-
Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz2
-
ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Matki. Sprawdź propozycje wydawnictwa Czwarta StronaLubimyCzytać1
-
ArtykułyBabcie z fińskiej dzielnicy nadchodzą. Przeczytaj najnowszą książkę Marty Kisiel!LubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-05-21
2024-05-17
Od zawsze pasjonowałem się thrillerami politycznymi i powieściami political-fiction, a “Sprawa prezydenta” zgrabnie łączy oba te gatunki i bez wątpienia podobała mi się najbardziej spośród przeczytanych książek Marca Elsberga.
Powieść utrzymana jest w konwencji sensacyjnej i fani mocnych wrażeń nie powinni być rozczarowani.
Mnie bardziej wciągnęła warstwa polityczna, w której warto zwrócić uwagę na choćby tylko dwa ukazane tu zjawiska.
Po pierwsze autor potwierdza lansowaną od dłuższego czasu tezę, że rywalizacja między światowymi mocarstwami wcale nie musi rozstrzygać się na polu walki przy użyciu środków niechybnie prowadzących do niewyobrażalnej zagłady. Znacznie bardziej skuteczne mogą okazać się budowane od lat wszechobecne sieci agentów wpływu oraz niedoceniane jeszcze działania dezinformacyjne.
Drugi uderzający fakt to fasadowość międzynarodowych organizacji stworzonych rzekomo z zamiarem czuwania nad światowym bezpieczeństwem i przestrzeganiem międzynarodowych zasad prawnych. Elsberg pokazuje jasno, że jeśli nawet tak jest, to nie dotyczy to najważniejszych graczy sceny politycznej, którzy zawsze znajdą pretekst, żeby postawić się ponad prawem. Taki Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości może zawlec przed sąd jakiegoś afrykańskiego watażkę, ale wobec zbrodniarzy z najsilniejszych państw jest bezradny. Zresztą nie inaczej jest z Radą Bezpieczeństwa ONZ.
Powieść może nie jest najłatwiejsza w odbiorze, wymaga skupienia na szczegółach, ale ze względu na wagę spraw, jakie porusza warta jest każdej spędzonej z nią godziny.
Zdecydowanie polecam.
Od zawsze pasjonowałem się thrillerami politycznymi i powieściami political-fiction, a “Sprawa prezydenta” zgrabnie łączy oba te gatunki i bez wątpienia podobała mi się najbardziej spośród przeczytanych książek Marca Elsberga.
Powieść utrzymana jest w konwencji sensacyjnej i fani mocnych wrażeń nie powinni być rozczarowani.
Mnie bardziej wciągnęła warstwa polityczna, w...
2024-05-12
Po kilku dobrych powieściach Wojciech Wójcik wysmażył “Jęk zamykanych bram”, który w mojej ocenie zasługuje na miano gniota.
Szczerze mówiąc nic mi się w tej książce nie podobało i tylko siłą woli dobrnąłem do końca, co w efekcie okazało się kompletną stratą czasu.
Dawno nie czytałem powieści kryminalnej, w której przez 90% nie dzieje się dosłownie NIC. To nie tylko rezultat słabej fabuły, ale również tzw. cywilnego “śledztwa”, tym razem prowadzonego przez lekarkę i kelnerkę. Przy takiej konstrukcji zwykle włącza mi się żółta lampka ostrzegawcza, ale w tym przypadku powinna od razu świecić na czerwono.
Obie panie, niezależnie od siebie, próbują ustalić tożsamość pacjenta zamordowanego w szpitalu i jak można było oczekiwać, robią to na wzór psa usiłującego schwytać własny ogon, wykonując niezliczoną ilość ruchów, nie zbliżając się ani na krok do celu.
W obliczu całkowitej bezradności dzielnych “śledczych” i w obawie, że brnąc dalej w tym stylu niebawem jego powieść osiągnie objętość “Chłopów” Reymonta, autor zlitował się nad czytelnikami i na kilkudziesięciu ostatnich stronach łopatologicznie wyłożył swój fabularny zamysł. Jest to zabieg, którego nie znoszę w powieściach kryminalnych, bo mało któremu pisarzowi udaje się go sprawnie przeprowadzić. Wójcikowi się nie udało, zniesmaczył mnie do reszty.
Jeśli do tego dodać brak realizmu i całą masę absurdów z brawurowym podejściem do roli świadka koronnego czy “przykrywkowca” na czele, to okazuje się, że po stronie plusów mogę zapisać jedynie atrakcyjną okładkę i chwytliwy tytuł. Cała reszta to złodziej czasu.
Odradzam.
Po kilku dobrych powieściach Wojciech Wójcik wysmażył “Jęk zamykanych bram”, który w mojej ocenie zasługuje na miano gniota.
