rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Jak tata się z nami bawił Mati Lepp, Ulf Stark
Ocena 7,2
Jak tata się z... Mati Lepp, Ulf Star...

Na półkach:

Nie czytałam, ale ktoś kto robił okładkę do tej książki powinien się dwa razy zastanowić. Nie jestem jedyną osobą, która po zobaczeniu jej i tytułu pomyślała, że to książka o przemocy domowej.

Nie czytałam, ale ktoś kto robił okładkę do tej książki powinien się dwa razy zastanowić. Nie jestem jedyną osobą, która po zobaczeniu jej i tytułu pomyślała, że to książka o przemocy domowej.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Moja miłość do głowonogów zaczęła się wiele lat temu w gimnazjum, kiedy dowiedziałam się o gigantyzmie głębinowym, jakiego doświadczają niektóre gatunki kałamarnic. Potem tylko brnęłam dalej, dowiadując się o niezwykłości tych mięczaków.

Oczywiście nie mogłam przepuścić tej książki. Dla każdego, kogo fascynują głowonogi, ta lektura będzie wzbogacająca. Momentami ciężka, jeśli nie mamy smykałki do długich, filozoficznych rozważań, ale również i te fragmenty potrafiły zaciekawić.

Początek traktujący o tym, jak wyglądała era ediakaru, jak powstawały pierwsze organizmy na Ziemi i kiedy mógł żyć oraz jak mógł wyglądać wspólny przodek ośmiornicy i człowieka, na początku był dla mnie czymś do przebrnięcia, ale w miare jak zagłębiałam się w temat, okazało się, że to jest absolutnie fascynująca wizja. Świadomość, że wszystko co żywe na Ziemi składało sie jedynie z pełzających po dywanie organicznej materii dziwolągów - zarówno naszych przodków i tych gatunków, które zaginęły w meandrach lat i ewolucji - daje nieco inny pogląd na istnienie w ogóle. Nie różnimy się od żadnego zwierzęcia tak bardzo, jak bardzo przywykliśmy do myśli, że jest inaczej (no dobra, nie licząc tych okropnych kostkowców!).

Gdzieś pod koniec książki, autor wręcz prowokuje do zastanowienia się, co mogłoby sie stać, gdyby dać ośmiornicom nie Octopolis, ale Octometropolis rozciągające sie na ogromnych obszarach. Plus do tego wiele tysięcy lat w takim środowisku. Czy ewolucja zareagowałaby na zmianę stylu ich życia z samotniczego na społeczne, co poskutkowałoby przedłużeniem długości życia i popchnęłaby do przodu rozwój inteligencji? Niewykluczone. Ale do tego trzeba Octrometropolis i wielu tysięcy lat - to już działka dla pisarzy science-fiction. Mam nadzieję, że znajdzie się taki, którego ten temat zainteresuje.

Moja miłość do głowonogów zaczęła się wiele lat temu w gimnazjum, kiedy dowiedziałam się o gigantyzmie głębinowym, jakiego doświadczają niektóre gatunki kałamarnic. Potem tylko brnęłam dalej, dowiadując się o niezwykłości tych mięczaków.

Oczywiście nie mogłam przepuścić tej książki. Dla każdego, kogo fascynują głowonogi, ta lektura będzie wzbogacająca. Momentami ciężka,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dobra, oryginalna książka dla starszych dzieci, nastolatków i dorosłych z otwartymi głowami.

Wprawdzie czytałam ją w oryginale, ale bez względu na język widać, że sposób opowiadania jest prosty - narracja pierwszosobowa dobrze oddaje odczucia nastoletnich bohaterów. Historia, na której niejeden autor mógłby wpaść w pułapkę niepotrzebnego info-dumpingu (w końcu mamy aż pięcioro głównych bohaterów, przeróżne rasy kosmitów i wielość transformacji) opisana jest bardzo zgrabnie i w punkt. To bardzo dobrze świadczy o autorce, że potrafi skondensować poszczególne części serii, nie tracąc na treści. Trzyma się tego, co najważniejsze i interesujące dla czytelnika.

