Spełnione marzenie Wojciecha Chmielarza, czyli rozmawiamy o ekranizacji „Wyrwy”

Ewa Cieślik Ewa Cieślik
16.03.2023

Patronat Lubimyczytać„Czuję się spełniony”, mówi Wojciech Chmielarz, komentując ekranizację „Wyrwy” z Tomaszem Kotem w roli głównej. Film lada dzień trafi do kin w całej Polsce, a wznowienie powieści jest przyczynkiem do rozmowy o polskim rynku książki i pisarskiej karierze autora „Żmijowiska”. Wojciech Chmielarz zdradza też szczegóły nowej powieści, która może zaskoczyć jego stałych czytelników – lub raczej czytelniczki, jak precyzuje autor.

Spełnione marzenie Wojciecha Chmielarza, czyli rozmawiamy o ekranizacji „Wyrwy” Materiały wydawnictwa Marginesy

Ekranizacja książki Wojciecha Chmielarza – „Wyrwa” w kinach od 17 marca

Wyrwa - okładka filmowa[Opis – Wydawnictwo Marginesy] Wraz z nowym wydaniem powieści do kin trafia produkcja Canal+ Original z Tomaszem Kotem, Karoliną Gruszką i Grzegorzem Damięckim w reżyserii nominowanego do Oscara Bartosza Konopki, twórcy m.in. seriali  „W głębi lasu” i „Skazana”.

Kiedy Maciej dowiaduje się, że jego żona Janina zginęła w wypadku samochodowym, wali mu się cały świat. Jak powiedzieć dwóm córeczkom, że właśnie straciły matkę? Co powiedzieć teściom?

Nie ma jednak pojęcia, dlaczego do wypadku doszło pod Mrągowem, skoro żona twierdziła, że jedzie w delegację pod Kraków. A gdy na pogrzebie pojawia się tajemniczy mężczyzna, Maciej zaczyna rozumieć, że Janina miała wiele sekretów. Znacznie więcej, niż można się spodziewać po kimś tak zagonionym i zapracowanym.

Pytania się mnożą, a tragedia zmienia w skomplikowaną zagadkę. Maciej jedzie na Mazury i wkrótce przekonuje się, że być może tak naprawdę nie znał kobiety, z którą spędził ostatnich dwanaście lat życia.

„Wyrwa"  to opowieść o poczuciu straty i rozpaczy zmieniającej się w gniew. To także historia splątanych uczuć, trudnej przyjaźni i o konsekwencji życiowych błędów.

Wywiad z Wojciechem Chmielarzem, autorem „Wyrwy”

Ewa Cieślik: Zacznijmy od Plebiscytu Książka Roku 2022 Lubimyczytać. Otrzymałeś 1744 głosy. To dobry wynik?

Wojciech Chmielarz: Dobry, bo to bardzo dużo głosów! Ale nie wystarczyło. Oczywiście mam chrapkę na więcej, ale po pierwsze, jestem szczęśliwy, że otrzymałem nominację, bo drżałem, czy ją dostanę, a po drugie, bardzo cieszę się z tego, że ponad tysiąc siedemset osób postanowiło zagłosować na „Długą noc”. Super. Mam nadzieję, że uda się w przyszłości jeszcze raz wygrać.

Obecnie jesteś pisarzem, który ma ugruntowaną pozycję, wyrobione nazwisko. Natomiast polski rynek książki jest dość wymagający – nie ma u nas choćby agentów literackich, za wiele spraw odpowiedzialny jest sam autor. Czujesz się biznesmenem?

Tak, zdecydowanie. Choć zacznę od zastrzeżenia, że obecnie rynek książki jest inny od tego, na który ja wchodziłem.

To było już dekadę temu.

