Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Ustępuje pierwszej "Piwonii" jednak. Czasy inne, więc i język trochę należałby odmienić? Ale nie to mi czasami przeszkadzało przy czytaniu, tylko jakby "urbanowska" wizja "wszechświństwa". Choćby i dlatego, że batiuszków brak (ani jednego!), a kuria katolicka na widoku... Ale - muszę stwierdzić - to jednak margines. Dzieje się sporo a ciekawie. Chciałbym, by powstała i piwonia trzecia, chociaż... Tu wyjaśnienie wątku kryminalnego wznosi nas na wyżyny ponadrzeczywiste. To znaczy, że takiej sprawy w Białymstoku nie było... A może zamietli? ;-) Tak, czy owak, bohaterów powinni rozgonić po całym kraju. Na wszelki wypadek.
Kto czytał pierwszą "Piwonię" - mimo powyższych uwag - rozczarowany nie będzie. W większości ci sami, tylko znacznie starsi bohaterowie, usiłują przeżyć w czasach "nie do życia". I - ciekawe - większe mendy radzą sobie lepiej. Tak jakby "katoliki" bardziej cisnęli "naszych" (terminologia z pierwszej części), ale jest wolność i demokracja. No i ich konsekwencje. Wątek kryminalny jest ponadczasowy i ponadpolityczny. Przy okazji i pozaprawny, ale jak najbardziej na miejscu.
Podoba mi się zaprzyjaźnienie niektórych postaci z pierwszej części, zwłaszcza Piwonii i Kuleszy. Tam wydawało się to całkowicie niemożliwe. Tu jakoś samo się dzieje... I nowe postaci pasują do całości (por. Sołtys, Drykucka, Nieścieruk, Naumiuk).
Chcę dla uczczenia początku wspaniałej i rozbudowanej przygody literackiej - części trzeciej!
____________
Jednak części trzeciej nie będzie. Autor zmarł w 2020 r.
Do zobaczenia Krzysiek.

Ustępuje pierwszej "Piwonii" jednak. Czasy inne, więc i język trochę należałby odmienić? Ale nie to mi czasami przeszkadzało przy czytaniu, tylko jakby "urbanowska" wizja "wszechświństwa". Choćby i dlatego, że batiuszków brak (ani jednego!), a kuria katolicka na widoku... Ale - muszę stwierdzić - to jednak margines. Dzieje się sporo a ciekawie. Chciałbym, by powstała i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Autor język wymyślił, ale dla podlaszuków i napływowych jest zrozumiały, bo to zaledwie zmodyfikowany polski, o gwarę białostocką zahaczający. Co innego fabuła... To bogactwo kolorytu lat. 50 i 60. (i trochę dalej) pokazane bez upiększeń, ale za to z bardzo dużym poczuciem humoru. Tu autorski język bardzo dopomaga, bo prawie wszystkich bohaterów chce się lubić, choć większość to "ludowe" kanalie. Są jednak i przyzwoici ludzie, a wszyscy jakoś są "swoi", choć i śmierć zbiera żniwo.
Jednakowoż książka ta jest kapitalną humoreską, która zrzuca czytelników z krzeseł i - moim zdaniem - nikogo nie obraża. Każdy chce żyć, większość chce znaczyć, czasami występuje nieprawdopodobne "qui pro quo". Konstrukcja przemyślana absolutnie. No i nie jest to kryminał, choć wątek kryminalny ma dla powieści zasadnicze znaczenie.
Do polecenia pod każdym względem.
Aha, w 2018 autor wydał jakby kontynuację pod tytułem "Piwonia odrodzona" i wiele komplementów można by powtórzyć... Ale ta "Piwonia" znacznie lepsza... Choć i ta druga dobrą zabawę przynosi (l. 90.)

