Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

"Przerwa na pocałunek" to historia, w której na pierwszy plan wysuwa się relacja pomiędzy Tomem i Erin. Początkowo zaczyna się ona od jednego wielkiego nieporozumienia, ale z biegiem czasu zmienia się w coś więcej, gdy tylko zaczynają znacznie dłużej ze sobą przebywać. A przebywać muszą, gdyż Erin zostaje nianią córki Toma.

Ale nie tylko romans jest tu ważny. Zdecydowanie nie. Bo dużą rolę odgrywa tutaj wątek ojca i córki. A niesie on ze sobą mnóstwo sprzecznych emocji, bo nie da się ukryć, że Tom ma początkowo trudności w odnalezieniu się w nowej roli. I muszę przyznać, że z wielkim zainteresowaniem śledziłam jego przemianę z niedojrzałego mężczyzny w odpowiedzialnego ojca. Choć nieraz zasługiwał on na kopa w cztery litery.

Słuchało mi się tej książki z dużą przyjemnością. Chyba nawet większą, niż historię Teddy i Briana. I do końca nie wiem, czy to tylko zasługa bohaterów, czy może samej fabuły, a może połączenia obu tych elementów. Tym bardziej, że nie brakuje tu urocznych momentów, fajnego poczucia humoru i mnóstwa emocji.

Lekka, nieskomplikowana i przewidywalna - tak można by określić tę książkę. I nie ma w tym absolutnie nic złego.

"Przerwa na pocałunek" to historia, w której na pierwszy plan wysuwa się relacja pomiędzy Tomem i Erin. Początkowo zaczyna się ona od jednego wielkiego nieporozumienia, ale z biegiem czasu zmienia się w coś więcej, gdy tylko zaczynają znacznie dłużej ze sobą przebywać. A przebywać muszą, gdyż Erin zostaje nianią córki Toma.

Ale nie tylko romans jest tu ważny. Zdecydowanie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Happy place" to historia o dorastaniu, wybaczaniu i przyjaźni, w której razem z bohaterami przeżywamy ich strach przed zmianami, niezrozumieniem czy utratą relacji z bliskimi osobami. Bardzo realistyczna. I uderzająca w czule struny. A także angażująca. Szczególnie w wątku wieloletniej przyjaźni - jakże to było prawdziwe. Choć nie da się ukryć, że i ten miłosny, pomiędzy Harriet i Wynem, niesie ze sobą wiele emocji. Słodko-gorzkich. Zresztą, jak cała ta historia.

Podobała mi się. Och, jakże mi się podobała. I uderzyła mnie. Nawet bardzo. Może dlatego, że widziałam cząstkę siebie zarówno w Harriet, jak i w Wynie. Rozumiałam ich emocje, podjęte decyzje czy obawy. A ich rozmowy o bólu, popełnionych błędach, strachu, rozczarowaniu czy niezadowoleniu były niemalże boleśnie poruszające. Zresztą cała ta historia lekko łamie serce, gdy obserwujemy, jak wiele rzeczy niszczy się po drodze, jeśli nie mówi się głośno o problemach i własnych uczuciach.

Mam wrażenie, że "Happy place" to najbardziej refleksyjna z książek Emily Henry. Najbardziej złożona, choć jednocześnie bardzo prosta. Ale jest piękna w tej swojej prostocie. I warta poświęcenia jej tych kilku chwil. Zdecydowanie.

To co, teraz nie pozostaje nic innego, jak tylko czekać na "Funny story".

"Happy place" to historia o dorastaniu, wybaczaniu i przyjaźni, w której razem z bohaterami przeżywamy ich strach przed zmianami, niezrozumieniem czy utratą relacji z bliskimi osobami. Bardzo realistyczna. I uderzająca w czule struny. A także angażująca. Szczególnie w wątku wieloletniej przyjaźni - jakże to było prawdziwe. Choć nie da się ukryć, że i ten miłosny, pomiędzy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Ex Hex" to bardzo, ale to bardzo lekki romans, napisany w bardzo prosty, nieskomplikowany i pozbawiony zbędnych wątków sposób. Mamy tu dynamiczną akcję, dużo humoru, fajne emocje, urocze sceny i bohaterów, których da się lubić. Jest śmiesznie, jest lekko absurdalnie, ale nie jest nudno.

Ten jakże lekki romans z czarami w tle z pewnością kupi wszystkich, którzy liczą na fajną zabawę, coś przyjemnego, wciągającego i nieskomplikowanego, na jeden, góra dwa wieczory. Nie jest to może nic, co będzie się wspominać przez lata, ale na pewno poprawi humor na tych kilka chwil.

I zdecydowanie jest to książka dla miłośników romansu, magii i Halloween. Choć dla mnie mogłoby być tego wszystkiego znacznie więcej, bo czuję mały niedosyt. Zarówno w warstwie kreacji bohaterów, jak i fabularnie. Ale może druga część to nadrobi.

Oby!

"Ex Hex" to bardzo, ale to bardzo lekki romans, napisany w bardzo prosty, nieskomplikowany i pozbawiony zbędnych wątków sposób. Mamy tu dynamiczną akcję, dużo humoru, fajne emocje, urocze sceny i bohaterów, których da się lubić. Jest śmiesznie, jest lekko absurdalnie, ale nie jest nudno.

Ten jakże lekki romans z czarami w tle z pewnością kupi wszystkich, którzy liczą na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Tylko z tobą" to nasze drugie spotkanie z uczniami Dunbridge Academy. Tym razem przeżywamy wspólnie historię Victorii i Charles'a - dwójki przyjaciół, którzy uciekają przed łączącym ich uczuciem, ale i również przed tym, co nieuniknione.

