450 stron
- Kategoria:
- kryminał, sensacja, thriller
- Wydawnictwo:
- Czwarta Strona
- Data wydania:
- 2015-08-12
- Data 1. wyd. pol.:
- 2015-08-12
- Liczba stron:
- 416
- Czas czytania
- 6 godz. 56 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788379763153
- Tagi:
- literatura polska manipulacja nienawiść pisarz rywalizacja sława śledztwo zabójca zabójstwo zagadka kryminalna zazdrość
Ktoś musi zginąć, żeby o tej książce zrobiło się głośno…
W świecie w którym wszystko jest na sprzedaż, skrajne i drastyczne posunięcia marketingowe nie dziwią już nikogo. Ale czy ktokolwiek zdecydowałby się na zabójstwo, aby wypromować nową książkę?
Wiktoria Moreau to królowa kryminału, która w przeddzień wyczekiwanej przez miliony czytelników premiery najnowszej książki, zostaje posądzona o zniesławienie. Zamiast cieszyć się ze spotkań z wielbicielami, uczestniczy w procesie sądowym i policyjnym śledztwie w sprawie serii morderstw popełnianych według fabuły powieści jednego z jej największych konkurentów.
Nieznane i fascynujące kobiece oblicze polskiego kryminału!
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
W rzeczywistości zabija wyobraźnia
Częściej to fikcja czerpie z rzeczywistości, czy może rzeczywistość naśladuje fikcję? Życie udowadnia, że granice pomiędzy jednym a drugim mogą się zacierać, przenikać i wtedy odpowiedź na pytanie „co jest prawdziwe?” wcale nie jest taka łatwa. Znany jest przypadek autora, który rzekomo opisał w książce popełnioną przez siebie zbrodnię. Liczne filmy, powieści i seriale bazują na wątku mordercy, który odtwarza słynne przestępstwa – fikcyjne, pochodzące z innych tytułów, bądź realne. Zabijamy na setki sposobów i w każdym przypadku, prędzej czy później, trzeba użyć wyobraźni. Niektórym wystarcza fantazjowanie, inni od tego zaczynają, by skończyć w rzeczywistości. Co zrobić, gdy literackie seryjne morderstwa wymykają się spod kontroli i śmierć zaczyna przesączać się z kart powieści do naszego świata?
Dla Wiktorii Moreau, autorki bestsellerowych kryminałów, fikcja stała się zbyt prawdziwa. Konkurencja oskarżyła ją o plagiat, a pewna firma – o zniesławienie. Na dodatek pisarka znajduje się na celowniku policji, bo ktoś popełnia morderstwa w oparciu o fabułę, którą Wiktora rzekomo ukradła. Sukces najnowszej, jeszcze niewydanej powieści wisi na włosku… Moreau ma sporo na głowie, ale to nie koniec zawirowań. Młody, przystojny aktor, Mackenzie Stanford, wyglądający jak żywcem wyjęty z jej debiutanckiej powieści, próbuje zrobić wszystko, by zdobyć serce pięknej pisarki. Wiktoria próbuje pogodzić wszystkie swoje miłości, sprawiające coraz więcej kłopotów. Nowa książka i nowy związek stanowiłyby ukoronowanie dotychczasowych wysiłków, gdyby nie oskarżenia, które mogą zniszczyć nie tylko karierę, ale i całe życie. Wystarczy tylko jedno nieuważne posunięcie… W takiej atmosferze, nawet szczerość i bezinteresowność są skażone.
