Żywe morze snów na jawie
- Kategoria:
- literatura piękna
- Tytuł oryginału:
- The Living Sea of Waking Dreams
- Wydawnictwo:
- Wydawnictwo Literackie
- Data wydania:
- 2022-03-16
- Data 1. wyd. pol.:
- 2022-03-16
- Liczba stron:
- 272
- Czas czytania
- 4 godz. 32 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788308075081
- Tłumacz:
- Maciej Świerkocki
Wielki powrót laureata Nagrody Bookera, autora Ścieżek Północy.
Piękno ginącego świata, rozpacz, miłość i nadzieja.
Życie i śmierć.
Anna – renomowana architektka z Sydney, Terzo – zamożny i pozbawiony skrupułów biznesmen oraz Tommy – niespełniony malarz pracujący dorywczo jako rybak czuwają przy łóżku matki w szpitalu w Hobart na Tasmanii. Osiemdziesięciosześcioletnia Francie umiera i jest na to gotowa. Ale dzieci nie akceptują jej wyboru. Użyją wszystkich możliwości – wpływów, władzy, znajomości i pieniędzy – aby utrzymać matkę przy życiu. Tylko czy mają do tego prawo?
Podczas gdy Francie w dziwnych snach na jawie szuka ucieczki od coraz bardziej dojmującej udręki, jej córka z lękiem obserwuje własne ciało: pewnego dnia znika jej palec, innego – kolano, potem znikają ludzie. W tym samym czasie pożary trawią australijskie lasy. Wszystko rozpada się, wymiera, ginie. Czy można to zatrzymać? Uratować świat, Francie i miłość?
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Koniec wszystkich światów
Długo, drodzy Państwo, ta książka ważyła się w mojej głowie – a już to zdecydowanie lepszy wynik niż przy poprzedniej powieści Richarda Flanagana, którą czytałem, „Nieznanej terrorystce”, bo ta była dla mnie – w tej kwestii nie zgadzam się z krytyczną śmietanką z Michiko Kakutani na czele – sporym rozczarowaniem po świetnych „Ścieżkach północy”. Nigdy jednak w australijskiego laureata Bookera nie zwątpiłem, bo w każdym jego tekście coś jest – olbrzymi potencjał; nie zawsze zrealizowany, ale zawsze obecny. Nie inaczej jest w „Żywym morzu snów na jawie”.
Kluczowym źródłem napięcia w najnowszej – choć wydanej w oryginale w 2020 – powieści Flanagana jest zderzenie dwóch apokalips: małej i osobistej, związanej ze śmiercią bliskiej osoby, oraz dużej i globalnej, związanej z katastrofą ekologiczną (tutaj w postaci pożarów trawiących Australię kilka chwil przed tym, jak świat pogrążył się w kryzysie pandemicznym). To natychmiast wywołało we mnie wątpliwości: czy aby poszukiwanie literackiego materiału w takim zestawieniu zasługuje na uwagę? Czy nie jest to odrobinę banalne? Czy nie jest to wyświechtane? Takie i podobne pytania długo towarzyszyły mojej lekturze, ale koniec końców uznałem je za irrelewantne – bo dlaczego pisarz nie miałby podejmować tematów, które go zajmują, nawet jeśli ich dobór sam w sobie nie stanowi efemerycznej i wysublimowanej metafory?
Na więcej niż bezpieczny schemat pisarz pozwolił sobie w szczegółach, gdy sięgnął po bardzo kontrowersyjny i dla wielu zapewne bolesny temat. Kiedy piszę o „śmierci bliskiej osoby”, używam olbrzymiego skrótu myślowego, bo właściwie całe „Żywe morze snów na jawie” stanowi refleksję nad tym, czym śmierć jest, kiedy ujmie się ją w kontekst: kontekst wieku, kontekst woli życia, kontekst odczuć ludzi, którzy jej towarzyszą. Flanagan postanowił wziąć się za bary z kwestią moralną o najwyższym ciężarze, zadając pytanie, czy istnieje moment, w którym można człowiekowi odebrać – jeśli je kiedykolwiek miał! – prawo do decydowania o własnej śmierci. Czy poradził sobie z wyzwaniem? Z pewnością stworzył pełną autentyczności wizję mieszającą ból, nadzieję i demoniczną pychę zdolną zmusić potencjalnego czytelnika do zadania sobie całego mnóstwa pytań; pytań, które w zagłębionym w szarej codzienności umyśle same się nie rodzą. W takim wypadku, w wypadku tematu tak niejednoznacznego, inne „poradzenie sobie” chyba nie jest możliwe. Na tym polu odnosi Australijczyk sukces.