Szczerze mówiąc nic mi się w tej książce nie podobało i tylko siłą woli dobrnąłem do końca, co w efekcie okazało się kompletną stratą czasu.
Dawno nie czytałem powieści kryminalnej, w której przez 90% nie dzieje się dosłownie NIC. To nie tylko...
To kolejna udana powieść Piotra Gajdzińskiego, utrzymana w klimacie dwóch poprzednich, z tymi samymi głównymi postaciami.
Autor podejmuje w niej temat precyzyjnie zaplanowanej, wieloletniej, masowej “produkcji” nielegałów rosyjskich w ośrodkach ulokowanych na terenie Polski. Temat jest nie tylko interesujący, ale w kontekście bieżących wydarzeń niesłychanie aktualny. Dla mnie to największy atut tej książki
Szkoda tylko, że Gajdziński tak bardzo zbeletryzował ten problem, a główny bohater, redaktor Terlecki skutecznie pozbawia go waloru wiarygodności. Trudno bowiem poważnie traktować serio sytuacje, kiedy przed redaktorem, niczym przed księdzem w konfesjonale, otwierają się oficerowie policji, służb specjalnych, prokuratorzy, a nawet agent CIA. W efekcie dzielny redaktor jest ciągle kilka kroków przed nimi i bohatersko wyjaśnia głęboko skrywane tajemnice wywiadów.
Rozumiem, taką formułę przyjął autor, ale ja jednak wolałbym więcej Severskiego, a mniej Mroza.
Poza wszystkim książka jest dobrze napisana, a lektura wciąga, więc cel został chyba osiągnięty.
Na pewno warto przeczytać, bo to nie tylko tania sensacja, ale próba opisu zjawiska, z którym faktycznie mamy do czynienia.
To kolejna udana powieść Piotra Gajdzińskiego, utrzymana w klimacie dwóch poprzednich, z tymi samymi głównymi postaciami.
Autor podejmuje w niej temat precyzyjnie zaplanowanej, wieloletniej, masowej “produkcji” nielegałów rosyjskich w ośrodkach ulokowanych na terenie Polski. Temat jest nie tylko interesujący, ale w kontekście bieżących wydarzeń niesłychanie aktualny. Dla...
2024-05-05
To już, niestety, ostatnia część serii szetlandzkiej i muszę przyznać, że Ann Cleeves pożegnała się z czytelnikami tego cyklu z dużą klasą.
“Dziki ogień” tylko potwierdza moją ocenę, że autorka od początku miała pomysł na tę serię i konsekwentnie go zrealizowała, ani na moment nie obniżając poziomu kolejnych części.
Jak przystało na powieść kryminalną, dominującym wątkiem jest tu śledztwo w sprawie dziwnej śmierci młodej opiekunki do dzieci.
Nie ma tu może jakiejś finezyjnej intrygi, ale nie w tym tkwi siła książek Ann Cleeves. Przede wszystkim urzeka niepowtarzalny klimat Szetlandów, który towarzyszy czytelnikowi przez cały czas lektury. Dodatkową wartością jest fakt umieszczenia akcji w niewielkiej społeczności, gdzie wszyscy się znają i wszystko o sobie wiedzą. Poza policyjnym śledztwem, wśród tej surowej przyrody toczy się również normalne, codzienne życie mieszkańców tych małych wysepek, które autorka opisuje w fascynujący sposób.
“Dziki ogień” to również w jakimś sensie zamknięcie osobistych rozterek głównego bohatera Jimmiego Pereza. Nie ukrywam, że byłem mocno zniesmaczony jego postawą w tej powieści, ale ostatecznie jakoś z tego wybrnął, pozostawiając na koniec dobre wrażenie.
Bardzo dobrze mi się to czytało i trochę żałuję, że to już koniec. Na szczęście to nie koniec twórczości tej trochę niedocenianej autorki.
Zdecydowanie polecam cały cykl.
To już, niestety, ostatnia część serii szetlandzkiej i muszę przyznać, że Ann Cleeves pożegnała się z czytelnikami tego cyklu z dużą klasą.
“Dziki ogień” tylko potwierdza moją ocenę, że autorka od początku miała pomysł na tę serię i konsekwentnie go zrealizowała, ani na moment nie obniżając poziomu kolejnych części.
Jak przystało na powieść kryminalną, dominującym wątkiem...
2024-05-02
W publicznym odbiorze Roman Bratny utrwalił się jako powstaniec warszawski, autor kanonicznych już “Kolumbów”, ale i paszkwilanckiego “Roku w trumnie”, a poza tym jako pupil PRL-owskiej władzy, konformista i narcyz.
