Amerykański autor powieści i opowiadań kryminalnych, z gatunku Crime Fiction. Wiele jego utworów zaadaptowano na potrzeby filmu. Pracował też jako scenarzysta. Zasługą Chandlera jest wprowadzenie do tego popularnego gatunku elementów literatury wyższych lotów, zwłaszcza poetyckich porównań. Inspirował się twórczością Dashiella Hammetta. Pierwsze opowiadanie opublikował w magazynie "Black Mask", piśmie poświęconym historiom detektywistycznym. Najbardziej znanym bohaterem jego książek jest samotny (w niedokończonej powieści Chandler chciał go ożenić) i cyniczny prywatny detektyw (ang. Private Eye) Philip Marlowe. Marlowe przy rozwiązywaniu kryminalnych zagadek, które częściej znajdują jego, niż on je, postępuje według sobie jedynie znanych zasad. Jest przykładem krystalicznie uczciwego człowieka, lubiącego alkohol, fajkę i papierosy, który wieczorami rozgrywa sam ze sobą partie szachów. Autor bardziej niż na rozwikłaniu zagadki kryminalnej skupia się na opisie środowiska, w którym rozgrywa się akcja powieści oraz analizie psychiki bohaterów.http://www.geocities.com/Athens/Parthenon/3224/
Poodle Springs - „mieścina” dla zblazowanych milionerów, którzy pilnie strzegą swoich podłości, niecnych uczynków, wzajemnie się adorując i udowadniając sobie, że są „ponad wszystkim”. Teraz to również dom Marlowe'a i jego żony Lindy. Raczej na zasymilowanie się z tą menażerią nie ma co Malrowe liczyć, bo i tak wszyscy wiedzą, że ożenił się z 10 milionami. Pierwszy dzień w raju udowadnia, że Marlowe się nie zmienia. Od razu podejmuje się odnalezienia Lesa/Larry'ego, który winien jest 100 tys. dolarów właścicielowi pobliskiego kasyna. Udaje mu się to nad wyraz szybko, ale do odtrąbienia sukcesu droga daleka...
Ciągle PRAWIE ten sam Marlowe – cięty język, wytrwałość, spryt, elementarna uczciwość i prawość. Historia z drugim i pewnie trzecim dnem, a happy end stoi do końca pod znakiem zapytania.
Ale jest „ale”...
Marlowe żonaty to jak żonaty James Bond – to się nie może udać i nie udaje. To już nie jest twardy, mroczny kryminał, to kryminał zwykły, wręcz pospolity. To małżeństwo jest jak hamulcowy: zabrało klimat i odebrało Marlowe'owi pazur i wiarygodność.
Tę powieść dokończył R.B. Parker, choć nie wiem ile miał do dokończenia. Wszystkie w polskim wydaniu przeczytałem po kilka, a nawet … naście razy i mam wrażenie, że tutaj prawdziwie „czendlerowski” jest tylko tytuł. Reszta to kopia i naśladownictwo.
Do tego jakaś fiksacja tłumacza na tle słowa „onegdaj”. Przyznaję słowo ładne, ale pasuje tutaj jak wół do karety.
Na koniec zajawka z obwoluty – zupełne kuriozum: (…) rozkapryszona dziedziczka wielomilionowej fortuny(...)życie w luksusie i na koszt bogatej żony(...).
Może twórca zajawki miał egzemplarz w języku, którego akurat nie zna, albo zgadywał co jest w książce. No i nie zgadł.
Z biegiem lat klasyczne kryminały zaczynają mnie nużyć coraz bardziej, mimo sympatii jaką żywię do Christie i jej podobnych. Choć Chandlerowy noir to nieco inny gatunek, to jednak jest tą "klasyką kryminału". Tutaj mamy sokoła maltańskiego w postaci monety.
I - pomimo ogólnego wrażenia klimatu późnej, jesiennej pory, deszczu siąpiącego na kapelusz z rondem, skapującego zeń na zużyty prochowiec... znowu mi nie podeszło. Absurdalne zachowania, dialogi zupełnie z czapy, brak zagadki, ogólnie wiało nudą bardziej niż poprzednich części, a ich mankamenty tutaj są wyjątkowo uwypuklone.
To trzecie podejście do Marlowe'a - i raczej ostatnie, przynajmniej na dłuższy czas.