Tak, w tej części mamy motyw od przyjaciół do zakochanych. I jest on cholernie dobrze napisany, bo dzięki podwójnej perspektywie dowiadujemy się, jak to wszystko wygląda zarówno z jednej, jak i z drugiej strony. A nie jest łatwo. Oj nie jest. A gdy dodamy do tego jeszcze te wszystkie emocje wyrażane przez naszych bohaterów, to otrzymujemy historię, która wzrusza, porusza i...czasem wkurza.

Sarah Sprinz w tej części na jeden z pierwszych planów wysuwa motyw toksycznej relacji. I trzeba przyznać, że nie zawodzi w oddaniu jego ważności. Za to wielki plus.

A co dodaje uroku tej historii? Spektakl Romea i Julii, który będąc w tle sprawia, że jest tu i uroczo, i słodko, i wesoło. A gdy dodamy do tego jeszcze ten taniec Victorii i Charles'a wokół tego niewypowiedzianego głośno uczucia, które ich łączy, to dostajemy jeszcze więcej emocji przeróżnej maści. I niespodziewanych zwrotów akcji. I popełnionych błędów. I komplikacji.

"Tylko z tobą" to powieść dla młodych dorosłych, która tylko na pierwszy rzut oka może wydawać się lekką historią o szkolnym życiu i pierwszych uczuciach. Cóż...tak jest, ale jednocześnie ma ona wplecione w fabułę bardzo ważne tematy, które sprawiają tylko, że cała ta historia wciąga jeszcze bardziej. Bo choć jest o uczuciach, to jednak bardzo dojrzałe do nich podchodzi. I ja to sobie bardzo cenię. I cóż...czekam na trzeci tom.

"Tylko z tobą" to nasze drugie spotkanie z uczniami Dunbridge Academy. Tym razem przeżywamy wspólnie historię Victorii i Charles'a - dwójki przyjaciół, którzy uciekają przed łączącym ich uczuciem, ale i również przed tym, co nieuniknione.

Tak, w tej części mamy motyw od przyjaciół do zakochanych. I jest on cholernie dobrze napisany, bo dzięki podwójnej perspektywie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Fangirl. Powieść graficzna. Tom 1 Sam Maggs, Gabi Nam, Rainbow Rowell
Ocena 7,4
Fangirl. Powie... Sam Maggs, Gabi Nam...

Na półkach:

"Fangirl" poznałam w 2015 roku. I od tamtej pory jestem wielką fanką tej historii. I nawet nie wiecie, jak wielka zazdrość mnie zżerała, gdy ujrzałam, że za granicą dostaną ją jako mangę. Tym bardziej, że nie wierzyłam, że ktokolwiek ją u nas wyda. Po tylu latach od ukazania się książki. No i jaka była moja radość, gdy okazało się, że jednak ktoś taki się znalazł.

Cath kocha serie książek o Simonie Snow. Jest autorką fanfików o jej bohaterach. I razem (choć tak naprawdę oddzielnie) z siostrą bliźniaczką rozpoczyna studia. To tak w dużym skrócie. Aha, Cath jest introwertyczką, więc studia już pierwszego dnia stają się dla niej wyzwaniem. Szczególnie, gdy poznaje swoją współlokatorkę, Reagan, i jej przyjaciela, Levi'ego.

Lubię tę historię. Nawet po tylu latach uważam ją za jedną z tych fajniejszych młodzieżówek. I cieszę się, że jednak dostaliśmy okazję poznać się z nią w nieco innej wersji. I absolutnie niczego nie tracimy. No i oczywiście przyjemnie patrzy się na te wszystkie rysunki.

Jeśli jeszcze nie znacie historii Cath, to niezależnie od tego, czy sięgniecie po książkę czy powieść graficzną to będziecie się dobrze bawić. Jestem o tym przekonana.

A ja już czekam na drugi tom. I oczywiście na kolejne, bo w sumie będą aż 4.

"Fangirl" poznałam w 2015 roku. I od tamtej pory jestem wielką fanką tej historii. I nawet nie wiecie, jak wielka zazdrość mnie zżerała, gdy ujrzałam, że za granicą dostaną ją jako mangę. Tym bardziej, że nie wierzyłam, że ktokolwiek ją u nas wyda. Po tylu latach od ukazania się książki. No i jaka była moja radość, gdy okazało się, że jednak ktoś taki się znalazł.

Cath...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Kierunek miłość" to przecudowna, ciepła, otulająca świąteczna historia o tym, jak jedna burza śnieżna może być szansą na przewartościowanie życia, a już na pewno jednej znajomości.

Molly i Andrew to para przyjaciół z 10-letnim doświadczenim, których tradycją jest wspólny lot z Chicago do domu, w Irlandii, na Święta Bożego Narodzenia. Podczas tych lotów mają szansę na rozmowy o minionym roku. Ale ten dziesiąty lot zostaje odwołany z powodu burzy śnieżnej. Molly mimo, że nie jest fanką Świąt, za wszelką cenę chce, by Andrew, dla którego tych kilka dni to najważniejszy okres w całym roku, dotarł do domu, i zrobi wszystko, by tak się właśnie stało.

