Śląsk dla goroli. Trzy książki, po których już zawsze odróżnicie Śląsk od Zagłębia
Mem z pytaniem: „Co najlepszego może cię napotkać w Sosnowcu? I odpowiedzią: „Autobus do Katowic” jest ironicznym komentarzem do nieczytelnego dla wielu mieszkańców naszego kraju podziału między Śląskiem a Zagłębiem. Jak książki mogą pomóc nam zrozumieć tę kwestię?
Niewielkie rzeki: Przemsza i Brynica przez kilkaset lat dzieliły dwie krainy: Śląsk (z Katowicami – aby wyjaśnić mem) i leżące w granicach Polski Zagłębie Dąbrowskie (z Sosnowcem). Granica przestała formalnie istnieć po 1945 roku, ale, jak widać, mentalnie cały czas funkcjonuje, tym bardziej, że utrwaliły ją różnice kulturowe trwające od stuleci. Czasem widać ją w żartach i wzajemnych docinkach, czasem w całkiem serio toczonych bitwach między kibicami klubów piłkarskich z obu brzegów Przemszy. Kibicowskie waśnie podsyciła decyzja o włączeniu części Katowic do Sosnowca (w 1960 roku), co pozwoliło piłkarzom Zagłębia rozgrywać mecze w teoretycznych, jak twierdzą niektórzy, granicach swojego miasta. Na poprawę relacji nie wpływają dobrze politycy – jak swego czasu minister Zdrojewski mówiący o województwie „katowickim” czy tworzenie aglomeracyjnego tworu pod nazwą „Silesia” (z Sosnowcem jako jedną z części) – to z kolei bulwersuje mieszkańców Zagłębia. Na szczęście, jak pokazują badania socjologiczne, młodzi ludzie mają do wspomnianych podziałów coraz większy dystans.
Dla wyjaśnienia tytułu – ludzie z zachodnich brzegów Brynicy i Przemszy to hanysy, ci ze wschodnich to gorole, przy czym ta druga nazwa często dotyczy także mieszkańców pozostałych regionów naszego kraju. W zrozumieniu skomplikowanych losów Ślązaków, ich niełatwych wyborów i relacji z sąsiadami może pomóc literatura – zarówno ta faktu, jak i beletrystyczna. W ubiegłym roku ukazały się trzy nowości, których lektura powinna ułatwić gorolom zrozumienie hanysów.
Zbigniew Rokita. Górny Śląsk z gliwickiej perspektywy
„Kajś”, książka-reportaż, opowiada o poszukiwaniu korzeni autora, przy czym skupia się na tropieniu ich w głębi czarnej od węgla ziemi Górnego Śląska. To poszukiwanie tożsamości wynika z jednej „kropelki śląskiej krwi”, z którą Zbigniew Rokita zaczął się utożsamiać.
Jak sam przyznaje, stało się to dopiero po nieudanej „próbie galicyjskiej” – zaprzyjaźnieniu się z okolicami, z których pochodziła inna część jego rodziny, czyli z Krakowem i Lwowem. Chociaż niewykluczone, że przyczyną był rozsypany żwir lub też brak umiejętności jazdy na rowerze… Ten wtręt dedykowany jest uważnym czytelnikom, którzy, być może, będą mieli w tej sprawie swoją własną opinię. Czy to utożsamienie autora jest zasadne i ta kropelka rzeczywiście płynie w jego żyłach…?
Tak czy owak, to drzewo genealogiczne Hajoków, Kieslichów i Krauthakelów, a nie Próchnickich otwiera „Kajś”, który dzięki solidnej, dziennikarskiej pracy tłumaczy skomplikowane dzieje około-gliwickiej części Górnego Śląska, śląskich powstań i narodowych wątpliwości. Autor przeprowadza mnóstwo rozmów, zadaje wiele pytań, a efekt jego mrówczej pracy naprawdę sporo wyjaśnia – zarówno gorolom, jak i chcącym dowiedzieć się więcej o swoich przodkach hanysom. Prawda, jaką znajdą, nie zawsze będzie łatwa do zaakceptowania.
Trzeba się jednak będzie z nią zmierzyć. Tak, jak zmierzył się ze swoją Zbigniew Rokita. Tak, jak mierzy się ze swoją jedna z bohaterek powieści opartej na wyszperanych w Instytucie Pamięci Narodowej dokumentach, której autorką jest…
Anna Dziewit-Meller. Czy historia Śląska może ranić ciało i duszę?
Kasia, która uciekła do dalekiej Hagi. Marijka, która uciec nie miała dokąd. Dzieli je przestrzeń i czas, łączy ból i miejsce. Dołączają do nich inne kobiety, od pokoleń cierpiące w milczeniu. Bohaterki cytowanych przez Annę Dziewit-Meller dokumentów IPNu – donosów i raportów, tworzących absurdalną rzeczywistość. Niosą ze sobą rany niezagojone od pokoleń, traumę, która objawia się autodestrukcyjną chorobą, żal, zaciskający gardło z taką siłą, że przełykanie staje się torturą.
