-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik234
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant13
Biblioteczka
2020-01-03
2019-02-20
2019-02-08
2019-01-25
CAŁA RECENZJA - ZJADACZKA.BLOGSPOT.COM
(...)
Kiedy zaczęłam czytać nie spodziewałam się po tej lekturze zbyt wiele, bo początek mnie nużył. Narracja w trzeciej osobie jakoś do mnie nie przemówiła. Opisy miejsc wydawały mi się napisane nieudolnie, bo za nic w świecie nie mogłam się zorientować w położeniu czegokolwiek, o dziwo, nawet w pomieszczeniu. Nie wiem czy to rzeczywiście kwestia umiejętności autora czy mojego braku jakichkolwiek zdolności topograficznych. Myślę, że wszyscy się zgodzimy, aby całą winę zrzucić na książkowy śnieg :D Poza tym nie czułam się „porwana” przez akcję, przynajmniej w ¼ części książki.
Jak już wszystko stało się dosyć klarowne (a było to mniej więcej w połowie), zastanawiałam się czym autor może mnie zaskoczyć przez kolejną połowę i jak wybrnie z zaistniałej sytuacji. Tak, to jest ten moment, kiedy czytelnik dostaje pstryczka w nos. Wtedy też zaczęłam srogo główkować jak potoczy się akacja, albowiem zostało ponad sto stron, a moment, na którym właśnie byłam wydawał się kulminacyjny.
„Wymówki są jak trucizna – powtórzył Ed. – Najtrudniej jest zrobić to, co należy. Wykpienie się od tego to łatwizna.”
Nerwy w strzępach, paznokcie obgryzione, ogólny wygląd zahipnotyzowanego zombie. A tu co? Fałszywy alarm. Dosłownie. Z dobrych kilka razy opłakiwałam bohaterkę i już się zastanawiałam kto teraz przejmie dowodzenie – autor mnie zaskoczył. Zaczęłam autentycznie przeżywać całą akcję – nie obyło się bez przekleństw i huśtawki nastrojów (od satysfakcji po szał i niedowierzanie). Ta książka jest spowita mrokiem – pokazuje bohaterskie zachowanie, ale też niesamowite okrucieństwo, a wszystko to w wykonaniu człowieka. Niektóre momenty wstrząsają i nawet, jeśli wcześniej zwątpiłam w autora, to zwracam honor, bo napisał to wszystko tak, że siedziałam jak na szpilkach, dosłownie nawet nie drgając!
Czuję się wykorzystana i zrujnowana zarazem. Autor sobie ze mną pogrywał, za nic mając moje skoki ciśnienia i wręcz namacalny strach. Ja żyłam tą książką i myślę, że to jest dla niej najlepsza rekomendacja. Jest to pierwszy thriller, o zgrozo, na którym płakałam! A płakałam jak na powieściach Colleen Hoover (czy to jest normalne?), więc to coś znaczy. Każdy, kto czytał jakąkolwiek książkę od Pani Hoover, wie jak się na niej płacze. Miałam ochotę rzucić nią o ścianę i porządnie się na niej wyżyć za to jak autor zszargał moją stabilność emocjonalną. Nie potrafiłam uwierzyć, że Bezbronne mogą się tak skończyć. I co wtedy zrobił autor? Tak, znowu dał mi pstryczka w nos i jestem pewna, że tym razem z politowaniem.
Z całego serca chciałabym trafiać tylko na takie thrillery jak ten. Jest wyśmienicie poprowadzony mimo, że wszystko wokół jest surowe. Autor pokazał jak niewiele potrzeba, aby napisać dobrą książkę. Miejsca wielokrotnie się przewijały, bohaterów i przedmiotów było mało, a cała sytuacja wydawała się beznadziejna. Wiele analityki, wiele rozterek i wiele emocji. Mimo niezrozumiałego niedosytu, jestem pod ogromnym wrażeniem całokształtu.
CAŁA RECENZJA - ZJADACZKA.BLOGSPOT.COM
(...)
Kiedy zaczęłam czytać nie spodziewałam się po tej lekturze zbyt wiele, bo początek mnie nużył. Narracja w trzeciej osobie jakoś do mnie nie przemówiła. Opisy miejsc wydawały mi się napisane nieudolnie, bo za nic w świecie nie mogłam się zorientować w położeniu czegokolwiek, o dziwo, nawet w pomieszczeniu. Nie wiem czy to...
2018-11-15
2018-07-14
2018-07-13
2018-07-13
2018-07-12
2018-07-05
„Lepiej wal prosto z mostu, okej? Aluzje nie są moją mocną stroną, twoją też nie.”
