rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Czy wierzycie w reinkarnację, a może życie po życiu? Co czeka nas po śmierci? Czy narodzimy się na nowo dostając czystą kartę i możliwość zapisania jej ponownie. Tego nie wiemy, ale wierzymy w zależności od religii, że śmierć nie jest końcem, ale początkiem czegoś nowego i to daje nam poczucie, że nie należy się jej bać.

Bohaterem powieści Anioł Stróż jest Sebastian Cliverstone – zadufany w sobie karierowicz, nie liczący się z nikim i z niczym. Pęd za karierą i pieniędzmi przysłania mu to, co w życiu najważniejsze. Miłość, rodzina, przyjaciele – nic się nie liczy, a życie prywatne Sebastiana powoli zaczyna obumierać. Nie pomagają uwagi najbliższych, płacz ukochanej, mężczyzna nie dostrzega błędów, które mają destrukcyjny wpływ na jego życie. Za sprawą nieszczęśliwego wypadku trafia do szpitala w stanie śpiączki. Czy wypadek będzie dla niego nową szansą?

„Anioł Stróż” to książka złożona z kilku historii, które łączy osoba głównego bohatera. Poznajemy Sebastiana jako młodego szlachcica mieszkającego z matką i zajmującego się rodzinną winnicą. Zakochany bez pamięci w dziewczynie z ludu popełnia samobójstwo na wieść o ucieczce ukochanej po tym jak kazał jej usunąć ciążę. Dusza Sebastiana wędruje przez wieki, aby narodzić się ponownie w ciele nastoletniego chłopca, który za sprawą nieszczęśliwego wypadku zostaje skazany na wózek inwalidzki. Kolejne wcielenie Sebastiana to gitarzysta rockowej kapeli, wschodząca gwiazda, dla której sex, drugs and rock and roll to motto życiowe. Czy Dusza chłopaka wreszcie odnajdzie spokój? O tym przekonacie się sięgając po tę debiutancką powieść Pawła Prusko.

Książka, jak już wspomniałam, to kilka historii w jednym, które mimo to, że tak różne musimy traktować jako całość. Powieść czyta się szybko, choć nie brakuje nużących momentów, które nieco usypiają czytelnika, co zaliczam na minus. Na plus natomiast zaliczam fakt, że Autor trzyma nas w niepewności do ostatniej strony, nie wiemy jak skończy się historia Sebastiana, szczerze mówiąc nawet nie miałam najdrobniejszych przypuszczeń. Ta nieprzewidywalność sprawia, że książka przyciąga, a ciekawość bierze górę nad nużącymi fragmentami. I chociaż książka nie rzuca na kolana, to jednak jak na debiut literacki zasługuje na uwagę czytelnika.

Czy wierzycie w reinkarnację, a może życie po życiu? Co czeka nas po śmierci? Czy narodzimy się na nowo dostając czystą kartę i możliwość zapisania jej ponownie. Tego nie wiemy, ale wierzymy w zależności od religii, że śmierć nie jest końcem, ale początkiem czegoś nowego i to daje nam poczucie, że nie należy się jej bać.

Bohaterem powieści Anioł Stróż jest Sebastian...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jakie to musi być straszne uczucie być odrzuconym przez najbliższych, być niekochanym, znienawidzonym i obwinianym o wszystko. To niewyobrażalne, smutne i przerażające dla dorosłej osoby, a co jeśli tym odrzuconym jest dziecko?

Tytułowym najsmutniejszym dzieckiem jest dziesięcioletnia Donna, odrzucona przez matkę, wyszydzana i bita przez rodzeństwo. Kiedy trafia do rodziny zastępczej prowadzonej przez Cathy Glass jest przygaszona, nieśmiała, zamknięta w sobie. Nikt nie wie jakie tajemnice skrywa dziewczynka, ile krzywd doznała od najbliższych i jak bardzo wpłynęło to na jej psychikę. Matka znienawidziła Donnę z chwilą poczęcia, próbowała dokonać aborcji „domowym sposobem” za pomocą pręta, ale nie udało jej się to i ku jej wielkiej rozpaczy dziewczynka przyszła na świat. W zaniedbanym domu, w którym codzienność stanowił wszędobylski brud, kocie odchody, brak jedzenia i wiecznie zamroczona alkoholem i narkotykami matka, Donna od najmłodszych lat musiała walczyć o przetrwanie. Znęcano się nad nią psychicznie i fizycznie wyzywając od najgorszych i traktując gorzej niż zwierze. Interwencja pomocy społecznej uwalnia dziewczynkę spod wpływu dysfunkcyjnej rodziny zapewniając możliwość mieszkania w normalnej kochającej się rodzinie, gdzie dzieci mogą czuć się dziećmi.

Cathy Glass prowadzi rodzinę zastępczą już od kilkunastu lat, trafiają do niej dzieci w różnym wieku i z różnymi problemami, a ona stara się stworzyć dla nich namiastkę prawdziwego domu. Jak trudne jest to zadanie możemy uświadomić sobie sięgając po jej książki, w których opisuje historie dzieci, które trafiły pod jej opiekę. „Najsmutniejsze dziecko” to kolejna książka z serii Pisane przez życie, którą dane mi było przeczytać i kolejna autorstwa Cathy Glass. Historia Donny porusza, zapada w pamięć i wywołuje lawinę łez tym bardziej, kiedy uzmysławiamy sobie, że wydarzyła się naprawdę. Nie jest to łatwa lektura, przy której można odpocząć po ciężkim dniu, ale z pewnością potrzebna, aby otworzyć oczy na to co dzieje się wokół nas. Dzieci są krzywdzone na całym świecie, a co najgorsze nie są sobie w stanie same pomóc i to od nas zależy, czy zareagujemy w odpowiednim czasie, czy może przejdziemy obojętnie… Polecam!

Jakie to musi być straszne uczucie być odrzuconym przez najbliższych, być niekochanym, znienawidzonym i obwinianym o wszystko. To niewyobrażalne, smutne i przerażające dla dorosłej osoby, a co jeśli tym odrzuconym jest dziecko?

Tytułowym najsmutniejszym dzieckiem jest dziesięcioletnia Donna, odrzucona przez matkę, wyszydzana i bita przez rodzeństwo. Kiedy trafia do rodziny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dom, dla każdego oznacza coś innego, dla jednych to cztery ściany kawalerki, dla innych stara kamienica w centrum miasta, jeszcze dla kogoś drewniany domek na wsi. Ale to nie tylko budynek. To cisza, spokój, bezpieczeństwo, to bliscy, to zapach domowego ciasta mamy. Jakkolwiek byśmy go nie określali, dom jest dla każdego z nas wyjątkowy, do niego tęsknimy gdy jesteśmy daleko, w nim czujemy się najlepiej i najbezpieczniej, bo to nasz azyl, nasze schronienie, nasze siedlisko.

Marianna i Krzysztof Kalinowscy to małżeństwo z ponad trzydziestoletnim stażem. Ona – artystyczna dusza, malarka z pasją, on – profesor medycyny, oddany swojej pracy całym sercem. Dorosła córka Kasia, zięć Robert, syn Jacek, synowa Iza oraz ukochany wnuk Jaś to najbliżsi Marianny i Krzysztofa. Po tym jak Marianna dostaje w spadku po ciotce dom na Mazurach zauroczeni malowniczą i spokojną okolicą postanawiają porzucić dotychczasowe życie w Warszawie i na stałe przenieść się na mazurską wieś. Ich życie zmienia się diametralnie, dawne miastowe życie odchodzi w zapomnienie, bo nowe miejsce angażuje ich czas i energię po stokroć. Szybko poznają okolicznych mieszkańców zaciekawionych miastowymi przybyszami i powoli, ale z zapałem i wielką radością aklimatyzują się w nowym miejscu. Piękny dom, zadbany ogród, a w niedalekiej przyszłości pensjonat to marzenia Marianny, które dzięki pomocy najbliższych oraz sąsiadów zaczynają powoli się urzeczywistniać. O tym czy uda im się zrealizować marzenia, ile pracy i wysiłku będą one kosztować i jakie perypetie będą towarzyszyć Kalinowskim dowiecie się sięgając po iście rodzinną i sielankową powieść.

Janusz Majewski znany wszystkim reżyser, dramatopisarz i scenarzysta oddał w nasze ręce niezwykłą książkę. Dlaczego niezwykłą? Bo prawdziwą, to książka o życiu, miłości, problemach i troskach dnia codziennego, ale także o małych radościach i szczęściu, które towarzyszą nam naprzemiennie przez całe życie. Można powiedzieć, że to powieść autobiograficzna, napisana przez autora dla żony - Zofii Nasierowskiej i dla upamiętnienia ich mazurskiego domu. Siedlisko to powieść napisana na podstawie scenariusza serialu pod tym samym tytułem, gdzie w rolę Kalinowskich wcielili się Anna Dymna i Leonard Pietraszak. Nie oglądałam tego serialu, więc tym większą miałam przyjemność z czytania tej książki, poznawania perypetii bohaterów i wyobrażania sobie okolicznych krajobrazów (opisy są tak wiarygodne, że uniesposób się powstrzymać od „wizualizacji”).

Spytacie, czym się tak zachwycam? Przecież to już wszystko było, ot choćby w „Domu nad Rozlewiskiem” Małgorzaty Kalicińskiej, dom nad jeziorem, cisza, spokój, prawdziwa sielanka. Jednak w Siedlisku jest to coś, coś co na tydzień pozwoliło mi przenieść się na Mazury i zamieszkać wraz z rodziną Kalinowskich w domu nad jeziorem w Zielonych Płucach Polski. Pozwoliło mi poznać i polubić gospodarną i bardzo zorganizowaną Mariannę oraz z pozoru nieporadnego, ale nadrabiającego humorem Krzysztofa. Bohaterowie powieści są wyraziści, z charakterem, czasami nieco przerysowani (wiecznie pijany Kotula), ale posiadający swoją osobowość, co określam jako duży plus. Książkę pomimo dość sporych gabarytów (496 stron) czyta się szybko i z dużą przyjemnością. To prawdziwa rodzinna saga, pełna humoru i ciętego dowcipu w wykonaniu Krzysztofa oraz mojego ulubieńca profesora Wanata. Czy polecam, już się chyba domyślacie, że tak… wypoczynek na Mazurach w środku zimy, ot choćby tylko z książką… czyż to nie kusząca propozycja?

