-
Artykuły
„Shrek 5”, nowy „Egzorcysta”, powrót Avengersów, a także ekranizacje Kinga, Dahla i Hernana DiazaKonrad Wrzesiński5 -
Artykuły
„Wyluzuj, kobieto“ Katarzyny Grocholi: zadaj autorce pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać32 -
Artykuły
„Herbaciany sztorm”: herbatka z wampiramiSonia Miniewicz2 -
Artykuły
Wakacyjne „Książki. Magazyn do Czytania”. Co w nowym numerze?Konrad Wrzesiński11
Biblioteczka
2019-11-07
2018-02-18
2016-09-09
Kurcze. Dawno nie byłam tak rozczarowana książką. Po bardzo sympatycznym "Japońskim wachlarzu" (który czytałam jednak 5 lat temu), "Reking z parku Yoyogi" jawi mi się niczym kiepski żart. Sięgnęłam po garść sympatycznych esejów o Japonii, które może poszerzą nieco moją wiedzę na temat kraju, o którym śnię po nocach od wielu, wielu lat. Zamiast moich sympatycznych opowiadań, dostałam pokrętną rozprawę naukową o wszystkim i niczym. Językowi zabrakło lekkości, która pozwala cieszyć się lekturą. Zamiast tego musiałam się w tekst solidnie wgryźć, a i tak nie wyniosłam z niego niezbyt wiele. Obawiam się, że popełniony został jeden z grzechów głównych autora: literacka masturbacja. Słowa sobie jakoś tak popłynęły, wszystko niby brzmi inteligentnie, ale brakuje mi tu ducha, który postawiłby mi przed oczami obrazy opisywane przez autorkę.
Dodatkowo w lekturze przeszkadza mimowolna alienacja autorki, która co i rusz lekceważąco wypowiada się o pewnych aspektach kulturowych kraju, który podobno tak lubi. Technologię zdaje się obchodzić szerokim łukiem, jakby nie rozumiejąc, że jest ona integralną częścią Japonii (swoją drogą nazwanie naszej rzeczywistości 3D to oczywisty błąd, bo otaczający nas świat można w najlepszym wypadku określić mianem 4D). O otaku mówi "mali chłopcy", co brzmi tak infantylnie, że prawie niegrzecznie. Dlaczego więc poświęciła całą trzecią część książki Akihabarze, której istoty nie ma prawa zrozumieć, bo nie rozumie technologii? Strasznie ciężko się to czytało.
Jak już ktoś wspominał, w książce brakuje źródeł. Nawet jeżeli dowiedziałam sie z niej czegoś nowego (a można by informacje takie policzyć na palcach jednej ręki), to boję się podawać nowo zdobytą wiedzę dalej. Zwyczajnie nie mam pojęcia czy to co tutaj wyczytałam jest prawdą, czy był to tylko kolejny odcinek "Szalonego/zwariowanego/dzikiego Tokio" (niepotrzebne skreślić, nie mam pojęcia jak się ten ewenement nazywa).
Żeby nie było, że zupełnie zmarnowałam czas na lekturze tej książki, to muszę wspomnieć o jednym przemyśleniu pani Bator, które dla mnie jest wyjątkowo istotne. Nigdy wcześniej nie przyszło mi do głowy, że wszechobecne w Japonii kawaii wymieszane z wysublimowanym iki (o, to jest jeden z nowych terminów, które udało mi się poznać dzięki tej książce, 1-0 dla "Rekina...") jest syndromem nieprzepracowanej traumy wojennej. Jeśli się nad tym głębiej zastanowić, to rzeczywiście ma to ręce i nogi.
Generalnie nie wiem czy mogę polecić tę książkę. Zdaję sobie sprawę, że po filmach Krzysztofa Gonciarza, duża grupa osób może chcieć się rzucić na coś traktującego o Japonii współczesnej. Jeśli mam być szczera, nie udało mi się namierzyć wielu polskojęzycznych lektur traktujących o tym jak Japonia wygląda dzisiaj. Ciężko o coś nieprzerysowanego, nie szukającego sensacji, rozumiejącego ducha Japonii. Wbrew pozorom książka Joanny Bator możliwie odpowiada temu opisowi. Problemem są "wilcze doły" (piękne określenie, które zapożyczam z jednej z poprzednich recenzji, mam nadzieję, że autor nie ma nic przeciwko). Prywatne poglądy autorki, jej sympatie i antypatie, jej wydaje-mi-się zupełnie mnie nie interesują w książce, która miała być cyklem esei o Japonii. No kurcze, nikt mi nie powie, że nie, bo właśnie to sugeruje tył okładki. W chwili, gdy w internecie w każdej chwili można natknąć się na cudze poglądy mniej lub bardziej sympatyzujące z naszymi, otwierając książkę o Japonii, próbuję się od nich uwolnić. Nie chcę czytać o tym czy autorka lubi Islam. Nie chcę kolejnego odcinka "małp z wiejskiej". Chcę czytać o Japonii. Możliwie składnie, poukładanie, bardzo obrazowo, bardzo japońsko. Moze być nawet kawaii.