Dokładnie 11 lat temu, bo pierwszą powieść, „Podpalacza”, opublikowałem w Wydawnictwie Czarne w 2012 roku. Obecnie wydaje się znacznie więcej książek. Jest też silny nacisk na młodych autorów, by sprzedali odpowiednią liczbę egzemplarzy debiutu, bo inaczej wydawnictwa nie zainwestują w drugą książkę. Obawiam się, że dzieją się dwie rzeczy. Po pierwsze, u części wydawców nie ma myślenia długoterminowego. Ono zakłada, że związujemy się z autorem na kilka, może nawet kilkanaście lat i mamy czas, by stworzyć strategię tego, jak go poprowadzić i wypromować. Po drugie, jest presja na autorów, by wydawali jak najwięcej i jak najczęściej. Przez to są zarzynani.

Czyli z jednej strony trzeba odnieść insta-sukces…

Tak, insta-sukces, i zaraz potem tworzyć kilka książek rocznie. Niewielu autorów jest w stanie napisać więcej niż dwie książki na rok, a nawet tyle to dużo, jeśli chcemy utrzymać odpowiedni poziom, zadbać o redakcję, korektę i akcję promocyjną, która trwa dłużej niż tydzień. Te wszystkie zmiany trochę mnie dotykają, choć nie do końca, bo jeszcze zanim nastąpiły, zdążyłem wyrobić sobie nazwisko. Mam swoich czytelników, nie muszę się tak spieszyć.

Gdyby mnie wydawnictwo naciskało – a nie naciska – bym wydawał więcej niż dwie książki rocznie, mógłbym odmówić. Zdając sobie sprawę z tego wszystkiego, uważam, że aby odnieść sukces na polskim rynku książki, najważniejsze są dwie lub trzy rzeczy, ponieważ poniekąd wynikają one z siebie. Po pierwsze, należy umieć pisać i stworzyć dobrą książkę. Po drugie, trzeba mieć szczęście, po prostu. I z tego wynika po trzecie – by spotkać na swojej drodze ludzi, którzy w ciebie uwierzą i będą chcieli w ciebie inwestować jako autora, zaufają ci i zadbają o to, by cię wypromować. Jak słusznie zauważyłaś, to jest biznes, trzeba zadbać o promocję, o sprzedaż. Miałem szczęście i spotkałem odpowiednich ludzi w Marginesach i Czarnym. W Czarnym mieli cierpliwość, by mnie nauczyć pisać…

Mówisz o cyklu o Mortce.

Tak, o pierwszej części cyklu, „Podpalaczu”. Dużo pracowaliśmy z redaktorem Tomaszem Zającem, by doprowadzić ją do stanu, w którym dostali ją czytelnicy. A potem w Wydawnictwie Marginesy też we mnie uwierzyli, stwierdzili: „OK, zbudujmy kilkuletni projekt, by wsadzić tego autora do pierwszej ligi”. Bez tego mógłbym pisać książki, mógłbym je wydawać, ale po prostu bym się nie przebił.

Czyli w Polsce rolę agenta literackiego, który roztacza opiekę nad pisarzem, prowadzi go, szczególnie na początku pisarskiej drogi, czasami przejmuje wydawnictwo.

Tak, tylko pytanie, ile jest takich wydawnictw, które mają na to cierpliwość i pomysł. Problemem jest też to, że często autorzy nie wiedzą, jak ten biznes działa. Są na przykład w dobrym wydawnictwie i nagle je zmieniają. Domyślam się, że wynika to z lepszej oferty gdzieś indziej, ale w ten sposób marnują długoterminowy projekt na rzecz krótkoterminowych zysków. Edukacja autorów w zakresie tego, czego powinni oczekiwać od wydawców, to coś, nad czym powinniśmy popracować – nie tylko w kryminale.

Pozostając w temacie wydawnictwa – Marginesy wznawiają obecnie twoje książki, pojawiły się z nowymi okładkami „Podpalacz”, „Farma lalek” i „Królowa głodu”, a także powieść, która jest pretekstem do dzisiejszej rozmowy, czyli „Wyrwa”. Dokonujesz ponownej redakcji?

Nie, nie muszę, bo wykonaliśmy już wcześniej z moimi wydawcami dobrą robotę. Poza tym napisałem to wtedy i jakaś taka uczciwość wobec samego siebie wymaga, by to zostawić i móc powiedzieć: „tak kiedyś pisałem”.