Dom, dla każdego oznacza coś innego, dla jednych to cztery ściany kawalerki, dla innych stara kamienica w centrum miasta, jeszcze dla kogoś drewniany domek na wsi. Ale to nie tylko budynek. To cisza, spokój, bezpieczeństwo, to bliscy, to zapach domowego ciasta mamy. Jakkolwiek byśmy go nie określali, dom jest dla każdego z nas wyjątkowy, do niego tęsknimy gdy jesteśmy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Miłość to uczucie, o którym marzy każdy z nas. Każdy chce być kochany, mieć tę drugą osobę, do której w każdej chwili może się przytulić, na której może polegać, z którą zawsze może porozmawiać. A co jeśli ta miłość staje się siłą destrukcyjną niszcząc to co do tej pory wydawało się silne i nienaruszalne?

Bohaterką powieści „Jutra może nie być” jest Kinga, która pewnego dnia za sprawą Internetu odświeża znajomość z dawno niewidzianym obiektem swoich młodzieńczych westchnień. On jest żonaty, ona niebawem wychodzi za mąż, to jednak nie przeszkadza im w nawiązaniu znajomości. Początkowo niewinny internetowy flirt przeradza się w gorący romans w realnym życiu. Dla Kingi związek z M. (nie poznajemy go z imienia) to coś wyjątkowego, to wielka, wymarzona miłość, pełna uniesień, motyli w brzuchu, ekscytacji, dla niego odskocznia od małżeńskiej rutyny. Jednak, jak to mówią, miłość jest ślepa, a obietnice odejścia od żony na tyle przekonujące, że Kinga postanawia cierpliwie czekać na swojego księcia, zadowalając się rolą kochanki. Mijają dni, miesiące, M. nadal obiecuje, a ona kolejny raz mu wierzy, bo chce wierzyć. Żyje z dnia na dzień, od spotkania do spotkania. Nie pomagają podpowiedzi zdrowego rozsądku, rady przyjaciół, a nawet kobieca intuicja, miłość jest tak silna, że wybacza kolejne kłamstwo. Sytuacja komplikuje się jednak, kiedy dziewczyna zachodzi w ciążę…

Gabriela Gargaś oddała w nasze ręce niesamowite studium kobiecości. Na kartach swej powieści z niemal zegarmistrzowską precyzją przeanalizowała to, do czego zdolna jest kobieta, kiedy kocha ze wszystkich sił. Nie jest to jednak książka jedynie o miłości, jeśli liczycie na ckliwe romansidło, to niestety muszę Was rozczarować. To książka o sile miłości, o marzeniach, przyjaźni, ale także o cierpieniu, rozczarowaniu, stracie. Do czego zdolna jest zakochana kobieta, ile może znieść w imię miłości, jak wiele siły jest w stanie w sobie odnaleźć, aby przezwyciężyć przeciwności losu tego dowiecie się sięgając po tę przewrotną powieść.

Mimo dość słusznych gabarytów (450 stron) książkę czyta się szybko. Co prawda momentami akcja nieco się ślimaczy, ale ma to swój plus, bo pozwala wczuć się w rolę głównej bohaterki (wiecznie czekającej kochanki). Wstęp do każdego rozdziału otwiera starannie dobrana przez Autorkę sentencja poczytnych pisarzy, czy znanych filozofów, wprowadzająca w klimat rozdziału. Bohaterowie są wyraziści, każdego poznajemy dość dokładnie, dzięki czemu jesteśmy w stanie wyrobić sobie zdanie o każdym z nich i polubić lub też nie bardzo.
Podsumowując, jeśli liczycie na łatwą i przyjemną lekturę, to niestety będziecie rozczarowani. Nic tu nie jest łatwe, ale to przecież tak jak w życiu, podjęte decyzje niosą konsekwencje, a przeciwności losu mogą unieszczęśliwiać na bardzo długo, jednak sztuką jest, aby się nie poddać i walczyć o siebie nie oglądając się wstecz. Polecam!

Miłość to uczucie, o którym marzy każdy z nas. Każdy chce być kochany, mieć tę drugą osobę, do której w każdej chwili może się przytulić, na której może polegać, z którą zawsze może porozmawiać. A co jeśli ta miłość staje się siłą destrukcyjną niszcząc to co do tej pory wydawało się silne i nienaruszalne?

Bohaterką powieści „Jutra może nie być” jest Kinga, która pewnego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Co widzisz patrząc na świat, który Cię otacza? Czy dostrzegasz różnorodność barw? Drzewa, kwiaty, niebo, słońce, wszystko to ma swój wyjątkowy i niepowtarzalny kolor, ale czy udaje Ci się to dostrzec i docenić?

Leo, a właściwie Leonardo to zwyczajny szesnastolatek, dla którego szkoła jest przymusem, nauczyciele są głupi i naiwni, a rodzice nie mają bladego pojęcia o życiu. Jazda na skuterze, piłka nożna z kolegami i podrywanie dziewcząt to jego żywioły. Ale czy to kogokolwiek dziwi? Każdy z nas był przecież nastolatkiem i mniej lub bardziej pamięta jak się wtedy zachowywał. Jest jednak coś, co wyróżnia Leo z tłumu zwyczajnych nastolatków, chłopak każdą rzecz postrzega poprzez kolory. Czerwień to kolor pożądany, to marzenia, to pasja, to radość i oczywiście miłość, ta pierwsza niewinna do rudowłosej Beatrice. Są jednak dni, kiedy nic nie jest czerwone, a świat Leo przysłania biel. Biel to nic dobrego, to smutek, nuda, rozpacz, to niebezpieczne białe myśli, na które jest tylko jedno lekarstwo – Sylvia. Błękit jej przyjaznych oczu jest w stanie uspokoić Leo na tyle, że biel odchodzi w zapomnienie. Kolorowy świat Leo przenika się tworząc wybuchową mieszankę, w której przeważa czerwień miłości, ale biel nie śpi czyhając i ujawniając się w najmniej spodziewanym momencie.

Alessandro D’Avenia w swojej debiutanckiej powieści przedstawił nam z pozoru prozaiczną historię, pierwsza miłość, perypetie z nią związane, pragnienia, rozczarowania, wszystkiego po trochu. Jednak historia ma drugie dno i porusza bardzo ważne kwestie. Choroba Beatrice to zło czyhające za zakrętem, nigdy nie wiesz co może Cię spotkać, nie masz pewności jaka będzie Twoja przyszłość, nie wiesz ile czasu zostało Ci jeszcze na tym świecie. Czytając przemyślenia i spostrzeżenia Leo zaczynasz się zastanawiać, bo Autor przez osobę bohatera zmusza Cię do refleksji nad życiem, nad samym sobą.
„Biała jak mleko, czerwona jak krew” na długo zapadnie mi w pamięć. Dlaczego? Bo jest magiczna, wyjątkowa, subtelna w swej wymowie, dojrzała i po prostu bardzo życiowa. Więc jeśli masz ochotę spojrzeć na świat inaczej niż do tej pory przeczytaj tę książkę, a gwarantuję Ci otworzysz szerzej oczy dostrzegając magię kolorów.

A na koniec cytat z okładki, który urzeka mnie za każdym razem kiedy na niego zerkam:
„Ale miłość to coś innego. Miłość nie daje spokoju. Miłość jest bezsenna. Miłość obdarza siłą. Miłość jest szybka. Miłość jest jutrem. Miłość to tsunami. Miłość jest czerwona jak krew.”

Co widzisz patrząc na świat, który Cię otacza? Czy dostrzegasz różnorodność barw? Drzewa, kwiaty, niebo, słońce, wszystko to ma swój wyjątkowy i niepowtarzalny kolor, ale czy udaje Ci się to dostrzec i docenić?

Leo, a właściwie Leonardo to zwyczajny szesnastolatek, dla którego szkoła jest przymusem, nauczyciele są głupi i naiwni, a rodzice nie mają bladego pojęcia o życiu....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Lubicie śnić? Nie spać, bo to zapewne lubi każdy, ale właśnie śnić? Sen to stan, w którym nasz umysł podsuwa nam przeróżne obrazy, ziszczają się nasze marzenia, wychodzą na jaw skrywane lęki i problemy. Sny bywają przyjemne, zaskakujące, śmieszne, rzeczywiste, innym razem zamieniają się w koszmary budząc nas w środku nocy, jednak są nieuniknioną częścią naszego życia.

Łukasz Szozda w swojej debiutanckiej powieści „Jak sen” stworzył niesamowity obraz, w którym rzeczywistość miesza się ze snem, a sen z rzeczywistością, a cienkie granice pomiędzy nimi niebezpiecznie się zacierają. Natalia to dobiegająca trzydziestki malarka z potrzeby zarobkowej pracująca jako przedszkolanka. Żyjąca z dnia na dzień dziewczyna obwinia się, że zawiodła pokładane w niej nadzieje swojej babki na wielką karierę. Od kilku lat nie maluje za to coraz bardziej zatraca się w samotności. Rodzice od dawna nie żyją, babka nie chce mieć z wnuczką nic wspólnego, jedyną przyjaciółką Natalii jest niezawodna Dominika, na którą dziewczyna może liczyć o każdej porze dnia i nocy. Edmund to poukładany pan adwokat, współwłaściciel świetnie prosperującej londyńskiej kancelarii. Ma wszystko pozycję, pieniądze, jednak rutyna i brak marzeń powoli uświadamiają mu, że życie powoli przecieka mu przez palce. Pewnego dnia tych dwoje spotyka się w snach, w których wiodą zupełnie odmienne, szczęśliwe życie, w którym się kochają, mają wspólne plany i marzenia. Życie ze snów powoli zaczyna dominować nad rzeczywistością. Oboje zaczynają pragnąć tego, co przecież nie istnieje. Czy uda im się odnaleźć w rzeczywistym świecie? Czy sen zamieni się w jawę? Tego dowiecie się sięgając po tę niezwykłą powieść.