Ale to tylko etykietki. Emil Marat zadał sobie trud, żeby sięgnąć znacznie głębiej. Czy mu się to udało? Myślę, że w dużym stopniu tak.
Wprawdzie nie jest to klasyczna biografia, ale dowiedziałem się z niej o Bratnym wielu rzeczy, o których nie miałem pojęcia.
Ta książka jest rezultatem żmudnych kwerend w archiwach i bibliotekach oraz rozmów z córkami i nielicznymi już ludźmi, którzy w różnym czasie byli blisko pisarza. To również, a może przede wszystkim, wnikliwa panorama życia społeczno-kulturalno-politycznego w PRL. Nie brakuje też rozdziałów obejmujących lata przedwojenne, okupację i powstanie, a także po transformacji ustrojowej w 1989 r. Nic dziwnego, wszak Bratny żył 93 lata i uczestniczył bądź obserwował wszystkie najważniejsze wydarzenia w ostatnim stuleciu.
Po przeczytaniu każdy może sobie sam wyrobić lub zweryfikować opinię na temat pisarza, ale nie o tym jest ten wpis.
Książka jest obszerna i dość trudna w lekturze, ale nie żałuję spędzonego z nią czasu.
Warto przeczytać.
W publicznym odbiorze Roman Bratny utrwalił się jako powstaniec warszawski, autor kanonicznych już “Kolumbów”, ale i paszkwilanckiego “Roku w trumnie”, a poza tym jako pupil PRL-owskiej władzy, konformista i narcyz.
Ale to tylko etykietki. Emil Marat zadał sobie trud, żeby sięgnąć znacznie głębiej. Czy mu się to udało? Myślę, że w dużym stopniu tak.
Wprawdzie nie jest to...
2024-04-28
Wątpię, żeby taki był zamysł autora, ale okazało się, że po dwóch świetnych poprzednich częściach “Zapadlina” (nomen omen) zdecydowanie obniżyła poziom tego cyklu.
Niby jest to całkiem niezły kryminał, ale jednak Małecki sam ustawił poprzeczkę oczekiwań znacznie wyżej.
Nie porwała mnie fabuła z niezbyt skomplikowaną intrygą i zakończeniem pasującym do kina akcji kategorii C. Mam wrażenie, że przeszacowałem chyba duet Herman-Borewicz, w każdym razie autor nie znalazł sposobu na rozwinięcie tych postaci na gruncie profesjonalnym, a ich nieustanna szamotanina z uzależnieniami wydaje się nie mieć końca i prawdopodobnie czekają nas kolejne, nieudane próby poukładania życia pozazawodowego.
Patrząc w miarę obiektywnie to nie jest zła książka. Przeciwnie - jest dobrze napisana i lekko się ją czyta. Tyle tylko, że to nie jest poziom “Wiatrołomów” ani “Urwiska” i stąd mój duży niedosyt.
Wątpię, żeby taki był zamysł autora, ale okazało się, że po dwóch świetnych poprzednich częściach “Zapadlina” (nomen omen) zdecydowanie obniżyła poziom tego cyklu.
Niby jest to całkiem niezły kryminał, ale jednak Małecki sam ustawił poprzeczkę oczekiwań znacznie wyżej.
Nie porwała mnie fabuła z niezbyt skomplikowaną intrygą i zakończeniem pasującym do kina akcji kategorii...
2024-04-26
Dla młodszych czytelników Ken Follett może kojarzyć się jako autor monumentalnych cykli historycznych, ale przecież zaczynał od powieści sensacyjnych i to na nich wyrobił sobie nazwisko.
“Nigdy” to właśnie powrót do korzeni, to klasyczny thriller polityczny, w którym to gatunku Follett czuje się jak ryba w wodzie. Ta powieść w pełni zaspokaja moje oczekiwania wobec literatury sensacyjnej. Mimo sporej objętości nie ma tu miejsca na przestoje czy nudę dzięki precyzyjnie przemyślanej, dynamicznej fabule i wyrazistym postaciom wykreowanym przez autora.
Jednak o wiele większą wartość ma tu warstwa edukacyjna i zarazem ostrzegawcza. Mamy tu pokazany współczesny świat, podzielony na wyraźnie określone strefy wpływów politycznych, gdzie drobny z pozoru incydent gdzieś na peryferiach wielkiej polityki może stać się kamykiem uruchamiającym lawinę zdarzeń o niewyobrażalnych skutkach, której powstrzymanie staje się niemożliwe.
