rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Pamiętam czasy, kiedy Joy Division było niemal jedynym zespołem, jakiego mogłam słuchać. I nie były to dla mnie dobre czasy. Mimo wszystko książkę przeczytałam z wielkim zainteresowaniem, a wręcz nieznaną przyjemnością. Z podobnymi uczuciami wróciłam do słuchania zespołu, a nie gościli w moich głośnikach od kilku dobrych lat. Sama książka na mojej półce przeczekała swoje, choć mam aż dwa egzemplarze, jeden kupiłam sama, a drugi dostałam od przyjaciela, oba egzemplarze są właśnie z tamtych moich czasów. No, ale dość o mnie, bo wszak recenzja książki to nie ma być kolejna autobiografia, tym razem czytelnika.

Hooky napisał (lub, w co bardziej wierzę, podyktował) niezwykle interesującą rzecz. Bo nigdy bym się nie spodziewała, że tak depresyjny zespół to w rzeczywistości jajcarze. Fantastycznie potraktowane zostały fakty dotyczące relacji między chłopakami, sposobu opracowywania materiału, podziału ról czy opisy samych koncertów i prób. Na plus zaliczam na pewno też to, ile jest w tej pozycji faktów dotyczących życia i postaci Iana. Oczywiście musiało być o nim więcej niż o innych (z wyjątkiem samego) Petera Hooka, bo był wszak liderem. Ale też z innego powodu: sam już tego wszystkiego nie opowie, a inni mogą. Dodatkowo wysoko oceniam kalendarium między rozdziałami i opis każdej piosenki z dwóch wydanych płyt.

Dlaczego więc tylko taka ocena, a nie wyższa? Powiedziałabym, że z porównania z innymi książkami, które są po prostu dla mnie ciekawsze.

Pamiętam czasy, kiedy Joy Division było niemal jedynym zespołem, jakiego mogłam słuchać. I nie były to dla mnie dobre czasy. Mimo wszystko książkę przeczytałam z wielkim zainteresowaniem, a wręcz nieznaną przyjemnością. Z podobnymi uczuciami wróciłam do słuchania zespołu, a nie gościli w moich głośnikach od kilku dobrych lat. Sama książka na mojej półce przeczekała swoje,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie jestem typem czytelnika, który potrafi przeczytać całą książkę na raz. Najczęściej zajmuje mi to około tygodnia-dwóch, w zasadzie niezależnie od tego, czy książka mi się podoba, czy nie (chyba że budzi we mnie wyjątkowy zachwyt, ale to się zdarza raczej rzadko). Niestety, podobnie jest nawet z niepełnoprawnymi książkami, które są raczej opowiadaniami. Używając słowa „niepełnoprawne”, nie uderzam w ich walory stylowe czy treściowe, ani nawet wizualne, które czasami są naprawdę wysokie, nawet wyższe od grubych tomiszczy. Chciałabym, żeby każdy podarunek, który komuś daję był taką perełką jak Dom z papieru Carlosa Marii Domingueza.

Książka o książkach to dla książkomaniaków gratka podwójna, zwłaszcza, jeśli te książki, które są opisane, wokół których toczy się akcja, to dzieła same w sobie, pozycje, ważne, uznane, interesujące i zaczytywane. Nie czytałam jeszcze Smugi cienia Josepha Conrada (więcej – nie czytałam jeszcze nic tego autora!), ale Carlos Maria Dominguez skutecznie mnie do tego zachęcił swoim Domem z papieru. Skoro jakaś książka zasłużyła na to, żeby stać się bohaterką innej, to coś musi w niej być, a w tym przypadku jestem o tym zupełnie przekonana.

Jeśli chcecie poznać całość opinii, odwiedzcie nas pod adresem: http://przeczytalnik.pl/dom-z-ksiazek/

Nie jestem typem czytelnika, który potrafi przeczytać całą książkę na raz. Najczęściej zajmuje mi to około tygodnia-dwóch, w zasadzie niezależnie od tego, czy książka mi się podoba, czy nie (chyba że budzi we mnie wyjątkowy zachwyt, ale to się zdarza raczej rzadko). Niestety, podobnie jest nawet z niepełnoprawnymi książkami, które są raczej opowiadaniami. Używając słowa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Każdy gracz wie, czym są elfy i krasnoludy. Wszyscy fani Harry’ego Pottera słyszeli o trollach i smokach. Natomiast interesujące się fantastyką przedstawicielki płci pięknej (choć często się do tego nie przyznają) doskonale orientują się w kwestii przeuroczych wampirów i niezwykle męskich wilkołaków. Jednak rzadko zastanawiamy się, skąd w ogóle wzięły się te wszystkie przerażające (tak przynajmniej było dawniej) stworzenia. Z pomocą przychodzi nam trylogia Artura Szrejtera – Mitologia Germańska: opowieści o bogach mroźnej Północy, Bestiariusz Germański: potwory, olbrzymy i święte zwierzęta oraz Demonologia Germańska: duchy, demony i czarownice.

