Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Kilkanaście dni temu przypadła 90-ta rocznica Wielkiego Głodu w Ukrainie - Hołodomor, czyli klęska zainicjowana na początku lat 30-tych ub. wieku przez Stalina, pośrednio mająca na celu zniszczenie tożsamości narodowej Ukraińców, pochłonęła miliony ofiar. Mimo że od dawna przymierzałam się do tego, by zgłębić wiedzę na ten temat, nie zrobiłam tego - obawiałam się, że dostępne opracowania i sposób przedstawienia brutalnych faktów okażą się dla mnie zbyt trudne, że nie dam rady przez nie przebrnąć. Aż do teraz...
.
W powieści "Strażniczka wspomnień" nie brakuje scen rozrywających serce, a jednak pisarka relacjonuje wydarzenia subtelnie i z wyczuciem, pozostawiając pewne kwestie w sferze domysłów, oszczędzając czytelnikowi makabrycznych obrazów. Są to wydarzenia oparte na prawdziwych relacjach zasłyszanych od pochodzącej z Ukrainy prababci pisarki, które zapoczątkowały przeprowadzenie gruntownego researchu, włączając w to rozmowy z ocalałymi.
.
Fakty przeplatają się tutaj z fikcją literacką, dzięki czemu otrzymujemy przystępny opis tego, co wówczas przeżyli ludzie będący ofiarami zbrodni reżimu sowieckiego. My tutaj dwie linie czasowe i dwa punkty widzenia - z 2004 roku przenosimy się wraz z Cassie do roku 1930, kiedy to życie jej babci Katyi, wówczas 16-letniej dziewczyny, zmieniło się diametralnie za sprawą władz sowieckich. Niewątpliwie zapiski z pamiętnika babci pozwalają Cassie zmierzyć się z własną stratą i stopniowo dopuścić do siebie myśl, że mimo tego, co spotkało ją w życiu, nadal ma prawo do szczęścia. Zarówno Katya, jak i Cassie doświadczyły straty w różnym stopniu, ale uczą się, jak iść naprzód w życiu i jak najlepiej je wykorzystać.
.
Jest to pokrzepiająca i dająca dużo do myślenia książka, którą - mimo trudnego tematu - dobrze się czyta. Polecam!

Kilkanaście dni temu przypadła 90-ta rocznica Wielkiego Głodu w Ukrainie - Hołodomor, czyli klęska zainicjowana na początku lat 30-tych ub. wieku przez Stalina, pośrednio mająca na celu zniszczenie tożsamości narodowej Ukraińców, pochłonęła miliony ofiar. Mimo że od dawna przymierzałam się do tego, by zgłębić wiedzę na ten temat, nie zrobiłam tego - obawiałam się, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czy naszym życiem rządzi przypadek? Kombinacja przypadkowych zdarzeń może być zwrotem o sto osiemdziesiąt stopni, drobnostka może pociągnąć różnego rodzaju konsekwencje. Na co dzień nie zdajemy sobie sprawy, jak wielki wpływ na nasze życie może mieć jakiś bodziec, słowo, gest, osoba, impuls, który skłoni nas do jakiegoś konkretnego działania. Jakbyśmy kroczyli jasno wytyczoną ścieżką i nagle coś nas pchnęło do zboczenia z trasy. Zdarza się i tak, że to my jesteśmy tymi, którzy odciskają trwały ślad na życiu innych ludzi - decydujemy się wtrącić zamiast pozostać w pozycji obserwatora. I wszystko byłoby w porządku, gdyby ten kontakt pozostawiał po sobie coś pozytywnego - jednak wiadomo, że nie ma tak łatwo. A największą sztuką jest przetrwać pomimo życiowych zawirowań - jak główny bohater "Kolibra", Marco Carrera, w którym urzekły mnie takie cechy jak: pokora, opanowanie, prostolinijność. To postać, od której możemy się wiele nauczyć, śledząc koleje jego losu od narodzin do śmierci, przedstawione przez pisarza w formie opowiadań, listów, czy rozmów telefonicznych.
.
To książka o małych cudach, które dodają sił w późniejszej wędrówce naszą osobistą drogą krzyżową. O odnajdywaniu woli życia i wyzwalaniu się z dyktatury bólu i cierpienia. O niemożliwej miłości i życiu życiem, którego nikt nigdy by sobie nie wymarzył. O tym, że nic nie dzieje się bez powodu.
.
To książka na wskroś smutna, obnażająca kruchość ludzi i ich małość w zetknięciu z nieprzewidywalnym losem. Ale - jak to zwykle bywa - niosąca też pociechę. Na początku nie jest łatwo zagłębić się w tę historię ze względu na liczne dygresje, brak chronologii i przydługie zdania. Dopóki nie wpadłam we właściwy rytm, byłam o krok od rezygnacji z lektury. Ale mówię Wam, warto było się przemóc! To bomba z opóźnionym zapłonem, która pod koniec wyciska łzy. Mądra, skłaniająca do refleksji powieść, którą warto mieć na półce. Autora do tej pory nie znałam, ale ta pozycja mnie zaintrygowała i mam ochotę sięgnąć po inne jego książki.

Czy naszym życiem rządzi przypadek? Kombinacja przypadkowych zdarzeń może być zwrotem o sto osiemdziesiąt stopni, drobnostka może pociągnąć różnego rodzaju konsekwencje. Na co dzień nie zdajemy sobie sprawy, jak wielki wpływ na nasze życie może mieć jakiś bodziec, słowo, gest, osoba, impuls, który skłoni nas do jakiegoś konkretnego działania. Jakbyśmy kroczyli jasno...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z przykrością muszę stwierdzić, że jest to najnudniejsza książka tej autorki. Autorki, którą bardzo lubię i na której książki czekam zawsze z wielką niecierpliwością. Umęczyłam się okropnie.

Z przykrością muszę stwierdzić, że jest to najnudniejsza książka tej autorki. Autorki, którą bardzo lubię i na której książki czekam zawsze z wielką niecierpliwością. Umęczyłam się okropnie.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Powiem Wam, że bardzo lubię czytać książki historyczne - zwłaszcza gdy są to książki nawiązujące do historii naszego kraju. Myślę, że nie można przejść obojętnie obok trzytomowej serii Jolanty Marii Kalety opisującej dzieje rodu Piastów. Wręcz uważam, że jest to pozycja obowiązkowa! To, czego nauczyliśmy się na lekcjach w szkole, to tyle, co nic. Pisarka odkrywa przed nami nieznane fakty, wzbogaca naszą wiedzę i intryguje. Czy święty Wojciech faktycznie został zamordowany podczas wyprawy misyjnej przez pogan? A może padł ofiarą spisku? Kto rzucił klątwę, która miała dotknąć każdego Piasta sięgającego po koronę?
.
W części trzeciej przenosimy się do Polski z okresu rozbicia dzielnicowego, kiedy to tworzą się dwa obozy - po jednej stronie ci, którzy popierają prawo ustanowione przed śmiercią przez Bolesława Krzywoustego oraz ci, którzy chcą je obalić. Bratobójcze walki, zawieranie i zrywanie sojuszy, zdrady, miłosne uniesienia, a do tego wplatanie w fabułę elementów nadprzyrodzonych - wszystko to składa się na lekturę, od której nie sposób się oderwać. W tomie trzecim dodatkowo stajemy się uczestnikami wyprawy krzyżowej.
.
I tak jak wspominałam już wcześniej, przy okazji recenzowania poprzednich części - bardzo przypadł mi do gustu sposób opowiadania pisarki - plastyczne opisy, dzięki którym z łatwością można sobie wyobrazić poszczególne sceny, na przykład te z pola bitwy, wprowadzenie archaistycznych zwrotów i delikatna stylizacja języka po to, aby móc jeszcze lepiej wczuć się w klimat powieści.
.
Jestem oczarowana - pomimo tego, że w szkole nie byłam wielbicielką historii ;-) Polecam!

