Horror Show
- Kategoria:
- literatura piękna
- Seria:
- Seria prozatorska pod redakcją Piotra Mareckiego
- Wydawnictwo:
- Wydawnictwo Ha!art
- Data wydania:
- 2014-06-01
- Data 1. wyd. pol.:
- 2006-01-01
- Liczba stron:
- 166
- Czas czytania
- 2 godz. 46 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788364057434
Orbitowski odczarował Kraków z deszczu na Brackiej, złotych nut spadających na Rynek, kawiarenek, słodkiego do obrzydliwości „klimaciku” i wszelkiej cepelii. Rozwalił dekoracje, które przysłaniają rzeczywistość i krępują wyobraźnię. To paradoks, że Krowodrza, Prądnik Biały, legendarna giełda na Balickiej doczekały się najbardziej realistycznego (i w gruncie rzeczy jedynego) portretu w fantastycznym kostiumie.
-Jan Bińczycki-
• • •
Nie licząc Szczęśliwej ziemi, to była najlepsza rzecz, jaka mi wyszła. To była książka wkurwionego gówniarza. Wściekła, spontaniczna opowieść gnoja, który ma pretensje do świata.
-Łukasz Orbitowski-
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Kraków jak trumna
Rok 2006 – rok pierwszego wydania „Horror show” – okazał się nader szczęśliwy dla Krakowa. Miasto to, obok surrealistyczno-gotyckiego obrazu zaproponowanego przez Łukasza Orbitowskiego, doczekało się wówczas piekielnej wersji Marcina Świetlickiego („Dwanaście”) oraz, niedługo później, iście makabrycznych przedstawień Gai Grzegorzewskiej (m.in. „Noc z czwartku na niedzielę”). Teraz, gdy wiemy już, jak wielkie pokłady zła czają się w mieście królów polskich, powrót do debiutanckiej powieści Orbitowskiego nie zaskakuje. Tym bardziej, że ta stusześćdziesięciostronicowa książka wkurwionego gówniarza (jak sam autor ją opisuje),nie jest rzeczą, do której chciałoby się wracać po wielokroć.
W Krakowie Orbitowskiego na brudnej, odstręczającej rzeczywistości nadbudowana zostaje poetyka koszmaru. To Kraków, w którym równie łatwo jest zamarznąć w nocy na śniegu, będąc przez przechodniów traktowanym tak, jakby się nie istniało, jak i naprawdę przestać istnieć. Gniew i uraza do świata w wydaniu autorskim uwidacznia się już od pierwszych akapitów, w których to zestawione zostają ze sobą prawie wszelkie możliwe obrzydliwości (w tym naturalnie niewybredny język). Po kilkunastu stronach konkurs obrzydliwości zostaje przerwany, a jego miejsce zajmuje szara, zdzierająca się płatami rzeczywistość. Jej epicentrum to giełda w Balicach, na której bywają chyba wszyscy bohaterowie, na pewno zaś bohater główny – Giełdziarz. Tak samo on, jak i reszta kompanii od pirackich płyt CD, odznacza się papierową nijakością. Nie mogłoby być jednak inaczej, ponieważ Orbitowski za wzór obiera bardziej Mastertona niż Kinga i konsekwentnie trzyma się owej oszczędnej w środkach wyrazu stylistyki do ostatnich stron. Ja sama, mając zupełnie odwrotne wzory, mogę tylko żałować takiego wyboru.
Ze stosowaniem telegraficznej stylistyki – przynajmniej wobec postaci – skorelowany jest nadrzędny motyw fabularny. Opisywani tu mieszkańcy Krakowa to w większości młodzi ludzie prześlizgujący się przez życie, niewykształceni i nieposiadający aspiracji, z kapitalistycznego systemu potrafiący wyciągnąć tylko tyle, co na balickiej giełdzie (i aż do czasu, gdy nie przeszkodzi im w tym nalot policji). Zdaje się, że wszyscy oni to kukły, tekturowe rekwizyty wyciągnięte z powieści Wiśniewskiego-Snerga. Fantastyczne elementy obecne w książce wypowiadają w końcu na głos to, co doskonale byłoby widać bez ich udziału: że ci chłopcy z ferajny nie istnieją. Prawdziwszy od nich jest Kraków, w którym łatwo oszaleć, bloki przypominające ten ze Świętego Wrocławia i menele-zombie sunące po niezagospodarowanych pomieszczeniach najwyższych pięter. To właśnie interesuje mnie najbardziej w tej opowieści – nie fantastyczno-kryminalna zagadka obecności diabolicznego Wuja i jego rudego kota Brandona, lecz Kraków, Kraków jak trumna.
Sylwia Kluczewska
Oceny
Książka na półkach
- 483
- 246
- 125
- 10
- 7
- 5
- 4
- 4
- 3
- 3
OPINIE i DYSKUSJE
Sięgnąłem po ten tytuł "w ciemno", nie wiedząc, jaki to gatunek ani kim jest autor.