Pierwsza z książek – Mitologia Germańska: opowieści o bogach mroźnej Północy – traktuje o legendach i mitach wyjaśniających działanie zjawisk przyrody czy opowiadających losy bogów oraz stworzonych przez nich istot. Mitologia Germańska nie jest książką historyczną – osoby, które poszukują w niej wiedzy stricte akademickiej będą zawiedzione. Po pierwsze jest napisana bardzo przystępnym językiem, dzięki czemu czyta się ją jak zwykłą powieść beletrystyczną. Nie jest również wypełniona setkami dat, definicjami i zajmującymi pół strony przypisami, przez co książka staje się jeszcze bardziej przystępna. Z drugiej strony, Mitologia Germańska bardzo przez to traci na merytorycznej wartości. Powinny po nią sięgnąć przede wszystkim osoby nieposiadające dużej wiedzy w zakresie mitologii germańskiej. Dostaną dzieło, które wprowadzi ich w problematykę – dowiedzą się, jak dawni ludzie tłumaczyli sobie rzeczy zachodzące wokół nich, dowiedzieć się, w co wierzyli oraz przekonać się, ile prawdy zawierają w sobie telewizyjne produkcje. Znawcy tematu nie znajdą tam zbyt wiele pionierskich informacji mogącymi poszerzyć zakres ich wiedzy.

Całość pod adresem: http://przeczytalnik.pl/477/

Każdy gracz wie, czym są elfy i krasnoludy. Wszyscy fani Harry’ego Pottera słyszeli o trollach i smokach. Natomiast interesujące się fantastyką przedstawicielki płci pięknej (choć często się do tego nie przyznają) doskonale orientują się w kwestii przeuroczych wampirów i niezwykle męskich wilkołaków. Jednak rzadko zastanawiamy się, skąd w ogóle wzięły się te wszystkie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Morza Wszeteczne to powieść fantasy z piratami w roli głównej. To właśnie ten ostatni element zwraca uwagę. Wiadomo, że jak są piraci, to z pewnością nie zabraknie przygód, skarbów i pięknych kobiet. Ponieważ to fantasy dodać należy jeszcze ratowanie świata przed zagładą. Jak wplątać się w kabałę, to na całego!

Historia rozpoczyna się od ataku na miasto Necroville, w którym przebywa załoga głównego bohatera kapitana Rolanda, zwanego Wywijasem. Kapitan zrzuca z siebie dziewczynę, budzi swoich kamratów i rozpoczyna akcję ewakuacyjną. Niestety, piracki okręt Orlica zostaje zatopiony. Roland zmuszony jest zawrzeć pakt ze Złem, mieszkającym pod miastem, zabić demona Zagładę, który jest prowodyrem zamieszania, wyciąć w pień wrogów i przejąć ich statek, Błędnego Rycerza.

Zapraszamy do przeczytania całej recenzji na stronie: http://przeczytalnik.pl/kto-wybierze-sie-na-morza-wszeteczne/

Morza Wszeteczne to powieść fantasy z piratami w roli głównej. To właśnie ten ostatni element zwraca uwagę. Wiadomo, że jak są piraci, to z pewnością nie zabraknie przygód, skarbów i pięknych kobiet. Ponieważ to fantasy dodać należy jeszcze ratowanie świata przed zagładą. Jak wplątać się w kabałę, to na całego!