W poprzednim wywiadzie dla Lubimyczytać powiedziałeś, że nie czujesz się mistrzem, lecz solidnym majstrem.

Tak.

A zatem kto jest mistrzem kryminału w Polsce?

Oj, jakie trudne pytanie! Mistrzów kryminałów w Polsce nie ma.

Są sprawni rzemieślnicy?

Jest grono autorów, których lubię i podziwiam. Pytanie, jak definiujemy mistrza. Powinien to być ktoś, czyje książki zostają z nami na dłużej, kto rozwinie gatunek, osiągając przy tym popularność. W Polsce są bardzo dobrzy autorzy, niektórzy nawet wybitni, bliscy mistrzostwa. Mam tu na myśli na przykład Kubę Ćwieka, który teraz wydaje drugiego „Drelicha”. Kuba poprosił mnie o uwagi i musiałem mu odpisać, że nie mam żadnych, bo to tak dobra książka. Jest Ania Kańtoch z trylogią pór roku, która stworzyła świetną nietypową bohaterkę, a do tego cała intryga, która się przewija przez trzy części, to jest koronkowa robota. Byłem pod wielkim wrażeniem odwagi pisarskiej oraz finalnego wykonania. Lubię książki Mariusza Czubaja, który nawet jak nie jest w formie, to pisze dobrze, a co dopiero gdy w niej jest, jak w przypadku ostatniego „Półmistrza” czy „Około północy”. Do tego jeszcze Miłoszewski, który jak coś opublikuje, to okazuje się, że wyrasta poziomem ponad inne kryminały. Te książki zostają w głowie.

Przejdźmy teraz do „Wyrwy”, której ekranizacja trafi 17 marca do kin w całej Polsce. Widziałeś już film?

Tak! To naprawdę dobry film, świetnie zagrany, z fenomenalnym Tomaszem Kotem. Niesamowite jest, jak ten wybitny aktor odmalowuje emocje na swojej twarzy. Patrzenie na to, jak napędzają się wzajemnie Tomasz Kot z Grzegorzem Damięckim, to wielka przyjemność. Wspaniały jest też Konrad Eleryk wcielający się w Ułana i kreujący niezwykle odrażającą postać. Oczywiście nie jestem obiektywny, widzowie sami obejrzą i ocenią.

Co ciekawe, w książkowej „Wyrwie” pada nazwisko Tomasza Kota w kontekście świetnych aktorów. Pisałeś z myślą o możliwej ekranizacji?

Gdy pisałem, nie marzyłem o ekranizacji, to zupełny przypadek. Jego nazwisko pada w kontekście postaci Wojnara, też aktora, który wypowiada się na temat różnych aktorów. Tomasz Kot to zauważył. Kto wie, może tym go przekonałem do wzięcia udziału w projekcie?

Scenariusz do filmu napisał Marcin Ciastoń, a ty byłeś konsultantem. Ale pracy podobno nie miałeś za dużo?

Nie. Marcin napisał bardzo dobry scenariusz. Tak powinna być robiona ekranizacja. Z jednej strony mamy dostosowanie książki do wymogów filmu. Mamy powieść, która liczy blisko 400 stron, a film ma bodajże 100 minut, więc pewne rzeczy trzeba było obciąć, inne dopisać. Marcin ścisnął akcję z kilku tygodni do 7 dni, bo film musi mieć większą intensywność, podkręcone tempo. Wprowadził dzięki temu fantastyczną klamrę fabularną. Oglądając film, widziałem, że to jest moja książka. Jeśli polubiliśmy tę powieść, to bez problemu odnajdziemy ją na ekranie. Zatem uwag dużo nie miałem – największa dotyczyła psa, bo w scenariuszu Znajda była owczarkiem niemieckim, i zaznaczyłem, że to musi być kundelek, jak w książce.