Książka Łukasza Szozdy to coś świeżego, jeśli chodzi o tematykę. Pokazanie miłości w niebanalny sposób za sprawą snów było świetnym pomysłem, dzięki któremu powieść zyskała na wartości. Próżno w niej szukać banalnej i przewidywalnej historii, nic tu nie jest proste i podane na tacy, przez co książka trzyma w napięciu do ostatniej strony. Powieść nie jest podzielona na rozdziały z zaznaczeniem „sen Edmunda”, „sen” Natalii”, „rzeczywistość Edmunda”, czy „rzeczywistość Natalii”, czytamy i dopiero po chwili wiemy, czy to jawa, czy sen, przez co dodatkowo możemy wczuć się w sytuację bohaterów, zwłaszcza, że im dalej tym ta cienka granica między jawą, a snem ulega zatarciu nawet dla nas.

Zatem nie pozostaje mi nic innego, jak tylko polecić tę książkę wszystkim tym, którzy mają ochotę spędzić dzień poznając niebanalną historię miłości dwojga ludzi, który przyszło się spotkać we śnie. Sięgnijcie, przeczytajcie, a może i Wam przyśni się coś wyjątkowego…

Lubicie śnić? Nie spać, bo to zapewne lubi każdy, ale właśnie śnić? Sen to stan, w którym nasz umysł podsuwa nam przeróżne obrazy, ziszczają się nasze marzenia, wychodzą na jaw skrywane lęki i problemy. Sny bywają przyjemne, zaskakujące, śmieszne, rzeczywiste, innym razem zamieniają się w koszmary budząc nas w środku nocy, jednak są nieuniknioną częścią naszego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dorosłość! Co to właściwie oznacza? Kiedy nadchodzi? W którym momencie przekraczamy jej granice? Kiedy budzimy się i uświadamiamy, że coś w naszym życiu się zmieniło, jest inaczej niż było. W miejsce beztroski pojawiła się odpowiedzialność, za siebie, za bliskich, a nasze życie z bezpiecznych rąk rodziców stało się już tylko naszym, a my zostaliśmy przysłowiowym kowalem własnego losu.

Bohaterem, a zarazem narratorem książki Macieja Tuora jest X. Nie poznajemy go z imienia, podobnie jak K. – zjawiskowo pięknej dziewczyny, w której X. zakochuje się bez pamięci. Studenckie życie od imprezy do imprezy, seks, alkohol i narkotyki, to codzienność, która towarzyszy zakochanej parze. Jednak stan euforii nie może trwać wiecznie, rzeczywistość puka już do drzwi bohaterów uświadamiając im, że życie nie polega tylko na zabawie. Konsekwencje bezmyślnego zachowa i decyzji podjętych w alkoholowo-narkotycznym zamroczeniu będą bezwzględne, a naszym bohaterom przyjdzie wypić piwo, którego sami naważyli.

„Mała schizofrenia” to książka bardzo sugestywna. Nie ma tu owijania w bawełnę, wszystko jest jasne i klarowne. Są narkotyki, jest alkohol, nie brakuje seksu, a wszystko to okraszone epitetami z ust głównego bohatera.. Książka może sprawiać wrażenie dość wulgarnej, co mnie osobiście przeszkadzało w pozytywnym jej odbiorze. Byłam zniesmaczona licznymi przekleństwami narratora, niemniej jednak soczysty język X. nakreślał jego charakter informując, mnie jako czytelnika, z jakim bohaterem mam do czynienia. Nie można zaprzeczyć, że każdy z bohaterów książki jest wyrazisty, a samą historię w niej opowiedzianą można uznać za historię z morałem. Od nieodpowiedzialnych zachowań, nieprzemyślanych decyzji do konsekwencji, które przynosi życie. Wszystko jest spójne i po części przewidywalne.

Książkę czyta się szybko, zresztą jej gabaryty nie są zbyt imponujące, przez co staje się lekturą na jeden wieczór. Historia stworzona przez Tuora sama w sobie jest ciekawa i warta uwagi. Dlaczego? Każdy z nas wkraczał w dorosłość lub ma to dopiero przed sobą, każdy robił to na swój sposób podejmując decyzje, których konsekwencje przychodziły po czasie. Jedne były dobre, inne złe, ale na tym przecież polega życie, czyż nie?

Dorosłość! Co to właściwie oznacza? Kiedy nadchodzi? W którym momencie przekraczamy jej granice? Kiedy budzimy się i uświadamiamy, że coś w naszym życiu się zmieniło, jest inaczej niż było. W miejsce beztroski pojawiła się odpowiedzialność, za siebie, za bliskich, a nasze życie z bezpiecznych rąk rodziców stało się już tylko naszym, a my zostaliśmy przysłowiowym kowalem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Miłość nie ma końca. Smutek może prowadzić do miłości. Smutek to historia miłosna opowiedziana do końca, tak jak i miłość to dzieje smutku opowiedziane do końca. W każdej dobrej historii miłosnej kryje się wiele rozmaitych miłości” (s. 391).

Czy każdy smutek może przemienić się w radość? To z pewnością zależy od rodzaju smutku, lale w myśl zasady, że po deszczu zawsze wychodzi słońce, możemy przyznać rację Autorce i zgodzić się z nią co do tego stwierdzenia.

Prowansalski balsam na złamane serca to historia miłosna z Prowansją w tle. Jak przyznaje Autorka, powieść miała na celu przedstawienie głodu uczucia, tak drogiego każdemu, kto je stracił. Czy się jej udało? O tym za chwilkę. Bohaterką, a zarazem narratorką powieści jest Heidi – trzydziestokilkuletnia wdowa i matka małego Abbota. Pogrążona w rozpaczy po tragicznej śmierci ukochanego męża z każdym dniem coraz bardziej zatraca się w smutku i tęsknocie za zmarłym Henrym. Widzi go w każdym momencie swojego życia, w oczach synka, w sylwetce mężczyzny mijanego na ulicy, ale przede wszystkim we wspomnieniach, które pielęgnuje i niepozwana im odejść. Chcąc zapobiec dalszej rozpaczy córki matka Heidi wysyła ją do Prowansji, gdzie kobieta ma się zaopiekować rodzinnym domem słynącym z cudów i posiadającym magiczną moc leczenia złamanych serc. Co przyniesie ta podróż? Czy dom uleczy złamane serce Heidi? Czy prowansalskie klimaty ukoją jej rozpacz i pomogą powrócić do równowagi? Kim jest czarujący Julien i jaki sekret skrywa matka Heidi? Tego tylko możecie się domyślać, do chwili kiedy książka nie wpadnie w Wasze ręce, bo ja więcej nie zdradzę.

Prowansalski balsam… to powieść napisana przez kobietę dla kobiet, co nie znaczy, że mężczyźni nie odnajdą w niej czegoś wyjątkowego. Niemniej jednak książka skupia się głównie na przeżyciach, uczuciach i przemyśleniach uchwyconych z kobiecego punktu widzenia. Jak straszne jest życie ze świadomością, że na zawsze straciłaś miłość swojego życia, człowieka, którego kochałaś najbardziej na świecie? Jak straszne jest uczucie, że już nigdy nie spojrzysz w jego oczy, nie poczujesz jego dotyku, nie usłyszysz jego głosu? Jak dalej żyć? Tym trudniej, kiedy spoglądają na ciebie smutne oczy dziecka – Waszego dziecka, dla którego pozostałaś całym światem, a które boi się, że i Ciebie może stracić. Te wszystkie uczucia towarzyszą Heidi każdego dnia, a my nie mogąc jej pomóc, mimowolnie współczujemy jej z całego serca. Czy zatem głód uczucia został przedstawiony? Po mistrzowsku, jeśli w ogóle można tak powiedzieć w stosunku do tej tematyki.

Książka Bridget Asher jest klimatyczna, już sama okładka nastraja i obiecuje ciekawą podróż w nieznane. Czy dacie się porwać i zaczarować Prowansji, malowniczym krajobrazom, czystemu powietrzu i wyśmienitemu jedzeniu, pachnącemu bazylią, tymiankiem i kolendrą, zależy tylko od Was. Od siebie dodam tylko, że warto się przekonać, że każdy smutek może jednak przemienić się w radość.

„Miłość nie ma końca. Smutek może prowadzić do miłości. Smutek to historia miłosna opowiedziana do końca, tak jak i miłość to dzieje smutku opowiedziane do końca. W każdej dobrej historii miłosnej kryje się wiele rozmaitych miłości” (s. 391).

Czy każdy smutek może przemienić się w radość? To z pewnością zależy od rodzaju smutku, lale w myśl zasady, że po deszczu zawsze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

O czym marzyłaś mając szesnaście lat? Wakacyjny wyjazd z przyjaciółmi, pierwsze prawdziwe perfumy, przystojny chłopak u boku? Szkoła, przyjaciele, zakupy z koleżankami, słuchanie muzyki, pierwsze miłości to rzeczy, o których myśli niemal każda nastolatka w tym wieku. Czasy się zmieniają, świat pędzi do przodu, a mimo to pewne rzeczy pozostają bez zmian, wszystkie nastolatki bez wyjątku chcą się cieszyć wolnością, marzą o księciu na białym koniu, jednak ostatnią rzeczą o jakiej myślą to małżeństwo w wieku kilkunastu lat.

