-
Artykuły„Kobiety rodzą i wychowują cywilizację” – rozmowa z Moniką RaspenBarbaraDorosz1
-
ArtykułyMagiczne sekrety babć (tych żywych i tych nie do końca…)corbeau0
-
ArtykułyNapisz recenzję powieści „Kroczący wśród cieni” i wygraj pakiet książek!LubimyCzytać2
-
ArtykułyLiam Hemsworth po raz pierwszy jako Wiedźmin, a współlokatorka Wednesday debiutuje jako detektywkaAnna Sierant1
Biblioteczka
2014-07-18
2014-07-11
2014-05-14
2014-03-03
2014-02-04
2013-11-09
2013-10-06
2013-07-28
2013-06-06
2013-05-04
2013-04-24
2013-04-05
2012-10-05
2011-08-30
2010-12-11
Ponoć recenzje powinno się pisać parę dni po przeczytaniu książki, aby mieć chłodne spojrzenie na nią i dostrzegać nie tylko jej plusy. Do „rozprawy” nad „Wyznaniami gejszy” zasiadam w niespełna piętnaście minut po ich dokończeniu, bo wiem, że ta książka nie ma absolutnie żadnych wad, a nawet jeśli to czas nie jest w stanie odkryć ich przede mną.
W swoich literackich podróżach odwiedziłam już Daleki Wschód dwa razy (nie wliczając baśni z dzieciństwa itd.), ale chyba jeszcze nigdy nie byłam w Japonii. Wkraczając w ten okrutny świat nie spodziewałam się, że tak bardzo mi się spodoba. Nie jestem do końca przekonana, czy gdyby ktoś inny od Chiyo by mi go pokazał, to czy tak bardzo przypadłby mi do gustu? Ale to tylko świadczy o kunszcie narracyjnym widocznym w książce Arthura Goldena- bo czy to właśnie nie o to chodzi, aby wzbudzić w czytelniku coś więcej poza sympatią do bohaterów i, jeśli się poszczęści, to zaciekawić fabułą? Śmiało mogę stwierdzić, że „Wyznania gejszy” rozbudziły we mnie nową pasję, a oprócz tego dostarczyły refleksji, która, jestem tego pewna, nie zniknie na długi czas po przeczytaniu tej książki.
Główną bohaterkę poznajemy, kiedy świat jeszcze nie zdaje sobie sprawy z jej obecności. Chiyo mieszka w małej wiosce nad oceanem. Jest córką rybaka, więc nie wiedzie luksusowego życia, jednak kiedy poznaje pana Tanakanę, jej los odmienia się na zawsze. Towarzyszymy jej w różnych etapach życia, obserwujemy jak się zmienia i jaki wpływ na jej życie wywiera Wojna Światowa. W krainie, w której pod maską fałszywej obojętności rodzą się i umierają wielkie namiętności, Chiyo próbuje odnaleźć swoje prawdziwe przeznaczenie.
„Słuchając” opowieści Chiyo, czułam się tak, jakbym uczestniczyła w opisywanych przez nią sytuacjach. Nienawidziłam każdej osoby, która ośmieliła się przerwać mi lekturę, ponieważ każde wyrwanie się ze świata gejsz oznaczało kubeł chłodnej wody w postaci szarej rzeczywistości. Ktoś z pewnością pomyśli (może nawet wyrwie mu się małe, zażenowane westchnienie? ), że przesadzam, ale jestem pewna, że niejeden czytelnik doznał choć raz w życiu takiego uczucia podczas czytania swojej ulubionej książki. Styl Arthura Goldinga jest lekki w przyswajaniu, dzięki czemu łatwo porwać się historii.
Jednym z moich ulubionych elementów tej książki są niewątpliwie opisy. „Wyznania gejszy” obfitują w obrazowe porównania, dzięki którym łatwiej wyobrazić sobie co czują bohaterowie. Ponadto są bardzo piękne i wpływają na klimat całości - nie spotyka się ich w lekturach z innych regionów świata.
Podczas przedzierania się przez prawie pięćset stron opowieści, na swojej drodze czytelnik spotyka szereg bohaterów, którzy mają wpływ na losy Chiyo. Nie są to postacie papierowe, autor dołożył starań, abyśmy mogli przyjrzeć się im z bliska i dotknąć ich, co jeszcze bardziej potęguje wrażenie autentyczności tej historii. Każda postać jest inna, przyglądamy się jej rozwojowi i podziwiamy jak wzbija się ku górze, lub opada na samo dno. W wielu przypadkach nie dowiadujemy się co tak naprawdę dzieje się z poszczególnymi bohaterami, ale to tylko uruchamia czytelniczą wyobraźnię, która zaczyna snuć własne wersje wydarzeń długo po skończeniu „Wyznań gejszy”. Dzięki temu dzieło Goldena można nazwać środkiem aktywnego wypoczynku dla naszego umysłu.