Historia rozpoczyna się od ataku na miasto Necroville, w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Zastanawiając się, jak zacząć tę recenzję, szukałam odpowiedzi na pytanie, czy to książka bardziej do rozumienia czy czucia. Nie jestem w stanie zrozumieć, jakimi środkami Jean Genet osiągnął to, co osiągnął, a wydawało mi się, że jego twórczość nie jest dla mnie zagadką. Przeczytałam prawie wszystkie jego – nazwijmy to tak – powieści (została mi „Matka Boska Kwietna”) i jeden dramat. Nie wiem, czy Zakochany jeniec jest książką bardziej intelektualną czy działającą na emocje. Kiedy już stwierdzam to drugie, zatrzymuję się, bo coś mi nie pasuje. Więc to chyba tak: książka działa na emocje przez swój intelektualizm.

W tej najmniej znanej książce autora, którego wcześniejszymi utworami zachwycili się Sartre i Cocteau, znajdziemy dużo z dawniejszej twórczości. Przede wszystkim strumień świadomości, nieuporządkowanie, w zasadzie zapis myśli; autor znów pisze tak, że trzeba się mocno skupić, żeby wszystko zrozumieć, ogarnąć, ale nawet przy pełnej koncentracji to może się nie udać. Zaryzykuję stwierdzenie, że właśnie to musi się podobać w twórczości pisarza, inaczej trudno będzie przebrnąć przez jego teksty.

Całość do przeczytania pod adresem: http://przeczytalnik.pl/?p=437

Zastanawiając się, jak zacząć tę recenzję, szukałam odpowiedzi na pytanie, czy to książka bardziej do rozumienia czy czucia. Nie jestem w stanie zrozumieć, jakimi środkami Jean Genet osiągnął to, co osiągnął, a wydawało mi się, że jego twórczość nie jest dla mnie zagadką. Przeczytałam prawie wszystkie jego – nazwijmy to tak – powieści (została mi „Matka Boska Kwietna”) i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Polacy mają Marka Krajewskiego, Rosjanie mają Borisa Akunina. Obaj piszą kryminały, obaj umieszczają akcję około stu lat temu. Krajewski pisze już o wielu XX, Akunin cofa się w czasie jeszcze bardziej – do wieku XIX. Cykl o Eraście Pietrowiczu Fandorinie – urzędniku do specjalnych poruczeń przy jego ekscelencji generale-gubernatorze – przepięknie sięga do dobrych wzorców starej literatury, starannie wybierając to, co może spodobać się dzisiejszemu czytelnikowi. Akunin nie idzie przy tym na łatwiznę i próbując zabawić współczesnych, nie używa języka obecnych mieszkańców Moskwy i Petersburga, tylko ich dziadków i pradziadków. Traktuje czytelnika z szacunkiem, zakładając, że ten jest inteligentny. To też przypomina Krajewskiego.

Jeśli nie jest się na to przygotowanym, pierwsze strony jego krótkich dziełek mogą być jak zimny prysznic, kiedy wodę mamy nastawioną na gorąc, albo strzał w mordę, kiedy spodziewaliśmy się pogłaskania. W zasadzie może też być odwrotnie – przy odpowiednim nastawieniu i słabości do takiego, a nie innego pisania niespodzianka będzie przyjemna. Szczególnie jeśli czytelnik jest fanem Rosji i jej literatury. Ja nie jestem (chodzi o to pierwsze, to drugie – przyznaję się – za mało znam). Nie jestem w stanie ocenić, co faktycznie pochodzi od autora, a co jest zasługą tłumacza, jestem z tego pokolenia, które już nie musiało się uczyć rosyjskiego. Jakkolwiek bądź, język czaruje i przenosi do dawnego państwa carów. Samo to, że Fandorin zajmuje się specjalnymi poruczeniami, a nie zadaniami, daje nam odczuć, o co chodzi. Uważam, że w tym Akuninowi udało się wygrać z Krajewskim – język Eberharda Mocka, a też narratora w książkach wrocławskiego autora jest nam bliższy.

Reszta recenzji do przeczytania pod adresem: http://przeczytalnik.pl/?p=350

Polacy mają Marka Krajewskiego, Rosjanie mają Borisa Akunina. Obaj piszą kryminały, obaj umieszczają akcję około stu lat temu. Krajewski pisze już o wielu XX, Akunin cofa się w czasie jeszcze bardziej – do wieku XIX. Cykl o Eraście Pietrowiczu Fandorinie – urzędniku do specjalnych poruczeń przy jego ekscelencji generale-gubernatorze – przepięknie sięga do dobrych wzorców...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Powieść Marii Nurowskiej to jedyna książka, która rozgrzebała i podpaliła we mnie stan lęku. Nie strachu czy paniki. Ten lęk, który żarzył się potem przez wiele tygodni, zmusił mnie do długiego rachunku sumienia. Zadałam sobie pytanie: co mam zrobić ze słowami, których się boję i wstydzę?

