rozwińzwiń

Miracleman

Okładka książki Miracleman Chuck Austen, Alan Davis, Steve Dillon, Don Lawrence, Alan Moore, Paul Neary, John Ridgway, John Totleben, Rick Veitch
Okładka książki Miracleman
Chuck AustenAlan Davis Wydawnictwo: Mucha Comics Cykl: Miracleman (tom 1) komiksy
384 str. 6 godz. 24 min.
Kategoria:
komiksy
Cykl:
Miracleman (tom 1)
Tytuł oryginału:
Miracleman
Wydawnictwo:
Mucha Comics
Data wydania:
2016-10-05
Data 1. wyd. pol.:
2016-10-05
Liczba stron:
384
Czas czytania
6 godz. 24 min.
Język:
polski
ISBN:
9788361319740
Tłumacz:
Tomasz Sidorkiewicz
Tagi:
Miracleman Moore
Średnia ocen

8,2 8,2 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Okładka książki Ultimate X-Men. Tom 6 Steve Dillon, Stuart Immonen, Brian K. Vaughan
Ocena 7,2
Ultimate X-Men... Steve Dillon, Stuar...
Okładka książki Hellblazer. Mike Carey 2 Chris Brunner, Mike Carey, Steve Dillon, Marcelo Frusin, Leonardo Manco
Ocena 7,1
Hellblazer. Mi... Chris Brunner, Mike...
Okładka książki Hellblazer. Mike Carey 1 Lee Bermejo, Mike Carey, Steve Dillon, Marcelo Frusin
Ocena 7,4
Hellblazer. Mi... Lee Bermejo, Mike C...
Okładka książki Punisher: Koszmar Laurence Campbell, Steve Dillon, Garth Ennis, Scott M. Gimple, Mark Texeira, Valerie d'Orazio
Ocena 6,4
Punisher: Koszmar Laurence Campbell, ...

Mogą Cię zainteresować

Okładka książki Batman - Ziemia Jeden: Tom 2 Gary Frank, Geoff Johns
Ocena 8,0
Batman - Ziemi... Gary Frank, Geoff J...
Okładka książki Hulk: Szary Matt Hollingsworth, Jeph Loeb, Tim Sale
Ocena 7,0
Hulk: Szary Matt Hollingsworth,...
Okładka książki Luthor Brian Azzarello, Lee Bermejo
Ocena 7,5
Luthor Brian Azzarello, Le...
Okładka książki Gotham Central: Klauni i szaleńcy Ed Brubaker, Michael Lark, Greg Rucka
Ocena 8,0
Gotham Central... Ed Brubaker, Michae...
Okładka książki Bękarty z Południa. Tom 1. Był to facet, co się zowie Jason Aaron, Jason Latour, Rico Renzi
Ocena 7,3
Bękarty z Połu... Jason Aaron, Jason ...
Okładka książki Skalp: Tom czwarty Jason Aaron, R. M. Guéra
Ocena 8,2
Skalp: Tom czw... Jason Aaron, R. M. ...

Oceny

Średnia ocen
8,2 / 10
95 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
3338
334

Na półkach:

Zaczyna się spokojnie, Miracleman to taki Shazam po czterdziestce. Pojawiają się ciekawe konflikty, jak koleś, który przez kilkadziesiąt lat pozostał w swojej superbohaterskiej postaci, przez co nie dość, że stał się zły, ale też nie zestarzał się, albo kiedy główny bohater dowiaduje się, że jego żona nie jest w ciąży z nim, tylko z jego alter ego. Ale potem robi się z tego Shazam po LSD…
No nie wiem, trochę trąci myszką, poza tym chyba za dużo czytałem komiksów superbohaterskich, które "miały być inne niż wszystkie", przez co wszystkie są w sumie bardzo podobne, a może też mam już przesyt samego Moore'a.

