Polska poetka, dramatopisarka, prozaik, autorka wielu utworów dla dzieci i młodzieży.
Poruszała tematy takie jak losu kobiety i seks, w specyficzny, jej tylko właściwy sposób. To, jak również wypracowanie charakterystycznego, oszczędnego (często wręcz skąpego w słowa) stylu – to najważniejsze osiągnięcia Świrszczyńskiej, dzięki którym Czesław Miłosz uznawał ją za jedną z najwybitniejszych i nowatorskich współczesnych poetek polskich.
Nie wyobrażam sobie, co może czuć człowiek, który stoi pod ścianą całą godzinę i czeka na własną śmierć. Która minuta będzie tą ostatnią? Jak bardzo boli ciało rozrywane przez pocisk? Jak długo się umiera? Setki pytań a słów tak mało, jednak dla Anny Świrszczyńskiej wystarczy ich zaledwie kilka, by wersem równie silnym jak egzekucyjny nabój, przedrzeć się do najwrażliwszej części jestestwa potencjalnego odbiorcy swojej poezji. Bez żalu pożegnała się z wysublimowanymi metaforami na korzyść prostego przekazu, bo kiedy wojna wymusza chwytanie chwili, wydumana polszczyzna okaże się niepotrzebną groteską.
„Chociaż twoja kula trafi przez kurtkę
do mojego serca,
nie zabijesz mnie, wrogu”.
Swój język doskonaliła latami, ale dopiero gdzieś koło sześćdziesiątki odnalazła styl, w którym czuła się najlepiej, a ponieważ prawdziwa poezja powstaje z aktywnego doświadczania, to był ten idealny moment, w którym bez zbędnej ekwilibrystyki potrafiła sprawnie opisać cielesność kobiety, miłość fizyczną czy też macierzyństwo. Bez romantycznych naleciałości.
„Jesteś jędrny
jak ogień. Jestem
mroźna.
Parzę cię dotykając
długim palcem
przestrzeni”.
„Anna Świrszczyńska. Poezje zebrane” to zbiór wszystkich wierszy od roku 1938 do 1985, a także innych utworów rozproszonych, piosenek i słów nigdy wcześniej niepublikowanych. Minimalistyczna okładka nawiązuje do stylistyki niektórych tomików Świrszczyńskiej, gdzie to ewentualna grafika zajmowała prawy, dolny róg („Liryki najpiękniejsze”, „Cierpienie i radość”). To grube tomiszcze ucieszy zarówno wiernych wielbicieli poetki, jak i nowych, których bez wątpienia Świrszczyńska zdobędzie. Ze mną zostanie do grobowej deski, w sensie dosłownym. Nie mogłabym sobie wymarzyć bardziej celnych słów, które w siedmiu wyrazach opisywałyby zarówno moje życie, jak i moją śmierć.
„Ktoś dotknął mojego cienia
palcem z lodu”.
Zostanie wyryte w granicie.
Na marginesie, potrzebuję jej biografii. Jak tlenu.
IG @angelkubrick
Anna Świrszczyńska, chyba mniej popularna niż Wisława Szymborska, Halina Poświatowska czy Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, a nie mniej utalentowana, nie mniej znakomita.
Potrafiła doskonale opisać miłość cielesną, która to jak w wierszu "Suka", bywa czasem jedynie pożądaniem, pokazując przy tym że mężczyźni może nie wszyscy, ale jednak są często ubożsi w jej przeżywaniu.
Nie bała się opisywać cielesność. Cielesność, która bywa niewygodna, która uwiera, jak np. w wierszu "Grube jelito".
Częstym tematem jej wierszy była również kobiecość i wszystko co się z nią wiąże - starość, która to bywa pogaradzana, i której to odbiera się prawo do miłości - nazywając ludzi zakochanych wariatami; przemoc domowa ("Rodzina"),i wyżej już wspomniana rozkosz cielesna czy macierzyństwo i jego trudy.
Największe wrażenie robią wiersze poświęcone wojnie, a dokładnie powstaniu warszawskiemu, w którym brała udział. Mają one charakter niemalże reporterski i ukazują okrucieństwo, koszmar i dramat wojny.
Bardzo odważna w swoim pisaniu. Miała swój niepowtarzalny styl.
Nie wszystkie wiersze ze mną zarezonowały, ale było ich na tyle dużo żebym dał z czystym sumieniem wysoką ocenę.
Warto.
Chętnie sięgnę po inne zbiory wierszy tej poetki.