A historia naprawdę zaciekawia. Nie jest to typowe fantasy w stylu "jesteśmy wybrańcami, bo tak powiedziała jakaś stara przepowiednia", ani "nie mówmy dorosłym o naszej misji, bo wszystko zepsują". Dzieci są tutaj dziećmi. Powody, dla których robią, to co robią układają się w sensowną całość. To jest poważne podejście do czytelnika, niezależnie od jego wieku. Zaadresowane są uczucia strachu, masa wątpliwości i przytłoczenie odpowiedzialnością, o którą nikt się nie prosił.

Wreszcie mamy zwierzęce transformacje. Są po prostu fenomenalne. Ludzkie i zwierzęce umysły zlewają się w jedno. Można naprawdę zastanowić się, jak to byłoby na chwilę mieć inne ciało, a zarazem i mózg, który nie zawsze robi to, czego ludzka wola od niego oczekuje. Jak różne od naszych są zwierzęce zmysły, skala (widzieliście kiedyś swojego kumpla z perspektywy jaszczurki?), pragnienia i potrzeby, które jest tak odmienne od naszego.

To jest książka, co prostym językiem i dynamiczną historią mocno oddziałuje na wyobraźnię. Dodatkowym plusem jest, że kolejne części mają różnych narratorów, co pozwala lepiej poznać charaktery bohaterów. Jedni są głośni i pewni siebie, inni wyciszeni i bardziej refleksyjni, a każdy jest ważnym elementem dla całej grupy.

Polecam małym i dużym.

Dobra, oryginalna książka dla starszych dzieci, nastolatków i dorosłych z otwartymi głowami.

Wprawdzie czytałam ją w oryginale, ale bez względu na język widać, że sposób opowiadania jest prosty - narracja pierwszosobowa dobrze oddaje odczucia nastoletnich bohaterów. Historia, na której niejeden autor mógłby wpaść w pułapkę niepotrzebnego info-dumpingu (w końcu mamy aż...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Piękna sceneria, w której dostajemy rozwleczoną i nielogiczną historię. Będą grube spojlery.

Obrazowy world-building na pewno nie pozwoli zapomnieć o tej książce. Mamy wyspiarski świat (choć raczej ciężko wyobrazić sobie, jak wygląda niebo na planecie, która okrąża trzynaście słońc) upstrzony fantazyjnymi zwierzętami i "magicznymi" rodzajami skał i minerałów o wdzięcznych nazwach i niesamowitych właściwościach (odpychający wodę nocalit, naturalnie świecący weksalit), steampunkową stylistykę i modę, ścisłą hierarchię w społeczeństwie i rozbudowaną, ciekawą mitologię. Nazewnictwo, choć wygląda egzotycznie, czyta się zgrabnie i nie można zarzucić mu kliszowości.

Dwa pierwsze rozdziały zachwyciły mnie konkretnie. Są one dynamiczne i interesujące, robią bardzo dobrą ekspozycję. Jednocześnie zakładają one obietnicę, że głównym tematem powieści będą nierówności społeczne, niewolnictwo i ucisk motywowane fanatyzmem religijnym (nie wiem, czy celowo zostało przywołane hasło "Uwolnij nas", ale automatycznie włączyło mi ono w głowie utwór z "Księcia Egiptu").

Potem jednak zaczynają się schody: główny bohater dorasta i okazuje się, że lata indoktrynacji jednak wywarły na nim znaczący wpływ - i to też jest ok, do pewnego czasu zastanawiałam się, dlaczego cały czas patrzy z wyższością na Gawiera, że wydaje mu się iż jest dla niego dobry, a tak naprawdę po prostu go nie gnębi i czasem rzuca jakieś ochłapy sympatii. Wszystko stało się jasne, kiedy poznaliśmy jego myśli, które podświadomie podpowiadały mu, że sługa jest jego własnością, przed powiedzeniem czego się wstrzymał. To wiele wyjaśniało, bo Gawier nie był jego przyjacielem, jak chciał myśleć Tagard, ale niewolnikiem. Może odrobinę lepiej traktowanym niż wszyscy inni, ale nadal miał obowiązek robić wszystko, na co nie miał ochoty jego pan i władca. Postawienie mu kolacji w restauracji i nakaz zwracania się do niego po imieniu (ale tylko na osobności, żeby jeszcze bardziej namieszać biednemu garbusowi w głowie) wyglądało jak zwykła farsa. Praktycznie przez cały czas Gawier się go bał, i to jeszcze zanim zaczął się festiwal zabijania – a jeśli mówimy o przyjaźni to chyba nie powinno to tak wyglądać.

