Świat w płomieniach
- Kategoria:
- literatura piękna
- Seria:
- Don Kichot i Sancho Pansa
- Tytuł oryginału:
- The Blazing World
- Wydawnictwo:
- W.A.B.
- Data wydania:
- 2017-02-15
- Data 1. wyd. pol.:
- 2017-02-15
- Data 1. wydania:
- 2014-11-01
- Liczba stron:
- 398
- Czas czytania
- 6 godz. 38 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788328026025
- Tłumacz:
- Jerzy Kozłowski
- Tagi:
- literatura amerykańska manipulacja Booker nominacja nienawiść odmiana losu poszukiwanie prawdy rywalizacja skandal zemsta
- Inne
Zdumiewająca opowieść o genialnej kobiecie zmuszonej, by pozostać w cieniu.
Znakomita powieść o uprzedzeniach, pożądaniu i kobiecej walce, by zostać dostrzeżoną. Harriet Burden po latach ignorowania wywołuje skandal w nowojorskim świecie sztuki. Rekrutuje młodych mężczyzn, by prezentowali jej dzieła jako własne. Gdy wystawy odnoszą sukces, a Harriet ujawnia ich prawdziwego autora, jeden z wynajętych artystów wszystkiemu zaprzecza.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Rozważania nad płcią
Nie ukrywałem nigdy, drodzy Państwo – wręcz przeciwnie, ogłaszałem to z dumą – że literatura feministyczna bliska jest memu skołatanemu sercu. Więcej nawet: konteksty kobiecości należą do nielicznego grona książkowych tematów, które dziś interesują mnie równie mocno, jeśli nie mocniej, co lata temu, a przy lekturze Woolf czy Atwood bawię się równie dobrze co przy wydanych niedawno książkach Pleijel czy Janyski. A kiedy feminizm spotyka się z głęboką refleksją na temat tożsamości płciowej, tak jak ma to miejsce w „Świecie w płomieniach”, oprzeć się nie potrafię.
Nikomu, kto jest zainteresowany lekturą powieści Siri Hustvedt, nie muszę przypominać chyba, jak wielkim wydarzeniem było w Polsce „Małe życie” Hanyi Yanagihary (przywołuję sukces krajowy, mimo iż tekst nominowany był do Bookera, bo – jeśli dobrze pamiętam – w naszej ojczyźnie sprzedał się lepiej niż w Stanach). Tym, co zadecydowało o tym sprzedażowym szaleństwie, zajmuje się zapewne obecnie jakiś ambitny doktorant polonistyki, dlatego ja pokuszę się o najkrótsze z możliwych streszczeń tej obszernej powieści: to historia kilku młodych nowojorskich artystów. Historia, warto dodać, wyjątkowo tragiczna (co stanowi bodaj największy magnes dla jej miłośników i największy problem dla sceptyków). A także poświęcona całkowicie, absolutnie i totalnie mężczyznom. Dlatego też „Świat w płomieniach” sukcesu „Małego życia” nie powtórzy – bo choć i jego fabuła dotyczy nowojorskiego środowiska artystycznego, to traktuje on o kobiecie, co diametralnie zmienia perspektywę.
Dorosłe życie Harry Burden, głównej bohaterki, podobnie jak losy JB, Willema, Malcolma i Jude’a, naznaczone jest tragedią. Ta jednak nie ma równie uniwersalnego wymiaru, co w przypadku czterech przyjaciół; więcej: tragedii Burden nie da się porównać z dramatami mężczyzn z „Małego życia”. A to dlatego, że dzieje się ona w zupełnie innym wymiarze: wymiarze pełnym duszącego milczenia, wymiarze odrzucenia i wiecznego upokorzenia, do którego prowadzi wykroczenie tyleż banalne, co niewybaczalne – bycie żoną odnoszącego sukcesy męża, bycia matką udanych dzieci, bycia gospodynią dla znanych nazwisk. W skrócie: bycia kobietą.
