Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Bardzo miło wspominam czas spędzony z tą serią, jednak przy czytaniu ostatniej części pewne rzeczy zaczynają drażnić.

Postaci na przestrzeni cyklu się zmieniają i są to bardzo dobre zmiany, dotyczy to zwłaszcza Rozalii. Jednak w momencie gdy po raz nie wiem który dana postać mówi w odniesieniu do jej metamorfozy, że "kto by pomyślał", "nigdy bym nie przypuszczał", traci to na wiarygodności. Tak jakby sama autorka nie wierzyła, że Rozalia zmieniła się wystarczająco i inni bohaterowie muszą o tym co rusz przypominać. A ta postać zmieniła się diametralnie i to jej czyny o tym świadczą.

Jestem naprawdę pełna podziwu dla wiedzy autorki na temat historii Krakowa. Tak dokładne opisywanie miejsc i wszystkie wstawki na temat dziejów budynków, ulic itp. są jak najbardziej na plus, jednak wtedy, kiedy są wplecione w wypowiedzi narratora. W ustach bohaterów, którzy oddają się zwykłej konwersacji, a nagle zamieniają się w prowadzących program krajoznawczy, są one nienatutralne, a w scenie na cmentarzu po prostu niepotrzebne, nieprzystające i trochę dodane na siłę. Trudno mi uwierzyć, że wszyscy w tamtych latach mieli taką wiedzę i z takim zapałem opowiadali o architekturze. Oczywiście to były inne czasy i zapewne się mylę, nie doceniając ich – mam nadzieję, że się mylę! To wszystko jednak rzutuje na odbiór dialogów, które w dużej mierze są ogólnie nieco sztuczne.

Zaczęłam zwracać uwagę na te rzeczy dopiero przy ostatniej części, więc nie są to absolutnie poważne zarzuty. Bardzo cenię tę trylogię, ponieważ jest – między innymi – bardzo stonowana, oczywiście w dobrym znaczeniu tego słowa.

Bardzo miło wspominam czas spędzony z tą serią, jednak przy czytaniu ostatniej części pewne rzeczy zaczynają drażnić.

Postaci na przestrzeni cyklu się zmieniają i są to bardzo dobre zmiany, dotyczy to zwłaszcza Rozalii. Jednak w momencie gdy po raz nie wiem który dana postać mówi w odniesieniu do jej metamorfozy, że "kto by pomyślał", "nigdy bym nie przypuszczał", traci to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Karuzela śmiechu.

Co chwila ktoś wybucha serdecznym śmiechem, a główna bohaterka aż musi się odwrócić od rozmówcy, który ma nazwisko Smok, żeby nie zacząć się śmiać. To oczywiście jeden z wielu przykładów.

Dioniza ma niezły tupet, przez swoją gwałtowność, niecierpliwość i objawiający się niekiedy brak panowania nad emocjami (co absolutnie nie powinno się wydawać czytelnikowi cechą negatywną!) w jakimś stopniu na pewno przyczyniła się do tragedii. Ale to oczywiście jasne, że to nie jej wina! Niby to ona sama odeszła z policji, ale biorąc pod uwagę jej zachowania, nie byłoby wcale dziwne, gdyby została z niej wydalona za brak subordynacji, a nie sądzę, by po odejściu do cywila zmienił się jej temperament. Ona nie popełnia błędów, ale jeśli "czuje, że umyka jej coś bardzo ważnego", nie trzeba się martwić – zaraz na pewno wszystko się rozjaśni! Przeczucia jej przecież nie zawiodą, skoro pracując w policji, właśnie nimi się przede wszystkim kierowała. Czasami łaskawie ugryzie się w język, bo jest zbyt mądra, by się kłócić z hołotą, z którą przychodzi jej rozmawiać. W niektórych sytuacjach wydaje się tak samo niekompetentna jak Inka, którą tak bardzo oceniała pod tym kątem, nie wspominając juz o tym, że nie okazała jej krzty współczucia i nawet nie podjęła próby zrozumienia jej, abstrahując od tego, co zrobiła Inka i jaka była.

Pod koniec mało mnie interesowało, kto zabił, chciałam tylko skończyć, przez to, przyznaję, trochę się pogubiłam w najważniejszych momentach i w tej liczbie postaci. Na ostatnich stronach pojawiła się namiastka zaciekawienia, do czego to wszystko zmierza. Jednak nie interesuje mnie już wcale, dokąd zmierza Dioniza Remańska. Mimo że nie lubię porzucać serii po dwóch tomach i chciałabym dać szansę i się nie zniechęcać, tym razem do kolejnych części nie zajrzę.

Karuzela śmiechu.

