Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Okładka świetna, książka w porządku. Tylko z tymi kontrowersyjnymi treściami to przesadzają, jak Nico Walker z prymitywnym językiem, a recenzenci z nazywaniem tego surową formą.

Okładka świetna, książka w porządku. Tylko z tymi kontrowersyjnymi treściami to przesadzają, jak Nico Walker z prymitywnym językiem, a recenzenci z nazywaniem tego surową formą.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Jędrzej Polak tłumacząc tę książkę zastosował, jak sam mówi, "wzmożony poziom rozkładu semantyczno-syntaktycznego", żeby lepiej oddać specyfikę edynburskiego dialektu. Tak sobie myślę, że pan Jędrzej zwyczajnie nie miał pomysłu, jak to przetłumaczyć i przeszło mu przez myśl, że jak najebie w treści jak najwięcej błędów, to będzie super. Genialne, prawda? Efektem tego, jakże subtelnego, zabiegu jest rzadka kupa spływająca po kartkach, przez którą wielokrotnie miałem ochotę spuścić to tłumaczenie tam, gdzie spuszcza się kupy. Treść się broni, pewnie, ale ubrana w taką formę „śmierdzi zwietrzałom wódom, potem i spermom” (tak, tak – pisownia oryginalna) i dlatego nie potrafię jej ocenić. Ktoś powie, że pierdolę i że to wspaniały zabieg stylistyczny, ale nie dam się przekonać, że poprzez stosowanie „om” zamiast „ą”, obcinanie „ę” kreseczki, pomijanie przecinków i używanie wyrazów typu „khłólik” można imitować jakikolwiek dialekt. Niektóre zdania musiałem przeczytać trzy razy, żeby je zrozumieć, co ostatecznie i tak nie było pewne. Tutaj nawet ksywki są chujowo przetłumaczone, a czasem źle odmienione. Panie Jędrzeju, pan wybaczy, ale bardziej nie dało się spierdolić tego tłumaczenia. Pozdrawiam.

Jędrzej Polak tłumacząc tę książkę zastosował, jak sam mówi, "wzmożony poziom rozkładu semantyczno-syntaktycznego", żeby lepiej oddać specyfikę edynburskiego dialektu. Tak sobie myślę, że pan Jędrzej zwyczajnie nie miał pomysłu, jak to przetłumaczyć i przeszło mu przez myśl, że jak najebie w treści jak najwięcej błędów, to będzie super. Genialne, prawda? Efektem tego, jakże...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mniej dynamiczna niż "Król", mniej istotna i interesująca jest też tutaj sama fabuła. Literacko za to zgrabniejsza, nawet bardzo zgrabna, a do tego mądra, chodź nie przemądrzała. Niby kontynuacja, ale tak nie do końca. Pozornie dalsza część historii o tych samych ludziach w coraz gorszych czasach, ale podstawową kontynuacją jest tutaj ewolucja zła, które już w "Królu" było ważne, ale w "Królestwie" wysuwa się na pierwszy plan.

Oj nie wystawił tutaj Twardoch laurki ludzkości, nie wystawił. Bo to całe zło w jego prozie nie bierze się z niebios czy piekieł, ale z wnętrza człowieka.

Powiało patosem z tych moich wypocin, wiem. Na szczęście proza Twardocha nim nie trąci.

Mam właściwie tylko jedną wątpliwość, odnośnie tła historycznego, a konkretnie nastrojów społecznych czasów wojny i przedwojnia. Chyba aż takimi żydożercami nie byliśmy, jak uważają bohaterowie "Królestwa".

I cytacik, który by został z tej książki po wrzuceniu jej do wyciskarki:

"Dziś wiem, że ludzie nie istnieją, istnieją tylko ludzkie myśli i cierpienie, przede wszystkim cierpienie. I zło, które ludzie tak chętnie czynią. Zło jest najbardziej, najmocniej. Złem jest istnienie świata i mnie, tak myślę w tym wiecznym nigdy i teraz, w szarości."

Mniej dynamiczna niż "Król", mniej istotna i interesująca jest też tutaj sama fabuła. Literacko za to zgrabniejsza, nawet bardzo zgrabna, a do tego mądra, chodź nie przemądrzała. Niby kontynuacja, ale tak nie do końca. Pozornie dalsza część historii o tych samych ludziach w coraz gorszych czasach, ale podstawową kontynuacją jest tutaj ewolucja zła, które już w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ogryzki z Bukowskiego. Kocham tego paskudnego typa, ale w tym zbiorze jest tylko kilka fajnych stron, garść genialnych zdań i zgrabny tytuł. Reszta - jak na Buka! - mocno przeciętna, jakby wygrzebana z dna szuflady. Wydawajcie takie rzeczy, pewnie, bo fanatycy bukowszczyzny i tak chętnie przeczytają. Tylko po co to całe pierdolenie o wirtuozerii małych form i kompensacji opasłych powieści w cieniutkie opowiadania? Tego tutaj nie ma. Akurat tutaj nie.

