Pisarz, dziennikarz i reporter pochodzenia żydowskiego, posiadający obywatelstwo austro-węgierskie a potem czechosłowackie, tworzący w języku niemieckim. Uważany za jednego z najwybitniejszych reporterów w historii dziennikarstwa, swoją twórczością wpłynął też na polskich reporterów, m.in. Ryszarda Kapuścińskiego. Od tytułu jednego z jego zbiorów reportaży znany też jako "szalejący reporter" (der rasende Reporter).http://www.egon-erwin-kisch.de/
Miał Kisch sporo szczęścia: do ZSRR pojechał w szczycie NEP-u (“O carach, popach i bolszewikach”) a do USA pojechał tuż przed wybuchem Wielkiego Kryzysu. Z tym, że Kisch, jako komunista jechał do każdego z tych krajów z innym nastawieniem, więc w USA dostrzegał dużo więcej problemów niż pozytywów. Choć jego reportaż, na tle innych, licznie powstających w latach 20tych nie wyróżnia się szczególnym krytycyzmem, one i tak były zazwyczaj mieszanką fascynacji i uszczypliwości. W każdym razie najlepszy jest ten najdłuższy tekst o jego pracy na statku płynącym z Nowego Jorku do Los Angeles. Gdyby nie ten tekst, to ten zbiór byłby jednym z wielu.
Natomiast jest to ciekawy zbiór z powodów politycznych. To jest wydanie z 1951 roku więc akurat ze szczytowego okresu stalinizmu w Polsce. No i jest oparte na wydaniu wschodnioniemieckim z 1949 roku, które było “skrócone”. A ponieważ wydanie jest skrócone dlatego dodano wydłużone, pięćdziesięcio stronicowe posłowie Stanisława Brodzkiego, z pełną analizą historii najnowszej USA z całą masą ciekawych kwiatków poetyckich w stylu: “Prężyła się sprężyna w pudle kapitalistycznej anarchii, narastało ciśnienie wewnątrz pudła, a na pokrywie siedział Hoover i inni burżuazyjni znachorzy deklamujący zaklęcia o ‘wiecznej prospetity’ [...]. Wreszcie sprężyna rozdarła pokrywę i wysoko w powietrze wylecieli szamani”. To posłowie to jest naprawdę ciekawe świadectwo czasu. Robi się szczególnie ciekawie kiedy Brodzki przechodzi do krytyki literatów amerykańskich: “Hemingway, Dos Passos, Faulkner, Steinbeck, Caldwell i wielu innych i nie mają dziś nic do powiedzenia własnemu narodowi. Dosłownie nic. [...] nie ma ani pozytywnego bohatera, ani pozytywnego problemu”. A jest to szczyt socrealizmu, kiedy w zasadzie nic z naszej literatury nie dawało się przeczytać… Ale i tak clou posłowia jest wygarnięcie i samemu Kischowi: “Dlatego też brak w jego książce właściwej perspektywy, brak właściwego spojrzenia na amerykański imperializm. Bardzo często krytyka Kischa idzie po linii estetyzującego liberała, a nie marksistowskiego obserwatora”. Czyli krytykował, ale nieprawidłowo krytykował…
Inną ciekawą sprawa jest sama kwestia “skróconego” wydania. Podejrzewałem, że już to wschodnioniemieckie wydanie było skrócone względem oryginału i dlatego sprawdziłem jakie rozdziały wyleciały z niego względem wydania z 1929 roku. Wyleciała, na przykład, rozmowa z Uptonem Sinclair’em, który w latach dwudziestych cieszył się sympatią komunistów ale w latach trzydziestych został uznany za wrednego kapitalistę i jako taki już przestał istnieć. Wyleciały także te rozdziały, w których była mowa o sytuacji Murzynów w USA. Niby to powinno być dobrze, żeby móc krytykować USA ale z drugiej strony wydanie tego w powojennych Niemczech mogło rodzić niewygodne pytania, w stylu: “krytykują nas za to jak traktowaliśmy Żydów a sami nielepiej traktują Murzynów?”.
Ten zbiór Kischa nie jest arcydziełem i polecałbym raczej tylko zainteresowanym nim jako świadectwem historii.
Osobliwa to była książka. Pisana niejako w porywie serca, więc czytało się nieco chaotycznie. Autor mający bogate życie wewnętrzne, pełen energii chciał w jednym momencie powiedzieć wszystko co tylko w duszy grało i na myśl mu przyszło. Więc dostajemy lawinę myśli i słów. Z początku nieco się w niej gubiłem i trudno mi się było odnaleźć w chronologii zdarzeń. Z czasem narracja stała się bardzo płynna, ale do samego końca nie wyzbyłem się pierwszych odczuć o wielkiej emocjonalności reportera. Wielką wagą książki było to jak kapitalnie sportretował Czechy i Pragę przełomu wieków, jak plastycznie pokazał rozpad CK Monarchii, w końcu życie w niepodległej Czechosłowacji. Wszystko bez zbytniego dystansu – był nie tylko świadkiem ale i uczestnikiem dziejących się wydarzeń.