Uważam tę powieść za wybitną, bo poza niekwestionowanymi walorami literackimi niesie wyraźne przesłanie i niezwykle aktualną przestrogę, które warto mieć ciągle z tyłu głowy w tych niebezpiecznych i ciągle nieprzewidywalnych czasach.
Szczególnie polecam to tym gorącym głowom, którym wydaje się, że umieszczenie w Polsce ładunków jądrowych to najlepszy sposób na zapewnienie bezpieczeństwa kraju i ludzi w razie konfliktu globalnego.
Zdecydowanie warto przeczytać.
Dla młodszych czytelników Ken Follett może kojarzyć się jako autor monumentalnych cykli historycznych, ale przecież zaczynał od powieści sensacyjnych i to na nich wyrobił sobie nazwisko.
“Nigdy” to właśnie powrót do korzeni, to klasyczny thriller polityczny, w którym to gatunku Follett czuje się jak ryba w wodzie. Ta powieść w pełni zaspokaja moje oczekiwania wobec...
2024-04-19
Takiego Gorzkę lubię czytać.
Paradoksalnie wszystkie najlepiej ocenione przeze mnie jego powieści obracają się wokół postaci nadkomisarza Zakrzewskiego, którego fenomen jest dla mnie ciągle nieodgadnioną zagadką. Tym niemniej kolejny raz okazuje się, że udział tego gościa, który stał się już legendą nawet w szkołach policyjnych, jest gwarancją, że nie tylko nie będę się nudził, ale będę wręcz zadowolony z wyboru tej właśnie książki.
I tak jest też w przypadku “Nie anioła”, który wciągnął mnie od pierwszej strony intrygującą fabułą, która ani na moment nie wymknęła się spod kontroli autora. Znalazłem tu prawie wszystko to, czego oczekuję od dobrego kryminału. Jest klimat, jest dobre tempo bez zbędnych przestojów, jest wreszcie zespołowa praca śledczych, której brakuje w większości tego typu książek.
Jeśli czegoś mi zabrakło, to głębszego sprofilowania głównych postaci. Autor przyjął w tym przypadku metodę odwołania do wcześniejszych powieści, co dla nowych czytelników może być irytujące, a na pewno bezskuteczne.
Reasumując - czyta się świetnie i o to w takiej literaturze chodzi. Jeśli ktoś szuka głębszych przeżyć to musi poszukać czegoś innego. “Nie anioł” to udana pozycja o charakterze rozrywkowym i z taką etykietką mogę ją spokojnie polecić.
Takiego Gorzkę lubię czytać.
Paradoksalnie wszystkie najlepiej ocenione przeze mnie jego powieści obracają się wokół postaci nadkomisarza Zakrzewskiego, którego fenomen jest dla mnie ciągle nieodgadnioną zagadką. Tym niemniej kolejny raz okazuje się, że udział tego gościa, który stał się już legendą nawet w szkołach policyjnych, jest gwarancją, że nie tylko nie będę się...
2024-04-16
Podobało mi się.
Znowu Szczygielski taki, jakiego lubię i cenię. Prawdopodobnie powodem jest fabuła, która tym razem od początku wzbudziła moje zainteresowanie. Autor zręcznie poprowadził ją naprzemiennie w dwóch przedziałach czasowych umiejętnie podtrzymując napięcie w sam raz pasujące do thrillera psychologicznego.
Ciekawie zapowiada się postać Alicji Mort, chociaż jej “nadzwyczajne” zdolności psychologiczne Szczygielski mocno uprościł.
Zakończenie wydaje mi się trochę zbyt ryzykowne i naciągane, ale przyjmuję je z całym dobrodziejstwem inwentarza, bo powieść jako całość spełniła moje oczekiwania.
W mojej opinii Bartosz Szczygielski należy do najciekawszych autorów piszących w tym gatunku i jeśli tylko fabularnie trafia w mój gust, to wysoka ocena jest gwarantowana.
Biorąc pod uwagę fakt, że taka jest co druga jego powieść, na kolejną czekam z lekką obawą.
Tymczasem zachęcam do sięgnięcia po “Asymetrię”. Warto.
Podobało mi się.
Znowu Szczygielski taki, jakiego lubię i cenię. Prawdopodobnie powodem jest fabuła, która tym razem od początku wzbudziła moje zainteresowanie. Autor zręcznie poprowadził ją naprzemiennie w dwóch przedziałach czasowych umiejętnie podtrzymując napięcie w sam raz pasujące do thrillera psychologicznego.
Ciekawie zapowiada się postać Alicji Mort, chociaż jej...
2024-04-14
Siódma część szetlandzkiego cyklu to kolejna bardzo dobra powieść Ann Cleeves.
Jeśli komuś podobały się poprzednie, to tą będzie również usatysfakcjonowany.