Córki hańby to książka przedstawiająca historie nastoletnich Azjatek urodzonych i dorastających w Wielkiej Brytanii, a wychowywanych zgodnie z kulturą muzułmańską, gdzie wymuszone małżeństwo jest na porządku dziennym, a zabójstwa honorowe to coś normalnego. Poszczególne historie wstrząsają czytelnikiem, bo chyba nie można obojętnie reagować na sytuację kiedy nastolatka ucieka z domu bo rodzice chcą ją zmusić do małżeństwa z obcym człowiekiem za co zostaje bestialsko zgwałcona, a później zamordowana tylko dlatego, że swoją ucieczką miała czelność splamić honor rodziny. Nie można ze spokojem czytać o tym, że zazdrosny mąż skatował kijem baseballowym swoją żonę, a gdy miał pewność, że nie dziewczyna nie żyje tym samym kijem zabił swoją trzyletnią córeczkę i czteroletniego synka tylko dlatego, że miał podejrzenie, że żona go zdradziła. Jeszcze bardziej bulwersująca jest kara wymierzona za tę zbrodnię, 8 lat pozbawienia wolności, którą brytyjski sąd tłumaczył różnicami kulturowymi dopuszczającymi w kulturze muzułmańskiej zabójstwa honorowe. Szokujące prawda!? Powyższe historie to krople w morzu spośród tych, które przytacza Autorka. Wszystkie są wstrząsające i niewiarygodne, tym bardziej, że mają miejsce w europejskim, cywilizowanym kraju.

Jasvinder Sanghera to urodzona w Wielkiej Brytanii współzałożycielka organizacji Karma Nirvana działającej na rzecz kobiet, które uciekły przed przymusowym małżeństwem. Jasvinder jak nikt inny rozumie kobiety, którym niesie pomoc, gdyż sama uciekła przed przymusowym małżeństwem, a swoją historię spisała w książce „Zhańbiona” . Nie czytałam tej książki, co jednak nie przeszkadzało mi w odbiorze Córek hańby, w których Autorka tylko nadmienia o swoich doświadczeniach, skupiając się jednak na dziewczynach, które trafiły do Karmy Nirvany. Historii podopiecznych brytyjskiej organizacji jest tak dużo, że czasami gubimy się kto jest kim i co się komu przytrafiło, ale zwalam to na karb obcobrzmiących imion bohaterek. Co ciekawe, coraz liczniejszą grupę stanowią młodzi mężczyźni zgłaszający się po pomoc, którzy również uciekli przed małżeństwem zaplanowanym przez rodziców. Strach, rozczarowanie i tęsknota za rodziną, która w imię honoru często wyrzeka się uciekiniera, to uczucia, które przez wiele lat towarzyszą osobom, które odważyły się uciec. Bicie, upokorzenia, gwałty, ubezwłasnowolnienie to metody stosowane przez rodziców wobec krnąbrnych córek, które ośmielają się im przeciwstawić. Ile jest ofiar przemocy cierpiących gdzieś w czterech ścianach, które nie mają szansy na ratunek? Tego Karma Nirvana nie jest w stanie zliczyć, przeraża jednak fakt, że w XXI wieku zdarzają się takie sytuacje.

Podsumowując, Córki hańby to książka, po którą warto sięgnąć, aby uświadomić sobie ile mamy szczęścia mogąc decydować o własnych wyborach. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zgodzić się ze słowami zamieszczonymi na okładce, że książka otwiera oczy na okropności, będące udziałem niektórych kobiet. Polecam!

O czym marzyłaś mając szesnaście lat? Wakacyjny wyjazd z przyjaciółmi, pierwsze prawdziwe perfumy, przystojny chłopak u boku? Szkoła, przyjaciele, zakupy z koleżankami, słuchanie muzyki, pierwsze miłości to rzeczy, o których myśli niemal każda nastolatka w tym wieku. Czasy się zmieniają, świat pędzi do przodu, a mimo to pewne rzeczy pozostają bez zmian, wszystkie nastolatki...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki W łóżku z...Bezwstydnie szczere erotyczne opowiadania znanych pisarek Jesicca Adams, Maggie Alderson, Imogen Edwards-Jones, Kathy Lette
Ocena 4,5
W łóżku z...Be... Jesicca Adams, Magg...

Na półkach: , ,

„Na co czekasz? Wskakuj do łóżka z… książką. Satysfakcja gwarantowana.” – taką oto zachęcającą notkę przeczytać możemy na rewersie książki „W łóżku z …”. Czy poczułam tą gwarantowaną satysfakcję i czy było warto zabrać tę książkę do łóżka, o tym opowiem Wam za moment, ale najpierw nieco o książce.

„W łóżku z…” to zbiór kilkunastu opowiadań, przesyconych erotyzmem, zmysłowością, żądzą i wszystkim tym, co wiąże się z seksem. Jako, że autorkami opowiadań są, jak podaje wydawca, znane bestsellerowe pisarki (chyba jednak nie takie znane, skoro nie kojarzę ani jednej z nich, a już jakiejkolwiek książki, którejkolwiek pani tym bardziej, ale to może świadczy wyłącznie o mojej ciemnocie dotyczącej bestsellerowych pisarek) tak więc opowiadania są bardzo zróżnicowane. Jedne lepsze, drugie gorsze, ale wszystkie o tej samej seksualnej tematyce. A więc, z kim do tego łóżka? Z obleśnym , zapijaczonym pisarzem ukrywającym się w pustelni, z profesorem w ramach eksperymentu naukowego, z młodym pomocnikiem na farmie męża, z ogrodnikiem, z dawnym znajomym spotkanym na delegacji, z przypadkowo poznanym przystojnym nieznajomym, czy chociażby z własnym mężem udając, że to Wasz pierwszy raz. Hmm… wybór tak szeroki i nieprzewidywalny, jak nieprzewidywalne są fantazje Autorek.

Czy poczułam satysfakcję z lektury? No cóż, mam mieszane odczucia, jedne opowiadania mi się podobały, bo były napisane ze smakiem i pomysłem, a przy tym z lekką nutką pikanterii, inne wręcz przeciwnie, ordynarne i bez smaku. Czy zatem polecam tę książkę? Tak, jeśli ktoś lubi taką tematykę, ale bardziej w ramach „podczytywajki”, a nie książki na miłe leniwe popołudnie.

„Na co czekasz? Wskakuj do łóżka z… książką. Satysfakcja gwarantowana.” – taką oto zachęcającą notkę przeczytać możemy na rewersie książki „W łóżku z …”. Czy poczułam tą gwarantowaną satysfakcję i czy było warto zabrać tę książkę do łóżka, o tym opowiem Wam za moment, ale najpierw nieco o książce.

„W łóżku z…” to zbiór kilkunastu opowiadań, przesyconych erotyzmem,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wolność, swoboda, prawo decydowania o sobie to przywileje dostępne każdemu z nas. Prawo do wolności i swobody jest tak oczywiste, że nie zastanawiamy się nad nim do momentu, aż usłyszymy jakąś straszną historię o więzionej kobiecie, czy przetrzymywanym w ukryciu dziecku. A jak byś się czuł wiedząc, że musisz się ukrywać, że nikt nie może Cię zobaczyć, że o Twoim istnieniu wiedzą tylko rodzice i rodzeństwo, a dla reszty świata po prostu nie istniejesz? Margareth Hadix w swej siedmiotomowej serii „Dzieci cienie” stworzyła taką właśnie historię.

Akcja książki rozgrywa się w świecie przyszłości, w którym rządzi ścisłe prawo populacyjne dopuszczające posiadanie maksymalnie dwójki dzieci. Bohaterami książki są „trzecie dzieci” – nielegalni obywatele, zmuszeni żyć w ukryciu z dala od wścibskich oczu społeczeństwa. Jak trudne jest ukrywanie się w czterech ścianach, niemożność wyjścia na dwór, aby zaczerpnąć świeżego powietrza i nacieszyć się promieniami słońca, o tym wiedzą tylko dzieci cienie – dzieci, które formalnie nie istnieją. Gra w piłkę, pójście do szkoły, zabawa z rówieśnikami to prozaiczne czynności, dostępne wszystkim obywatelom, ale nie „trzecim dzieciom”, których marzenia sprowadzają się do takich właśnie zwyczajnych czynności. Dwunastoletni Luke od urodzenia żyje w ukryciu schowany na ciemnym strychu, spędzając czas na czytaniu ciągle tych samych książek, od dziecka straszony przez rodziców Policją Populacyjną, która ma za zadanie wyeliminować wszystkich nielegalnych obywateli. Jego życie zmienia się z chwilą, kiedy w sąsiedztwie odkrywa istnienie jeszcze jednego nielegalnego dziecka – Jen. Dziewczynka jest zupełnie inna niż Luke, przebojowa, odważna i waleczna. Gotowa przeciwstawić się rządowi i walczyć o prawo do wolności dla dzieci cieni. Jak potoczą się losy tej dwójki? Czy uda im się wyjść z ukrycia i odzyskać wolność? Powiem tylko, że nie będzie to takie łatwe i raczej mozolne, zwłaszcza, że to dopiero pierwsze dwa tomy serii.

