Sufrażystki

Okładka książki Sufrażystki
Lucy Ribchester Wydawnictwo: Marginesy kryminał, sensacja, thriller
Kategoria:
kryminał, sensacja, thriller
Tytuł oryginału:
The Hourglass Factory
Wydawnictwo:
Marginesy
Data wydania:
2015-11-04
Data 1. wyd. pol.:
2015-11-04
Język:
polski
ISBN:
9788365282118
Tagi:
kryminał historyczny oszustwo tajemnice śmierć feminizm sufrażystki prawa wyborcze
Średnia ocen

                5,5 5,5 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
5,5 / 10
142 ocen
Twoja ocena
0 / 10

Opinia

avatar
73
43

Na półkach:

Ta książka jest tak zła, że aż wciągająca. Wiecie, rodzaju takich, co to postanawiasz czytać do końca, żeby przekonać się, czy autor może to jeszcze bardziej zepsuć (bo nadzieja, że wyjdzie z tego coś dobrego, nie umiera tu ostatnia - dzieje się to wcześniej niż finał, choć faktycznie dogorywa długo). Słowa z okładki "ZNAKOMITY kryminał historyczny" to duża przesada - zwłaszcza jeśli chodzi o podkreślony przeze mnie epitet. Ta książka nie jest znakomita, nie jest nawet dobra. Jest chaotyczna, źle napisana, a bohaterowie to postaci pełne sprzeczności, miejscami nielogiczne. Nie zabrakło tu również podstawowych błędów, porządnego researchu, chociaż autorka naczytała się wielu książek, pracując nad tekstem; co nie przeszkadza jej stwierdzić na początku "Noty historycznej": "(...) jest to fikcja literacka, dlatego często zmieniam, fałszuję albo świadomie przeinaczam fakty historyczne, żeby dopasować je do swojej opowieści." No naprawdę jest się czym chwalić! (Choć może dobrze, że zostało to wyartykułowane w tekście - jeśli ktoś byłby na tyle naiwny, że wierzyłby we wszystko to, co czyta - może te słowa nieco by go otrzeźwiły.)

Akcja toczy się w Londynie w 1912 roku i pokazywana jest w zasadzie z dwóch perspektyw: z perspektywy Frankie George (chłopczycy, dziennikarki, która próbuje się wybić w zawodzie) oraz z perspektywy inspektora Primrose'a (oddelegowanego do wydziału zajmującego się sufrażystkami). To te dwie postaci stanowią swoistą oś fabuły, obie prowadzą śledztwo w sprawie tajemniczych morderstw, obie wreszcie spotykają się w "wielkim" finale. To jednak Frankie jest bohaterką główną - to jej poświęca się w tekście najwięcej uwagi (ech).

Po tytule (zmienionym, wiernie przetłumaczony brzmiały "Fabryka klepsydr"), opisie oraz kreacji głównej bohaterki (krótkie włosy, spodnie, praca w redakcji, życie na własny rachunek) można by spodziewać się powieści o kobietach - i nawet jeśli ich walka o prawo do głosu byłaby jedynie tłem dla zagadki kryminalnej, to już na pewno wyczekiwało się silnych postaci żeńskich, takich, z którymi chciałybyśmy jako czytelniczki się utożsamić - zwłaszcza dzisiaj, gdy wątki feministyczne ponownie stają się niezwykle istotne, a "walka" kobiet (jakkolwiek pojmowana) wciąż trwa. Nic to. Postaci kobiece w "Sufrażystkach" nie dają się lubić na dłuższą metę, można im wiele zarzucić. Albo są bogatymi kurtyzanami, albo palą, albo piją (na potęgę), albo wszystko naraz. Jeszcze można by na to machnąć ręką, gdyby nie fakt, że często zachowują się irracjonalnie: jak Frankie, kiedy kupuje gazetę z artykułem jej autorstwa, mającym zmienić jej życie, po czym bez zaglądania nawet do niej wrzuca ją do ognia, czego żałuje i zastanawia się, czy nie kupić kolejnego egzemplarza (podczas gdy cały czas podkreślane jest, że ledwo stać ją na utrzymanie, że głoduje i chodzi w niezmienianych, brudnych ubraniach!). Albo Milly, którą zaczynałam lubić, ale szybko przestałam, gdy postanowiła udać się do rodzinnego domu, z którego uciekła, żeby wziąć broń na akcję (bo zabito już dwie osoby, bo ostatnio je tam napadnięto i woli nie ryzykować), z której to broni potem nie chciała korzystać (nawet w formie straszaka - więc po co ją brała?), żeby w efekcie ją trzymać jako straszak właśnie (bo niby nie nabita), a i tak okazało się, że kogoś prawie nie postrzeliła, bo oszukiwała, że nie wzięła naboi. PO CO TO WSZYSTKO?!