Problem leży w tym, że ich wątek nie jest głównym tematem powieści – jest to zaledwie jeden z wielu, i niestety myślę, że został potraktowany po macoszemu. Dlaczego? Po dłuższym czasie okazuje się, że książka opowiada głównie o ambicjach Tagarda, potem o jego chęci zemsty, wreszcie nauce Woli i sięgnięciu po królewski tron. Do tego stopnia, że ciężko stwierdzić, jaki jest jego właściwy cel.
Największy uraz mam po wątku z Ilyą – proszę mi wytłumaczyć, dlaczego Ochana popełniła mezalians wychodząc za zwykłego danna, a z jakiegoś powodu nagle małżeństwo z harianą sprawia, że Tagard pnie się po szczeblach hierarchii? To aranżowane małżeństwo w tym wypadku nie powinno mieć miejsca, bo wtedy Ilya również popełnia mezalians. Świat jednak tego nie widzi. Tym bardziej, że Ilya miała szansę zostać narzeczoną samego królewicza, ale z jakiegoś powodu uznano, że Tagard jest jej jedynym ratunkiem. Ale tak się stało dlatego, że trzeba było fabularnie wepchnąć Tagarda w świat politycznych intryg po to, żeby zwiększyć jego szanse na zostanie tytułowym Bogiem Maszyną. Intryg, których rozwiązania przytrafiają się Tagardowi jak ślepej kurze ziarno. Intryg, które przynudzają i rozciągają, ze względu na mnogość nic nieznaczących postaci. One wszystkie stanowią lwią część tej historii.

Bolał mnie wątek z Prawidenem. Jego wina była wiadoma od początku – miał jasne motywy – ale Tagard zajarzył to dopiero po długim czasie. Nawet jeśli Prawiden pod koniec przyznał, że właściwie zrobił to niechcący: ale miał wtedy nóż na gardle, więc mógł powiedzieć wszystko.

Z jednej strony chciałoby się kibicować Tagardowi, bo jednym z jego celów jest poprawienie losu kalek, ale z drugiej strony ciężko z nim empatyzować. Jest egocentryczny i zadufany w sobie. O tym, w jaki sposób odnosi się do Gawiera już wspominałam – ich „przyjacielska” relacja nie przekonuje. Jego sytuacji wcale nie poprawia seksistowski komentarz podczas jego pierwszej rozmowy z Teremi.

Dobra, ale teraz będzie naprawdę nieprzyjemnie: bardzo było mi przykro, kiedy Ilya – teoretycznie pozytywna postać – zmusiła Tagarda do seksu. Pomimo jego dwukrotnej odmowy. Tak, mężczyzna też może być wykorzystany seksualnie. Tak, to też dzieje się, kiedy dwie osoby są w małżeństwie. Nie, wcale mu się to nie podobało. Tak, czuł się potem źle. Nie, ten wątek nie został wprowadzony po to, żeby zmierzyć się z wyżej opisanymi problemami: był po to, żeby finalnie pokazać, iż Tagard po prostu jest „maszynofilem”.

No dobrze, to teraz wróćmy do kalek. Tutaj niestety muszę przypieprzyć się do world-buildingu. Generalnie wszystkie kaleki w tym świecie mają trzy opcje: iść na służbę, do armii albo się zabić. O ile pierwsze i trzecie jest zrozumiałe pod kątem spójności tego świata, tak zastanowienie się nad tym, jak wyglądałby on z armią kalek na czele odejmuje mu wiarygodności. Po pierwsze: taka armia, delikatnie ujmując, zapewne nie jest zbyt wydajna, jeśli składa się z samych osób z niepełnosprawnością. Po drugie: jeśli armia składa się z samych osób, które w tym świecie są gnębione i traktowane jako nie-ludzie to prędzej czy później powinno dojść do otwartego zamachu stanu, w którym żołnierze-kaleki siłą przejmują władzę w państwie. A kaleki czasem naprawdę się butują, jak ładnie pokazuje to sytuacja w kopalni Logor Szalanów.

Mam jeszcze wiele wątpliwości na temat działania samej Woli, ale już nie widzę sensu, żeby dalej się w to zagłębiać.