Powiem Wam, że bardzo lubię czytać książki historyczne - zwłaszcza gdy są to książki nawiązujące do historii naszego kraju. Myślę, że nie można przejść obojętnie obok trzytomowej serii Jolanty Marii Kalety opisującej dzieje rodu Piastów. Wręcz uważam, że jest to pozycja obowiązkowa! To, czego nauczyliśmy się na lekcjach w szkole, to tyle, co nic. Pisarka odkrywa przed nami...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

O syndromie sztokholmskim na pewno już nieraz słyszeliście - jest to stan, w którym ofiara rozwija więź emocjonalną z porywaczem. A jeśli to porywacz zaczyna z empatią spoglądać na sytuację swojej ofiary, nazywamy to syndromem limskim - zjawisko to zawdzięcza swoją nazwę sytuacji, która miała miejsce w stolicy Peru w 1996 roku, kiedy to terroryści wzięli za zakładników pracowników japońskiej ambasady, by po jakimś czasie z niezrozumiałych na początku powodów zaczęli ich najzwyczajniej w świecie wypuszczać na wolność.
.
To właśnie te wydarzenia stały się dla Ann Patchett inspiracją do napisania tej książki. Pisarka okazuje się tak bystrą obserwatorką ludzkich zachowań, tak skrupulatnie łączy ze sobą wątki i życiorysy, i krzyżuje ścieżki bohaterów, ukazując następnie, jak rozwija się ich relacja, że wydaje się, iż chyba nikt inny nie potrafiłby opisać i wytłumaczyć tego syndromu tak dokładnie.
.
W "Belcanto" bodźcem, który daje początek temu niezwykłemu psychologicznemu zjawisku jest postać divy operowej, Roxane Coss, uwięzionej przez organizację terrorystyczną w rezydencji wiceprezydenta kraju położonego gdzieś w Ameryce Południowej wraz z grupą innych wpływowych osób.
.
Piękno jej głosu paraliżowało i docierało do istoty jestestwa. I wprowadziło chaos, przez co nic nie szło po myśli terrorystów. Jej głos wprawiał w oszołomienie, mącił myśli, pozbawiał słów, z przeróżnych powodów wyciskał z oczu łzy, a przede wszystkim stanowił swego rodzaju błogosławieństwo w niedoli i niósł nadzieję. Sprawił, że zarówno zakładnicy, jak i terroryści powstrzymali się od mówienia i myślenia o przyszłości, skupiając na tu i teraz. I zaczęło się dziać z nimi coś niezwykłego. Okoliczności, w których wszyscy ugrzęźli, wydobyły na światło dzienne ich ukryte talenty oraz głęboko skrywane pragnienia, ustawiły im na nowo priorytety.
.
Sytuacja była niesamowita. Bezbronni zakładnicy i bezwzględni terroryści egzystujący tygodniami razem w pokojowej atmosferze? "Byli zakochani w tym miejscu. Nie opuściliby go, nawet gdyby obalono mur. Gdyby szturchnieto ich w plecy karabinem i kazano iść, wróciliby biegiem." Aż ciężko w to uwierzyć!
.
Ta książka skłania do zadumy nad tym, co tak naprawdę jest w życiu ważne i jak wielki wpływ na nasze losy ma środowisko i okoliczności, w jakich przyszło nam żyć. A Ann Patchett potrafi czarować słowem - oczarowała mnie powieścią "Dziedzictwo" i od tamtej pory z niecierpliwością czekam na jej książki. Cieszę się, że "Belcanto" doczekało się wznowienia w tak pięknej oprawie pasującej do innych pozycji tej autorki. Uwielbiam i Wam też polecam :-)

O syndromie sztokholmskim na pewno już nieraz słyszeliście - jest to stan, w którym ofiara rozwija więź emocjonalną z porywaczem. A jeśli to porywacz zaczyna z empatią spoglądać na sytuację swojej ofiary, nazywamy to syndromem limskim - zjawisko to zawdzięcza swoją nazwę sytuacji, która miała miejsce w stolicy Peru w 1996 roku, kiedy to terroryści wzięli za zakładników...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Czy możliwe jest takie pokrewieństwo jaźni, taka wspólnota idei? Czy to nie osobliwe zrządzenie, że w bezmiarze kosmosu tak w jednej minucie bezczasu zeszły się osie ich odległych planet...?"
.
"Szklane ptaki" to opowieść o niezwykłej miłości Krzysztofa Kamila Baczyńskiego i jego żony Basi. Oboje byli młodzi, utalentowani, z nadzieją patrzyli w przyszłość; byli zdecydowani, by być razem pomimo przeszkód piętrzących się na ich drodze do szczęścia. Jedną z nich była Stefania - Basia musiała pogodzić się z faktem, że jej teściowa zajmowała w sercu jej męża szczególne miejsce. Drugą - wojenna rzeczywistość niesprzyjająca zauroczeniom.
.
Ta książka to również swego rodzaju reportaż o codziennym życiu w okupowanej Warszawie. I o powolnym dojrzewaniu do decyzji, by chwycić za broń i walczyć o wyzwolenie spod jarzma nazistów. I o zrzucaniu masek nieustraszonych bohaterów nałożonych powstańcom przez następne pokolenia.
.
Z jednej strony studia, pisanie wierszy i wieczorki poetyckie, a z drugiej przygotowanie żołnierskie, akcje dywersyjne, zgłębianie wiedzy na temat rodzajów i budowy broni, magazynowanie arsenału broni pod podłogą. Kilka błogich dni spędzonych na wsi, a potem łapanki po powrocie do miasta. Pisarka pokazuje, jak niewyobrażalnie trudną decyzją było poświęcenie własnego zdrowia i szczęścia na rzecz ojczyzny - ale innego wyjścia nie było, by zacząć "żyć od nowa i tak, jak się żyć powinno." By przestać udawać, bo była to egzystencja daleka od normalności, skoro śmierć wszędzie podążała z nimi ramię w ramię. Podobało mi się to, że autorka ukazuje ludzką twarz powstańców, odkrywa wady i słabości Krzysztofa, któremu nie brakowało odwagi, ale tak naprawdę do walki zupełnie się nie nadawał.
.
Prozę Katarzyny Zyskowskiej pokochałam już wcześniej, w trakcie lektury książek "Sprawa Hoffmanowej" i "Historia złych uczynków". Pisarka ma wnikliwe spojrzenie, używa dosadnych, wręcz soczystych słów, potrafi w jednym zdaniu przekazać myśl, która komuś innemu zajęłaby akapit. Zarazem jej język jest momentami poetycki - i to widać jeszcze wyraźniej w tej książce, zwłaszcza że wplata w tekst parafrazy wierszy Baczyńskiego. A oprócz jej unikatowego stylu pisania przyciąga mnie do jej twórczości tematyka. Pisarka wzbudza ciekawość u czytelnika, a jednocześnie ją zaspokaja, przekazując wiedzę zdobytą podczas przeprowadzania szczegółowego researchu.
.
Czytajcie Zyskowską. Przeczytajcie "Szklane ptaki". Nawet jeśli z poezją Baczyńskiego nie jest Wam po drodze. Książka spodoba się też fanom literatury wojennej. Bardzo polecam!

