rozwiń zwiń
Aredhela

Profil użytkownika: Aredhela

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 4 lata temu
25
Przeczytanych
książek
57
Książek
w biblioteczce
6
Opinii
15
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| Nie dodano
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie

Okładka książki Harry Potter i Przeklęte Dziecko J.K. Rowling, Jack Thorne, John Tiffany
Ocena 6,2
Harry Potter i... J.K. Rowling, Jack ...

Na półkach: , , , ,

Zwykły, szary, ponury dzień. Włączasz komputer, sprawdzasz pocztę, wiadomości... I nagle widzisz to: "Ósma część Harry'ego Pottera!". Szok. Niedowierzanie. Palpitacja serca...
Tak, tak z grubsza wyglądała moja reakcja na wieść o pojawieniu się "Harry'ego Pottera i przeklętego dziecka". Czy uzasadniona? Dobre pytanie.
Może zacznijmy od tego: nie mówimy o powieści, a o scenariuszu, który, jak wiadomo, wymaga trochę innego sposobu czytania i dopowiadania sobie pewnych rzeczy. A przy tak barwnym świecie, jaki w poprzednich częściach cyklu stworzyła Rowling, wyobrażenie sobie tych wszystkich miejsc, które mamy jedynie ledwo zarysowane, może stanowić pewną trudność lub pozostawić niedosyt. Co innego zobaczyć to na scenie, a co innego - tylko w swojej, czasem ułomnej, wyobraźni... Nie ukrywam, pierwszą myślą w trakcie czytania było: jak ja bym chciała, żeby to była powieść...
Bo materiał na powieść, i to dobrą, jest. Owszem, nie wszystkie elementy mnie zadowalały - epilog "Insygniów Śmierci" i liczne fanfiction, które w międzyczasie przeczytałam, pozostawiły trochę inne wyobrażenia, domysły i oczekiwania... Nadal nie umiem kupić Harry'ego spierającego się z profesor McGonagall czy wrzeszczącego na syna... Nawet jeśli ów syn nie pozostawał mu dłużny...
Wracając do tematu: pomysł jest godny pozazdroszczenia. Córka Voldemorta, podróże w czasie czy chociażby uczynienie Cedrika Diggory'ego osią całej historii... Naprawdę, nie spodziewałam się tego i byłam pozytywnie zaskoczona.
Jeśli chodzi o język, powiem tyle:angielskim nie operuję na tyle dobrze, by móc ocenić oryginał, a polskie tłumaczenie (czytałam również tę wersję) wydaje się być w porządku. Raczej nie mam zastrzeżeń.
Niestety, tu pojawia się znowu kwestia formy. Możliwe że to dlatego miałam wrażenie, że "Przeklęte dziecko" jest jedynie czymś w rodzaju cienia poprzedników. Ciekawa fabuła jest, ulubieni bohaterowie są... A jednak czegoś brak. Może tych sów dostarczających pocztę? Meczów quidditcha?
Przyznaję, jestem rozdarta. Z jednej strony, jako wielka fanka Harry'ego Pottera, nie mogłam się oderwać od tej książki i ciężko mi ją krytykować. Z drugiej... cóż, chyba wolę wrócić do pierwszych siedmiu części.Chociaż, nie przeczę, "Przeklęte dziecko" warto przeczytać, chociażby dla pomysłu.

