rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

W sumie to mam pewien dylemat z ocenieniem tej książki, bo najchętniej dałabym jej jedną gwiazdkę, ale jest ładnie i starannie wydana, więc chyba trzy gwiazdki będa bardziej odpowiednie. Dlaczego tak nisko? Bo dla początkujących amatorów tapicerstwa jest kompletnie nieprzydatna. Więcej zrozumiałam z filmików na YT innych autorów, oglądanych bez komentarza niż z opisów w tej książce. Każdy temat potraktowany po łebkach, praktycznie jeden sposób obszywania mebli i wszechobecna kedra, która może i ładnie wygląda, ale nie każdemu musi się podobać. Opisy chaotyczne, jako osoba, która do maszyny do szycia podchodzi jak pies do jeża liczyłam na coś, co mi rozjasni w głowie, wytłumaczy, jak się do szycia zabrać. Nic z tego, niektóre opisy czytam kilkakrotnie i nadal nie umiem sobie wyobrazić jak się do tego zabrać. Ksiażka mogłaby być uzupełnieniem konta autora na YT, gdyby nie to, ze części tematów tam nie ma wcale, a odnowienie mebli jest pokazane w sposób fragmentaryczny, a nie całościowy. Prawdę mówiąc mam wrażenie, ze książka miała byc reklamą szkoleń, które prowadzi AK Design, ale po zapoznaniu się z nią doszłam do wniosku, ze jeśli tak mają wyglądać niesamowicie drogie szkolenia autora na amatorów, to ja dziękuję. Spróbuję metoda prób i błędów, posiłkując się wiedzą matki będącej z wykształcenia krawcowa i filmami innych tapicerów na YT.

W sumie to mam pewien dylemat z ocenieniem tej książki, bo najchętniej dałabym jej jedną gwiazdkę, ale jest ładnie i starannie wydana, więc chyba trzy gwiazdki będa bardziej odpowiednie. Dlaczego tak nisko? Bo dla początkujących amatorów tapicerstwa jest kompletnie nieprzydatna. Więcej zrozumiałam z filmików na YT innych autorów, oglądanych bez komentarza niż z opisów w tej...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Illuminae. Illuminae Folder_01 Amie Kaufman, Jay Kristoff
Ocena 8,2
Illuminae. Ill... Amie Kaufman, Jay K...

Na półkach: , ,

Kiedy usłyszałam, ze Moondrive robi akcję zbierania pieniędzy na druk książki będącą równocześnie przedpremierową sprzedażą, koncept spodobał mi się na tyle, że sprawdziłam jedynie jaki to gatunek i bez zgłębiana tematu książki dołożyłam swoją cegiełkę. Potem zaciekawiło mnie w jaki sposób książka została napisana i wydana, bo jest to sposób dość... niecodzienny.

Planeta Kerenza zostaje zaatakowana przez wrogą korporację BeiTech. Kady i Ezra, świeżo upieczonym ex, cudem tylko udaje się przeżyć i jako jedno z niedobitków zostają ewakuowani na jeden z trzech statków kosmicznych. Chociaż załoga i uciekinierzy czują na sobie oddech wrogiego, ścigającego ich pancernika Lincoln, pełni nadziei uciekają przez kosmos. Wkrótce jednak sprawy zaczynają się komplikować. Na jednym ze statków zaczyna szaleć nieznany, groźny wirus, a na drugim coś niepokojącego dzieje się ze sztuczną inteligencją. Szanse na uratowanie się zaczynają niepokojąco maleć.

Generalnie książka wymyka się nieco standarowym schematom. Nie chodzi o fabułę. Ona jest ciekawa, choć nie da się ukryć, że książka to typowe YA, napisana całkiem przystępnym językiem i wciągająca, z odrobiną wątku miłosnego w tle. Pełna ludzkich rozterek [i nie tylko ludzkich], porusza dobrze nam znane dylematy dotyczące człowieczeństwa i pytania dotyczące tego czego najbardziej się obawiamy w kwestii sztucznej inteligencji w sposób strawny dla dopiero niecierpliwych nastolatków. Widać w niej inspirację ‘2001: Odyseja kosmiczna’ A.C.Clarke’a. Zresztą, imię HALa, komputera z Discover 1 z tejże książki, przewija się przez powieść, co raczej wyklucza zbieg okoliczności.
Sama konstrukcja książki jest czymś niecodziennym. To zbiór wojskowych raportów, zarejestrowanych rozmów zarówno pomiędzy żołnierzami jak i cywilami, mniej lub bardziej tajnych, oficjalnych i prywatnych maili, raportów i opisów odczytanych z kamer, schematów, rysunków, ilustracji. To nie jest zwykły tekst do którego przywykliśmy. Gdzieś spotkałam się z opinią, że to książka dla ludzi, którym się nie chce myśleć, chcą jak dzieci obejrzeć kilka obrazków i przeczytać parę łatwych zdań, bez nadmiaru opisów. Ja mam trochę mieszane uczucia, bo sposób wydania książki niesamowicie mi się spodobał, chociaż nie mam problemu z czytaniem grubych cegieł, gdzie tekst leje się ciurkiem. Może być ciekawostką dla tradycyjnych czytelników i pomostem dla tych, co dopiero odkrywają powieści.
Trochę a propos samego wydania w postaci fizycznej. Wydawnictwo Moondrive naprawdę się postarało i tak powinny być wydawane wszystkie książki. Nie tylko jedna, która tego wymaga. Dobry papier, twarda, ładna oprawa, przezroczysta miejscami obwoluta z foli, która współgra z okładką tworząc coś niemal trójwymiarowego, duży format i dobry druk. To wszystko wpływa na odbiór książki, pozwala się cieszyć każdym szczegółem w rysunkach i w tekście, nie męczy podczas czytania i zachwyca dbałością o szczegóły. Sama [z braku lepszego słowa] powieść zasługuje na 7/10. Sposób wydania: 10/10. Lepiej mogłoby być tylko, gdyby wydano ją na kredowym papierze w wersji kolorowej, ale z tego co wiem, nawet w wersji oryginalnej tak nie wyglądała ;)

Kiedy usłyszałam, ze Moondrive robi akcję zbierania pieniędzy na druk książki będącą równocześnie przedpremierową sprzedażą, koncept spodobał mi się na tyle, że sprawdziłam jedynie jaki to gatunek i bez zgłębiana tematu książki dołożyłam swoją cegiełkę. Potem zaciekawiło mnie w jaki sposób książka została napisana i wydana, bo jest to sposób dość... niecodzienny.

