Człowiek wielu epok. Urodzony kilka dni przed wprowadzeniem Stanu Wojennego, dorastający w PRL i dojrzewający w Wolnej Polsce. Strateg marketingowy z dwudziestoletnim doświadczeniem w pracy dla największych marek świata, szczególnie w segmencie rozrywkowym. Do niedawna dyrektor marketingu w kilku polskich klubach piłkarskich, obecnie skupiający się wyłącznie na opowiadaniu historii.
Włóczęga. Gdańszczanin mieszkający w Warszawie, Częstochowie, Szczecinie, Bielsku-Białej, Budapeszcie, Sofii, Bukareszcie, Belgradzie, w dominikańskiej Samanie i gdzie tam jeszcze. Fan audiobooków słuchanych w długich trasach i deszczowej pogody na dalekiej północy Europy. Jako autor debiutował w 2018 roku sensacyjno-kryminalnym cyklem o Aleksandrze Gallu i śledczych badających katastrofy komunikacyjne. W 2024 roku powrócił w zupełnie nowym wydaniu i z zupełnie nowym bohaterem. Największe zawodowe marzenie? By spotkać Was wszystkich na targach, festiwalach, spotkaniach autorskich i gdzie tylko się da.
Autor ma więcej talentu narracyjnego niż ci najbardziej znani "kryminalisci", ale ten Lichy to taki umowny jest, że aż szkoda. Niby ma 30 pare lat ale mental +60, fałszywy autyzm, do tego jest merysójką, wielkim kopulatorem i ma samochód jak pan samochodzik. Intryga jest na finiszu niemożebnie wydumana, niemal wszystkie bohaterki głupawe jak nastolatki, szkoda że poszło w taki oklep, bo to jeden z nielicznych polskich kryminałów, które chciało mi się doczytać i na początku byłam nieźle wkręcona z nadzieją na przyzwoity giltypleżar, ale przed połową dosyć szybko okazało się, że to się rozlazło.
Śląsk, nad którym nigdy nie wschodzi słońce. Wszystkim jest zimno. Nie, bo jest pieprzone minus dziesięć stopni. Bo zamarzli od środka. Bo chcą wierzyć, że nic nie czują. I nikt się nie przyzna, że czują za dużo. Spotkanie oko w oko z bólem, tęsknotą i rozczarowaniem. To dopiero byłoby zabójstwo. To dopiero byłaby śmierć. Przez uduszenie. Udławienie wszystkim, co miało kwitnąć i rosnąć. Ale potrzebowało światła. Więc umarło. Nie żyje. Jak on. I one.
Bezsilność. Bo tyle się stało. I boli. I tego nikt nie zdrapie. Z tym trzeba będzie zostać. Albo od tego uciec. Albo w tym zgnić. Nie będzie kary. Ideały obijają się o brzeg burej rzeczywistości, żeby zamienić się w mętną pianę pychy i zawiści.
A nawet nie chciałem się z nikim ścigać. Miałem wszystko i nic nie mam. I nikt się nawet nie pochylił nad moją parszywą raną. Która wchłonęła nas, i przyszłość, i nadzieję. Bezczelnie i bezwiednie odznacza się i afiszuje z tym: „nie masz już nic”.
Tik tak. Znowu kogoś zabraknie. Zeżre ją najciemniejsza noc po ostatnim dniu roku. Bo jeśli coś ma się kończyć. Tak jak się kończy codziennie i jak już od dawna nie istnieje. To dziś. To niech się da tego końca dotknąć i go nazwać. Ciach. Po Tobie. Zamiast powolnego rozpadania się między piętrami brzydkich bloków.
Bezkompromisowa historia. Autentyczna i szorstka. Brzydka. Kryminalna zagadka, w której wszystko się zgadza. Kompletna. Pełna. Każdy element ma swoje miejsce i znaczenie. Każda postać ma uzasadnienie.
Lichy wychodzi zza liter, bije, bo cały jest sercem i trzyma się ledwo nad ziemią, napędzany już chyba tylko potrzebą zamknięcia. I trzyma się, żeby się nie rozbić i nie wpaść w otchłań. Ale już nie chce trzymać. Siebie przy życiu, siebie w ryzach. Nie chce. Bo już wszystko, co miało być, zdarzyło się i skończyło. Więc po co. Lichy jest autodestrukcyjny, nieugięty, genialny. Słaby i silny ta słabością.
Martyna. Chudor. Zielska z anteną. Anna, nie Ania. Tekla. Róża. Szampon. Sierść. Wszyscy mnie dotykali i rozgrzebali.
To historia dobra na tylu płaszczyznach. Studium samotności, bezsilności. Walki. Fanatyzmu, obsesji. Tęsknoty. Nadziei.
Jak to jest napisane! Złoto.
Bardziej czuję. niż czytuję. Nie ma lepszego uczucia po lekturze.