Inspiracją do napisania Dzieci cieni było zainteresowanie Autorki systemami totalitarnymi w poszczególnych krajach, głównie w Chińskiej Republice Ludowej, gdzie polityka jednego dziecka stosowana jest jawnie, z czego wszyscy doskonale zdają sobie sprawę. Pomysł na książkę, jak najbardziej trafiony, ale pytanie brzmi, czy Pani Haddix podołała na tyle, aby zadowolić czytelnika? Ilość sprzedanych egzemplarzy może świadczyć o tym, że jej się udało, ja niestety jestem innego zdania. W dwóch prawie 200-stronicowych częściach, niestety muszę z bólem przyznać, że niewiele się dzieje. O ile w drugiej części pt. „Wśród oszustów” dzieje się „coś”, niewiele, ale jednak, o tyle w pierwszej „Wśród ukrytych” przez niemal 200 stron czekamy, aż wydarzy się cokolwiek. Czy się doczekamy? No cóż, w powieści trudno liczyć na jakąkolwiek akcję, czy też dreszczyk emocji, bo niestety przez większość czasu wieje nudą. Bohaterowie nie są zbytnio błyskotliwi, ale tłumaczę sobie to tym, że być może wynika to z faktu, że przez wiele lat musieli żyć w ukryciu. Mam wrażenie, że Autorka nie docenia czytelnika i jego umiejętności czytania ze zrozumieniem powtarzając w kółko przedstawione już wcześniej fakty i tak kilkakrotnie dowiadujemy się, że Luke musi się ukrywać na strychu, że posiłki jada na schodach, że nie może opuszczać domu, bo rząd nakazał wyciąć las sąsiadujący z gospodarstwem, w którym mieszka. Jest to naprawdę dość irytujące i sprawia wrażenie najzwyczajniej mówiąc wodolejstwa. Nie mniej jednak książkę czyta się szybko i przyjemnie. Zastosowanie krótkich rozdziałów dodatkowo ułatwia czytanie, przez co pochłaniamy powieść błyskawicznie. Być może moje rozczarowanie ma związek z tym, iż nie jestem już nastolatką i literatura młodzieżowa nie zawsze do mnie nie trafia, jednak wydaje mi się, że nie wszystko można zwalić na wiek, wszak Pani Rowling również pisze dla młodzieży, a dorośli nie ustają w zachwytach nad jej książkami.

Margareth Peterson Haddix, bo tak brzmi pełne nazwisko Autorki, to amerykańska pisarka specjalizująca się w literaturze młodzieżowej. Zdobywczyni licznych nagród w dziedzinie literatury, rekordzistka pod względem sprzedanych egzemplarzy, jej książki królują na listach bestsellerów, jak sama przyznaje pisanie dla młodzieży sprawia jej satysfakcję, gdyż pisze dla grupy w takim przedziale wiekowym, w którym sama najwięcej czytała. Czy Dzieci cienie odniosą sukces na polskim rynku i zyskają swoich wielbicieli? To się niebawem okaże. I chociaż książka „Wśród ukrytych. Wśród oszustów.” nie zachwyca, to być może ma być ona przedsmakiem do tego co nas czeka w kolejnych częściach, które po prostu zwalą czytelnika z nóg. Czy sięgnę po następne części, z pewnością tak, gdyż jestem ciekawa czy Pani Haddix uda się jakoś wybronić. A tymczasem sami musicie się przekonać, czy Dzieci cienie są godne Waszej uwagi.

Wolność, swoboda, prawo decydowania o sobie to przywileje dostępne każdemu z nas. Prawo do wolności i swobody jest tak oczywiste, że nie zastanawiamy się nad nim do momentu, aż usłyszymy jakąś straszną historię o więzionej kobiecie, czy przetrzymywanym w ukryciu dziecku. A jak byś się czuł wiedząc, że musisz się ukrywać, że nikt nie może Cię zobaczyć, że o Twoim istnieniu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Czy kiedykolwiek znalazłeś się w sytuacji, kiedy musiałeś ratować ludzkie życie? W sytuacji, w której minuty decydowały o być, albo nie być drugiej osoby, w sytuacji kiedy jej życie spoczywało w Twoich rękach? Takie sytuacje nie są częste, pomimo, że wypadki zdarzają się codziennie, większość z nas zapewne powie, że nigdy nie było w takiej sytuacji. Ale gdyby jednak zdarzyło się nieszczęście, czy wiedziałbyś jak pomóc, kogo zawiadomić, jak udzielić samodzielnie pierwszej pomocy? Trudno powiedzieć, prawda? Niespodziewana sytuacja, zaskoczenie, szok, stres, paraliżujący strach bo człowiek powoli umiera na naszych oczach. Czy umiałbym mu pomóc…

Mali bohaterowie to niepozorna książeczka o małych wielkich ludziach, którzy nie wahali się ani chwili, aby ratować ludzkie życie. Bohaterami książki są Przemek, Karolinka, Duży i Mały Damian, Kuba oraz Marta, Ada i Sandra. Każdemu z dzieci poświęcone jest osobne opowiadanie, a wszystkie te opowiadania to prawdziwe historie dzieci, które zachowały zimną krew w chwili największego zagrożenia. Ratowanie tonącego kolegi, pomoc nieprzytomnej mamie, obrona przed włamywaczem, czy wezwanie pomocy podczas pożaru to zdarzenia, z którymi przyszło zmierzyć się poszczególnym dzieciom. Zimna krew, odpowiedzialność i dojrzałość sprawiły, że udało im się na czas wezwać pomoc i uratować ludzkie życie.

Ta jakże prawdziwa książeczka udowadnia, a zarazem pokazuje jak ważne jest mądre wychowanie dzieci, zadbanie o to, aby znały swój adres oraz numery telefonów alarmowych. To właśnie te informacje pozwoliły odpowiednim służbom szybko zareagować, a bez odpowiednio szybkiej reakcji dzieci byłoby to niemożliwe.

Barbara Gawryluk to reporterka Radia Kraków, którą często usłyszeć możemy na antenie krakowskiej rozgłośni. Jak sama przyznaje książki dla dzieci pisze w wolnym czasie. Tym razem Autorka postanowiła opisać prawdziwe historie, spotkała się i wysłuchała opowieści małych bohaterów i dzięki temu cała Polska może poznać ich bohaterstwo.
Książeczka ta powinna znaleźć się na półce w każdym polskim domu, powinna być lekturą w przedszkolu, powinien ją przeczytać każdy odpowiedzialny rodzic, aby uświadomić swoje dziecko przed zagrożeniami czyhającymi na każdym kroku. Dajmy dzieciom szansę reakcji w sytuacji zagrożenia, nauczmy, opowiedzmy, ostrzeżmy, bo nigdy nie wiadomo co może się wydarzyć.

A na koniec zacytuję dedykację, która widnieje na pierwszej stronie, a która wzruszyła mnie niemal do łez:
Januszowi Bobakowi
Chłopcu z Białego Dunajca, który w 2008 roku uratował dwie młodsze siostry z pożaru, a ratując najmłodszą, zginął razem z nią w płomieniach

Czy kiedykolwiek znalazłeś się w sytuacji, kiedy musiałeś ratować ludzkie życie? W sytuacji, w której minuty decydowały o być, albo nie być drugiej osoby, w sytuacji kiedy jej życie spoczywało w Twoich rękach? Takie sytuacje nie są częste, pomimo, że wypadki zdarzają się codziennie, większość z nas zapewne powie, że nigdy nie było w takiej sytuacji. Ale gdyby jednak...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Łódeczka Loren Long, Randall de Sève
Ocena 8,1
Łódeczka Loren Long, Randall...

Na półkach: , ,

Randall de Seve z zawodu nauczycielka, z zamiłowania autorka opowiadań i książeczek dla dzieci. Autorka pisze opowiadania już od kilku lat i jak sama przyznaje, źródłem inspiracji do tworzenia coraz to nowych historyjek, są dla niej córki. Wspólne zabawy i obserwowanie świata zaowocowały powstaniem sympatycznej książeczki dla najmłodszych o dźwięcznym tytule Łódeczka.

Pewien chłopiec miał łódeczkę. Zrobił ją z puszki, korka, żółtego ołówka i kawałka białej szmatki. Tak zaczyna się historia małej łódeczki i jej właściciela. Dzięki wyobraźni chłopca i kilku, wydawałoby się, niepozornych przedmiotów, powstała łódeczka z żaglem ze szmatki, masztem z ołówka i korpusem ze starej puszki. Chłopiec bardzo lubił swoją nową zabawkę i nigdy się z nią nie rozstawał. Każdego dnia zabierał swoją łódeczkę nad jezioro, gdzie puszczał ją na wodę, a ona marzyła o wolności pośród fal. Pewnego dnia podczas codziennej wyprawy nad jezioro zdarzyło się nieszczęście, silny wiatr porwał małą, bezbronną łódeczkę w odmęty wielkiego jeziora, pozostawiając zrozpaczonego i przerażonego chłopca samotnie na brzegu. I tak spełniło się marzenie łódeczki o wolności. Jak poradziła sobie pośród fal? Czy udało jej się przetrwać burzę i kogo spotkała na jeziorze, dowiemy się sięgając po tę sympatyczną książeczkę.

Ilustracje do Łódeczki stworzył Loren Long, doświadczony ilustrator wielu popularnych książeczek dla dzieci. Inspiracją do zilustrowania historyjki były dla niego wspomnienia z dzieciństwa, kiedy to wraz z bratem, jak to mali chłopcy, robili łódki z papieru i podczas deszczu puszczali je na wodę.

Team w postaci Randall de Save i Lorena Long oddał w ręce dzieci wspaniałą książeczkę, która może stanowić źródło inspiracji do realizacji własnych pomysłów. Prosta historyjka o małej łódeczce pozwoli najmłodszym czytelnikom dowiedzieć się co znaczy przywiązanie, jak również odkryje przed nimi kawałek żeglarskiego świata. Milusińscy dowiedzą się jak niebezpieczna może być woda i co po tej wodzie, oprócz małej łódeczki może pływać. Holownik, prom, kuter rybacki to jedne z wielu maszyn pływający, które dzieci będą miały szansę poznać i co najważniejsze pooglądać na przepięknie ilustrowanych kartkach książki.

Łódeczka to bardzo ładnie wydana i zilustrowana książeczka dla najmłodszych dzieci wydana przez wydawnictwo Stentor. To bardzo fajna propozycja dla rodziców, którzy czytają swoim pociechom do poduszki, ale również dla tych, którzy chcą rozwijać w swoich dzieciach wyobraźnię. Kolorowe obrazki i wyraźne duże literki ucieszą zarówno dwu i trzylatków, dla których obrazki to coś wspaniałego, jak również starsze dzieci, które dopiero rozpoczynają przygodę z czytaniem. Polecam!