Planeta...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ponieważ ciężko mi jest znaleźć książki, dla których tłem są wyścigi, nie będące przy okazji biografiami, to na wszelkie takie pozycje rzucam się, jak szczerbaty na suchary. Cóż… Taki los maniaka motoryzacyjnego. Tak samo było z tą powieścią. Zamówiłam pełna nadziei. Otworzyłam pełna radości. I po pierwszym rozdziale już wyłam z rozpaczy. Bo to nie było to.
Rzecz dzieje się na odległej planecie, Castrze, która jest jedną z planet, na które przeprowadziła się ludzkość. Jej sportem narodowym są wyścigi w superszybkich samochodach. Nie tylko te po torach, sponsorowane przez bezduszne korporacje rządzące planetą. Również, a może i przede wszystkim te uliczne, w których udział bierze Phee, córka świetnego, nieżyjącego już, kierowcy wyścigowego. Objawia talent godny ojca i ostatecznie zostaje zwerbowana do zespołu wyścigowego jednej z korporacji. W toku wydarzeń okazuje się, że korporacje są jeszcze gorsze niż początkowo sądziła, jej życie bardziej skomplikowane, a do tego dochodzą rozterki miłosne Phee i dwóch zakochanych w niej chłopakach.
Ciężko mi było przebrnąć przez tę książkę. Po pierwszym rozdziale już wiedziałam, ze autorka o wyścigach nie wie zbyt wiele i nie umie stworzyć tego specyficznego klimatu, który przyciąga do nich fanów motoryzacji. O kwestiach związanych z mechaniką samochodową nawet się nie wypowiadam, bo gryzłam tynk ze ściany, a przecież jestem bardziej typem kierowcy niż mechanika i sama mam braki w wiedzy. Osoby znające się dobrze na temacie będą się chciały powiesić. Opisy wyścigów też nie porywały. Niestety, nawet jeśli wyścigi samochodowe umieścisz w dalekiej przyszłości i na obcej planecie, to za mało, aby prześlizgnąć się nad tematem bez zagłębiania się w niego.
Osobny temat stanowi fabuła książki oraz bohaterowie. Cała książka okazała się tak do bólu przewidywalna i niemal skopiowana z kultowych ‘Igrzysk Śmierci’, że aż momentami to boli. Problem w tym, że bez polotu ‘Igrzysk’. Autorka w większości się skupiła na wątkach romantycznych, zamiast zagłębić w bezduszny świat, w jakim żyje bohaterka. Opis planety i rządzących nią praw jest chaotyczny i rozsiany po całej książce. Niewiele też trzyma nas w napięciu. Same wyścigi to jedno, ale autorka dość szybko odkrywa wszystkie karty rządzące życiem Phee i planetą. Aż się zastanawiam, co autorka chce umieścić w kolejnych tomach, bo na samym wątku romantycznym i lawirowaniu pomiędzy bohaterami z pewnością daleko nie zajedzie.
Poza tym miałam nieodparte wrażenie, ze niektóre postacie lub sytuacje pojawiają się znienacka, ot tak. Bo Autorka potrzebowała zwrotu akcji lub czegoś co podnosi napięcie, więc nagle wpadała na jakiś pomysł i wprowadzała go kompletnie nie zwracając uwagi na to, czy pasuje on do fabuły i ma jakąkolwiek rację bytu, czy nie.
Sama Phee doprowadzała mnie do szewskiej pasji od samego początku. W założeniu miała być buntowniczką z ciężką przeszłością. W praktyce wyszła nic i nikogo nie szanująca kretynka, nie umiejąca przewidzieć konsekwencji własnych czynów i co gorsza: nie umiejąca ich przyjąć na klatę. Przypominała mi Mare Barrow z ‘Czerwonej Królowej’ Victorii Aveyard [w ogóle między tymi książkami jest wiele podobieństw mimo pozornie różnych fabuł; bohaterzy, wydarzenia, konstrukcja książki]. Obie nie mają za grosz instynktu samozachowawczego, lawirują między chłopakami, zakochują się w pół godziny i są tak samo irytujące.
Nieco lepiej jest z postaciami męskimi, których mamy tu całe mrowie [w końcu wyścigi to świat facetów ;)], pewnie dlatego, że są postaciami drugoplanowymi, więc nie musimy wczytywać się w ich rozterki. Są o wiele bardziej… realni od samej Phee. Bardziej sensowni i postępują w sposób dużo bardziej racjonalny dla czytelnika. Łatwiej ich zrozumieć, mimo że to nie oni relacjonują wydarzenia okraszając je swoimi przeżyciami, tylko Phee.
Lubię YA. Naprawdę. Nie uważam też tych książek za tzw. guilty pleasure, bo niektóre z nich potrafią naprawdę przeczołgać człowieka po ziemi, nie gorzej niż książki z założenia dla dorosłych. Jak każdy gatunek ma swoje hity i kity. ‘Wyścig’ zaliczam raczej do tych drugich. Może gdybym była w gimnazjum byłabym zachwycona. Dziś czuję się po prostu rozczarowana. Po dalsze części nie sięgnę. Nie wiem po co.

Ponieważ ciężko mi jest znaleźć książki, dla których tłem są wyścigi, nie będące przy okazji biografiami, to na wszelkie takie pozycje rzucam się, jak szczerbaty na suchary. Cóż… Taki los maniaka motoryzacyjnego. Tak samo było z tą powieścią. Zamówiłam pełna nadziei. Otworzyłam pełna radości. I po pierwszym rozdziale już wyłam z rozpaczy. Bo to nie było to.
Rzecz dzieje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Amber przeszła w swoim życiu wystarczająco. Patologiczny ojciec zmienił w koszmar życie jej, jej brata i matki, zostawiając na jej psychice, trudno gojące się blizny. W rezultacie stroni od ludzkiego dotyku, szczególnie mężczyzn. Jest jednak jeden chłopak, Liam, przyjaciel brata, który od kilku lat zakrada się do niej przez okno i spędza z nią całe noce, będąc najlepszym pocieszycielem na świecie. Ten sam chłopak za dnia staje się niewiarygodnym wręcz palantem, zmieniającym dziewczyny jak rękawiczki.
Jestem tą częścią kobiet, które jako nastolatki wychowywały się w dużej mierze na książkach Krystyny Siesickiej. To jej książki o dorastaniu i nastoletnich miłościach wiodły prym, gdy chciałam przeczytać coś innego niż kryminały i fantastyka. W czasach podstawówkowo-gimnazjalnych, czytywałam również książki z serii 'Nie dla mamy, nie dla taty, a dla każdej małolaty' - lekkie książeczki, które zarówno wtedy, jak i dziś nazywałam Harlequinami dla nastolatek. Siesicka pisała bardzo realistyczne książki, nie unikała trudnych tematów i pokazywała jak bohaterowie walczą tak po ludzku, jak my na co dzień, z problemami, ale robiła to za pomocą lekkiego, wciągającego pióra. Seria 'Nie dla mamy...' bywała czasem lekko naiwna, ale nie przesłodzona i nigdy nie udawała nic więcej niż miała być - czyli romansu dla nastolatek. Całkiem nieźle radziła sobie też z trudnymi tematami, jak śmierć pierwszej miłości. I jedne i drugie książki lubiłam. Często do nich wracałam. Nawet teraz czasami wracam.
Dlaczego je przywołuję? Bo 'Chłopak...' nie zalicza się do żadnej z tych kategorii i rozczarowuje praktycznie na każdym kroku. Autorka w zamierzeniu chciała stworzyć książkę o dorastaniu, nastoletniej miłości i radzeniu sobie z emocjonalnymi problemami za jej pomocą. W rezultacie wyszedł jej przesłodzony gniot, nie mający nic wspólnego z rzeczywistością, za to z dużą dawką erotyzmu. Największą bzdurą tej książki, jest to, jak szesnastolatka radzi sobie z emocjonalnymi bliznami i zwichrowaną po molestowaniu przez ojca w dzieciństwie, psychiką. Nie jestem psychiatrą, ale według mojej wiedzy takie osoby potrzebują zazwyczaj odpowiedniej terapii i dużej ilości czasu, podczas gdy tu Amber, nie zmuszana przez brata [któremu można wybaczyć, bo sam jest niewiele starszy] i matkę [której wybaczyć zaniedbania już nie można] do żadnego leczenia, żyje sobie w swoim kokonie kilka lat, wali po pysku każdego, kto ją dotknie, przy równoczesnej utracie kontaktu z rzeczywistością spowodowanej przez atak paniki, aby potem zakochać się na zabój w dwa dni, a w w kolejny tydzień przejść od 'Nie jestem gotowa' do 'Tak, bierz mnie'. A to tylko jedna z piramidalnych bzdur w tej książce. Kolejne, jak na przykład zachwycone reakcje na ciążę u szesnastolatki, również porażają brakiem realizmu i naiwnością. Pod koniec miałam niemal nadzieję, że któryś z bohaterów zostanie uśmiercony pogrążając z żałobie pozostałych do końca życia. Po prostu mnie mdliło. Wszystko było tak strasznie łatwe. Wszystko zawsze dobrze się kończyło. Napotykane trudności bohaterowie przeskakiwali, tak jakby to była lekka niedogodność zamiast naprawdę poważnego problemu.

Nigdy w życiu nie podsunęłabym tej książki żadnej nastolatce. Moseley wykazuje się totalną ignorancją w dziedzinie psychologii i wyidealizowanym spojrzeniem na rzeczywistość. Bajka jaką funduje nastolatkom, zamiast skłaniać do refleksji, daje fałszywy obraz życia. Myślę, że nie pomylę się, jeśli porównam ją do '50 twarzy Greya'. Nie chodzi o erotyzm, pożądanie i pierwszy raz Liama i Amber, chociaż niektórych rodziców przyprawiłoby to o zawał serca. Jedynie o to, że ich sposób radzenia sobie z problemami, przypomina sposób Any i Greya, co zafałszowuje rzeczywistość i spojrzenie na śwait. O ile od dorosłych czytelników można oczekiwać, że potraktują książkę jak bajkę, o tyle nastolatkom, których psychika wciąż się kształtuje, może ona niemal wyrządzić krzywdę.

[EDIT]
Ps. Osobom, które ta książka rozczarowała swoim poziomem polecam 'Hopeless', 'Losing Hopeless' i 'Szukając Kopciuszka'. Jest w nich wszystko, co w 'Chłopaku...', z tą różnicą, że dużo prawdziwsze, bardziej prawdopodobne i wciągające.