Nie spodziewałam się tego. Akurat szukałam książki lekkiej, tej z gatunku „do czytania w tramwajach”. Zmęczył mnie Pilch, rozczarował Żuławski, zastanowiła Bator. Chciałam czegoś zwiewnego. Zaszyłam się na długo w starym antykwariacie, w końcu wybrałam kilka pozycji i już miałam wychodzić, gdy na półce mignęło mi przed oczami: Nurowska. Zajrzałam za zakładkę.
----------------------------------------------------
Całość do przeczytania na stronie: http://przeczytalnik.pl/?p=154

Powieść Marii Nurowskiej to jedyna książka, która rozgrzebała i podpaliła we mnie stan lęku. Nie strachu czy paniki. Ten lęk, który żarzył się potem przez wiele tygodni, zmusił mnie do długiego rachunku sumienia. Zadałam sobie pytanie: co mam zrobić ze słowami, których się boję i wstydzę?

Nie spodziewałam się tego. Akurat szukałam książki lekkiej, tej z gatunku „do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Akcja i intrygi to składniki większości książek fantastycznych. Andrzej Ziemiański w trylogii „Achaja” pokazał, jak wiele jednych i drugich potrafi zmieścić się na kartach powieści. W „Pomniku Cesarzowej Achai” autor wręcz przechodzi samego siebie.

Chwała orężu Rzeczpospolitej! Polska wyprawa ekspedycyjna za Góry Pierścienia, znajdujące się na równiku, osiągnęła sukces. Tymczasowa baza w Dolinie Sait, przyczółek dzielnych polskich żołnierzy, to tylko pierwszy przystanek na drodze do dominacji nad nowymi ziemiami. Tam armia potworów, wzbudzających przerażenie w Cesarstwie Arkach i dziesiątkująca służby specjalne cesarstwa, została wybita w pień, dzięki znacznej przewadze technologicznej naszej marynarki wojennej. Karabiny maszynowe, gazy bojowe, samochody, czołgi, wiatrakowce, żelazne okręty, łodzie podwodne- tego na półkuli, którą tysiąc lat wcześniej zamieszkiwała Achaja, nie uświadczysz.

Drugi tom „Pomnika Cesarzowej Achai” uwypukla różnicę cywilizacyjną między Cesarstwem a wojskami Rzeczpospolitej, potężniejszej niż moglibyśmy się tego spodziewać po żołnierzach z epoki dwudziestolecia międzywojennego. Polacy jednak nie idą podbijać napotkanych ludów, dysponujących co najwyżej bronią skałkową. Szukają cennych surowców, jakie pozwolą im funkcjonować, a przede wszystkim ropy naftowej do ich pojazdów. Z Cesarstwa Arkach chcą uczynić swojego sojusznika, takiego który rozumie, iż współpraca będzie dla niego korzystna. Dzięki lepszej technologii, Polacy szybko zyskują miano zbawców: doktor Siwecki dzięki penicylinie leczy zapalenie płuc syna jednego z książąt, zyskując famę wielkiego uzdrowiciela. Od wieści o przybyciu ludzi z żelaznych statków rozpoczyna się gra wywiadów Marynarki RP, Służb Specjalnych Arkach (tzw. speckurew) i Organizacji Randa.

Ten ostatni jest postacią niezwykle inteligentną i szybko przystosowującą się do nowej sytuacji. We współpracy z komandorem Tomaszewskim widzi okazję do pomocy Cesarzowej, ludowi, a także samemu sobie. W końcu: czy przystoi osobie, zajmującej się zbieraniem i rozsiewaniem plotek wykorzystanie zaistniałej sytuacji?