„450 stron” właściwie nie daje się wepchnąć w konkretne ramy gatunkowe. Bierze trochę z kryminału, sporo z romansu i nawet łakomie zerka w stronę thrillera medycznego. Z tej mieszanki wyłania się powieść określona mianem kobiecego kryminału. Jak to rozumieć? W tradycyjnym kryminale fabuła kręci się wokół zbrodni, która niejako staje się wrotami do losów osób wplątanych w śledztwo. Pytania „Kto zabił? Dlaczego to zrobił? Jak go znaleźć?” stają się małymi obsesjami zarówno bohaterów, jak i czytelników, jednocześnie wyznaczając rytm powieści. Opowieść, którą rozpoczął trup, bardzo często wplata się w prywatne losy postaci i nie da się ukryć – to właśnie śmierć jest najważniejsza. Z kolei literatura kobieca stereotypowo kojarzy się głównie z rozbudowanymi wątkami obyczajowymi oraz naciskiem położonym na romans i dylematy miłosne. Ten drugi element odgrywa niebagatelną rolę w „450 stronach”, dlatego myślę, że taki przydomek dość dobrze oddaje zawartość powieści. Patrycja Gryciuk przechodzi z głównej warstwy obyczajowej do pobocznej warstwy kryminalnej, układając pomiędzy nimi intrygę. Zbrodnie oraz śledztwo zaznaczają swoją obecność, jednak nie wysuwają się na pierwszy plan. W stosunku do życia prywatnego Moreau, działania funkcjonariuszy są zaledwie tłem. Autorka sygnalizuje pojawienie się kolejnych trupów, a prace śledczych toczą się gdzieś obok perypetii głównej bohaterki. Czytelnik jest informowany o najważniejszych ustaleniach policji, ale raczej nie możemy tutaj mówić o mozolnym i drobiazgowym śledztwie. Same przesłuchania to jedynie pokaz uwodzenia i zwodzenia w wykonaniu detektyw Marii Ortegi (właściwie to nie zaszkodziłoby, gdyby zachowywała się bardziej profesjonalnie). Morderstwa są dodatkiem do intrygi. Z tego powodu trudno określić „450 stron” mianem pełnokrwistego kryminału. Wspomniane wpływy romansu i powieści obyczajowej widać wyraźnie w prywatnym życiu Wiktorii. Bohaterka często odwołuje się do przeszłego i obecnego związku, co przyczynia się do refleksji na temat stosunków damsko-męskich. Miłość i flirt stają się podporą historii, wypełniając wiele burzliwych oraz romantycznych scen poświęconych Wiktorii i Mackenziemu. Myślę, że płaszczyzna kryminalna mogłaby być rozbudowana, nawet kosztem romansu. Zdecydowanie ciekawsze było śledzenie splatających się intryg związanych z plagiatem i morderstwami, niż rozkwitającego uczucia zakochanych. Miłość w hollywoodzkim wydaniu właściwie nie jest niczym nowym, za to pomysłowa intryga zawsze znajdzie uznanie – a z takową mamy do czynienia w recenzowanym tytule.
Do „450 stron” przyciągnął mnie motyw książki w książce – mam słabość do powieści i filmów, które obierają sobie pisarza za głównego bohatera. Liczyłam na to, że w tym przypadku nie będzie to jedynie puste określenie profesji i dane nam będzie zajrzeć za kulisy pisarstwa. Patrycja Gryciuk w pełni zrealizowała te oczekiwania. Śledzimy drogę książki od pomysłu pisarki, poprzez działania wydawnictwa, na wrażeniach czytelników skończywszy. Świat literacki ma wiele twarzy, które stopniowo odsłania przed nami autorka. Fantastycznie są rozdziały poświęcone procesowi tworzenia. Wiktoria skupia się na pisarstwie, na zabawie słowami, rozmyśla nad ich brzmieniem i znaczeniem. Refleksje pisarki pozwalają na chwilę oderwać się od intrygi i zagłębić w umysł twórczyni. Dzięki temu „450 stron” zyskuje niepowtarzalny koloryt.