„Wyrwa” to twoja pierwsza książka z narracją pierwszoosobową. Dzięki niej czytelnik mógł poznać myśli Macieja, motywacje jego działań, wszystkie te wahania, niuanse jego moralności. Dla filmowców nie był to problem?

Moim zdaniem nie, ta książka fajnie nadaje się na ekranizację, bo tam jest akcja, cały czas coś się dzieje, z każdą sceną idziemy krok do przodu. Co ważne, jest w niej też przestrzeń – mamy Mazury, które są bardzo filmowe.

Te jeziora przewijają się w twojej ekranizowanej twórczości…

Tak, masz rację, plenery dobrze działają, można w filmie pobawić się różnymi sposobami ich ukazania. Po trzecie, „Wyrwa” gdzieś w swoich fundamentach miała nawiązanie do buddy movie, filmu kumpelskiego, gdzie spotykają się dwie osoby z innych światów, które muszą ze sobą współpracować. Ta konwencja jest wyczuwalna w wersji, która trafi na ekran. Dla mnie to bardzo filmowa powieść i z tego co wiem, producent po jej przeczytaniu nie miał żadnych wątpliwości, powiedział: „Podpisujmy umowę i działajmy”.

W naszej rozmowie wspomnieliśmy „Żmijowisko”, na podstawie którego powstał serial, teraz na ekran trafia „Wyrwa”. Czy czujesz się doświadczonym autorem książek ekranizowanych?

Czuję się pod tym względem spełniony.

A co tobie, jako twórcy, to daje? Poza oczywiście pieniędzmi, czego chyba nie ma co ukrywać.

Owszem, nie ma co ukrywać, bo dla autora najlepszą rzeczą wynikającą z ekranizacji jest wzrost sprzedaży książki i fakt, że książka może wrócić na rynek w trochę innym kontekście, nabiera powabu nowości, trafiamy z nią do innych czytelników. Jest też satysfakcja, że aktorzy tacy jak Tomasz Kot, Karolina Gruszka, Grzegorz Damięcki zagrali postaci, które ja wymyśliłem. Powiem ci szczerze, że w tym momencie nie mam już wielkich pragnień kolejnych ekranizacji. Spełniłem to marzenie, mogę je odhaczyć z życiowej listy celów. Mam już ten spokój, by siąść do kolejnej książki, nie przejmując się myślą, czy ktokolwiek ją zekranizuje.

Przed naszą rozmową przeczytałam „Wyrwę” drugi raz i co naturalne, teraz zwracałam uwagę na inne motywy. Poruszył mnie choćby sposób przedstawienia relacji rodzinnych, szczególnie tej, która łączy Macieja z córkami. Jak bardzo twoje doświadczenie ojcowskie wpływa na twórczość?

Trudne pytanie. Na pewno na tyle, że w ogóle ta tematyka się pojawia, bo wcześniej jej nie było, nie wydawała mi się interesująca. Teraz jest zgoła odmiennie, „Długa noc” jest przecież cała o ojcostwie. Chyba się trochę boję analizować, na ile moje własne doświadczenia na to wpływają. Mam wrażenie, że ojcostwo czy rodzicielstwo w moich książkach to rodzaj egzorcyzmu, jakim jest wyobrażanie sobie czarnych scenariuszy, jak w „Długiej nocy” – zastanawianie się, co mogłoby się wydarzyć.

O czym zatem dla ciebie jest „Wyrwa”? O wstawaniu z kolan? A może o drodze, na którą wchodzimy, pragnąc odkryć czyjeś sekrety?

W pewnym momencie uderzyło mnie, że zmieniamy się z czasem. Widzę to po sobie i moich bliskich. Po pewnym czasie stajemy się innymi ludźmi. Bardzo często nadchodzi taki moment w relacji, gdy bliscy ci ludzie patrzą na ciebie przez pryzmat tego, kim byłaś kilka czy kilkadziesiąt lat temu. Nie widzą tego, kim jesteś teraz. O tym jest „Wyrwa” – o parze, która się zmieniła. Bohaterowie książki, zagubieni w codzienności, nie potrafili spojrzeć na siebie tym świeżym okiem. To próba poznania tej drugiej osoby, którą wydaje ci się, że znasz najlepiej w życiu…

…bo wiesz, jaki jest jej ulubiony kolor – tak przecież Maciej argumentuje fakt, że zna swoją żonę. Powiedzmy kilka słów o głównym bohaterze. To everyman w średnim wieku, ze średnią karierą, w średnim małżeństwie. Mógłby nie zainteresować czytelnika, gdyby nie sytuacja, z którą go konfrontujesz.