Po tę lekturę powinni sięgnąć nie tylko ci, których już wciągnęła kultura japońska, ale także osoby jeszcze z nią nie zaznajomione. Uważam, że „Wyznania gejszy” należą do grupy książek, które w sposób szczególny wpływają na kształtowanie się naszych poglądów. Poza tym, co chyba najważniejsze, lektura wciąga na długie godziny i dostarcza wielu wrażeń .
http://wyznania-czytelnika.blogspot.com/2010/12/wyznania-gejszy-arthur-golden.html#comments
Ponoć recenzje powinno się pisać parę dni po przeczytaniu książki, aby mieć chłodne spojrzenie na nią i dostrzegać nie tylko jej plusy. Do „rozprawy” nad „Wyznaniami gejszy” zasiadam w niespełna piętnaście minut po ich dokończeniu, bo wiem, że ta książka nie ma absolutnie żadnych wad, a nawet jeśli to czas nie jest w stanie odkryć ich przede mną.
W swoich literackich...
2011-02-03
„(…) powieść jest ironicznym „portretem artysty z czasów młodości” na tle peerelowskiej rzeczywistości schyłku lat sześćdziesiątych.
Narrator opowiada o swoich „latach nauki” i o fascynacji starszą od niego, piękną, tajemniczą kobietą.
Jest to zarazem opowieść o potrzebie marzenia, o wierze w siłę Słowa i o naturze mitu.”
Z lekturowego stosu w „Madame” pokładałam największe nadzieje. Moją uwagę przykuła okładka, której warto poświęcić kilka słów, zanim przejdzie się do reszty. Pod tym względem, książka Libery przypomina deser z bitą śmietaną i okładka pełni tutaj rolę białej piany :]. Pod bordową osłoną, kryje się czarna oprawa z małym zdjęciem kobiety o naprawdę hipnotyzującym spojrzeniu. Nie polecam czytać w wannie, ponieważ czerń z okładki lubi brudzić palce i za nic nie chce z nich zejść :].
Mamy za sobą śmietanę, teraz czas na polewę czekoladową w postaci stylu Libery, który jest naprawdę smaczny. Zdarzenia opisywane są przez głównego bohatera, który cechuje się erudycją i błyskotliwym poczuciem humoru, co wpływa na sposób narracji. Język jest naprawdę przystępny, można skusić się na określenie go jako „gęsty”. Jedyne, co bardzo mnie irytowało to wtrącenia na kształt: „miało to istotne znaczenie dla późniejszych bardzo wartkich wydarzeń, ale… nie tak szybko, przedtem jeszcze miało miejsce coś innego”. W opisach czytelnik może znaleźć nie tylko odniesienia do innych książek, ale także tło muzyczne, jak np. znane wszystkim Hit the Road Jack czy Yesterday Beatlesów, które to odgrywa bardzo ważną rolę w „wizualizacji” klimatu. Plus dla autora za sposób w jaki przedstawił głównego bohatera- w „Madame” brak suchego i schematycznego przedstawiania się, zaznajamiamy się z narratorem poprzez wydarzenia mające miejsce w jego przeszłości. Ta retrospekcja ma też na celu podkreślenie charakteru tamtych czasów, a także pełni funkcję czegoś na kształt klamry kompozycyjnej- ale to tylko dla tych, którzy wytrwają do końca „Madame”.
A wytrwać wcale nie jest tak łatwo. Rządni szybkich zwrotów akcji czytelnicy raczej nie znajdą satysfakcji z czytania „Madame”, bowiem wydarzenia w tej książce mają tendencję do „ciągnięcia się” w czasie. „Stosunek masowy” (stanowczo za dużo chemii!) maluje się mniej więcej tak: dziesięć stron opowieści byłego taternika o wojnie domowej w Hiszpanii itd., trzy strony opisu bieżących spraw. Lubię historię, ale nie mam ochoty o niej czytać, kiedy coś w środku mnie domaga się nieznanej mi jeszcze opowieści.
„Madame” to opowieść o sile Słowa, o kolorowym cieniu w szarym świecie Peerelu, a także o młodzieńczej miłości, pełnej subtelnego wdzięku, do dojrzałej kobiety. To także echo śmiechu pisarza nad prawdą i mitem, które dzieli wbrew pozorom niewielka granica.
Zawiera niezapomniany wątek romantyczny, jeden z moich ulubionych, tuż obok „Lektora” Schlinika Bernharda.
Warto zwrócić uwagę na układ rozdziałów i podrozdziałów. „(…) siedem rozdziałów „dużych”- jak siedem dni stworzenia; i trzydzieści pięć „małych”- tyle, ile miał lat nasz „bohaterski wiek”, gdy przyszła na świat Madame, i ile ja dziś kończę (legendarna „połowa drogi ludzkiego życia”).”, napisał Antoni Libera w postscriptum.