Kurcze no. Chyba mi się nie podobało. Chyba pierwszy raz w życiu nie podobało mi się czytanie ksiażki o Japonii. Może dlatego, że tak do końca o Japonii to znowu nie było...
Kurcze. Dawno nie byłam tak rozczarowana książką. Po bardzo sympatycznym "Japońskim wachlarzu" (który czytałam jednak 5 lat temu), "Reking z parku Yoyogi" jawi mi się niczym kiepski żart. Sięgnęłam po garść sympatycznych esejów o Japonii, które może poszerzą nieco moją wiedzę na temat kraju, o którym śnię po nocach od wielu, wielu lat. Zamiast moich sympatycznych opowiadań,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-09-08
Książki Murakamiego mają tylko jedną zasadniczą wadę: zbyt szybko się je kończy. To już drugi zbiór opowiadań pod rząd jeśli się nie mylę. Tęsknię za dłuższą formą. Powieści tego człowieka mają w sobie coś tak urzekającego, że nie da się wynurzyć z ich świata tak po prostu. Można co najwyżej powoli płynąć ku powierzchni. Jeżeli o mnie chodzi najchętniej nigdy bym nie wypływała, tylko nurzała się w słowach Murakamiego do końca życia.
Z Murakamim jest tak, że albo się go czuje albo nie. Wydaje mi się, że jego książki czyta się bardziej sercem niż rozumem, i dlatego nie do każdego przemawiają.
Książki Murakamiego mają tylko jedną zasadniczą wadę: zbyt szybko się je kończy. To już drugi zbiór opowiadań pod rząd jeśli się nie mylę. Tęsknię za dłuższą formą. Powieści tego człowieka mają w sobie coś tak urzekającego, że nie da się wynurzyć z ich świata tak po prostu. Można co najwyżej powoli płynąć ku powierzchni. Jeżeli o mnie chodzi najchętniej nigdy bym nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-07-31
Taka trochę zmęczona ta książka. Przeze mnie zmęczona i sama w sobie w sumie też.
Taka trochę zmęczona ta książka. Przeze mnie zmęczona i sama w sobie w sumie też.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-01-16
Ta książka to poradnik i nie podejmę się jego oceny, póki nie spróbuję skorzystać z zawartych w nim porad. Na tę chwilę mogę powiedzieć tylko tyle, że ta książka powinna wejść na rynek europejski z obszernym wstępem napisanym przez tłumacza. Filozofia sprzątania zawarta w tej książce w znacznej mierze oparta jest na japońskiej kulturze i mitologii, a u jej podstaw leży założenie, że każdy przedmiot ma duszę (kami). Bez zrozumienia tego kulturowego aspektu, ciężko będzie poważnie potraktować tę książkę przeciętnemu czytelnikowi. Drugi problem jaki mam z tym poradnikiem to dość toporne tłumaczenie. Język japoński ma charakterystyczny wydźwięk, który można oddać albo subtelnie albo - tak jak tutaj - niekoniecznie. Trzeci problem to wyraźny brak doświadczenia autorki w pisaniu, możliwe, że książka przeszła kiepską redakcję. Powtarzanie tego samego trzy razy na rozdział jest tu standardem. Trzeba się szybko nauczyć co jest kolejną porcją indoktrynacji (i to przelatywać wzrokiem, kiedy podobny fragment czytało się kilka stron wcześniej), a co rzeczywistymi dość przydatnymi poradami.
Ta książka nie dotyczy nawet sprzątania. Nie znajdziemy tu cudownych porad o czyszczeniu okien wodą z octem. To raczej magia odgracania mieszkania. Odgracania, które w niejednym polskim domu z pewnością bardzo by się przydało. Mimo ogromnych różnic kulturowych, Polacy mają prawdopodobnie jeszcze silniejsze nawyki gromadzenia rzeczy niż Japończycy. Wynika to prawdopodobnie z czasów PRL, w którym to nic nie było i nigdy nie było wiadomo kiedy się coś przyda. Nadeszły czasy konsumpcjonizmu, wszystko czego potrzebujemy znajduje się w supermarkecie tuż pod domem i nie ma potrzeby gromadzić rzeczy. Właśnie dlatego uważam, że z ideą tej książki powinna zapoznać się każda osoba mająca nawyk gromadzenia. Może niekoniecznie z samą treścią książki, bo ta nie przemówi do każdego, ale z ideą odgracenia swego życia - z pewnością.
