Prząśniczki. Opowieści rodowe Katarzyna Zwolska-Płusa 9,0
"Prząśniczki. Opowieść rodowa" to powieść historyczna. Główna bohaterka Katarzyny Zwolskiej-Płusy tka tę opowieść ze skrawków przeszłości – poszarpanych losów swoich przodkiń. Wyszywa tym samym własną historię, tworząc niezwykłą, patchorkową kołdrę, która także i czytelnika ogrzeje, a i da schronienie w razie potrzeby, odgrodzi od świata.
W pisarstwie Zwolskiej-Płusy zawsze pojawia się coś ujmującego. Tym razem to przede wszystkim narracja. Fantastyczny pomysł na dialog bohaterki z duchami przeszłości, na rodową zagadkę, która czeka na odkrycie. W relacji kobiety jest wszystko – poszczególne życiorysy, sylwetki kobiece, charakterystyka dawnych czasów, opis ludzkiej natury, emocjonalność, zależności, ambicje, pragnienia i ograniczenia.
Ta znakomita narracja przywodzi też na myśl swoistą pieśń. Może to szczególny rodzaj wielogłosowej kancony, która przełamując schematy, opowiada o kobietach i ich atrybutach. Ich codziennych wielkich i maleńkich wojnach, toczonych najczęściej skrycie, wewnątrz. Ta narracja jest dualna – z jednej strony to jak pajęcza nić, która przędzie opowieść dawną, wycieraną z kurzu przeszłości, pełną tajemnic, magii i w jakimś sensie baśniową. Z drugiej mamy tu wypowiedzi tej, która po tym strychu pamięci chodzi, która szuka i potyka się o… współczesność, o codzienne problemy, o wyzwania kobiece, macierzyńskie, społeczne, kulturowe. Także o fizjologię.
Jestem pod wrażeniem, jak zgrabnie autorka łączy te dwa style w jednym głosie. A przecież jest jeszcze żonglowanie perspektywą, jest też choćby wielogłos. Niezwykle fascynująca to kreacja narratorki. Odkrywanie jej tożsamości (przez nią samą, ale i przecz czytelnika) to swoista przygoda. Narracyjne „my” podpowiada, że to kobieta, która nosi w sobie wszystkie postaci tej książki. I czasem oddaje im pole, by mogły same coś o sobie wyjawić. A potem dopowiada do ich historii własną. Ciąg dalszy rodowej opowieści.
Bohaterki Zwolskiej-Płusy wciąż żyją. Wskrzesza je opowieść. Słowa to swoista krew. Narratorka "Prząśniczek" wykorzystuje swoistą moc gawędy, literatury w ogóle. Przegląda się w historiach swoich (pra)babć i porównuje. Szuka tam siebie, ale i inspiracji, odpowiedzi na kilka ważnych pytań. Ale także, co ciekawe, mam wrażenie, że i usiłuje odnaleźć pytania, do których ma wyłącznie poświadczone odpowiedzi.
Wspaniale nad tą opowieścią panuje czas. „Jestem tu teraz, a Ty jesteś tu kiedyś” – to cały sekret. Narratorka jakby stale mocowała się z tym czasem. On przechodzi przez te cienkie granice, nachodzi na jej teraźniejszość, wpycha się do każdego zakamarka, a ona nieustannie stoi na straży. Kiedyś to kiedyś, dziś to dziś. A jednak czas się nie poddaje. A my z fascynacją czekamy, kiedy kobieta mu ulegnie. Czas bywa sprytny, ukrywa się bowiem w zapachach, starych rekwizytach.
Zwolska-Płusa ciekawie połączyła przeszłość i współczesność. Nieco mitologiczne, baśniowe opowieści przeplata na wskroś współczesnym językiem, odwołuje się do naszego tu i teraz, prowadzi dialog (mimo że nikt fizycznie nie odpowiada – nie musi). Jej narratorka zwierza się – czytelnikowi, swoim przodkiniom czy bardziej jednak sobie samej? Pozwala sobie również gdybać – wyrywać bohaterki z ich codzienności i umieszczać je we współczesnych sceneriach. Dopisuje inne zakończenia, obraca w myślach możliwości, które nie były im dane. „Na wróżenie z kart nigdy nie jest za późno”. Tyle, że pisarka nie stawia kart z pytaniem o przyszłość, ale po to, by wyczytać przeszłość.
W świecie "Prząśniczek" wiele jest takich magicznych atrybutów. Zresztą, narratorka wierzy w moc przedmiotów. Jest sentymentalna, potrafi rozpoznawać znaki czy sygnały. Nadaje znaczenie drobnym zjawiskom, które ktoś inny mógłby nazwać przypadkiem, a może nawet i logicznie uzasadnić. Ale nie ona. Wszak ona wie.
Kobiety zdominowały tę książkę. Konkretne postaci, ale i kobiety-figury, kobiecy archetyp, symbol, mit. Między stronami "Prząśniczek" swoje nitki zostawiły Mokosz, Brigantia, Holda i Frigg – boginie płodności i patronki przędzarek. (Trudne i bolesne) doświadczanie dziewczęcości, a potem – kobiecości, to sprawa najważniejsza, bo tak naprawdę to kwestia płci naznaczyła wszystkie bohaterki "Prząśniczek".
"Prząśniczki" są wyjątkowe. Dopracowane w każdym detalu. Poza opisanym już kunsztem literackim Katarzyny Zwolskiej-Płusy, na uwagę zasługuje też sprawa całkiem techniczna – m.in. konstrukcja książki. Idealnie wpisuje się w tę mini serię herstorii. Dopełnieniem treści jest oprawa graficzna, która subtelnie przypomina, że ta opowieść wciąż jest in statu nascendi. Życie nieustannie pruje nam oczka i motywuje do dziergania. A my tkamy, mylimy wzory, psujemy hafty i próbujemy nowych układów. Losy kobiet z kart książki autorki "Vesica piscis" przypominają, że kobieta od wieków przędzie ten sam los, co pokolenie zmienia jedynie narzędzie swojej (mozolnej) pracy…