"Czy możliwe jest takie pokrewieństwo jaźni, taka wspólnota idei? Czy to nie osobliwe zrządzenie, że w bezmiarze kosmosu tak w jednej minucie bezczasu zeszły się osie ich odległych planet...?"
.
"Szklane ptaki" to opowieść o niezwykłej miłości Krzysztofa Kamila Baczyńskiego i jego żony Basi. Oboje byli młodzi, utalentowani, z nadzieją patrzyli w przyszłość; byli...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jak ja lubię czytać tak głęboko emocjonalne powieści obyczajowe! Pomimo tego, że poruszają trudne tematy i zmuszają czytelnika do współdźwigania z bohaterami niewyobrażalnie ciężkiego brzemienia. Bo największą zaletą tego typu książek jest to, że nieszczęścia i niełatwe do pokonania przeszkody, a do tego nieidealność przewijających się w nich postaci dodają całej historii autentyczności. Są do bólu bliskie zwyczajnej prozie życia. Niektórzy wolą cukierkowe opowieści nieprzystające za bardzo do rzeczywistości, a ja preferuję takie.
.
"Poproś jeszcze raz" jest studium o traumie. Mary Beth Keane wnikliwie i starannie analizuje historię dwóch rodzin, pozwalając dojść do głosu każdemu z ich członków. Rozkłada ich emocje na czynniki pierwsze, przytacza fakty z przeszłości, które ich ukształtowały i miały wpływ na podejmowane przez nich decyzje, zastanawia się, czy w ogóle można było uniknąć tragedii, która zostawiła w ich psychice nieusuwalne odłamki. I ostatecznie pisarka dzieli się przytłaczającymi wnioskami.
.
Że trzeba starać się z całych sił stworzyć dom, z którego dzieci wyjdą bez traum i nie będą zmuszone nosić do końca życia bólu i krzywd odziedziczonych po rodzicach. I że miłość to czasem dużo za mało i nie wystarczy do dopisania do okropnej historii szczęśliwego zakończenia.
.
Ta książka jest nieco przytłaczająca i niepokojąca, to fakt. Ale oprócz smutku oferuje też coś pozytywnego, zmusza do skupienia uwagi na cechach, które powinniśmy cenić sobie w życiu ponad wszystko, a są to: empatia, lojalność, gotowość do poświęceń i szczerość.
.
Pierwszą książką tej autorki, która ukazała się na rynku polskim, była "Gorączka" - po jej przeczytaniu kilka lat temu byłam zachwycona i czekałam na nową z niecierpliwością. Obie polecam!

Jak ja lubię czytać tak głęboko emocjonalne powieści obyczajowe! Pomimo tego, że poruszają trudne tematy i zmuszają czytelnika do współdźwigania z bohaterami niewyobrażalnie ciężkiego brzemienia. Bo największą zaletą tego typu książek jest to, że nieszczęścia i niełatwe do pokonania przeszkody, a do tego nieidealność przewijających się w nich postaci dodają całej historii...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Minusem podróżowania jest dla mnie przemieszczanie się z miejsca na miejsce i w takich momentach żałuję, że nikt jeszcze nie wymyślił teleportacji. Gdyby tylko można było wyobrazić sobie miejsce, w którym chcesz się znaleźć i od razu tam się przenieść... Oczywiście fizycznie, bowiem mentalnie jest to jak najbardziej możliwe - oczywiście dzięki książkom! Takim, jak na przykład "Marzenie panny Benson".
.
Jest rok 1950. Margery Benson to samotna, sfrustrowana, przekwitająca kobieta, która wiele lat wcześniej porzuciła swoje marzenia na rzecz bezpiecznej, ale nudnej egzystencji. I jak to zwykle bywa, kiedy kumulacja nieprzyjemnych i poniżających zdarzeń przeleje czarę goryczy, nie mając zbyt wiele do stracenia, Marge wyrusza na ekspedycję badawczą, zabierając ze sobą jako asystentkę roztrzepaną, żywiołową, ekscentryczną, młodziutką Enid. Razem przemierzają pół świata do kuszącej feerią barw krainy niosącej obietnicę nowych możliwości i ekscytujących przeżyć.
.
Autorka powieści dzieli się z czytelnikiem tak pięknymi, plastycznymi opisami rzeczywistości, że czułam się cichym bohaterem tej opowieści - teleportowałam się na drugi koniec świata bez problemu. A pierwsze zapierające dech w piersiach obrazy pojawiły się w mojej głowie, kiedy wraz z bohaterkami płynęłam łódką ku wybrzeżom Nowej Kaledonii - szmaragdowa wyspa otoczona wstążką białego piasku, grzebienie palm odbijające się w lazurowej wodzie, bogactwo fauny i flory, piękno i potęga natury... Miejsce, w którym przyszło spędzić Margery i Enid kilka tygodni przywodzi na myśl idealną wakacyjną miejscówkę. Ale...
.
Ale nie spodziewajcie się wyłącznie lekkiej i przyjemnej fabuły, bo smutek i ból są nieodłącznymi elementami tej opowieści. Podniosłe chwile ubarwione idyllicznymi widokami przeplatają się tutaj z trudami przyziemnej rzeczywistości - zmaganiem się ze słabościami charakteru, ograniczeniami własnego ciała, zaszczepionymi konwenansami, traumami z przeszłości, chichotem losu kiedy potykasz się o te kłody, które rzucono ci pod nogi. Z drugiej strony powieść niesie też nadzieję i podnosi na duchu. Jesteśmy świadkami narodzin i kształtowania się niezwykłej przyjaźni między dwoma kobietami, różniącymi się od siebie jak ogień i woda, a także niezwykłej przemiany Margery.
.
Rachel Joyce zabrała mnie w niezwykłą podróż - pełną przygód, okraszoną dreszczykiem emocji i ekscytacji, urzekła lekkim piórem i humorem sytuacyjnym, na sam koniec przywołując też smutek i łzy wzruszenia. Trudno było mi się pożegnać z tą historią, która rozwijała się powoli, a potem została nagle ucięta - chętnie zostałabym na tej rajskiej wyspie dłużej, poza tym jestem zła na autorkę, nie akceptuję tego zakończenia zupełnie, jej wizja zupełnie nie pokrywa się z moją (foch).
.
Ale już na serio - polecam. Nie ma lepszej lektury na wakacje :-)