Za zakończenie daję dodatkową gwiazdkę: ostatnie 40-30 stron naprawdę trzymało w napięciu i rozwiązanie również było zaskakujące. Szkoda tylko, że poza morderczym przedstawieniem na obradach nie zmieniło się nic. Kto w końcu został Arenaiem? Czy po tym wszystkim cokolwiek zmieni się w Antianie? Selimar właściwie miał dużo racji, mówiąc że niedługo zabraknie lądów do życia – chociaż życzę mu powodzenia z robieniem podbojów armią kalek.
Koniec wskazuje na to, że powinna powstać kontynuacja. Jeśli tak się stanie to pewnie po nią sięgnę, ale z dużą dozą ostrożności i nadzieją, że będzie to lepsza książka niż jej poprzedniczka.

Piękna sceneria, w której dostajemy rozwleczoną i nielogiczną historię. Będą grube spojlery.

Obrazowy world-building na pewno nie pozwoli zapomnieć o tej książce. Mamy wyspiarski świat (choć raczej ciężko wyobrazić sobie, jak wygląda niebo na planecie, która okrąża trzynaście słońc) upstrzony fantazyjnymi zwierzętami i "magicznymi" rodzajami skał i minerałów o wdzięcznych...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

KRONIKI NIGDZIEŚWIATA część 1: MIECZ OBOSIECZNY

Tak brzmi tytuł tej książki. Dlaczego została wydana pod innym? Nie wiadomo i Wydawnictwo Amber pewnie zamilknie o tym na wieki. Jestem pewna, że więcej osób sięgnęłoby po tę pozycję, gdyby jej tytuł nie został zmieniony tak, żeby brzmiał jak generyczne fantasy. Bo nazwa "Proroctwo wygnanych magów" zniechęciła mnie. Dopiero opis z tyłu okładki był w miarę przekonujący - a właściwie wzmianka o podwójnym życiu bohatera, bo poza tym opis też nie zachęca.

To jest dobra książka. Nie zwala z nóg, ale jest to przyjemne urban fantasy o Londynie. Nigdzieświat jest jak senne odbicie rzeczywistości. Główny bohater to nie jest rozpieprzający wrogów kozak, ale wrażliwy chłopak, co bardzo na plus (pierwsza scena, w której Finmere mówi, że ciastko ze świeczką, które dostaje raz w roku na urodziny jest wspaniałe i to wszystko na zimnych schodach budynku sądu, no kurde, ścisnęło mnie to). Jego przyjaciele też mają charakter, którego łatwo się nie zapomina, zwłaszcza pod koniec książki. Fowkes jest znakomity.

Pierwszy akt jest bardzo dobry, w drugim już trochę zgrzyt, bo sporo biegania z punktu do punktu, co trochę poprawia się w drugiej połowie. Trzeci akt trzyma w napięciu.

Minus - antagonista. Miał fajny build-up, ale nie okazał się godnym przeciwnikiem. Kolejna rzecz to, że bohaterowie czasem zbyt łatwo osiągali swój cel. Przydałoby im się więcej kłopotów. Pewne rzeczy po prostu udawały się same i za to chętnie dałabym pałę, lecz byłoby to niesprawiedliwe w stosunku do plusów. Język momentami bywa trochę pretensjonalny, mam nadzieję, że tu autorka nabierze wprawy w kolejnych tomach. Jednak Silverwood sprawnie buduje mroczny klimat i widać w niej inspiracje klasykami takimi jak Dickens, co jest właściwie powiedziane wprost. Warto zwrócić też uwagę na niekonwencjonalne pomysły na walkę (wykorzystanie elementów otoczenia jak np. studnia albo narzędzia kuchenne).

Tak, nastolatki są wysłani żeby "ratować świat": to jest YA. Wystarczy przeczytać opis i odłożyć książkę, jeśli komuś zgrzyta to za bardzo. Tu jednak dochodzimy do kwestii czasu. Motyw starzenia i oddawania/otrzymywania lat życia jest tu czymś, co zdecydowanie trzeba pochwalić. Mamy tu perspektywę nastolatków i dorosłych: wizja błyskawicznego zestarzenia się jest wystarczająco straszna, a co dopiero kiedy masz całe życie przed sobą. Młodzi idą, bo starzy nie mogą (bo są starzy), i to ich młodość (dosłownie) jest w stanie im pomóc.

