ta bezsiła, ta nuda, którą odczuwają ludzie, ich wyobcowanie z otaczającego świata. Może potrzebujemy bohatera, który by wyraził nasze najgłębsze tęsknoty.
C: To, co opisujesz, odpowiada dokładnie Ziemi jałowej T.S. Eliota - to socjologiczne zjawisko zastoju, fałszywości życia, którego banalność osacza nas i nie pozwala przebić się na powierzchnię ani naszym możliwościom duchowym, ani nawet zwykłej fizycznej odwadze, chyba, że zostaniemy wciągnięci w jakąś nieludzką wojnę".

Co ciekawe, Campbell ma zdanie przeciwne niż Sartori, który w "postmyśleniu" podważa "cywilizację obrazu" jako naturalnie uboższą w treści niż cywilizację słowa
Moyers: Wydaje mi się, że w naszym społeczeństwie zanikła sztuka myślenia obrazami.
C: Z pewnością. Nasze myślenie jest głównie dyskursywne, werbalne, linearne. W obrazie jest więcej rzeczywistości niż w słowie".


Sztuka i kultura, artyści jako mitotwórcy

Moyers: Skoro nie mamy już obrzędów inicjacyjnych, bo w większości zanikły, to czy świat wyobraźni, rzucony na ekran, nie spełnia jednak - choćby niedoskonale - roli przekaziciela opowieści?
Campbell: Owszem, ale tak się - fatalnie dla nas - składa, że ludzie piszący te opowieści są pozbawieni poczucia odpowiedzialności. Te historie mogą budować albo łamać ludzkie życia, tymczasem zaś robi się je po prostu, by zgarnąć forsę. Nie ma tu tej odpowiedzialności, jaką mają w sobie kapłani odprawiający obrzędy. To jest jeden z naszych obecnych problemów".

"Mity trzeba utrzymać przy życiu. Ludźmi, którzy mogą to zrobić, są wszelkiego rodzaju artyści. Funkcją artysty jest mitologizacja otoczenia i świata.
Moyers: Chcesz powiedzieć, że artyści są współczesnymi mitotwórcami?
Campbell: Mitotworcy epok wcześniejszych byli odpowiednikami naszych artystów".

Artyści to nasi współcześni szamani, wykładający rzeczy niewidzialne. "Obecnie przekazicielem mitów jest artysta. Jednakże musi to być artysta rozumiejący mitologię i człowieczeństwo, a nie zwykły socjolog, oferujący ci jakiś program".

"Funkcją sztuki jest objawianie tego blasku w stworzonym przedmiocie. Widząc piękne i trafnie rozplanowane dzieło sztuki, mówisz po prostu: "Ach!" Przemawia ono jakoś do ładu organizującego twoje własne życie i prowadzi do uświadomienia ci dokładnie tego samego, co starają się oddać religie".

Jak nawiązać łączność z absolutem? "Usiądź sobie w pokoju i czytaj - czytaj, czytaj, czytaj. Czytaj dobre książki dobrych pisarzy; wówczas twój umysł znajdował się na ich poziomie i przez cały czas będziesz doznawał przyjemnego, łagodnego, płonącego spokojnym płomieniem zachwycenia".


O "Gwiezdnych wojnach"

Lucas zaprosił Campbella na pokaz „Gwiezdnych Wojen” do Skywalker Ranch. Nie jest tajemnicą, że reżyser jest fanem prac Campbella i że bez nich nie powstałaby gwiezdna saga.

Campbell odkrywał w „Gwiezdnych wojnach” starożytne tematy i wątki technologiczne. Mówił, że Lucas „tchnął zupełnie nowego i potężnego ducha w klasyczną opowieść o bohaterze”.

„Chodzi o to samo, co w „Fauście” powiedział już Goethe, co jednak Lucas wyraził po nowemu – że przesłanie zawarte w technice nie jest zdolne nas uratować. Nasze komputery, przyrządy, maszyny nie wystarczą. Musimy odwołać się do naszej intuicji, zawierzyć naszej prawdziwej istocie (…) Nie chodzi o negowanie rozumu. Przeciwnie, bohater, przezwyciężając ciemne namiętności, symbolizuje naszą zdolność do zapanowania nad tym, co w nas irracjonalne i dzikie”.