Hustvedt wraz z Harry podejmują się zadania niezwykłego: chcą ten fakt zmienić. Nie posłużą się do tego jednak współczesną medycyną, a wielką artystyczną prowokacją. W „Świecie w płomieniach” sztuka staje się sposobem na życie i dźwignią zdolną do przesuwania dowolnych ciężarów – nawet do odczarowywania biologii. To warte podkreślenia, gdyż nieczęsto zdarza się współczesnym pisarzom wejść na terytorium plastyków i performerów z taką swadą, z taką pewnością siebie. Ani w „Małym życiu”, ani w popularnym „Szczygle” Donny Tartt nie pojawiły się fragmenty po brzegi wypełnione tak energicznymi opisami działalności artystycznej, jak ma to miejsce w powieści Hustvedt. W „Świecie w płomieniach” można odnaleźć smak życia ludzi opętanych – dosłownie – potrzebą wyrażenia siebie poprzez sztukę.
Aby nie obrazić czytelnika łączeniem tak ambitnej treści ze zbyt prostą formą, amerykańska pisarka postanowiła zabawić się także narracją. Pierwszą rzeczą, jaką zauważy odbiorca, będzie to, iż na tę narrację składają się dziesiątki lustrzanych odbić – a w każdym z nich Harry Burden. Niektóre pokazują ją taką, jaką sama siebie widziała (to dzienniki), inne taką, jaką widzieli ją jej najbliżsi (wspomnienia dzieci i partnera), jeszcze inne taką, jaką była postrzegana publicznie (wywiady z krytykami i marszandami). Rodzi się z tego potężny wielogłos, który bywa harmonijną symfonią, lecz czasami przemienia się w kakofonię. A to dlatego, że wielość perspektyw ukrywa jeszcze jedną rzecz: mistyfikację. Co w „Świecie w płomieniach” jest prawdą? Jak często Burden – szczera, wydaje się, choć bez wątpienia wstrząsana licznymi neurozami – mija się z prawdą lub mylnie interpretuje fakty? Co stało się z Antonem Tishem, pod którego nazwiskiem wystawione zostało popularne dzieło sztuki? Kto stworzył „Poniżej” – Harry czy jej niegdysiejszy przyjaciel, a późniejsze nemezis: Rune? Hustvedt wyraźnie sugeruje, komu czytelnik powinien kibicować, ale ostatecznych odpowiedzi udzielać nie lubi.
„Świat w płomieniach” bez wątpienia jest biografią Burden. I to głęboką, bo, choć główną oś fabuły stanowi jej ostatni wielki projekt, powieść w gruncie rzeczy analizuje jej losy od wczesnej młodości i relacji z rodzicami, przez trudny związek ze sławnym w kręgach artystycznych mężem, aż do śmierci po ciężkiej chorobie. Nie sposób jednak nie wspomnieć o wszystkich tych pobocznych życiach, które stanowią tło dla działalności Harry. Hustvedt udało się pięknie odmalować egzystencje ludzi stojących w cieniach wielkich postaci, bez których te byłyby zupełnie bezbronne wobec bezlitosnego świata. W pewnym momencie sama Burden musi przełknąć ambicje i stanąć u boku męża, potem sama zmusza wielu swym szalonym dążeniem do spełnienia do bierności. Najwięcej psychologicznego napięcia jednak autorka skryła gdzieś indziej, w krótkim wywiadzie z siostrą najważniejszego antybohatera, Rune’a. Kobieta bez wahania rozbiera artystę z przypisanej mu pośmiertnie świętości, pokazując, jak wielką cenę płacą zarówno ci, którzy gotowi są za wszelką cenę realizować swoje plany, jak i ich najbliżsi.
Podczas lektury „Świata w płomieniach” nie sposób nie zadać sobie pytania: czy nie jest on przeintelektualizowany? Odpowiedź jest banalnie prosta: bywa. Hustvedt zdarza się zapomnieć, że podjęła się pracy nad fikcją literacką i wpada w eseistyczny ton. Samo w sobie nie stanowi to oczywiście wady, ale wiele fragmentów sprawia wrażenie efekciarskich – jakby autorka postanowiła wesprzeć swoją bohaterkę w walce o intelektualne uznanie i stwierdziła, że najlepszą drogą do tego będzie piętrzenie abstrakcji. Burden chce zostać zauważona jako artystka oraz myślicielka, co nie oznacza, iż trzeba odbiorcę fizycznie przekonywać do jej erudycji poprzez bombardowanie długimi komentarzami do filozofów. Część czytelników z pewnością wybije to z immersji; irytację przeniosą na główną bohaterkę, co może zrujnować kunsztowny gmach budowany przez Hustvedt, bo przecież Burden przecież współczuć niełatwo – odbiorcy zakochani w obiektywizowaniu rzeczywistości stwierdzą, że zamożna, ciesząca się szczęśliwym związkiem kobieta zwyczajnie nie może przeżywać psychicznych katuszy.