Autor język wymyślił, ale dla podlaszuków i napływowych jest zrozumiały, bo to zaledwie zmodyfikowany polski, o gwarę białostocką zahaczający. Co innego fabuła... To bogactwo kolorytu lat. 50 i 60. (i trochę dalej) pokazane bez upiększeń, ale za to z bardzo dużym poczuciem humoru. Tu autorski język bardzo dopomaga, bo prawie wszystkich bohaterów chce się lubić, choć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Brawo! Mamy ciekawą próbę stworzenia wciągającego polskiego cyklu w klimacie fantasy. "Czarne Koty" to dopiero tom pierwszy, a już zwraca uwagę. Może mało tu magii, ale za to dużo pomysłu na ciekawy świat.
Mamy portowe i kupieckie miasto Thornis... Aha, mamy też mapy, czym nie zawsze dopieszczają nas autorzy... No więc, Thornis, które poznajemy szczegółowo. I chłopca Minsa z ubogiej rodziny. Mins zna dobrze Thornis, ma przyjaciół, jest dość łebskim paniczem (forma właściwa dla tego świata) i chciałby wyrwać się z biedy i braku perspektyw. W dodatku jest patriotą. To wszystko autor zarysował szczegółowo i sugestywnie. Pierwsze rozdziały wprowadzają w ten świat na tyle udatnie, że wszystko, co się wydarza, jest prawie naturalne. A wydarza się sporo. Chłopak wplątuje się w kryminalną historię, ale "dla sprawy", przynajmniej długo tak uważa, i od tej pory wszystko ma drugie, a może czasami i dalsze dna. Bo nie mamy pewności czym jest "sprawa".
Czarne Koty, do których wstępuje, to organizacja działająca na rzecz... No właśnie, do końca tego tomu nie mamy pewności na rzecz kogo, choć ma wpływy i w półświatku i wśród kupców i poza Thornis też.
Bohaterowie są dobrze przemyślani. mają swoje motywacje, które ich determinują. Niektórzy, ci młodsi, plączą się w wyborach - to zrozumiałe. Są zindywidualizowani. Mają swoje przyzwyczajenia i poglądy.
Świat opisywany autor skonstruował szczegółowo i atrakcyjnie. Język? Nieźle. Trzeba głównie pod tym kątem książkę czytać, żeby się przyczepić. Ale anachronizmy to jej najsłabszy punkt.
Fabuła? W tym przypadku bez pozostałych tomów, nie można ocenić właściwie jej rozmachu. Pierwszy tom daje nadzieję na mocną całość. Zarysowuje się, a nawet zaczyna, wielka wojna między ludźmi. Ale czy tylko? I kto jest przeciw komu? Hryniewicki lubi opisy wyjaśniające, a jednak gdy racja rusza, to ona właśnie - tak, jak powinno być - nadaje rozpęd fabule.
I na koniec: jedna z recenzentek obniżyła ocenę za zdanie w rodzaju "raz zgwałconą, można zgwałcić znów bez szkody" (cytat niekoniecznie dokładny, tym bardziej, że teraz tej recenzji nie znalazłem). Ale, trzeba pokreślić, to nie jest ani zdanie autora, ani głównego bohatera, tylko jego przyjaciela, który z rozumu akurat nie słynął, chociaż miał wiele innych zalet. Jest na prawach kreacji postaci. Nie dajmy się zwariować.
Więcej nie napiszę (także o wątkach miłosnych), bo wkroczyć bym musiał w mroczną krainę spoilerowania.
Paniczu Edgarze, czekamy na dalsze tomy!

Brawo! Mamy ciekawą próbę stworzenia wciągającego polskiego cyklu w klimacie fantasy. "Czarne Koty" to dopiero tom pierwszy, a już zwraca uwagę. Może mało tu magii, ale za to dużo pomysłu na ciekawy świat.
Mamy portowe i kupieckie miasto Thornis... Aha, mamy też mapy, czym nie zawsze dopieszczają nas autorzy... No więc, Thornis, które poznajemy szczegółowo. I chłopca Minsa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rybski nie zawodzi! Bohaterowie "Warkota" znów w akcji i wynika z treści książki, że będzie się działo dalej!
[Chyba nie będzie - autor zmarł na początku sierpnia 2020 r., jak mi doniesiono]
Tu trzeba wszystkim fanom kryminałów "milicyjnych" jasno napisać, że element fantastyczny odgrywa w tej książce dużą rolę. Bez niejakiego Słupeckiego, optymizmem by nie powiało. Ale... Znów mamy ładny obraz codzienności Wrocławia, tym razem z końca lat 50. Bohaterowie są trochę starsi, więc wątki obyczajowe wplatają się może częściej. Ale "mięsem" jest walka o 'złoty pociąg" (nie jest jasne, czy akurat ten, o którym się czasami pisze). Walka krwawa i o zmiennym wektorze powodzenia. Bohaterowie przeżyli walcząc, ale autor chyba im jeszcze zafunduje dokładkę. Bo choć im pomaga Słupecki, ale przeciwnicy to też nie zawsze zwykli komandosi...
Zdecydowanie proszę o więcej!

Rybski nie zawodzi! Bohaterowie "Warkota" znów w akcji i wynika z treści książki, że będzie się działo dalej!
[Chyba nie będzie - autor zmarł na początku sierpnia 2020 r., jak mi doniesiono]
Tu trzeba wszystkim fanom kryminałów "milicyjnych" jasno napisać, że element fantastyczny odgrywa w tej książce dużą rolę. Bez niejakiego Słupeckiego, optymizmem by nie powiało. Ale......

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka jest bardzo dobra. Ciepła i poruszająca. Wciągająca. Bardzo polubiłem autorkę, której innych książek nie czytałem. Wygląda na to, że jest bardzo dobrym człowiekiem. Rozdziały o dzieciństwie i latach szkolnych wręcz zachwycają.
Problem mam jeden: autorka pisze o swojej przyjaciółce Zofii Rychter, która napisała książkę "Zakochajka". Poszperałem trochę i wyszło, że ta książka miała dwa wydania. Pierwsze w 2013 r. A "Zielone drzwi" ukazały się w 2010 i miały jedno wydanie... Ki diabeł? Po trzech latach wydano świetną książkę, którą w dodatku wznowiono? Może i tak. Sama Grochola z powtórym debiutem miała podobnie. Bo debiut Grocholi ("Przegryźć dżdżownicę") choć przeniesiony na deski teatralne, u wydawców "mięsa księgarskiego" nie znaczył nic...