Minusem podróżowania jest dla mnie przemieszczanie się z miejsca na miejsce i w takich momentach żałuję, że nikt jeszcze nie wymyślił teleportacji. Gdyby tylko można było wyobrazić sobie miejsce, w którym chcesz się znaleźć i od razu tam się przenieść... Oczywiście fizycznie, bowiem mentalnie jest to jak najbardziej możliwe - oczywiście dzięki książkom! Takim, jak na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Odkąd zaczęłam czytać powieści, w których fakty historyczne w przystępny sposób mieszają się z fikcją literacką i tym sposobem rozbudzają apetyt na pogłębianie wiedzy, bardzo chętnie po takie sięgam. Tym bardziej, jeśli są to książki nawiązujące do historii naszego kraju. Dlatego nie mogłam przejść obojętnie obok serii opisującej dzieje rodu Piastów. I chyba nikt nie byłby w stanie zrobić tego lepiej, niż Jolanta Maria Kaleta - po raz kolejny jestem oczarowana.
.
Sposób opowiadania tej pisarki bardzo przypadł mi do gustu - plastyczne opisy, dzięki którym z łatwością można sobie wyobrazić poszczególne sceny, na przykład te z pola bitwy, wprowadzenie archaistycznych zwrotów i delikatna stylizacja języka po to, aby móc jeszcze lepiej wczuć się w klimat powieści, szczypta humoru i częste zwroty akcji, które nie pozwalają oderwać się od lektury.
.
Ale najbardziej - o czym wspominałam przy okazji recenzowania pierwszego tomu - urzekło mnie wprowadzenie w fabułę motywu słowiańskich wierzeń oraz szczypty fantastyki i elementów nadprzyrodzonych. Pisarka sprawia, że na kartach powieści wszyscy ci władcy sprowadzani zwykle do dat narodzin, koronacji i śmierci stają się w końcu ludźmi z krwi i kości, z wszelkimi ich zaletami i wadami, pragnieniami i antypatiami, a także ożywia pamięć o osobach już zapomnianych, na przykład o śląskim wielmoży Piotrze Włostowicu z rodu Łabedziów, wojewodzie i prawej ręce Bolesława Krzywoustego. Ale ubarwia też swoją opowieść różnego rodzaju stworzeniami, bóstwami i duchami - Rodzanice, furkocząc wrzecionem, snują nić życia stojąc nad kołyską niemowlęcia, duchy przodków Bolesława nawiedzają zamek, a ze szczytu Góry Przeznaczenia (Ślęża) bije źródło o cudownej mocy, dzięki któremu można poznać swoją przyszłość. Z kolei mityczny skrzydlaty simargł jest stworzeniem intrygującym i rozpalającym wyobraźnię na równi ze legendarnymi smokami, więc chyba można powiedzieć, że w jakimś sensie mamy w końcu swoją własną "Grę o Tron".
.
Żałuję tylko, że ta opowieść o piastowskim rodzie nie rozpoczyna się na Mieszku I - może jest jakaś szansa na prequel? Póki co z niecierpliwością czekam na część trzecią :-)

Odkąd zaczęłam czytać powieści, w których fakty historyczne w przystępny sposób mieszają się z fikcją literacką i tym sposobem rozbudzają apetyt na pogłębianie wiedzy, bardzo chętnie po takie sięgam. Tym bardziej, jeśli są to książki nawiązujące do historii naszego kraju. Dlatego nie mogłam przejść obojętnie obok serii opisującej dzieje rodu Piastów. I chyba nikt nie byłby...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie trzeba być pasjonatem historii, żeby dać się porwać rwącemu nurtowi opowieści snutej przez Ewę Stachniak - pisarkę, której lekkie pióro oczarowało mnie już przy okazji czytania powieści "Katarzyna Wielka" i "Cesarzowa nocy". Na dodatek jej książki niesamowicie rozbudzają ciekawość i skłaniają do zgłębiania wiedzy na temat postaci, które pojawiają się w fabule oraz czasów, w których przyszło im żyć. Uwielbiam literaturę tego typu - poszerzającą horyzonty, pozwalającą spojrzeć na to, co już znamy, z zupełnie innej perspektywy.
.
"Szkoła luster" przenosi nas do XVIII- wiecznej Francji, odmalowując w naszej wyobraźni wyraziste obrazy przedstawiające zarówno bogate, pełne wyrafinowanego luksusu, wersalskie życie króla Ludwika XV i jego świty, jak i codzienny znój prostego ludu, jego codzienną walkę o przetrwanie w nędzy i głodzie. I choć na kartach powieści przewija się sporo znanych nazwisk (i nawet śledzimy akcję z ich perspektywy, np. Madame Pompadour) Stachniak przypisała główne role dwóm niezwykłym kobietom będącym... postaciami fikcyjnymi. Zamiast skupiać się na ekscesach władców i dworskich intrygach, autorka pokazuje, jak poprzez dziesięciolecia zmienia się - powoli, ale jednak - postrzeganie roli przedstawicielek płci pięknej i ich mentalność. Bo ta książka jest tak naprawdę hołdem złożonym na cześć silnych kobiet.
.
Pisarka stara się uchwycić ten wiatr zmian, który daje się już wyczuć wiele lat przed rewolucją, wiele lat przed tym, zanim padło słynne zdanie Marii Antoniny, będące jedną z kropli przelewających czarę goryczy - żeby ci, którzy nie mają chleba, jedli ciastka. W tamtych czasach samotne kobiety były zmuszone podejmować niewyobrażalnie trudne decyzje, były skłonne zrobić dosłownie wszystko - jedne, by ugrać coś więcej dla siebie, drugie, by po prostu utrzymać się na powierzchni. Spętane przez konwenanse, pozbawione możliwości samostanowienia o sobie, wykorzystywane i porzucane - a mimo to odnajdują w sobie siłę, by coś zmienić, by nie ustawać w wydeptywaniu nowych ścieżek dla córek i wnuczek. Kiedy mężczyźni walczą na ulicach o wolność, równość i braterstwo, one prowadzą swoją walkę - o własną godność i lepszą przyszłość.
.
Świadkami i uczestniczkami tych zmian stają się Veronique i Marie-Louise. Ta pierwsza jako kilkunastoletnia dziewczynka została sprowadzona do Wersalu jako służąca polskiego hrabiego, nieświadoma tego, że tak naprawdę przyjdzie pełnić jej rolę królewskiej nałożnicy, a wszystkie jej marzenia rozwieją się w momencie urodzenia królewskiego bękarta. Dla tej drugiej los jest bardziej łaskawy, a wiedza staje się dla niej przepustką do lepszego życia - pod swoje skrzydła bierze ją uczennica słynnej akuszerki Madame du Coudray, która zrewolucjonizowała nauczanie położnictwa we Francji.
.
Ewa Stachniak umiejętnie miesza fakty historyczne z fikcją literacką. Przywołuje wiele ciekawych szczegółów, które wywołują emocje - choć nie zawsze pozytywne (czasem jest to grymas obrzydzenia). Mocno skupia się na analizie relacji międzyludzkich, dzięki czemu kreowane postaci stają się nam bliskie i łatwo się z nimi utożsamiać. I dostarcza wzruszeń wszędzie tam, gdzie jest mowa na temat matczynej miłości i macierzyństwa.
.
Była to dla mnie ogromnie przyjemna literacka podróż i bardzo Wam polecam lekturę - pozostałych książek tej autorki również!