Ta książka to poradnik i nie podejmę się jego oceny, póki nie spróbuję skorzystać z zawartych w nim porad. Na tę chwilę mogę powiedzieć tylko tyle, że ta książka powinna wejść na rynek europejski z obszernym wstępem napisanym przez tłumacza. Filozofia sprzątania zawarta w tej książce w znacznej mierze oparta jest na japońskiej kulturze i mitologii, a u jej podstaw leży...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-02-04
2013-08-10
2013-07-16
Drugi tom "1Q84" nie zawiódł moich oczekiwań. Po raz kolejny zatonęłam w na poły realnym świecie, który tak naprawdę nie miałby prawa się przydarzyć w rzeczywistości, którą znamy.
To dziwna, poplątana książka. Rzecz jasna w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Geniusz Haruki Murakamiego tkwi tutaj w szczegółach, w swobodnej analogii postaci, w dziwnym zrządzeniu losu, w biegu wypadków i tłumaczeniach zagmatwania, w które wplątani są bohaterowie. Żyjemy z nimi, wchodzimy w ten świat zupełnie jakby był naszym własnym.
Oprócz składających się na fabułę wątków, w książce pachnie również Japonią. Staranne opisy przygotowywanych potraw, które my podalibyśmy na wystawnej kolacji określając jako "skomplikowane" i "orientalne" tutaj są prostymi potrawami jakie przygotowuje samotny mężczyzna koło 30.
Książka może oburzać - ostrzegam. Poruszone poważne kwestia moralne tutaj są wręcz naruszone, jednakowoż wszystko należy brać przez pryzmat fikcji i japońskiego podejścia, które mówi, że na papierze może dziać się wszystko, byleby tylko nie wyszło poza sferę wyobrażeń.
Seria "1Q84" wydaje się być rzeczywiście jednym z najwybitniejszych dzieł tego, moim skromnym zdaniem, zasługującego na Nobla autora.
Drugi tom "1Q84" nie zawiódł moich oczekiwań. Po raz kolejny zatonęłam w na poły realnym świecie, który tak naprawdę nie miałby prawa się przydarzyć w rzeczywistości, którą znamy.
To dziwna, poplątana książka. Rzecz jasna w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Geniusz Haruki Murakamiego tkwi tutaj w szczegółach, w swobodnej analogii postaci, w dziwnym zrządzeniu losu, w biegu...
2013-03-09
2013-03-02
2012-12-30
Czasami lubię się poczuć jak małe dziecko. W przypadku takich książek należy zwrócić uwagę nie tylko na ich treść, ale także na oprawę.
"Bezpowrotna Góra. Baśnie japońskie" to piękne wydanie pięknych powieści, z cudownymi, klimatycznymi ilustracjami. Być może nie każdemu przypadną do gustu, jednak mnie spodobały się niezmiernie :)
Podczas lektury książki cały czas towarzyszyła mi przyjemna myśl, że będę mogła czytać te baśnie swoim dzieciom. Może nie wszystkie, bo niektóre z nich będą mogły je przyprawić o senne koszmary - pełno w nich diabłów, wiedźm i duchów, ale są i takie, które można trochę starszym dzieciakom poczytać. Według mnie uczą one dobroci, że dobre uczynki zostaną nagrodzone i że "fortuna kołem się toczy".
Dziękuję mojemu "Mikołajowi", który podarował mi tę książkę pod choinkę :)
Czasami lubię się poczuć jak małe dziecko. W przypadku takich książek należy zwrócić uwagę nie tylko na ich treść, ale także na oprawę.
"Bezpowrotna Góra. Baśnie japońskie" to piękne wydanie pięknych powieści, z cudownymi, klimatycznymi ilustracjami. Być może nie każdemu przypadną do gustu, jednak mnie spodobały się niezmiernie :)
Podczas lektury książki cały czas...
2012-11-02
2012-08-03
Naruto jako anime nie jest mi obce już od pięciu lat. Ostatnio jednak spostrzegłam, iż w niektórych elementach animacja odbiega od oryginału, a więc mangi. Jako miłośniczka Neji'ego Hyuugi postanowiłam zapoznać się z tomami mangi, które wyjaśniają nam co nieco na temat jego historii i motywacji (piszę fanfiction, zazwyczaj o nim i potrzebowałam tego do lepszego poznania jego charakteru, motywacji i przemiany).