Campbell ubolewał, że nie potrafiliśmy „uznać istnienia w nas krwiożerczej i lubieżnej gorączki”, będącej endemiczną cechą ludzkiej natury. Teraz wędrówkę bohatera opisywał nie jako heroiczny wyczyn, ale jako życie przeżywane w poszukiwaniu i odkrywaniu samego siebie. „Luke Skywalker nigdy nie był bardziej racjonalny niż wówczas, gdy w sobie samym odnalazł siłę ducha pozwalającą mu stawić czoło własnemu losowi”.

Moyers: „A więc nowe mity będą służyć starym historiom. Oglądając „Gwiezdne Wojny” przypomniałem sobie zdanie ze św. Pawła: „Walczę z Panowaniami i Potęgami”. To było dwa tysiące lat temu”.

Campbell: „Człowiek nie powinien poddawać się potęgom zewnętrznym, ale im rozkazywać. Jak to zrobić – w tym tkwi cały problem.

Moyers: „Kiedy nasz najmłodszy syn obejrzał „Gwiezdne Wojny” dwunasty albo trzynasty raz z rzędu, spytałem go: „Dlaczego oglądasz je tak często?” A on mi na to: „Z tego samego powodu, dla którego ty przez całe życie czytasz w kółko Stary Testament”. Znalazł się w świecie nowego mitu.

Campbell: Faktem jest, że „Gwiezdne Wojny” rysują przekonującą perspektywę mitologiczną. Film ukazuje państwo jako maszynę i stawia pytanie: „Czy maszyna zmiażdży człowieczeństwo, czy też będzie mu służyć?”. Źródłem człowieczeństwa jest nie maszyna, ale serce. Ja w „Gwiezdnych Wojnach” widzę ten sam problem, który stawia przed nami „Faust”: Mefistofeles, „człowiek maszynowy”, może nam zapewnić wszelkie środki, a więc możliwe, że będzie też chciał określać cele życia. Jednakże Faust ma taką cechę charakteru, która predestynuje go do zbawienia – mianowicie poszukuje celów innych niż cele maszyny.
Gdy Luke zdziera maskę z twarzy ojca, wyswobadza go z roli maszyny, którą ojciec grał. Ojciec był mundurem. Mundur oznacza władzę, rolę państwa.

Moyers: Maszyny pomagają nam urzeczywistnić ideę, że świat powinien być uczyniony na nasz obraz i podobieństwo, bo my chcemy, żeby był taki, jaki, naszym zdaniem, być powinien.

Campbell: Tak. Ale później przychodzi moment, kiedy maszyna zaczyna ci rozkazywać. Na przykład: kupiłem sobie tę cudowną maszynę, komputer. Ponieważ jestem poniekąd autorytetem w sprawach bogów, więc zaraz zidentyfikowałem tę maszynę. Otóż dla mnie jest ona bogiem ze Starego Testamentu, zawiera mnóstwo nakazów, ale nie ma litości.”