Zwykły, szary, ponury dzień. Włączasz komputer, sprawdzasz pocztę, wiadomości... I nagle widzisz to: "Ósma część Harry'ego Pottera!". Szok. Niedowierzanie. Palpitacja serca...
Tak, tak z grubsza wyglądała moja reakcja na wieść o pojawieniu się "Harry'ego Pottera i przeklętego dziecka". Czy uzasadniona? Dobre pytanie.
Może zacznijmy od tego: nie mówimy o powieści, a o...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Nie wiem czemu, ale patrząc na okładkę pomyślałam: oho, to coś w klimacie "Szklanego tronu". Wrażenie zaraz zniknęło - po przeczytaniu pierwszych stron stwierdziłam, że "nie, chwila, temu bliżej do Igrzysk śmierci"... Cóż, tak naprawdę, przynajmniej według mnie jest to coś pomiędzy...
Victoria Aveyard osadziła fabułę "Czerwonej królowej" w ponurym, podzielonym na dwie kasty świecie - niemal równych bogom Srebrnych, obdarzonych niezwykłymi zdolnościami, o srebrnej krwi w żyłach; i Czerwonych - uciskanych przez tych pierwszych, służących im zwykłych śmiertelników, których krew jest... cóż, czerwona. Tę czerwień od lat chłepcze ziemia Norty, krainy, w której dzieje się cała historia i wrogiego jej kraju, Lakelandii - pomiędzy mocarstwami trwa wojna, na którą za sprawę Srebrnych walczą zwykli Czerwoni...
A gdyby tak wśród Czerwonych urodził się ktoś, kto miałby moc większą od każdego Srebrnego? Jak na przykład Mare Barrow, dziewczyna z ubogiej Czerwonej rodziny, która w efekcie splotu różnych wydarzeń trafia na królewski dwór (Srebrnych, rzecz jasna), ujawnia swoją moc, o której nie miała wcześniej pojęcia, i zostaje wciągnięta w wir pałacowych intryg? Do tego dochodzi jeszcze rebeliancka Czerwona Gwardia, która coraz śmielej próbuje przejąć władzę w kraju...
Skąd wzięła się moja bardzo pozytywna ocena, mimo licznych przytyków, które pojawią się za chwilę? Otóż niezwykle spodobało mi się to, że do końca powieści nie mogłam się domyślić, kto jest tu tym dobrym, a kto tym złym. Bohaterowie zmieniali maski w zawrotnym wręcz tempie, co sprawiało, że nie mogłam się powstrzymać przed przeczytaniem kolejnego rozdziału ("kto zdradzi tym razem?!"). Wartka fabuła i ciekawy pomysł, oraz intryga za intrygą zasługują na pochwałę - to właśnie rzeczy, które przyciągają czytelnika.
A teraz czas na wspomniane wcześniej przytyki. Po pierwsze - sam temat, choć ubrany w ładne szatki, jest już nieco zużyty, mimo że nie nudny - Wybraniec walczy z systemem o lepsze jutro. Hm, ale to by się spodziewał, że Mare Barrow okaże się kimś wyjątkowym... No właśnie - wszyscy.
Kolejnym aspektem, który mi zgrzytał, jest postać głównej bohaterki. Nie lubię postaci nadmiernie wyidealizowanych (patrz: Tris z "Niezgodnej"), doskonałych pod każdym względem, ale jak wiadomo, żadna skrajność nie jest dobra - bohaterkę, która cały czas powtarza, jaka jest okropna i winna temu, co się dzieje, również trudno strawić, nawet jeśli ma trochę racji. Jest to po prostu nieco nierealne - jesteśmy ludźmi, nie lubimy dostrzegać swoich wad.
Następnie - skojarzenie z "Igrzyskami śmierci", nasuwające się wręcz od razu. Hm, podział ludzi na kasty? Gdzieś to już było... Nastolatka walcząca z systemem i stająca się symbolem rebelii przeciw niemu? To też było... Wiem, że pewnie ten temat pojawi się jeszcze nie raz, bo daje olbrzymie pole do manewru, ale trochę to drażni...
Na koniec jeszcze mała uwaga co do tłumaczenia określeń konkretnych Srebrnych - Wodniak, Żeleziec i inne takie kwiatki. Domyślam się, że nie można było przetłumaczyć tego inaczej, ale nieodmiennie miałam wrażenie, że czytam nie o potężnej istocie, zdolnej zatopić człowieka skinięciem dłoni, a o jakimś dziwnym zwierzaku czającym się w szuwarach. Ot, dygresja.
Skąd zatem moja wysoka ocena i przypisanie do półki "Ulubione"? Chyba stąd, że recenzję piszę jakiś czas po przeczytaniu, a ocenę wystawiłam zaraz po. Nie da się ukryć, książka pozostawia po sobie pozytywne wrażenie i ciekawość, co będzie dalej. Dopiero spokojna analiza wszystkich za i przeciw nieco studzi tę euforię.
Tę powieść mogę z czystym sumieniem polecić tym, którzy szukają lekkiej rozrywki dla mózgu czy tez pożywki dla wyobraźni, jednak nie osobom, które szukają historii pokroju, chociażby, "Igrzysk śmierci".

