-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński8 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać459 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2016-12-21
2016-09-29
2016-09-09
Przyznaję, do "Tytanów" podeszłam raczej sceptycznie, bez szczególnych oczekiwań. Po przeczytaniu zaś ostatniego rozdziału przez długą chwilę gapiłam się w przestrzeń, niezdolna sformułować jakiegoś logicznego stwierdzenia. Po mojej głowie pałętało się tylko jedno: dawno nie czytałam tak wciągającej książki!
Główna bohaterka powieści, siedemnastoletnia Astrid Sullivan, to dziewczyna z charakterem, oślim uporem i bzikiem na punkcie wyścigów tytanów - mechanicznych koni, atrakcji Detroit na przestrzeni ostatnich pięciu lat. Odkąd ujrzała pierwszy wyścig, ogląda i dokładnie analizuje każdy kolejny, ze świadomością, że nigdy nie będzie jej dane wykorzystać tej wiedzy, ponieważ wyścigi tytanów to sport jedynie dla elity, rodzina Astrid zaś jest jej zupełnym przeciwieństwem - ojciec dziewczyny kolejny raz stracił pracę i grozi im utrata domu.
Los jednak jest przewrotny. W efekcie splotu różnych wydarzeń drogi Astrid i Skobla, pierwszego modelu tytana-prototypu, przecinają się. Dziewczyna otrzymuje niepowtarzalną szansę wzięcia udziału w wyścigach, co jest nadzieją na uratowanie rozpadającej się rodziny. Ścieżka do sukcesu jest jednak pełna pułapek i przeszkód, a także zwrotów o 180 stopni. Niemal do końca nie byłam w stanie przewidzieć zakończenia. Słodko-gorzkiego.
Przede wszystkim - czapki z głów za tak dynamiczne opisy każdego z wyścigów. Kto choć raz siedział na koniu, kto choć raz na nim galopował - dobrze zna towarzyszące temu emocje. A autorce udało się je opisać w sposób pierwszorzędny. Za to bez wątpienia należy jej się ukłon.
Na pochwałę zasługuje też sam pomysł mechanicznego konia i ukazanie go w całej jego majestatycznej krasie. Kto śmiałby temu przeczyć, niech wczyta się w opisy!!!
Podoba mi się też postać bohaterki - jest, można powiedzieć, realna. Nie wyidealizowana, nie przerysowana - proporcje między elementami negatywnymi i pozytywnymi zostały, według mnie, zachowane.
Na koniec zostawiłam jedyną, i tak naprawdę niewielką, przysłowiową kroplę dziegciu. Tłumaczenie. Co prawda nie czytałam oryginału, ale są chwile, w których coś mi zgrzyta - kolejność wyrazów w zdaniu, pojedyncze słowa. Są to jednak naprawdę drobiazgi, które w żaden sposób nie wpływają na odbiór historii.
Jak już mówiłam: czapki z głów. Oby więcej takich książek!!!
Przyznaję, do "Tytanów" podeszłam raczej sceptycznie, bez szczególnych oczekiwań. Po przeczytaniu zaś ostatniego rozdziału przez długą chwilę gapiłam się w przestrzeń, niezdolna sformułować jakiegoś logicznego stwierdzenia. Po mojej głowie pałętało się tylko jedno: dawno nie czytałam tak wciągającej książki!
Główna bohaterka powieści, siedemnastoletnia Astrid Sullivan, to...
Nie wiem czemu, ale patrząc na okładkę pomyślałam: oho, to coś w klimacie "Szklanego tronu". Wrażenie zaraz zniknęło - po przeczytaniu pierwszych stron stwierdziłam, że "nie, chwila, temu bliżej do Igrzysk śmierci"... Cóż, tak naprawdę, przynajmniej według mnie jest to coś pomiędzy...
Victoria Aveyard osadziła fabułę "Czerwonej królowej" w ponurym, podzielonym na dwie kasty świecie - niemal równych bogom Srebrnych, obdarzonych niezwykłymi zdolnościami, o srebrnej krwi w żyłach; i Czerwonych - uciskanych przez tych pierwszych, służących im zwykłych śmiertelników, których krew jest... cóż, czerwona. Tę czerwień od lat chłepcze ziemia Norty, krainy, w której dzieje się cała historia i wrogiego jej kraju, Lakelandii - pomiędzy mocarstwami trwa wojna, na którą za sprawę Srebrnych walczą zwykli Czerwoni...