Nie do końca dobrze spisało się zakończenie. Nie jest tak satysfakcjonujące, jakby można sobie tego życzyć, bo brakuje w nim napięcia, emocji, które rozsadzałyby stronice powieści. Z zaskakującym spokojem przyjmowałam rozwój wydarzeń, a moje serce niestety nie chciało wyskoczyć z piersi. Związany z finałem rozdział, który podsumowuje sylwetkę mordercy, nie wydaje się być najlepszym rozwiązaniem. W jednym miejscu czytelnik dowiaduje się wszystkiego: kto zabił, dlaczego i jak to zrobił. Takie streszczenia nigdy nie działają na korzyść powieści. Nagle cała przemyślana intryga zostaje zamknięta w telegraficznym skrócie, a czytelnik nie ma szansy na własne wnioski, bo autorka go w tym wyręcza. Choć powieść nie budzi silnych emocji i czytelnik raczej obserwuje wydarzenia z boku, niż wpada w sam środek wiru, to i tak nie można oderwać się od „450 stron”. Jak ta powieść wciąga! Nie da się ukryć, że miara „wciągalności” ma dla wielu osób niebagatelne znaczenie przy wyborze książki z tzw. literatury popularnej; w tym przypadku każdy zainteresowany powinien być usatysfakcjonowany. 416 stron lektury minęło jak z bicza strzelił! Pod tym względem to świetna, lekka rozrywka.
Druga książka Patrycji Gryciuk przekracza granice pomiędzy gatunkami oraz fikcją i rzeczywistością. Miłość, zbrodnia i literatura stanowią filary przemyślanej intrygi, która przemówi przede wszystkim do osób nie mających dużego doświadczenia z powieściami kryminalnymi. W „450 stronach” wyobraźnia jest narzędziem zbrodni, papier tnie do kości, a miłość i obsesja sąsiadują ze sobą na kolejnych stronach. Pomimo kilku niedociągnięć, „450 stron” zdecydowanie zachęciło mnie do tego, by sięgnąć po debiutancki „Plan” oraz śledzić przyszłe dokonania literackie pani Gryciuk.
Natalia Lena Karolak
Oceny
Książka na półkach
- 1 163
- 696
- 179
- 19
- 15
- 15
- 15
- 12
- 11
- 10
Opinia
Zastanawiam się nad definicją kobiecego kryminału. To taki napisany przez kobietę dla, raczej, kobiet? Czy może chodzi o to, że główny bohater jest zobligowany do noszenia kiecki (jednak przeważnie tego nie robi)? Czy może, że akcję prowadzi nieustraszona pani komisarz, a nie wąsaty, z palcami upaćkanymi pączkiem policjant? Do tychże przemyśleń natchnęła mnie lektura „450 stron” Patrycji Gryciuk, która ma niby pisać tak jak Coben, gdyby był kobietą. Nie czytałam jeszcze dzieł Harlena, ale jeśli ma on tak pisać, to chyba odwlekę tę lekturę…
Lubię czytać w nocy, bo pozwala mi to celebrować chwilę z książka i nie ma wtedy tak wielu rozpraszających bodźców (oprócz pochrapywania Męża i psa (często nawet głośniejszego)), które w dzień odciągają mnie od lektury. Poza tym często dobra lektura sprawia, że kolorowe sny znacznie szybciej przychodzą i rzeczywiście mają wiele barw. Ale do rzeczy. Druga książka Gryciuk (nie sięgnęłam jeszcze po „Plan”) niestety zalicza się do takich, o których rano nie pamiętam.
Główna bohaterka, pisarka Wiktoria, mająca za sobą znakomity debiut, który doczekał się ekranizacji, drukuje kolejną powieść. Przedsprzedaż jej książki osiąga milionowe wyniki, a ona drży z napięcia i ćwiczy zamaszysty podpis na autografy dla swoich fanów. Pozorny spokój zaburzają wieści o zwłokach, które niczym grzyby po deszczu wypływają z rzeki. Do złudzenia przypomina to fabułę najnowszej książki poczytnego autora, która… wzoruje się na pomyśle Wiki! Czy to możliwe, żeby znany pisarz dopuścił się plagiatu? Dlaczego przedsiębiorstwo farmaceutyczne pozywa ją o zniesławienie? Kto chce jej zaszkodzić i dlaczego? Pytań jak „mrówków”, a odpowiedzi okażą się sflaczałym balonikiem, przynajmniej w moim odczuciu.
