-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać438
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant13
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2017-01-11
2017-02-16
2018-07-15
2016-08-07
2018-11-26
2017-10-16
2017-05-20
2016-08-03
"Bo kiedy kogoś kochasz, to musisz pomóc mu być najlepszą wersją siebie, jaka może być."
Po przeczytaniu tej powieści siedziałam przez kilka godzin, zastanawiając się co mogłabym o niej napisać.
I po tych kilku godzinach, nadal nie wiem. Mam w głowie tyle myśli, że ciężko mi je jakoś uporządkować i ubrać w słowa.
Niemniej jednak postaram się, ponieważ ta książka nie zasługuje na to, by przejść obok niej bez poświęcenia jej chociażby kilku zdań.
Więc... Zacznijmy od początku.
Kiedy Ben i Fallon się poznają, mają po osiemnaście lat. Jednak mimo młodego wieku, oboje przeżyli więcej niż niejeden dorosły.
Fallon, mając 16 lat ledwie uniknęła śmierci w pożarze. Od tamtego momentu jej ciało i duszę pokrywają blizny.
Dziewczyna, będąc młodszą, występowała w popularnym serialu i była świetnie zapowiadającą się aktorką. Niestety, po wypadku anulowano jej kontrakt, a jej kariera aktorska się skończyła.
Można się więc domyślić, że na tym wszystkim ucierpiała również jej pewność siebie i poczucie własnej wartości.
Z kolei Ben - stracił oboje rodziców. Tatę - kiedy miał zaledwie trzy lata, a mamę, kiedy był szesnastolatkiem. Od tamtej pory jest sam z braćmi.
Jednak jest to dopiero wierzchołek góry lodowej. Aby dowiedzieć się więcej, trzeba przeczytać książkę, ponieważ nie można powiedzieć wiele bez zbytniego spoiler'owania. ;)
Tytułowy 9 listopada jest szczególną datą zarówno dla Bena jak i dla Fallon. Oboje, gdyby mogli, najchętniej wymazaliby ją z kalendarza.
9 listopada jest również dniem, w którym nasi bohaterowie spotykają się po raz pierwszy. Niestety nie mają dla siebie dużo czasu, ponieważ Fallon przeprowadza się z L.A do Nowego Jorku. Mimo to postanawiają spędzić ze sobą ten dzień. Kiedy nadchodzi czas pożegnania się, Ben wpada na pomysł jak sprawić, by od teraz mogli czekać na tę datę z niecierpliwością. Postanawia, że będą spotykać się co roku, tego samego dnia, przez pięć lat. Jednak w międzyczasie nie mogą się ze sobą kontaktować. Ich zasada brzmi "9 listopada albo nic".
Ich umowa przewiduje również, że Ben spisze wszystko w formie książki.
Szczerze mówiąc, nie wiem czego spodziewałam się po "November 9", ale na pewno nie tego, co otrzymałam.
Czytanie tej książki to był istny "rollercoaster" emocjonalny.
Historia Bena i Fallon łamała moje serce tyle razy, że nie jestem w stanie tego zliczyć.
Kiedy już myślałam, że wszystko będzie dobrze, działo się coś, czego kompletnie się nie spodziewałam i naprawdę niepokoiłam się o losy głównych bohaterów.
Nie wiem czy kiedykolwiek wcześniej czytałam książkę, której zakończenie byłoby dla mnie tak wielką zagadką.
A tak na koniec, podsumowując krótko... Była to po prostu przepiękna opowieść. Ciekawa, zaskakująca, wzruszająca, a momentami zabawna.
Cudowne było też to, że pierwszy raz, czytając jakąś historię - zastanawiałam się, czy wydarzyła się ona naprawdę. Tak bardzo mnie pochłonęła. Tak bardzo utożsamiałam się z bohaterami.
Tak bardzo tę historię pokochałam.
"Jedną z rzeczy, o których zawsze staram się sobie przypominać, jest to, że każdy ma blizny. – mówi – Wielu z nich ma gorsze ode mnie. Jedyną różnicą jest to, że moje są widoczne, a większości ludzi nie."
"November 9" jest drugą - zaraz po "Hopeless" - przeczytaną przeze mnie książką spod pióra Pani Hoover, a już jestem w stanie stwierdzić, że należy ona do moich ulubionych autorek.