Czytam bardzo mało świątecznych historii. Jeśli zdarzy się jedna, dwie do roku, to to jest i tak dobry wynik. Ale gdybym dostawała więcej takich tytułów, jak ten od Walsh, to z pewnością byłoby ich więcej na moim koncie. Bo tu Święta są naprawdę na pierwszym miejscu. I czuć tę ich magię. I ona nigdzie nie znika.

Mamy tu mnóstwo dobrego humoru, wielką dawkę emocji, postaci, których nie da się nie lubić oraz motyw "od przyjaciół do zakochanych". I to właśnie dobre wykorzystanie tego motywu dodaje tej historii tego czegoś. Bo dzięki wplataniu wspomnień z 10-letniej znajomości Molly i Andrew, przy okazji ich wspólnych lotów, widzimy, jak ta ich relacja się rozwijała i zmieniała. A gdy pojawiły się już uczucia...cóż...nie da się tej dwójce nie kibicować.

A poza tym wielbię książki, w których bohaterowie naprawdę ze sobą rozmawiają i dzielą się swoimi uczuciami.

Co tu dużo mówić. Jestem zakochana w tej historii, bo to jest jedna z tych, która urzeka już od samego początku i trzyma w tym aż do samego końca. A nawet i później, bo już wiem, że będę ją przekazywać dalej. Ja nie mam do czego się tu przyczepić. Absolutnie do niczego.

"Kierunek miłość" to idealny świąteczny romans w starym, dobrym stylu.

"Kierunek miłość" to przecudowna, ciepła, otulająca świąteczna historia o tym, jak jedna burza śnieżna może być szansą na przewartościowanie życia, a już na pewno jednej znajomości.

Molly i Andrew to para przyjaciół z 10-letnim doświadczenim, których tradycją jest wspólny lot z Chicago do domu, w Irlandii, na Święta Bożego Narodzenia. Podczas tych lotów mają szansę na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wprost przepadam za takimi młodzieżówkami. Nie dość, że cholernie wartościowa to dodatkowo zabawna, poruszająca i prawdziwa. I przepełniona emocjami. A dodatkowo nie brakuje tu uroczego psiaka, śniegu i magii Świąt. A także dwóch dziewczyn, które próbują zrozumieć same siebie, jak i to kim chcą być.

Nie zawsze jest to lekka i przyjemna młodzieżówka. Oj nie. Chwilami porusza naprawdę trudne tematy, począwszy od złamanego serca, przez trudne relacje rodzinne, po traumy z poprzednich związków. Ale to jak zostały one przedstawione i rozegrane wręcz chwyta za serce. Ja jestem na tak. Jeśli chodzi o tak rozpisaną fabułę i kreację bohaterek, to ja zawsze jestem na tak.

"Kamień z serca" to ważny głos w literaturze młodzieżowej. I mam nadzieję, że Arlow jeszcze nie raz dostarczy nam tak wartościową treść i świetną chemię pomiędzy głównymi bohaterkami.

Wprost przepadam za takimi młodzieżówkami. Nie dość, że cholernie wartościowa to dodatkowo zabawna, poruszająca i prawdziwa. I przepełniona emocjami. A dodatkowo nie brakuje tu uroczego psiaka, śniegu i magii Świąt. A także dwóch dziewczyn, które próbują zrozumieć same siebie, jak i to kim chcą być.

Nie zawsze jest to lekka i przyjemna młodzieżówka. Oj nie. Chwilami...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W "To, co skrywamy przed światem" powracamy do Knockemout, które po raz kolejny będzie świadkiem historii miłosnej pełnej zgrzytów, przekomarzania się i gorących scen. Ale to nie wszystko. Bo nie zabraknie w niej wątków rodzinnych (niektóre sceny wręcz chwytają za serce), radzenia sobie po traumatycznych wydarzeniach (mamy tu dwójkę bardzo poranionych życiowo ludzi) czy chociażby zagadki kryminalnej (towarzyszenie bohaterom w próbach jej rozwiązania daje mnóstwo frajdy ). A połączenie tego wszystkiego wyszło autorce wybornie.

"To, co skrywamy przez światem" to kolejny (od Score) idealny przykład małomiasteczkowego romansu z delikatną (albo może i mocniejszą) nutą czyhającego za rogiem niebezpieczeństwa. A gdy do tego dodamy klimat powoli budzącego się uczucia pomiędzy dwoma osobami, które wyjątkowo mocno starają się zbytnio do siebie nie zbliżyć, a dodatkowo mają swoje własne tajemnice, to dostajemy mnóstwo emocji, rosnącego napięcia i oczekiwania na moment aż oboje pękną. I wszystko to daje nam historię, od której nie da (i nie chce) się oderwać.

Widzę komentarze, że nie trzeba znać pierwszego tomu, by czytać ten, ale zdecydowanie popsujecie sobie zabawę nie znając początków tej historii. Zatem zanim sięgnięcie po ten tom, chwyćcie po pierwszy. Bo po prostu zbyt dużo dobrego was ominie.

A gdy pomyślę sobie, co będzie się działo w trzecim tomie, gdzie poznamy historię Luciana i Sloane – o boziuniu, dajcie mi to już!

W "To, co skrywamy przed światem" powracamy do Knockemout, które po raz kolejny będzie świadkiem historii miłosnej pełnej zgrzytów, przekomarzania się i gorących scen. Ale to nie wszystko. Bo nie zabraknie w niej wątków rodzinnych (niektóre sceny wręcz chwytają za serce), radzenia sobie po traumatycznych wydarzeniach (mamy tu dwójkę bardzo poranionych życiowo ludzi) czy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lubię silne postaci kobiece. Takie, które wiedzą, czego chcą i nie boją się po to sięgać. I taka właśnie jest Audrey Rose. A Thomas? Cóż...ani trochę się nie dziwię tym wszystkim zauroczeniom. Ale wiecie co jest najlepsze w tej dwójce, a właściwie w ich relacji? A no to, że ich wątek romantyczny jest tak bardzo subtelny, ale jednocześnie powoduje motyle w brzuchu. I te ich przekomarzania. O tym też nie można zapominać.