Nie trzeba być pasjonatem historii, żeby dać się porwać rwącemu nurtowi opowieści snutej przez Ewę Stachniak - pisarkę, której lekkie pióro oczarowało mnie już przy okazji czytania powieści "Katarzyna Wielka" i "Cesarzowa nocy". Na dodatek jej książki niesamowicie rozbudzają ciekawość i skłaniają do zgłębiania wiedzy na temat postaci, które pojawiają się w fabule oraz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Są takie książki, które w ogóle do mnie nie trafiają, na przekór płynącym zewsząd ochom i achom - nie czuję klimatu i nic nie mogę na to poradzić. Tak było z pierwszą powieścią Sally Rooney. I dlatego porównywanie do niej książki Meg Mason jest według mnie ogromnym błędem, bo przez to wiele osób mogłoby darować sobie tytuł. Ja też się wahałam, nie byłam przekonana, jakiś impuls sprawił, że w ostatniej chwili dałam szansę tej powieści. I nie żałuję ani trochę, wręcz błogosławię tę moją intuicję, bo dzięki niej po raz kolejny na moją półkę trafiła tak wartościowa pozycja.
.
Pisarka tak realistycznie odtworzyła emocje głównej bohaterki zmagającej się z chorobą psychiczną, że fizycznie czułam ten cały ból istnienia i przejmujący smutek Marthy, wręcz stałam się nią, weszłam w jej skórę - to ja byłam Marthą! Jej wzloty i upadki, ta szaleńcza jazda po torze w kształcie sinusoidy, tak wytarmosiła mnie emocjonalnie, że bardziej się już nie da. Chylę czoła przed autorką, niewielu jest takich pisarzy, którzy potrafią tak bardzo zaangażować czytelnika w fabułę, pozwolić im zniknąć w innej rzeczywistości, dosłownie stać się kimś innym.
.
Mimo że ta literacka podróż była tak wyczerpująca, warto było się w nią wybrać. Właśnie takie książki cenię sobie najbardziej - podejmujące trudne tematy, ale wzbogacające tym samym o nowe doświadczenia, pokazujące złożoność ludzkiej psychiki i relacji międzyludzkich, gdzie pomiędzy czernią i bielą rysuje się niewyobrażalnie szeroka gama emocji. Do tego dochodzi lekkość pióra pisarki, sarkazm w dialogach, czułe uszczypliwości, czarny humor - dla mnie jest to mieszanka składników, która składa się na powieść idealnie skrojoną pod mój gust.
.
Meg Mason nie wyjawia, na co choruje główna bohaterka. W zasadzie to nie ma znaczenia. Tu chodzi o pokazanie punktu widzenia osoby dotkniętej jakąkolwiek psychiczną przypadłością i tego, w jaki sposób jej choroba jest odbierana przez innych - znajomych, rodzinę, lekarzy. Towarzyszy temu niszczenie wszelakich relacji, bagatelizowanie i wypieranie problemu, gra w udawanie, że każdemu czasem trafia się zły dzień, narzucanie choremu roli trudnego nadwrażliwca. W odzyskaniu równowagi nie pomagają także pielgrzymki od jednego do drugiego niekompetentnego lekarza, którego w gruncie rzeczy i tak nie darzy się zaufaniem, bo przecież robienie z ludzi wariatów leży w interesie psychiatrów. Że nie wspomnę o strachu przed społecznym napiętnowaniem.
.
Ta książka porusza i niesamowicie wciąga. I mimo wszystko nie porzuca nas na dnie rozpaczy, wskazuje wyraźnie na to, co jest w życiu ważne, a zakończenie jest budujące i pokrzepiające. Cytat autorstwa Virginii Woolf użyty w tekście jest idealną puentą książki - niezależnie od tego, jak bardzo codzienność daje nam w kość, warto zwrócić uwagę na "małe, codzienne olśnienia, krople jasności, które jak zapałki niespodziewanie rozbłyskują w ciemności".
.
Polecam baaardzo!

Są takie książki, które w ogóle do mnie nie trafiają, na przekór płynącym zewsząd ochom i achom - nie czuję klimatu i nic nie mogę na to poradzić. Tak było z pierwszą powieścią Sally Rooney. I dlatego porównywanie do niej książki Meg Mason jest według mnie ogromnym błędem, bo przez to wiele osób mogłoby darować sobie tytuł. Ja też się wahałam, nie byłam przekonana, jakiś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Wyobraź sobie... Gdybyś miała magiczne moce i mogłabyś ukształtować planetę, niebo, stworzyć miejsce, w którym byśmy mieszkali... W jakim świecie chciałabyś żyć?"
.
To pytanie zadane głównej bohaterce przez jej przyjaciela z dzieciństwa bezbłędnie trafia w czuły punkt, a przekaz tej krótkiej historii wymyślonej przez Marie Pavlenko przemawia do wyobraźni bardziej, niż niejedna kilkuset stronicowa powieść postapo.
.
W świecie, w którym żyje Samaa suche pustynne powietrze pali płuca przy każdym oddechu, regularne korzystanie z butli z tlenem jest konieczne do przeżycia, o uprawie czegokolwiek nie może być mowy - ludzie żywią się proteinami, a żeby wydobyć wodę, trzeba wwiercić się głęboko w głąb ziemi. Większość gatunków zwierząt wyginęło, a najcenniejszym surowcem, obok wody, jest drewno. O tym, jakim cudownym miejscem do życia była kiedyś nasza planeta, pamiętają tylko najstarsi ludzie - i to z opowieści przekazywanych im przez przodków. Pradawna zamieszkująca pewne obozowisko wie, co należałoby zrobić, aby odbudować to, co ludzie zniszczyli - tyle że wszyscy ją ignorują i traktują jak wariatkę.
.
Czy coś wam to przypomina?
.
Wykreowana tutaj wizja świata, biorąc pod uwagę to, że tak właśnie może wyglądać nasza planeta za kilkadziesiąt lat, przeraża i przepełnia żalem i smutkiem, zmusza do refleksji nad tym, co zostawimy po sobie swoim potomkom, jeśli już teraz nie zaczniemy przeciwdziałać niszczeniu przyrody i ingerowaniu w prawa natury.
.
Pisarka snuje swoją opowieść w prostych słowach, wręcz skrojonych pod młodszego czytelnika, w klimacie przypominającym baśń z niosącym nadzieję morałem. Jakby to w najmłodszym pokoleniu upatrywała ostatniej szansy na to, że coś się zmieni. Moim zdaniem powinna to być szkolna lektura obowiązkowa - uwrażliwia na pewne aspekty, pokazuje piękno zdrowej relacji człowieka z naturą, uczy doceniać i szanować, to co mamy, piętnuje ludzką chciwość i chore dążenie do autodestrukcji.