autor: Ausir
Co z paniami, niezwykle istotnymi w uniwersum wykreowanym przez Ziemiańskiego? Shen wykonała swoją misję dostarczenia tajnego raportu, za co znalazła się w najciemniejszym lochu najgorszego więzienia w Cesarstwie. Sharri, Nanti, Nuk i reszta członków Korpusu wysłanego do Sait nie chcą wrócić do Cesarstwa, a czarownica Kai wiernie trwa u boku komandora Tomaszewskiego. Kobiety, pełniące najważniejsze funkcje w Cesarstwie – od Cesarzowej po żołnierzy, szpiegów, nawigatorów i czarownice – nie zostały na nich umieszczone przez autora z powodów ideologicznych. To nie gender. Kobieta, by dać sobie radę, musi działać jak mężczyzna, nie przestając myśleć jak kobieta. Kai cechuje się żołnierskim pragmatyzmem i opanowaniem wojskowego słownictwa, a jednocześnie jest wrażliwa i delikatna. Powoli zaczyna czuć miętę do komandora Tomaszewskiego. W tle pojawia się wątek tytułowego Pomnika Cesarzowej Achai, który każdy chce zdobyć, właściwie nie wiadomo dlaczego.

Proste, sympatyczne postacie, dosadne, ale błyskotliwe dialogi, humor i akcja – tego uświadczysz w drugim tomie „Pomnika…”. Powieść napisana została jasnym językiem, dzięki czemu czytelnik nie ma problemów ze zrozumieniem treści. Jest to istotne zwłaszcza, gdy tak jak ja, lekturę cyklu zacząłem od drugiego tomu. Autor zostawia dla takiego czytelnika liczne tropy, pozwalające domyślać się jak toczyła się akcja pierwszego tomu. Przy tym nie pozwala mu zagubić się w mnogości wątków. W tej książce fabuła nie tylko pędzi z kopyta, ale wręcz gna jak szalona lokomotywa, a czytelnik wraz z nią. Nie sprawia to, że „Pomnik Cesarzowej Achai” jest po prostu czytadłem. Do myślenia daje odpowiedzialność, jaka spada na Polaków za sprowadzanie zdobyczy cywilizacyjnych. Na przykład pierwszym, co trafia w ręce sojuszniczej Organizacji Randa jest broń, której sekrety powoli odkrywa rusznikarz Kadir. Jakie będą tego konsekwencje i czy na ziemiach Cesarstwa Arkach da się prowadzić nowoczesną wojnę? Czy karabiny Kadira okażą się dostatecznie ekonomiczne w użyciu?

Innym wątkiem, który skłania do rozważań jest kwestia różnicy kulturowo-obyczajowej między naszymi rodakami a Arkach, zwłaszcza w kwestii traktowania żołnierzy. Wojskowa doktryna Arkach polega na szkoleniu kobiet i rzucaniu ich w bój. Żadna nawet nie śmie myśleć o odwrocie, czy dezercji karanych plutonem egzekucyjnym. Polscy wojskowi natomiast mają swoje prawa. Właśnie ta ich wolność, znacznie większa niż w armii Arkach, uwodzi członkinie Korpusu z Sait, które nie chcą wracać do ojczyzny.

Jeśli szukasz fabuły, która wciągnie Cię na jedną, dwie noce (tak trudno się od niej oderwać!), a w dodatku jesteś fanem kultowego cyklu „Achaja” Ziemiańskiego, bierz się do czytania. Jeśli nic nie słyszałeś o Achai, to najwyższy czas przekonać się o co w tym wszystkim chodzi. Uwaga! Niesamowicie wciąga!
------
Recenzja umieszczona na stronie: http://przeczytalnik.pl/?p=170

Akcja i intrygi to składniki większości książek fantastycznych. Andrzej Ziemiański w trylogii „Achaja” pokazał, jak wiele jednych i drugich potrafi zmieścić się na kartach powieści. W „Pomniku Cesarzowej Achai” autor wręcz przechodzi samego siebie.

Chwała orężu Rzeczpospolitej! Polska wyprawa ekspedycyjna za Góry Pierścienia, znajdujące się na równiku, osiągnęła sukces....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jakie to w zasadzie ma znaczenie, kiedy umrzemy, skoro i tak wszyscy musimy przez to przejść? Po śmierci przecież i tak po prostu nie żyjesz, więc co za różnica? Tylko że kiedy będziesz znał Tę Datę, możesz zacząć patrzeć na to wszystko w zupełnie inny sposób. Możesz się zacząć nawet bać i pragnąć przeżyć kilka dodatkowych dni, miesięcy, lat. Bo to twoje życie jest dla ciebie najcenniejsze. Przynajmniej dla Mersaulta było.