Zaczyna się spokojnie, Miracleman to taki Shazam po czterdziestce. Pojawiają się ciekawe konflikty, jak koleś, który przez kilkadziesiąt lat pozostał w swojej superbohaterskiej postaci, przez co nie dość, że stał się zły, ale też nie zestarzał się, albo kiedy główny bohater dowiaduje się, że jego żona nie jest w ciąży z nim, tylko z jego alter ego. Ale potem robi się z tego...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
1168
1137

Na półkach:

Zawsze otwarcie twierdziłem, że jestem laikiem, jeśli idzie o komiks. No, po zrecenzowaniu blisko 250 tytułów i przeczytaniu znacznie większej ilości, raczej nie mogę upierać się do końca przy tej tezie, jednak jeśli idzie o gatunek superhero, to wielu rzeczy jeszcze nie wiem oraz nie czytałem. Jednak bardzo przypadkowym zrządzeniem losu, ot zaleta posiadania w rodzinie starszego kuzyna mającego fioła na punkcie komiksów, usłyszałem kiedyś nazwę "Miracleman". Niestety wtedy byłem zbyt młody, aby docenić arcydzieło Alana Moore'a i odstawiłem je dość szybko na półkę, nie przeczytawszy do końca pierwszego rozdziału. Później przyszły takie komiksy jak cykl "Wieczna wojna" oraz serial "Batman: The Animated Series" i zapomniałem o "Miracleman'ie". Pojawił się on w moim życiu ponad 20 lat później za sprawą Mucha Comics. W końcu mogłem przeczytać, zrozumieć i w pełni docenić geniusz Moore'a, który w latach 80., gdy pisał tę serię, stawiał pierwsze poważne kroki na arenie komiksowej jako scenarzysta. Autor "V jak Vendetta", "Strażników" czy "Dnia Sądu" okazał się wizjonerem i ryzykantem. Napisał bowiem historię superbohatera, który miał na rękach krew swoich wrogów i niewinnych ludzi.

Zanim bardzo pobieżnie przybliżę fabułę "Miraclemana", muszę wspomnieć o bardzo istotnym elemencie z historii powstania tego bohatera. Otóż narodził się pod imieniem Marvelman w 1954 roku dzięki Mickowi Anglo. Był on wtedy typowym herosem swoich czasów. Gość w obcisłym trykocie, który wraz z pomocnikami - Kid Miracleman i Young Miracleman - walczył z nazistami i innymi przestępcami. Komiks umarł dość szybko i ponownie został wskrzeszony w 1982 za sprawą Alana Moora. Jednak zupełnie zmienił on swe oblicze. Z początku bowiem zaczyna się jak typowa historyjka z lat 50., ale potem akcja przenosi się do ówczesnych czasów, czyli początku lat 80.. Czytelnik poznaje Mike'a Moran'a, którego dręczą sny, gdzie jest herosem i pomaga mu dwoje młodszych pomocników. Ginie w nim podczas nuklearnej eksplozji, natomiast zawsze, gdy się budzi, z jego pamięci umyka słowo pozwalające mu przybrać nadludzką postać. Na co dzień Moran prowadzi "klasycznie nudne" życie, łapiąc się dorywczych prac. Gdy jednak pewnego razu tajemniczy splot wydarzeń doprowadza do tego, że zapamiętuje i wypowiada słowo przemiany ze snu, Miracleman powraca do świata żywych po niemal trzech dekadach niebytu.

Komiks jest inaczej napisany niż typowe historie o superherosach pokroju Kapitana Ameryki czy Supermana. Dlatego nie zaliczył dobrego startu z kilku powodów. Najpierw Marvel uczepił się pseudonimu herosa, zresztą słusznie, dlatego zmieniono je szybko z Marvelman na Miracleman, potem zaś Moore miał problemy ze swoim wydawcą, z którym się nie dogadywał. Ostatecznie został przejęty przez inne wydawnictwo, dające mu wolną rękę w dokończeniu swego dzieła. Tak powstał heros o bardzo mrocznym obliczu, któremu bliżej było do realistycznego wizerunku nadczłowieka niż jakiemukolwiek innemu bohaterowi w trykocie tamtych czasów. I to było dobre. Wręcz wspaniałe.

