Budowniczy ruin
- Kategoria:
- literatura piękna
- Seria:
- Proza Światowa
- Tytuł oryginału:
- Ruinenbaumeister
- Wydawnictwo:
- Państwowy Instytut Wydawniczy
- Data wydania:
- 2017-10-03
- Data 1. wyd. pol.:
- 1972-01-01
- Liczba stron:
- 496
- Czas czytania
- 8 godz. 16 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788306033991
- Tłumacz:
- Edwin Herbert
- Tagi:
- literatura austriacka
Ta niebywała książka napisana pod urokiem Rękopisu znalezionego w Saragossie wskrzesza formę romansu szkatułkowego. Autor po mistrzowsku zespala ironię i grozę, humor i refleksję, romantyczną balladowość i makabrę, motywy apokalipsy i arlekinady, żart i najbardziej poważne serio. Mamy tu urocze historyjki miłosne, pełne wdzięku i znakomicie napisane, których akcja rozgrywa się w Wenecji w epoce Don Juana i Fausta, opisy morskich bitew, a nawet mrożącą krew w żyłach wyprawę do smoczej jamy. W centrum zaś historia człowieka, który buduje schron w kształcie cygara, by 3 miliony ludzi znalazły ratunek przed światową katastrofą.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Zbudować ruinę albo wyśnić koniec świata
Dziś, drodzy Państwo, zacznę od jednego z moich ulubionych wstępów – konfesyjnego (tudzież, żeby posłużyć się banalną grą słów, konfekcyjnego; nie Państwu ubliżam, raczej własnym umiejętnościom). Nie przyznam się jednak do grzechu, a zwierzę z rzeczy, która mężczyźnie ponoć nie przystoi: strachu. Jakieś pięć lat temu byłem jednocześnie przerażony i zdruzgotany, bo na horyzoncie pojawiła się wieść najczarniejsza z czarnych – Zarządzenie Ministra Skarbu Państwa nr 8 z dnia 31 stycznia 2012 roku miało być końcem Państwowego Instytutu Wydawniczego. Trzy lata później zostało ono uchylone, a po kolejnych dwóch okazuje się, że była to decyzja – dla czytelników – genialna, bo PIW raczy nas bez przerwy literaturą najwyższych lotów, która w innym wypadku, tego jestem niemal pewien, w Polsce albo by się nie pojawiła, albo była zupełnie zapomniana.
O czym to ja…? Właśnie, „Budowniczy ruin”. Powyższy wstęp, mam wrażenie, jasno świadczy o tym, iż będę tę powieść chwalił. Nie próbowałem tego kryć nawet przez chwilę, bo pewnie i tak nie wytrzymałbym z tą ciężką tajemnicą dłużej niż dwa zdania. Proza Herberta Rosendorfera zdobyła mnie całego, choć kilkadziesiąt pierwszych stron wcale tego nie zapowiadało.
Sam początek powieści to typowa dla całej literatury absurdu próba ucieczki od konwencji, która, jak to często bywa, jest biegiem z zamkniętymi oczami, niekoniecznie rozsądnym, nieco rozpaczliwym, bo zawsze przecież istnieje ryzyko, że zaraz wpadnie się w koleiny innej ustalonej formy. Czytelnik poznaje głównego bohatera podczas podróży pociągiem przemienionej nagle w wędrówkę po odciętym od świata ogrodzie (co budzi natychmiastowe skojarzenia z wydanym w tym roku „Locus Solus” Raymonda Roussela), a scena wcale nie porywa: protagonista jeszcze niewyraźny, przejście z jednej scenerii w drugą jakieś takie niezręczne, kierunek z całą pewnością nieustalony.
Nie trzeba jednak czekać długo, aby sytuacja zmieniła się diametralnie – Rosendorfer zaczyna zdradzać swoje zamiary, kiedy rozpoczyna pierwszą z wewnętrznych opowieści (tę bodaj, w której szkocki król wchodzi w konszachty z siłami nieczystymi). Okazuje się, że to tylko zapowiedź, bo całej książce patronuje wespół w zespół dwóch Janów: Potocki i Boccaccio, czyli twórców klasycznej powieści szkatułkowej. O ile jeszcze pierwsze historie w „Budowniczym ruin” są „tylko” dobre (choć ta zalatująca jednocześnie Kafką i Czechowem zdecydowanie wybija się ponad poziom), to już wielopoziomowa, skomplikowana narracja oniryczna to prawdziwy majstersztyk. Protagonista relacjonuje ordynansowi swój sen, w którym siedem młodych kobiet pochodzących z różnych stron świata snuje swoje fascynujące opowieści: większość z nich pełna jest rozbuchanych, romantycznych emocji (z wyjątkiem tej, cóż za zdziwienie, angielskiej, gdzie dominuje głęboka ironia), każda niemal, szczególnie wiedeńska, wiąże się ze śmiercią podaną w gotyckim sosie, wenecka w końcu wprost przywołuje i Fausta, i diabła. Skrzą się te historie niby świecidełka, pełne literackich odniesień i zabaw, a przy tym, co kluczowe, drżące od muzyki symfonicznej i szepczące muzyką kameralną – bo Rosendorfer to także kompozytor (to nie metafora, a fakt), co w jego prozie wyraźnie widać. „Budowniczy ruin” jest wynikiem tysięcy inspiracji, nie tylko literackich, które zostały przetworzone w niezwykle fascynujący materiał.