Moyers:
"Niemal w każdym pokoleniu pojawia się ktoś umiejący zapłodnić naszą wyobraźnię przed podróżą, którą każdy z nas musi przedsięwziąć. W twoich czasach byli to Joyce i Mann. Zdaje się, że w naszych tę funkcję często pełnią filmy. Czy filmy kreują mity o bohaterach? Czy sądzisz na przykład, że film taki jak "Gwiezdne wojny" wypełnia jakieś zapotrzebowanie na wzorowego bohatera?
C: Słyszałem chłopaków używających pewnych określeń z filmu George'a Lucasa - na przykład "Moc" i "ciemna strona". A więc trafia on w jakiś czuły punkt. To znaczy, że ta nauka jest dobra, zdrowa.
M: Myślę, że to częściowo tłumaczy powodzenie "Gwiezdnych wojen". To nie perfekcja techniczna sprawiła, że ten film jest tak fascynujący, ale fakt, że powstał on w momencie, gdy ludzie odczuwali potrzebę ujrzenia w wyrazistych, prostych obrazach, jak dobro ściera się ze złem. Pragnęli, by przypomniano im o idealizmie, chcieli oglądać epopeję ożywioną duchem bezinteresowności, nie zaś egoizmu.
C: Fakt, że potęga zła nie jest utożsamiona z żadnym konkretnym narodem na świecie, oznacza, że mamy do czynienia z potęgą abstrakcyjną, reprezentującą pewną zasadę, a nie określoną sytuację historyczną. Cała ta opowieść przedstawia konflikt pewnych zasad, nie zaś narodów. Maski potworów, jakie ludzie noszą w "Gwiezdnych wojnach", symbolizują potworne moce, rzeczywiście działające we współczesnym świecie. Gdy maska zostaje zdjęta z Dartha Vadera, widzisz człowieka nieukształtowanego w pełni, kogoś, kto nie rozwinął się w normalną, ludzką osobę. Zamiast zindywidualizowanej twarzy masz przed sobą coś dziwnego, żałosnego.
M: Co to znaczy?
C: Darth Vader nie rozwinął własnego człowieczeństwa. Jest robotem. Jest biurokratą, kimś żyjącym nie w zgodzie z sobą, lecz z narzuconym mu systemem. Jest to śmiertelne zagrożenie, stające dziś przed nami wszystkimi. Czy system spłaszczy cię zupełnie i odbierze ci twoje człowieczeństwo, czy też potrafisz go wykorzystać do osiągnięcia ludzkich celów? Jak masz ustalić swój stosunek do systemu, abyś nie musiał służyć mu wbrew sobie? Nie na wiele zdadzą się próby zmieniania go stosownie do twego własnego systemu myśli; napór historii stojącej za nim jest zbyt wielki, aby z takich prób mogło wyniknąć cokolwiek poważnego. Jedyne, co można zrobić, to uczyć się, jak żyć prawdziwie po ludzku w tym właśnie, naszym okresie dziejowym. To zupełnie inna sprawa. I osiągalna.
M: W jaki sposób?
C: Przez trzymanie się własnych ideałów i odrzucanie - tak jak robi to Luke Skywalker - bezosobowych roszczeń systemu wobec nas.
M: Gdy zabrałem na "Gwiezdne wojny" obu swoich chłopców, zrobili to samo, co cała widownia, kiedy w kulminacyjnym momencie ostatniej walki Ben Kenobi mówi do Skylwakera: "Wyłącz swój komputer, wyłącz maszynę i zrób to sam, idź za tym, co czujesz, zaufaj temu". Skywalker idzie za tą radą, robi tak i udaje mu się, a wtedy widownia zaczyna klaskać.
C: Tak, sam widzisz, że ten film przemawia do ludzi. Mówi do młodych w zrozumiałym dla nich języku, a to dużo. Stawia pytanie: czy będziesz człowiekiem mającym prawdziwe, ludzkie serce - bo właśnie stamtąd, z serca, bierze się życie - czy też będziesz tylko wykonywał polecenia czegoś, co by można określić jako "umyślnie działająca moc"? Kiedy Ben Kenobi mówi: "Niech Moc będzie z tobą", mówi o mocy i energii życia, nie o zaprogramowanych zamysłach politycznych.
M: Zainrygowała mnie definicja Mocy. Ben Kenobi mówi: "Moc to pole energetyczne wytwarzane przez wszystko, co żyje. Ono nas otacza, przenika, wiąże z sobą galaktyki". W twojej książce "Bohater o tysiącu twarzy" czytałem podobne opisy pępka świata, miejsca śwoętego, mocy działającej w chwili stworzenia.
C: Tak, oczywiście. Moc działa od wewnątrz. Jednakże moc Imperium opiera się na zamiarze zwyciężania i władania. "Gwiezdne wojny" nie są zwykłym moralitetem, ale opowiadają o mocach życia - o tym, czy doznają one wypełnienia, czy też są łamane i niszczone przez działania człowieka.
M: Kiedy po raz pierwszy obejrzałem "Gwiezdne wojny", pomyślałem: "To bardzo stara historia w nowym przebraniu". Historia o młodzieńcu, którego wzywa przygoda, o bohaterze stawiającym czoło próbom i doświadczeniom, aby po zwycięstwie powrócić ze zdobytym dla wspólnoty dobrem...
C: To oczywiste, że Lucas posłużył się obiegowymi postaciami z mitów. Stary człowiek w roli doradcy nasunął mi na myśl japońskiego "mistrza miecza". Znałem ich kilku, w charakterze Bena Kenobiego jest niemało z ich charakteru.
M: Jaka jest rola "mistrza miecza"?
C: Jest on najwyższym ekspertem w dziedzinie sztuki walki na miecze. Na Wschodzie kultywuje się sztuki walki w sposób przewyższający wszystko, co zdarzyło mi się kiedykolwiek oglądać w amerykańskich salach gimnastycznych. Łączą się tam w jedno techniki psychologiczne i fizjologiczne. Z czymś podobnym spotykamy się w "Gwiezdnych wojnach".
M: Jest również coś z mitu w tym, że bohaterowi pomaga nieznajomy, który zjawia się i daje mu narzędzie...
C: Daje mu nie tylko materialne narzędzie, ale i pewne zadanie, wyposaża go też w psychiczne centrum. To zadanie wykracza daleko poza zwykły krąg twoich intencji; jednoczysz się z tym, co się dzieje (...)
Widzisz, świadomość sądzi, że to ona kręci całym tym biznesem. Ale świadomość jest tylko drugorzędnym organem całości ludzkiego jestestwa i nie powinna dążyć do panowania. Musi ona podporządkować się i służyć człowieczeństwu ciała. Gdy ona zaczyna rządzić, otrzymujesz kogoś w rodzaju Dartha Vadera (...) - człowieka, który staje po stronie świadomie ukierunkowanych intencji.
M: To mroczna postać.
C: Tak, w "Fauście" Goethego reprezentuje ją Mefistofeles.
M: Ale jestem prawie pewien, że ktoś powie na to: "To wszystko ładnie i pięknie dla kogoś o wyobraźni George'a Lucasa albo wiedzy Josepha Campbella, tylko że coś takiego nie ma związku z moim życiem".
C: Ależ owszem, i to jak jeszcze! Jeśli ten ktoś nie uświadomi sobie tego, może stać się kimś takim jak Darth Vader. Jeśli człowiek upiera się przy pewnym programie i nie słucha, czego domaga się jego serce, ryzykuje popadnięcie w schizofrenię. Taka osoba traci własne centrum. Wzięła stronę jakiegoś życiowego programu, a to zupełnie nie obchodzi naszego ciała. Świat jest pełen ludzi, którzy przestali przysłuchiwać się samym sobie, albo też słuchają tylko swoich sąsiadów, żeby się dowiedzieć, co powinni robić, jak powinni się zachowywać i dla jakich wartości powinni żyć".