Od początku takie miałem zamierzenie, by o „zwyczajnych” – w cudzysłowie – ludziach powiedzieć przez kogoś zwyczajnego. Kim się taki człowiek w toku przedstawionych wydarzeń staje? Pomimo całego swojego narzekania on sobie wymościł wygodne gniazdko w tej swojej codzienności i trochę boi się je opuścić.

Ciekawe jest obserwowanie, jak Maciej podejmuje kolejne kroki na drodze zemsty czy też, ogólnie mówiąc, szukania prawdy. Na tej drodze pojawią się pewne moralne zawahania i pytanie, czy mu kibicujemy, czy nie…

Ja nie mam takiego dylematu. Kibicuję mu cały czas. Od początku do końca. Być może tak trzeba pisać – a na pewno w ten sposób jest łatwiej.

Czyli autor nie może wątpić w swojego bohatera?

Łatwiej jest pisać o tym bohaterze, którego lubisz, darzysz sympatią. Z Maciejem Tomskim od początku czułem się blisko, zresztą z Wojnarem również. Kibicowałem im na tej ich wspólnej drodze.

A wszystkich swoich bohaterów lubisz?

Generalnie tak. Mam pewien problem z postacią Bezimiennego, ale to wynika z konwencji powieści sensacyjnej – on jest nieco zbyt idealny. Fajnie się o nim pisze i obserwuje jego przygody, ale nie jestem z nim bardzo emocjonalnie związany. Co innego z tymi bohaterami, z którymi spędziłem najwięcej czasu, jak Wolski czy Mortka.

A co z Mortką? Wróci?

Tak, mam takie plany, pomysły krążą mi po głowie, ale nie wiem, kiedy je zrealizuję. Coś jeszcze muszę przemyśleć, przepracować. Mnie chodzi o to, by oddać czytelnikowi taką powieść, w którą sam będę wierzyć. Żeby nie było tak, że kalkuluję: „teraz na rynku sprzedaje się to, więc trzeba to pisać”. W ogóle fajna klamra nam się robi – zaczęliśmy rozmowę od tego, że pisanie to biznes, i to prawda, ja w ten sposób zarabiam pieniądze, ale przy tym muszę być autentyczny. Moje myślenie biznesowe włącza się dopiero wtedy, gdy kończę pisać książkę. Wtedy zaczynam zastanawiać się, co powinienem zrobić, by ją sprzedać – te wszystkie facebooki, instagramy, udzielanie wywiadów Lubimyczytać. Ale gdy piszę, to czuję się romantykiem. Tworzę tę historię, która nie daje mi spokoju, którą muszę z siebie wyrzucić, muszę pokazać czytelnikowi. Nie zastanawiam się wcześniej, co się teraz sprzedaje, co jest modne.

Erotyk z gołą klatą na okładce.

Tak, czuję to poczucie zobowiązania wobec czytelnika, który poświęca mi kilka godzin swojego życia, i mam obowiązek dać mu dopracowaną książkę, w którą sam wierzę. Notabene, dobrze na tym wychodzę. Gdybym pisał to, co wydaje mi się, że czytelnicy chcą czytać – kolejnego Mortkę – to bym od czasów „Cieni” trzaskał kolejne części cyklu. Nie powstałyby wtedy takie powieści, jak „Żmijowisko”, „Wyrwa”, „Bezimienny”. Nawet w pisaniu literatury rozrywkowej trzeba iść za sercem.

Co zatem teraz podpowiada ci serce?