Nie lubię motywu wszelkiego rodzaju przepowiedni, ale wszystko zależy od tego, jak zostanie on rozegrany. Dlatego z tym poczekam do kolejnych części, które niestety (lub stery) muszę przeczytać w oryginale, bo "z jakiegoś powodu" nie ukazały się one po polsku (tak, "tytule" na ciebie patrzę).

KRONIKI NIGDZIEŚWIATA część 1: MIECZ OBOSIECZNY

Tak brzmi tytuł tej książki. Dlaczego została wydana pod innym? Nie wiadomo i Wydawnictwo Amber pewnie zamilknie o tym na wieki. Jestem pewna, że więcej osób sięgnęłoby po tę pozycję, gdyby jej tytuł nie został zmieniony tak, żeby brzmiał jak generyczne fantasy. Bo nazwa "Proroctwo wygnanych magów" zniechęciła mnie. Dopiero...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wiecie, co jest bolączką wielu polskich autorów, począwszy od czasów Żeromskiego aż do dziś?
Że jest beznadziejnie. I koniec. Finito.
Tyle również można wynieść z "Liceum Ogólnomagicznego". To mogę powiedzieć bezspojlerowo. Spojlerowo będzie dopiero w ostatnim akapicie, więc jakby co, to ostrzegłam.

Przede wszystkim spodziewałam się znacznie więcej po kimś, kto sam uczy innych, jak pisać. Niestety, bo uważam, że pan Piersa mądrze gada, jego filmiki są merytoryczne i motywujące. Dlatego przez całą lekturę patrzyłam z przymrużeniem oka na pewne kwestie.

Pierwszą z nich jest nieporadność językowa, przez którą czasem miałam wrażenie, że czytam fanfik na blogu pisany przez prawdziwą nastolatkę - i gdyby to faktycznie napisała nastolatka na blogu, byłabym pod wrażeniem, ale nie jeśli podpisuje się pod tym doświadczony autor. Czasem zastanawiałam się, czy to nie jest celowy zabieg ze względu na główną bohaterkę, ale jeśli faktycznie tak było to trzeba to było ubrać w formę bloga/pamiętnika pisanego przez Milenę, a nie bawić się w trzecioosobową narrację, bo wtedy nie wiadomo, czy zdanie w stylu "uczniowie wypełnili korytarz jak woda suche koryto rzeki" jest myślą nastoletniej bohaterki czy zabiegiem autora. Jeśli to drugie, to kiepsko.

Druga sprawa to postacie. Wiem, że niektórzy narzekają, że są płaskie, ale to akurat nie jest prawda. Były dobrze zarysowane, różnorodne. Problemem jest sposób, w jaki zostały potraktowane - za szybko, po łebkach. Za to Milena jest nudna do bólu: chociaż dostajemy pod koniec jej ciekawą retrospekcję, to i tak niczego nie zmienia. Wystarczyłoby dać jej coś, co sprawiłoby, że chce jej się kibicować. Rozumiem, że miała być osobą, która stoi "pomiędzy", jednak wystarczyłoby niewiele, żeby pokazać prawdziwą trudność jej sytuacji. Wątek miłosny miał potencjał, ale skończył się... klapą. Przynajmniej z mojej perspektywy. W jaki sposób do tego doszło, tego już nie powiem, bo miało nie być spojlerów przed końcem.

Trzecią sprawą są przedłużające się akapity i kwestie. Zanim narrator dojdzie do sedna swojej myśli, zdąży rozwlec się na kilka linijek, to jedno. A drugie, że powielanie wciąż tego samego schematu staje się nudne: mam tu na myśli, proces w którym 1) skoro to jest liceum MAGICZNE to Milena oczekuje czegoś cool 2) okazuje się, że nic nie jest cool bo to Polska. To jest prawdziwe i fajne, rozumiem. Problem w tym, że Milena nie potrafi się tego nauczyć przez prawie sto stron i cały czas oczekuje czegoś cool, po czym jest sprowadzana na ziemię. Czy ona ma amnezję?

To wszystko jednak można byłoby wybaczyć, ponieważ pan Piersa dotyka w swojej książce poważnych problemów jakim jest szkolny bullying. I naprawdę nie byłabym tak rozczarowana tą książką, gdyby nie jej zakończenie.