Amber przeszła w swoim życiu wystarczająco. Patologiczny ojciec zmienił w koszmar życie jej, jej brata i matki, zostawiając na jej psychice, trudno gojące się blizny. W rezultacie stroni od ludzkiego dotyku, szczególnie mężczyzn. Jest jednak jeden chłopak, Liam, przyjaciel brata, który od kilku lat zakrada się do niej przez okno i spędza z nią całe noce, będąc najlepszym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

'Czerwona królowa' to kolejna pozycja z gatunku dystopii. Mare Barrow jest szarą, niezauważalną złodziejką-kieszonkowcem, której w dodatku nic się nie chce i olewa swoje obowiązki wobec ledwo wiążącej koniec z końcem rodziny. Należy do Czerwonych, ludu bez talentów, wyzyskiwanego i istniejącego tylko po to, aby służyć Srebrnym - rasie, która poza gromadzeniem bogactw może jeszcze władać różnymi umiejętnościami i naginać do swojej woli żywioły.
Mare czystym przypadkiem trafia na dwór rządzącego oboma rasami Srebrnego Króla, w czym zaczyna widzieć szansę na pomoc uciśnionym Czerwonym oraz rewolucjonistom.
Zacznę od tego, że chyba nie jestem grupą docelową dla tej książki. Chociaż uwielbiam dystopijne klimaty, lubię też sięgać po YA, a 'Igrzyska Śmierci' połknęłam w trybie ekspresowym. Po parunastu pierwszych stronach po prostu widać, że ta książka nie jest uniwersalną powieścią dla młodzieży i dorosłych [jak rzeczone 'Igrzyska' lub 'Niezgodna'], a jedynie książką dla nastolatków, którzy wciąż rozwijają swój czytelniczy gust. Szczerze mówiąc nie rozumiem czemu w książkowej blogosferze ta książka zbierała tak dobre recenzje, przez co sama po nią sięgnęłam. Im dalej się w nią zagłebiałam, tym większe wrażenie miałam, że ta historia jest wręcz infantylna, a bohaterka skrajnie naiwna i nieodpowiedzialna.
Z samej historii dałoby się wycisnąć znacznie więcej, bo świat, który konstruowała autorka, co prawda powielający istniejące już schematy, miał kilka ciekawych założeń. Niestety autorka nie skupiła się na jego rozbudowaniu, szerszym opisaniu i potraktowała go trochę po łebkach. Czytelnik wręcz musi czasem sam sobie 'dopowiedzieć' i 'dowyobrażać', to co autorka powinna była mu opowiedzieć. Brak zagłębienia się w ten temat skutkował u mnie również tym, że przez całą książkę miałam wrażenie, że czytam jakiś fanfick lub wariację na bazie 'Igrzysk Śmierci', co nie wpływało najlepiej na odbiór książki.
W ogóle schematyczność całej tej opowiastki jest jej dużą wadą. Przez sposób budowania [albo jego brak] fabuły i podążania zbyt oczywistymi dla czytelnika ścieżkami, nawet teoretyczne zwroty akcji nie trzymają w napięciu. Widząc jak jest prowadzona powieść, człowiek sam sobie jest w stanie dopowiedzieć resztę. Mniej więcej po stu stronach dośpiewałam sobie dalsza fabułę i nie zdarzyło się nic, dosłownie NIC, co by mnie zaskoczyło. Mało tego. Potrafiłam prześlizgnąć się nad niektórymi fragmentami, przelecieć pobieżnie stronę [lub kilka] i nie tracić nic. Niby w dzisiejszej literaturze popularnej praktycznie wszystkie książki podążają pewnymi utartymi ścieżkami, ale w tych dobrych autorzy umieją wpleść wydarzenia, które nas zaskakują i bez których ciężko nam zrozumieć późniejsze postępowanie bohaterów. Tu nie był niczego nieoczywistego.
Kolejny minus tej książki, to sama Mare. Główna bohaterka przez większość książki wydawała mi się łatwowierną kretynką. Zbyt infantylną, jak na warunki w których dorastała, naiwną, bez instynktu samozachowawczego, leniwą, całe życie liczącą na ratunek z nieba i nie umiejącą zrozumieć najprostszych, wyłożonych jej kawa na ławę, rad. Do tego dochodzą jeszcze jej rozterki miłosne, miotanie się pomiędzy trzema chłopcami i wręcz zbyt łatwe zakochiwanie się, tak jakby wystarczyło pokiwać na nią palcem, żeby rzucić ją na kolana. Wszystko to sprawia, że Mare pakuje się w kłopoty bez jakiejkolwiek trzeźwej oceny sytuacji czy grama refleksji, a potem czeka na cud, który ją z tego uratuje - zazwyczaj w postaci któregoś z jej trzech wybranków. Pozostałe postacie też niespecjalnie się od siebie odróżniają. Wszyscy dobrzy są jednakowo dobrzy. Wszyscy źli są jednakowo źli. Nawet gdy autorka próbowała stworzyć postać niejednoznaczną, która ostatecznie była motorem napędowym zmian lub zwrotów akcji, wychodziło to dość mdławo.

Podsumowując. Książka mnie nie porwała. Dla przeciętnych czternasto-, piętnasto-, szesnastolatków może się okazać całkiem fajnym sposobem na wakacyjną nudę. Czyta się ją szybko i łatwo. Jednak dla bardziej wymagających czytelników [również i pośród młodszego pokolenia] może się okazać rozczarowaniem

'Czerwona królowa' to kolejna pozycja z gatunku dystopii. Mare Barrow jest szarą, niezauważalną złodziejką-kieszonkowcem, której w dodatku nic się nie chce i olewa swoje obowiązki wobec ledwo wiążącej koniec z końcem rodziny. Należy do Czerwonych, ludu bez talentów, wyzyskiwanego i istniejącego tylko po to, aby służyć Srebrnym - rasie, która poza gromadzeniem bogactw może...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Większośc osób twierdzi, ze sięgnęli po tę książkę przez niecodzienną narrację, którą prowadzi Enzo. Pies. Do mnie ten sposób opowieści nie przemawiał, choć ostatecznie urzekł tak bardzo, że czasem roniłam łezkę ze wzruszenia czytając o przywiązaniu Enza i jego staraniach by zaopiekować się jego panem oraz jego rodziną.
Jednak moim powodem, dla którego też książce nie mogłam się oprzeć była postać Denny'ego, ale nie jako ojca walczącego z przeciwnościami losu o córkę, tylko jako kierowcy, który chce chce spełnić swoje marzenia [mam podobne]. To w opisach wyścigów, kierowcy, techniki jazdy i odniesieniach na ich podstawie do wydarzeń w życiu Denny'ego dosłownie się zakochałam.
Fani czterech kółek i szybkiej jazdy - nie bójcie się tej książki tylko dlatego, że jest pełna melancholii, a koncepcja psa jako narratora brzmi bajkowo. Nie zawiedziecie się na tym czego w niej będziecie szukać, a pozostałe rzeczy dodadzą jej tylko uroku.

Większośc osób twierdzi, ze sięgnęli po tę książkę przez niecodzienną narrację, którą prowadzi Enzo. Pies. Do mnie ten sposób opowieści nie przemawiał, choć ostatecznie urzekł tak bardzo, że czasem roniłam łezkę ze wzruszenia czytając o przywiązaniu Enza i jego staraniach by zaopiekować się jego panem oraz jego rodziną.
Jednak moim powodem, dla którego też książce nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mieszkam w Nowej Hucie, wychowałam się tu i kocham tę dzielnicę całym sercem. Nic więc dziwnego, że na książki, których jest ona tłem, albo wręcz jednym z bohaterów, rzucam się jak szczerbaty na suchary. Dokładnie tak samo było z ‘Atlantydą pod Krakowem’, która wpadła mi w oczy na jakimś portalu. Reklama porównująca ją do ‘Kodu Leonarda da Vinci’, jednej z najbardziej wciągających powieści na przestrzeni ostatnich dziesięciu czy piętnastu lat, zachęcała dodatkowo. Sięgnęłam, przeczytałam i… Hmm…
Główny bohater, Daniel, jest wziętym architektem, który wychował się i mieszka w Nowej Hucie oraz stara się zmieniać ją na lepsze. Z jakiegoś powodu, ktoś mianuje go poszukiwaczem skarbów i podrzuca mu liściki i mapę wraz z obietnicą odnalezienia nowohuckich, nikomu nie znanych skarbów. Daniel, zaintrygowany, daje się wciągnąć w tę zabawę, która okazuje się być bardziej niebezpieczna niż początkowo sądził.
Brzmi ciekawie? No jasne. Sama koncepcja nie jest odkryciem roku. To taki trochę Robert Langdon wymieszany z kryminałem i niecodziennym [jak to w wielu książkach bywa] romansem. Stary sprawdzony przepis na dobrą książkę. Osobiście czułam się rozczarowana tym, że książka nie opiera się na Nowej Hucie, którą ja znam i jej tajemniczych schronach, a na historii ziem, gdzie ją wybudowano, z czasów, gdy nikomu jeszcze nie przyszło do głowy, że coś takiego kiedykolwiek tu stanie. Każdy ma jednak swoją wizję, a i wizja autorki, nawiązania do tych wcześniejszych czasów miała w sobie sporo uroku. Pomysł odkrywania skarbów ukrytych gdzieś na terenie NH z całą otoczką towarzyszących temu niebezpieczeństw i przyjemności miał naprawdę duże szanse się sprawdzić.
W czym więc problem? W tym, że książka wydaje mi się pierwszym szkicem, nad którym autor dopiero będzie dokładnie pracował. Wszystko dzieje się tu zbyt szybko w sposób, który bardziej uniemożliwia zatopienie się w lekturze niż do tego zachęca. Śmiem twierdzić, że część ludzi będzie miała wrażenie czytania tej książki po łebkach, szczególnie że autorka upchnęła tu taką ilość wątków, że spokojnie wystarczyłoby ich na stworzenie dzieła grubości poszczególnych książek z serii ‘Millenium’ Larssona [kto miał w rękach, ten wie jakie to cegły]. W rezultacie prawie żadnego z nich nie zgłębia dostatecznie. Masa z nich pojawia się w książce nagle, bez żadnego sensownego powodu, po to aby potem tak samo nagle zniknąć i wypłynąć znów bez ładu i składu. Brakuje w tym wszystkim logiki i płynnych połaczeń. O mniejszych lub większych bzdurkach zahaczających o tematykę, która nie jest konikiem autorki już nie wspominam – widać jak autorka przemyka nad zagadnieniami cichaczem, przechodząc do tematów o niebo lepiej jej znanych [np. architektura].
Do tego do szału doprowadzały mnie postacie. Naprawdę miałam ochotę co jakiś czas kopnąć Daniela w cztery litery, za to że był nieporadny jak dziecko we mgle, niesamowicie naiwny i tak wyrozumiały, że aż zęby bolą. W ogóle bohaterowie w tej książce są bezpłciowi. Nawet zbiry są tu w wersji ugrzecznionej i cenzurowanej. Odrobinę wybijał się ponad to towarzystwo współpracownik Daniela, Oskar, któremu jednak nie poświęcono zbyt wiele miejsca.
Odłożyłam książkę naprawdę mocno rozczarowana i z przeświadczeniem, że ktoś mógłby z niej zrobić o niebo lepszy film. Autorce wyraźnie zabrakło warsztatu zarówno w kwestii dopracowania fabuły, jak i języka, którym pisze. Miałam trochę wrażenie, jakbym czytała moje własne książki z czasów gimnazjalno – licealnych, których nigdy w życiu nie pokazałabym wydawnictwom zdając sobie sprawę, jak wiele mają niedostatków w kwestii fabuły, logiki, języka i całej masy innych rzeczy, które sprawiają, że książka jest czymś więcej niż literami wydrukowanymi na papierze. Niestety, do ‘Kodu’ i poziomu Browna wiele autorce jeszcze brakuje. Chociaż potencjał ma. Bo pomysł na książkę miała naprawdę ciekawy.