Okazuje się, że książkę tę czyta się wręcz błyskawicznie. Mam mocne skojarzenia z prozą Stephena Kinga i nie mogę pozbyć się wrażenia, że nadawałaby się na scenariusz do filmu.
Sięgnąłem po ten tytuł "w ciemno", nie wiedząc, jaki to gatunek ani kim jest autor.
Pokaż mimo toOkazuje się, że książkę tę czyta się wręcz błyskawicznie. Mam mocne skojarzenia z prozą Stephena Kinga i nie mogę pozbyć się wrażenia, że nadawałaby się na scenariusz do filmu.
Nie porwało mnie, choć Orbitowskiego bardzo lubię jako postać. Świetnie się go słucha, jest inteligentnym gościem, ale ta książka nie trafiła w mój gust. Są przebłyski, widać, że autor umie operować słowem, ale całość nie przekonuje.
Nie porwało mnie, choć Orbitowskiego bardzo lubię jako postać. Świetnie się go słucha, jest inteligentnym gościem, ale ta książka nie trafiła w mój gust. Są przebłyski, widać, że autor umie operować słowem, ale całość nie przekonuje.
Pokaż mimo toNieszczególnie przypadło mi do gustu - choć początek był zachęcający, z tym klimatem niedzielnych giełd stadionowych miast wojewódzkich, rozmokłych kartonów do przymierzania ciuchów przez które sączyła się szara breja - ale potem historia wytraca impet i krąży gdzieś obok czytelnika, a nie wraz z nim.
Nieszczególnie przypadło mi do gustu - choć początek był zachęcający, z tym klimatem niedzielnych giełd stadionowych miast wojewódzkich, rozmokłych kartonów do przymierzania ciuchów przez które sączyła się szara breja - ale potem historia wytraca impet i krąży gdzieś obok czytelnika, a nie wraz z nim.
Pokaż mimo toŁukasz Orbitowski to jeden z moich ulubionych autorów, a i tym razem mnie nie zawiódł. „Horror Show” znakomicie oddaje klimat miejskich cwaniaczków w sposób brutalnie szczery i bezpardonowy. Lektura jest krótka, ale konkretna. Zostawia czytelnika z wielkim „WTF?!” w głowie – przy Orbitowskim nigdy nie wiemy, czego się spodziewać.
Łukasz Orbitowski to jeden z moich ulubionych autorów, a i tym razem mnie nie zawiódł. „Horror Show” znakomicie oddaje klimat miejskich cwaniaczków w sposób brutalnie szczery i bezpardonowy. Lektura jest krótka, ale konkretna. Zostawia czytelnika z wielkim „WTF?!” w głowie – przy Orbitowskim nigdy nie wiemy, czego się spodziewać.
Pokaż mimo to„Boże, chroń mnie od ludzi uczciwych – ze skurwysynami jakoś dam sobie radę. Taka była modlitwa Giełdziarza”.
Dwudziestokilkuletniego „przedsiębiorcy giełdowego” na legendarnej giełdzie krakowskiej na Balickiej. Stąd ksywa. Nikt nie znał jego imienia. Po prostu Giełdziarz, który pewnego dnia po nalocie policji, wśród porzuconego trefnego towaru, dostrzegł układankę bez obrazka. „Zbyt mało warta, by wracać z nią do domu, dość cenna, by się po nią schylić”.
Zbyt intrygująca, by ją wyrzucić.
Nie mógł przypuszczać, że jej przywłaszczenie stanie się przyczyną niepokojących zdarzeń. Od tego momentu swoje życie mógł podsumować jednym zdaniem – „w poniedziałek rozbijasz się taksówkami, w środę życie ci staje dęba, a w piątek chowasz swoich zmarłych”.
A na każdym z tych etapów rozgrywał się horror niczym show.
Ten egzystencjalny bohaterów, którzy próbowali utrzymać się na powierzchni życia, kombinując na niego środki najczęściej nielegalne, pozwalające na przemalowanie szarości rzeczywistości za pomocą alkoholu i narkotyków. Liszajów miasta odartego z uroku i czaru królewskiego grodu, pełnego mrocznych uliczek, zaułków, podejrzanych kamienic i mieszkań, do których nie wracasz, „bo nie czeka cię tam nic miłego”. Łatwo było mi w tej brzydocie zgubić grozę zjawisk i sytuacji nadprzyrodzonych oraz osób nie z tego świata, które idealnie i pięknie wpisywały się w turpistyczną scenerię i aurę Krakowa oraz jego mieszkańców.
Nawet nie zauważyłam, że akcja horroru toczyła się już od pierwszej strony.
Nie było narastającego napięcia, a jedynie ciekawość pochodzenia i przeznaczenia tajemniczych przedmiotów niewiadomego pochodzenia oraz pojawiających się bardzo ciekawych i osobliwych postaci. Może dlatego, o tym, że tkwię w objęciach mrocznych sił po kokardę, zorientowałam się pod koniec opowieści, gdy fakty zostały nazwane wprost, a horror przyjął postać groteski.
Tak działa horror realistyczny.