Co mogę powiedzieć to to, że Neji w mandze jest znacznie większym... dupkiem. Inaczej się tego nie da ująć. Anime potraktowało go delikatniej. W oryginale pana Kishimoto geniusz Hyuuga nie przebiera w słowach, wyraźnie znęca się psychicznie i... wydaje się być jeszcze bardziej bezuczuciowy. (Spoiler: W końcu Naruto musiał mieć coś do zmieniania ;>:Koniec Spoileru).
Nie ma jednak co się skupiać na kreacji postaci, która jest fenomenalna.
Na pierwszych tomach Naruto (a więc na chapterach pochodzących z roku 1999, 2000, 2001) wyraźnie znać niedoskonałość kreski pana Kishimoto. Mając do dyspozycji ówcześnie wydane rozdziały i te, które wychodzą obecnie... Zmiana jest kolosalna. Ale to już w końcu 13 lat mangi, czego innego można się było spodziewać?
Postępy postępami, ale ja oceniam to, co jest tu, teraz, w tej konkretnej pozycji. Postać Neji'ego musiało być bardzo ciężko narysować - nieraz wychodzi spłaszczony, o za krótkiej twarzy, dziwnie powyginany, przygarbiony. Sylwetka zupełnie nie pasuje do jego charakteru (nie ma to miejsca w anime). Podobnie rzecz się ma z wyglądem Hinaty, której ramiona wydają się być bardzo nienaturalne, w scenach przed walką. Wiele jest takich niedoskonałości.
Gorsze jest jednak beznadziejne tłumaczenie. Najgorsze są oczywiście przeniesienia typowo polskich określeń i zwrotów (przykładowo "wyskoczył jak Filip z konopii", "gościówa") na grunt typowo orientalny. Poza tym totalnie brak zachowania charakteru postaci w dialogach, co jest przecież cholernie istotne, jeśli chodzi o mangę. Tam NIE MA innego sposobu na ukazanie charakteru postaci. Bohaterowie mówią dziwnie, zupełnie to nie pasuje... W pewnym momencie miałam ochotę złapać za korektor, wymazać teksty w dymkach i napisać je po swojemu. Tragiczne tłumaczenie. Z przykrością stwierdzam, że walka JPF-u o brak fanowskich translacji w sieci jest bezpodstawna. Fani nie wybierają tłumaczeń internetowych, bo pragną puścić wydawnictwo z torbami... Fanowskie translacje są po prostu nierzadko lepsze, tworzone z większą pasją.
Miałam okazję zapoznać się z późniejszymi tomami mangi i nie przypominam sobie, żeby sprawa uległa znacznej poprawie. Przyznaję jednak, że nie miałam w ręku ostatnich, najnowszych tomów mangi. Tak czy inaczej w tym konkretnym tomie (i tych dookoła niego) tłumaczy zwyczajnie zawalił sprawę.
To niestety zmusza mnie do obniżenia noty mandze (skądinąd fenomenalnej i naprawdę przeze mnie cenionej, jako że była moją pierwszą w życiu). Byłoby 8, jest 7/10. Gomen.
Naruto jako anime nie jest mi obce już od pięciu lat. Ostatnio jednak spostrzegłam, iż w niektórych elementach animacja odbiega od oryginału, a więc mangi. Jako miłośniczka Neji'ego Hyuugi postanowiłam zapoznać się z tomami mangi, które wyjaśniają nam co nieco na temat jego historii i motywacji (piszę fanfiction, zazwyczaj o nim i potrzebowałam tego do lepszego poznania...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-08-01
2012-07-08
Jedna z tych książek, które swym opisem zdawały się aspirować do miana fascynujących lektur, a... A wyszło, jak wyszło.
Osadzona w dziewiętnastym wieku historia młodej Japonki pochodzącej z biednej rodziny, mieszkającej w nadmorskiej osadzie, której największym przekleństwem jest niezwykła uroda. Na swoje nieszczęście los zsyła do jej spokojnej wioski gajdzinów - obcych diabłów, którzy mają zmienić jej życie na zawsze.
Co mnie najbardziej uderzyło? Nie jestem pewna. Z jednej strony mamy sztuczny styl pisania, nazwałabym go szkolnym, jednak z czasem przywykłam i doszłam do wniosku, że może taki właśnie pasuje do japońskich historii. Przecież w podobnym duchu pisane były wszelkie baśnie japońskie, cała mitologia, nie tylko wschodnia zresztą.