Flanagan w powieści żywo interesuje się jeszcze jednym tematem, także dotyczącym utraty, ale nieco bardziej utajonej – a mianowicie powolnym, aczkolwiek nieustannym rozpadem więzi rodzinnych, pokazanym poprzez najbardziej pomysłowy chwyt całego „Żywego morza snów na jawie”. Zaczyna się od… znikających kończyn. I tak jak naprawdę doceniam tę metaforę i olbrzymią zręczność, z jaką autor buduje wokół niej napięcie – wątek nawet na chwilę nie irytuje, choć ciężko powiedzieć, do czego to wszystko prowadzi, dopóki, cóż, nie doprowadzi – tak jednego szczegółu przełknąć nie potrafiłem. Czy w kontekście zanikania bliskości przystoi pisarzowi tak uważnemu jak Flanagan – który podobno w „Nieznanej terrorystce” świetnie podsumował świat po 11 września – banalne krytykowanie mediów społecznościowych? Proszę mnie źle nie zrozumieć, nie mam zamiaru nikogo ani niczego bronić, ale Australijczyk poświęca tematowi dużo miejsca, a z całej tej objętości niewiele wynika. Gdyby był to tylko widoczny objaw rozpadu więzi, to można by taki stan rzeczy zaakceptować. Ale nie, o czymś innym świadczy regularność, z jaką autor wraca do scen z bohaterami wpatrzonymi w ekrany, a także to, że rolę owego objawu pełnią – ze świetnymi efektami – znikające oczy, nosy i palce. Bezmyślne gapienie się w telefon i scrollowanie jest złe? No tak. I co dalej? Anna regularnie przegląda Instagrama, szczególnie w chwilach najwyższego napięcia, narracja często się na tym zachowaniu skupia, lecz nie prowadzi to do żadnego wniosku czy rozwiązania. Wiemy, że Flanagan ma raczej krytyczny stosunek do mediów społecznościowych – i tyle.
Ten brak odpowiedzi jest dla całego „Żywego morza snów na jawie” charakterystyczny. I o ile w przypadku pytania o to, kto powinien decydować o końcu szpitalnej agonii, stanowi to stan akceptowalny – w innym wypadku Flanagan musiałby próbować odbierać wolność interpretacyjną czytelnikowi i grać sędziego, co za dobre wynagradza, a za złe karze – o tyle niedopowiedzenia stanowią wyjście mało satysfakcjonujące. Tak czy inaczej najnowsza, choć już dwuletnia powieść Flanagana to bardzo dobra lektura z raczej niewielkimi niedociągnięciami. Jeśli dla kogoś obecna rzeczywistość jest zbyt kolorowa, to „Żywe morze snów na jawie” będzie doskonałą okazją, aby spotkać się z problemami z innego, zdawać by się mogło, świata.
Bartosz Szczyżański
Oceny
Książka na półkach
- 269
- 205
- 50
- 27
- 9
- 5
- 4
- 4
- 4
- 3
OPINIE i DYSKUSJE
Cyt.:
„Kiedy coś się zaczyna, człowiek nigdy nie wie, że jednocześnie się kończy, powiedziała Meg, ani, że kiedy coś znika, znika nie tylko to coś, ale i ty.”
Richard Flanagan, „Żywe morze snów na jawie”
„Żywe morze snów na jawie” to najnowsza, wydana w 2020 roku powieść świetnego australijskiego prozaika Richarda Flanagana, zdobywcy Bookera, autora m.in. „Ścieżek północy”. Powrót w wielkim stylu?
