cytaty z książek autora "Anna Świrszczyńska"
Jeśli nie mogę uciec od nieszczęścia,
zawsze mogę się schronić
w nieszczęściu.
Kiedyś zgasło nade mną słońce, musiałam sama stać się słońcem. To było trudne,ale teraz jaka wygoda.
Kiedy jem truskawki,
moja tragiczna koncepcja świata
unicestwia się w zachwycie,
że jem truskawki.
Idę, ciągle idę,
wiatr mnie pędzi po drogach.
Na moich drogach
zawsze wieje wiatr.
Żeby wszystkie kule na świecie trafiły we mnie to by nie mogły trafić w nikogo
Znalazłam w sobie siłę,
żaden człowiek mi jej nie odbierze
Człowieka
Można zastąpić.
Zapłaciłam za tę naukę cenę, której jest warta.
Przeszłam przez kąpiel ognia
jak wybornie
wzmacnia ogień.
Wyniosłam z niego
ogniotrwały uśmiech.
Nikogo już nie poproszę
żeby położył mi rękę na głowie.
Oprę się
o siebie.
Jak średniowieczne miasto jestem zamknięta,
zwodzony most się podniósł.
Możecie to miasto zabić,
lecz nikt nie wejdzie.
Cicho/zamknęły się drzwi za odchodzącym./Nie obudziły się śpiące dzieci.//One dopiero rankiem się zdziwią,/że tak cicho/zawalił się w nocy/ich dom.
Stojąc przed lustrem
pękam ze śmiechu
z samej siebie
To bardzo poważne zajęcie.
Ustawia mnie w należytej pozycji
wobec lustra
i wobec drogi mlecznej.
Spójrz w lustro, spójrzmy oboje.
To moje nagie ciało.
Ty je podobno lubisz,
ja nie mam powodu.
Jak średniowieczne miasto jestem zamknięta,
zwodzony most się podniósł.
Możecie to miasto zabić,
lecz nikt nie wejdzie.
Mój śmiejący się egoizm,
to broń i ozdoba nagości,
to pas ratunkowy...
Mój śmiejący się egoizm
to broń i ozdoba nagości,
to pas ratunkowy.
Miał piętnaście lat,
był najlepszym uczniem z polskiego.
Biegł z pistoletem
na wroga.
Zobaczył oczy człowieka,
powinien był strzelić w te oczy.
Zawahał się.
Leży na bruku.
Nie nauczyli go
na lekcjach polskiego
strzelać w oczy człowieka.
Zabiłam cię w sobie łatwo.
Oczyszczona
tańczę radosny taniec mordu.
Urodziłam życie.
Wyszło krzycząc z moich wnętrzności
i żąda ode mnie ofiary z mojego życia
jak bóstwo Azteków.
Pochylam się nad małą kukiełką,
patrzymy na siebie,
czworgiem oczu.
Po co ja się rodziłam? To wszystko to straszliwa pułapka. Po co ja się rodziłam? Boże, przebacz mi moje grzechy. Jak uciec z życia, żeby nie umierać? Żeby był jakiś sposób rozpłynięcia się w przestrzeni.
Jestem twój pies, twój niewolnik. Zrobię wszystko, żeby ci pomóc w twojej pracy, rozporządzaj mną. Mój stosunek do ciebie jest pokorny i służebny. Tęsknię do ciebie nawet wtedy, kiedy jesteś przy mnie.
Czyż miłość nie może nigdy obyć się bez problemów i tragedii mniejszych i większych? Boję się i nie mam już siły przeżywać nowej.
Ja jestem bardzo głupia życiowo i boję się, że to nieuleczalne.
Wszystkie chwyty dozwolone
Chwytam się różnych rzeczy,
śniegu, drzew, niepotrzebnych telefonów,
czułości dziecka, wyjazdów,
wierszy Różewicza,
snu, jabłek, porannej gimnastyki,
rozmów o błogich własnościach witamin,
wystaw awangardowej sztuki,
spacerów na kopiec Kościuszki, polityki,
muzyki Pendereckiego,
żywiołowych katastrof w obcych krajach,
rozkoszy moralności i rozkoszy niemoralności,
plotek, zimnego tuszu, zagranicznych żurnali,
nauki włoskiego języka,
sympatii dla psów, kalendarza.
Chwytam się wszystkiego,
żeby się nie zapaść
w przepaść.
Muszę strzelić ci w serce,
choć mnie błagasz o litość,
i sobie strzelić w serce,
choć tak się boję...
Zabiłam cię w sobie łatwo.
Oczyszczona
tańczę radosny taniec mordu...
Aby spętać
Przystroiłam się w uległość
jak w jedwabną wstążkę do włosów.
Jedwab jest mocny,
nadaje się do spętania...
(...)Jeśli nie mogę uciec od nieszczęścia,
zawsze mogę się schronić
w nieszczęściu.
Idę, ciągle idę,
wiatr mnie pędzi po drogach.
Na moich drogach
zawsze wieje wiatr...
Jeśli nie mogę uciec od nieszczęścia,
zawsze mogę się schronić
w nieszczęściu...
Ci co wydali pierwszy rozkaz do walki
niech policzą teraz nasze trupy.
Niech pójdą przez ulice
których nie ma
przez miasto
którego nie ma
niech liczą przez tygodnie przez miesiące
niech liczą aż do śmierci
nasze trupy.
Boże, daj mi przyjaciela, niech będzie ubogi, prosty, uczciwy. Niech mnie nie kocha dlatego, że mam piękne piersi. Niech mnie kocha, jak stary żebrak kocha starą żebraczkę, jak kochają się dwa bezdomne psy, jak kochają się dwaj starzy ludzie, jak brat kocha siostrę. Ale ja tego nie znajdę. Ja umrę sama.
Kiedy mnie spotkał na ulicy, mówił, że jest szczęśliwy, bo mnie zobaczył i może patrzeć na mnie. Boże, co za dziwne szaleństwo miłości! Stara, siwa babka jest obiektem takiego podziwu!
Dochodzę do Adama i Ewy,
już nic nie widać, ciemno.
Tutaj już umiera moje nieistnienie
nieważną śmiercią matematycznej fikcji.
Nieważne jaka byłaby śmierć mojego istnienia,
gdybym się urodziła naprawdę.
[„Nie narodzona”].