Poza fabularnym trzonem, jaki stanowi siedem sennych opowieści – tak jak dla przywoływanego już „Locus Solus” centralną sceną była wskrzeszalnia mistrza Cantarela – jest w tej opowieści coś jeszcze: koniec świata mianowicie. I choć w środkowej części wątek ten ginie wśród wspomnianych literackich świecidełek, a pod koniec rozłazi się w szwach, to otwiera zupełnie nową przestrzeń interpretacyjną dla „Budowniczego ruin”. Bo powieść ta, choć bezustannie filtrująca z groteską, bywa poważna, a nawet tragiczna i przerażająca. Świat stworzony przez Rosendorfera nierozerwalnie związany jest z eschatologią: w obliczu apokalipsy ludzkość chwyta się wszystkiego, aby choć o kilka chwil wydłużyć swoją agonię. Najlepszym z lekarstw okazują się opowieści, które odrywają ostatnich ocalałych od ich rozpaczliwej sytuacji i pozwalają na krótką ucieczkę. Czy to hołd składany literaturze? Cóż, z całą pewnością nie jest to jedyny sposób odczytania tego doskonałego dzieła, ale w pełni usprawiedliwiony i szczególnie miły dla wszystkich moli książkowych.
„Budowniczy ruin” to jedna z najlepszych książek jakie przeczytałem na przestrzeni ostatnich dwóch lat. Jako zadeklarowany malkontent nie mogłem nie wspomnieć o mało porywającym początku i finale, w którym – mimo wypowiedzianej głośno obietnicy autora – wcale nie dochodzi do wielkiego rozwiązania, ale w najmniejszym stopniu nie zmienia to faktu, że powieść pochłonęła mnie na zdecydowanie więcej godzin niż te potrzebne na jej przeczytanie. A to jeden z największych komplementów, jakie mogę sobie wyobrazić dla jakiekolwiek literatury.
Bartosz Szczyżański
Oceny
Książka na półkach
- 432
- 180
- 64
- 12
- 5
- 5
- 4
- 3
- 2
- 2
Opinia
Jeszcze nie wszystkie sensy odkryte, ale "Budowniczy ruin" to jedna z najlepszych książek (obok "Korekt" oraz "Lamparta") jakie przeczytałam w tym roku. Niesamowita opowieść o opowiadaniu, wybitnie zabawna i absorbująca książka. A w chwilach poważnych, we fragmentach dramaturgicznych - bardzo przejmująca. Jak wszyscy zachywcam się szkatułkową formą i absurdalnością opowieści, ale też wewnętrznym przymusem opowiadania, który zdaje się przyciskać wewnętrznie wszystkich bohaterów, ale również treścią. To groteska, teatr absurdu, teatr końca świata, wielki temat z jakim zmagali się ci którzy przyszli po II wojnie, bombie atomowej i Holocauście. Fakt, że jej akcja toczy się w przededniu (?) końca świata nadaje książce dodatkowego ciężaru, a zarazem dodatkowej lekkości. Uważam że jest przepięknie napisana i że to jedna z nielicznych książek która jest spektaklem, uważam że świetnie można by przełożyć ją na język filmu i opowiadać, opowiadać, dławić się opowieściami jak bohaterowie. Przez to że opowiada o rzeczach ostatecznych w sposób niezwykle zabawny zamyka nas w pewnym pudełku konwenansów i odruchów myślowych, a potem gniecie je wszystkie.
Jeszcze nie wszystkie sensy odkryte, ale "Budowniczy ruin" to jedna z najlepszych książek (obok "Korekt" oraz "Lamparta") jakie przeczytałam w tym roku. Niesamowita opowieść o opowiadaniu, wybitnie zabawna i absorbująca książka. A w chwilach poważnych, we fragmentach dramaturgicznych - bardzo przejmująca. Jak wszyscy zachywcam się szkatułkową formą i absurdalnością...
więcej Pokaż mimo to