Same sufrażystki - mimo iż wciąż podkreślane jest, że nikomu nie chciały zrobić krzywdy i narażały przede wszystkim siebie - ukazane są z młotkami w dłoniach, wojujące, bijące policjantów po to, żeby dostać się do więzienia i tym coś zamanifestować. Wiecie, jak później feministki palące staniki czy inne tego typu obrazy trafiające do masowej wyobraźni (akurat palenie staników to wymysł dziennikarski, wybijanie szyb przez sufrażystki już nie). Czy w książce pojawia się jakaś postać kobieca, której szczerze kibicujemy? Z którą sympatyzujemy, możemy się utożsamić bez wyrzutów sumienia? Ja znalazłam jedną - pojawiającą się na moment, w jednej ze scen. To żona inspektora, która wiecznie na niego czeka. Nie robi mu wielkich wyrzutów, ale w jej postawie można dostrzec pewnego rodzaju zrezygnowanie, zmęczenie życiem, które miało wyglądać inaczej. Najsmutniejsze jest to, że ta postać reprezentuje bodaj najbardziej tradycyjne role kobiece: żony czekającej na męża, zamkniętej w domu (choć przecież nie na klucz), wreszcie matki (a dziecko ma być ratunkiem dla związku - "hobby" pani domu, która nie będzie odtąd samotna). A Frankie? Taka nowoczesna, wyzwolona Frankie? Krótkie włosy nosi, bo kiedyś obciął je jej pierwszy szef - nie lubiła go za to, ale fryzura została. Spodnie niby dla wygody. Uzależnienie od alkoholu, bo kiedyś siedziała w barze, żeby być na bieżąco z nowinkami. A poglądy? Zaściankowe, zupełnie niepasujące do wyglądu postaci. Bulwersuje ją porzucanie zdradzanego męża czy inne zachowania poznawanych kobiet, co nie przeszkadza jej kląć jak szewc. W pewnym momencie sama nawet przyznaje, że nie lubi sufrażystek. Z jednej strony walczy o samodzielność, z drugiej żałuje, że nie wyszła za mąż za "kolegę" z dzieciństwa, bo przynajmniej miałaby spokojny byt, ale w sumie dobrze, bo go nie znosi... Fuck logic. Siedzisz, czytasz i zastanawiasz się, czy to się dzieje naprawdę, czy można mieć taki miszmasz w głowie, tak dużo wykluczających się myśli.

Kilka razy padło w tekście nazwisko Freuda - w kontekście jego teorii psychoanalitycznej, że gdyby miał badać czy Frankie, czy Milly, miałby używanie. Heh. Problem w tym, że jego nazwisko i odniesienie do jego teorii padają z ust bohaterek, które raczej nie mogły ich znać, ponieważ... "Wstęp do psychoanalizy" opublikowano w 1923 roku, a mamy rok... 1912. Oczywiście, Freud już wtedy działał, a jego pomysły odbiły się echem w środowisku, niemniej na szerszą skalę stały się popularne dopiero po pierwszej wojnie światowej! Raczej mało prawdopodobne, żeby niewykształcona dziennikarka (to określenie nieco na wyrost) je znała. Już prędzej Milly - arystokratka, była żona archeologa, która uciekła od tamtego życia - ale i tutaj jest to raczej mało prawdopodobne.

Język... Dużo się tutaj dzieje - autorka niemalże lubuje się w szczegółowym opisywaniu czy odzienia bohaterów, czy miejsca akcji... Czasem te szczegóły są całkowicie zbędne, jedynie wprowadzają zamęt w narrację. Dodatkowo dużo tu metafor, raz dobranych lepiej, raz gorzej (jak np. takie perełki: "ludzie płynący przez hol niczym barwna zupa", sierżant Wilson z "nogami splecionymi jak u konika polnego" czy "Milly miała policzki koloru bladych pieczarek" - sic!). Do tego zdania CAŁKOWICIE pozbawione sensu, jak np. "Usłyszała stęknięcia i odgłos zębów wbijających się w ciało (...)" - niby jakim cudem słyszała zęby wbijające się w ciało, skoro dopiero ich spotkanie z kośćmi dałoby jakiś efekt dźwiękowy, a i tak postaci były od siebie za bardzo oddalone? Stęknięcie rozumiem, ale reszta? Albo taki piękny, plastyczny fragment: "Wysokie otwarte okno w ścianie celi przypominało znak zapytania, gdy poruszało się tam i z powrotem pod wpływem słabego wiatru." 😂 Mój mąż słusznie zauważył, że gdyby była mowa o CIENIU okna, sprawa byłaby jasna, ale w tej formie? Gdzie tu redakcja, korekta?! Czy naprawdę nikt nie zauważył, jak to idiotycznie brzmi? Jak to zupełnie nie ma sensu?!