Nie wiem czemu, ale patrząc na okładkę pomyślałam: oho, to coś w klimacie "Szklanego tronu". Wrażenie zaraz zniknęło - po przeczytaniu pierwszych stron stwierdziłam, że "nie, chwila, temu bliżej do Igrzysk śmierci"... Cóż, tak naprawdę, przynajmniej według mnie jest to coś pomiędzy...
Victoria Aveyard osadziła fabułę "Czerwonej królowej" w ponurym, podzielonym na dwie kasty...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Hm. Od czego by tu zacząć...
To moja pierwsza książka autorstwa pani Miszczuk. Zachęcona pozytywnymi opiniami o jej innych powieściach, zdecydowałam się przeczytać "Szeptuchę", między innymi za sprawą fascynacji wszystkiego co ma w sobie choć kroplę mitologii pogańskiej. I szczerze mówiąc trochę się rozczarowałam.

Historia dzieje się w alternatywnej rzeczywistości. Polskiej.
XXI wiek - jest. Technologia - jest. Miasta pełne blokowisk i samochodów - są. Nie ma natomiast chrześcijaństwa...Autorka bowiem postanowiła odpowiedzieć sobie na pytanie, co by było gdyby Mieszko I jednak nie przyjął chrztu. Tworzy się z tego całkiem ciekawy obrazek - z jednej strony tętniące życiem, nowoczesne miasta, spowite siecią wyasfaltowanych ulic, którymi jeżdżą autobusy i samochody, z drugiej zaś - obchody Jarego Święta, Nocy Kupały czy modlitwy do płanetników o dobrą pogodę. Ludzie ustalają się w kolejki do wykwalifikowanych lekarzy, ci jednak, których na to stać, zupełnie jawnie udają się do szeptuchy po rady na wszystko - od bólu głowy po złamane serce.
Do takiej właśnie szeptuchy trafia na nauki główna bohaterka powieści - Gosława Brzózka, dwudziestoczteroletnia, świeżo upieczona lekarka. Zanim obejmie jednak wymarzoną posadę, musi udać się na roczne praktyki do jednej z szeptuch - zielarki i naszego słowiańskiego odpowiednika szamanki. Ta zaś żyje w świętokrzyskiej wsi, a to się Gosi nie uśmiecha - najchętniej ani na chwilę nie wchodziłaby do lasu, nienawidzi kleszczy i życia bez bieżącej wody, a poza tym tak naprawdę nie wierzy w skuteczność ziół i mamrotanych przez szeptuchę zaklęć - woli antybiotyki.
Koniec końców na wieś jednak przyjeżdża, co uruchamia całą lawinę zdarzeń - szukanie kwiatu paproci czy rozmowy ze słowiańskimi bogami to tylko próbka tego, co ją czeka. Oczywiście, nie można zapomnieć o miłości - ta to już jest jak hiszpańska inkwizycja - nikt się jej nie spodziewa, a ona czai się za rogiem...

Pierwszym, co zaczęło mnie drażnić, jest osoba głównej bohaterki –takiej typowej miastowej, płytkiej jak kałuża i w dodatku skupionej chyba tylko na tym, że ma JUŻ dwadzieścia kilka lat, i NADAL nie spotkała miłości swojego życia. Przyznaję, z początku wmawiałam sobie, że Gosława przejdzie jakąś wewnętrzną przemianę, że to tylko pierwsze wrażenie... Niestety utrzymuje się ono przez całą książkę. Rozumiem, można nie lubić natury i nie wierzyć w ziołolecznictwo, można podważać istnienie bogów, w które wierzy cała reszta, ale chyba nie po tym, jak się z nimi rozmawiało, czyż nie? Poza tym jest raczej monotematyczna – jej hipochondria robi się męcząca dla czytelnika, a kiedy do tego dochodzi jeszcze obsesyjne zadurzenie w tajemniczym Mieszku, czytający ma ochotę łupnąć książką o ścianę. I to solidnie. Przysięgam na Światowida.