A co z wątkiem kryminalnym? Cóż...jest mroczne, niepokojąco, zagadkowo, intrygująco i emocjonująco. Zatem ciężko nie dać się wciągnąć w ten wir wydarzeń. Szczególnie, że i zwrotów akcji również tu nie brakuje.

Bałam się, że ta historia nie przypadnie mi do gustu. Zabierałam się do niej wiele razy, ale widocznie wcześniej to był zły czas. Teraz wychodzi na to, że trafił się idealny, bo gdy już wsiąkłam w fabułę, to nie mogłam się oderwać. I nic, że wytypowałam Rozpruwacza w połowie (albo i wcześniej), gdyż ani na chwilę nie straciłam radości z czytania.

No i z pewnością od razu sięgam po drugi tom.

Lubię silne postaci kobiece. Takie, które wiedzą, czego chcą i nie boją się po to sięgać. I taka właśnie jest Audrey Rose. A Thomas? Cóż...ani trochę się nie dziwię tym wszystkim zauroczeniom. Ale wiecie co jest najlepsze w tej dwójce, a właściwie w ich relacji? A no to, że ich wątek romantyczny jest tak bardzo subtelny, ale jednocześnie powoduje motyle w brzuchu. I te ich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W Tatrach rozszalał się halny. Na podwórzu Chaty pod Wierchami narobił bałaganu, tak że przy rozwalonych śmietnikach pojawił się niedźwiedź. Ale najgorsze, że ze zniszczonej zagrody zniknął osioł razem z alpaką i kucem. Zatem Gambit z przyjaciółmi wyruszają w góry odnaleźć zaginionych przyjaciół, którym może grozić poważne niebezpieczeństwo.

"Na tropie szajki kopytnych" to kolejne wartościowe spotkanie z przesympatycznymi i zabawnymi zwierzakami, które za sprawą swoich przygód przekazują wszystkim mądre rady dotyczące gór (bardzo przydatne, i to nie tylko dla dzieci), przyjaźni i chęci niesienia pomocy. A wszystko to jak zwykle przyprószone dużą kupą (mrugnięcie okiem) humoru. Tak, kupą (i tutaj znowu się śmieję). Ale wiecie co, to już musicie przeczytać i zrozumieć sami.

To już moje czwarte spotkanie ze zwierzakami z Chaty pod Wierchami i muszę przyznać, że nie mogłam odmówić sobie włączenia synchrobooka, bo te wszystkie dźwięki i odgłosy, i to jak wszyscy lektorzy bawią się słowem i głosem, jest niezwykłe i sprawia uszom wielką przyjemność. Za każdym razem. Zatem tak, po raz kolejny stwierdzam, że to słuchowisko to coś genialnego.

I bardzo mnie cieszy, że to nie koniec.

Macie dzieci czy nie macie – nieważne - włączcie sobie tego synchrobooka, bo to dwie godzinny pełne śmiechu i radości

W Tatrach rozszalał się halny. Na podwórzu Chaty pod Wierchami narobił bałaganu, tak że przy rozwalonych śmietnikach pojawił się niedźwiedź. Ale najgorsze, że ze zniszczonej zagrody zniknął osioł razem z alpaką i kucem. Zatem Gambit z przyjaciółmi wyruszają w góry odnaleźć zaginionych przyjaciół, którym może grozić poważne niebezpieczeństwo.

"Na tropie szajki kopytnych" to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mały chłopiec buszujący po strychu babci. Niebieski zeszyt pełen magii, który spełnia życzenia. I przygoda, która zmieni życie kilku osób.

"Antykwariat dobrych życzeń" to cudowna, pełna magii i urokliwa historia chłopca, który uczy się, że pomoc drugiemu człowiekowi, a także przekładanie swojego dobra nad dobro innych ma wielką moc.

Ta krótka historia zawiera w sobie mnóstwo pozytywnych emocji i pokazuje, jak ważna jest przyjaźń, myślenie o innych i czynienie dobra. Bo czasem tak niewiele potrzeba, by zrobić wiele. I o tym powinnyśmy zawsze pamiętać.

"Antykwariat dobrych życzeń" uczy wrażliwości i empatii, pokazuje, jak ważna jest przyjaźń i dobre serce, neguje zobojętnienie i bycie niemiłym dla innych, a także rozwija wyobraźnię tą swoją szczyptą magii. Krótka, bo krótka, ale za to pełna mądrości, dzięki czemu otwiera drogę do wielu ważnych rozmów z dziećmi. Warta poznania!

Książka dostępna już na Legimi, również jako synchrobook, który ogromnie polecam.

Mały chłopiec buszujący po strychu babci. Niebieski zeszyt pełen magii, który spełnia życzenia. I przygoda, która zmieni życie kilku osób.

"Antykwariat dobrych życzeń" to cudowna, pełna magii i urokliwa historia chłopca, który uczy się, że pomoc drugiemu człowiekowi, a także przekładanie swojego dobra nad dobro innych ma wielką moc.

Ta krótka historia zawiera w sobie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kocham to!

Kocham to!