Książka jest bardzo dobra. Ciepła i poruszająca. Wciągająca. Bardzo polubiłem autorkę, której innych książek nie czytałem. Wygląda na to, że jest bardzo dobrym człowiekiem. Rozdziały o dzieciństwie i latach szkolnych wręcz zachwycają.
Problem mam jeden: autorka pisze o swojej przyjaciółce Zofii Rychter, która napisała książkę "Zakochajka". Poszperałem trochę i wyszło, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Od tej książki zacząłem cykl. Może i niepotrzebnie. Ale dzięki temu przeczytałem i resztę. Rzecz fajna, choć niemądra. Pomysł cyklu polega na tym, że Mieszko nie zdecydował się wprowadzić chrześcijaństwa. Więc mamy Polskę jak dziś, tylko z różnymi Swarożycami itp.
Otóż pomysł jest chory - gdyby Mieszko postanowił inaczej, nie byłoby Polski po prostu, a i pogańskich kultów też.
Ale czyta się bardzo dobrze. A jeszcze dodam, że po przeczytaniu całości cyklu, "Jagę" lubię najbardziej. :-)
A może ktoś się zdziwi, że oceniam wysoko, po poprzednich zdaniach? Książka (i cały cykl) jest bardzo fajna i nie należy się wzdragać przed lekturą, Wręcz przeciwnie - to literatura która cieszy, bez względu na rozum. Ja prawie kocham!

Od tej książki zacząłem cykl. Może i niepotrzebnie. Ale dzięki temu przeczytałem i resztę. Rzecz fajna, choć niemądra. Pomysł cyklu polega na tym, że Mieszko nie zdecydował się wprowadzić chrześcijaństwa. Więc mamy Polskę jak dziś, tylko z różnymi Swarożycami itp.
Otóż pomysł jest chory - gdyby Mieszko postanowił inaczej, nie byłoby Polski po prostu, a i pogańskich kultów...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jedna z najwspanialszych książek w ogóle. Niepozorna. Rozwija się powoli. W sumie dzieje się niewiele. Wszystko, co się dzieje, głównie w bohaterze się dzieje... No i w laboratorium.
Kto nie widział rewelacyjnej Kobry z 1981 r. z tej właśnie książki, to i może nie zrozumieć maksymalnej oceny. Ale wcześniej czytałem, niż widziałem.
Rzecz polega na odwiecznym pytaniu, na ile potrafimy sami się kształtować poprzez naukowy postęp. No i czy ten postęp ma sens, o ile dotyczy czegokolwiek więcej niż techniki?
Ten problem poznajemy w sposób naprawdę przejmujący. Bohater jest upośledzony intelektualnie, ale staje się geniuszem... Z czasem potrafi odpowiedzieć na większość pytań, ale...
A tytułowy Algernon? To laboratoryjna mysz, na której eksperyment przeprowadzono najpierw. Jakie wnioski? Przeczytajcie.
Ta niepozorna książka, to naprawdę jest ciągle COŚ! A nie jest to przecież nowa książka... Choć chyba jest. Mam wrażenie, że dawniej była krótsza, dużo krótsza... Kiedyś była opowiadaniem. Ale jako powieść niewiele traci. :-)

Jedna z najwspanialszych książek w ogóle. Niepozorna. Rozwija się powoli. W sumie dzieje się niewiele. Wszystko, co się dzieje, głównie w bohaterze się dzieje... No i w laboratorium.
Kto nie widział rewelacyjnej Kobry z 1981 r. z tej właśnie książki, to i może nie zrozumieć maksymalnej oceny. Ale wcześniej czytałem, niż widziałem.
Rzecz polega na odwiecznym pytaniu, na ile...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

I to już koniec serii? Mam nadzieję, że Hearne jeszcze coś z tymi bohaterami wymyśli. Choć ucieszyłbym się, gdyby psy sobie darował...
Fakt, że wymyślić coś będzie niełatwo, bo to już się świat skończył. To znaczy trwa ta nasza mizeria, ale bogowie... No właśnie, Bogowie! Przecież są. I druidzi też i żywioły... A więc niech trochę potrwa jeszcze ten pomysł! Przyjacielu polskich czytelników (Hearne jest takim) pisz! Choćby tylko dla nas!
Łatwo nie będzie, bowiem w tej książce mamy wreszcie słynną z mitologii skandynawskich wojnę bogów. Loki zaszalał na maxa. Ale ludzie w sumie mało co zauważyli i świat ludzi istnieje...
Kto by sądził, że książka w związku z tym jest słaba, ten by błądził wielce!!! Jest pomysłowa i bombowa! Jak kto przeczyta tylko ten tom, to będzie szukał poprzednich z całą pewnością! Czego życzę.