Pozwolę sobie na kilka słów wstępu. Wyjechałam do Francji na Erasmusa i w związku z tym postanowiłam czytać książki francuskie lub o Francji. Pierwszą z nich był „Obcy” Alberta Camusa. Pozycja niesamowicie trudna. Nie przywykłam do odczytywania symboli. Dla mnie zabity Arab to zabity Arab, a cela więzienna to cela więzienna. Co innego filozofia, bez choćby elementarnej wiedzy na temat egzystencjalizmu czy myślenia absurdalnego bardzo trudno zrozumieć tekst tej książki. To właśnie podstawy filozoficzne sprawiły, że cieniutka książeczka stała się wielkim dziełem, a jej autor dostał nagrodę Nobla (1957r.).

I tradycyjnie już zapraszam na stronę http://przeczytalnik.pl/uczciwosc-czyli-przeciw-klamstwu/ po całość.

Jakie to w zasadzie ma znaczenie, kiedy umrzemy, skoro i tak wszyscy musimy przez to przejść? Po śmierci przecież i tak po prostu nie żyjesz, więc co za różnica? Tylko że kiedy będziesz znał Tę Datę, możesz zacząć patrzeć na to wszystko w zupełnie inny sposób. Możesz się zacząć nawet bać i pragnąć przeżyć kilka dodatkowych dni, miesięcy, lat. Bo to twoje życie jest dla...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie lubię bestsellerów. Może to bardzo płytkie, ale okładki przepełnione pochlebnymi wypowiedziami recenzentów, wielkim napisem Milion sprzedanych egzemplarzy, a co gorsze, sygnowane przez postacie ze świata mediów, odstraszają mnie bardziej niż prezentowana w szkołach twórczość Adama Mickiewicza. PR-owski zabieg, mający zachęcić do kupna produktu, w moim przypadku, zdecydowanie do niego zniechęca. Mimo wszystko, zdarzają się czasami wyjątki i na moich półkach lądują właśnie takie książki.

Pacific Crest Trail jest pierwszym szlakiem turystycznym biegnącym przez całe zachodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych. Trasa licząca niemalże 4500 tysiąca kilometrów ciągnie się przez przepełnione dzikimi zwierzętami leśne ostępy, niezwykle niebezpieczną pustynię Mojave, zdradliwe górskie pasma – bariery, które po dziś dzień, zatrzymują wielu doświadczonych i znakomicie wyekwipowanych podróżników. Cheryl Strayed, młoda studentka z Minnesoty, mimo braku umiejętności survivalowych, miejskich przyzwyczajeń i braku specjalistycznego sprzętu, decyduje się stanąć twarzą w twarz z demonami własnej przeszłości mierząc się tym samym z potworem zwanym Pacific Crest Trail.

Całość recenzji do przeczytania pod adresem: http://przeczytalnik.pl/na-koncu-dro­gi-jest-no­wy-poczatek/

Nie lubię bestsellerów. Może to bardzo płytkie, ale okładki przepełnione pochlebnymi wypowiedziami recenzentów, wielkim napisem Milion sprzedanych egzemplarzy, a co gorsze, sygnowane przez postacie ze świata mediów, odstraszają mnie bardziej niż prezentowana w szkołach twórczość Adama Mickiewicza. PR-owski zabieg, mający zachęcić do kupna produktu, w moim przypadku,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Aleksander Portnoy jest Żydem. I myśli rozporkiem. Ale nawet nim myśli o tym, że jest Żydem. Pochodzenie jest jego największym problemem – chciałby się mu wyrwać, żyć bez przejmowania się nim, ale nie potrafi. Świat jest dla niego podzielony na to, co żydowskie i to, co gojowskie. Pierwsze jest dla niego niejako odpychające, ale jednocześnie bliskie, a drugie pociągające, jednak jakby przerażające, a na pewno – obce. Nawet dziewczyny nie są dla niego po prostu dziewczynami, tylko żydówkami albo gojkami (sziksami), choć stanowią jeden z najważniejszych tematów tej książki.

Kompleks Portnoya Philipa Rotha, poza ostatnim rozdziałem złożonym z dwóch zdań, stanowi zapis opowieści, którą Portnoy uraczył swojego milczącego psychiatrę. Psychoanalizy to rzecz bardzo modna w Stanach Zjednoczonych (udowadnia to Woody Allen), kraju bohatera, nie tylko zresztą teraz, bo w latach 60. ubiegłego wieku także. To właśnie wtedy Aleksander Portnoy leżał na kozetce wypluwając w ucho lekarza całe swoje życie, które zaczęło się 33 lata wcześniej.

