Tajemnice Poodle Springs Robert B. Parker 6,5
ocenił(a) na 43 tyg. temu Poodle Springs - „mieścina” dla zblazowanych milionerów, którzy pilnie strzegą swoich podłości, niecnych uczynków, wzajemnie się adorując i udowadniając sobie, że są „ponad wszystkim”. Teraz to również dom Marlowe'a i jego żony Lindy. Raczej na zasymilowanie się z tą menażerią nie ma co Malrowe liczyć, bo i tak wszyscy wiedzą, że ożenił się z 10 milionami. Pierwszy dzień w raju udowadnia, że Marlowe się nie zmienia. Od razu podejmuje się odnalezienia Lesa/Larry'ego, który winien jest 100 tys. dolarów właścicielowi pobliskiego kasyna. Udaje mu się to nad wyraz szybko, ale do odtrąbienia sukcesu droga daleka...
Ciągle PRAWIE ten sam Marlowe – cięty język, wytrwałość, spryt, elementarna uczciwość i prawość. Historia z drugim i pewnie trzecim dnem, a happy end stoi do końca pod znakiem zapytania.
Ale jest „ale”...
Marlowe żonaty to jak żonaty James Bond – to się nie może udać i nie udaje. To już nie jest twardy, mroczny kryminał, to kryminał zwykły, wręcz pospolity. To małżeństwo jest jak hamulcowy: zabrało klimat i odebrało Marlowe'owi pazur i wiarygodność.
Tę powieść dokończył R.B. Parker, choć nie wiem ile miał do dokończenia. Wszystkie w polskim wydaniu przeczytałem po kilka, a nawet … naście razy i mam wrażenie, że tutaj prawdziwie „czendlerowski” jest tylko tytuł. Reszta to kopia i naśladownictwo.
Do tego jakaś fiksacja tłumacza na tle słowa „onegdaj”. Przyznaję słowo ładne, ale pasuje tutaj jak wół do karety.
Na koniec zajawka z obwoluty – zupełne kuriozum: (…) rozkapryszona dziedziczka wielomilionowej fortuny(...)życie w luksusie i na koszt bogatej żony(...).
Może twórca zajawki miał egzemplarz w języku, którego akurat nie zna, albo zgadywał co jest w książce. No i nie zgadł.