I to już koniec serii? Mam nadzieję, że Hearne jeszcze coś z tymi bohaterami wymyśli. Choć ucieszyłbym się, gdyby psy sobie darował...
Fakt, że wymyślić coś będzie niełatwo, bo to już się świat skończył. To znaczy trwa ta nasza mizeria, ale bogowie... No właśnie, Bogowie! Przecież są. I druidzi też i żywioły... A więc niech trochę potrwa jeszcze ten pomysł! Przyjacielu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Myślałem, że na trzech tomach się zakończy... Ale, na szczęście autorka zrozumiała, że tak dobrze zbudowane universum grzech porzucić.
Krzyczący w Ciemności to tak mocna postać, że szanują ją wszyscy. Chociaż jest czarnym magiem, a kierują prawie całym światem srebrni...
Oczywiście, kto czytał poprzednie części, ten wie, że cały tamten świat "wisi na włosku" i potrzebna jest równowaga magii. Wie też, że dobrowolnie "srebrni" nie odpuszczą znacznej przewagi. którą mają "urzędowo" nad czarnymi.
No, ale mamy głównego bohatera, który tym razem na "marginesie świata" próbuje się odnaleźć. I oczywiście, jest potrzebny, nie tylko demonom, które od dawna są bliżej, niż niedaleko...
Streszczać nie będę, bo dlaczego miałbym psuć lekturę, zwłaszcza tym, którzy przeczytali poprzednie trzy tomy. Na upartego można zacząć od "Śpiewu potępionych", ale po co sobie popsuć komfort?
Chwała wydawnictwu (Rebis, a co?), że odważyło się lansować polską autorkę i to z dobrym skutkiem. Niech i inne spróbują!

Myślałem, że na trzech tomach się zakończy... Ale, na szczęście autorka zrozumiała, że tak dobrze zbudowane universum grzech porzucić.
Krzyczący w Ciemności to tak mocna postać, że szanują ją wszyscy. Chociaż jest czarnym magiem, a kierują prawie całym światem srebrni...
Oczywiście, kto czytał poprzednie części, ten wie, że cały tamten świat "wisi na włosku" i potrzebna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Marne strasznie. Na początku możemy się dowiedzieć, jak są seksualnie zadowoleni partnerzy (Wojtek i Agafia [Agata Passent]), Potem możemy poznać opinie Wojtka na temat filmów i książek. W końcu jego radość z kolejnego ojcostwa... Szczerze?
Minoderyjne szpanerstwo.
I jeszcze to zacietrzewienie polityczne. Większości normalnych ludzi, by takich rozważań nikt nie wydał. W tzw. literaturze wysokiej nie powinno się uprawiać "hejtu"!
Streszczenie: Rypie żonę (kocha?), jest szczęśliwy, że pozwala mu się rypać, zamiast swą piękną nogą go z łóżka wyrypać.
PiS i Kaczyński osobiście, są to ludzie bez honoru i w ogóle to nie ludzie, bo śmią zawłaszczać państwo, a - wiadomo - państwo jest nasze, bo my się znamy na kulturze. I w ogóle. Poziom intlektualny marny.
Ale to przecież czołowy krytyk - filmowy i teatralny.
Toto ma wpływ na repertuar...
Samo to uchodzi za autora sztuk pełnych wartości, nie chrześciańskich, Janda to jego gwiazda, która zawsze się sprawdza.
A ciągła śpiewka? Jestem na utrzymaniu żony, ale ona ma krągłe kształty... Jazda!

...Wymienia swoich przyjaciół, ale tak, by mało kto wiedział, kto kim jest (chyba, że w swej zarozumiałości sądzi, że jego znajomi są znani - sam się odwołuje do Pudelka, a przyznam, że tam nie patrzę i bez Wikipedii nie wiedziałbym, jak toto wygląda)...

W Berlinie nam powiedzieli i pokazali jak ma wyglądać demokracja. Bo to jest miasto dla ludzi, jest kolorowo, mimo przestępczości - koszta postępu. Itd.
Kuczok - jak sam pisze - ma w domu flagę śląską. I uważa, że dobrze by było, by "Polskę znów rozebrano"...

Jest głupcem i zarozumialcem. Ale ambitnym - chce ZNACZYĆ. Coś jak kiedyś Andrzej Brycht.
Zwalcza też z niewiadomych powodów Twardocha i Żulczyka...
Precz z tym "śląskim" g.
Podobno jest dobrym grotołazem - niech będzie coś na plus.