„Świat w płomieniach” z pewnością nie przypadnie do gustu wszystkim czytelnikom. Nie oferuje łatwych wzruszeń, często przenosi się w świat intelektualnej i artystycznej abstrakcji, wymaga sporo skupienia przy rozplątywaniu fabularnych wątków. Jeśli jednak są Państwo gotowi na podjęcie wyzwania i zmierzenie się z tą fascynującą lekturą, to daję słowo harcerza (którym nigdy nie byłem, naturalnie): możecie odkryć jedną z najlepszych książek wydanych w zeszłym roku w Polsce. Warto zaryzykować, prawda?
Bartosz Szczyżański
Oceny
Książka na półkach
- 1 106
- 337
- 98
- 20
- 17
- 11
- 11
- 8
- 6
- 6
Opinia
Zadawaliście sobie kiedykolwiek pytanie czym jest gust? Czy to wyłącznie czysto personalne odczucie, a może przekonanie w znacznej mierze kreowane przez społeczeństwo, panującą modę, marketing? Co sprawia, że dane dzieło sztuki, książka czy każdy inny produkt staje się znany, cenny, ważny dla ludzi? Czy istotą jego wartości jest stojący za nim człowiek? Co więcej, czy ważna jest jego płeć?
Harriet Burden, to mało znana, wyobcowana, ekscentryczna artystka. Jej prace, to awangardowe konstrukcje, dzieła odważne, pełne dwuznaczności. Z racji faktu, iż ich autorka doskonale orientuje się w naukowym i filozoficznym dyskursie (nieobce są jej publikacje Freuda, Miltona, Homera czy Myersa), jej dzieła naszpikowane są odwołaniami do literatury i filozofii i logiki. Harry czuje się mocno niedoceniania przez krytyków, obojętna społeczeństwu. Jej indywidualne wystawy nie odnoszą sukcesu, recenzenci są wobec nich bierni.
"Ciało też może mieć swoje pomysły. Stosować metafory."
Zaczyna walczyć ze swoimi demonami. I swoim ciałem. Cierpiąca na coraz częstsze i gwałtowniejsze torsje, prowadzić zaczyna dziennik. Spisuje w nim swoje przemyślenia, kreśli plany. Wpada na dosyć radykalny i odważny pomyśl. By tchnąć w swe nowatorskie dzieła drugie życie, wpada na pomysł wykorzystania żywych, męskich masek…
Spektakl symulakry
Nawiązuje współpracę z kilkoma mężczyznami i niebawem w świat wypuszcza tryptyk, trzy instalacje: Historię sztuki reprezentowaną przez Antona Tisha, Duszne pokoje sygnowane nazwiskiem Phineasa Q. Eldridge’a oraz Poniżej domniemanego autorstwa Rune’a. Rezultat przechodzi najśmielsze oczekiwania zarówno Harriet, jak i jej wynajętych masek. Trzy indywidualne wystawy zaprezentowane w Nowym Jorku zyskują entuzjazm publiczności. Gdy nadchodzi pora na wyjawienie prawdziwego nazwiska ich twórcy, pojawia się problem, jeden z wynajętych artystów – Rune odmawia. Cały splendor przypisuje sobie. Po czyjej stronie tkwi prawda? Komu uwierzy społeczeństwo?
"Nie dajcie sobie wmówić, że czarodziejskie słowa nie istnieją."