Kolejną rzeczą jest aspekt historyczny. Nie chce mi się za bardzo wierzyć, by przez tysiąc lat jednej, i tej samej dynastii, w tym przypadku Piastów, udało się utrzymać władzę. Cóż, przyjmijmy, że im się to udało. Co w takim razie z mostem Poniatowskiego, bo takowy też się w powieści pojawia? Nie wspominając już o sytuacji w Europie – przecież sytuacja w Polsce też miała na nią wpływ, niemożliwe jest więc, by tak ważna kwestia jak brak chrześcijaństwa (a także wszelkie jej następstwa - brak chrześcijaństwa na terenie księstwa Litewskiego chociażby) pozostała bez wpływu na resztę kontynentu, tu zaś mamy przedstawione to tak, że wszystko jest jak jest, tylko, taki szczegół, Polska nadal jest monarchią. W dodatku pogańską. To mi przez całą książkę zgrzytało.
Jeśli chodzi o słowiańskie obrzędy i wierzenia, raczej nie można im nic zarzucić. Podobało mi się przenikanie światów – rzeczywistego i mitologicznego. Płanetnicy między ludźmi, rusałki pracujące w barach i bogowie pojawiający się we wsi podczas świąt- to zdecydowanie było coś, co dodawało uroku całej historii. Mam tylko jedną, małą uwagę: pogańscy Słowianie raczej nie grzebali swoich zmarłych – a już na pewno nie chowali ich w trumnach, w, że tak powiem, całości. Jeśli coś już trafiało do ziemi, to urny z prochami – polowanie na wąpierza nie ma więc tutaj zbyt wiele sensu…
Mogę jedynie dać dużego plusa za postać szeptuchy Jarogniewy – tej akurat nic nie brakuje, a jej rady dawane pacjentom (wraz z naciąganiem ich na tanie chwyty reklamowe, jak na przykład mówienie gwarą czy odpowiedni ubiór) były chyba jedynym, co pozwoliło mi doczytać tę książkę do końca...

Jak już mówiłam, rozczarowałam się. I nie chodzi tu o pomysł, bo ten jest oryginalny i ciekawy – tylko o jego realizację. Jeśli chce się już pisać o rzeczywistym świecie, z użyciem rzeczywistej historii – trzeba się w tą historię wgłębić, zadać sobie pytanie, czy przypadkiem usunięcie jednego zdarzenia nie spowoduje kolejnych zmian. Poza tym, niech mi kwiat paproci na dłoni wyrośnie, ile można słuchać o strasznych krwiożerczych kleszczach?!

Hm. Od czego by tu zacząć...
To moja pierwsza książka autorstwa pani Miszczuk. Zachęcona pozytywnymi opiniami o jej innych powieściach, zdecydowałam się przeczytać "Szeptuchę", między innymi za sprawą fascynacji wszystkiego co ma w sobie choć kroplę mitologii pogańskiej. I szczerze mówiąc trochę się rozczarowałam.

Historia dzieje się w alternatywnej rzeczywistości....

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Aredhela

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [2]

Ursula K. Le Guin
Ocena książek:
7,1 / 10
103 książki
11 cykli
Pisze książki z:
958 fanów
J.R.R. Tolkien
Ocena książek:
7,9 / 10
103 książki
7 cykli
8644 fanów

statystyki

W sumie
przeczytano
25
książek
Średnio w roku
przeczytane
3
książki
Opinie były
pomocne
15
razy
W sumie
wystawione
24
oceny ze średnią 7,7

Spędzone
na czytaniu
168
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
4
minuty
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]