PS. Pomysł ze zmianą nazwy 'Nowa Huta' na 'Modra Woda' wyjątkowo chybiony. To wyglądało tak, jakby chciano odebrać NH jej tożsamość i historię, które stworzyły ją taką, jaką wielu z mieszkańców kocha, zamiast wyłuskania tego co najpiękniejsze i najlepsze.

Mieszkam w Nowej Hucie, wychowałam się tu i kocham tę dzielnicę całym sercem. Nic więc dziwnego, że na książki, których jest ona tłem, albo wręcz jednym z bohaterów, rzucam się jak szczerbaty na suchary. Dokładnie tak samo było z ‘Atlantydą pod Krakowem’, która wpadła mi w oczy na jakimś portalu. Reklama porównująca ją do ‘Kodu Leonarda da Vinci’, jednej z najbardziej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Po pierwszej części o Paige dosłownie oszalałam. Czołgałam się po podłodze błagając o więcej i w rezultacie przez półtora roku byłam jak na szpilkach. Kiedy Shannon przełożyła premierę książki parę miesięcy później od planowanego terminu prawie przywdziałam żałobę. Muszę jednak przyznać, że kiedy wreszcie książka trafiła w moje niecierpliwe łapy, to wręcz się przeraziłam, że nie spełni moich oczekiwań.
Ale od początku.
Paige wydostaje się z Szeolu i trafia do ukochanego Londynu. Jednak po tym co przeszła, nie może na nowo odnaleźć się w Siedmiu Tarczach i syndykacie w życiu, które prowadziła wcześniej - szczególnie, że szuka jej cały Sajon. Znając prawdę o Sajonie i Rafaelitach chce zorganizować powstanie, które uwolni świat od kłamstwa i terroru. Nie jest to takie proste, bo to co przeżyła brzmi, jak bajka, a jej mim-lord, Jaxon, wręcz zabrania jej jakichkolwiek działań.

Druga książka zawsze jest dla autora sprawdzianem. Tym większym, im większy sukces osiągnęła pierwsza i im ciekawszy świat wykreował autor. W wypadku Shannon jest to również kontynuacja poprzedniej powieści, więc oczekiwania względem minimum takiego samego poziomu były dość duże. Dosłownie bałam się otworzyć tę książkę i bałam się tego co zastanę w środku. Początkowo czytałam powieść dość... ostrożnie. Wreszcie jednak znowu utopiłam się w tej historii.
Książka jest trochę inna. Mroczny Londyn, syndykat, wojny gangów - to wszystko jest innym światem w porównaniu do Szeolu jaki poznaliśmy w 'Czasie żniw'. W tym swiecie Szeol brzmi niemal jak bajka, mroczny koszmar, który przyśnił się tym, którzy zostali potraktowani fluxem [;)]. Jedno z drugim jednak wcale się nie kłóci, a wspaniale uzupełnia pokazując do czego doprowadziły rządy Refaelitów i niespokromiona żądza Nashiry.
Powieść czyta się dosłownie na jednym wdechu od początku do końca. Mam nadzieję, ze autorka utrzyma ten poziom do końca serii. Jedno mnie jednak martwi. Tempo jej pisania. Wiem, że takie książki, o tak skomplikowanych światach, nie powstają w pięć minut na kolanie. Ale równocześnie boję się, żeby fani 'Czasu Żniw' nie skończyli jak fani 'Gry o tron' drżąc ze strachu, że nigdy nie dowiedzą się jak wygląda koniec serii ;)

Po pierwszej części o Paige dosłownie oszalałam. Czołgałam się po podłodze błagając o więcej i w rezultacie przez półtora roku byłam jak na szpilkach. Kiedy Shannon przełożyła premierę książki parę miesięcy później od planowanego terminu prawie przywdziałam żałobę. Muszę jednak przyznać, że kiedy wreszcie książka trafiła w moje niecierpliwe łapy, to wręcz się przeraziłam,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jeśli liczysz na łatwą, szybką i przyjemną książkę, nie sięgaj po tę powieść. Jednak jeśli szukasz czegoś, co wymaga skupienia, spokoju i nie da się tego czytać 'na kolanie' w autobusie, a do tego lubisz historię - to ta książka okaże się strzałem w dziesiątkę.
Młoda Amerykanka przypadkiem natyka się na dokumenty swojego ojca, które ją zaciekawiają. Prosi go o przybliżenie jej ich. Ojciec, który początkowo opowiada jej znaczenie dokumentów i odnalezionych listów oraz historię pewnej księgi, nagle znika zostawiając jej dalszy ciąg opowieści w formie listu, z którego dowiaduje się wiele o jej ojcu, zmarłej matce i legendzie księcia Draculi.
Książka nie należy do lekkich, łatwych i przyjemnych. Nie chodzi o to, że jest trudna w odbiorze, bo jej język jest współczesny, bardzo przystępny i sprawia, że książkę czyta się bardzo dobrze. Raczej o to, że 95% tej książki to opowieść o poszukiwaniach i badaniach historycznych prowadzonych przez ojca dziewczyny i jego znajomych. Powiedziałabym, że książka jest bogata w fakty historyczne, gdyby nie to, że pewna jestem prawdziwości mniej niż połowy ;) Obojętnie jednak, czy są one prawdziwe, czy nie, to ich mnogość w książce sprawia, że czasem czyta się ją jak książkę naukową. Dla mnie było to czasem trudne, bo wymagało ode mnie większego skupienia, co czasem, gdy szukam odprężenia, bywa dla mnie ciężkie.
Przyznam szczerze, że czasem się odrobinę nudziłam. Brakowało mi prawdziwej akcji, bo ile można czytać o badaniach w bibliotekach. Nie zmienia to faktu, że książka ma klimat, który potrafi wciągnąć i do którego chce się wracać. Tylko nie jest dla każdego i nie na każdy czas.

Jeśli liczysz na łatwą, szybką i przyjemną książkę, nie sięgaj po tę powieść. Jednak jeśli szukasz czegoś, co wymaga skupienia, spokoju i nie da się tego czytać 'na kolanie' w autobusie, a do tego lubisz historię - to ta książka okaże się strzałem w dziesiątkę.
Młoda Amerykanka przypadkiem natyka się na dokumenty swojego ojca, które ją zaciekawiają. Prosi go o przybliżenie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Skąd na moim czytniku znalazła się 'Nieczysta' - nie mam pojęcia. Zwalam to na karb pożyczenia go dobrej znajomej na wyjazd. W każdym razie: jest to dla mnie jedna z tych książek, które czytam czystym przypadkiem, tylko dlatego, że w pociągu skończyłam czytać przeznaczoną na podróż książkę, a do końca trasy jeszcze półtorej godziny. I szczerze mówiąc, myślałam, że po powrocie do domu nie dokończę tej pozycji, zamienię ją na coś innego i zapomnę o książce w ciągu kilku godzin.