Świat w płomieniach urzekł mnie z marszu, głównie dlatego, iż jest powieścią niekonwencjonalną. To jedna z tych nielicznych książek, które zachwycają swoją odważną, niemal awangardową strukturą. To historia opowiedziana w sposób innowacyjny i śmiały. Siri Hustvedt pokusiła się o rzecz niebywałą – odeszła od tradycyjnej formy snucia historii. Nie sposób doszukać się tutaj następujących po sobie rozdziałów. Cała powieść bazuje na oderwanych od siebie zapiskach Harriet, poprzeplatane zostały wywiadami, wspomnieniami, stenogramami, listami osób jej bliskich, rodziny, sąsiadów, recenzentów, dziennikarzy, współpracowników oraz wynajętych masek. Cała historia przedstawiona jest więc z różnych, zupełnie odrębnych punktów widzenia, światło rzucane jest pod różnym kątem. Co więcej, każda z relacji charakteryzuje się odrębnym stylem, nadając powieści wielowymiarowy aspekt. Powieściopisarka tym samym udowadnia, że sprawnie włada piórem a zmiana konwencji i sposobu pisania nie sprawia jej najmniejszego kłopotu. I choć wszystko na samym początku wydaje się niespójne i chaotyczne, na samym końcu układanka splata się w logiczną całość. Muszę podkreślić fakt, że swą zaskakującą formą, książka jawić się może jako dzieło osobliwe i ekstrawaganckie, uwierzcie jednak, że na swój sposób jest to książka magiczna.
"(…) przeszłość jest martwa? Przeszłość nie jest martwa. Jesteśmy we władaniu jej upiorów."
Siri Hustvedt zadbała, by prócz barwnej i porywającej fabuły oraz nad wyraz oryginalnego sposobu prowadzenia narracji, kreacja samej bohaterki była nienaganna. I taka też jest. Harriet to nie tylko dziwaczna, nieprzewidywalna artystka. To osobowość złożona, pełnokrwista, pełna sprzeczności, z mocno podciętymi skrzydłami, niemal upadła, czująca niespełnienie na każdym polu swojego życia, doszukująca się winy w przeszłości. I tym sposobem dochodzimy do istoty tej lektury.
"Sława nie zależy od tego co się robi, ale od tego, jak cię postrzegają."
Świat w płomieniach to nie tylko fascynująca historia pogubionej w życiu i nim rozczarowanej artystki. To przede wszystkim próba zwrócenia uwagi na fakt, że przeszłość znacząco kształtuje rzeczywistość i przyszłość, a ta jest w znacznej mierze zmaskulinizowana. To mężczyźni osiągają większe sukcesy. To bezdyskusyjne status quo. Przykład Harriet to próba podkreślenia wagi feminizmu właśnie, nieśmiała sugestia, że ruch ten jest dla pewnej grupy kobiet niezmiernie ważny i konieczny. W książce nie brak również sugestii, iż wpływ tożsamości artysty ma niebagatelny wpływ na odbiór wystawianych prac a próba męskiego ich wzmocnienia jest tego doskonałym dowodem. To rozprawa o istocie dzieł, jak i próba wytknięcia społeczeństwu artystycznej ślepoty, bezmyślnego pędu za modą i konwencjami.
Słabe punkty? Szukam, szukam i w sumie się ich doszukuję, choć nie ukrywam, robię to trochę na siłę. Książka ta przybrana została w awangardowe barwy. Jej odbiór, za sprawą różnych form narracji i wielorakich punktów widzenia może być utrudniony. Sam język również momentami może jawić się jako przeintelektualizowany.
Patrząc jednak na powieść globalnie, jestem nią po prostu oczarowana. To historia, która poszczycić się może wielopłaszczyznowym, literackim, narracyjnym sznytem. To opowieść o wykluczeniu i usilnej próbie samoakceptacji, krzyk o sprawiedliwość. Nie ukrywam, że na jej temat mogłabym pisać i pisać, a każde kolejne słowo i tak nie odda jej kolorytu i wielowymiarowości. Mądra, barwna, zjawiskowa! Artystyczna, prowokacyjna! Jednego się niestety boję – całokształt może przejść w takiej finezyjnej formie bez echa. Jest to lektura wymagająca skupienia i zaangażowania ze strony czytelnika, odważna pod względem formy i przekazu. Tym bardziej więc ją kocham! I bardzo polecam, odważcie się, jest tego warta! Na pewno o niej nie zapomnicie.
www.bookiecik.pl
Zadawaliście sobie kiedykolwiek pytanie czym jest gust? Czy to wyłącznie czysto personalne odczucie, a może przekonanie w znacznej mierze kreowane przez społeczeństwo, panującą modę, marketing? Co sprawia, że dane dzieło sztuki, książka czy każdy inny produkt staje się znany, cenny, ważny dla ludzi? Czy istotą jego wartości jest stojący za nim człowiek? Co więcej, czy ważna...
więcej Pokaż mimo to