Wątek romantyczny jest tandetny. Oto bożyszcze tłumu, Mackenzie Stanford, idealny w każdym swym przystojnym calu, zakochuje się w naszej bohaterce. Tej niezmiernie dokucza różnica wieku (jest dziesięć lat starsza), uznaje, że to nie wypali i żegna się z owym bogiem… żeby po chwili do niego zadzwonić i gadać jakby nigdy nic. Wygląda to mniej więcej tak: „Wiesz, to nie ma sensu. Rozstańmy się, zanim nasza miłość zapuści korzenie!” – 5 minut później, gdy drzwi się za nim zamkną – „Cześć! Co u ciebie? Może wpadniesz dziś do mnie wieczorem? Posłuchamy Briana Adamsa!”. Oczywiście wykazałam się pisarskim kunsztem i użyłam takiej zgrabnej metafory z tymi korzeniami. 😉 Cały związek jest tak sztuczny, że plastik przy nim jest ekologiczny… A end jest… jest… ech, brak słów, żeby opisać jak happy. Kaszana! – ja naprawdę mam romantyczną duszę, łatwo jest poruszyć moją strunę wzruszenia, ale coś tutaj poszło nie tak i najwyraźniej pani Gryciuk uderzyła w obudowę, a nie w strunę. 😛
Nie wiem czemu, ale odniosłam wrażenie, że autorka chce usilnie napisać te 450 stron tekstu. Nie wyszło, chociaż jednozdaniowa treść sms-ów figurowała na kilku pustych stronach, a książka podzielona została na części, również tymi pustymi stronami oddzielona… Sporo pojawiło się też podsumowań tego co już wiemy, złotych myśli rodem z Coelho i jakiegoś takiego rozciamciania niektórych rozdziałów. Czy nie prościej było zmienić tytuł, na np. 350 stron?
Sprawca zbrodni jest raczej trudny do wyczajenia i wcale nie wynika to z genialnych kreacji postaci, czy też fantastycznie uknutej zagadki. Christie pokazała, że często najmniej podejrzewana osoba stoi za makabryczną zbrodnią, tylko, że Królowa Kryminału tę postać jakoś wprowadza, chociażby wkładając w jej usta ze dwie kwestie! (To tak jakby w wiosce Smerfów mordercą okazała się doniczka z okna Smerfetki, którą owszem widziano, ale była tylko tłem historyjki i owszem spadała nabijając guza, jednak kontaktu nie było z nią żadnego.)
Bardzo się starałam, żeby nie nastawiać się na kryminał, tylko na powieść romantyczno-przygodową. Niestety, jak się wrzuca trupy, cycate policjantki, obcina palce i robi jakieś napady, to prędzej czy później myślenie przestawi się na kryminalne tory (i pewnie dlatego tę książkę ocenię tak nisko). Do tego język, który chwilami tak raził w oczy, że trzeba było czytać w przeciwsłonecznych okularach (serio potrzebne były te „cipki”, „przejebanie”, „pierdolenie”, „zadki”?). Zdecydowanie nie pasowało mi to i nie wzmacniało słów, np. policjantów, czy osób święcie oburzonych, czemu zapewne miało służyć.
No i pora podsumować to moje stukilowe marudzenie. Sama w sobie intryga kryminalna była ciekawa i gdyby bardziej ją dopracować, wymyślić innego sprawcę, to myślę, że odbiór byłby zdecydowanie lepszy. Romans z Mackenzim idealnie-banalny, zdecydowanie negatywnie wpływający na całokształt wizerunkowy głównej bohaterki. I nie muszę zbytnio się wysilać, żeby zapomnieć tę książkę.
„450 stron”? Nie kojarzę.
Opinia opublikowana na moim blogu: www.erpgadki.pl
Zastanawiam się nad definicją kobiecego kryminału. To taki napisany przez kobietę dla, raczej, kobiet? Czy może chodzi o to, że główny bohater jest zobligowany do noszenia kiecki (jednak przeważnie tego nie robi)? Czy może, że akcję prowadzi nieustraszona pani komisarz, a nie wąsaty, z palcami upaćkanymi pączkiem policjant? Do tychże przemyśleń natchnęła mnie lektura „450...
więcej Pokaż mimo to