Książka zaczyna się dość niewinnie. Wyzwolona seksualnie Elle, która szuka w klubach jednorazowych przygód, spotyka w swoim ulubionym sklepie ze słodyczami mężczyznę. Dana. Pozwala mu zaprosić się na drinka, pozwala zaprosić na obiad, a potem pozwala mu się przelecieć w toalecie. Brzmi prosto i nieskomplikowanie, ale im dalej w las [w tym wypadku: książkę], tym bardziej okazuje się, że to nie jest taka zwykła opowieść o wyuzdaniu i przekraczaniu erotycznych granic. Bo Elle jest zagubiona. Zmaltretowana przez życie, zraniona przez rodzinę, nie umie otworzyć się przed światem i ludźmi, trwa w kokonie najeżonym kolcami. Dopiero od spotkania w sklepie ze słodyczami, coś zaczyna się w niej zmieniać.

Gdyby ktoś mi powiedział, że spodoba mi się erotyk, prawdopodobnie popukałabym się w głowę. Nie przepadam za erotykami. Kojarzą mi się z literaturą niezbyt wysokich lotów, pseudofabułą i niemal identycznymi, nudnymi scenami seksu, postaciami bez charakteru i twarzy. W moim przekonaniu nie jest to łatwy gatunek, bo nie jest łatwo napisać książkę, w opisy seksu nie są powtarzalne, zbyt lakoniczne lub wulgarne, a fabuła nie stanowi jedynie 'zapchaj-dziury', a jest czymś, co dodaje sensu lekturze. Większości książek z tego gatunku, które kiedykolwiek wpadły mi w ręce, zdecydowanie bliżej do 'Grey'a', niż do literatury, która intryguje i wciąga.
Z 'Nieczystą' jest jednak inaczej. Mam wrażenie, że autorka chciała po prostu napisać książkę o kobiecie z problemami, która nie potrafi sama dać sobie rady z rozpaczą, nienawiścią i brakiem akceptacji jej samej przez siebie i innych. Elle jest prawdziwa ze swoimi wewnętrznymi problemami i doświadczeniami. Nie zmienia się ot tak, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, poprzez sam fakt znalezienia faceta, a walczy sama ze sobą, poznaje siebie, przechodzi długą, wyboistą drogę, na której często sama roztrzaskuje sobie tyłek. Sceny erotyczne, których jest tu oczywiście sporo, o dziwo nie dominują książki, a po prostu stanowią dopełnienie i tworzą z resztą świetną całość. Do tego nie są nudne i czyta się je dosłownie z przyjemnością. Czasem łapałam się na tym, że w życiu nie pomyślałabym, że znajdę w jakimkolwiek erotyku tak ładne, napisane ze smakiem i delikatnością sceny - nawet gdy autorka dla pikanterii dodaje kilka niezbyt nadających się do powiedzenia w towarzystwie słów.
Styl i język książki powodują, że czytanie idzie jak po przysłowiowym maśle. Mimo problemów bohaterki, pozostają lekkie, wciągająca i nie zanudzają czytelnika. Nie wznoszą się może na wyżyny literatury, ale też autora nie przynosi sobie nimi wstydu.
Tak naprawdę jedyne, co nie do końca w tej książce do mnie przemawiało to Dan, który bywa zbyt... Idealny. I chociaż sama mam faceta, w wielu kwestiach go przypominającego, to czasem wydawał się być wręcz zbyt cierpliwy i wyrozumiały. Z drugiej jednak strony znam kilka podobnych modeli z krwi i kości, którzy zawsze mnie tym zadziwiali...

Myślę, że fanki erotyków nie będą tą książką rozczarowane. Cała reszta też może znaleźć w tej książce coś, co przyjemnie wypełni jesienny wieczór. Sama, ku własnemu zdziwieniu, połknęłam tę pozycję i nie żałuję. Chociaż na ogół porzucam erotyki najdalej w połowie ;)

Skąd na moim czytniku znalazła się 'Nieczysta' - nie mam pojęcia. Zwalam to na karb pożyczenia go dobrej znajomej na wyjazd. W każdym razie: jest to dla mnie jedna z tych książek, które czytam czystym przypadkiem, tylko dlatego, że w pociągu skończyłam czytać przeznaczoną na podróż książkę, a do końca trasy jeszcze półtorej godziny. I szczerze mówiąc, myślałam, że po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Czaiłam się na tę książkę od jakiegoś czasu, ale jakoś zawsze coś innego było pod ręką. Wreszcie pierwsze dwa tomy tej serii wpadły mi w ręce w Taniej Książce, każda za zawrotną kwotę 6.99 - grzechem byłoby nie kupić. Więc kupiłam ;)

Bohaterką jest Cat - ewenement pośród ludzi, ewenement pośród wampirów. Jest owocem gwałtu wampira na ludzkiej kobiecie i urodziła się jako pół wampir i pół człowiek. Gdy będąc nastolatką dowiaduje się jak została poczęta, w odwecie za cierpienia matki postanawia zabijać wampiry. Podczas jednej z klubowych wypraw, na których wyszukuje swoje ofiary, natyka się na Bonesa - wiekowego wampira - którego nie udaje się jej pokonać, a który namawia ją na współpracę. Cat, niechętna i uprzedzona, zgadza się jednak, trenuje pod okiem Bonesa walkę i wraz z nim rozpracowuje szajkę porywającą młode i ładne dziewczęta. A przy okazji trochę zmienia swoje poglądy na wampirów - i ludzi.

Podczas czytania tej książki miałam 'góry i doliny'. Czasem byłam zachwycona fabułą, a czasem wręcz rozczarowana bohaterką. Sama książka jest napisana łatwo przyswajalnym językiem. Fabuła też jest pełna akcji, więc generalnie czytelnik się nie nudzi. Jednak czasem postać samej Cat nie przypominała dwudziestokilkuletniej kobiety, a nastolatkę - jej reakcje, brak doświadczeń i praktycznie zerowa pewność siebie przypominały mi szare, szkolne myszki. Po skończeniu książki mam jednak nadzieję, ze stanowiło to specjalny wybieg autorki, bo teoretycznie Cat przechodzi dość dużą przemianę, której efekty niestety [albo stety] zaobserwować można sięgając po kolejną część.
Obok walki i mordowania wampirów, w książce jest bardzo wyraźny wątek romansowy. Pocieszające: urozmaica, a nie przesładza książki. Jest bardzo ważny w tej książce, ale nie przysłania reszty fabuły, co zdecydowanie działa na plus.

Książkę polecam, a sama sięgam po kolejną część. To fajna pozycja na jesienne wieczory, chociaż osobiście uważam, ze bardziej przypadnie do gustu kobietom, niż facetom.

Czaiłam się na tę książkę od jakiegoś czasu, ale jakoś zawsze coś innego było pod ręką. Wreszcie pierwsze dwa tomy tej serii wpadły mi w ręce w Taniej Książce, każda za zawrotną kwotę 6.99 - grzechem byłoby nie kupić. Więc kupiłam ;)

Bohaterką jest Cat - ewenement pośród ludzi, ewenement pośród wampirów. Jest owocem gwałtu wampira na ludzkiej kobiecie i urodziła się jako...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

'Akra Dresdena' poznałam dzięki serialowi, który obejrzałam jakiś czas temu. Jakoś nie złożyło się, żebym przeczytała wtedy książkę, choć pamiętam, że próbowałam jej szukać. Może to jednak lepiej, bo dziś, poza postacią samego głównego bohatera, nie pamiętam nic, więc książka jest dla mnie nowością.

'Front burzowy' to pierwsza część serii. Harry Dresden, mag, który jako jedyny ogłasza swoje umiejętności i usługi w książce telefonicznej oraz jest policyjnym konsultantem do spraw nadprzyrodzonych. W czasie jednej z konsultacji zostaje wplątany w dużo poważniejszą sprawę morderstw, dokonanych tak dużą ilością mocy, że nie ma na świecie osoby, która by ją posiadała. Równocześnie musi zająć się jeszcze sprawą opuszczonej przez męża żony, a także rozwikłaniem zagadki nowego, magicznego narkotyku, który zbiera żniwo na ulicach.

