Lista sędziego John Grisham 6,9
ocenił(a) na 74 tyg. temu Przeczytałam dwie części nowej serii Grishama na raz, w odwrotnej kolejności („Lista sędziego” pierwsza, "Demaskator" drugi). Osobiście uważam, że dobrze się stało, gdyż „Demaskator” jest w mojej ocenie słabszy i niewykluczone, że zaczynając od niego zniechęciłabym się do dalszej lektury. Obie części są zresztą fabularnie odrębne – czytając najpierw drugą dowiadujemy się wprawdzie paru faktów z życia głównych bohaterów, które nie zaskoczą nas już tym samym w części pierwszej, ale nie szkodzi to specjalnie lekturze.
Nie pamiętam już teraz kiedy ostatni raz czytałam Grishama, ale jest spora szansa, że było to grubo ponad dwadzieścia lat temu, gdy święcił on triumfy na polskim rynku książki. To wystarczająco dużo czasu, by odpocząć od lektur tego rodzaju, a co za tym idzie – spojrzeć na nie świeżym okiem.
Cóż zatem me wypoczęte oko ujrzało? Sprawnie napisane i trzymające w napięciu historie kryminalne, których głównymi negatywnymi bohaterami są amerykańscy sędziowie (aż dziw, że nasz poprzedni minister sprawiedliwości nie zlecił Grishamowi napisania podobnego dzieła osadzonego w polskich realiach!). Obie powieści łączy postać głównej bohaterki, Lucy Stoltz, pracownicy jednej ze stanowych komisji etyki sędziów, zajmującej się badaniem zasadności zgłaszanych wobec sędziów skarg. Praca jak praca (jak się okazuje, również w USA pracownicy państwowych urzędów nie są najlepiej opłacani),zazwyczaj nudna, bowiem wbrew temu co się wszystkim wydaje, większość amerykańskich sędziów nie dopuszcza się jakichś wielce niecnych czynów, a ich występki są raczej banalne i pospolite (pozwolę sobie przypomnieć, że również i polscy sędziowie nie są specjalnie finezyjni, ograniczając się z reguły do kradzieży książek, narzędzi czy kiełbasy). Na szczęście dla czytelnika, a na nieszczęście dla amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości, trafiają się dwie wyjątkowo czarne owce, z których jedna (bohaterka „Demaskatora”) daje się kompletnie skorumpować (a sumy w tym przypadku naprawdę robią wrażenie),zaś druga (sędzia z „Listy sędziego”) okazuje się być psychopatycznym i wyjątkowo cierpliwym oraz pamiętliwym mordercą. W obu przypadkach zabawa nie polega przy tym na odgadnięciu tożsamości sędziów, gdyż ta jest znana od początku, a na obserwowaniu prób schwytania ich w pułapkę.
Czytając, nie mogłam się oprzeć dokonywaniu porównań między polskim a amerykańskim wymiarem sprawiedliwości. Wyszło mi, że choć nasz jest bardzo niedoskonały, to jednak wolę go od ichniego. Niestety, choćbym stawała na uszach, próbując napisać jakąś soczystą powieść na jego temat, nie mam szans na zrobienie takiej kariery jak Grisham. A szkoda, bo chętnie – jak on – rzuciłabym tę robotę w diabły, oddając się pisaniu bestsellerowych utworów o moich ekswspółpracownikach.