Mocniejszym ciosem (niczym przysłowiowy obuch w łeb) było sprowadzenie w tej książce roli gejszy do nieszanującej się zupełnie kurtyzany. Od tak długiego czasu wszystkie filmy dokumentalne i profesjonalne książki starają się wyprowadzić zachodnie społeczeństwo z błędu, jakim jest utożsamianie gejsz ze zwykłymi dziwkami. Niczym sprawa z muzułmańskim haremem, który oznacza przede wszystkim rodzinę, a nie dom publiczny, jak to się już utarło. Tak więc zbulwersowałam się dość mocno, gdy książka przedstawiła te szacowne kobiety w takim świetle. Być może ja się mylę, być może w XIX wieku tak to właśnie wyglądało... Jednakowoż wszystkie źródła, z jakimi się zapoznawałam, świadczą inaczej.
Sprawiło to, że czytając miałam wrażenie, że książkę napisała Amerykanka, która nie przekroczyła 30 roku życia i jest to jej pierwsza książka.
W miarę czytania uświadomiłam sobie, że nie mogę się doczekać, aż bohaterka umrze. Tyle razy nie mogła się zdecydować na samobójstwo, że zwyczajnie zaczęłam jej tej śmierci życzyć. Dla swojego i jej spokoju.
Poza tym książka nie przeszła chyba korekty - informacje powtarzają się (choćby nadanie nazwisk), brak w niej ciągłości, retrospekcje przeplatają się z informacjami o tym, co dziać się ma w odległej wydarzeniom przyszłości.
Książki nie polecam nikomu. Chyba że ktoś ma ochotę na proste czytadło z nieszczęśliwą miłością w tle. Przyznaję - ja połykam wszystko, co ma jakikolwiek związek z Japonią. I ostatecznie książka zionie jakąś taką melancholią... A jednak nie polecam. Szkoda czasu. Z pewnością jest dużo więcej książek o historii otwarcia granic w połowie XIX wieku, po tę pozycję niekoniecznie trzeba sięgać.
Jedna z tych książek, które swym opisem zdawały się aspirować do miana fascynujących lektur, a... A wyszło, jak wyszło.
Osadzona w dziewiętnastym wieku historia młodej Japonki pochodzącej z biednej rodziny, mieszkającej w nadmorskiej osadzie, której największym przekleństwem jest niezwykła uroda. Na swoje nieszczęście los zsyła do jej spokojnej wioski gajdzinów - obcych...
Czytając ten zbiór esejów towarzyszyła mi jedna myśl: chciałabym kiedyś osiągnąć spokój ducha Murakamiego.
Ta książka nie zawiera porad typu "Pisz tak, a tak nie pisz, a to pisz inaczej". Jest raczej ogólnym zbiorem wskazówek, opowieścią o tym jak MOŻE się potoczyć kariera literacka. W żadnym wypadku niczego nie nakazuje, ani nie zakazuje. Autor nie uważa się za autorytet w dziedzinie, nie stawia siebie na piedestale i nie każe się wielbić. Jest to też swego rodzaju lekcja skromności i pokory dla młodych, aspirujących pisarzy.
Książkę starałam się sobie dawkować, myślę, że przeczytanie jej na raz byłoby nieco krzywdzące. Każdy rozdział warto sobie przemyśleć, a dopiero później ruszać dalej. Nie ukrywam także, że książka będzie najciekawsza dla osób chcących tworzyć literaturę, będących równocześnie miłośnikami twórczości Murakamiego, niźli dla tych, którzy należą tylko do jednej albo drugiej grupy. Nie jestem natomiast pewna, czy ma w tej książce czego szukać osoba prozy Murakamiego nielubiąca. Eseje napisane są bardzo podobnym stylem, prostym i unikatowym. Jest to też po części książka autobiograficzna, więc myślę, że naprawdę warto najpierw polubić się z innymi dziełami autora, a dopiero później po nią sięgnąć.
Przy okazji "Zawód: Powieściopisarz" jest też lekcją historii i popkultury, może stanowić dobry punkt wyjścia do zapoznawania się z popkulturą drugiej połowy ubiegłego stulecia.
Czytając ten zbiór esejów towarzyszyła mi jedna myśl: chciałabym kiedyś osiągnąć spokój ducha Murakamiego.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toTa książka nie zawiera porad typu "Pisz tak, a tak nie pisz, a to pisz inaczej". Jest raczej ogólnym zbiorem wskazówek, opowieścią o tym jak MOŻE się potoczyć kariera literacka. W żadnym wypadku niczego nie nakazuje, ani nie zakazuje. Autor nie uważa się za autorytet w...