Komiks pod płaszczem odwiecznej walki herosów i superzłoczyńców poruszył bardzo wiele dylematów moralnych i problemów społecznych swoich czasów. Miracleman nie jest kryształowy, ma rozterki i w pewnym momencie zaczyna autentycznie wierzyć, że jest niemal bogiem stojącym ponad prawem ludzkim. Chce wręcz zbudować swą utopię, gdzie ludzie będą żyli w harmonii i miłości. Nieraz nie liczy się przez to ze zdaniem innych, bo po co skoro to on jest stwórcą. Ciężko zatem jednoznacznie lubić tego "herosa". Podobnie jest z głównym antagonistą, którego przemianę Moore zobrazował po prostu perfekcyjnie. Powolne popadanie w szaleństwo, urojenia rodzące się w umyśle oraz duszy, czy absolutna bezkarność względem prawa. Scena w londyńskim szpitalu, gdy postanawia pozostawić przy życiu pielęgniarkę, po czym argumentuje zmianę zdania, wręcz wypala się w pamięci czytelnika. Ich starcie w Londynie jest tym, czego brakuje nadal w kinowych ekranizacjach superherosów. Wszechobecne zniszczenie, setki przypadkowych ofiar, krew i flaki walające się na pierwszym planie. Tam nie ma litości, cudownych przypadków losu, czy bezkrwawych potyczek. To jest brutalna rzeczywistość.

Moore w pewnym sensie był wizjonerem, choć nie przypisywałbym mu tej zasługi na polu przewidzenia przyszłości uzależnionej od elektroniki i cyberprzestrzeni, co na swój sposób porusza w tym dziele. Takie cuda przewidzieli ludzie żyjący na długo przed nim lub tworzący w czasach gdy był oseskiem. Choćby Rene Barjavel, który napisał książkę "Ravage" i wizję końca świata uzależnionego od elektryczności. Niemniej Moore osiągnął to, co przynajmniej moim zdaniem, nie udało się do końca jego następcy - Neilowi Gaimanowi. Dał obraz realistycznego superbohatera, pełen mroku, przemocy i będącego drwiną z kolorowych trykotów. Tutaj nie było miejsca na ciągłe łapanie tych samych złoczyńców, napadających na banki. Zamiast tego pojawiła się śmierć, zmieszana z obłędem i utopią, czyli to, co naprawdę mogłoby się stać, gdyby kilku ludzi posiadło tak potężne moce. Dlatego komiks jest tak ważny dla historii tego medium i powinien po niego sięgnąć każdy miłośnik literatury.

Zawsze otwarcie twierdziłem, że jestem laikiem, jeśli idzie o komiks. No, po zrecenzowaniu blisko 250 tytułów i przeczytaniu znacznie większej ilości, raczej nie mogę upierać się do końca przy tej tezie, jednak jeśli idzie o gatunek superhero, to wielu rzeczy jeszcze nie wiem oraz nie czytałem. Jednak bardzo przypadkowym zrządzeniem losu, ot zaleta posiadania w rodzinie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
567
516

Na półkach: ,

Bardzo dobry! Mocno w stylu Strażników - wizja superbohaterow równie ambitna, do tego starając się logicznie to wszystko poukładać i stawić czoła bzdurom z tym związanym.
Momentami mocno odjechana, ale później w brawurowy sposób wyjaśniona i uzasadniona.
Niektóre kadry niesamowite, niektóre dialogi i sytuacje niezapomniane.
Świetny pomysł na początek jak z lat 50-tych z ich dialogami, scenami i grafika (atak gestapo które przenosi się w czasie!),co później znowu jest genialnie wyjaśnione.
Z tego co czytam to jest to jeden z kamieni milowych porównywalnych ze strażnikami - tym bardziej warto znać.
Bardzo polecam!
A scena gdy bohater opowiada o swojej genezie i reakcja słuchacza - bezcenna!
A okładka idealna na plakat!

