Aquaman: Utonięcie Dan Abnett 6,7
Znacie Aquamana? Tego gościa, który gada z rybami i stanowi tą nieco dziwaczną ciekawostkę w pstrokatym stroju, działającą w ramach Justice League? Oczywiście. A czy wiecie, że zanim Jason Momoa stworzył w ramach filmu Warner Bros, nieco inny obraz Króla Atlantydy, powstał naprawdę fenomenalny komis o tej postaci? W życiu nie spodziewałem się, że z całej inicjatywy Rebirth, moim ulubionym tytułem będzie właśnie Aquaman. A powrót do niego po latach, był nawet jeszcze bardziej przyjemny.
Aquaman Tom 1 Utonięcie, został wydany przez Egmont 8 listopada 2017 roku. Zawiera w sobie zeszyt Aquaman Rebirth oraz pierwsze sześć zeszytów serii Aquaman vol.8, które w USA pojawiły się między sierpniem a listopadem 2016 roku. Za scenariusz odpowiada Dan Abnett, zaś za rysunki grupa artystów z Bradem Walkerem na czele.
Pierwszy tom przygód Arthura Curry'ego działa doskonale jako komiksowa jedynka i jako opowieść sama w sobie, zadaje bowiem i odpowiada, na bardzo ważne pytania. Kim jest Aquaman? Jaka jest jego rola w tym świecie? Czy należy bardziej do podwodnego królestwa, czy jednak do powierzchni? A może do obu? A może wręcz do żadnego z nich?
Rewelacyjnie czyta się zmagania Aquamana ze światem, walącym mu się na głowę. Terroryści z głębin jego królestwa zagrażają Stanom Zjednoczonym, zaciekły wróg stara się dokonać zemsty a przed samym Królem wyzwanie wprowadzenia Atlantydy na salony współpracy międzynarodowej. Współpracy, która budzi wątpliwości nawet wśród lojalnych mu poddanych. A przecież terroryści, których Aquaman osobiście pacyfikuje, to także jego poddani. Nawet jego ukochana, Mera zdaje się nie do końca rozumieć motywację swojego władcy i przyszłego męża. Zwłaszcza, że Stany Zjednoczone i inne narody, odczuwają raczej lęk przed mieszkańcami Atlantydy, niż chęć poznania ich bliżej. W obliczu spisku, Arthur musi liczyć się nawet z koniecznością konfrontacji ze swoimi przyjaciółmi z Ligi Sprawiedliwości.
Prawda jest jednak taka, że choć wątek polityczny jest niezwykle wciągający i godny naprawdę dobrych powieści z Jackiem Ryanem, to ta osobista strona tej historii jest zdecydowanie najlepsza. Przez cały tom słuchamy różnych opinii, deprecjonujących wartość Arthura. To jak bardzo jest niedoceniany. Przez własnych poddanych, rząd Stanów Zjednoczonych czy nawet zwykłych ludzi. Obserwujemy jak bardzo odróżnia się od każdej ze stron i jak w gruncie rzeczy nigdzie nie pasuje, pełniąc jednak ogromną rolę, nie tylko we własnym państwie ale także w społeczeństwie superbohaterów. Mamy możliwość zobaczyć, jak z pokorą przyjmuje taką narrację na swój temat – dla większego dobra. Jego celem jest pokojowe współistnienie wszystkich mieszkańców ziemi, tych z lądu i morza. I jest w stanie zrobić naprawdę wiele, upokorzyć się wręcz, aby ten cel osiągnąć.
Kiedy jednak staje twarzą w twarz z Supermanem, pokazuje prawdziwe, dumne oblicze. Króla Atlantydy, który nie pozwoli dłużej pomiatać sobą, ani swoim narodem. A przy tym człowieka, którego zwyczajnie boli brak zaufania, ze strony tych, których uważał za swoich przyjaciół. To idealny punkt kulminacyjny tej historii. I najlepiej świadczy o tym fakt, że w momencie starcia – starcia z Supermanem! – kibicujemy Arthurowi z całego serca!
Choć historia, którą mamy okazję poznać w tym komiksie jest naprawdę świetna, ma on również słabsze strony. Po pierwsze warstwa artystyczna. Nie ma tragedii, niemniej dziełu kilku rysowników, przede wszystkim Brada Walkera, brakuje nieco zadziorności i charakteru w kreowaniu wizerunku postaci. Twarze są nieco zbyt gładkie, jakby za bardzo dziecinne. I o ile obserwujemy sceny walki, jest okej. Gorzej, gdy przechodzimy do dialogów lub próbujemy odgadnąć emocje, których doświadczają bohaterowie.
Zastrzeżenia mam także do antagonistów tego tomu. Black Manta to oczywiste doskonały wojownik, ale nie budzi – przynajmniej we mnie, poczucia większego zagrożenia. Podobnie jak organizacja Nemo, która choć we własnym mniemaniu włada wszystkimi oceanami, przypomina mi raczej generyczne superorganizacje przestępcze, które nigdy nie kończą dobrze. Zwłaszcza, że ich plan był w stanie zadziałać głównie ze względu na sprzyjające okoliczności. Wątpię aby drugi raz – zwłaszcza z Mantą, jako przywódcą – udało im się postawić Aquamana pod ścianą.
Otoczenie Króla Atlantydy jest całkiem spore, choć nie poznajemy go w ilości tak dużej, aby się od niego odbić. W obliczu wartkiej, przemyślanej fabuły oraz rewelacyjnie zarysowanego protagonisty, mamy więc do czynienia z naprawdę świetną jedynką. Ode mnie 7,5. Ocena bardzo wysoka i z czystym sumieniem, mogę ten komiks polecić!