Mogłabym jeszcze długo, książkę mam całą poobklejaną karteczkami zaznaczającymi miejsca nielogiczne, błędy, irytujące zachowania bohaterów. Ale nie mam już siły.

Zła jestem dodatkowo na wydawców, że bezczelnie umieścili na tylnej okładce książki nawiązanie do filmu z Carey Mulligan, Meryl Streep i Heleną Bonham Carter. Tytuły filmu i książki pokrywają się (różni je liczba osób: raz liczba pojedyncza, raz mnoga), co może dawać złudzenie, że to ta sama historia. Nic bardziej mylnego! Doprawdy, nie ma to jak oryginalny tytuł ("The Hourglass Factory") przerobić na coś przyciągającego uwagę (taki "clickbait"), dorzucić nazwisko Meryl Streep i gotowe! Sprzedaż zapewniona, a na pewno zainteresowanie! Aż pluję sobie w twarz, że dałam się na to nabrać. Piękna okładka - naprawdę świetnie zaprojektowana, połączenie kolorystyczne plus przemawiająca do mnie typografia istotnie zrobiły swoje: byłam pewna, że to książka dla mnie, że będzie interesująca. Śliczny, pięknie pachnący cukierek, ale po rozgryzieniu... masz ochotę go wypluć.

Gdyby Lucy Ribchester skupiła się wyłącznie na wątku kryminalnym i nie wrzucała do opowieści tak wielu elementów, które miały chyba uczynić historię ciekawszą (jak przebieranie się mężczyzn, zakładanie przez nich gorsetów, bomby tworzone z kart do gry i zestawu małego chemika, sztuczki cyrkowe, żywe tygrysy czy węże z powyrywanymi zębami itp.), całość byłaby bardziej klarowna i sensowna. Zirytował mnie szczególnie jeden wątek wrzucony niejako na siłę - szczegółowe opisywanie aresztowanego sufrażysty, tego, jak jest traktowany czy w więzieniu, czy w szpitalu psychiatrycznym - włącznie z mocnym opisem, jak był przymusowo karmiony rzygowinami. Dużo miejsca mu się poświęca, inspektor Primrose próbuje go stamtąd wyciągnąć, pod koniec książki dostaje ważny telefon ze szpitala, że "chory" ma istotne informacje. Świetnie! Człowiek zaciera ręce, czeka, co będzie dalej... Ale "dalej" nie ma. Ten niezwykle ważny telefon kończy wątek postaci sufrażysty - jego rozmowa z inspektorem (tak ważna!, jak nam zaznaczano) nie zostaje nawet streszczona. Jako czytelnicy - dzięki toczącemu się równolegle śledztwu Frankie i jej koleżanek - wiemy już, o co mogło chodzić, ale takie niedomknięcie tego wątku zirytowało mnie mocno. Po co więc poświęcono mężczyźnie tyle miejsca? Po co do niego wracano? Ano dla efektu - opis karmienia, szpital psychiatryczny, romans... A gdy postać wykorzystano, porzucono ją. Bardzo "wyzwolone", "feministyczne" zachowanie autorki, c'nie? (Cudzysłów nieprzypadkowy, rzecz jasna!)

Ta książka jest tak zła, że aż wciągająca. Wiecie, rodzaju takich, co to postanawiasz czytać do końca, żeby przekonać się, czy autor może to jeszcze bardziej zepsuć (bo nadzieja, że wyjdzie z tego coś dobrego, nie umiera tu ostatnia - dzieje się to wcześniej niż finał, choć faktycznie dogorywa długo). Słowa z okładki "ZNAKOMITY kryminał historyczny" to duża przesada -...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    227
  • Przeczytane
    180
  • Posiadam
    71
  • Teraz czytam
    7
  • Chcę w prezencie
    4
  • 2019
    4
  • 2018
    3
  • Kryminał
    3
  • Ulubione
    2
  • 2023
    2

Cytaty

Więcej
Lucy Ribchester Sufrażystki Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także