Randall de Seve z zawodu nauczycielka, z zamiłowania autorka opowiadań i książeczek dla dzieci. Autorka pisze opowiadania już od kilku lat i jak sama przyznaje, źródłem inspiracji do tworzenia coraz to nowych historyjek, są dla niej córki. Wspólne zabawy i obserwowanie świata zaowocowały powstaniem sympatycznej książeczki dla najmłodszych o dźwięcznym tytule...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Haruki Murakami, gdzie nie spojrzę co rusz widzę jego książki. Murakami jest wszędzie, niemal każdy czytał już jakąś jego powieść, tak więc i ja postanowiłam szybko nadrobić braki i poznać bliżej tego Pana. W moje ręce trafiła powieść Norwegian Wood, której tytuł zaczerpnięty został od słów piosenki Beatlesków o tym samym tytule.

Akcja powieści rozgrywa się w Tokio w latach sześćdziesiątych. Wielkie, prężnie rozwijające się miasto, a w nim toczące się życie, zabiegani i zapracowani ludzie, wolna miłość, umiłowanie wolności i pokoju, protesty studentów. Bohaterem powieści jest Toru Watanabe – mieszkający w akademiku student pierwszego roku. Na jego drodze nieoczekiwanie staje piękna Naoko, dziewczyna jego najlepszego przyjaciela. Co łączy tych dwoje? Żal, ból, rozpacz i wspólne wspomnienia o tragicznie zmarłym Kizukim. Te straszne uczucia zbliżają ich do siebie na tyle, że zaczyna łączyć ich coś więcej niż przyjaźń, jednak na drodze do szczęścia staje choroba psychiczna dziewczyny. Nic już nie będzie łatwe, a serce nie da się oszukać. Naoko trafia na leczenie, a Watanabe zostaje sam w Tokio. Pogrąża się w tęsknocie za Naoko i nawet nie zauważa, kiedy w jego życiu pojawia się przebojowa Midori. Nim się spostrzeże kocha obie dziewczyny, jednak będzie musiał dokonać wyboru. Jaka będzie jego decyzja i jakie nieść będzie konsekwencje dowiecie się sięgając po tę intrygującą powieść.

Norwegian Wood to powieść o potędze przyjaźni, sile miłości i przeznaczeniu jakim jest śmierć każdego z nas. Doskonale podsumowuje ją cytat zamieszczony na okładce, który mnie osobiście bardzo poruszył i zapadł w pamięć chyba już na zawsze:

„Wkrótce nadszedł sen i zamknął za mną ciężką, ołowianą bramę – po drugiej stronie snów nie było.”

Haruki Murakami to najwybitniejszy pisarz japoński. Jego książki wydawane są na w milionach egzemplarzy, ciesząc się nieustannym powodzeniem wśród czytelników na całym świecie. Ponieważ jest to moje pierwsze spotkanie z jego twórczością trudno mi jest porównać Norwegian Wood do innych jego powieści. Sam Murakami mówi o niej jednak, że nigdy nie napisał tak prostej powieści, i że miała być ona dla niego jedynie formą sprawdzenia się. Wielu czytelników podejrzewało, że jest to autobiografia Autora, on sam jednak temu zaprzeczył.

Książkę czyta się szybko, aczkolwiek nie da się jej pochłonąć „na raz”. Pomimo niemalże banalnej historii, Autor nie pozwala czytelnikowi przejść nad nią do porządku dziennego, zmusza do refleksji i zadumy nad własnym życiem, co niewątpliwie czyni każdy mając w ręku jego książkę. Tak więc nie pozostaje mi nic innego, jak tylko jeszcze raz się zadumać słuchając piosenki Beatlesów.

Haruki Murakami, gdzie nie spojrzę co rusz widzę jego książki. Murakami jest wszędzie, niemal każdy czytał już jakąś jego powieść, tak więc i ja postanowiłam szybko nadrobić braki i poznać bliżej tego Pana. W moje ręce trafiła powieść Norwegian Wood, której tytuł zaczerpnięty został od słów piosenki Beatlesków o tym samym tytule.

Akcja powieści rozgrywa się w Tokio w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kto z nas nie słyszał o Stephenie Kingu? To nazwisko zna chyba każdy, niezależnie od tego czy czyta nałogowo, czy też omija książki szerokim łukiem. Wszak to jeden z najbardziej poczytnych pisarzy na świecie. Jego książki rozeszły się w milionach egzemplarzy, a poszczególne tytuły cieszyły niejednego czytelnika. Sama nie mogę w to uwierzyć, że Zielona mila jest pierwszą książką Kinga, jaką dane mi było przeczytać. Dlaczego tak długo zwlekałam? Bo przecież zwlekałam odkładając z premedytacją jego książki na lepszy moment, inny dzień, odpowiedni nastrój… oj sama nie wiem dlaczego… Być może paraliżowało mnie to jego znamienite nazwisko, nazwisko klasyka gatunku, wszędobylskie peany na jego cześć. No ale stało się, King wreszcie mnie dopadł, a oto co z tego wynikło.

Akcja powieści rozgrywa się w Ameryce lat trzydziestych, podczas Wielkiego Kryzysu, kiedy w państwie szaleje bezrobocie, głód i bieda. Paul Edgecombe jest szefem bloku śmierci w więzieniu stanowym. Na co dzień ma do czynienia z najbardziej niebezpiecznymi przestępcami, którzy mają na sumieniu niejedną zbrodnię, a przed sobą już tylko kilka dni życia, po tym jak sąd skazał ich na karę śmierci na krześle elektrycznym, pieszczotliwie zwanym Starą Iskrówą. Co łączy tych zbrodniarzy oprócz nieczystego sumienia? Każdy z nich przed śmiercią przemierzy tę samą drogę, tak zwaną zieloną milę – wyłożony zielonym linoleum korytarz bloku E. Ale zanim to nastąpi zdążymy poznać niejednego więźnia i o każdym z nich będziemy mięli szanse wyrobić sobie opinię. Niepozorny i łagodny Eduard Dalacroix, porywczy i niebezpieczny William Wharton, czy potulny jak baranek wielkolud John Coffey. Każdy z nich jest inny, każdy ma swoją historię, a przy tym każdy jest na tyle wyrazisty, że nie sposób o nim zapomnieć. Podobnie sprawa wygląda z klawiszami więzienia. Już po kilku stronach mamy swoich ulubieńców, a każdy czytelnik, jak przypuszczam, z całego serca nienawidzi Percego. Wizerunek bloku E zdecydowanie ociepla rezolutna myszka, która zjednuje sobie sympatię więźniów, strażników i czytelników oczywiście też.

Historia Johna Coffey, bo to głównie o niego tu chodzi, przedstawiona jest z perspektywy Paula, który opowiada ją będąc pensjonariuszem domu spokojnej starości. Chociaż Paul jest już zmęczonym i schorowanym staruszkiem, nad wyraz skrupulatnie przedstawia nam swoje wspomnienia, dzięki czemu jesteśmy sobie w stanie wszystko dokładnie zobrazować, zwłaszcza, że Pan King nie szczędzi w opisach.

Jak już wspominałam było to moje pierwsze spotkanie z twórczością Kinga, a więc trudno mi porównywać Zieloną milę do innych jego książek. Jeśli jednak wziąć pod uwagę tylko Zieloną milę, to uważam, że jest to kawał świetnej lektury. Dowodem na to może być film zrealizowany na jej podstawie, dodam bardzo dobrze zrealizowany, niemalże dokładnie odpowiadający książce, co niezmiernie rzadko się zdarza. Na filmie płakałam jak bóbr rzewnymi łzami, przy książce było nie lepiej, a to w mojej ocenie o czymś jednak świadczy. Podsumowując, Zielona mila to książka od której warto zacząć przygodę z Kingiem, gwarantuję, że się nie zawiedziecie.

Kto z nas nie słyszał o Stephenie Kingu? To nazwisko zna chyba każdy, niezależnie od tego czy czyta nałogowo, czy też omija książki szerokim łukiem. Wszak to jeden z najbardziej poczytnych pisarzy na świecie. Jego książki rozeszły się w milionach egzemplarzy, a poszczególne tytuły cieszyły niejednego czytelnika. Sama nie mogę w to uwierzyć, że Zielona mila jest pierwszą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Powieść „Bracia kozacy”, nieznanego mi do tej pory pisarza Andrzeja Podkowicza, wpadła w moje ręce zupełnie przypadkiem. Nie gustuję w książkach historycznych, a lekcje historii wspominam ze szkoły dość traumatycznie, przez co powieść ta wzbudziła we mnie bardzo mieszane uczucia, nastrajając mnie bardziej na nie niż na tak. Spojrzałam jednak na całkiem zachęcającą okładkę i przeczytałam „…fascynująca opowieść o początkach braci kozackiej, ludziach nico zapomnianych przez historię, a tak bardzo oddanych swojej ojczyźnie” i właśnie to jedno zdanie dało mi do myślenia, bo co ja tak naprawdę wiem o Kozakach? A Wy? Pierwsze skojarzenie to oczywiście sienkiewiczowskie Ogniem i mieczem, źli wąsaci Kozacy w dziwnych fryzurach i kolorowych szarawarach, świetnie jeżdżący konno, rabujący i plądrujący wszystko co się da – i na tym moja wiedza się kończyła. Postanowiłam się przełamać i koniecznie zgłębić swoją wiedzę na temat kozackich wojowników. Otwarłam książkę i przepadłam na kilka godzin.

Akcja powieści rozpoczyna się w 1525 roku za panowania na ziemiach polskich Zygmunta I Starego. Poznajemy dwudziestoletniego Jonę, który ucieka z domu po tym jak zamordował kochanka swej narzeczonej. Chłopak musi uciekać, aby ratować własne życie przed zemstą wpływowej rodziny zamordowanego Ottona. Zrozpaczony, ze złamanym sercem przemierza lasy i trafia do wsi Grabów, gdzie przygarnia go miejscowy kowal. Spędza tam kila miesięcy ucząc się fachu, kiedy jednak córka kowala obdarza go miłością, a on nie jest w stanie odwzajemnić uczuć dziewczyny, postanawia opuścić przyjazny dom i udać się na wschód. Po drodze dowiaduje się o Kozakach, dzielnych wojownikach broniących granic Ukrainy i Rzeczpospolitej przed najazdami Tatarów oraz Turków. Jona postanawia przyłączyć się do nich i zostać Kozakiem z prawdziwego zdarzenia. Dociera nad Dniepr, gdzie po przeszkoleniu udaje mu się wreszcie spełnić swoje marzenie, zapuścić osełedec i założyć szarawary. Jak potoczą się losy Jony? Jakim będzie Kozakiem i czy odnajdzie w życiu prawdziwą miłość? Tego nie zdradzę, aby nie psuć Wam przyjemności z lektury.

