Najnowsze artykuły
- ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać100
- ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel5
- ArtykułyWyślij recenzję i wygraj egzemplarz „Ciekawscy. Jurajska draka” Michała ŁuczyńskiegoLubimyCzytać2
- Artykuły„Spy x Family Code: White“ – adaptacja mangi w kinach już od 26 kwietnia!LubimyCzytać2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Rico Renzi
Źródło: http://comicvine.gamespot.com/rico-renzi/4040-4884/
Znany jako: Rico Rensi
14
8,4/10
Pisze książki: komiksy
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.plhttp://whoisrico.deviantart.com/
8,4/10średnia ocena książek autora
175 przeczytało książki autora
72 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Grim Vol. 3: Lust for Life
Rico Renzi, Stephanie Phillips
Cykl: Grim (tom 3)
8,0 z 1 ocen
1 czytelnik 0 opinii
2024
Grim Vol. 2: Devils and Dust
Rico Renzi, Stephanie Phillips
Cykl: Grim (tom 2)
9,0 z 1 ocen
1 czytelnik 0 opinii
2023
Grim Vol. 1: Don't Fear The Reaper
Rico Renzi, Stephanie Phillips
Cykl: Grim (tom 1)
9,0 z 1 ocen
1 czytelnik 0 opinii
2023
The Unbeatable Squirrel Girl Vol. 12; To All The Squirrels I've Loved Before
Ryan North, Rico Renzi
9,0 z 1 ocen
1 czytelnik 0 opinii
2020
The Unbeatable Squirrel Girl Vol 11: Call Your Squirrelfriend
Ryan North, Rico Renzi
10,0 z 1 ocen
1 czytelnik 0 opinii
2019
The Unbeatable Squirrel Girl Vol. 10: Life Is Too Short, Squirrel
Ryan North, Rico Renzi
9,0 z 1 ocen
2 czytelników 0 opinii
2019
The Unbeatable Squirrel Girl Vol. 8: My Best Friend's Squirrel
Ryan North, Rico Renzi
10,0 z 1 ocen
1 czytelnik 0 opinii
2018
The Unbeatable Squirrel Girl, Vol. 7: I've Been Waiting for a Squirrel Like You
10,0 z 1 ocen
1 czytelnik 0 opinii
2018
Najnowsze opinie o książkach autora
Bękarty z Południa. Tom 1. Był to facet, co się zowie Jason Aaron
7,3
POPKulturowy Kociołek:
https://popkulturowykociolek.pl/bekarty-z-poludnia-tom-1-recenzja-komiksu/
Bohaterem komiksu jest Earl Tubb, sędziwy mężczyzna, w którym drzemie duża dawka gniewu. Pod maską zgryźliwego seniora kryje się jednak człowiek, który całe swoje życie kierował się sumieniem i ustalonymi zasadami (przypomina on moim zdaniem trochę z charakteru Walta Kowalskiego z Gran Torino). Po wielu latach od śmierci swojego ojca (twardego szeryfa),kiedy sam znajduje się u schyłku swojego życia, postanowił on odwiedzić rodzinne strony. Hrabstwo Craw w stanie Alabama, które słynie jedynie z mistrzowskiej drużyny futbolu amerykańskiego. Zarządzana ona jest przez człowieka będącego „władcą” okolicznych ziem, z którym nikt nie waży się zadzierać. Earl planował spędzić w tym miejscu jedynie kilka dni i szybko wrócić do siebie. Los bywa jednak przewrotny i ma wobec mężczyzny zupełnie inne plany (o wiele bardziej drastyczne).
Schemat fabuły albumu Bękarty z Południa tom 1 może początkowo wydawać się trochę sztampowy. Twardy facet po latach powraca do domu rodzinnego i wplątuje się w poważne kłopoty, z którymi musi sobie jakoś poradzić. Z opowieściami tego typu mieliśmy do czynienia w dziesiątkach różnych komiksów czy filmów. To dzieło wyróżnia się jednak na tle konkurencji niesamowicie mrocznym, brutalnym i buzującym krew w żyłach klimatem, który mocno angażuje czytelnika. Wszystko to zasługa świetnie dobranego scenarzysty, którym jest Jason Aaron. On jako osoba urodzona w Alabamie, najlepiej potrafi oddać złożony i mocno specyficzny charakter tego zakątku USA.
Samo dzieło trudno jednoznacznie zaszufladkować w jednej konkretnej kategorii gatunkowej. Mamy tu do czynienia z mieszanką dramatu, sensacji, thrillera a momentami nawet mocno złożonej obyczajówki. Twórca nie skupia się tu bowiem tylko na głównym bohaterze i jego gniewie mającym źródło w przeszłości (którą stopniowo będziemy poznawać). Kolejne kadry komiksu służą mu również do prezentacji realiów głębokiego południa, pełnego wilgoci, upałów, nędzy, przemocy, rasizmu i pokoleniowej degeneracji z brakiem perspektyw na lepszą przyszłość. Wszystko to łączy się w jedną zwartą całość, która wyśmienicie potęguje napięcie.
Do pełni szczęścia i komiksowego geniuszu brakuje tu jedynie kilku mocniejszych fabularnych zaskoczeń. Historia potrafi być angażująca, ale opiera się na pewnych znanych stereotypach, a co za tym idzie fani tego typu popkultury, będą mogli domyślać się kolejnych wydarzeń....