Pokaż mimo to


Na półkach:

Jedna z najfajniejszych książek tego roku. 🧡

Jedna z najfajniejszych książek tego roku. 🧡

Pokaż mimo to


Na półkach:

Teddy MacLahlan po śmierci ojca przejmuje kierowanie drużyną futbolową, zostając właścicielką Titansów. Nie podoba się to ani zespołowi ani jego głównemu rozgrywającemu, Brian'owi, który uważa, że męski świat futbolu nie jest dla kobiet. Choć dziewczynie od samego początku rzucane są kłody pod nogi, to jednak się nie poddaje i walczy o dobro drużyny. 🏈

"Miłosna zagrywka" to książka, w której na pierwszy plan wysuwa się relacja między dwójką głównych bohaterów, czyli Teddy i Brian’em. Relacja, która początkowa zaczyna się od wielkiej niechęci z powodu różnych wizji współpracy na tle zawodowym, ale z biegiem czasu zaczyna się zmieniać w coś więcej. Ale nie tylko romans jest tu ważny. Oj nie. A to dlatego, że nie brakuje tu wątku trudnego dzieciństwa i młodości, błędów przeszłości, niepokoju, braku samoakceptacji i odkrywania samego siebie. 😌

"Miłosną zagrywkę" czytało, i słuchało, mi się z przyjemnością, bo ta historia ma mnóstwo uroku, poczucia humoru, zaskoczeń, smutnych momentów, nieporozumień i namiętności oraz dwójkę głównych bohaterów, którzy najpierw drą pomiędzy sobą koty, a potem przechodzą niemałą przemianę. I właśnie te zmiany w zachowaniu Teddy i Briana, a także to rodzące się pomiędzy nimi uczucie, bardzo fajnie się obserwowało. Zatem tak, mnie się podobało. 🤗

Może i fabuła tej powieści jest przewidywalna, ale jeśli macie ochotę na coś lekkiego, z fajną dawką humoru, burzą przeróżnych emocji i bohaterami, których nie da się nie lubić, choć czasem wkurzają, to sięgnijcie po książkę Anderson. Jest duża szansa, że znajdziecie w niej coś dla siebie. 😏

Ebook i audiobook znajdziecie na Legimi.

Teddy MacLahlan po śmierci ojca przejmuje kierowanie drużyną futbolową, zostając właścicielką Titansów. Nie podoba się to ani zespołowi ani jego głównemu rozgrywającemu, Brian'owi, który uważa, że męski świat futbolu nie jest dla kobiet. Choć dziewczynie od samego początku rzucane są kłody pod nogi, to jednak się nie poddaje i walczy o dobro drużyny. 🏈

"Miłosna zagrywka"...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zwariowany zwierzyniec z Chaty pod Wierchami zaprasza jeszcze raz w swoje jakże ciepłe, pełne miłości, przyjaźni, zabaw i śmiechu progi. A wszystko zaczyna się zaraz po zakończeniu pierwszego tomu i, o mamo, jakie to jest super!

Wiosną dzieje się mnóstwo rzeczy. Nie inaczej jest w Chacie pod Wierchami. A to szczeniaki rozrabiają co nie miara, papuga traci zmysły i wychodzą z tego niezłe jaja, Scul przeczuwa aferę wiec buzia mu się nie zamyka, a Gambit? Cóż nasz owczarek niemiecki musi to wszystko ogarnąć, więc nie ma ani czasu na nudę ani na odpoczynek. Tylko, jak ogarnąć całe to towarzystwo?! Ach, dzieje się tu, oj dzieje.

"Wiosenny galimatias" to kolejna dawka radości, małej tajemnicy, niesamowitych przygód i, co najważniejsze, lekcji o górach, ale także o ludziach. Jest i wesoło, jest i smutno, ale i pouczająco w totalnie pozytywny sposób. No i ten komizm językowy i sytuacyjny – nie sądzę by była jedna osoba, która choć raz by się nie uśmiechnęła czytając lub słuchając tej historii.

Fajna to historia dla małych i dużych z pięknymi ilustracjami, świetnymi dialogami i mnóstwem humoru. No i musicie wiedzieć, że słuchowisko to absolutny strzał w dziesiątkę. Te dźwięki, te odgłosy, ta muzyka i głosy lektorów – genialnie się tego wszystkiego słucha.

Nie wahajcie się tylko czytajcie i/lub słuchajcie. Nie będziecie żałować ani chwili spędzonej z całym tym naszym małym zwierzyńcem.

Ebook i audiobook drugiej części POPR-ańców znajdziecie już na Legimi.

Zwariowany zwierzyniec z Chaty pod Wierchami zaprasza jeszcze raz w swoje jakże ciepłe, pełne miłości, przyjaźni, zabaw i śmiechu progi. A wszystko zaczyna się zaraz po zakończeniu pierwszego tomu i, o mamo, jakie to jest super!

Wiosną dzieje się mnóstwo rzeczy. Nie inaczej jest w Chacie pod Wierchami. A to szczeniaki rozrabiają co nie miara, papuga traci zmysły i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jack Tamerlaine po dziesięciu latach nieobecności wraca do swojego rodzinnego domu, by pomóc w odnalezieniu porwanych dziewczynek, a my fragment po fragmencie, rozdział po rozdziale, zatapiamy się w melancholijny świat pełen magii i liryczności, by poznać tajemnice ukrytej za mgłą wyspy.