"Wyobraź sobie... Gdybyś miała magiczne moce i mogłabyś ukształtować planetę, niebo, stworzyć miejsce, w którym byśmy mieszkali... W jakim świecie chciałabyś żyć?"
.
To pytanie zadane głównej bohaterce przez jej przyjaciela z dzieciństwa bezbłędnie trafia w czuły punkt, a przekaz tej krótkiej historii wymyślonej przez Marie Pavlenko przemawia do wyobraźni bardziej, niż...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Tego tytułu nie powinno zabraknąć w biblioteczce prawdziwego mola książkowego!
.
Carl mieszka z rodziną z papieru schowaną za szybkami witrynek. Książki są całym jego światem. Pracuje w księgarni i codziennie odbywa rundkę po mieście dostarczając klientom zamówione powieści. Każdy z nich ma swój literacki odpowiednik, bo Carl uważa, że "ludzie, którzy dużo czytają, zasługują na to, żeby nosić imię jakiejś postaci literackiej." Zawsze wszystko ma dokładnie zaplanowane i nie znosi, gdy cokolwiek burzy jego codzienną rutynę.
.
I wtedy u jego boku pojawia się pewna bystra dziewczynka, przez którą staruszek czuje się "jak stara zardzewiała maszyna, którą ktoś znów uruchomił". Ale także kompletnie ją rozregulował.
.
"Spacerujący z książkami" to urocza bajka dla dorosłych, trochę zabawna, trochę wzruszająca. Przypomina mi klimatem ciepłe i rozczulające powieści Aurelie Valognes. To także pean na cześć książek i skarbnica ciekawych cytatów. Nie mogłam się oprzeć i co chwila przerywałam lekturę i sięgałam po notes i długopis, żeby je sobie wynotować. Wszystko to, co czuje książkoholik, zostało tutaj pięknie ubrane w słowa.
.
Nie brakuje tutaj postaci z problemami, dla których jedyną przyjemnością jest zanurzenie się w ciekawej lekturze, wszak "W książkach tkwi lekarstwo, czasami nawet na to, co z pozoru nie wymaga leczenia." I tak naprawdę nieraz książka jest ich jedynym towarzyszem, chwilową ucieczką od samotności. Ale jest też pretekstem do nawiązania znajomości, a później głębszej relacji. Bo czytanie łączy ludzi niezależnie od tego, w jakim są wieku, jaką pozycję społeczną zajmują, co robią w życiu i jakie gatunki literackie preferują. Zbliża choćby dzięki tym wszystkim dziwactwom, przyzwyczajeniom i rytuałom towarzyszącym zanurzaniu się w książkowej rzeczywistości, które jest w stanie zrozumieć tylko drugi bibliofil. Autor obnaża te urocze słabostki u bohaterów, dzięki czemu stają się nam bardzo bliscy. Od razu zapałałam sympatią do Carla, między innymi dlatego, że mnie też pęka serce na widok złamanych grzbietów książek.
.
Carl próbował podstępem nawracać na właściwą drogę osoby stroniące od czytania. Mam wrażenie, że właśnie po to ta książka została napisana - żeby zarażać miłością do książek, ukazać tę magię, która się dzieje za sprawą słów, zdań i nieograniczonej wyobraźni. I zwrócić uwagę na tę wielką moc słowa pisanego.
.
Mnie nie trzeba przekonywać. Teraz Wy dajcie się oczarować.

Tego tytułu nie powinno zabraknąć w biblioteczce prawdziwego mola książkowego!
.
Carl mieszka z rodziną z papieru schowaną za szybkami witrynek. Książki są całym jego światem. Pracuje w księgarni i codziennie odbywa rundkę po mieście dostarczając klientom zamówione powieści. Każdy z nich ma swój literacki odpowiednik, bo Carl uważa, że "ludzie, którzy dużo czytają,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jest taka melodia, której dźwięki sprawiają, że mam ochotę na przemian tańczyć radośnie albo zwinąć się w kłębek i szlochać. Jest to La Valse D'Amelie. A wspominam o niej dlatego, że od pierwszej strony tej książki rozbrzmiała w mojej głowie, przywołując te same uczucia i emocje, sięgając mackami do najwrażliwszych zakamarków mojej duszy, wyciągając na wierzch zakurzone wspomnienia i wyciskając z oczu łzy.
.
Tę niezwykłą powieść można określić mianem księgi pamięci żywych i umarłych. Smutnej, pełnej żalu, tęsknoty i miłości o wielu, wielu odcieniach. To opowieść o rozstaniach i powrotach, opadaniu na dno rozpaczy i budzeniu się do życia, o tym, że nic nie dzieje się bez powodu.
.
Odkrywając koleje losu Violette, poznajemy przy okazji rozdzierające serce historie wielu innych osób. Z epitafiów, przemów wygłaszanych nad grobem, z opowieści snutych nad kubkiem herbaty w przycmentarnym domku, z pamiętnika. Ich tajemnice, małe i większe grzeszki, niewyobrażalne tragedie, z którymi mieli się zmierzyć, chwile szczęścia odtwarzane wciąż na nowo, będące jak koła ratunkowe, które nie pozwolą im zatonąć. Popełnione przez niech błędy stają się wskazówką, czego nie robić, a rzadkie i tym samym bezcenne chwile ich spełnienia zachęcają do czerpania z życia garściami. Póki jeszcze mamy czas. Czujemy na karku oddech śmierci, która zostawia swoje ślady na każdej stronie.
.
"Delektuję się życiem, piję je małymi łyczkami niczym herbatę jaśminową z miodem."
.
Sugestywne opisy pokazują, skąd możemy czerpać radość. To zanurzenie palców w miękkim futrze kota. To kropelka soku z dojrzałego pomidora spływająca po brodzie. To wyciszająca dźwięki i otulająca świat warstwa iskrzącego się w słońcu śniegu. To malutka rączka dziecka zamknięta w dłoni dorosłej osoby. To kolorowa kwiecista sukienka schowana pod szarym płaszczem.
.
Rzadko się zdarza, żeby książka mnie tak bardzo zachwyciła - jest to chyba najlepsza rekomendacja. Uwielbiam!

Jest taka melodia, której dźwięki sprawiają, że mam ochotę na przemian tańczyć radośnie albo zwinąć się w kłębek i szlochać. Jest to La Valse D'Amelie. A wspominam o niej dlatego, że od pierwszej strony tej książki rozbrzmiała w mojej głowie, przywołując te same uczucia i emocje, sięgając mackami do najwrażliwszych zakamarków mojej duszy, wyciągając na wierzch zakurzone...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Powieści Lauren Groff to zdecydowanie lektury z wyższej półki - napisane poetyckim językiem, zgłębiające ciekawe tematy, zachwycające oryginalnością i przede wszystkim niezwykle wciągające. Jedynym minusem jest brak tradycyjnego podziału na dialogi, ale to drobiazg, biorąc pod uwagę wcześniej wymienione zalety twórczości tej pisarki.
.
"Wyspa kobiet" to swego rodzaju hołd złożony na cześć silnych, inteligentnych, ambitnych kobiet. To powieść na wskroś feministyczna, przyprawiona szczyptą pikanterii, przedstawiająca utopijną krainę odciętą od mężczyzn, od społeczeństwa, od wszystkiego, co mogłoby ją zniszczyć. I co jest w tym wszystkim najbardziej zaskakujące (i zachwycające!), akcja książki toczy się w średniowiecznym klasztorze.
.
Kiedy siedemnastoletnia Marie została odesłana z królewskiego dworu, by objąć funkcję przeoryszy, klasztor był w stanie upadku, mniszki umierały z głodu, oszukiwane przez dzierżawców, oskubywane z dóbr przez kościelnych przełożonych. Zsyłka w takie miejsce, z dala od królowej, którą Marie darzyła głębokim uczuciem, był dla niej ciosem. Jedynie dzięki uporowi i ogromnej determinacji, by zaimponować ukochanej władczyni i udowodnić jej, że nie zasługiwała na wygnanie, zaczyna mozolną pracę na rzecz poprawy życia kobiet.
.
Przez dziesięciolecia towarzyszymy bohaterce w codziennych zmaganiach, obserwujemy, jak buduje prawdziwe imperium. Marie zdobywa szacunek podszyty strachem, bo prosty lud tłumaczy sobie jej sukces działaniem nieczystych mocy, które pozwoliły kobiecie wspiąć się tak wysoko i tak wiele osiągnąć. Ale tak naprawdę jedyną rzeczą, która obdarzyła Marie wielką mocą jest miłość - najpierw do królowej, a później do swoich podopiecznych. Dzięki niej stworzyła coś wspaniałego, wykraczającego poza rzeczy materialne - dostrzegła i rozbudziła w kobietach potencjał i umiejętnie wykorzystała ich umiejętności, zbliżyła je do siebie, stworzyła wielka siostrzaną rodzinę.
.
To książka, która pokazuje, jak wielka siła drzemie w kobietach. I pozwala w to uwierzyć. Jest bardzo przekonywująca i budująca. Piękna.