Bardzo dobry! Mocno w stylu Strażników - wizja superbohaterow równie ambitna, do tego starając się logicznie to wszystko poukładać i stawić czoła bzdurom z tym związanym.
Momentami mocno odjechana, ale później w brawurowy sposób wyjaśniona i uzasadniona.
Niektóre kadry niesamowite, niektóre dialogi i sytuacje niezapomniane.
Świetny pomysł na początek jak z lat...

więcej Pokaż mimo to

avatar
323
5

Na półkach:

Pierwotny Scenarzysta przedobrzył samego siebie - w rezultacie z genialnego plot twista w origin story i moralnej rekonstrukcji motywu superbohaterskiego (w Strażnikach się udało) zostaje tylko rozmyte pitu - pitu o sumieniu i odpowiedzialności oraz zagmatwany wątek z Kowalami Przestrzeni, który idzie przespać.

Pierwotny Scenarzysta przedobrzył samego siebie - w rezultacie z genialnego plot twista w origin story i moralnej rekonstrukcji motywu superbohaterskiego (w Strażnikach się udało) zostaje tylko rozmyte pitu - pitu o sumieniu i odpowiedzialności oraz zagmatwany wątek z Kowalami Przestrzeni, który idzie przespać.

Pokaż mimo to

avatar
487
295

Na półkach:

Miracleman to drugi komiks Alana Moora, który przeczytałem, Pierwszym był Zabójczy Żart. Jest mi przykro to stwierdzać, ale twórczość tego artysty jakoś mi "nie leży". Nie jestem wielkim fanem tak filozoficznych opowieści. Zaletą Miraclemana na pewno jest narracja. Komiks przeczytałem z dużym zainteresowaniem. Bardzo podobało mi się niestandardowe przedstawienie genezy głównego bohatera (i bohaterów). Moore w swoim dziele zawarł pewną ironię wymierzoną wobec banalnych i naiwnych historii powstania superbohaterów. Im bardziej wgłębiałem się w treść, tym bardziej doceniałem kunszt Moore'a za wymyślenie czegoś takiego! Z drugiej strony w pewnym momencie trochę się zagalopował i to popsuło mi odbiór komiksu.

Miracleman to drugi komiks Alana Moora, który przeczytałem, Pierwszym był Zabójczy Żart. Jest mi przykro to stwierdzać, ale twórczość tego artysty jakoś mi "nie leży". Nie jestem wielkim fanem tak filozoficznych opowieści. Zaletą Miraclemana na pewno jest narracja. Komiks przeczytałem z dużym zainteresowaniem. Bardzo podobało mi się niestandardowe przedstawienie genezy...

więcej Pokaż mimo to

avatar
7933
6788

Na półkach: , , , ,

SUPERBOHATER OBNAŻONY

Jeszcze zanim Alan Moore w roku 1983 trafił pod skrzydła amerykańskiego giganta DC Comics, gdzie zaczął pisać „Sagę o potworze z bagien”, przygody Supermana (w przypadku obu tytułów, tworząc historie uważane za najlepsze w dziejach obu serii) czy „Strażników” (chyba dla każdego, najlepszy komiks amerykański, jaki powstał),stworzył komiksy może nie tak znane, ale równie dobre, co one. Ba, śmiało można rzec, że wiele jego wczesnych prac na głowę bije jego największe hity. Przejmująca, wiecznie aktualna analiza totalitaryzmu ukazana w „V jak Vendetta” porażała swoją dogłębnością, realizmem i dojrzałością, stojącą na poziomie gigantów literatury. Podobnie rzecz ma się z „Miraclemanem”, który podchodzi do tematu od nieco innej strony, jednocześnie obnażając i dekonstruując superbohaterów i ich wrogów, i pokazując nam kierunek, w jakim zmierzałby świat i sami herosi, gdyby ci istnieli. W konsekwencji powstało jedno z najlepszych dzieł nie tylko w jego karierze, ale i historii komiksu, które poznać powinien absolutnie każdy.