"Rzeka zaklęta" to utrzymana w iście poetyckim klimacie opowieść o dwóch zwaśnionych klanach, pełna intryg i sekretów odkrywanych w towarzystwie duchów przy akompaniamencie muzyki, łącząca ze sobą elementy fantastyki i thrillera, która jest w stanie oczarować od pierwszych stron. A wszystko to przysnute zgoła mglistą atmosferą przywołującą na myśl szkockie wzgórza i wyspy. Jest klimat. Nie ma tej książce tego odmówić.

Dużym plusem tej opowieści są jej bohaterowie. Mamy tu barda wracającego do domu i poznającego swoją przeszłość, dziedziczkę ratującą swój lud, pracoholika w postaci strażnika głęboko skrywającego swoje emocje i jego partnerkę, która kocha, ale nie wiem czy jest kochana, matkę ukrywającą tajemnice dawnych lat i siostrę pragnącą miłości brata. I choć, co prawda, wątek miłosny Jacka i Adairy nie do końca mnie przekonał, bo niby od wrogów do kochanków, ale jednak jakoś tak szybko i bez chemii, to już wątek Torina i Sidry ruszył moje serducho, bo został naprawdę ciekawie i wzruszająco poprowadzony. A wszystko poprzeplatane z próbami rozwiązania zagadek znikających dziewczynek na wyspie.

Akcja "Rzeki Zaklętej" nie gna na łeb na szyję. Tu zdecydowanie mamy do czynienia z powolnym wprowadzaniem czytelnika w wykreowany świat. Co prawda, w dalszych częściach tej opowieści trochę się to zmienia, gdy odkrywamy przeróżne tajemnice, dzięki którym dostajemy zwroty akcji, ale jednak nadal nie dzieje się tu aż tak dużo i szybko. Ale to nieśpieszne tempo tu pasuje. Mnie osobiście brakowało w fabule napięcia, które powodowałoby szybsze bicie serca, ale po prostu taka jest to książka, nie o to w niej chodzi. I dobrze.

Zatem, jeśli liczycie na dynamiczną historię, której strony będziecie przewracać w zawrotnym tempie, to musicie skierować swoją uwagę na inny tytuł. Ale jeśli pragniecie mistyczności, lekkiej patetyczności i tajemniczości to Rzeka Zaklęta jest dla Was.

A ja już czekam na drugi tom.

Jack Tamerlaine po dziesięciu latach nieobecności wraca do swojego rodzinnego domu, by pomóc w odnalezieniu porwanych dziewczynek, a my fragment po fragmencie, rozdział po rozdziale, zatapiamy się w melancholijny świat pełen magii i liryczności, by poznać tajemnice ukrytej za mgłą wyspy.

"Rzeka zaklęta" to utrzymana w iście poetyckim klimacie opowieść o dwóch zwaśnionych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Colleen Hoover po tak ogromnej dawce emocji (w dużej mierze bardzo niełatwych i ciężkich) w kontynuacji przygód Lily i Atlasa postawiła na zdrowienie, czułość i miłość. Co prawda pojawiał się tu Ryle, więc nie brakowało trudnych momentów, ale nie były one aż tak bardzo przytłaczające i bolesne, jak wcześniej. Tu znacznie większy nacisk został nałożony na relację Lily i Atlasa – na ich przeszłość, ich miłość, ich odnalezienie się po latach i próby zrozumienia samych siebie oraz sytuacji, w której oboje się znaleźli. Obserwowanie ich na nowo rozwijającej się więzi było cudownym wytchnieniem pełnym ciepła i wzruszeń. A rozdziały z perspektywy Atlasa sprawiały ogromną radość, bo pozwalały lepiej go poznać, zrozumieć i zakochać się w nim jeszcze bardziej. A Lily? Och, gdyby tylko tak można było ją przytulić.

Jeśli od dawna pragnęliście zobaczyć, jak potoczyły się losy Lily i Atlasa po ich ostatnim spotkaniu, to z całą pewnością będziecie z takiego rozwiązania zadowoleni. Nie chcę zdradzać zbyt wiele, ale ja po przeczytaniu ostatniego słowa czuję się uleczona w całości. W końcu nie boli mnie nic na myśl o tej historii. I czuję niesamowitą ulgę, bo nie ma już we mnie ani jednej negatywnej emocji. Nic. Tylko miłość. Do tej historii. Do Lily i Atlasa. Do Colleen. Do książek.

Cieszę się, że Hoover postanowiła jeszcze raz powrócić do tej historii. Cieszę się, bo dzięki temu w końcu dostaliśmy szansę by móc zamknąć te drzwi bez złości, bez bólu, bez poczucia niezadowolenia, czego większość z nas przecież potrzebowała. No i mamy to. Idealnie dopełnienie. I tak to już zostawmy.

Colleen Hoover po tak ogromnej dawce emocji (w dużej mierze bardzo niełatwych i ciężkich) w kontynuacji przygód Lily i Atlasa postawiła na zdrowienie, czułość i miłość. Co prawda pojawiał się tu Ryle, więc nie brakowało trudnych momentów, ale nie były one aż tak bardzo przytłaczające i bolesne, jak wcześniej. Tu znacznie większy nacisk został nałożony na relację Lily i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

KZZK to trzeci tom serii, który od samego początku wrzuca nas w pełną emocji akcję, która co chwilę zaskakuje i nie pozwala na dłuższe chwile oddechu. I dobrze, bo poprzedni tom pod tym kątem miał pewien niedostatek. Tu natomiast zwrotów akcji nie brakuje. Ani tajemnic. Ani kłamstw. Ani intryg. Ani szokujących prawd. I gorących scen również nie. I to wszystko wciąga od samego początku.