Cóż, będziemy się troszeczkę śmiali, bo skończyłem pisać książkę, która miała być… thrillerem erotycznym. Ale nie wyszło! Jak poszedłem za tą historią, zbadałem dynamikę relacji między bohaterami, okazało się, że na 400 stronach zmieściło się za mało seksu, by nazwać to thrillerem erotycznym. Finalnie napisałem więc thriller psychologiczny. To historia o parze, która wyjeżdża na wakacje do Chorwacji i tam przeżywa pewne przygody.

Wiesz, chciałam zapytać cię, czym zaskoczysz czytelników, ale takiej odpowiedzi bym się nie spodziewała!

Zaczęło się od tego, że zacząłem się w ogóle zastanawiać, czy jestem w stanie napisać thriller erotyczny. Nie pornograficzny czy wulgarny, ale podniecający i taki, który się czyta z wypiekami na twarzy. Sceny seksu, które finalnie znalazły się w książce, wynikają z fabuły, są napisane ze smakiem. Nie wciskałem ich na siłę, nie ma ich dużo. Wyszedłem z założenia, że to, co w erotyce jest najbardziej intrygujące, dzieje się przed samym aktem spełnienia. Spojrzenie, dotyk, myśli, czy to był sygnał, czy jednak nie… Książka jest już oddana, ukaże się przed wakacjami, jej roboczy tytuł to „Za granicą”. A teraz siadam do kolejnego „Bezimiennego”, czyli dużo pięści, pojedynków i może nawet jakieś strzelaniny.

Czyli coś dla kobiet i coś dla mężczyzn?

Ależ nie! „Prostą sprawę” i „Dług honorowy” czytają w większości kobiety!

Bo generalnie więcej książek czytają kobiety. Czytelnik jest kobietą.

Często na spotkaniach autorskich używam formy „czytelniczka”. Gdy rozmawiamy o czytelnictwie w Polsce, to powinna być bazowa forma. Kto czyta książki? Czytelniczka. Wśród czytelniczek są też mężczyźni, ale w mniejszości. W Polsce literatura jest kobietą, nie ma czegoś takiego jak „literatura męska”, może jakiś wąski skrawek dzieł historycznych traktujących o uzbrojeniu podczas II wojny światowej. Wszystko inne czytają kobiety, nawet takie mocne powieści sensacyjne. Dlatego nie dzielę moich książek na te dla kobiet i dla mężczyzn, ale co najwyżej na te cięższe, wymagające ode mnie głębszego wejścia w psychologię postaci, zastanowienia się nad ich motywacjami, skupienia przy opisywaniu wynikających z siebie scen, i na te lżejsze, w których chodzi o fun, które mają bawić.

Ostatnie pytanie na koniec. Jakim autorem jesteś? Jednym słowem. Usatysfakcjonowanym? Spełnionym?

Dobrym.

O autorze

Wojciech Chmielarz (ur. 1984) – autor kryminałów, dziennikarz, laureat Nagrody Wielkiego Kalibru (2015) i Wielkiego Kalibru Czytelników (2019), wielokrotnie nominowany do tej nagrody. Autor cyklu powieści o komisarzu Jakubie Mortce: „Podpalacz” (2012), „Farma lalek” (2013), „Przejęcie” (2014), „Osiedle marzeń” (2016), „Cienie” (2018), „Długa noc” (2022), cyklu gliwickiego: „Wampir” (2015), „Zombie” (2017) i „Wilkołak” (2021), postapokaliptycznej powieści „Królowa Głodu” (2022) oraz thrillera psychologicznego „Żmijowisko” (2018), za który otrzymał nagrodę Złoty Pocisk i Grand Prix Warszawskiego Festiwalu Kryminału. Po nim ukazały się kolejne thrillery – „Rana” (2019) i „Wyrwa” (2020) oraz powieści sensacyjne: „Prosta sprawa” (2020) i „Dług honorowy” (2021). „Dług honorowy” został nagrodzony Grand Prix Warszawskiego Festiwalu Kryminału oraz Nagrodą Złoty Pocisk Czytelników. Dwie jego powieści – „Żmijowisko” i „Wyrwa” – zostały zekranizowane. Mieszka z rodziną w Warszawie.

