cytaty z książek autora "Raymond Chandler"
Baby łżą na każdy temat...po prostu, żeby nie wyjść z wprawy.
Pierwszy pocałunek to magia,drugi jest intymny,a trzeci już trochę odruchowy.Potem dziewczynę po prostu się rozbiera.
Kiedy modli się człowiek, który się dobrze czuje, to jest to wiara. A kiedy chory człowiek się modli, to jest po prostu wystraszony.
Byłem chory, a dziś jeszcze nie piłem kawy. Nie może pan ode mnie oczekiwać dowcipu wysokiej klasy.
Zdrowy rozsądek to taki facet, który dowiedziawszy się, że rozwaliłeś sobie przód w tym tygodniu, mówi ci, że powinieneś był zmienić hamulce tydzień temu. Zdrowy rozsądek to zawodnik rezerwowy, który mówi w poniedziałek rano, że gdyby grał w niedzielę, to jego drużyna by wygrała. Ale on nigdy nie gra. Zawsze siada wysoko na trybunach z butelką w kieszeni. Zdrowy rozsądek to także człowiek w szarym garniturku, który nigdy nie myli się w dodawaniu. Ale zawsze dodaje cudze pieniądze.
Wyrzuciłem popiół z fajki i napełniłem ją znowu tytoniem ze skórzanego woreczka, który dostałem od jakiegoś tajemniczego wielbiciela na Boże Narodzenie. Dziwnym zbiegiem okoliczności wielbiciel nosił takie samo nazwisko jak ja.
Wleczenie trupa to cięższe zadanie niż obnoszenie się ze złamanym sercem.
Pokażcie mi kogoś (bez względu na płeć), kto nie znosi kryminałów, a powiem wam, że to dureń, może nawet nie pozbawiony jakiejś tam inteligencji, ale dureń ponad wszelką wątpliwość.
Zapłaciłem, po czym zatrzymałem się jeszcze w jednym barze, żeby kieliszkiem koniaku podlać stek po nowojorsku. Dlaczego po nowojorsku, pomyślałem. Przecież to w Detroit robią opony samochodowe.
- Nie podobają mi się pańskie maniery – powiedział Kingsley głosem, którym można byłoby rozbić kokosowy orzech.
- Nie szkodzi, nie mam ich na sprzedaż. – odparłem.
Szybka z matowego szkła została odsunięta i wyjrzała zza niej recepcjonistka.Uzbrojona była w stalowy uśmiech i oczy potrafiące przeliczyć pieniądze,które miałeś schowane w portfelu na piersiach.
- Jestem zupełnie rozebrana - oznajmiła, kiedy zauważyła, że skończyłem palić i że patrzę na nią.
- Mój Boże - westchnąłem. - Ja natomiast, idąc do łóżka, zawsze wkładam buty, na wypadek, gdybym obudził się z nieczystym sumieniem i musiał brać nogi za pas.
Blondynka, na widok której biskup zdolny by był wybić dziurę w witrażu. Miała wszystko co trzeba, z którejkolwiek spojrzało się strony.
- Czy pan pije, panie Marlowe?
- No, skoro już pani o tym wspomniała...
- Nie sądzę, zebym mogła zatrudnić detektywa używającego alkoholu pod jakąkolwiek postacią. Nie pochwalam nawet palenia papierosów.
- A mogę sobie obrać pomarańczkę?
Telewizja jest ideałem. Wystarczy pokręcić paroma gałkami, paroma mechanicznymi pokrętłami, z którymi tak świetnie sobie radzą wszystkie małpy człekokształtne, a rozpieramy się wygodnie w fotelu i opróżniamy głowę z wszelkich myśli. I oto oglądamy bańki wznoszące się z pierwotnej magmy. Nie ma potrzeby się skupiać. Nie trzeba reagować. Nie trzeba nic pamiętać. Nie odczuwamy braku myśli, bo nie są nam potrzebne. Serce, wątroba i płuca działają normalnie. Poza tym wszystko jest spokojem i beztroską. Nirwana dla niezamożnych. A jeżeli przyjdzie jakiś złośliwiec i powie, że wyglądamy jak mucha na kuble śmieci, to nie zwracajmy na niego uwagi. Pewno nie stać go jeszcze na telewizor.
Tej nocy nie jesteś człowiekiem, Marlowe. Być może nigdy nim nie byłem i nigdy nie będę. Może jestem po prostu ektoplazmą z licencją detektywa.
Jeśli pijak rzeczywiście chce się napić, to nie ma sposobu, by mu w tym przeszkodzić.
Miała na sobie kostium kąpielowy, który nie zmuszał do natężania wyobraźni.
- Czy muszę mówić, że nienawidzę pana z całego serca, panie detektywie?
- Nie musi pani. Zapłatę już dostałem.
Siedziałem na brzegu łóżka w piżamie i zbierałem się do wstania, jeszcze niezdecydowany. Nie czułem się za dobrze, ale nie tak źle, jak powinienem, nie tak źle, jak bym się czuł, gdybym był na pensji i posadzie.
Wyjąłem biurową butelkę, nalałem drinka i pozwoliłem, by moje poczucie własnej wartości odpłynęło w siną dal.
Wylali mnie za niesubordynację. W niesubordynacji mam świetne wyniki, generale.
Na jednym z leżaków spoczywała długonoga blondynka z rozmarzoną miną. Patrzyła na nas leniwie, kiedy szliśmy przez trawnik. Z odległości dziesięciu metrów wyglądała bardzo rasowo. Z odległości trzech metrów odnosiło się wrażenie, że lepiej ją oglądać z odległości dziesięciu.
Na matowym szkle w drzwiach czarną, łuszczącą się farbą namalowano napis: "Philip Marlowe... detektyw". Są to umiarkowanie obskurne drzwi na końcu umiarkowanie obskurnego korytarza w budynku, który był zapewne nowy, ale w czasach, gdy łazienka z kafelkami stanowiła ostatnie słowo cywilizacji. Drzwi są zamknięte, ale obok, na drugich, widnieje ten sam napis, i te już są otwarte. W środku nie ma nikogo, tylko ja i wielka końska mucha. Możesz wejść - chyba że jesteś z Manhattan w stanie Kansas.
Ogoliłem się, zjadłem drugie śniadanie i poczułem wreszcie mniej jak pudło z trocinami, w którym kotka powiła sześcioro.
To niebywałe, co Hollywood jest w stanie zrobić z byle kim. Z pospolitej flądry, która powinna prasować koszule mężowi szoferakowi, robi promienną gwiazdę ekranu, a z przerośniętego gówniarza, który nadaje się najwyżej na kelnera, robi supermena z błyskiem w oku i jasnym uśmiechem, aż cuchnącym od seksu. Z kelnerki z Teksasu, inteligentnej i wykształconej jak postacie z komiksów, czyni międzynarodową kurtyzanę, sześciokrotnie zamężną z milionerami, tak zblazowaną i zepsutą, że szukając nowych wrażeń uwiedzie w końcu tragarza w przpoconej podkoszulce.
Obiad za osiemdziesiąt pięć centów smakował jak zniszczona torba listonosza. Podał mi go kelner o wyglądzie zbira, który by mnie trzasnął za dwadzieścia pięć centów, za sześćdziesiąt podciąłby mi gardło, za półtora dolara plus narzut handlowy pogrzebał na morzu w beczce cementu.
Westchnęła. - Wszyscy mężczyźni są tacy sami. - I kobiety... po pierwszych dziewięciu. - Odparłem.
Gliny nigdy nie mówią do widzenia. Zawsze mają nadzieję, że cię jeszcze ujrzą u siebie.