Zacznę od tego, że kompletnie nie porwał mnie klimat owej powieści – gorąca Hiszpania i kultura baskijska, to zdecydowanie nie moja bajka. Oczywiście nie neguję w ten sposób samych morderstw, których „wykonanie” uważam za intrygujące, zaskakujące i wyjątkowo brutalne. Mimo, że nie przekonał mnie wątek historyczny, to jednak uważam to za ciekawy element całej historii i naprawdę dobrą otoczkę dla morderstw. Wszystko zostało zgrabnie połączone, dopracowane, i co najważniejsze – wszystko było przemyślane. Kolejną kwestią, co do której mam wątpliwości jest zupełny brak śladów. Przez całą książkę zadawałam sobie pytanie, czy to jest w ogóle możliwe?
„Generalnie zwykły obywatel nie jest w stanie uniknąć śmierci, jeżeli ktoś postanowił go zabić.”
Motyw bliźniaków, to niestety, kolejny element, który nie przypadł mi do gustu. Uważam, że wszystko, co z nimi związane – przynajmniej w początkowej części – było dosyć oczywiste lub łatwe do wywnioskowania. Drażniło mnie to „zamknięte” środowisko Vitorii. Czytelnik dostał na tacy wszystkie postacie, które mogłyby być zamieszane w sprawę, jednocześnie nie mając żadnych konkretnych dowodów na ich winę. Autorka pozwoliła nam pływać w morzu domysłów i niedopowiedzeń.
„Jeśli chcesz, darujmy sobie tę część, kiedy udajesz, że nie wiesz, o czym mówię, potem wszystkiemu zaprzeczasz, a kiedy okazuje się, że mam dowody, z dumą do wszystkiego się przyznajesz.”
Relacja Alby i Unaia była obiecująca. Niestety i ona zawiodła, bo wydała mi się obojętnym epizodem dla urozmaicenia akcji. Alba w ogóle mnie nie przekonała do siebie, a wręcz irytowała. Niby była, ale nic nie wnosiła do akcji, tyle tylko, że miała romans z głównym bohaterem. Zabawne wydało mi się to, że cały czas była wykończona, choć jej jedynym zajęciem było wydawanie poleceń. Mimo to, żałuję, że autorka nie rozwinęła tego wątku trochę bardziej.
„Miałem dosyć całej tej jasności. Mój świat był znacznie mroczniejszy, a za chwilę miałem zgasić połowę świata kogoś innego. Kogoś, na kim bardzo mi zależało. Kogoś, kto był dla mnie wszystkim.”
Cisza białego miasta niepodważalnie pociąga czytelnika swoją zagadkową aurą. Użycie pszczół do wyjątkowo brutalnych morderstw, to wyjście zarówno zaskakujące, jak i oryginalne. Powtarzalność morderstw, które są za każdym razem precyzyjnie dokonane i nieprawdopodobnie „doskonałe”, to zabieg jak najbardziej na plus. Mnie pociągała ta nieosiągalność sprawcy, ale jednocześnie irytował mnie brak jakichkolwiek śladów. Czułam się jakbym kluczyła w labiryncie, którego każde wyjście jest zakończone ślepym zaułkiem. Tymczasem rozwiązanie zagadki, po całym maratonie błędnych tropów, okazuje się dosyć klarowne i całkiem prawdopodobne.
„Przestań chrzanić i wytrwaj”, mówił. I to właśnie robił. Trwał.”
Technicznie książka jest bez zarzutu. Czyta się szybko i przyjemnie, choć im bliżej końca, tym bardziej nie można się oderwać. Pełno trafnych spostrzeżeń i przeróżnych mądrych przemyśleń, co zdecydowanie tutaj widać ;) W pewnym momencie siedziałam z myślą „damn, kto to zrobił?” i ze wzrokiem osoby już wystarczająco zdesperowanej, przewracałam strony coraz szybciej, szukając odpowiedzi. Autorka znakomicie przytrzymała mnie w niepewności, choć w pewnym momencie zaczęłam wyciągać trafne wnioski.
„Szkoda, że ludzie podziwiają odwagę wykazaną podczas bitwy.
Całe szczęście, że karabiny nie zabijają słów.”
Podsumowując, choć książka nie do końca trafiła w mój gust, czytało mi się ją szybko i przyjemnie. Ponadto nie opuszczało mnie uczucie ciekawości, ani też dreszczyk emocji. Z uwagą śledziłam poczynania Unaia i oczywiście zapalczywie mu kibicowałam. Mimo, że hiszpańskie klimaty, to nie są moje klimaty – chętnie przeczytam również kolejne części Trylogii Białego Miasta.
„Lepiej wal prosto z mostu, okej? Aluzje nie są moją mocną stroną, twoją też nie.”
więcej Pokaż mimo toZacznę od tego, że kompletnie nie porwał mnie klimat owej powieści – gorąca Hiszpania i kultura baskijska, to zdecydowanie nie moja bajka. Oczywiście nie neguję w ten sposób samych morderstw, których „wykonanie” uważam za intrygujące, zaskakujące i wyjątkowo brutalne. Mimo, że nie przekonał...