Ten tom w dużej mierze skupia się na odkrywaniu przeszłości Poppy i jej rodziny, a także na obnażaniu sekretów obu królestw. A jest ich naprawdę wiele. I te wszystkie odpowiedzi, ale i kolejne pytania, sprawiają tylko, że ten świat fascynuje coraz bardziej. Dużym plusem jest tutaj przemiana, jaka zaszła w Poppy. I nie chodzi tu tylko o jej moc, która sama w sobie jest wielce intrygująca, a także o jej charakter - nie da się już nie lubić tej dziewczyny. I w końcu relacja pomiędzy nią a Casteelem – uwielbiam te ich słowne przepychanki, wzajemny szacunek i miłość jaką się darzą. Power couple pełną gębą.

KZZK w pełni satysfakcjonuje fabułą i emocjami w niej zawartymi. Mnóstwo jest tu napięcia, które powoduje szybsze bicie serca, a zwroty akcji wprawiają w zdumienie. Mamy świetne wykreowany świat i intrygujących bohaterów drugoplanowych. I to właśnie ten element, to, że nie jesteśmy skupieni tylko i wyłącznie na dwójce głównych bohaterów i niedane nam jest zobaczyć i poznać świata poza nimi, tak bardzo podoba mi się w tej serii. Tu wręcz dostajemy masę przeróżnych informacji, dzięki którym nasza wiedza o tym świecie jest ogromna, i z których możemy wyciągnąć kilka bardzo interesujących wniosków.

Pomiędzy mną a tą serią w końcu kliknęło. Tak już na poważnie. Jasne, w poprzednich tomach widziałam ogromny potencjał, ale nie mogłam do końca powiedzieć, że to jest właśnie TO. Podobały mi, nawet bardzo, ale nie czułam tego iskrzenia. Tu natomiast je poczułam. Mocno. I ogromnie mnie to cieszy, bo już wiem, że ta seria będzie należeć do tych moich ulubionych. Po tym tomie nie może już być inaczej.

KZZK kilka razy przysłowiowo wbija w fotel. A po takim zakończeniu zwyczajnie chce się więcej. Czekam na czwarty tom.

KZZK to trzeci tom serii, który od samego początku wrzuca nas w pełną emocji akcję, która co chwilę zaskakuje i nie pozwala na dłuższe chwile oddechu. I dobrze, bo poprzedni tom pod tym kątem miał pewien niedostatek. Tu natomiast zwrotów akcji nie brakuje. Ani tajemnic. Ani kłamstw. Ani intryg. Ani szokujących prawd. I gorących scen również nie. I to wszystko wciąga od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że jest to w pełni cukierkowa historia. Tak nie jest. Persefona jest młodziutką boginią, która przez całe swoje życie jest kontrolowana przez swoją matkę, przez co nie zdaje sobie sprawy, jakie niebezpieczeństwa na Olimpie i wśród bogów na nią czyhają. Jest naiwna. I głupiutka. I uległa. Z kolei Hades to...Hades, ale wyczuwa się w nim nutkę łagodności i poczucia humoru. A gdy tylko tych dwoje spotyka się po raz pierwszy to nie da się nie wyczuć tej nowopowstałej chemii. Ale...ale wśród bogów są i ci dobrzy, i ci źli, więc nie, tu nie jest cukierkowo.

"Lore Olympus" to zachwycająca kolorami i kreską powieść graficzna o greckich bogach, a przede wszystkim uwspółcześniony retelling mitu o Hadesie i Persefonie, który wciąga od samego początku. Dopracowany w każdym detalu. Każdej kresce. Każdym kolorze. Zabawny, urzekający, nieskomplikowany w fabule, ale jednocześnie chwilami uderzający w mocniejsze tony. I tak zwyczajnie piękny. A sama historia intryguje i sprawia, że chce się więcej.

Pierwszy tom ma wzbudzić apetyt. Ma zachwycać kolorami i kreską. Bawić. I poruszać. Ma być podbudówką pod kolejne tomy. I wszystko to robi. Dla kogoś może to być jednak za mało. Okej. Myślę natomiast, że warto dać tej historii szansę na rozwinięcie. Ja w każdym razie nie mogę się już doczekać kolejnego tomu.

Na sam koniec trzeba wspomnieć, że "Lore Olympus", oprócz wątku Hadesa i Persefony, porusza również temat nadużyć seksualnych, toksycznych związków i zachowań, więc proszę, sięgając po nią miejcie to na uwadze, tym bardziej, że jeden z wątków jest naprawdę przykry. I tak, to zdecydowanie wersja dla starszych czytelników. I zapewne nie dla każdego. O tym też pamiętajcie.

Dla mnie "Lore Olympus" to odkrycie tego roku. Nie mogłam oderwać oczu i przestać się zachwycać kolejnymi kadrami. A sama historia daje mi ogromną nadzieje na prześwietną przygodę. Tym bardziej, że nie będzie ona krótka, bo tej pory na Webtoonie ukazało się już 218 epizodów. Zatem tak...będzie się działo. No i Hades. Och, Hades. Moja słabość do tego boga jest przeogromna i mam wrażenie, że przez wersję od Rachel stanie się jeszcze większa.

Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że jest to w pełni cukierkowa historia. Tak nie jest. Persefona jest młodziutką boginią, która przez całe swoje życie jest kontrolowana przez swoją matkę, przez co nie zdaje sobie sprawy, jakie niebezpieczeństwa na Olimpie i wśród bogów na nią czyhają. Jest naiwna. I głupiutka. I uległa. Z kolei Hades to...Hades, ale wyczuwa się w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"The Atlas Six" to książka niebanalna z serii 'no plot, just vibes'. Nie znajdziecie tu porywającej akcji, magicznych pojedynków, emocji wylewających się z każdej strony czy chociażby typowego wątku miłosnego. Tu sześć osób dostaje szansę by dzień po dniu rozwijać swoje nieprzeciętne umiejętności, wiedząc, że na samym końcu czeka wiedza niedostępna dla innych. Tyle, że i ona sama kosztuje wiele. Nie brakuje tu wspólnej nauki czy chwil rywalizacji. Mamy tu odniesienia do przeszłości bohaterów, ale i walkę o wygraną, gdy zawiązują się sojusze. Natomiast rozmowy i manipulacje zdecydowanie przejmują fabułę. I to wszystko sprawia, że nie można jej odmówić klimatu 'dark academia'.

TAS to jedna z tych książek, po której mam mieszane uczucia. Historia sama w sobie jest naprawdę interesująca, ale... No właśnie. Życie wewnętrzne bohaterów, ich rozterki, ich plany, ich myśli, ich potrzeby, a także relacje z innymi są fajnie wykreowane, ale akcji i napięcia jest tutaj niewiele. I mi to przeszkadzało. Wolę jednak, gdy więcej się dzieje. Tutaj mamy przede wszystkim rozmowy bohaterów, ich przemyślenia oraz życie w Towarzystwie Aleksandryjskim. Emocji tu trochę, jak na lekarstwo. Jedynie końcówka dostarczyła, bo takiego zwrotu się nie spodziewałam. I trzeba przyznać, że od tych ostatnich kilkudziesięciu stron nie mogłam się oderwać.

Najlepszym określeniem mojej relacji z TAS jest słowo sinusoidalna - są momenty świetne, ale są też i te kompletnie pozbawione emocji, aby nie powiedzieć, że nudne. Początkowo byłam mocno zaintrygowana samym pomysłem Towarzystwa i Biblioteki oraz całej tej magii, ale z czasem mój entuzjazm zaczął powoli opadać. Na końcu lekko się podniósł, ale czy samo zakończenie może zmienić moje postrzeganie całej książki? Raczej nie. Choć trzeba przyznać, że było świetne.

TAS ma ogromny potencjał. Widać go gołym okiem, bo mamy tu tajemniczą akademię, elitarne członkostwo, rywalizację o władzę i potęgę, magiczne umiejętności i wiele więcej. To wszystko jest naprawdę ciekawe. Ale dla mnie jest ona ciut przegadana. Zabrakło mi tempa i tego czegoś, co powiedziałoby mi, że to jest właśnie to. Jasne, są super momenty, które wciągają, ale trudno mi było przez cały czas zachować zainteresowanie na odpowiednim poziomie.

Myślę, że dla mnie głównym problemem okazała się duża liczba narratorów. Jednak sześciu, plus kilka dodatkowych rozdziałów z punktu widzenia jeszcze kogoś innego, to za dużo. Zdecydowanie wolę, gdy jest ich mniej, bo nie jestem wtedy ciągle rozpraszana przez nowy wątek, a dodatkowo utrudnia to mi poznanie i nawiązanie jakiejkolwiek więzi z bohaterami. Przeskakiwanie w czasie również nie ułatwia sprawy. Nie zliczę, ile razy ją odkładałam, by po jakimś czasie wrócić. Ale proszę pamiętajcie, że to są tylko i wyłącznie moje preferencje. Wasz odbiór tej książki może być zupełnie inny, niezależnie od tego ilu narratorów wolicie.

Czy jestem tą książką rozczarowana? Nie. Pomysł jest świetny. Naprawdę są tu momenty, które bardzo mnie zaciekawiły i sprawiły, że chciałam wiedzieć więcej. Początek jest niezwykle intrygujący, a końcówka zaskakuje. Jedynie problem tkwi w środku. Zabrakło mi tu dynamiki. I właśnie zdałam sobie sprawę, że nie ma tu opisów codzienności, a tylko rzeczy istotne dla fabuły wtykane w licznych rozmowach. A przez to, że często zmieniamy narratorów i rzucani jesteśmy od scenki do scenki to nie czuć upływu czasu. Jesteśmy o nim tylko informowani wprost. Nagle. Trochę utrudnia to odbiór. Zatem w ocenie książki jestem gdzieś pośrodku, trochę na tak, trochę na nie.

Na sam koniec trzeba również dodać, że TAS jest książką wymagającą, bo Olivia Blake postawiła na mnóstwo zagadnień przede wszystkim z działu fizyki, ale i innych nauk, a także iluzji. Zatem tak, trzeba poświęcić jest dużo uwagi i być w pełni skoncentrowanym. I na pewno nie jest to nic lekkiego. I zdecydowanie nie jest to powieść YA. Pamiętajcie o tym.

"The Atlas Six" to książka niebanalna z serii 'no plot, just vibes'. Nie znajdziecie tu porywającej akcji, magicznych pojedynków, emocji wylewających się z każdej strony czy chociażby typowego wątku miłosnego. Tu sześć osób dostaje szansę by dzień po dniu rozwijać swoje nieprzeciętne umiejętności, wiedząc, że na samym końcu czeka wiedza niedostępna dla innych. Tyle, że i...

więcej Pokaż mimo to