Superman. Amerykański Obcy Steve Dillon
7,5
No i mam na swoim koncie zaliczony kolejny komiks o Supermenie. Pierwszym superbohaterze DC i ogólnie świata komiksowego, który ujrzał światło dzienne w czerwcu 1938 roku. Od tamtego czasu bardzo wiele się zmieniło w uniwersum... multiwersum albo raczej megawersum, bo takie określenie ostatnio wyczytałem w kilku komiksach. Życiorysów i początków Człowieka ze stali też mieliśmy już multum, jednak ten konkretny tom zachwalało wielu recenzentów i czytelników. W tym kilku znajdujących się w mojej topowej czołówce polskiej sceny recenzenckiej, zatem skusiłem się i... mam nieco mieszane uczucia.
Słów kilka na start
Zanim wypunktuję co mi się podobało lub nie w tym komiksie, muszę zaznaczyć kilka kwestii. Po pierwsze - nie jestem wielkim fanem Supermana. Zawsze wolałem Batmana, a konkretniej jego wersję z serialu Batman: The Animated Series". Uważam ją za arcydzieło, które nigdy, ale to przenigdy się nie zestarzeje. I do tego należy je oglądać bezwzględnie w oryginalnej, angielskiej wersji językowej, choć polską też uważam za udaną. Po drugie, lubię film "Człowiek ze stali" z 2013 roku (choć boli scena ukręcenia karku; jest zwyczajnie debilna) i dla mnie Henry Cavill jako Superman wygląda jest zarąbisty. Wiem, jako Geralt wypadł lepiej, ale i tak lubię Henryka w tym obcisłym, niebiesko-czerwonym wdzianku. Do tego Amy Adams w roli Lois Lane. Miodzio.
Czytałem już kilka "originów" Supermana, widziałem wiele jego występów na łamach komiksów, seriali oraz filmów i nieraz mnie irytował swoja naiwnością. Jednak okładka albumu "Amerykański obcy" skusiła mnie i po wysłuchaniu wielu pochlebnych opinii sięgnąłem po tą przygodę licząc na wiele. Cóż... nie twierdzę, że to zły komiks. Nawet mi się podobał, ale w kilku kwestiach drażnił.
Co cholernie mi się podobało
1. Dzieciństwo Clarka Kenta
To największy plus tego albumu. Pierwsze dwie historie są mega napisane. Scenariusz w nich z jednej strony używa oklepanych motywów, ale z drugiej Lemire dodaje coś od siebie i wypada to doskonale. Te historie są takie, hmm.... naturalne. Wręcz biją optymizmem małomiasteczkowego dzieciaka, który odkrywa powoli swoje moce i chciałby coś zmienić. Chciałby móc pomóc, ale nie wie jak. Do tego dochodzą jego przybrani rodzice i grupa osób znających sekret młodego Kenta. Innymi słowy: Miodzio.
2. Opowieść z Lexem
Spotkanie naiwnego Supermana z Lexem Luthorem, walka z potworem w centrum miasta, zwieńczona postronnymi ofiarami i ogromnymi zniszczeniami i strzaskanie naiwnej postawy samozwańczego bohatera. Genialne. Do tego rysunek jest świetny i wpada w oko, a całość wieńczy taka oto scena.
3. Lobo
Nikt nie zadziera z ważniakiem. Przynajmniej tak się zdawało naszemu białoskóremu kosmicie o niewyparzonym języku. Niby to krótka historyjka, taka jakich wiele, a dała mi masę frajdy z jej czytania. Do tego była o wiele bardziej brutalna od innych spotkań Supermana z Lobo, które pamiętam. Choć nadal ulubioną pozostanie ta TUTAJ z serialu animowanego :)
Co mnie wkurzało
1. Lois Lane
Nie wiem, jakoś w tym albumie mnie wkurzała. Nie była ani ciekawą postacią ani przykuwającą oko. Dla mnie mogłoby jej tutaj zabraknąć i nawet bym tego nie odczuł. Młody Kent miał w tym tomie do czynienia z ciekawszymi kobietami.
2. Nierówny rysunek
Część historii ma świetny rysunek, ale niektóre po prostu straszą. Szczególnie pierwsza opowieść, gdzie sylwetki i twarze postaci są dla mnie zrobione po prostu słabo. Psuło to przyjemność chłonięcia scenariusza, bo czasami miałem wrażenie, że postacie bardziej przypominają osoby z ciężkim paraliżem twarzy niż żywe osoby.
PODSUMOWUJĄC
Podobno ten komiks jest obowiązkową pozycją dla fanów Supermana i mogę się z tym zgodzić. Jednak poza tą grupą, to będzie raczej dobry, kolejny zresztą, dość wtórny origin Człowieka ze stali. Nic zaskakującego, nic wielkiego. Po prostu porządnie napisana opowieść i tyle. Szkoda, ze nie jest to takie mroczne, jak sugeruje to okładka. W zasadzie mroku tutaj tyle co kot napłakał. To historia naiwnego gościa o potężnych zdolnościach, który chce pomóc innym, ale nie wie jak prze co dopuszcza się kilku pomyłek, czasem tragicznych w skutkach. Czy zatem żałuję, że sięgnąłem po ten komiks? Nie, ale zdecydowanie nigdy już do niego nie wrócę. Jednorazowa lektura w zupełności mi wystarczyła.