Bohater
Epopeja bohatera bynajmniej nie kończy się jego wywyższeniem. „Idzie o to (…) by nie utożsamiać się z żadną z doświadczonych form potęgi (…) Ostatecznie celem poszukiwania nie może być ani wyzwolenie, ani ekstaza dla samego siebie, lecz tylko mądrość i siła do służenia innym”.

"Wyczyn bohatera polega na odwadze stawienia czoła próbom i przeniesienia całkiem nowego zespołu możliwości w sferę doświadczenia rozpoznanego, tak by mogły stać się udziałem również innych ludzi".

"Bohater to ktoś, kto dał swoje życie za coś większego od siebie".

Jest tu znacznie więcej interesujących wątków, które muszę pominąć. Niezależnie od tego, czy zgadzamy się, czy nie, z poglądami Campbella, warto je znać, choćby ze względu na to, jak wielką popularnością cieszyły się swego czasu (dziś już chyba mniej).

Za puentę omówienia tej bardzo ciekawej książki niech posłuży następujący fragment ze wstępu pióra Billa Moyersa:

„Gdy go widziałem po raz ostatni, zapytałem, czy nadal wierzy, że – jak to kiedyś napisał – „w chwili obecnej uczestniczymy w jednym z największych w dziejach skoków ludzkiego ducha, wiodących nas ku wiedzy nie tylko o zewnętrznym świecie, ale również o naszej głęboko ukrytej, wewnętrznej tajemnicy.
Zastanowił się przez chwilę i odparł: „Tak, w największym ze wszystkich”.

Książka jest rozszerzonym zapisem rozmów, jakie znalazły się w dokumentalnym serialu telewizji PBS wyemitowanym w 1988 roku: Bill Moyers przeprowadził je w 1985 i 1986 roku z Josephem Campbellem, jednym z najbardziej znanych mitoznawców XX wieku.
Praca składa się ze wstępu pióra Moyersa oraz ośmiu rozdziałów: "Mit a świat współczesny", "Podróż do wewnątrz", "Pierwsi...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    1 419
  • Przeczytane
    438
  • Posiadam
    135
  • Teraz czytam
    31
  • Ulubione
    31
  • Chcę w prezencie
    22
  • Do kupienia
    11
  • Filozofia
    8
  • Popularnonaukowe
    7
  • 2014
    6

Cytaty

Więcej
Joseph Campbell Potęga mitu Zobacz więcej
Joseph Campbell Potęga mitu Zobacz więcej
Joseph Campbell Potęga mitu Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także