Dama w purpurze Rosemary Rogers 6,1
ocenił(a) na 84 lata temu "Dama w purpurze" zachęciła mnie bardzo opisem. I mimo, że po przeczytaniu opisu spodziewałam się czegoś innego to książka bardzo mi się podobała.
Pewnego dnia ojciec Rainie wraca do domu ranny, a po piętach depcze mu sędzia. Okazuje się, że to on jest tym słynnym Łotrem z Knightsbridge, który napada bogatych podróżnych i rozdaje pieniądze biednym. Rainie chcą ratować ojca i odsunąć od niego podejrzenia, przebiera się w męski stój i podszywa się pod Łotra. I wszystko idzie idealnie. Do czasu.. Rainie napada na młodego , przystojnego arystokratę Philippe’a Gautiera. Nie dość, że nie daje się on ograbić to, zafascynowany dziewczyną, postanawia ją porwać.
Opis i ładna okładka zachęciły mnie do lektury. Fabuła ciekawa, przyjemnie się czytało. Dodatkowym atutem tej książki był motyw porwania. Z jakiegoś powodu lubię książki, w których pojawia się syndrom sztokholmski. Aczkolwiek książka ma swoje małe wady. Mi w oczy rzuciły się dwa. Pierwszy, jak pisałam na samym początku, po przeczytaniu opisu miałam nadzieję na coś trochę innego. Myślałam, że książka jakoś bardziej przedstawi sytuacje jak Rainie przebierała się za Łotra. A autorka niestety ledwie o tym wspomniała. Jedno czy dwa zdania było tylko o tym, że Rainie faktycznie napadała na bogaczy i wszystko jej się udawało, ale ani jedna z tych scen nie była przedstawiona, a szkoda, bo uważam, że to byłoby dużym plusem dla fabuły. Jedyna scena napadu jaka została opisana to ta, w której Rainie napada już na Philippe'a, nie udaje jej się i w dodatku zostaje porwana. Łowca zostaje ofiarą. Skutkiem tego było, że postać Rainie jako Łotra wydawała mi się trochę nierzeczywista, bo nie umiałam jej sobie wyobrazić, że ona faktycznie, bez wyrzutów sumienia,
napada i okrada ludzi. Drugi minus jaki rzucił mi się w oczy to kawałek pod koniec książki. SPOILER!
Mianowicie część, w której Philippe nagle decyduje, że Rainie ma zostać jego żoną, ona na początku nic z tego sobie nie robi, potem nagle mówi mu, że się nie zgadza i ciągle myśli, że on jej nie kocha tylko chce ją za żonę z zasady, postanawia wyjechać. I już po jej powrocie do domu on nagle sobie uświadamia, że faktycznie ją kocha, ale jej tego wcale nie okazał więc faktycznie miała powód, żeby myśleć to, co w istocie myślała. Co mi się tu nie podobało? Przecież ten motyw dosyć często jest w romansach, nie tylko historycznych i już do niego przywykłam, ale w tej książce napisane to było w taki sposób, że wydawało mi się straszliwie naciągane. Czytając to czułam, że jednak coś mi tu się nie zgadza. Sama dokładnie określić tego nie umiem, ale jednak czytając to czułam, że coś jest nie tak.
Mimo to całą książkę bardzo pozytywnie oceniam i jest spora szansa, że jeszcze do niej wrócę. ;)