Marne strasznie. Na początku możemy się dowiedzieć, jak są seksualnie zadowoleni partnerzy (Wojtek i Agafia [Agata Passent]), Potem możemy poznać opinie Wojtka na temat filmów i książek. W końcu jego radość z kolejnego ojcostwa... Szczerze?
Minoderyjne szpanerstwo.
I jeszcze to zacietrzewienie polityczne. Większości normalnych ludzi, by takich rozważań nikt nie wydał. W...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka niewątpliwie ciekawa. Ale ile tu faktów, a ile "wpuszczania w kanał"? Nazar (imię fałszywe) zwany "Niedźwiedziem", przez parę lat rezydent ruskiej (nie rosyjskiej!) mafii w Polsce przedstawia się trochę jako ideowiec, który chciał tylko przeżyć i zarabiać. Przy tym żadnej prostytucji, żadnych narkotyków... Nie wiem. Polska mafia opisana (za sprawą głównie "Masy") przez tegoż Górskiego, to wręcz zupełnie inna bajka... Ale fakt, że "Niedźwiedzia" dobrze się słucha, bo nie jest to zwykły "kark".
Co głównie rzuca się w oczy? Że ruska mafia "sportowców" to są ludzie na poziomie. To naprawdę sportowcy, często mistrzowie świata! Są więc wyszkoleni i dlatego mogą sobie radzić nawet z "worami w zakonie", czyli sowiecką i postsowiecką elitą przestępczą.
A jednak opowieść "Nazara" to głównie śmierć jego przyjaciół... Można odnieść wrażenie, że ci, co przeżyli, to zakonnicy prawosławni (tatuaż: "prawosławie albo śmierć!"), albo już legalni biznesmeni.
A jednak wiele można z tej książki wyczytać... W tej chwili jest "mafia słowiańska" przeciw gruzińskiej i muzułmańskiej. Ta ostatnia to świadome działanie w ramach dżihadu, stawiające głównie na narkotyki i prostytucje w krajach jeszcze nie muzułmańskich.
O polskiej mafii "Nazar" mówi niewiele. Głównie o "Pershingu" (nie żyje), z którym się przyjaźnił. No i o zatargach w Szczecinie z "Oczką", którego sztandarowy rozmówca Górskiego, "Masa", też nie szanował.
Książka nie zachwycająca - muszą być inne, bo to tylko "spisane po łebkach" - ale dobra. Na polskim rynku na pewno cenna.
Ale trzeba ciągle pamiętać, że "Niedźwiedź" to gangster z Mińska (Białoruś). Mówi wiele o mafii rosyjskiej, ale czy był wystarczająco mocny? Podważa mit Sołncewa i Mogilewskiego, przypomina inne, bardziej krwawe struktury (z Lubierców - jedyna z własnym strojem mafijnym - i - zwłaszcza - z Oriechowa - najbrutalniejsza, najzasobniejsza w broń, z ludźmi "służb" w składzie). Podkreśla, że obecnie nie ma mafii, jako takiej, tylko biznesmeni i drobni przestępcy. Ale czy tak jest?

Książka niewątpliwie ciekawa. Ale ile tu faktów, a ile "wpuszczania w kanał"? Nazar (imię fałszywe) zwany "Niedźwiedziem", przez parę lat rezydent ruskiej (nie rosyjskiej!) mafii w Polsce przedstawia się trochę jako ideowiec, który chciał tylko przeżyć i zarabiać. Przy tym żadnej prostytucji, żadnych narkotyków... Nie wiem. Polska mafia opisana (za sprawą głównie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To ewidentnie książka o wodzie, ale bez "wodolejstwa". Dowiadujemy się, że woda to najważniejszy związek chemiczny na naszej planecie. W zasadzie to wydaje się nazbyt oczywiste, bo każdy wie, że bez wody nie ma życia, ale to nie wszystko.
otóż woda, to najważniejszy składnik Ziemi. Występuje we wszystkich stanach skupienia i potrafi przybierać każdy z nich w warunkach naturalnych. To znaczy: zamarza, paruje, sublimuje, skrapla się, topnieje, a nawet resublimuje (przechodzi z pary wodnej w lód). Jest oceanami, jeziorami i rzekami, ale jest też lodowcami i częścią atmosfery. Właściwie to woda stanowi o istocie naszej planety. I to ona ma zasadniczy wpływ na jej klimat! Książka jest napisana "po ludzku", co oznacza, że oprócz przeciętnej inteligencji i wykształcenia szkolnego, nie trzeba więcej, by zrozumieć, o czym jest mowa. Woda jest wokół nas i w nas, ale "słodkiej" jest naprawdę niewiele. Woda jest życiem, a czasami zagładą...
I ciekawostka: na okładce jest "kropla wody"... Otóż, krople deszczu nie mają takiego kształtu, a przypominają bardziej kluski śląskie (z dziurką). :-)
Książkę tę zdecydowanie warto przeczytać - wiele tłumaczy i poszerza horyzonty. Bez bólu nadprogramowej wiedzy.