Autor proponuje dość prostą i zdawałoby się zupełnie oczywistą konstrukcję. Nad szpitalnym łóżkiem ciężko chorej, ponad 80-cio letniej matki spotyka się trójka rodzeństwa: Anna, wzięta architektka, kobieta sukcesu, Terzio, biznesmen i finansista oraz Tommy, niespełniony malarz, utrzymujący się z dorywczej pracy i opiekujący się dotychczas matką. Mają wspólnie podjąć decyzję, czy pozwolić matce odejść czy też za wszelką cenę ratować jej życie. Od tej sceny rozpoczyna się powieść, zmuszająca do głębokiego namysłu czy też nawet przewartościowania dotychczas wydawałoby się niepodważalnych zasad etycznych czy też religijnych. Pytanie, czy potrafimy zaakceptować śmierć i przemijanie, potraktować je jako coś naturalnego i nieprzemijającego.
Ta wydawałoby się na pozór prosta historia, w pewnym momencie niezauważalnie wręcz zmienia się w rozważania na temat współczesności, roli człowieka w społeczeństwie, wpływu mediów na kształtowanie rzeczywistości /o czym pisał już w „Nieznanej terrorystce”/, o rozpadzie więzi społecznych i rodzinnych, o potrzebie przewartościowania swojego życia, spojrzenia na nie z zupełnie nowej perspektywy. A te wszystkie rozważania i historie przeplatane są niemal apokaliptyczną wizją pożarów, jakimi objęta była Australia i zagłady środowiska naturalnego.
Śmierć przeplatająca się z miłością. Niezwykle poruszająca.
Polecam.
Cyt.:
więcej Pokaż mimo to„Kiedy coś się zaczyna, człowiek nigdy nie wie, że jednocześnie się kończy, powiedziała Meg, ani, że kiedy coś znika, znika nie tylko to coś, ale i ty.”
Richard Flanagan, „Żywe morze snów na jawie”
„Żywe morze snów na jawie” to najnowsza, wydana w 2020 roku powieść świetnego australijskiego prozaika Richarda Flanagana, zdobywcy Bookera, autora m.in. „Ścieżek...
Pokazuje ciekawy punkt widzenia, głównym wątkiem jest nieuchronna śmierć i prawo do ,,godnego" odejścia. Momentami książka mi się dłużyła, miałam wrażenie że część wątków pobocznych była jedynie po to aby jakoś urozmaicić tą historię. Książka pokazuje także relacje rodzinne, w tym także ich toksyczność.
Pokazuje ciekawy punkt widzenia, głównym wątkiem jest nieuchronna śmierć i prawo do ,,godnego" odejścia. Momentami książka mi się dłużyła, miałam wrażenie że część wątków pobocznych była jedynie po to aby jakoś urozmaicić tą historię. Książka pokazuje także relacje rodzinne, w tym także ich toksyczność.
Pokaż mimo toAbstrakcyjna, niejednoznaczna, niezwykle poruszająca w swoim okrucieństwie. Literatura najwyższych lotów.
Abstrakcyjna, niejednoznaczna, niezwykle poruszająca w swoim okrucieństwie. Literatura najwyższych lotów.
Pokaż mimo toOddycha. Lub nie. Nie ma to znaczenia, ponieważ wokół niej jak duchy stoją trzy osoby. To jej synowie i córka. Pozornie twarda Anna, której znikają palce, pozbawiony skrupułów Terzo i niespełniony życiowo Tommy. Francie leży podłączona do szpitalnej aparatury, walcząc z czasem, życiem, a może i śmiercią. Ja stoję nieco dalej, w cieniu i widzę ich rozterki. Co robić? Czy nam wolno? Władza nad dawaniem życia i uśmiercaniem, zaś gdzieś hen daleko umiera świat. Ogień trawi wszystko, nie zważając na nic, bo nic brzmi zdecydowanie lepiej niż być. Patrzę nadal i czuję, że jeszcze oddycha.
Nie znam wielu literatów, którzy z tak wielką przenikliwością i wyostrzonym zmysłem obserwacji czarowali słowem pisanym. Jednym z nich jest Richard Flanagan. Australijski pisarz pochodzący z Tasmanii wrócił z kolejną książką, która dotyka tym razem krytycznym okiem współczesnego świata. Wchłaniając treść czytelnik natknie się na zdania, których spoiwem będzie śmierć toczącą bój z życiem na granicy tych dwóch frakcji, by wreszcie postawić pytania nad zjawiskiem umierania, sensem istnienia i uciekania w ostateczną ciemność. To jednak tylko część tego, co czeka na wnikliwego odbiorcę. Flanagan za pomocą subtelnie wplecionego realizmu magicznego dokonuje analizy kondycji człowieka w dzisiejszym świecie, wyraźnie zwracając uwagę na postępujący rozkład intelektu, upadek kultury oraz zanikanie pierwiastka ludzkiego głęboko zakorzenionego w naturze.