I tutaj zaczynają się prawdziwe spojlery:

Otóż Liceum Ogólnomagiczne pokazuje nam, że NIC nie da się zrobić. Nieważne, co by się działo. Taki Mordechaj mógłby nawet kogoś zabić, zgwałcić, zaszlachtować, a nadal spokojnie chodziłby do szkoły i gnębił, kogo popadnie. Bo tak właśnie kończy się ta książka: gnębieni zostają jeszcze bardziej pognębieni, a gnębiący uchodzą bez żadnych konsekwencji. Ok, gnębieni również stają się agresywni, ale tylko dlatego, że zupełnie znikąd nie mają pomocy. Nikt ich nie rozumie i nikt ich nie zrozumie. Nieważne, że egzorcysta przesondował twój umysł i widzi dobre serce. To nie jest żaden argument - i tak idziesz do poprawczaka, gdzie musisz walczyć o siebie jeszcze bardziej niż wcześniej, a twój oprawca zostaje bez winy. A dlaczego nie można przesondować również umysłu oprawcy? No tak, bo jego starzy mają pozycję i hajs. A gdzie są rodzice tego drugiego chłopaka? (świerszcze) Ta książka tylko narzeka na to, że jest źle i koniec. Jeśli ktoś chce czegoś dowiedzieć o bullyingu, tutaj tego nie znajdzie. Jeśli ktoś liczy na dobre fantasy - podobnie, bo magia jest dziurawa jak szwajcarski ser i niekonsekwencja goni niekonsekwencję. Gdyby nie do przesady gorzkie zakończenie, z ręką na sercu polecałabym tę książkę młodym, z których przecież tak wielu choruje na depresję. W tym przypadku tego nie zrobię.

Wiecie, co jest bolączką wielu polskich autorów, począwszy od czasów Żeromskiego aż do dziś?
Że jest beznadziejnie. I koniec. Finito.
Tyle również można wynieść z "Liceum Ogólnomagicznego". To mogę powiedzieć bezspojlerowo. Spojlerowo będzie dopiero w ostatnim akapicie, więc jakby co, to ostrzegłam.

Przede wszystkim spodziewałam się znacznie więcej po kimś, kto sam uczy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka ta przypadkiem trafiła w moje ręce i widać, że została wydana w vanity press. Pieski w niebie mieszkają w drewnianych domkach, jedzą ludzkie jedzenie, gotują, uprawiają sporty i biorą udział w konkursach. Wszyscy są przyjaźni i chociaż to jest niebo, nadal są w stanie odczuwać głód i zimno. Jako że jest to powieść poświęcona pamięci zmarłego pupila autorki, pozostawiam bez oceny.

Książka ta przypadkiem trafiła w moje ręce i widać, że została wydana w vanity press. Pieski w niebie mieszkają w drewnianych domkach, jedzą ludzkie jedzenie, gotują, uprawiają sporty i biorą udział w konkursach. Wszyscy są przyjaźni i chociaż to jest niebo, nadal są w stanie odczuwać głód i zimno. Jako że jest to powieść poświęcona pamięci zmarłego pupila autorki,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jest to pierwsza książka, o której mówię zdecydowanie, że powinien przeczytać ją absolutnie każdy.

Jest to pierwsza książka, o której mówię zdecydowanie, że powinien przeczytać ją absolutnie każdy.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Najbardziej zaskakująca i dojrzała ze wszystkich części "Zwierzoduchów". Z niecierpliwością czekam na ostatni tom.