Nie ma chyba wielu książek, które łączą w sobie współczesność, fantasy i kryminał. Ja przynajmniej nie trafiam na nie zbyt często lub nie umiem ich wyszukiwać. A szkoda, bo lubię od czasu do czasu taką mieszankę. Chociaż czytałam tę książkę mając ochotę na inny klimat, to i tak ją połknęłam z przyjemnością. To całkiem niezły, trzymający w napięciu kryminał oraz wciągające współczesne fantasy. Ujmująca jest tu postać bohatera, który jest z jednej strony lekko ciapowaty, z drugiej szarmancki i rycerski wobec kobiet i niewiarygodnie uczciwy, co ostatecznie sprawia, że wiecznie jest pod finansową kreską, a dodatkowo ma całkiem dużą moc, wiedzę magiczną oraz umie robić z nich użytek.
Książka jest łatwa w przyswojeniu. Czyta się ja przyjemnie, czasem nieźle absorbuje. Myślę, że jeśli ktoś lubiący taki gatunek sięgnie po nią - nie rozczaruje się.

'Akra Dresdena' poznałam dzięki serialowi, który obejrzałam jakiś czas temu. Jakoś nie złożyło się, żebym przeczytała wtedy książkę, choć pamiętam, że próbowałam jej szukać. Może to jednak lepiej, bo dziś, poza postacią samego głównego bohatera, nie pamiętam nic, więc książka jest dla mnie nowością.

'Front burzowy' to pierwsza część serii. Harry Dresden, mag, który jako...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jakiś czas temu natknęłam się na opinię, że 'Mroczne umysły' powinny spodobać się fanom 'Czasu żniw' S. Shannon. Ponieważ 'Czas żniw' rozłożył mnie na łopatki, to taka opinia o 'Mrocznych umysłach' zaciekawiła mnie. Nie sięgnęłam po książkę od razu. Potrzebowałam trochę czasu przerwy i kilku innych pozycji między oboma książkami. Wreszcie zabrałam się także za 'Mroczne umysły' i chociaż moja opinia jest całkiem pozytywna, to generalnie uważam, że tej książce bliżej do 'Niezgodnej' niż do 'Czasu żniw'.

Stany opanowuje OMNI - choroba atakująca dzieci pomiędzy dziesiątym, a czternastym rokiem życia. Odporny na nią jest niewielki procent dzieci, które - jak się okazuje - zaczynają przejawiać różne, paranormalne zdolności. Przerażony rząd tworzy dla nich ośrodki terapeutyczne, które w praktyce okazują się niemalże obozami koncentracyjnymi, gdzie dzieci, podzielone według rodzajów umiejętności i oznaczone kolorami, są odseparowane od społeczeństwa. Ruby, głównej bohaterce, przypadkiem udaje się uciec z jednego z nich, a podczas swojej ucieczki poznaje małą grupkę dzieciaków, jej podobnych, pośród których znajduje akceptację i przyjaciół. Niestety to dopiero początek i Ruby wraz z przyjaciółmi musi stawić czoła tym, którzy polują na nich by ich zabić i tym którzy chcą ich wykorzystać.

Wspólną częścią dla CŻ i MU jest koncepcja i rodzaj paranormalnych zdolności Paige i Ruby oraz ich strach przed własnymi umiejętnościami. W sumie znalazłabym jeszcze kilka podobieństw, takich jak chociażby segregacja osób posiadających swoje dary, ale mimo wszystko te książki jak dla mnie różnią się diametralnie klimatem. Jak powiedziałam na początku: 'Mrocznym umysłom' bliżej dzięki temu do 'Niezgodnej', chociażby dlatego, że wiek bohaterek i ich rozterki związane zarówno z tym co muszą nosić na swoich barkach, tym co przeżywają jako w pewien sposób wyjęte spod prawa, jak i ze zwykłym dorastaniem, przyjaźniami i pierwszą miłością, są do siebie dużo bardziej podobne. Czy stanowiło to dla mnie wadę? Nie, szczególnie, że tego tak naprawdę się spodziewałam. Ale może z tego powodu książka mnie nie powaliła na kolana. Nie powiem, polubiłam ją. Jest całkiem nieźle napisana, świat który poznajemy oczami Ruby rzeczywisty i całkiem wiarygodny, postacie prawdziwe - a mimo to łatwa w odbiorze i w czytaniu. Myślę, że wiele osób będzie nią naprawdę zachwyconych. Ba! Myślę, że byłabym nią dużo bardziej powalona, gdybym przeczytała ją jako pierwszą, ale teraz, mimo całej sympatii jaką do tej książki poczułam, jest dla mnie trochę... powtórką z tamtego klimatu.

Nie zmienia to jednak faktu, że zdecydowanie ją polecam i nie uważam czasu na nią poświęconego za zmarnowany i właśnie zabieram się za drugą część tej serii.

Jakiś czas temu natknęłam się na opinię, że 'Mroczne umysły' powinny spodobać się fanom 'Czasu żniw' S. Shannon. Ponieważ 'Czas żniw' rozłożył mnie na łopatki, to taka opinia o 'Mrocznych umysłach' zaciekawiła mnie. Nie sięgnęłam po książkę od razu. Potrzebowałam trochę czasu przerwy i kilku innych pozycji między oboma książkami. Wreszcie zabrałam się także za 'Mroczne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jakiś czas temu zaczęłam z nudów oglądać nowy serial 'Outlander'. Po dwóch - trzech odcinkach zorientowałam się, że serial jest tworzony na podstawie książki Diany Gabaldon. Nie za bardzo przepadam za typowymi romansami - zdecydowanie bardziej wolę książki, w których romans jest jednym z dodatkowych wątków, niż te, w których gra on pierwsze skrzypce. Tę przeczytałam, nie zmęczyłam się i uznałam za całkiem niezłą, chociaż mam lekki niedosyt.
Cała książka opiera się na postaci Claire, która za sprawą miniatury Stonehenge, przenosi się do osiemnastowiecznej Szkocji. Początkowo próbuje wrócić do domu, ale przez zbieg różnych wydarzeń zapuszcza korzenie, zdobywa wrogów i przyjaciół, a przede wszystkim miłość pewnego wyjętego spod prawa Szkota, Jamiego. Jednak życie i miłość w Szkocji przygotowującej się do powstania nie jest ani proste, ani bezpieczne.
O ile spodziewałam się tego, że główni bohaterzy będą patrzeć w siebie jak obrazek, walczyć o siebie do utraty tchu i niemalże nie wychodzić z łóżka, o tyle liczyłam, że poza tym znajdę w tej książce jeszcze jakąś magię - szczególnie, że sama idea przeniesienia się do innych czasów za pomocą kamiennego kręgu nasuwa z nią skojarzenia. Niestety tak naprawdę magii w całej książce jest tylko tyle, co na początku. Poza tym w książce nie znajdziemy żadnych niecodziennych stworzeń, niewytłumaczalnych zjawisk itd.. Przyznaję szczerze - mnie tego zabrakło i to jest jedyna rzecz po której czuję niedosyt.
A ta poza tym, to książka okazała się być dokładnie taka, jak myślałam. Fanki romansów będą zachwycone, bo jest tu wszystko czego się w takich książkach szuka. Narracja pierwszoosoba sprawia, że bardzo łatwo jest wczuć się w skórę Claire. Język powieści jest bardzo łatwy i przystępny - nawet postacie z osiemnastowiecznej Szkocji wypowiadają się w sposób praktyczni współczesny. Książkę czyta się szybko, łatwo i bezboleśnie - mnie zajęła jakieś trzy dni, przy czym nie czytałam jej na jednym tchu cały czas. Gdyby tak było pewnie skończyłabym ją w jeden dzień ;)

Wiem, że jest to pierwsza z książek w serii 'Obca', ale nie wiem czy sięgnę po następne. Przypuszczam, że serial mi wystarczy, chyba że zapragnę porównać dalsze losy Claire z serialu z tą z książki. Nie uważam tej książki za jakąś stratę czasu. To po prostu lekka lektura na odprężenie. Miłośniczki romansów będą zachwycone i im polecam tę książkę.

Jakiś czas temu zaczęłam z nudów oglądać nowy serial 'Outlander'. Po dwóch - trzech odcinkach zorientowałam się, że serial jest tworzony na podstawie książki Diany Gabaldon. Nie za bardzo przepadam za typowymi romansami - zdecydowanie bardziej wolę książki, w których romans jest jednym z dodatkowych wątków, niż te, w których gra on pierwsze skrzypce. Tę przeczytałam, nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jestem dzieckiem Nowej Huty i jestem z tego dumna :) Oczywistym było, że kupię tę książkę jeszcze w dniu premiery wiedziona sentymentem do dzielnicy, z której się wywodzę i mieszkam. Szczególnie, że koncepcja Metro 2033 oparta na naszym rodzimym podwórku i NH, która od początku swego istnienia była pewnego rodzaju ewenementem, wydawała się niesamowicie ciekawa. Niestety książka nie okazała się taką, jaką chciałam. Może to moja wina, bo miałam jakieś chore wymagania i wyobrażania względem niej, zamiast dać jej wolne pole do popisu dla mojej wyobraźni. Nie mniej jednak odłożyłam ją czując lekki żal i niedosyt.