Jeszcze słowo o reszcie bohaterów, czyli o posypce, bez której deser zdawałby się nieco ubogi: część z nich jest autentyczna, bowiem
„Madame” to powieść o charakterze autobiograficznym. Maks, a także młodzieniec zaczepiający głównego bohatera pod koniec powieści to postacie autentyczne. Na temat Madame niewiele wiem.
Warto sięgnąć po „Madame”, choć nie jest to pozycja niezbędna dla każdego. Z pewnością powinna stać na półkach tych, których ciekawi co mają ze sobą wspólnego szachy, pianino, słowo i kobieta. Niewątpliwie lektura bardzo wymagająca i posiadająca szczyptę magii, którą trzeba udźwignąć.
„(…) powieść jest ironicznym „portretem artysty z czasów młodości” na tle peerelowskiej rzeczywistości schyłku lat sześćdziesiątych.
Narrator opowiada o swoich „latach nauki” i o fascynacji starszą od niego, piękną, tajemniczą kobietą.
Jest to zarazem opowieść o potrzebie marzenia, o wierze w siłę Słowa i o naturze mitu.”
Z lekturowego stosu w „Madame” pokładałam...
Nie ma książki, która w ostatnim czasie zrobiłaby na mnie takie wrażenie, jak ta. Prawdą jest też to, że przez maturalne zawirowanie, czyli przez niecały rok (choć może to były całe trzy lata?), przez moje ręce nie przeszło wiele książek. I choć do zbioru prawd należy wrzucić także to, że nie mogłam się oderwać od moich zbyt wcześnie rozpoczętych wakacji literackich, bo egzaminy wciąż trwają, jedyną książką godną naprawdę ogromnej uwagi, jest "Sunset Park" Paula Austera.
Piszę tę wypowiedź, którą trudno nazwać recenzją, po zbyt długim odpoczynku od pisania "nie-pod-klucz" i po zbyt krótkim odstępie czasu po przeczytaniu "Sunset Park". Zachwyciła mnie ta książka, zachwyciła mnie puenta i zachwyciły podziękowania, które, sama nie wiem, czy to nie one są puentą. Nie wiem na jak długą opinię starczą mi emocje i przemyślenia, które mam w sobie po przeczytaniu książki Paula Austera. Wiem natomiast, że po skończeniu stukania w klawiaturę, mam zamiar pobiec po encyklopedię literatury i przeczytać, co w niej napisano o Paulu Austerze, a jestem niemal pewna, że on tam jest, bo jego twarz już kiedyś przewinęła mi się na kartkach pewnej książki. Jestem pewna, że encyklopedia literatury była właśnie tą książką.
Historia, w której motywów przewodnich jest kilka, a narracja polifoniczna dopełnia mozaiki wszystkich bohaterów- to właśnie "Sunset Park". W pierwszych chwilach, gdy kończyłam lekturę sądziłam, że o tym, kto jest głównym bohaterem decyduje tylko to, z czyjego punktu widzenia rozpoczyna się książka. Lecz teraz wiem, że historia Milesa Hellera to tylko i aż napędzające lekturę 28. lat życia bohatera. Puenta, choć może niezbyt odkrywcza, jest sformułowaniem tego, co być może przeszło przez każdego, w zależności od jego doświadczeń. I choć z początku byłam zła na zbliżającą się formę zakończenia, już już sądziłam, że natknę się na swoistą kulistość czasu, a na stronę lub dwie przed zakończeniem, Paul Auster porządnie mnie zaskoczył. I wbił w fotel. Nawet nie powędrowałam po koc, po prostu zastygłam z zimna, rozkoszując się nim i rozkoszując się szokiem, w którym trwałam i trwam do teraz.
Opinia ta po prostu pełni formę igły, z którą styka się balonik napełniony emocjami. Zanim zapiszę w moim zeszycie kolejną książkę do kolekcji przeczytanych, chciałam opisać to, co się we mnie działo przez ostatnie trzy dni, z wyłączeniem egzaminu ustnego z polskiego.
Nie wiem, czy przeczytam coś jeszcze Paula Austera. Boję się, że wspaniałe wrażenie historii, którą zbudował w "Sunset Park", zniknie. I choć wiem, że wrażenie to zatrze się we mnie i być może jednak sięgnę po coś Austera, najpierw muszę do tego dojrzeć. Niech Auster choć przez chwilę zostanie dla mnie pisarzem, który doprowadził mnie do "nieodrywalności" od lektury.
Nie ma książki, która w ostatnim czasie zrobiłaby na mnie takie wrażenie, jak ta. Prawdą jest też to, że przez maturalne zawirowanie, czyli przez niecały rok (choć może to były całe trzy lata?), przez moje ręce nie przeszło wiele książek. I choć do zbioru prawd należy wrzucić także to, że nie mogłam się oderwać od moich zbyt wcześnie rozpoczętych wakacji literackich, bo...
więcej Pokaż mimo to