Najbardziej zaskakująca i dojrzała ze wszystkich części "Zwierzoduchów". Z niecierpliwością czekam na ostatni tom.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Już miałam wychodzić ze sklepu, gdy zaczęłam oglądać tę książkę. Po przeczytaniu opisu i kilku akapitów wiedziałam już, że nie będę mogła bez niej wyjść. I nie pomyliłam się. Wyznaję zasadę, że wybierając utwory dla siebie nie patrzę na target, tylko na to o czym one naprawdę mówią. Ta książka przemówiła do mnie całą sobą: przygoda klasycznie fantastyczna, lecz całkowicie odmieniona przez ślepotę głównego bohatera. Autor nie rozczula się nad jego "niepełnosprawnością", wręcz przeciwnie, niejednokrotnie przedstawia ją nawet jako atut. Podobne podejście ma do czytelnika: nie patyczkuje się z nim i wprowadza kilka pełnych grozy wątków, które mogłyby przestraszyć co młodsze i wrażliwsze dzieci. Dlatego polecam ją raczej czytelnikom 10+, akurat w wieku głównego bohatera. A naprawdę warto, dobrze zarysowana tajemnica, elementy układanki odsłaniają się we właściwym tempie, przy tym wszystkim oryginalne postacie o niekonwencjonalnych obliczach. Pełna smaku i wielu innych zmysłów narracja, w której wzrok sprowadzony jest na dalszy plan.

Już miałam wychodzić ze sklepu, gdy zaczęłam oglądać tę książkę. Po przeczytaniu opisu i kilku akapitów wiedziałam już, że nie będę mogła bez niej wyjść. I nie pomyliłam się. Wyznaję zasadę, że wybierając utwory dla siebie nie patrzę na target, tylko na to o czym one naprawdę mówią. Ta książka przemówiła do mnie całą sobą: przygoda klasycznie fantastyczna, lecz całkowicie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Też zainteresowałam się książką dopiero po obejrzeniu filmu, ale nie przeszkadza mi że różnią się od siebie. Wręcz przeciwnie, o wiele lepiej jest tu opisany świat i zwyczaje smoków (które na dodatek mają własny język!), iście zwierzęca mentalność przeplata się między nimi a dzikimi Wikingami. A w tym wszystkim jest Czkawka wyjęty jakby z zupełnie innej bajki, musi się w tym wszystkim odnaleźć i robi to w brawurowy sposób. Piękna książka, która pokazuje że rozum i prawdziwa pasja jest silniejsza od przerośniętych mięśni i bezmyślnego wrzasku. Tym, którzy twierdzą, że jest obrzydliwa i głupia radzę sprawdzić znaczenie słowa satyra. Polecam zarówno dzieciom jak i dorosłym.

Też zainteresowałam się książką dopiero po obejrzeniu filmu, ale nie przeszkadza mi że różnią się od siebie. Wręcz przeciwnie, o wiele lepiej jest tu opisany świat i zwyczaje smoków (które na dodatek mają własny język!), iście zwierzęca mentalność przeplata się między nimi a dzikimi Wikingami. A w tym wszystkim jest Czkawka wyjęty jakby z zupełnie innej bajki, musi się w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Najlepsza część cyklu.

Najlepsza część cyklu.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jak byłam młodsza nie mogłam się do niej przekonać i przestałam czytać po paru rozdziałach, ale niedawno przypomniałam sobie o niej i przeczytałam z przerwami. Książka jest świetna, ale musiałam dojrzeć żeby móc zrozumieć niektóre dziwne zachowania sieroty z dziewiętnastowiecznego USA.

Jak byłam młodsza nie mogłam się do niej przekonać i przestałam czytać po paru rozdziałach, ale niedawno przypomniałam sobie o niej i przeczytałam z przerwami. Książka jest świetna, ale musiałam dojrzeć żeby móc zrozumieć niektóre dziwne zachowania sieroty z dziewiętnastowiecznego USA.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Tomek Sawyer to miłość mojego dzieciństwa ;D

Tomek Sawyer to miłość mojego dzieciństwa ;D

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Istny cud

Istny cud

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dość krwawa ta książka, ale długo szukałam takiej, której akcja toczy się w wilczych realiach. Trochę szkoda, że głównym bohaterem jest pies, bo tak naprawdę najistotniejsze dla mnie były dla mnie losy innych postaci i na końcu poczułam pewien niedosyt. Mimo to bardzo mi się podobała i dowiedziałam się wielu rzeczy, które są mi potrzebne.

Dość krwawa ta książka, ale długo szukałam takiej, której akcja toczy się w wilczych realiach. Trochę szkoda, że głównym bohaterem jest pies, bo tak naprawdę najistotniejsze dla mnie były dla mnie losy innych postaci i na końcu poczułam pewien niedosyt. Mimo to bardzo mi się podobała i dowiedziałam się wielu rzeczy, które są mi potrzebne.

Pokaż mimo to