Kozacy zaporoscy, o których mowa w powieści, to odważni i mężni ludzie, znakomici żołnierze, w większości jednak swe szeregi tworzący głównie z uciekinierów, ot chociażby takich jak Jona, awanturników i złoczyńców, pochodzących z różnych warstw społecznych, ale równie często z przyzwoitych i mężnych ludzi, mających rodziny i chcących zapewnić rodzinie godne warunki życia. To naród o ciekawej przeszłości, zwyczajach i zasługach, o których warto przeczytać.

Andrzej Podkowicz oddał nam wspaniały podręcznik w pigułce, dzięki któremu w bardzo przyjemny sposób możemy zapoznać się z sytuacją historyczną XVI-wiecznej Polski. Tło historyczne powieści pozwala czytelnikowi wczuć się w ówczesne realia, a przy okazji poznać XVI-wieczną sytuację polityczną naszego kraju, kiedy stolicą był Kraków, krajem rządził król, a armią dowodzili hetmani. Rys historyczny nie jest jednak bardzo inwazyjny i nie przytłacza fabuły, która zgrabnie toczy się swoim rytmem, dodam, dość dynamicznym rytmem. Książka nie pozawala się nudzić, wręcz przeciwnie, chcemy coraz więcej i więcej. Powieść z całą pewnością ucieszy miłośników historii, ale nie tylko. Jeśli ktoś lubi romanse i piękne miłosne historie, również się nie zawiedzie. Tak więc polecam, bo to kawał przyjemnej lektury.

Powieść „Bracia kozacy”, nieznanego mi do tej pory pisarza Andrzeja Podkowicza, wpadła w moje ręce zupełnie przypadkiem. Nie gustuję w książkach historycznych, a lekcje historii wspominam ze szkoły dość traumatycznie, przez co powieść ta wzbudziła we mnie bardzo mieszane uczucia, nastrajając mnie bardziej na nie niż na tak. Spojrzałam jednak na całkiem zachęcającą okładkę...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Agnieszka Krawczyk, jak dowiedziałam się z rewersu książki „Morderstwo niedoskonałe” pisze wyłącznie zabawne książki, które mają przynieść czytelnikowi uśmiech i chwilę odpoczynku. Zachęcające, prawda? Ponieważ nigdy wcześniej nie czytałam nic tej pisarki, a jej nazwisko było mi zupełnie obce, wzmianka na okładce zdecydowanie mnie zaintrygowała. Na korzyść autorki zadziałał również fakt, że jest Krakowianką, a ja do Krakowian i samego Krakowa od dawien dawna pałam miłością platoniczną. Czy lektura przyniosła mi odpoczynek z uśmiechem na twarzy, o tym za chwilkę.

Bohaterami powieści są czterej współpracownicy zatrudnieni w pewnym krakowskim wydawnictwie. Adela, Marta, Marek i Mizera, bo o nich mowa, zjednoczeni nierozerwalnym węzłem przyjaźni i wrogością wobec szefostwa, a jak wiemy, nic tak nie jednoczy, jak nienawiść do władzy, starają się ze wszystkich sił nie stracić pracy i niczym mrówki podnosić sprzedaż książek, coby pan prezes był zadowolony. Kiedy w wydawnictwie ginie (zostaje zarchiwizowany czytaj wrzucony z premedytacją do niszczarki przez naczelną Adelę) maszynopis powieści, rokującej według pana prezesa na bestseller, rozpoczyna się prawdziwe, zakrojone na szeroką skalę przedsięwzięcie odszukania nieszczęsnego maszynopisu o wdzięcznym tytule „Klany księżyców Marsa” autorstwa nijakiego Zenona Kusibaba. Poszukiwania, choć dogłębne, nie przynoszą zadowalających rezultatów, ponieważ udaje się odnaleźć jedynie 150 stron rzekomego dzieła, a jakby tego wszystkiego było mało pan Kusibab znika bez wieści. Zaprawiona w bojach grupa operacyjna „Zemsta Shitu” w osobie naszych bohaterów postanawia za wszelką cenę spełnić wymagania szefa, a przy okazji odnaleźć zaginionego autora. Nic nie jest im straszne, ani napisanie książki od nowa, ani nawet prywatne śledztwo mające na celu odnalezienie Kusibaba. Jak to się wszystko skończy? Czy podstęp z podrobioną książką ujdzie im na sucho? Kim jest sławetny Zenon Kusibab? O tym dowiecie się sięgając po ten pseudo kryminał i gwarantuję Wam, będziecie się świetnie bawić.

Książka napisana jest lekkim, zabawnym językiem, jednak nie pozbawionym ciętych ripost oraz przezabawnych powiedzonek Adeli, która każde polskie przysłowie interpretuje po swojemu: „nie wypadłeś sraczce spod ogona” (str.56), „aleś się uczepił, jak rzep psiego wymiona” (str. 226), „poczuł się jak ryba w ogrodzie” (str. 255). Dodatkowo każdy rozdział zakończony jest fragmentem Encyklopedii absurdów Adeli, gdzie naczelna przedstawia autentyczne i nieco zabawne wycinki z gazet dotyczące śledztw policyjnych. Książka jest zabawna i zgodnie z obietnicą z okładki świetnie się przy niej odpoczywa, niejednokrotnie śmiejąc się w głos. Akcja toczy się w moim ukochanym Krakowie, co dodatkowo mi się podobało, bo znałam przedstawione miejsca, co pozwalało mi jeszcze bardziej wczuć się w akcję. Muszę również wspomnieć o bohaterach, bo niewątpliwie są godni uwagi. Każdy z nich ma osobowość i charakterek, a wszyscy razem stanowią mieszankę wybuchową, która może wybuchnąć w najmniej spodziewanym momencie. I co najważniejsze, nie da się ich nie lubić.

Książkę Agnieszki Krawczyk powinien przeczytać każdy, kto marzy o napisaniu i wydaniu własnej powieści, albo już przetrzymuje dzieło życia w szufladzie. Dlaczego? Autorka w brutalny sposób obnaża świat wydawców i wydawnictw, uzmysławiając czytelnikowi, że wydanie książki wcale nie jest takie proste, a praca redaktora w wydawnictwie to ciężki kawałek chleba. Przez ile gniotów musi przebić się redaktor, aby znaleźć wśród nich tę perełkę, która odniesie sukces i podniesie akcje wydawnictwa, tego dowiadujemy się zagłębiając się w pracę redakcyjną naszych bohaterów i współczując im przy lekturze kolejnego dzieła, ot choćby 500-stronicowego „Klubu posępnych żniwiarzy”. Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o okładce, która niestety nieco mnie rozczarowała i na pierwszy rzut oka zniechęciła do lektury, jednak gdy spojrzałam na nią raz jeszcze po przeczytaniu książki, musiałam przyznać sama przed sobą, że jest w niej jednak coś osobliwego. Zatem jeśli chcesz spędzić miłe popołudnie z zabawną lekturą Morderstwo niedoskonałe doskonale się na to nada. Polecam!

Agnieszka Krawczyk, jak dowiedziałam się z rewersu książki „Morderstwo niedoskonałe” pisze wyłącznie zabawne książki, które mają przynieść czytelnikowi uśmiech i chwilę odpoczynku. Zachęcające, prawda? Ponieważ nigdy wcześniej nie czytałam nic tej pisarki, a jej nazwisko było mi zupełnie obce, wzmianka na okładce zdecydowanie mnie zaintrygowała. Na korzyść autorki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Zerkając na uroczą okładkę Białych motyli zastanawiałam się o czym jest ta książka i o co chodzi z tymi motylami. Czy to jakaś historia rolnika i jego walki z plagą bielinków kapustników? Postanowiłam przestać snuć domysły i czym prędzej przekonać się o co chodzi. Czy było warto, o tym za chwilę.

Bohaterami książki jest paczka przyjaciół Kaśka, Hanka, Mateusz, Borys i Wróbel. Mieszkają w Opolu w mieszkaniu studenckim, wszyscy bez wyjątku właśnie kończą studia i wkraczają w prawdziwe dorosłe życie. Najwyższy czas zastanowić się co dalej i dołożyć wszelkich starań, aby zamierzone plany się spełniły. Każdy z piątki przyjaciół ma swoje marzenia i wizję przyszłości, Kasia i Hania absolwentki filologii polskiej marzą o napisaniu książek, każda ma już pomysł na tytuł i fabułę, ale rzeczywistość jest brutalna i szybko uświadamia im, że nie będzie to wcale takie proste. Priorytetem jest znalezienie pracy, co w dobie kryzysu okazuje się być nie lada wyzwaniem. Mateusz – chłopak Hani właśnie rozpoczął pracę i powoli pnie się po szczeblach kariery, przedkładając pracę nad związek z ukochaną. Borys i Wróbel też nie do końca wiedzą co chcieliby robić, bo dyplom z filozofii, czy historii niestety nie otwiera wrót do kariery. Jest jednak coś, co łączy naszych bohaterów, każdy z nich chce znaleźć miłość i poczuć w brzuchu łaskotanie motyli. Jak potoczą się losy bohaterów? Czy studencka przyjaźń przetrwa zderzenie z rzeczywistością? Czy uda im się odnaleźć poszukiwaną i upragnioną miłość? O tym musicie się sami przekonać sięgając po tę wyjątkową książkę.