Powieści Lauren Groff to zdecydowanie lektury z wyższej półki - napisane poetyckim językiem, zgłębiające ciekawe tematy, zachwycające oryginalnością i przede wszystkim niezwykle wciągające. Jedynym minusem jest brak tradycyjnego podziału na dialogi, ale to drobiazg, biorąc pod uwagę wcześniej wymienione zalety twórczości tej pisarki.
.
"Wyspa kobiet" to swego rodzaju hołd...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jakież to musiało być upokarzające dla Elizy korzyć się przed wydawcą i zachwalać swoje poezje, po czym usłyszeć, że jeśli tak bardzo chce pisać, niech stworzy książkę kucharską. Bo na takie jest popyt. A gdzie w tym miejsce na piękne i wzniosłe słowa, w które dziewczyna zwykła ubierać każdą scenerię malującą się jej przed oczami? Nie wspominając o tym, że Eliza kompletnie nie ma pojęcia o sztuce kulinarnej.
.
Anna jest biedna jak mysz kościelna, opiekuje się chorą psychicznie matką i kalekim ojcem pijakiem, marząc skrycie o zostaniu kucharką. Z pomocą pastora udaje jej się zdobyć pracę jako podkuchenna. Ze swoim wrodzonym talentem do rozróżniania smaków i poetycką duszą staje się źródłem natchnienia dla Elizy.
.
Ta oparta na faktach opowieść ukazuje niełatwe życie kobiet, uwikłanych w schematy i spętanych przez konwenanse rządzące XIX- wieczną rzeczywistością, a także kontrast pomiędzy warunkami bytowymi poszczególnych warstw społecznych. Ale także i to, że pomimo dzielących je różnic, Anna i Eliza znalazły coś, co je łączyło i pozwoliło rozkwitnąć ich przyjaźni. Autorka zabiera nas w kulinarną podróż w przeszłość - pokazuje jak narodził się kult zdrowego żywienia, jak czynności takie jak gotowanie i pieczenie urosły do rangi sztuki i z wolna przestawały być zajęciem wstydliwym i niegodnym damy, jak hedonizm kulinarny potrafi łączyć ludzi. I że nic nie powstrzyma kobiety, która daje się porwać pasji - i to dzięki tej pasji solidnie doprawionej uporem, odwagą i poświęceniem realizuje swoje ambicje, na przekór przeciwnościom.
.
Smaczku tej powieści dodają sekrety skrywane przez Elizę, które dowodzą że panienki z dobrego domu nie zawsze mają życie usłane różami.
.
Coś dla miłośniczek Jane Austen czy serialu Downton Abbey.

Jakież to musiało być upokarzające dla Elizy korzyć się przed wydawcą i zachwalać swoje poezje, po czym usłyszeć, że jeśli tak bardzo chce pisać, niech stworzy książkę kucharską. Bo na takie jest popyt. A gdzie w tym miejsce na piękne i wzniosłe słowa, w które dziewczyna zwykła ubierać każdą scenerię malującą się jej przed oczami? Nie wspominając o tym, że Eliza kompletnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mroczna, niepokojąca, pełna ukrytej symboliki, skłaniająca do szukania odpowiedzi między wierszami - taka jest powieść Therese Bohman, szwedzkiej pisarki, z której twórczością po raz pierwszy miałam kontakt. Cieniutka książeczka, wypełniona emocjami aż po brzegi, przytłacza nimi tak bardzo, że aż trudno odetchnąć. Skondensowana i na wskroś przemyślana, bez zbędnych słów, pełna dwuznaczności.
.
Jest coś co urzekło mnie najbardziej - opisy przyrody zostały przedstawione niezwykle sugestywnie, a w dodatku idealnie współgrają z wydarzeniami i przeżyciami bohaterów. Część pierwsza jest jak upalne lato; piekący skwar i nieruchome powietrze wiszące nad Skanią przypominają duszną atmosferę i napięcie tworzące się między bohaterami, są zapowiedzią mającej nadejść burzy, tragicznego wydarzenia. Część druga otula jesiennym mrokiem i mgłą tajemnice, które prędzej czy później muszą zostać odkryte, poznana prawda przeszywa chłodem i chłoszcze deszczem.
.
Powieść intryguje, zmusza do refleksji nad zawiłością relacji międzyludzkich, które psują się przez niedopowiedzenia i brak szczerości.

Mroczna, niepokojąca, pełna ukrytej symboliki, skłaniająca do szukania odpowiedzi między wierszami - taka jest powieść Therese Bohman, szwedzkiej pisarki, z której twórczością po raz pierwszy miałam kontakt. Cieniutka książeczka, wypełniona emocjami aż po brzegi, przytłacza nimi tak bardzo, że aż trudno odetchnąć. Skondensowana i na wskroś przemyślana, bez zbędnych słów,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pozytywnie rozczarowana - w ten sposób, nieco pokrętny, mogę określić swoje wrażenia po lekturze tej książki. Jeśli czytasz, że jedną z głównych bohaterek jest dziewczynka, która twierdzi, że przybyła na ziemię z odległej galaktyki, pożyczyła ciało od innej zmarłej dziewczynki, by niczym się nie wyróżniać spośród Ziemian i bez zbędnej sensacji poznawać ludzkie zwyczaje, a w dodatku ma tę szczególną moc, która sprawia, że wokół dzieją się same dobre rzeczy - spodziewasz się książki z elementami science-fiction. Ale zamiast tego dostałam coś zupełnie innego i wcale mi to nie przeszkadzało, bo tak oryginalnej, zakręconej i dynamicznej powieści obyczajowej dawno nie miałam w rękach.
.
Ursa, Jo, Gabriel i parę innych postaci drugoplanowych to osoby boleśnie doświadczone przez los, chowające się w skorupie swoich lęków, nieufne, sceptycznie nastawione w kwestii świetlanej przyszłości, która mogłaby zostać wykreowana z ich udziałem. Pełni niewiary w siebie i własne możliwości, dają się oczarować małej Ursie, która rozsiewa wokół dziecięcą radość z odkrywanych cudów i pozwala im otworzyć się na innych ludzi i dostrzec piękno w drobnostkach. To niezwykła dziewczynka, nie sposób nie uwierzyć, że nie jest kosmitką - tak bardzo odstaje od otoczenia, że nabieramy pewności, iż przybywa z niezwykłej planety zamieszkanej przez piękne, mądre, anielsko dobre istoty. I kiedy akcja książki nabiera tempa, a wszystko, co niezwykłe, zostaje logicznie wytłumaczone, i tak nie można wyzbyć się wrażenia, że to Ursa mówiła prawdę, a reszta została dopowiedziana na użytek sceptyków nie dających wiary w coś, co jest rzekomo niemożliwe do zaistnienia, bo kłóci się z argumentami podsuwanymi przez analityczny umysł. Ja jej wierzę!
.
Każdy zasługuje na szczęście, warto się otworzyć na miłość, trzeba umieć dostrzec na co dzień tę magię przejawiającą się w drobnostkach - takie jest przesłanie i może to brzmieć banalnie, ale ale książka taka nie jest. Tu nie chodzi o grafomańskie cytaty (na szczęście), ta prawda uwidacznia się w czynach i losach bohaterów.
.
Bardzo przyjemna lektura niosąca pozytywne wibracje, pochłonęłam ją w mig. I dobra wiadomość dla osób, które nie lubią opisów - akcja w większości opiera się na dialogach.