Wojciech Chmielarz - portret

Książka „Wyrwa” jest dostępna w sprzedaży.

---
Artykuł sponsorowany, który powstał przy współpracy z wydawnictwem


komentarze [10]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Tereda A - awatar
Tereda 17.03.2024 11:22
Czytelnik

Zawsze uważałam, że ekranizacja książek może zniechęcić pewną grupę czytelników do czytania. Żmijowisko czytałam, ale film oglądałam może 10 minut i wyłączyłam. Boję się, że będzie to samo z Wyrwą i dlatego nawet nie spróbuję popatrzeć na film. 
 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Lana  - awatar
Lana 09.05.2023 20:28
Czytelniczka

Wolę powieści p. Chmielarza od ich ekranizacji. Zekranizowano tylko dwie ale kolejnych raczej nie obejrzę.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
WiTdonWiTo  - awatar
WiTdonWiTo 18.03.2023 15:31
Bibliotekarz

  Literatura to kultura. Natomiast język jakim posługuje się Wojciech Chmielarz z kulturą
nie ma nic wspólnego. To przykre, że mamy tak wielu czytelników, którym nie tylko to nie przeszkadza ale i tego nie widzą, iż ten ich „ideał sięgną bruku”. Ciągle powtarzam i namawiam piętnujmy wulgarne słownictwo w literaturze. Czy naprawdę można się cieszyć, że autor na spotkaniu...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Arteminetta  - awatar
Arteminetta 18.03.2023 22:22
Czytelniczka

 Zgadzam się z Tobą w 100%.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Karina Sew - awatar
Karina Sew 27.03.2023 09:42
Czytelniczka

Moim zdaniem wulgaryzmy w kulturze i literaturze umiejętnie używane nadają mocy i charakteru np. wypowiedzi postaci i dają nam spojrzenie na jej rys psychologiczny i emocje jakie w danym momencie odczuwa.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
WiTdonWiTo  - awatar
WiTdonWiTo 29.03.2023 20:30
Bibliotekarz

Siłą książki jest to, iż można przeklinać nie używając wulgaryzmów. Tak było np. w Harrym Potterze czy choćby Conanie. Czytelnik jest osobą inteligentną i nie wszystko musi dostać „na tacy”. A już zapewne nie to co niesmaczne. Wystarczy napisać, że bohater siarczyście zaklął albo użyć kulturalnych zamienników, że zacytuję „na Croma!” i naszego polskiego „mocium panie!”.
   ...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Tereda A - awatar
Tereda 17.03.2024 11:32
Czytelnik

Mnie natomiast denerwuje moda na określanie zawodów wyłącznie r. męskim. Np kobieta przedstawia się"jestem nauczycielem" "urzędnikiem" itp Co niewłaściwego jest w czytelniczce, urzędniczce czy nauczycielce? Nawet dyrektorka czy lekarka dobrze brzmi. Głupio natomiast "ministra". Takie jest moje zdanie. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
WiTdonWiTo  - awatar
WiTdonWiTo 17.03.2024 13:50
Bibliotekarz

Właśnie. Niech te „feminizmy” (jak się je też zwykło określać ) nie przydają śmieszności ale powagi.
Dobrze dobrane nikomu myślę nie przeszkadzają i nikogo nie rażą. Nic na siłę ale z rozsądkiem, aby tego nie zepsuć. 
PS.
Są np. też pewne przyzwyczajenia, które mogą być barierą. Tak jak z tym, że imiona żeńskie w Polsce kończą się na „a”. Kiedy przeczytałem „Tereda”...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
marplezet  - awatar
marplezet 17.03.2023 09:13
Czytelniczka

Potwierdzam, że W. Chmielarz używa formy "czytelniczka" podczas spotkań autorskich. To miłe :)  

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Ewa Cieślik - awatar
Ewa Cieślik 16.03.2023 14:30
Bibliotekarz | Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post