W swoich poprzednich opiniach zawarłem w zasadzie wszystko to, czym ujął mnie ten cykl i trudno dodać coś nowego, bo autorka konsekwentnie trzyma się przyjętej przez siebie konwencji. Każda kolejna część to klasyczny kryminał, oczywiście z nowym wątkiem kryminalnym, ale niezmiennie mocno osadzona w fascynującym szetlandzkim pejzażu i wśród lokalnej społeczności.
“Grząska ziemia”, tak jak wszystkie wcześniejsze części, to prawdziwa gratka dla miłośników fabuły opartej na żmudnej, konsekwentnej pracy śledczych, ale również dla tych którzy cenią sobie warstwę obyczajową.
Szkoda, że powieści Ann Cleeves umykają uwadze czytelników, bo myślę, że spokojnie przypadłyby do gustu fanom Horsta czy Nessera. A poza wszystkimi walorami fabularnymi to kawał dobrej literatury.
Polecam.
Siódma część szetlandzkiego cyklu to kolejna bardzo dobra powieść Ann Cleeves.
Jeśli komuś podobały się poprzednie, to tą będzie również usatysfakcjonowany.
W swoich poprzednich opiniach zawarłem w zasadzie wszystko to, czym ujął mnie ten cykl i trudno dodać coś nowego, bo autorka konsekwentnie trzyma się przyjętej przez siebie konwencji. Każda kolejna część to klasyczny...
2024-04-12
Powrót po kilku latach do powieści Marcela Woźniaka okazał się niezbyt udanym pomysłem.
Mimo upływu czasu w sposobie pisania autora nic się nie zmieniło. Powiedzieć, że jego znakiem firmowym jest przerost formy nad treścią, to nic nie powiedzieć. Woźniak jest niedościgłym mistrzem młócenia słomy i zapełniania dziesiątek stron tekstem pozbawionym jakiejkolwiek treści. O ile taka umiejętność sprawdza się w polityce, to w pisaniu powieści kryminalnych już niekoniecznie.
Książka wypełniona jest niezliczoną ilością dialogów przypominających gonitwę psa za własnym ogonem, za to nawet o milimetr nie posuwających fabuły do przodu. Owszem, da się w tym wyłowić parę niezłych bon motów, ale to o wiele za mało, żeby przyciągnąć uwagę czytelnika. Za to na drugą nóżkę dostajemy sensacyjne informacje, jak choćby ta o tym, że w Toruniu jest Komenda Główna Policji.
Pomysł fabularny jest nawet niezły, ale brak umiejętności jego rozwinięcia Woźniak próbuje przykryć specyficznym rodzajem humoru i wodolejstwem. Ja tego nie kupuję. Na plus mogę jedynie zaliczyć to, że skutecznie stara się o zwięzłość, bo o ile poprzednia historia z Brodzkim zajęła mu 3 tomy i 1400 stron, to tym razem zmieścił się na niecałych siedmiuset stronach.
Pewnie wielu czytelnikom spodoba się ta książka, ale ja do nich się nie zaliczam. Zupełnie nie moja bajka.
Powrót po kilku latach do powieści Marcela Woźniaka okazał się niezbyt udanym pomysłem.
Mimo upływu czasu w sposobie pisania autora nic się nie zmieniło. Powiedzieć, że jego znakiem firmowym jest przerost formy nad treścią, to nic nie powiedzieć. Woźniak jest niedościgłym mistrzem młócenia słomy i zapełniania dziesiątek stron tekstem pozbawionym jakiejkolwiek treści. O ile...
2024-04-10
Powieść powinna przypaść do gustu miłośnikom skandynawskiego kryminału, pozostałym już niekoniecznie.
Właśnie wątek kryminalny wypada tu najsłabiej. Jest banalny, na siłę komplikowany, a sprawcę morderstw można było bez trudu wskazać ko kilkudziesięciu stronach.
Fabuła w gruncie rzeczy to opis Szwecji w dość szczególnym 1994 r. Składają się na to głębokie zmiany polityczne, gwałtowny napływ uchodźców uciekających przed wojną na Bałkanach i rodzący się na tym tle szwedzki nacjonalizm, wreszcie historyczne dla Szwedów, jednoczące w tej sprawie wszystkich mistrzostwa świata w piłce nożnej.
Czyta się dobrze, ale niczego nie urywa. Liczyłem na więcej.
Powieść powinna przypaść do gustu miłośnikom skandynawskiego kryminału, pozostałym już niekoniecznie.
Właśnie wątek kryminalny wypada tu najsłabiej. Jest banalny, na siłę komplikowany, a sprawcę morderstw można było bez trudu wskazać ko kilkudziesięciu stronach.