Książka opiera się na świecie, w którym po wojnie atomowej na powierzchni ziemi nie pozostaje praktycznie nic. Najpierw bomby, potem promieniowanie i nieprzyjazne środowisko spychają ludzi w NH do systemu schronów, w których żyją jak szczury, walcząc niemal o każdy dzień. Jedną z niewielu rozrywek i chwil oderwania się od ciemnej rzeczywistości, są przedstawienia wystawiane przez pewną trupę aktorów założoną przez byłego bibliotekarza. Trupa ta pada jednak ofiarą spisku rządzących społecznością. Z pośród skazanych tylko dwóm osobom, Marcinowi i Ewie, przybranemu rodzeństwu, udaje się uciec. Trafiają jednak na nieprzyjemną powierzchnię. To jednak najmniejszy z ich kłopotów, bo poza przetrwaniem w nowym, nieznanym i niebezpiecznym środowisku, muszą uciekać przed pościgiem, a jakby tego było mało, od Krakowa nadciąga jeszcze jedno, nieznane niebezpieczeństwo, które grozi nie tylko im, ale wszystkim żyjącym jeszcze ludziom.

Kiedy otworzyłam książkę i przeczytałam pierwszy rozdział poczułam, że to nie jest książka, której się spodziewałam. Nie chodziło o fabułę, ale język i styl autora. No nic nie poradzę na to, że wydaje mi się być na poziomie bardziej nastolatków niż moim. Miałam wrażenie, że jest trochę zbyt... suchy? Poprawny, ale niemal jak szkolne wypracowanie. Brakło mi jakiegoś lepszego namalowania tej popożogowej rzeczywistości. Czegoś co naprawdę działa na wyobraźnię i buduje klimat walący obuchem w łeb i nie pozwalający się pozbierać. Brakło mi prawdziwych emocji zarówno w opisach, jak i w bohaterach, których wraz z ich doświadczeniami i przeżyciami potraktowano trochę zbyt 'po macoszemu'. Niby walczyli, przeżywali, ale za mało w nich było ognia, strachu, nawet obojętności.
Do tego sama Huta, którą znam na wylot i która mogła być niesamowitym tłem, została potraktowana trochę bez należytej uwagi. Mam wrażenie, że tak samo można byłoby opisać każde inne miasto czy dzielnicę, opierając się na zwykłej jego mapie i naprawdę nie trzeba było jej znać. Po osobie, która ponoć twierdziła, że wybrała NH, bo ją zna i jest jej bliska, spodziewałam się jednak trochę więcej.

Podsumowując: Mimo zarzutów jakie mam, książka nie jest zła. Myślę, że jest masa ludzi, którzy ją pokochają, ale ja do nich niestety nie należę. Jej grupą docelową wydaje mi się bardziej gimnazjalno-licealna młodzież niż ja, chociaż książki o takiej tematyce [i nie chodzi tylko NH ;)] trafiają raczej w to, co lubię. Mam jednak wrażenie, że autor miał niesamowity pomysł na książkę, zarówno na fabułę, jak i samo tło, ale mimo jej grubości, po prostu nie udało mu się go wykorzystać. Miałam wrażenie, że spłycił go i wciąż czuję z tego powodu niedosyt.
Chyba właśnie przez to doszłam do wniosku, że autor miał naprawdę

Jestem dzieckiem Nowej Huty i jestem z tego dumna :) Oczywistym było, że kupię tę książkę jeszcze w dniu premiery wiedziona sentymentem do dzielnicy, z której się wywodzę i mieszkam. Szczególnie, że koncepcja Metro 2033 oparta na naszym rodzimym podwórku i NH, która od początku swego istnienia była pewnego rodzaju ewenementem, wydawała się niesamowicie ciekawa. Niestety...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Lata temu, kolega powiedział mi, że 'Władca Pierścienia' jest zbyt ambitną książką jak dla dziewczyny i to w moim wieku [byłam od niego rok młodsza :D]. Porwałam się na tę trylogię, aby udowodnić mu, ze się myli, przeczytałam, ale... zachwycić się nie zachwyciłam. Prawdę mówiąc ostatnią część, to już bardziej zmęczyłam. Dziś, wiele lat później, twierdzę, że nie był to czas na tą książkę i nie chodzi o mój wiek czy płeć, a o to, co zazwyczaj wtedy czytałam, bo gatunkowo WP stanowił perełkę pośród książek, po które sięgałam. Ot, nie czytywałam wtedy fantastyki, głównie kryminały i thrillery, więc nie do końca potrafiłam się w tej książce odnaleźć. W rezultacie przez wiele lat, nawet gdy fantastyka stała się już dla odmiany moim ulubionym gatunkiem, nie sięgnęłam po 'Hobbita' uznając, że skoro WP mi nie leżał, to na bank 'Hobbit' też do gustu mi nie przypadnie.

Nie wiem, co mnie natchnęło w księgarni, ale gdy ostatnio zobaczyłam tę książkę na półce po prostu ją kupiłam. A skoro kupiłam, to przeczytałam. I już po pierwszych dwóch, trzech rozdziałach stwierdziłam, że żałuję, że tyle czekałam.

To, że Tolkien stanowi klasykę sam w sobie wiedzą wszyscy i chociaż, WP nie przypadł mi tyle lat temu do gustu, to potrafiłam to zobaczyć i docenić. Więc w sumie pisanie o książce i autorze, o których już tak wiele napisano jest trudne oraz niejako bezsensowne. Zdecydowanie 'Hobbit' jest lekturą piękną, magiczną i baśniową, co dziś urzekło mnie niesamowicie. Książka jest napisana tak jakby opowiadał nam ją nasz dziadek, prosto, przystępnie, czasem z humorem, ale równocześnie przekazuje wartości i pytania, które są ponadczasowe. Chociaż po powrocie z księgarni żałowałam tego zakupu, będąc przekonaną, ze kupiłam książkę, która będzie na półce jedynie 'wyglądać', bo przeczytam ją raz, dziś wiem, że bezapelacyjnie były to pieniądze bardzo dobrze wydane. Zamknęłam ją zaskoczona, że trafia do kanonu moich ulubionych książek, tych do których będę wracać w trudnych chwilach. Jestem przekonana, że jeszcze nie raz ją przeczytam, bo jej baśniowy charakter sprawił, ze się w niej po prostu zakochałam. Z całego serca i duszy ją polecam wszystkim, którzy lubią fantasy, także tym którzy przygodę z Tolkienem zaczynali od WP i nie polubili sie z nim.. Nie powiem, ze trzeba ją znać, ale na pewno warto spróbować zanurzyć się w ten świat i poznać go.

Powoli myślę nad kupieniem i przeczytaniem znów WP. Może dziś, po tylu latach, jednak polubię tę trylogię?

Lata temu, kolega powiedział mi, że 'Władca Pierścienia' jest zbyt ambitną książką jak dla dziewczyny i to w moim wieku [byłam od niego rok młodsza :D]. Porwałam się na tę trylogię, aby udowodnić mu, ze się myli, przeczytałam, ale... zachwycić się nie zachwyciłam. Prawdę mówiąc ostatnią część, to już bardziej zmęczyłam. Dziś, wiele lat później, twierdzę, że nie był to czas...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Od jakiegoś czasu, czytając opinie, recenzje itd., na temat niektórych filmów i książek, które mnie położyły na łopatki, byłam atakowana informacjami, że dany utwór czerpie z Orwella i jego 'Roku 1984' pełnymi garściami. Trochę zajęło mi dojrzenie do tej książki. Przyznaję się szczerze, że bałam się po nią sięgać, bo ilekroć sięgam po coś tak utytułowanego, z wielkimi nadziejami, po prostu się rozczarowuję. Przełamałam się jednak i ostatecznie nawet sobie tę pozycję sprezentowałam do domowej biblioteczki.

O czym jest ta książka chyba wszyscy wiedzą. Jest tak często wspominana, że przytaczanie jej fabuły nie ma zbytniego sensu, więc skupię się jedyna na moich wrażeniach. A są one... Zaskakującą pozytywne. Otwierałam tę książkę bardziej z obowiązku, aby poznać dzieło, o odwołaniach do którego tak wiele słyszałam, że aż wstyd było go nie znać. Jednak bardzo szybko okazało się, że książka, mimo że nie jest lekturą łatwą, jest jednak niezwykle wciągająca i łatwo przyswajalna. Byłam niesamowicie zdziwiona jak ciekawie została napisana. Tak naprawdę najtrudniejszym do przetrawienia fragmentem był dla mnie... Aneks o nowomowie [czyli coś, co ewentualnie można sobie podarować, chociaż w sumie nie radzę ;)].

Generalnie polecam chociaż spróbować przeczytać tę pozycję. Naprawdę warto.