A gdyby tak wśród Czerwonych urodził się ktoś, kto miałby moc większą od każdego Srebrnego? Jak na przykład Mare Barrow, dziewczyna z ubogiej Czerwonej rodziny, która w efekcie splotu różnych wydarzeń trafia na królewski dwór (Srebrnych, rzecz jasna), ujawnia swoją moc, o której nie miała wcześniej pojęcia, i zostaje wciągnięta w wir pałacowych intryg? Do tego dochodzi jeszcze rebeliancka Czerwona Gwardia, która coraz śmielej próbuje przejąć władzę w kraju...
Skąd wzięła się moja bardzo pozytywna ocena, mimo licznych przytyków, które pojawią się za chwilę? Otóż niezwykle spodobało mi się to, że do końca powieści nie mogłam się domyślić, kto jest tu tym dobrym, a kto tym złym. Bohaterowie zmieniali maski w zawrotnym wręcz tempie, co sprawiało, że nie mogłam się powstrzymać przed przeczytaniem kolejnego rozdziału ("kto zdradzi tym razem?!"). Wartka fabuła i ciekawy pomysł, oraz intryga za intrygą zasługują na pochwałę - to właśnie rzeczy, które przyciągają czytelnika.
A teraz czas na wspomniane wcześniej przytyki. Po pierwsze - sam temat, choć ubrany w ładne szatki, jest już nieco zużyty, mimo że nie nudny - Wybraniec walczy z systemem o lepsze jutro. Hm, ale to by się spodziewał, że Mare Barrow okaże się kimś wyjątkowym... No właśnie - wszyscy.
Kolejnym aspektem, który mi zgrzytał, jest postać głównej bohaterki. Nie lubię postaci nadmiernie wyidealizowanych (patrz: Tris z "Niezgodnej"), doskonałych pod każdym względem, ale jak wiadomo, żadna skrajność nie jest dobra - bohaterkę, która cały czas powtarza, jaka jest okropna i winna temu, co się dzieje, również trudno strawić, nawet jeśli ma trochę racji. Jest to po prostu nieco nierealne - jesteśmy ludźmi, nie lubimy dostrzegać swoich wad.
Następnie - skojarzenie z "Igrzyskami śmierci", nasuwające się wręcz od razu. Hm, podział ludzi na kasty? Gdzieś to już było... Nastolatka walcząca z systemem i stająca się symbolem rebelii przeciw niemu? To też było... Wiem, że pewnie ten temat pojawi się jeszcze nie raz, bo daje olbrzymie pole do manewru, ale trochę to drażni...
Na koniec jeszcze mała uwaga co do tłumaczenia określeń konkretnych Srebrnych - Wodniak, Żeleziec i inne takie kwiatki. Domyślam się, że nie można było przetłumaczyć tego inaczej, ale nieodmiennie miałam wrażenie, że czytam nie o potężnej istocie, zdolnej zatopić człowieka skinięciem dłoni, a o jakimś dziwnym zwierzaku czającym się w szuwarach. Ot, dygresja.
Skąd zatem moja wysoka ocena i przypisanie do półki "Ulubione"? Chyba stąd, że recenzję piszę jakiś czas po przeczytaniu, a ocenę wystawiłam zaraz po. Nie da się ukryć, książka pozostawia po sobie pozytywne wrażenie i ciekawość, co będzie dalej. Dopiero spokojna analiza wszystkich za i przeciw nieco studzi tę euforię.
Tę powieść mogę z czystym sumieniem polecić tym, którzy szukają lekkiej rozrywki dla mózgu czy tez pożywki dla wyobraźni, jednak nie osobom, które szukają historii pokroju, chociażby, "Igrzysk śmierci".
Nie wiem czemu, ale patrząc na okładkę pomyślałam: oho, to coś w klimacie "Szklanego tronu". Wrażenie zaraz zniknęło - po przeczytaniu pierwszych stron stwierdziłam, że "nie, chwila, temu bliżej do Igrzysk śmierci"... Cóż, tak naprawdę, przynajmniej według mnie jest to coś pomiędzy...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toVictoria Aveyard osadziła fabułę "Czerwonej królowej" w ponurym, podzielonym na dwie kasty...