Fabuła w gruncie rzeczy to opis Szwecji w dość szczególnym 1994 r. Składają się na to głębokie zmiany...
2024-04-07
Grzegorz Brudnik po pięciu latach wrócił z nową książką i ponownie potwierdził swoje aspiracje do absolutnej czołówki polskich autorów literatury sensacyjno-kryminalnej.
Jego wielkim atutem jest umiejętność budowania skomplikowanej fabuły, pełnej zwrotów sytuacji, nad którą w każdym momencie perfekcyjnie panuje.
“Szafarz” jest zupełnie inną powieścią od dwóch poprzednich. To klasyczny kryminał z nowymi, świetnie wykreowanymi bohaterami, wśród których wybija się komisarz Rafał Lichy - postać nieodbiegająca od powieściowych stereotypów, ale od początku wzbudzająca sympatię. Mamy tu mocno powikłaną intrygę i wyrafinowaną aż do przesady zbrodnię, ale jest to dobrze zbalansowane z osobistymi przeżyciami głównych postaci. Obok scen brutalnych i drastycznych opisów nie zabrakło momentów wzruszających odnoszących się do zwykłych życiowych sytuacji. Całość wieńczy efektowne, zaskakujące zakończenie i taki właśnie powinien być dobry kryminał.
Małą łyżeczką dziegciu może być jedynie nadmiar nie zawsze uzasadnionych potrzebami fabuły scen erotycznych.
Nie ma to żadnego wpływu na to, że gorąco polecam zarówno tę, jak i poprzednie powieści Grzegorza Brudnika.
Grzegorz Brudnik po pięciu latach wrócił z nową książką i ponownie potwierdził swoje aspiracje do absolutnej czołówki polskich autorów literatury sensacyjno-kryminalnej.
Jego wielkim atutem jest umiejętność budowania skomplikowanej fabuły, pełnej zwrotów sytuacji, nad którą w każdym momencie perfekcyjnie panuje.
“Szafarz” jest zupełnie inną powieścią od dwóch poprzednich....
2024-04-04
Bernard Minier należał kiedyś do grona moich ulubionych autorów, ale dziś pozostały już tylko resztki sentymentu. Wprawdzie staram się śledzić na bieżąco jego nowe powieści, ale od dłuższego czasu z żalem obserwuję pogrążanie się w niemocy twórczej.
Ewidentnie świadczy o tym uporczywe kontynuowanie cyklu z Servazem, który moim zdaniem powinien skończyć się wraz z trzecią jego częścią.
“Spirala zła”, niestety, tylko utwierdza mnie w tym przekonaniu. Zupełnie nie trafił do mnie kolejny fabularny pomysł Miniera, który w gruncie rzeczy kryminalną z założenia powieść przekształcił w swoiste vademecum filmów grozy. Wiem, że wielu czytelników przyjmie to z zadowoleniem, ale ja omijam ten gatunek “sztuki” szerokim łukiem. w efekcie Servaz jest tu czymś w rodzaju kwiatka przy kożuchu.
Rozpaczliwa próba nawiązania do wydarzeń, które przyniosły sukces całej serii, wypadła w tym kontekście słabo. Gorzej, że jest zapowiedzią kontynuacji. Szkoda.
Dla mnie to było kolejne rozczarowanie.
Bernard Minier należał kiedyś do grona moich ulubionych autorów, ale dziś pozostały już tylko resztki sentymentu. Wprawdzie staram się śledzić na bieżąco jego nowe powieści, ale od dłuższego czasu z żalem obserwuję pogrążanie się w niemocy twórczej.
Ewidentnie świadczy o tym uporczywe kontynuowanie cyklu z Servazem, który moim zdaniem powinien skończyć się wraz z trzecią...
2024-04-01
Cieszę się, że Przemysław Piotrowski podjął się kontynuacji tego cyklu, który oprócz stricte kryminalnej rozrywki, od jakiegoś czasu jest też o “czymś”.
Tym razem przeniesienie akcji w Bieszczady stały się dobrym pretekstem do pokazania, że ten przepiękny region ciągle jeszcze żyje wspomnieniami krwawych wydarzeń sprzed kilkudziesięciu lat.
Igor Brudny, czasowo pozostający poza służbą, nie spodziewał się, że szukając spokoju na bieszczadzkim bezludziu przypadkowo zostaje wplątany w sprawę morderstwa, którego geneza sięga czasów II wojny światowej.
Nawet jeśli fabuła może wydawać się momentami naciągnięta, to nie sposób jej odmówić spójności, a dotarcie do pilnie skrywanych przez lokalną społeczność tajemnic sprzed lat zdaje się znacznie bardziej wciągać niż wyjaśnienie współczesnej zbrodni.