Rok 1982. Michael Moran wiedzie spokojne życie u boku żony, kiedy w wyniku zbiegu okoliczności na nowo przebudzają się w nim moce Miraclemana. Mężczyzna przypomina sobie, że kiedyś był superbohaterem, ale czy jako heros odnajdzie się też w nowych, jakże odmiennych czasach? Tu nie ma już miejsca na niekończące się, niestanowiące wielkiego zagrożenia potyczki z wrogami. Tu wrogiem może być każdy, nawet najbliższy mu osobnik, a dokonania łotrów mogą być katastrofalne w skutkach. Większą katastrofą stanie się jednak odkrycie tajemnic przeszłości i sił naprawdę stojących za tym, co wydarzało się przed laty, a co wciąż nie znalazło swojego finału…

Całość recenzji na moim blogu: https://ksiazkarniablog.blogspot.com/2019/01/miracleman-alan-moore-garry-leach-alan.html

SUPERBOHATER OBNAŻONY

Jeszcze zanim Alan Moore w roku 1983 trafił pod skrzydła amerykańskiego giganta DC Comics, gdzie zaczął pisać „Sagę o potworze z bagien”, przygody Supermana (w przypadku obu tytułów, tworząc historie uważane za najlepsze w dziejach obu serii) czy „Strażników” (chyba dla każdego, najlepszy komiks amerykański, jaki powstał),stworzył komiksy może nie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
3994
2028

Na półkach: ,

Miracleman, kiedy powstawał wywołał nie tylko entuzjazm swoim przedstawieniem superbohaterskiej postaci, ale i kontrowersje tym jak nie które sceny wpływały na widza.
Rzucanie dzieckiem, czy scena w której widzimy poród ze wszystkimi detalami. Takie plansze skłoniły twórców do umieszczenia na okładce ostrzeżenia, że komiks przeznaczony nie dość że dla dorosłych, to dodatkowo, nikt nie ponosi odpowiedzialności za to jakie reakcje wywoła. Dawno nie spotkałem takiego bohatera, który były taki niejednoznaczny. Czy aby na pewno jego uczynki służą tylko poprawie losów ludzkości? A w dodatku jest to superbohater, którego przygód fani nie znają, jak twierdzi okładka. A z czym możemy się zapoznać, otwierając ten-dosyć gruby komiks?

W początkowej historii poznajemy genezę powstania naszego bohatera, który -gdy wypowie się pewne słowo zmienia się w potężną istotę, zdolną do niewyobrażalnych czynów. Jakby tego było mało, ma do pomocy dwóch pomocników, mniej superbohaterskich, ale równie wspaniałych.
Kiedy więc lata osiemdziesiąte chcą zniewolić lata pięćdziesiąte, nasi herosi ruszają do walki. Wrogowie są pozornie niepokonani, jednak w grupie siła i nawet wróg niezwyciężony musiał uznać przewagę naszych obrońców. Dużą rolę w tej historii odgrywa podróż w czasie, która odbyta do lat osiemdziesiątych pozbawia wroga jego broni.
W kolejnej opowieści poznajemy bohatera, który wiedzie zwykłe życie u boku swojej żony. Z tego co możemy się domyślić, nie pamięta on nic ze swoich czynów jako bohater. Dopiero pewna sytuacja przywraca mu pamięć o czynach i to kim jest. Miracleman odnajduje także swojego dawnego kompana. Jego podejrzenia wobec niego się sprawdzają. Człowiek ten nie stracił pamięci, nadal dysponował swoją mocą, a na dokładkę stał się kimś do cna złym. Czy heros zdoła pokonać, albo nawrócić swojego byłego kompana? Przekonajcie się sami.


Pierwsza historyjka spodobała mi się ze względu na jej naiwność i nawiązanie do klasycznych już filmów science fiction, właśnie z lat pięćdziesiątych. Inwazja z innego czasu, niezwykła broń, walka o wolność, z niezwyciężonym zdawałoby się wrogiem. Takie pomysły stanowiły podstawę większości filmów, a jak widzimy i komiksów. Dodatkowo teksty w tak zwanych dymkach, kiedy wprowadzano widza do historii, od razu w mojej głowie pobrzmiewały głosem narratora z takiego filmu, który z emocjami przedstawiał to co musiał przekazać. Czy nasi bohaterowie sobie poradzą? Czy pokonają wroga? Czy na kolejnej stronie nasi obrońcy zdołają pokonać najeźdźców?
Kolejne opowieści owszem są ciekawe, ale nie sprawiły mi takiej radości, jak ta pierwsza najprostsza z możliwych. Być może dlatego, że jestem fanem fantastycznych filmów z tamtego okresu i znalazłem świetne nawiązanie właśnie w tej historyjce.