To ewidentnie książka o wodzie, ale bez "wodolejstwa". Dowiadujemy się, że woda to najważniejszy związek chemiczny na naszej planecie. W zasadzie to wydaje się nazbyt oczywiste, bo każdy wie, że bez wody nie ma życia, ale to nie wszystko.
otóż woda, to najważniejszy składnik Ziemi. Występuje we wszystkich stanach skupienia i potrafi przybierać każdy z nich w warunkach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z pozoru to reklamówka autorki i jej firm. Z których jedna to agencja turystyczna, chętnie oprowadzająca turystów z Europy (a zwłaszcza z Polski), po Los Angeles, Las Vegas i Nowym Jorku... A druga to coś w rodzaju sieci fitness. Przyznam, że na tym się nadal nie wyznaję, mimo przeczytania tej książki. Wiem, że to sposób na karierę - jak jest się pracowitym i przekona się do pracy dla siebie pracowitych ludzi. :-)
Jedno jest pewne - autorka odniosła w Ameryce sukces. Chwali się nim przez cały czas, lecz inteligentnie. Pisze nie tylko o sobie, choć o sobie i rodzinie zdecydowanie za dużo. Nie ukrywa, że współczesna Ameryka, to w dużej mierze bezdomni, którzy często są ofiarami systemu ubezpieczeń. Wiedza o tym, że będąc biznesmenem, można z dnia na dzień zostać "bumem" (tego terminu autorka nie używa), to zasadniczy plus tej książki. Inteligentnych ludzi od razu leczy z fascynacji USA. Bo tam, dopóki jesteś zdrowy i pomysłowy, masz szansę na wszystko. Jak zachorujesz - jeśli nie jesteś milionerem, nie ma cię szybko. I nie jest to kwestia polisy. System jest antyludzki.
A sama warstwa podróżnicza nie wkręca w glebę. Zachwyty nad Los Angeles, Las Vegas i Nowym Jorkiem to żenada. Tych miast lubić się nie da, chyba, że jest się wypranym z myślenia "postępowcem". Co ciekawe, autorka momentami takie spojrzenie przemyca... I "puszcza oko" co do "poprawności politycznej".
Ale można też odnieść wrażenie, że taki teraz w USA styl: "oj, ta nasza poprawność polityczna". Ale powszechnie "postępowcy" ją akceptują, bo "jest przecież oczywista".
Razi lansowanie lewackiego uniwersytetu nowojorskiego i jego metod "oswajania" studentów. Co dla autorki jest zaletą, mnie napawa przerażeniem.
Można by rzec, książka sprowadza się do hasła: jestem fajna, jestem Polką, radzę sobie, bo szanuję różne kultury i chce ich najwięcej wokół siebie. I chciałabym, żeby wszyscy ludzie tacy byli. "I wszyscy mądrzy też tak myślą".
Owszem, to jest, ale dostajemy też sporo praktycznych informacji i ostrzeżeń. O parkach narodowych USA z netu dowiemy się więcej (dużo więcej), ale szczegóły odnośnie funkcjonowania na co dzień w Los Angeles są zdecydowanie wartościowe.

Z pozoru to reklamówka autorki i jej firm. Z których jedna to agencja turystyczna, chętnie oprowadzająca turystów z Europy (a zwłaszcza z Polski), po Los Angeles, Las Vegas i Nowym Jorku... A druga to coś w rodzaju sieci fitness. Przyznam, że na tym się nadal nie wyznaję, mimo przeczytania tej książki. Wiem, że to sposób na karierę - jak jest się pracowitym i przekona się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka jest naprawdę niezła. Dobrze skonstruowana i bardzo dobrze się czyta. Niezła powieść obyczajowa napisana przez niezłego pisarza. I nie ma znaczenia, że to były piłkarz. Nie oceniam realności świata przedstawionego, bo nie znam na tyle układów w polskiej piłce z przełomu wieków. Ale przedstawienie tematu wygląda prawdopodobnie. Podkreślam wszak, że o mojej ocenie jakości powieści w tym przypadku nie decyduje tematyka - powieść jako taka, jest udana. Nawet więcej niż udana. Na początku bezgranicznie kibicujemy głównemu bohaterowi, potem coraz mniej. A potem wszystko komplikuje się jeszcze bardziej. Zabiegi artystyczne są bardzo profesjonalne - choćby sam początek, po którym cofamy się do piłkarskiej szatni i do życia rodzinnego głównego bohatera. Do tego dobra końcówka, która daje szanse na kontynuację. Debiut mocny, choć nie w wieku juniora.
I z całą pewnością nie jest to powieść autobiograficzna.

Książka jest naprawdę niezła. Dobrze skonstruowana i bardzo dobrze się czyta. Niezła powieść obyczajowa napisana przez niezłego pisarza. I nie ma znaczenia, że to były piłkarz. Nie oceniam realności świata przedstawionego, bo nie znam na tyle układów w polskiej piłce z przełomu wieków. Ale przedstawienie tematu wygląda prawdopodobnie. Podkreślam wszak, że o mojej ocenie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jakim cudem toto kandyduje w plebiscycie tego portalu w kategorii "powieść historyczna", to tajemnica nominujących. O historii nie dowiemy się niczego. To po prostu romans w scenerii obozowej. Nie wykluczam, iż opowieść głównego bohatera mogła być ciekawa. Ale powieść Morris prawie uwłacza pamięci pomordowanych w Auschwitz. Brakuje prawdziwego obozu. Autorka mogła opisać bambusy wokół i dać tytuł "Miłość w obozie Czerwonych Khmerów".
Trochę realia musiałaby, oczywiście, zmienić, lecz wcale nie tak bardzo. Bo tu nie ma grozy. Polecam pamiętniki tych, którzy tam byli... Chyba tak ma teraz wyglądać pisanie "powieści historycznych".