Dużo się dzieje, jest klimat, historia płynnie przeplata się z współczesnością, są świetnie wykreowane postaci i Brudny w dobrej formie.
Zdecydowanie warto sięgnąć po tę książkę, która moim zdaniem jest jedną z najbardziej udanych w dorobku autora.
Cieszę się, że Przemysław Piotrowski podjął się kontynuacji tego cyklu, który oprócz stricte kryminalnej rozrywki, od jakiegoś czasu jest też o “czymś”.
Tym razem przeniesienie akcji w Bieszczady stały się dobrym pretekstem do pokazania, że ten przepiękny region ciągle jeszcze żyje wspomnieniami krwawych wydarzeń sprzed kilkudziesięciu lat.
Igor Brudny, czasowo...
2024-03-29
Bardzo mocna, brutalna powieść, co jest znakiem firmowym tego autora, tyle tylko, że to zupełnie inny Grange, niż ten, którego poznałem we wcześniejszych powieściach.
Tym razem wątek kryminalny niespecjalnie mnie porwał. Całkowicie przykrył go dekadencki obraz Berlina w przededniu wybuchu drugiej wojny światowej. Mroczny klimat nasuwa skojarzenie ze słynnym “Zmierzchem bogów” Viscontiego, ale tu patologie nazizmu zostały pokazane dosłownie i bez żadnych osłonek.
Wynaturzone “eksperymenty” medyczne czy eksterminacja Romów przedstawiona w najbardziej bestialskich formach są do tego stopnia wstrząsające, że mogą być nie do przejścia dla co bardziej wrażliwych czytelników.
I jeszcze jedna rzecz, która odróżnia tę powieść od innych. Otóż pokrętna wyobraźnia autora sprawia coś, co wydawałoby się z gruntu niemożliwe - kibicujemy gestapowcowi.
Może nie jest to najlepsza powieść Grange, ale na pewno najtrudniejsza do wyrzucenia z pamięci.
Warto przeczytać.
Bardzo mocna, brutalna powieść, co jest znakiem firmowym tego autora, tyle tylko, że to zupełnie inny Grange, niż ten, którego poznałem we wcześniejszych powieściach.
Tym razem wątek kryminalny niespecjalnie mnie porwał. Całkowicie przykrył go dekadencki obraz Berlina w przededniu wybuchu drugiej wojny światowej. Mroczny klimat nasuwa skojarzenie ze słynnym “Zmierzchem...
2024-03-25
Marek Stelar przez lata uczciwie zapracował sobie na pozycję sprawiającą, że jego nazwisko jest marką samą w sobie. Z jednej strony przekłada się to na zainteresowanie i duży popyt na jego książki, z drugiej - stawia przed nim coraz większe wymagania. Z ich spełnieniem bywa już różnie.
“Ptasznik” nie jest jego największym dokonaniem, chociaż z pewnością nie musi się tej powieści wstydzić.
Podobał mi się pomysł fabularny. Może dlatego, że lubię nawiązania do czasów PRL, a szczególnie interesują mnie wątki dotyczące ludzi z dawnej SB i innych służb z tamtych czasów w polskiej rzeczywistości po transformacji ustrojowej.
Gorzej oceniam realizację tego pomysłu, w której zabrakło jakichkolwiek zwrotów akcji, elementów zaskoczenia czy nawet oczekiwanego klimatu. Coś, co trudno nawet nazwać śledztwem, idzie jak po sznurku, nie napotykając po drodze żadnych przeszkód. To wszystko powoduje, że “Ptasznika” nijak nie da się uznać za powieść kryminalną, a już bardziej za obyczajową z elementami sensacji.
Z tym akurat nie mam większego problemu, bo Stelar w tej formule też sobie radzi, chociaż zdecydowanie wolałem, kiedy zaskakiwał mnie pomysłowymi twistami.
Reasumując - przeczytałem tę książkę z przyjemnością (to głównie zasługa lekkiego pióra autora) i wszystko wskazuje, że czeka nas jakiś rodzaj kontynuacji, choćby ze względu na podjęty wątek obyczajowy.
Do przeczytania.
Marek Stelar przez lata uczciwie zapracował sobie na pozycję sprawiającą, że jego nazwisko jest marką samą w sobie. Z jednej strony przekłada się to na zainteresowanie i duży popyt na jego książki, z drugiej - stawia przed nim coraz większe wymagania. Z ich spełnieniem bywa już różnie.
“Ptasznik” nie jest jego największym dokonaniem, chociaż z pewnością nie musi się tej...