„Od jednego Lucypera” to tytuł opowieści o kobietach ze Śląska. O Kasi, której nie udało się wyrzucić z siebie tożsamości mimo fal torsji, towarzyszących anoreksji. O Marijce, która była tak tożsamością przesiąknięta, że nawet do końca nie zdawała sobie z niej sprawy. Tak, jak niemożliwym jest obserwować doświadczenie będąc jego uczestnikiem. Anna Dziewit-Meler swoją książką rani, nie pozwala spokojnie przejść do porządku dziennego ani przykryć wstających z ziemi upiorów ozdobną, nagrobną płytą ze złoconymi literami. Choć paradoksalnie, może właśnie złote litery przyniosą odkupienie, ukojenie i akceptację. Może śmierć trzeba przepracować, wtedy nawet ta najbardziej absurdalna może pomóc, mimo wszystko, w zrozumieniu. Czy zrozumienia szuka w losach Lojzika Pokory…
Szczepan Twardoch? Na ringu z historią Śląska – runda trzecia
Seksistowska to wizja, przynajmniej z początku. Skąpo odziana dziewczyna na wysokich obcasach z tablicą z cyfrą 3 przechadza się między linami. W jednym narożniku historia Śląska, w drugim – Szczepan Twardoch. Po „Epifanii wikarego Trzaski” i „Drachu” przyszedł czas na „Pokorę”. Trzecią, najsilniej chyba trzymającą się ziemi książkę, mierzącą się z niełatwą historią śląskiej tożsamości, poszukiwania swojego miejsca w narodowym tyglu. Przynależność – słowo, które, mimo że chyba niewypowiedziane w treści, wisi nad głównym bohaterem powieści Szczepana Twardocha niczym miecz Damoklesa, a może raczej wpływa na jego losy niczym wagnerowski pierścień Nibelunga… Czy Alojz szuka swojego miejsca, grupy, z którą mógłby się utożsamiać, czy jak wielu Ślązaków z twardym uporem wybiera własną, nieprzetartą drogę?
Czy to los i przypadek rzucają go z miejsca na miejsce? Od okopów we Francji przez zrewoltowany i głodny Berlin, aż po Śląsk, z którego bezskutecznie Lojzik próbuje uciec i na który wraca jak przyciągany przeznaczeniem. Śląskie, podzielone plebiscytowymi i powstańczymi wyborami rodziny – tatulek i braciki Pokory nie są od podziału wolni. Tę trzecią rundę zmagań z historią Śląska Szczepan Twardoch rozstrzyga na swoją korzyść, na punkty, nie dzięki bezrozumnej sile, ale używając kombinacji prostych i sierpowych – w walce na pozór nieskomplikowanej, a z drugiej strony bardzo finezyjnej.
Wymienione wyżej tytuły to nowości roku 2020 – roku nieprzypominającego niczego, co było wcześniej. Roku zmian, być może, paradoksalnie, czasem na lepsze. Książki mimo, że bardzo różne, łączy jedno – tłumaczą i skłaniają do poszukiwania odpowiedzi, niezależnie od języka, jakim mówią: czy jest to niemiecki, śląska godka czy tzw. literacki polski (z „o” wyprostowanym, w odróżnieniu od śląskiego pochylonego). Warto tych pytań i odpowiedzi poszukać.
komentarze [23]
Pewnie byłbym jednym z tych milionów, dla których animozja między Śląskiem i Zagłębiem nic nie mówi, gdyby nie los, który rzucił mnie kiedyś na trzy miesiące na staż do Katowic, a tam - poważne chłopy na bloku operacyjnym pewnej kliniki chirurgii już zadbały, bym dowiedział się, że mieszkania w Katowicach od ósmego piętra tańsze, bo... może już być widać Sosnowiec... :)
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postCo za przypadek, właśnie jestem w trakcie lektury Czarny ogród
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postJako, że reprezentuję jeden z opisywanych regionów Śląsko-Dąbrowskich dołożę cegiełki w postaci książek prof. Białasa: "Korzeniec", "Puder i pył" oraz "Tal" opisujących Sosnowiec oraz przewspaniałego "Cholonka" autorstwa Janoscha, czyli rodowitego ślązaka Horsta Eckerta.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postOczywiście wymieniony arcyśląski Drach. A z dzieciństwa pamiętam, że na Śląsku rozgrywała się akcja książek Janusza Domagalika, takich jak Taki sobie pająk i kolejne z cykli "Banda Rudego". Ze Śląskiem bardziej kojarzą mi się filmy, nie tylko Kutza, ale także bardzo dobry "Pięciu"...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcejŚlady tych naszych antagonizmów znaleźć można też w powieściach Rojnego.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postJa polecam jeszcze Wihajster do godki. Lekcje śląskiego. .
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postZe śląską tożsamością również związane są mało stosunkowo znane książki: Wiatr od wschodu. Śląska opowieść sowizdrzalska., trylogia: Utopek, Buks Molenda oraz Testament Utopka - część trzecia z końca 2020 roku...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Wcześniej nie interesowałam się szczególnie historią Śląska, ale zmieniło się to, gdy dostrzegłam na rynku wydawniczym książki o tematyce śląskiej, o których się sporo mówi. Dotychczas podczytywałam tylko Czarny ogród Małgorzaty Szejnert i chcę więcej.
Zgromadziłam kilka książek na swojej śląskiej półeczce i mam nadzieję wkrótce je...
Czarny Ogród polecam bardzo. Dużo wiedzy o życiu katowicza, gł górników z Kopalni Giesche, podanej w bardzo przystępny i jednocześnie merytoryczny sposób. Ja przez książkę płynęłam, chłonąc wszystko jak gąbka. No, może trochę przez lokalny patryiotyzm 😉
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postŚwietna książka o mieszkańcach Nikisza i Giszowca (teraz dzielnic Katowic, niegdyś osiedli górniczych dla pracowników kopalni Giesche) oraz troszkę o pobliskiej granicy z Zagłębiem to Czarny ogród.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postTak, autorka zresztą Maestrą Reportażu jest !!!
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postProponuję "Piątą stronę świata" Kutza, no i oczywiście "Dracha" Twardocha.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post