Pozytywnie rozczarowana - w ten sposób, nieco pokrętny, mogę określić swoje wrażenia po lekturze tej książki. Jeśli czytasz, że jedną z głównych bohaterek jest dziewczynka, która twierdzi, że przybyła na ziemię z odległej galaktyki, pożyczyła ciało od innej zmarłej dziewczynki, by niczym się nie wyróżniać spośród Ziemian i bez zbędnej sensacji poznawać ludzkie zwyczaje, a w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie wiem, jak Paulina Jurga to robi, że nie dość, że jej książki są nieodkładalne, to jeszcze bezwzględni bohaterowie jej książek wzbudzają (o zgrozo!) coś na kształt sympatii. Może to dlatego, że jako jedyni przejawiają jakiekolwiek ludzkie uczucia, których reszta osób z brutalnego półświatka została całkowicie pozbawiona? Tak było Nikołajem z serii Matrioszka i tak jest w przypadku Igora, którego losom została poświęcona seria gruzińska. Powodem może być również to, że jesteśmy skłonni wiele wybaczyć, jeśli ktoś czyni zło w imię miłości. Albo po prostu trzeba się skłonić ku najprostszemu wytłumaczeniu, które obrazuje cytat z książki: "Nas, kobiety, paradoksalnie ciągnie do takich osobników, silnych samców alfa..." ;-)
.
Mniej więcej wiedziałam, czego mogę spodziewać się po fabule "Ławrusznika" - krótko mówiąc wątku miłosnego z mafijnymi porachunkami w tle. I oczywiście kolejnego spotkania ze znanymi bohaterami, które odkryje jeszcze więcej tajemnic z ich zagmatwanej przeszłości. Ale i tak przedstawione w książce wydarzenia wywołały u mnie szok i niedowierzanie. Bo nie sposób przewidzieć, gdzie poprowadzi nas wyobraźnia tej pisarki. W dodatku dynamika akcji nie pozostawia chwili na oddech - aż strach pomyśleć, do czego to doprowadzi w kolejnych częściach.
.
Póki co mogę powiedzieć jedno - "Ławrusznika" czyta się zdecydowanie zbyt szybko (dawkowanie sobie tej przyjemności okazało się niemożliwe do zrealizowania), a czekanie na ciąg dalszy to prawdziwy test cierpliwości.

Nie wiem, jak Paulina Jurga to robi, że nie dość, że jej książki są nieodkładalne, to jeszcze bezwzględni bohaterowie jej książek wzbudzają (o zgrozo!) coś na kształt sympatii. Może to dlatego, że jako jedyni przejawiają jakiekolwiek ludzkie uczucia, których reszta osób z brutalnego półświatka została całkowicie pozbawiona? Tak było Nikołajem z serii Matrioszka i tak jest w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

To książka, która otwiera rany i zostawia po sobie ślad. Budzi uśpione emocje i rysuje w wyobraźni takie obrazy, o których nie da się zapomnieć. Kelly Rimmer wzniosła się na wyżyny swojego talentu pisarskiego i według mnie jest to najlepsza jej powieść. Właśnie takie książki chce czytać - poruszające trudne tematy, ale jednocześnie podnoszące na duchu, pozwalające nawet w najgorszych życiowych sytuacjach dopatrzeć się iskry optymizmu.
.
Poczucie beznadziei i utraty kontroli nad własnym życiem i umysłem, samotność w świecie pełnym lęków, brak pewności siebie, chęć natychmiastowej ucieczki - to uczucia, które połączyły dwa pokolenia kobiet zmagających się z depresją poporodową. Choć ogromny odsetek kobiet cierpi z tego powodu, nadal jest to temat tabu i mam wrażenie, że pisarka stworzyła coś, co ma na celu nie tyle nieść młodym matkom pocieszenie i pozwolić zrzucić im z barków ciężar poczucia winy, co wskazać kierunek, w którym dotknięte tą chorobą kobiety powinny zmierzać.
.
Rimmer ukazuje zmiany, które zaszły na przestrzeni dziesięcioleci, odwołując się do rzeczywistości lat 50-tych ubiegłego wieku - kobiety miały nosić tytuły "matki" i "żony" jak koronę, miały ograniczoną kontrolę nad swoim ciałem i życiem, ich problemy były bagatelizowane i społecznie piętnowane, a jeszcze wcześniej musiały się poddawać drastycznym metodom leczenia psychiatrycznego. I to uzależnienie od mężczyzn, którzy nie są w stanie pojąć, jak wielkim obciążeniem, nie tylko fizycznym, są dla kobiety ciąża, poród i połóg, jak bardzo zmienia się jej postrzeganie rzeczywistości, jak wiele skrajnych emocji może się kłębić w jej umyśle.
.
Jednak depresja poporodowa to nie jedyna kwestia, na którą warto tutaj zwrócić uwagę.
.
Pięknie odmalowany portret rodziny i rodzeństwa, które wspiera się nawzajem. Mierzenie się ze śmiercią rodzica. Brak aprobaty dla życiowych wyborów swoich dzieci i chłód emocjonalny. Rozkwitająca miłość macierzyńska i miłość rodząca się na bazie przyjaźni i partnerstwa. Wszystko to gwarantuje taki natłok emocji, że nie sposób się z nich otrząsnąć po lekturze.
.
Ale ten cały smutek niesie też nadzieję. Pisarka dowodzi, że na gruncie traumatycznych przeżyć może wykiełkować coś dobrego i pięknego, że nieszczęścia mogą zmobilizować do zmiany postępowania i doprowadzić do zacieśnienia rodzinnych więzi.
.
Jeśli szukacie książki serwującej potężną dawkę emocji, wręcz rozkładającej na łopatki, nie stroniącej od trudnych tematów, napisanej pięknym językiem, z mocno rozbudowaną warstwą psychologiczną postaci i świetnie odmalowanym tłem obyczajowym - to właśnie po tę powieść powinniście sięgnąć.

To książka, która otwiera rany i zostawia po sobie ślad. Budzi uśpione emocje i rysuje w wyobraźni takie obrazy, o których nie da się zapomnieć. Kelly Rimmer wzniosła się na wyżyny swojego talentu pisarskiego i według mnie jest to najlepsza jej powieść. Właśnie takie książki chce czytać - poruszające trudne tematy, ale jednocześnie podnoszące na duchu, pozwalające nawet w...

więcej Pokaż mimo to