2024-03-23
Bardzo słaba fabuła, absurdalne sytuacje, a zwłaszcza język, wystawiający na ciężką próbę inteligencję nawet średnio rozgarniętego czytelnika, w mojej opinii dyskwalifikują tę książkę.
W zasadzie nie powinienem w ogóle jej oceniać, bo po przebrnięciu ok. 10% stron z ulgą wywaliłem ją z czytnika, ale uznałem, że byłoby dużą nieuczciwością nie ostrzec potencjalnych czytelników, czy nie daj Boże nabywców, przed tym klasycznym przykładem grafomanii.
To jeszcze jeden produkt firmowany przez wydawnictwo Novae Res, który nigdy nie powinien pojawić się na półkach księgarskich. Rozumiem chwalebny zamiar promowania nowych autorów, ale powinny być wobec nich jakieś, choćby minimalne, wymagania.
Zdecydowanie odradzam.
Bardzo słaba fabuła, absurdalne sytuacje, a zwłaszcza język, wystawiający na ciężką próbę inteligencję nawet średnio rozgarniętego czytelnika, w mojej opinii dyskwalifikują tę książkę.
W zasadzie nie powinienem w ogóle jej oceniać, bo po przebrnięciu ok. 10% stron z ulgą wywaliłem ją z czytnika, ale uznałem, że byłoby dużą nieuczciwością nie ostrzec potencjalnych...
2024-03-22
Książka dla czytelnika zainteresowanego pracą kontrwywiadu od kuchni, przy założeniu, że autor wie, o czym pisze..
Spodziewałem się czegoś, co mnie jakoś wciągnie, tymczasem solidnie się wynudziłem. Jestem w stanie zaakceptować fabułę pozbawioną dynamiki, ale tu w ogóle zabrakło pomysłu, który mógłby zainteresować. Przeważającą część książki wypełniają rozważania głównego bohatera - oficera kontrwywiadu z wieloletnim stażem oraz opisy relacji wewnątrz tej służby. Intryga szpiegowska bardzo marna. Powieść jest prawie pozbawiona dialogów, a jak się już pojawią, to zgrzytają manierą nadużywania wołacza w stosunku do imion. Kto tak rozmawia?
Są momenty w opisywanej pracy kontrwywiadowczej, które mogą przyciągnąć uwagę i zaliczam do nich np. techniki pozyskiwania informatorów. Czy tak jest w rzeczywistości? Nie mam pojęcia.
W sumie książka posiada spory potencjał, ale autorowi nie udało się wyzwolić ze względu na brak pomysłu fabularnego i przyciężkie pióro.
Książka dla czytelnika zainteresowanego pracą kontrwywiadu od kuchni, przy założeniu, że autor wie, o czym pisze..
Spodziewałem się czegoś, co mnie jakoś wciągnie, tymczasem solidnie się wynudziłem. Jestem w stanie zaakceptować fabułę pozbawioną dynamiki, ale tu w ogóle zabrakło pomysłu, który mógłby zainteresować. Przeważającą część książki wypełniają rozważania głównego...
Jak na debiut “Wrzask” wypada całkiem przyzwoicie.
Fabuła nie jest może najbardziej oryginalna, ale na tyle zakręcona, że w zasadzie do samego końca nie wszystko było jasne. Również językowo, nie licząc dialogów, nie bardzo jest się czego czepiać.
Rozczarowała mnie para bohaterów, do bólu stereotypowa.
Dla mnie szczególnie odpychającą postacią jest tu komisarz Wilczyński, arogancki buc przeświadczony o swojej zajebistości. Takich “gwiazd” kryminalistyki było już w naszej literaturze sporo i nigdy nie mogłem zrozumieć, jakim cudem takie indywidua są tolerowane przez przełożonych. Również Larysa w tej powieści jakoś mnie nie przekonuje.
To dopiero pierwsza część cyklu, więc jest nadzieja, że kolejne będą lepsze. Pani Janiszewska sygnalizuje spore możliwości i jestem ciekaw, czy i jak rozwinie je w następnych powieściach.
“Wrzask” na pewno nie jest żadną petardą, ale wypada na tyle obiecująco, że pewnie kiedyś jeszcze wrócę do tego cyklu.
Jak na debiut “Wrzask” wypada całkiem przyzwoicie.
więcej Pokaż mimo toFabuła nie jest może najbardziej oryginalna, ale na tyle zakręcona, że w zasadzie do samego końca nie wszystko było jasne. Również językowo, nie licząc dialogów, nie bardzo jest się czego czepiać.
Rozczarowała mnie para bohaterów, do bólu stereotypowa.
Dla mnie szczególnie odpychającą postacią jest tu komisarz Wilczyński,...