Szwedzki pisarz, prozaik, poeta i krytyk literacki. Członek Akademii Szwedzkiej.
W dzieciństwie Lundkvist bardzo dużo czytał. Często też spacerował po lasach otaczających jego rodzinny dom. W jego późniejszej literackiej twórczości wyraźnie widać ślady zainteresowania przyrodą. Lundkvist ukończył sześcioletnią szkołę podstawową. Dość wcześnie wyprowadził się z rodzinnego domu i dużo podróżował po kraju. Gdy Arthur miał 18 lat, przeniósł się do Tyringe.
W 1926, w wieku dwudziestu lat, Lundkvist przeniósł się do Sztokholmu gdzie zetknął się z grupą młodych pisarzy. Na własną rękę przy pomocy słowników, Lundkvist nauczył się czytać i mówić po angielsku, francusku i hiszpańsku. Tłumaczył dzieła wielu nowych pisarzy z Hiszpanii, Ameryki Łacińskiej, Ameryki Południowej oraz wielu innych krajów. W 1936 ożenił się z Marią Wine, która z czasem stała się znaczącą poetką i jego wierną towarzyszką podróży po całym świecie.http://
Sprzeciwianie się czemuś prowadzi tylko do przeciwieństw i konfliktów, nie wynika z tego nic dobrego, a ten, kto się nie sprzeciwia, otacza ...
Sprzeciwianie się czemuś prowadzi tylko do przeciwieństw i konfliktów, nie wynika z tego nic dobrego, a ten, kto się nie sprzeciwia, otacza i przezwycięża wszystko, przed czym ustępuje, ponieważ skutkiem braku oporu traci to swoją siłę.
Tytułowe opowiadanie serwuje nam sugestywne sceny biblijnej przemocy. Doświadczana przez izraelskich zwiadowców przyjemność obcowania z ladacznicą Rahab, wrogość mieszkańców Jerycha oraz okrucieństwo i bezwzględność żołnierzy Jozuego okazują się misternym planem Boga, który rezerwuje sobie srebro i złoto zdobyte na grabieży. Starcy, kobiety i dzieci, a nawet niemowlęta giną z rąk siepaczy nie znających zmiłowania.
Przywołując wątki biblijne autor pozostaje wierny nazwom, imionom i kolejności zdarzeń opisanych w Księdze Jozuego, a trąby jerychońskie, które jak w Biblii pojawiają się siedmiokrotnie, zdają się brzmieć jeszcze bardziej złowrogo. Mury rozpadają się dzięki Bożej interwencji rozumianej jako zgranie w czasie przenikliwych dźwięków trąb z trzęsieniem ziemi. Zwycięzcy wdzierają się do miasta, ucinają głowy i przebijają ciała, ślizgają się w rozlanej krwi, a kobiety walczą jak tygrysice chroniąc dzieci własnym ciałem, rzucają się żołnierzom do stóp, rozdzierają szaty i kładą się przed nimi otwierając łona.
Lundkvist nie oszczędza czytelnikowi obrazów rzezi i zdaje się pytać o Boga, który jest zleceniodawcą tych wszystkich ludzkich tragedii i którego nie złości słabość żołnierzy do pięknej ladacznicy, ale fakt, że izraelita Akan, z pokolenia Judy, ukradł Mu dwieście szeklów srebra, złotą płytkę i cenny płaszcz. Za popełnioną zbrodnię ukamienowano z rozkazu Boga, czyli pokrzywdzonego, całą jego rodzinę.
Niektórzy mogliby zapytać, dlaczego słowo „Bóg” nadal piszę wielką literą. Wierzę, że to ludzka ograniczoność zszargała Jego Imię i przypisała Mu intencje krwiopijcy, że to interpretatorzy historii i przekaziciele Jego woli, niedosłyszeli, zafałszowali obraz Boga, przerobili Jego niezrozumiałe po ludzku działania na przyziemne interesy chciwców i zboczeńców. Jak to możliwe, że Bóg przemawiał słowami ludzi, których poglądy bliższe były szatańskiej zawziętości, a miłość do wroga była dla nich niewybaczalną słabością? Autor opowiadania „Upadek Jerycha” nic nie przekręca, nic istotnego nie dodaje. Mówi wprost i dosadnie to, co redaktor biblijny przemilczał lub złagodził. To nie jest obraz Boga, jaki poznaliśmy w osobie Jezusa z Nazaretu. Czy ludzie czasów Jozuego poszliby za Bogiem pełnym litości i bogatym w miłosierdzie, wyśmianym i ukrzyżowanym? Z pewnością nie.
Dziwne się to wydaje - jeden z ważniejszych pisarzy ze Szwecji tworzy powieść o postaci z historii Mongolii i szerzej - Azji. Czemu? Po co? Wystarczy przeczytać kilka pierwszych stron, żeby to zrozumieć. Ta książka tylko w swej zewnętrznej, powierzchownej warstwie jest historyczna, jej rdzeń bowiem to śpiewna, przesycona stepowym wiatrem ballada o człowieku, którego los pchnął do zmieniania świata, do niszczenia i zabijania, i do tworzenia nowego na zgliszczach poprzedniego porządku. Nie wiemy, czy Chan Mongołów był taki jak u Lundkvista, i nie ma to znaczenia. Tu przysłuchujemy się rozmowie człowieka z jego losem i tym, co od niego wyższe, bez względu na to, czy to wyższe istnieje naprawdę. Piękna książka.
I piękne, świetne tłumaczenie Zygmunta Łanowskiego, tytana w dziedzinie tłumaczeń ze szwedzkiego, co doceniano nagrodami i szwedzkimi, i w Polsce. Przetłumaczył tonę książek, a wiele z nich zasługuje na ponowne wydanie dzisiaj. Wydawnictwo Poznańskie, wasza seria skandynawska?