Jakim cudem toto kandyduje w plebiscycie tego portalu w kategorii "powieść historyczna", to tajemnica nominujących. O historii nie dowiemy się niczego. To po prostu romans w scenerii obozowej. Nie wykluczam, iż opowieść głównego bohatera mogła być ciekawa. Ale powieść Morris prawie uwłacza pamięci pomordowanych w Auschwitz. Brakuje prawdziwego obozu. Autorka mogła opisać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

I znów wracamy do miasteczka znanego z pierwszej powieści autorki „Tysiąc”. Miasteczko nazywa się Mille, co znaczy właśnie tysiąc. To już trzecie spotkanie z sympatyczną dziennikarką, Martą WItecką, drugie w Mille. Andryka to chyba, obok Chmielarza, największe odkrycie polskiego kryminału ostatnich lat. To seria inna niż wszystkie. Z jednej strony dziennikarka (od tej książki nazywana „śledczą”). Z drugiej tajemnice, które ją osaczają. Troszkę upiorne, a jednak bardzo sympatyczne i ładnie położone miasteczko. Akcja trochę na granicy horroru, a jednak wszystko jest racjonalne i wyjaśnia się logicznie. Ale mamy psychiczne napięcie u wielu z bohaterów, mamy chorobliwe ambicje i kompleksy z dawnych lat. Prawie nic nie jest oczywiste przez cały czas. W pewnym momencie Witecka staje się główną podejrzaną i nie bardzo widać, jak miałaby się z tego wyplątać. I właśnie wtedy zaczyna myśleć. Warto czytać powieści Andryki po kolei, ponieważ każde ze zdobytych doświadczeń jest ważne dla głównej postaci. No i kwestie obyczajowe też są istotne.
Trochę drażni mnie wątek choroby partnera Marty, choć ma znaczenie dla fabuły.

I znów wracamy do miasteczka znanego z pierwszej powieści autorki „Tysiąc”. Miasteczko nazywa się Mille, co znaczy właśnie tysiąc. To już trzecie spotkanie z sympatyczną dziennikarką, Martą WItecką, drugie w Mille. Andryka to chyba, obok Chmielarza, największe odkrycie polskiego kryminału ostatnich lat. To seria inna niż wszystkie. Z jednej strony dziennikarka (od tej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Gwiazdka mniej, ponieważ już około połowy książki przewidziałem, co jest grane.
Bardzo wysoko ocena, ponieważ kryminał jest wspaniały, i niewidomy, stary autor ciągle może uczyć młodych wszystkiego.
Przy okazji - żądam, żeby wreszcie któraś z polskich telewizji kupiła serial o Montalbano! Wprawdzie w "Tańcu mewy" sam komisarz wyrażał się o tym serialu z dystansem, ale skądinąd wiem, że to dobry serial.
A w tej książce jest inaczej niż we wcześniejszych. Przede wszystkim nie ma zbrodni, przynajmniej na początku. Jest dziwna historia z fanatykami religijnymi i wynikająca z niej telewizyjna prowokacja. Media na przekór policji robią widowisko ze zdeformowanej lalki erotycznej.
Tymczasem w Viganto morderstw nie ma, więc Montalbano podejmuję dziwną grę z tajemniczym korespondentem.
Fabuła piętrzy się i mnoży niespodzianki. Każdy element znajduje swoje miejsce. A w finale sam komisarz Montalbano ledwie uniknął okrutnej śmierci.
Autor, jak wspominałem, jest leciwy i niewidomy, ale to prawdziwy lider włoskiego i europejskiego kryminału. W słonecznej Italii mamy przecież Donato Carrisiego, Antonio Manziniego, a także Donnę Leon. A jednak Camilleri to właściwy numer jeden.
Oby żył jak najdłużej!

Gwiazdka mniej, ponieważ już około połowy książki przewidziałem, co jest grane.
Bardzo wysoko ocena, ponieważ kryminał jest wspaniały, i niewidomy, stary autor ciągle może uczyć młodych wszystkiego.
Przy okazji - żądam, żeby wreszcie któraś z polskich telewizji kupiła serial o Montalbano! Wprawdzie w "Tańcu mewy" sam komisarz wyrażał się o tym serialu z dystansem, ale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zatwardzali fani "Jeżycjady" krzywią się na tę książkę. Niesłusznie. To był debiut autorki i żadnego cyklu wtedy nie planowała, więc nic dziwnego, że tom ma numer "0". Jako najwcześniejsza książka, w której występują bohaterowie późniejszej "Jeżycjady", bo przecież dwóch, a zwłaszcza syn jednego z nich, pojawia się w życiu Borejków.
Stylistycznie trochę odbiega, ale to jest jej pierwsza książka w ogóle! Zresztą wygrała konkurs. Czytałem ją zaraz po premierze, jako uczeń podstawówki, i wkręciła mnie. Jest ten ciepły klimat znany z późniejszej serii, jest fajna, "nowoczesna babcia" i są pomysłowe dzieciaki. Jest też wątek kryminalny, dość oryginalny, choć przecież młodzieżowy.
Czasami fani grymaszą, że to nie jest to. Ale powtarzam: jako dzieciak od tej książki zaczynałem, jako czytelnik Musierowicz, i dzięki temu chwytałem pozostałe książki pani Magdy.
W ręce i w lot!
A poza tym, obecni fani znają tylko wersję poprawioną, co może mieć znaczenie.
Sama autorka długo przeze mnie była uważana głównie za starszą siostrę Stanisława Barańczaka (znany poeta)... Teraz czasami myślę, że to pan śp. Stanisław był jej młodszym bratem :-)
Wracając do książki... wolę wersję pierwotną. Ma smaczki z epoki, dziś już niekoniecznie czytelne. Czy to poprawność polityczna zadecydowała o "napisaniu powieści na nowo". Niekoniecznie, choć trochę może. Pierwsze wydanie tak, czy owak, jest jednak dzisiaj nie do zdobycia. Ale są tacy, którzy pamiętają! ;-)
W pierwszej wersji w dniu poturbowania babci w radiu śpiewa "zespół Hagaw z solistą Andrzejem Rosiewiczem", a nie leci "rześki rock". Jeszcze jest podkreślone, iż babcia bardzo lubiła Asocjację Hagaw i solistę Andrzeja Rosiewicza. W związku z tym babcia, jako wielbicielka A. Rosiewicza, "podkręciła radio". Ale tylko to mi się kojarzy od razu ze zmian. Na forach ludzie różne rzeczy piszą. Na przykład o oblewaniu herbatą, zamiast wywalaniu jajecznicy, o "tapirach" (fryzura), które zniknęły. A nawet o morderstwie, którego w poprawionej wersji nie ma (tego akurat nie pamiętam).
Są także (często) opinie i takie, że wersja poprawiona jest słaba, a oryginalna dużo lepsza. Szczerze? Pamięć podpowiada mi to samo.
-----
No i kupiłem na Allegro pierwsze wydanie (6.99 + koszta przesyłki). Jak coś istotnego rzuci mi się w oczy, to napiszę.