Co do rysunków, nie mogę niestety wyrazić jakiejś krytyki, czy pochwały, bowiem po prostu się nie znam. Są komiksowe, najprościej mówiąc. Daleko im do realności, która jest udziałem niektórych komiksowych opowieści. Ale należy pamiętać, że komiks ten ma swoje lata i jak to mówią świat poszedł naprzód, także ten komiksowy.

Pozostaje mi polecić ten komiks uwadze. Jak można dowiedzieć się z okładki, jest to opowieść o bohaterze, który zmienił spojrzenie na tego typu komiksy. Nasz bohater, nie jest też przesłodzony, jak dajmy na to pewien przybysz z obcej planety pracujący jako reporter. A to duży plus. Potrzeba mi było bohatera, który wie na czym stoi. Umie osiągnąć swoje cele, a jeśli kogoś ocali, to jakby mimochodem.
Jeszcze pozostając przy rysunkach, trzeba zaznaczyć, że wykonali oni świetną robotę. Wśród nich tacy twórcy jak Alan Davis, czy Rick Veitch.

Miracleman, kiedy powstawał wywołał nie tylko entuzjazm swoim przedstawieniem superbohaterskiej postaci, ale i kontrowersje tym jak nie które sceny wpływały na widza.
Rzucanie dzieckiem, czy scena w której widzimy poród ze wszystkimi detalami. Takie plansze skłoniły twórców do umieszczenia na okładce ostrzeżenia, że komiks przeznaczony nie dość że dla dorosłych, to...

więcej Pokaż mimo to

avatar
705
289

Na półkach:

Tako rzecze Alan Moore

Alan Moore pokazał w „Strażnikach” jak mógłby wyglądać świat, w którym zwykli ludzie postanowili zostać superbohaterami. Poza nieludzkim Doktorem Manhattanem, wszyscy Strażnicy to śmiertelnicy, którzy wzorem trykociarzy z kolorowych i głupiutkich komiksów Złotej i Srebrnej Ery ubrali się w dziwne kostiumy i zaczęli gonić przestępców. Moore zderza tutaj naiwną ideę ultraheroizmu z prawdziwym światem. Idea nie wytrzymuje tej konfrontacji. Nie bez przyczyny Komediant, w jednej z bardzo wymownych scen, mówi do reszty swoich kolegów: „Do zobaczenia w komiksach”. O dziele Moore’a mówi się, że jest to „dekonstrukcja superbohaterskiego mitu”. Słusznie, choć według mnie, autor skupia się głównie na wybranym zagadnieniu związanym z owym mitem – na moralności.

Kilka lat przed „Strażnikami” Moore zaczął pisać komiks, który równie mocno dekonstruuje to, co ma dekonstruować. A może nawet i lepiej. Dzieje się tak dlatego, że definicja, a następnie redefinicja pojęcia nadczłowieka jest tu głównym celem opowieści. Alan Moore wziął wszystkie cechy komiksowego bohatera Złotej Ery i bez żadnych pominięć i uproszczeń przedstawił je w rzeczywistości zupełnie realistycznej, logicznej i poważnej. Pozakomiksowej. W odróżnieniu od „Strażników” superbohater ma tu naprawdę nadludzkie moce, zupełnie przeczące zdrowemu rozsądkowi i fizyce. (Na przykład spadający głaz o wadze kilku ton powinien swoją bezwładnością choć trochę wbić go w ziemię. Ale gdzie tam, heros ani drgnie. Dodatkowo, aby wyrzucić tenże głaz wysoko w powietrze, musiałby mieć mięśnie niczym Hulk, a przecież nie ma). Wszystko dokładnie tak jak w komiksach sprzed ponad półwiecza. Komiks ten odpowiada na pytanie: czy te wszystkie śmieszne cechy superbohaterów Złotej Ery mogłyby mieć rację bytu w rzeczywistości, którą widzimy za oknem?