Tłem dla moralnych rozterek i emocjonalnych podróży w głąb siebie jest zagłada ziemi, która objawia się tu pod postacią płonącej Australii. Powieść przez to zyskuje na apokaliptycznym wydźwięku, gdzie przyroda ginie na naszych oczach, a mu potrafimy tylko przesuwać następne zdjęcia i wiadomości w mediach społecznościowych tworząc własne uniwersa pogrążone w iluzji. Taki obraz stanął mi przed oczyma, gdy pochłonęła mnie lektura, stałem się wręcz uczestnikiem dramatu zawartego na kartkach książki, i im dalej zgłębiałem tę prozę, tym mocniej przeczołgała mnie emocjonalnie, a wówczas sam potrzebowałem wziąć głęboki oddech, by przejść do nowego rozdziału. Operowanie metaforą, literacka wrażliwość i poetyka słów - wszystkie one świadczą o wielkim talencie autora, którego proza wciąż, od wielu lat mnie zachwyca.
Pragnąłbym, żeby każdy poznał Flanagana, bo to bezapelacyjnie jeden z najwybitniejszych współczesnych pisarzy. Amen.
Oddycha. Lub nie. Nie ma to znaczenia, ponieważ wokół niej jak duchy stoją trzy osoby. To jej synowie i córka. Pozornie twarda Anna, której znikają palce, pozbawiony skrupułów Terzo i niespełniony życiowo Tommy. Francie leży podłączona do szpitalnej aparatury, walcząc z czasem, życiem, a może i śmiercią. Ja stoję nieco dalej, w cieniu i widzę ich rozterki. Co robić? Czy nam...
więcej Pokaż mimo toNa początku nie bardzo wiedziałam, o co pisarzowi chodzi i po kilku stronach chciałam porzucić czytanie. Ale potem było lepiej, nawet bardzo dobrze. Podobało mi się dzielenie tej historii na mikro rozdzialiki - pozwalało to lepiej zrozumieć ideę powieści. Dotyczy ona uporczywej terapii oraz jej sensu zarówno dla rodziny i dla pacjentki. Autor nie daje żadnej odpowiedzi, czy takie leczenie jest potrzebne i etyczne, tym samym zachęcając do przemyśleń.
Na początku nie bardzo wiedziałam, o co pisarzowi chodzi i po kilku stronach chciałam porzucić czytanie. Ale potem było lepiej, nawet bardzo dobrze. Podobało mi się dzielenie tej historii na mikro rozdzialiki - pozwalało to lepiej zrozumieć ideę powieści. Dotyczy ona uporczywej terapii oraz jej sensu zarówno dla rodziny i dla pacjentki. Autor nie daje żadnej odpowiedzi,...
więcej Pokaż mimo toOpowieść o nadchodzącej śmierci i prawie do godnego umierania
Opowieść o nadchodzącej śmierci i prawie do godnego umierania
Pokaż mimo toFlanagan po raz kolejny potwierdza swoją niewątpliwą klasę pisarską. Sięgając po lekturę „Żywego morza…” do co najmniej kilku rzeczy nie miałem wątpliwości. Po pierwsze, że będzie to pozycja trudna. Po drugie, że zmusi do myślenia i odczuwania, a po trzecie że urzeknie mnie literacko. Nie myliłem się. Wszystkie te elementy dostałem w stopniu zwielokrotnionym. Można długo by wymieniać o czym jest ta historia, ale tak sobie banalnie myślę, że jest to po prostu opowieść o relacjach. Zwykłych ludzkich relacjach, doświadczanych każdego dnia przez wszystkich, bez względu na status, wygląd, czy wiek. Zbytnim uproszczeniem byłoby tutaj ograniczenie fabuły wyłącznie do historii trójki rodzeństwa w obliczu choroby matki. U Flanagana dzieje się zdecydowanie więcej i gęściej. Co ważniejsze jednak, autor za każdym razem potrafi to wyeksponować z taką intensywnością, jakby walił czytelnika w splot słoneczny, aż do utraty tchu. Frazy Flanagana suną swobodnie, metaforycznie, można by rzec poetycko, po czym nagle i dosłownie (bez lirycznych ozdobników) ścinają z nóg. Wyrazistym tego przykładem są uwagi Flanagana związane z degradacją środowiska naturalnego. Pisarz kilkakrotnie usypia czujność czytelnika pięknymi akapitami o poczuciu osamotnienia i bezsilności, aby ostatnim wersem wytknąć, że właśnie gdzieś tam wymarł kolejny gatunek rzadkiego zwierzęcia, albo że gdzieś tam roztopił się kolejny lodowiec. Genialny zabieg! Globalny dramat równolegle dziejący się z tym prywatnym, osobistym, tym w skali mikro ulega jakby spotęgowaniu. Czujemy go inaczej, jakoś tak bliżej, tak jakby to była nasza sprawa, a nie kolejna nie warta zastanowienia kwestia, którą można co najwyżej przeskrolować. Tego typu odniesień jest sporo, a autor postarał się żeby ich nie przeoczyć. Zresztą nie warto tego robić, bo są to kwestie zdecydowanie godne refleksji.