Zatwardzali fani "Jeżycjady" krzywią się na tę książkę. Niesłusznie. To był debiut autorki i żadnego cyklu wtedy nie planowała, więc nic dziwnego, że tom ma numer "0". Jako najwcześniejsza książka, w której występują bohaterowie późniejszej "Jeżycjady", bo przecież dwóch, a zwłaszcza syn jednego z nich, pojawia się w życiu Borejków.
Stylistycznie trochę odbiega, ale to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Oj, ludzie. Dziwią mnie jedno i dwugwiazdkowe oceny, podczas gdy ta książka przygody erotyczne Greya przebija zdecydowanie. Po pierwsze, jest fajny pomysł. Po drugie Polka długo się nie daje, choć mafioso podoba się jej od razu. Po trzecie nie sprowadza się tu wszystko do łóżka, choć, nie ma co ukrywać, w ostatecznym rozrachunku tak. Ale dzieje się i poza łóżkiem, nawet sporo!
Ciekawe postaci, które można wydobyć z tła na potrzeby kolejnych fabuł.
Ja przeczytałem bez przykrości. Niektóre "momenty" przerzucałem, bo mam więcej niż szesnaście lat. ;-)
***
Kontynuacje znacznie gorsze...

Oj, ludzie. Dziwią mnie jedno i dwugwiazdkowe oceny, podczas gdy ta książka przygody erotyczne Greya przebija zdecydowanie. Po pierwsze, jest fajny pomysł. Po drugie Polka długo się nie daje, choć mafioso podoba się jej od razu. Po trzecie nie sprowadza się tu wszystko do łóżka, choć, nie ma co ukrywać, w ostatecznym rozrachunku tak. Ale dzieje się i poza łóżkiem, nawet...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Człowiek stary (teraz 93 lata - sierpień 2018), a kryminały pisze takie, że młodsi powinni się uczyć, jak użyć języka (tu brawa dla tłumaczki Moniki Woźniak), jak zawiązać intrygę, jak pokazać życie obok, jak pokazać pewne uwarunkowania w pracy... Znaczy, wszystkiego. :-)
Komisarz Montalbano mieszka i pracuje na Sycylii. Poznajemy tę wyspę nieźle, przynajmniej okolice Viganto (miejscowość fikcyjna). To taka Sycylia prowincjonalna, gdzie wszyscy znają wszystkich. Ci, którzy czytali inne książki Camilieriego, wiedzą, o co chodzi. I oni już są w klanie!
Bo to ten rodzaj pisarstwa, który uzależnia.
Tym razem komisarz najpierw widzi śmierć mewy, potem się miota, a potem mamy gwóźdź programu. Inaczej nie mogę, by nie zdradzić treści, a o to nie trudno, bo kryminał ten, jak zresztą i inne Camilieriego, ma grubość książek Agaty Christie! Ale to nie w grubości wielkość!
A jeszcze jest poczucie humoru. Uwielbiam!

Człowiek stary (teraz 93 lata - sierpień 2018), a kryminały pisze takie, że młodsi powinni się uczyć, jak użyć języka (tu brawa dla tłumaczki Moniki Woźniak), jak zawiązać intrygę, jak pokazać życie obok, jak pokazać pewne uwarunkowania w pracy... Znaczy, wszystkiego. :-)
Komisarz Montalbano mieszka i pracuje na Sycylii. Poznajemy tę wyspę nieźle, przynajmniej okolice...

więcej Pokaż mimo to