Ten zabieg autor wprowadził po to, by podkreślić metaforę horroru życia, niemoc wyrwania się z jego wciągającego kręgu, który nie różnił się od tego z zaświatów z pokutującymi duszami. Oba wymiary miały takie same problemy i nierozwiązane sprawy, które próbowano bezskutecznie pozamykać.
Znalezienie granicy między obiema rzeczywistościami przez bohatera było jedynym sposobem, by odzyskać imię, nowe życie i wyjście z horroru dosłownie i w przenośni.
To krótka opowieść pisana językiem człowieka wkurzonego na świat pełnego slangu i potocznych słów, który przypomina tytułowy „horror show”. Bardzo dobrze przemyślana w kompozycji fabuły i wątkach logicznie prowadzących akcję oraz łączących dwa światy jednakowo pogubionych dusz – żywych i martwych.
Z optymistycznym zakończeniem.
naostrzuksiazki.pl
„Boże, chroń mnie od ludzi uczciwych – ze skurwysynami jakoś dam sobie radę. Taka była modlitwa Giełdziarza”.
więcej Pokaż mimo toDwudziestokilkuletniego „przedsiębiorcy giełdowego” na legendarnej giełdzie krakowskiej na Balickiej. Stąd ksywa. Nikt nie znał jego imienia. Po prostu Giełdziarz, który pewnego dnia po nalocie policji, wśród porzuconego trefnego towaru, dostrzegł układankę bez...
Taka sobie opowiastka, przypomina jeden z odcinków "opowieści z krypty" tyle, że w wersji poznych lat 90 w Polsce. Trochę chaosu w tym, trochę dziwności i brak ciągłości. Ogólnie do przeczytania ale nie porywa jak "kult".
Taka sobie opowiastka, przypomina jeden z odcinków "opowieści z krypty" tyle, że w wersji poznych lat 90 w Polsce. Trochę chaosu w tym, trochę dziwności i brak ciągłości. Ogólnie do przeczytania ale nie porywa jak "kult".
Pokaż mimo toTa krótka historia mogłaby się znaleźć w zbiorze „Wigilijne psy”, klimatycznie pasuje doskonale do tamtych opowiadań, i jest do nich trochę podobna choćby ze względu na krakowskie, osiedlowe miejsce akcji. Opisywane życie podejrzanych typów na blokowiskach przełomu tysiącleci (co kocha Orbitowski, a ja już nie) początkowo mnie nawet zniechęcało do czytania, ale później uczestniczyłem w tym z ciekawością. Fabuła jest prosta i sama w sobie nieszczególnie ciekawa – gdyby nie rozbudowani bohaterowie, także drugoplanowi, samą intrygę można byłoby rozpisać i na kilkudziesięciu stronach. To trochę jak z Kingiem, który nieraz absurdalne pomysły obleka interesującym światem przedstawionym i opowiada dobrym stylem.
Ta krótka historia mogłaby się znaleźć w zbiorze „Wigilijne psy”, klimatycznie pasuje doskonale do tamtych opowiadań, i jest do nich trochę podobna choćby ze względu na krakowskie, osiedlowe miejsce akcji. Opisywane życie podejrzanych typów na blokowiskach przełomu tysiącleci (co kocha Orbitowski, a ja już nie) początkowo mnie nawet zniechęcało do czytania, ale później...
więcej Pokaż mimo toBardzo wciągająca lektura, choć strasznie robi się dopiero pod koniec. Może nie jest to najlepszy horror jaki czytałam, ale książka ma moc przyciągania, bo nie mogłam się od niej oderwać. Wprawdzie do "Kultu" jej daleko, ale to debiut powieściowy autora i jeżeli o mnie chodzi to jest on świetny.
Bardzo wciągająca lektura, choć strasznie robi się dopiero pod koniec. Może nie jest to najlepszy horror jaki czytałam, ale książka ma moc przyciągania, bo nie mogłam się od niej oderwać. Wprawdzie do "Kultu" jej daleko, ale to debiut powieściowy autora i jeżeli o mnie chodzi to jest on świetny.
Pokaż mimo toTrafnie dobrany tytuł. Dobry materiał na scenariusz do "rodzimego horroru". Nie jest to wybitne dzieło Łukasza, mimo tego wyszło interesująco.
Trafnie dobrany tytuł. Dobry materiał na scenariusz do "rodzimego horroru". Nie jest to wybitne dzieło Łukasza, mimo tego wyszło interesująco.
Pokaż mimo toPrzerost formy na treścią. Ten eksperyment Orbitowskiego nie bardzo przypadł mi do gustu. Napisane z manierą, która miast zaciekawiać, odstręcza. Pisarska wprawka przed rewelacyjnym Kultem i tak chyba należy tę książkę potraktować.
Przerost formy na treścią. Ten eksperyment Orbitowskiego nie bardzo przypadł mi do gustu. Napisane z manierą, która miast zaciekawiać, odstręcza. Pisarska wprawka przed rewelacyjnym Kultem i tak chyba należy tę książkę potraktować.
Pokaż mimo to