Narratorką powieści jest Kasia, dzięki której poznajemy każdego z jej współlokatorów. Książka ma formę dziennika, w którym dziewczyna krótko opisuje perypetie swoje i swoich przyjaciół nie szczędząc nam zabawnych szczegółów, przez co już po kilku stronach swobodnie czujemy się w studenckim mieszkaniu Kasi i jej paczki, a dziewczyny i chłopaki szybko zyskują naszą sympatię i stają się naszymi przyjaciółmi, którym dopingujemy w zmaganiach w znalezieniu pracy, trzymamy kciuki za udane randki i cieszymy się razem z nimi z codziennych błahostek.

Czytając Białe motyle odżyły we mnie wspaniałe wspomnienia czasów studenckich, beztroska, brak zmartwień i przyjaciele, na których w każdej chwili można liczyć. Poczułam się tak jakbym znowu mieszkała w akademiku, mając za sąsiadów najlepszych przyjaciół. Imprezy, pierwsze prawdziwe miłości, randki, ukradkowe pocałunki i te niesamowite motyle ujawniające się w najmniej spodziewanym momencie… Ta książka jest świetnym „przywracaczem” (wiem, nie ma takiego słowa) wspomnień dla każdego, kto studenckie czasy wspomina jako najlepszy czas w życiu. Aż łezka się w oku kręci, że to już było i nie wróci więcej…

Przyznam się, iż początkowo obawiałam się tej książki, wszak to debiut literacki, do których często podchodzę z rezerwą. Miło mi przyznać, że moja rezerwa była niepotrzebna. Alina Góra spisała się na medal, oddając nam w ręce świetną powieść, napisaną lekkim językiem, pełną świeżości i pozbawioną patosu. Gwarantuję, że sięgając po Białe motyle spędzicie bardzo przyjemne godziny (niewiele tych godzin, bo czyta się szybko) przy sympatycznej i lekkiej lekturze. Nie ukrywam, że była to dla mnie miła odskocznia od ciężkiej tematyki, którą sobie ostatnio zaserwowałam. I to co mnie cieszy najbardziej, to fakt, iż w przygotowaniu jest już druga część powieści, o intrygującym tytule „Tańcząc z cieniem”, na którą już nie mogę się wprost doczekać. Gorąco polecam!

Zerkając na uroczą okładkę Białych motyli zastanawiałam się o czym jest ta książka i o co chodzi z tymi motylami. Czy to jakaś historia rolnika i jego walki z plagą bielinków kapustników? Postanowiłam przestać snuć domysły i czym prędzej przekonać się o co chodzi. Czy było warto, o tym za chwilę.

Bohaterami książki jest paczka przyjaciół Kaśka, Hanka, Mateusz, Borys i...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Uprowadzone Lisa Hoodless, Charlene Lunnon
Ocena 7,4
Uprowadzone Lisa Hoodless, Char...

Na półkach: , ,

Uprowadzone to niepozorna książeczka, z okładki której zerkają w naszą stronę dwie uśmiechnięte dziewczynki. Ale te uśmiechy i te beztroskie dziecięce buzie to tylko pozory, bo książka na swych kartach zawiera szokującą historię porwania dziesięcioletnich przyjaciółek. Jak bardzo wstrząsnęła mną ta książka i jak wiele emocji we mnie wzbudziła o tym postaram się Wam opowiedzieć.

Bohaterkami powieści są dwie przyjaciółki Lisa i Charlen, które w wieku dziesięciu lat w drodze do szkoły zostały porwane przez pedofila. Mężczyzna przez kilka dni więził je, zastraszał i co najgorsze brutalnie gwałcił. Przerażone dziewczynki nie miały siły się bronić, a zwyrodnialec, dobrze o tym wiedząc, wykorzystywał je bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia. Poszukiwania dzieci rozpoczęte na szeroką skalę w całej Anglii nie przyniosły rezultatów, nikt nic nie widział, nikt nic nie wiedział. Zrozpaczeni rodzice nie ustawali w apelach do potencjalnego porywacza, a przerażone dziewczynki w swej bezsilności mogły jedynie oglądać te apele w telewizji, kiedy gwałciciel na chwilę zostawiał je w spokoju. Pomimo tego, iż dziewczynkom cudem udało się ujść z życiem i po kilku dniach niewoli zostały uwolnione, to traumatyczne przeżycia, których doświadczyły zaważyły na całym ich późniejszym życiu. Każda z nich obrała swoją ścieżkę, aby poradzić sobie ze strasznymi wspomnieniami. Jak bardzo wpłynęło to na każdą z nich, jakimi osobami się stały i jak potoczyło się ich późniejsze życie, tego dowiecie się sięgając po tę wstrząsającą powieść.

Książka tak bardzo bulwersuje, że nie można czytać jej jednym tchem, trzeba robić przerwy, aby nie wykończyć się nerwowo. Z każdą stroną uświadamiamy sobie jak wiele jest zła na świecie, jak niebezpieczna może być droga naszych dzieci do szkoły i jak niewiele trzeba, aby nasze pociechy przestały być bezpieczne i beztroskie. Powieść szokuje tym bardziej, że ta historia wydarzyła się naprawdę! Opowiedziana z perspektywy dorosłych już kobiet nie jest w żaden sposób pozbawiona brutalnych szczegółów porwania oraz emocji temu towarzyszących. Autorki nie oszczędzają czytelnika, przez co jeszcze bardziej przeżywamy całą historię.

Uprowadzone to kolejna powieść z serii Pisane przez życie, którą dane mi było przeczytać. Zerkając na spis książek z powyższej serii z jednej strony ucieszyłam się, że jeszcze tyle przede mną, ale z drugiej, aż ciarki przeszły mnie po plecach, bo przecież każda z tych książek to czyjaś straszna historia, to czyjeś łzy, cierpienie i rozpacz. I jak tu oceniać tę książkę? Zdecydowanie najwyższa ocena, ale nie dlatego, że historia jest rewelacyjna, bo przecież nie jest! Ale dlatego, że takie książki są potrzebne, bo stanowią osobliwe świadectwo na to, że świat nie jest tylko dobry, a my w swoim beztroskim życiu narzekając na różnego rodzaju błahe sprawy mamy wiele szczęścia, że nie spotkało nas coś naprawdę strasznego. Gorąco polecam!

Uprowadzone to niepozorna książeczka, z okładki której zerkają w naszą stronę dwie uśmiechnięte dziewczynki. Ale te uśmiechy i te beztroskie dziecięce buzie to tylko pozory, bo książka na swych kartach zawiera szokującą historię porwania dziesięcioletnich przyjaciółek. Jak bardzo wstrząsnęła mną ta książka i jak wiele emocji we mnie wzbudziła o tym postaram się Wam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dziewczynki ze Świata Maskotek autorstwa skandynawskiej pisarki Anji Snellman to powieść, która „wołała” do mnie już od dłuższego czasu. Zachęcona pozytywnymi opiniami na jej temat wprost nie mogłam się doczekać, kiedy wreszcie wpadnie w moje ręce i będę mogła przekonać się na własnej skórze co też kryje się w książce ze smutną nastolatką w czerni na okładce.

Bohaterką powieści jest Jasmin, która w wieku czternastu lat została porwana i przez lata więziona przez pedofila. Historię nastolatki poznajemy za sprawą dziennika, w którym dziewczyna dokładnie opisuje swoją historię. Nastolatka wraz ze swoją przyjaciółką postanowiła poszukać sobie pracy. Doskonałym pomysłem wydał jej się Świat Maskotek – sklep zoologiczny, w którym zatrudniano dziewczęta w celu opieki nad zwierzętami. Niewinnie wyglądający sklep był jednak tylko przykrywką do podziemnego światka seks-biznesu czerpiącego zyski z nierządu nieletnich. Jak to się stało, że nastolatka z dobrego domu , dobra uczennica zaczęła się oddawać starszym mężczyznom? Czy pieniądze były dla niej aż tak kuszące, że była w stanie zrobić za nie wszystko, łącznie z oddawaniem swojego ciała starym, obleśnym facetom?

Powieść jest wielowątkowa, oprócz dziennika Jasmin składają się na nią również wspomnienia jej matki – zapracowanej pani ginekolog, która po zniknięciu córki zamyka praktykę lekarską i poświęca się bez reszty poszukiwaniom Jasmin, cały czas nie tracąc nadziei, że dziewczyna żyje i w każdej chwili może wrócić do domu. Autorka nakreśla nam również postać porywacza – podstarzałego pedofila intelektualisty i konesera sztuki. Poznajemy również historię prostytucji oraz tajemnice i tajniki światka seks-biznesu.

Snja Snellman nie bała się poruszyć kontrowersyjnego, a co za tym idzie trudnego tematu jakim jest pedofilia, czerpanie zysku z nierządu nieletnich i w końcu prostytucja wśród nastolatków. Szokujące, oburzające, często wywołujące zażenowanie, ale przecież tak prawdziwe w dzisiejszym świecie problemy są niczym wrzody trawiące podstępnie i z ukrycia społeczeństwo na świecie. To międzynarodowy problem, na który książka otwiera oczy w brutalny sposób uświadamiając, że współczesne nastolatki niekoniecznie spędzają czas na beztroskich zajęciach i zabawach z rówieśnikami.
Książka z pewnością nie jest łatwa i przyjemna. Szokuje i oburza, zapadając w pamięć z każdą kolejną stroną. Z pewnością jednak należy ją przeczytać, aby być świadomym, aby móc chronić swoje dzieci, aby pamiętać, że otaczający nas świat nie zawsze jest kolorowy, dobry i bezpieczny, ale często brutalny i bezwzględny. Polecam!

Dziewczynki ze Świata Maskotek autorstwa skandynawskiej pisarki Anji Snellman to powieść, która „wołała” do mnie już od dłuższego czasu. Zachęcona pozytywnymi opiniami na jej temat wprost nie mogłam się doczekać, kiedy wreszcie wpadnie w moje ręce i będę mogła przekonać się na własnej skórze co też kryje się w książce ze smutną nastolatką w czerni na okładce.

Bohaterką...

więcej Pokaż mimo to