Komiks ów to „Miracleman”. Jego głównym bohaterem jest Mickey Moran, dziennikarz – wolny strzelec, mieszkający w wielkim mieście ze swoją ukochaną żoną, Elizabeth. Dręczony koszmarnymi snami, w których lata pod niebem zalanym z nagła potężną eksplozją, próbuje wiązać koniec z końcem. Jest typowym everymanem. Spokojna egzystencja kończy się, gdy podczas zamieszek przy nowo otwartej elektrowni atomowej wypowiada on pewne tajemnicze słowo. Po prostu czyta lustrzane odbicie słowa „Atomic”. „Kimota!” – to słowo-spust odblokowuje mu pamięć a wyparte wspomnienia podejmują gwałtowny szturm. Mickey zamienia się w postać wyjętą prosto z komiksów. Świat poznaje Miraclemana – istotę niezniszczalną, nadludzko silną, szybką i potrafiącą latać. Drugi Superman?! Dojdziemy do tego.


Całość na:
http://plejbekpisze.blogspot.com/2018/01/miracleman.html

Tako rzecze Alan Moore

Alan Moore pokazał w „Strażnikach” jak mógłby wyglądać świat, w którym zwykli ludzie postanowili zostać superbohaterami. Poza nieludzkim Doktorem Manhattanem, wszyscy Strażnicy to śmiertelnicy, którzy wzorem trykociarzy z kolorowych i głupiutkich komiksów Złotej i Srebrnej Ery ubrali się w dziwne kostiumy i zaczęli gonić przestępców. Moore zderza...

więcej Pokaż mimo to

avatar
6
2

Na półkach: , ,

Wczesny Allan Moore bez żadnych kompromisów rozprawia się z nurtem Superhero. Kiedy wychodził musiał być szokiem skoro dziś nadal robi ogromne wrażenie.
Genialna rzecz!

Wczesny Allan Moore bez żadnych kompromisów rozprawia się z nurtem Superhero. Kiedy wychodził musiał być szokiem skoro dziś nadal robi ogromne wrażenie.
Genialna rzecz!

Pokaż mimo to

avatar
1127
1126

Na półkach:

Miała być dekonstrukcja i przełom, a z dzisiejszej perspektywy jest ramota, przez którą ciężko przebrnąć. Spory zawód. Nie dziwi, że Moore to wyparł

Miała być dekonstrukcja i przełom, a z dzisiejszej perspektywy jest ramota, przez którą ciężko przebrnąć. Spory zawód. Nie dziwi, że Moore to wyparł

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    106
  • Chcę przeczytać
    69
  • Posiadam
    47
  • Komiksy
    26
  • Komiks
    12
  • Ulubione
    10
  • Komiks
    3
  • 2022
    2
  • Komiksy
    2
  • 2023
    2

Cytaty

Więcej
Steve Dillon Miracleman Zobacz więcej
Steve Dillon Miracleman Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Okładka książki Siostry Niezapominajki: 4. Kozica i kometa Alessandro Barbucci, Giovanni Di Gregorio
Ocena 8,0
Siostry Niezap... Alessandro Barbucci...
Okładka książki Pan Borsuk i pani Lisica. Talizman Brigitte Luciani, Eve Tharlet
Ocena 10,0
Pan Borsuk i p... Brigitte Luciani, E...
Okładka książki Świat Akwilonu: Magowie: Eragan. Tom 02 Stephane Crety, Nicolas Jarry
Ocena 6,0
Świat Akwilonu... Stephane Crety, Nic...
Okładka książki Księga Dżungli Jean-Blaise Djian, Rudyard Kipling, TieKo
Ocena 7,0
Księga Dżungli Jean-Blaise Djian, ...

Przeczytaj także