Od jakiegoś czasu, czytając opinie, recenzje itd., na temat niektórych filmów i książek, które mnie położyły na łopatki, byłam atakowana informacjami, że dany utwór czerpie z Orwella i jego 'Roku 1984' pełnymi garściami. Trochę zajęło mi dojrzenie do tej książki. Przyznaję się szczerze, że bałam się po nią sięgać, bo ilekroć sięgam po coś tak utytułowanego, z wielkimi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przyznaję szczerze, że zanim nie oczarował mnie Benedict Cumberbatch swoją wersją Sherlocka nie ciągnęło mnie do przeczytania książki. Czułam lekkie wyrzuty sumienia ilekroć oglądałam stare filmy z Basilem Rathbonem oraz nowe z Robertem Downey Jr., bo jednak Sherlock klasyką kryminału jest, ale jakoś nie było mi po drodze. Wreszcie jednak wzięłam do ręki 'Przygody...' [oraz kilka innych książek] i zatarłam jedną z plam na moim czytelniczym honorze ;)

'Przygody...' to zbiór opowiadań, więc tworzą je w miarę krótkie historie dokonań Sherlocka z wyraźnie zarysowanymi zagadkami i ich rozwiązaniem. Zabiera to trochę uroku - bo najlepiej jest zagłębiać się w historię i długo w niej trwać - ale i tak dostarcza wiele przyjemności podczas czytania. Pod jednym jednak warunkiem. Że zabierając się za nie, nie mamy w głowie oczekiwań, aby były one jak współczesna, serialowa wersja.
Książka jest bowiem w stu procentach przedstawicielem czasów, w których została stworzona. Mam tu na myśli przede wszystkim język i stosunek postaci do siebie. Choć język jest dzięki tłumaczeniom dość uwspółcześniony, to jednak konstrukcja opowiadań i wypowiedzi postaci wciąż oddaje ducha tamtych czasów. Czyli: wszyscy, nawet wrogowie są wobec siebie dżentelmenami i damami, są grzeczni, kulturalni, wysławiają się w piękny sposób i aż chwilami ma się nadzieję, że ktoś komuś jednak pospolicie przywali ;) Postacie wydają mi się dość podobne do siebie, a sam Sherlock, mimo tego, ze wciąż jest odludkiem i geniuszem, który czasem pochłonięty rozwiązywaniem zagadek i eksperymentami w imię nauki zapomina o tym, że na ludziach niekoniecznie powinno się eksperymentować [zarówno na ich psychice i ciele], bywa osobą mało wyrazistą - wręcz tłem dla swojej dedukcji, zagadek i ich rozwiązań.
Nie powiem, że to czyni książkę złą. Ot, specyfika czasów. Zawsze, gdy sięgam po książki z tamtego okresu, potrzebuję chwili, żeby przestawić się na specyficzny klimat. Potem jednak zagłębiam się w nie i bez dwóch zdań doceniam.Tak jak Sherlocka. Choć po serialu z B. Cumberbatchem w głowie miałam postać zupełnie inną, to i tak książkę oraz oryginalnego Sherlocka polubiłam nie mniej niż nowoczesną wersję i po trzech przeczytanych do dziś książkach [dwa tomy opowiadań i jedna powieść], planuję zakup kolejnych.

'Przygody...' przyswaja się bardzo łatwo i podczas czytania czas mija w tempie ekspresowym. Mimo, że należą do klasyki [od której większość ludzi wręcz stroni], nie są trudne i świetnie nadają się także i dla młodszej młodzieży [szczególnie, ze brutalnych scen i ich opisów, raczej się tu nie znajdzie]. Bardzo szybko człowiek zaczyna sam starać się chodzić drogami umysłu najsłynniejszego detektywa, a to stanowi ciekawą zabawę.

Mimo czasem zbyt lekkiej formuły i zbyt ugrzecznionych stosunków międzyludzkich, zakochałam się także i w oryginalnym Sherlocku. I na pewno znalazł on sobie miejsce na mojej półce.

Przyznaję szczerze, że zanim nie oczarował mnie Benedict Cumberbatch swoją wersją Sherlocka nie ciągnęło mnie do przeczytania książki. Czułam lekkie wyrzuty sumienia ilekroć oglądałam stare filmy z Basilem Rathbonem oraz nowe z Robertem Downey Jr., bo jednak Sherlock klasyką kryminału jest, ale jakoś nie było mi po drodze. Wreszcie jednak wzięłam do ręki 'Przygody...' [oraz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

'Córka wiedźmy' to jedna z takich książek, po których ma się niedosyt i pretensje do autora, że napisał za krótko, a w ogóle mógł przecież bardziej zagłębić się w temat. Sama odłożyłam ją właśnie z takim zalem.
Teoretycznie ta powieść to romans z elementami fantasy. Próżno tu jednak szukać wielkich uniesień ckliwych romantycznych scen. To historia życia Bess - kobiety, która wiedźmą staje się, dzięki zakochanemu w niej czarownikowi Gideonie i splocie wydarzeń, przez które Bess musi ratować swoje życie. Problem w tym, że miłość Gideona nie jest miłością dobrą i Bess przez wieki musi uciekać i kryć się przed nią, raz po raz stając do walki o własną duszę.
Książka to splot wydarzeń teraźniejszych i wspomnień Bess tworzących spójną całość. Czyta się ją szybko i lekko. Za lekko. osobiście uważam, że autorka mogła tę historię zdecydowanie bardziej zgłębić. Sprawić, że byłaby o wiele mroczniejsza i wywracałaby flaki na drugą stronę. Ale autorce zabrakło jakiejś iskry, chęci, pomysłu, do tego i tak jak napisałam na początku - czuje się po niej po prostu niedosyt.
Mimo to polecam. To świetna książka na deszczowe, smętne popołudnie.

'Córka wiedźmy' to jedna z takich książek, po których ma się niedosyt i pretensje do autora, że napisał za krótko, a w ogóle mógł przecież bardziej zagłębić się w temat. Sama odłożyłam ją właśnie z takim zalem.
Teoretycznie ta powieść to romans z elementami fantasy. Próżno tu jednak szukać wielkich uniesień ckliwych romantycznych scen. To historia życia Bess - kobiety,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Powinnam mieć zakaz oceniania Bishop, bo wystarczy mi powiedzieć tytuł, a ja już wiem, że pokocham tę książkę i będę chciała więcej.
I chcę. Za każdym razem.
Meg powoli zaczyna budować swoje nowe życie wśród terra indigena. Jednak oczywistym jest, że wciąż jej, Innym oraz wszystkim, których nazywa przyjaciółmi grozi niebezpieczeństwo, a konflikt między tubylcami ziemi, a ludźmi nabiera na sile. Ktoś próbuje go zaostrzyć. Ktoś stara się wyeliminować Innych i zbuntować ludzi przeciwko nim, a samą Meg wciąż poszukuje Kontroler, dla którego jest zbyt cenna, aby odpuścił. To jednak nie wszystko, bo oprócz tych wielkich, światowych problemów, terra indigena i przyjaźni im ludzie uczą się powoli dogadywać i rozumieć siebie nawzajem - w tym także Meg i Simon, którzy będąc dwoma różnymi gatunkami uczą się, co to znaczy przyjaźń.
Wszystko to składa się na historię pełną napięcia, ciepła i humoru. Bishop znów po mistrzowsku buduje skomplikowany świat i relacje... No, trudno powiedzieć międzyludzkie, bo Inni nie są ludźmi - bardziej pasuje tu słowo 'międzygatunkowe'. Rodzące się w bólach wzajemne zrozumienie i przyjaźnie, a równocześnie przygotowania do wojny, przykuwają do książki pochłaniając bez reszty.
Nie będę się rozwodzić nad tym jak lekki i wciągający styl ma Bishop. Ma i warto pozwolić sobie na zatopienie się w nim. Powiem jednak, że po tej książce, mimo tego jak bardzo mi się podobała, czuła większy niedosyt niż zazwyczaj. Trochę za szybko się skończyła. Trochę brakło mi... w sumie nie umiem sprecyzować czego, ale ostatecznie odłożyłam tę książkę z wielkim westchnieniem. Tak jakbym miała do Bishop pretensje, że urwała w zbyt ciekawym momencie, lub nie rozwinęła pewnych wydarzeń bardziej.
Jednak i tak uważam, ze książka jest świetna i ją polecam. Niecierpliwie czekam na kolejną, zapowiedzianą już przez autorkę część :)

Powinnam mieć zakaz oceniania Bishop, bo wystarczy mi powiedzieć tytuł, a ja już wiem, że pokocham tę książkę i będę chciała więcej.
I chcę. Za każdym razem.
Meg powoli zaczyna budować swoje nowe życie wśród terra indigena. Jednak oczywistym jest, że wciąż jej, Innym oraz wszystkim, których nazywa przyjaciółmi grozi niebezpieczeństwo, a konflikt między tubylcami ziemi, a...

więcej Pokaż mimo to