Ogryzki z Bukowskiego. Kocham tego paskudnego typa, ale w tym zbiorze jest tylko kilka fajnych stron, garść genialnych zdań i zgrabny tytuł. Reszta - jak na Buka! - mocno przeciętna, jakby wygrzebana z dna szuflady. Wydawajcie takie rzeczy, pewnie, bo fanatycy bukowszczyzny i tak chętnie przeczytają. Tylko po co to całe pierdolenie o wirtuozerii małych form i kompensacji...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Najpierw spodobał mi się pseudonim autora, potem zaintrygowała mnie jego postać, aż wreszcie kupiłem sobie "Emigrację" za jedyne 9,99 zł w Biedronce, bo jakaś baba przede mną awanturowała się o nieuwzględnioną promocję na makaron i miałem czas przejrzeć półkę z książkami. Zwieńczeniem tak zgrabnej historii docierania do niezbadanych lądów rodzimej literatury powinien być zachwyt nad epokowością dzieła, które wpadło mi w ręce. Niestety, zachwytu brak. To książka z kategorii tych, które można przeczytać bez większego wysiłku intelektualnego i czasem się uśmiechnąć, ale równie dobrze można jej też nie przeczytać, niczego nie tracąc. Trochę smuteczek, bo spodziewałem się, nie wiem, jakiejś nowej Masłowskiej albo chociaż jakiegoś obrazoburstwa rodem z internetów. Dostałem natomiast zbiór opowiastek, których nieszablonowość zamknęła się w pisaniu dialogów caps lockiem i nie umieszczaniu przecinków z "kurew" między przecinkami.

Najpierw spodobał mi się pseudonim autora, potem zaintrygowała mnie jego postać, aż wreszcie kupiłem sobie "Emigrację" za jedyne 9,99 zł w Biedronce, bo jakaś baba przede mną awanturowała się o nieuwzględnioną promocję na makaron i miałem czas przejrzeć półkę z książkami. Zwieńczeniem tak zgrabnej historii docierania do niezbadanych lądów rodzimej literatury powinien być...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z książki Remigiusza Mroza dowiedziałem jednej ważnej rzeczy...

...że już nigdy nie przeczytam książki Remigiusza Mroza.

Z książki Remigiusza Mroza dowiedziałem jednej ważnej rzeczy...

...że już nigdy nie przeczytam książki Remigiusza Mroza.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Chłop ustawił sobie w rządku kilkunastu mniejszych lub większych szarlatanów głoszących barwne opowieści, a później rozstrzelał ich po kolei amunicją z podstaw nauki i logiki – tak to przynajmniej wygląda z perspektywy laika, którym niewątpliwie jestem. Największą wartością tej książki jest pokazanie metod marketingowo-psychologicznych, do których odwołują się piewcy absurdalnych opowiastek, uzurpujący sobie prawo do nazywania ich teoriami naukowymi. Po lekturze „Światów równoległych” naszła mnie smutna refleksja, że przeciętny człowiek jest w dużej mierze bezbronny wobec takich opowiastek, ponieważ nie posiada narzędzi mogących je zweryfikować. Szkoda więc, że „obalanie mitów” nie odbywa się na poziomie instytucjonalnym, a taki Jerzy Zięba może sobie bezkarnie opierdalać jakieś strukturyzatory wody za dwa i pół koła i inne mocno szemrane wynalazki.

Aha, no i bardzo fajną okładkę ma ta książka.

Chłop ustawił sobie w rządku kilkunastu mniejszych lub większych szarlatanów głoszących barwne opowieści, a później rozstrzelał ich po kolei amunicją z podstaw nauki i logiki – tak to przynajmniej wygląda z perspektywy laika, którym niewątpliwie jestem. Największą wartością tej książki jest pokazanie metod marketingowo-psychologicznych, do których odwołują się piewcy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Cenię autorów nie pierdolących się w tańcu, ale nie można tylko na tym budować narracji. Z przerysowaniem łatwo przesadzić i Żulczyk właśnie to zrobił. Ciężko też czyta się opowieść snutą głównie przez Gruza, naziola mylącego impotencję z improwizacją i genitalia z juwenaliami. Wulgarność i brutalność raczej męczące, niż szokujące. Nie wiem, czy w założeniu ta książka miała być obrazoburcza, ale jeśli miała, to ten zabieg się nie udał. Autor najwyraźniej chciał czytelnika walnąć w pysk, ale przestrzelił. Pewnie dlatego, że wziął za duży zamach.

Cenię autorów nie pierdolących się w tańcu, ale nie można tylko na tym budować narracji. Z przerysowaniem łatwo przesadzić i Żulczyk właśnie to zrobił. Ciężko też czyta się opowieść snutą głównie przez Gruza, naziola mylącego impotencję z improwizacją i genitalia z juwenaliami. Wulgarność i brutalność raczej męczące, niż szokujące. Nie wiem, czy w założeniu ta książka miała...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na paskudnej okładce (szacunek, Noir Sur Blanc) obrzydliwa gęba Bukowskiego, a w środku usłana wszelkiej maści plugastwem droga do wyjałowienia duszy młodocianego Chinaskiego. Słowem, bukowszczyzna wysokich lotów. Bardzo smaczne (no może z pominięciem sceny brandzlowania psa i wcierania efektu tejże działalności w dywan).

Na paskudnej okładce (szacunek, Noir Sur Blanc) obrzydliwa gęba Bukowskiego, a w środku usłana wszelkiej maści plugastwem droga do wyjałowienia duszy młodocianego Chinaskiego. Słowem, bukowszczyzna wysokich lotów. Bardzo smaczne (no może z pominięciem sceny brandzlowania psa i wcierania efektu tejże działalności w dywan).

Pokaż mimo to


Na półkach:

Mistrz jest tylko jeden.

Mistrz jest tylko jeden.

Pokaż mimo to