Panny z "Wesela". Siostry Mikołajczykówny i ich świat Monika Śliwińska 8,4
ocenił(a) na 724 tyg. temu Objętość i drobiazgowość tej pozycji może trochę zniechęcić czytelnika. Warto się jednak przemóc, aby poznać ciekawą historię zbliżenia między przedstawicielami krakowskiej inteligencji a wiejskimi dziewczynami z rodziny Mikołajczyków. Możemy się dowiedzieć kim były osoby, które Stanisław Wyspiański sportretował w „Weselu”, jak żyły, co naprawdę myślały, czuły…
Poznajemy nieco inny obraz związku Lucjana Rydla z Jadwigą Mikołajczykówną niż to, co tak prześmiewczo pokazał autor „Wesela”. U Wyspiańskiego mamy młodopolskiego pięknoducha, który owładnięty chłopomanią wiąże się z głupiutką i pospolitą chłopką; widzimy tam sztuczną egzaltację Pana Młodego w zderzeniu z biernością lub ordynarnością jego partnerki. To karykaturalne ujęcie obu postaci dodatkowo wzmocniła i utrwaliła ekranizacja Andrzeja Wajdy.
Tymczasem Monika Śliwińska odkrywa przed nami autentyczne wielkie uczucie, które połączyło tych dwojga. Emanuje ono z listów i wierszy pisanych przez Rydla, a także z wzruszających, nieporadnych i z błędami, ale pełnych tęsknoty i miłości listów Jadwigi. Trudno nie podziwiać walki tych obojga o swoje uczucie – wbrew niechętnie nastawionemu otoczeniu.
Matka Lucjana, z którą poeta był bardzo związany, również nie kryła sceptycyzmu wobec związku syna. Pisała do niego: „Na rozsądek wziąwszy nikt uznać nie może żeby inteligentny człowiek mógł być szczęśliwy z żoną która ledwo pisać umie”. Odpowiadał: „znalazłem w Jadwisi to wszystko co stanowi istotną wartość duszy ludzkiej. […] Czy wobec tego warto pytać o jej naukowe kwalifikacye na moją żonę?”
Choć z czasem pani Rydlowa przekonała się do synowej, krakowskie środowisko z politowaniem, lub wręcz pogardą patrzyło na młodą parę. Jadwiga niechętnie wychodziła w Krakowie na miasto, bo zdarzało się, że mieszczańskie paniusie pluły jej pod nogi, lub komentowały głośno ”To ta małpa co Rydla zbałamuciła”.
Związek Rydla z Jadwigą to najciekawszy wątek książki Moniki Śliwińskiej i aż dziwne, że trzeba było czekać sto lat i ćwierć wieku, aby ktoś pokazał nam prawdę kryjącą się za schematycznym obrazem ugruntowanym przez Wyspiańskiego. Dużo dowiadujemy się także o drugiej z sióstr Mikołajczykówien, Annie, i jej małżeństwie z malarzem Włodzimierzem Tetmajerem (Gospodarzem w „Weselu”). Najmniej miejsca poświęca autorka Marysi, najładniejszej a jednocześnie najbardziej skrytej z sióstr, boleśnie doświadczanej przez los, który odbierał jej partnerów, a także dzieci.
Portrety swoich postaci komponuje autorka na podstawie rozlicznych relacji, listów, pamiętników, wspomnień. Stają nam przed oczami żywi ludzie i epoka w której żyli. Dostajemy wgląd w dwa ówczesne światy: wiejski i miejski, z wszystkimi ich blaskami i cieniami; poznajemy obyczajowość, często drastycznie odległą od naszej. Na przykład stosowanie przemocy wobec dzieci, będące zwyczajną normalnością tych czasów, utrwaloną w zgrabnych powiedzonkach w stylu: „rózeczka dziateczkom nigdy nie zawadzi”.
Imponującą pracę dokumentacyjną wykonała autorka i zrozumiałe, że pragnęła czytelnikom jak najwięcej wyników tej pracy przekazać – choć, moim zdaniem, nie zaszkodziłoby tu i ówdzie dokonać śmielszych edytorskich cięć. Jednak dla wszystkich, którzy chcieliby bliżej poznać bohaterów „Wesela” i niezwykłe czasy, w których przyszło im żyć będzie to bardzo satysfakcjonująca lektura.