Czytając „Żywe morze…” często przychodziły mi na myśl „Małe życia” Yanagihary. U mnie zdecydowała w tym przypadku tak znamienna dla obu powieści nieprzewidywalność splątanych wiraży ludzkiego losu, ale myślę że podobieństw można by się doszukać zdecydowanie więcej. W każdym razie miłośnicy wspomnianej powieści powinni być zdecydowanie ukontentowani propozycją rodem z Tasmanii.
Podsumowując, Flanagan serwuje nam kolejny pejzaż literacki najwyższej próby, którego nie należy przeoczyć. Ważna, mądra i piękna książka!
Flanagan po raz kolejny potwierdza swoją niewątpliwą klasę pisarską. Sięgając po lekturę „Żywego morza…” do co najmniej kilku rzeczy nie miałem wątpliwości. Po pierwsze, że będzie to pozycja trudna. Po drugie, że zmusi do myślenia i odczuwania, a po trzecie że urzeknie mnie literacko. Nie myliłem się. Wszystkie te elementy dostałem w stopniu zwielokrotnionym. Można długo by...
więcej Pokaż mimo toTrudna historia o znikaniu, zanikaniu, ginięciu, o utracie i
podejmowaniu ostatecznych decyzji. Nie jest to lekka i przyjemna lektura, jak to w życiu bywa.
Trudna historia o znikaniu, zanikaniu, ginięciu, o utracie i
Pokaż mimo topodejmowaniu ostatecznych decyzji. Nie jest to lekka i przyjemna lektura, jak to w życiu bywa.
Ksiazka o smierci,mnostwo pytan,watpliwosci z nia zwiazanych,gesta literatura,atmosferyczna,ale czyta sie,jak dla mnie nielatwo
Ksiazka o smierci,mnostwo pytan,watpliwosci z nia zwiazanych,gesta literatura,atmosferyczna,ale czyta sie,jak dla mnie nielatwo
Pokaż mimo toKsiążka o przemijaniu, cierpieniu, ludzkiej godności, degradacji naszej planety, która totalnie mnie zdołowała. Chyba najbardziej przez niesłychane okrucieństwo z jakim rodzina za wszelką cenę i wbrew logice stara się utrzymać seniorkę rodu przy życiu. Oczywiście nie wszystko jest tu jednoznaczne, autor nie daje gotowych ocen, sami musi przetrawić wszelkie wątpliwości i pokusić się o ustosunkowanie się do przedstawianych sytuacji. Książka zmusza do refleksji nad sensem istnienia, nad wartościami które naprawdę są ważne.
Książka o przemijaniu, cierpieniu, ludzkiej godności, degradacji naszej planety, która totalnie mnie zdołowała. Chyba najbardziej przez niesłychane okrucieństwo z jakim rodzina za wszelką cenę i wbrew logice stara się utrzymać seniorkę rodu przy życiu. Oczywiście nie wszystko jest tu jednoznaczne, autor nie daje gotowych ocen, sami musi przetrawić wszelkie wątpliwości i...
więcej Pokaż mimo to