"Bo kiedy kogoś kochasz, to musisz pomóc mu być najlepszą wersją siebie, jaka może być."
Po przeczytaniu tej powieści siedziałam przez kilka godzin, zastanawiając się co mogłabym o niej napisać.
I po tych kilku godzinach, nadal nie wiem. Mam w głowie tyle myśli, że ciężko mi je jakoś uporządkować i ubrać w słowa.
Niemniej jednak postaram się, ponieważ ta książka nie...
2016-06-04
2016-08-05
2016-08-10
2016-12-29
2016-08-15
"Zawsze będę cię kochał. Nawet kiedy nie będę już mógł."
Myślę, że każdy, kto już przeczytał tę książkę - zgodzi się ze mną, że jej idealnym podsumowaniem jest: OMG...
Po raz kolejny brak mi słów. Nie sądziłam, że cokolwiek, kiedykolwiek wywoła we mnie takie emocje, jakie wywołało we mnie "November 9", ale "Confess" się to udało.
Właściwie, pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się, bym popłakała się na pierwszych stronach książki. Kompletnie nie spodziewałam się czegoś takiego i nie sądziłam, że to w ogóle możliwe.
A zakończenie? Nie da się opisać tego, co ono ze mną zrobiło...
Całe szczęście, że przed zapoznaniem się z tą powieścią nie czytałam żadnych recenzji, ani nawet opisu z tyłu okładki. Dzięki temu książka była dla mnie jedną wielką niespodzianką.
Niespodzianką, co do której miałam ogromne oczekiwania. Głównie dlatego, że od dawna z niecierpliwością wyczekiwałam polskiej premiery, ale również dlatego, że... To w końcu Colleen Hoover. Także tak - oczekiwania były ogromne, a jak wiemy - nie zawsze jest to dobre, gdyż łatwo wtedy o rozczarowanie. Jednak Colleen po raz kolejny udowadnia, że w przypadku jej książek rozczarowanie nie jest możliwe.
Mało tego. Te ogromne oczekiwania, które miałam?
Książka ZDECYDOWANIE je przewyższyła.
Ta książka wręcz kipi oryginalnością. Ma oryginalny początek, oryginalny koniec i wszystko co pomiędzy - również jest oryginalne. Nie wiem jak autorce się to udaje praktycznie za każdym razem. Jedynym wytłumaczeniem jest chyba to, że Hoover jest po prostu genialna.
"Confess" przedstawia historię tak przepełnioną emocjami, że nie da się przejść obok niej obojętnie.
Dawno też nie spotkałam w książce bohaterów tak godnych podziwu.
Mowa tu oczywiście o Owenie, Auburn i Adamie.
Colleen Hoover niewątpliwie ma talent do tworzenia wyjątkowych bohaterów.
I przyznaję - pokochałam Owen'a. Pokochałam go za całokształt, ale tym co miało na to największy wpływ, to jego bezinteresowność, dobroć i poświęcenie dla ukochanych osób.
Owen z pewnością zalicza się do moich ulubionych książkowych bohaterów i do bohaterów, z których można brać przykład.
"Wybucham śmiechem, a czułość, jaka wypełnia jego spojrzenie na ten dźwięk, uświadamia mi, że tego właśnie chcę. Bezinteresowności. To ona powinna stanowić podstawę każdego związku. Jeśli ktoś naprawdę o Ciebie dba, będzie czerpał większą przyjemność z tego, jak Ty czujesz się dzięki niemu, niż jak on czuje się dzięki Tobie."
Szczerze i z całego serca - polecam. To kolejna piękna historia, do której z pewnością będę wracać.
PS: Czy tylko ja nie mogę oderwać oczu od obrazów, które zostały zawarte w książce? *.*
"Zawsze będę cię kochał. Nawet kiedy nie będę już mógł."
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toMyślę, że każdy, kto już przeczytał tę książkę - zgodzi się ze mną, że jej idealnym podsumowaniem jest: OMG...
Po raz kolejny brak mi słów. Nie sądziłam, że cokolwiek, kiedykolwiek wywoła we mnie takie emocje, jakie wywołało we mnie "November 9", ale "Confess" się to udało.
Właściwie, pierwszy raz w życiu...