Cała recenzja pod adresem: http://przeczytalnik.pl/niekoszerny-skandal/
Zapraszamy!

Aleksander Portnoy jest Żydem. I myśli rozporkiem. Ale nawet nim myśli o tym, że jest Żydem. Pochodzenie jest jego największym problemem – chciałby się mu wyrwać, żyć bez przejmowania się nim, ale nie potrafi. Świat jest dla niego podzielony na to, co żydowskie i to, co gojowskie. Pierwsze jest dla niego niejako odpychające, ale jednocześnie bliskie, a drugie pociągające,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kiedy na stronie pojawiła się wzmianka, że kolejną recenzowaną przeze mnie książką będzie Hrabia Monte Christo Aleksandra Dumasa, niemalże od razu pojawiły się głosy aprobaty słane przez niewielkie grono moich przyjaciół i zarazem czytelników. To jedna z najlepszych książek jakie czytałem. Wchłonąłem go dwa razy i nie miałem dość. Nareszcie recenzja Hrabiego. Bez wątpienia możemy zaliczyć ją do kanonu literatury światowej – pisali. Strach pomyśleć co będzie się działo, jeśli okaże się, że mam zdecydowanie inne zdanie na temat powieści Aleksandra Dumasa.

Przełom wieków XVIII i XIX we Francji uznawany jest za jeden z najkrwawszych okresów w całej historii kraju. Wielka Rewolucja, czas panowania gilotyny, przejęcie władzy przez Napoleona, jego wielki marsz przez Europę i jeszcze większa klęska, Restauracja Burbonów, a po niej czas poszukiwania winnych. Zdetronizowany Cesarz zostaje zesłany na Elbę, wyspę położoną pomiędzy Półwyspem Apenińskim i Korsyką, gdzie upokorzony ma doczekać końca swoich dni. W tym naturalnym więzieniu Napoleon Bonaparte spotyka głównego bohatera powieści, nic nieznaczącego marynarza, Edmunda Dantesa.

Zapraszamy na stronę, gdzie można przeczytać całą recenzję: http://przeczytalnik.pl/nadzieja-i-zemsta/

Kiedy na stronie pojawiła się wzmianka, że kolejną recenzowaną przeze mnie książką będzie Hrabia Monte Christo Aleksandra Dumasa, niemalże od razu pojawiły się głosy aprobaty słane przez niewielkie grono moich przyjaciół i zarazem czytelników. To jedna z najlepszych książek jakie czytałem. Wchłonąłem go dwa razy i nie miałem dość. Nareszcie recenzja Hrabiego. Bez wątpienia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Gdy zgasną światła, a mrok rozłoży się po ścianach, podłodze i suficie, padający na ścianę cień kubka po niedopitej herbacie przyjmie obraz psychopaty z nożem. Wszystkie horrory, które śmieszyły nas za dnia, teraz wywołują niepokój i strach. Kiedy ciemność zaczyna gęstnieć i zbliża się pora snu, wyobraźnia zaczyna tworzyć prawdziwą, wymykającą się spod kontroli sztukę.

W powieści Łowca Jamesa V. Smitha Jr. mamy okazję przeczytać dwie odrębne historie, przeplatające się ze sobą rozdział za rozdziałem, aby połączyć się w najmniej spodziewanym momencie w jedną spójną całość. Autor, znany z trylogii Bestii, tym razem zabrał się za opowieść w stylu Boogeymana i zrobił to w bardzo pomysłowy i mroczny sposób.

Całą opinię można przeczytać pod adresem: http://przeczytalnik.pl/czas-zapolowac-na-lowce/

Gdy zgasną światła, a mrok rozłoży się po ścianach, podłodze i suficie, padający na ścianę cień kubka po niedopitej herbacie przyjmie obraz psychopaty z nożem. Wszystkie horrory, które śmieszyły nas za dnia, teraz wywołują niepokój i strach. Kiedy ciemność zaczyna gęstnieć i zbliża się pora snu, wyobraźnia zaczyna tworzyć prawdziwą, wymykającą się spod kontroli sztukę.

W...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wyłam podczas czytania jej jak pies do księżyca. Książka o mnie...

Wyłam podczas czytania jej jak pies do księżyca. Książka o mnie...

Pokaż mimo to