Co chwila ktoś wybucha serdecznym śmiechem, a główna bohaterka aż musi się odwrócić od rozmówcy, który ma nazwisko Smok, żeby nie zacząć się śmiać. To oczywiście jeden z wielu przykładów.

Dioniza ma niezły tupet, przez swoją gwałtowność, niecierpliwość i objawiający się niekiedy brak panowania nad emocjami (co absolutnie nie powinno się wydawać...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo cenię prace Zbigniewa Święcha, jednak lekturę choćby najciekawszej książki zepsuć może złe opracowanie edytorskie. Dawno tak się nie męczyłam, biorąc pod uwagę to kryterium, co dziwi, ponieważ w przypadku poprzedniej części nie było takich problemów. Mam wielką nadzieję, że w przyszłości książki Zbigniewa Święcha doczekają się nowych, starannych i pięknych wydań.

Bardzo cenię prace Zbigniewa Święcha, jednak lekturę choćby najciekawszej książki zepsuć może złe opracowanie edytorskie. Dawno tak się nie męczyłam, biorąc pod uwagę to kryterium, co dziwi, ponieważ w przypadku poprzedniej części nie było takich problemów. Mam wielką nadzieję, że w przyszłości książki Zbigniewa Święcha doczekają się nowych, starannych i pięknych wydań.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Do pewnego czasu Krzesimir Dębski był dla mnie przede wszystkim twórcą mojej ukochanej muzyki do filmu "Ogniem i mieczem". W ogóle od pierwszej części Trylogii zaczęło się moje subtelne zainteresowanie tematyką Kresów, ich historią, a także kulturą ukraińską. Dopiero później dowiedziałam się, że kompozytor pochodzi z tamtych stron, a jego dziadków zamordowali banderowcy. Historia rodziny Dębskich jest niezwykła, jednak wiadomo, że takich jak oni było i jest dużo więcej. Robi wrażenie upór i wytrwałość w dążeniu do prawdy i za to należy się olbrzymi szacunek.

W książkach traktujących o rzezi wołyńskiej, które czytałam do tej pory został przede wszystkim przedstawiony sam obraz ludobójstwa (pomijając oczywiście autorskie wstępy). Krzesimir Dębski natomiast spora dozę uwagi poświęca aktualnym stosunkom polsko-ukraińskim, a zwłaszcza tak znacznym różnicom w postrzeganiu historii. Na brak jakichkolwiek wyrzutów sumienia. Ale o jakich wyrzutach tu w ogóle może być mowa, jeśli nawet przyznania się do winy trudno się doszukać. Bardzo podobało mi się sformułowanie autora, że Ukraińcy "żywią się fałszywym obrazem historii". Trwają przy tym i próbują budować swoją tożsamość w oparciu na krew burzące bzdury. Nieustannie podkreślają fakt, że każdy ma swój własny obraz przeszłości. Tyle jej wizji, ile narodów, może i tak. Ale sama historia pozostaje jedna.

Do pewnego czasu Krzesimir Dębski był dla mnie przede wszystkim twórcą mojej ukochanej muzyki do filmu "Ogniem i mieczem". W ogóle od pierwszej części Trylogii zaczęło się moje subtelne zainteresowanie tematyką Kresów, ich historią, a także kulturą ukraińską. Dopiero później dowiedziałam się, że kompozytor pochodzi z tamtych stron, a jego dziadków zamordowali banderowcy....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Prędzej czy później pewnie zajrzałabym do tej książki, jednak zrobiłam to szybciej ze względu na zajęcia na studiach. Nie czytałam dużo tego typu literatury, jednak mogłam się spodziewać, że ten utwór mi się spodoba. I tak też się stało, zwłaszcza po analizie na ćwiczeniach z poetyki. Myślę, że tego typu surrealizm w literaturze jest idealną drogą ku przedstawieniu tego, co spotyka nas w świecie pozbawionym fantastyki, czyli rzeczy okropnych i trudnych, takich jak choroby i cierpienie kochanych osób. Nie wiem, jak wyglądałaby "Piana dni/złudzeń", gdyby więcej uwagi poświęcić samemu rozwojowi miłości Colina i Chloe, ich myśli i odczuć, ale w tym tkwi właśnie rzecz, że wszelkie opisy przeżyć i w ogóle uczucia, głównie Colina do Chloe są widoczne poprzez jego czyny, ale przede wszystkim chodzi o psychizację otoczenia, niejednokrotnie poddawanemu synestezji, kreowanie tego, co się dzieje wokół. Fabuła w połączeniu z pogodnym i pełnym ciepła sposobem jej opowiadania sprawia, że skłonna jestem sądzić, iż jest to jedna z najtragiczniejszych fikcji literackich, z jakimi miałam okazję się spotkać. Z zakończeniem utworu trudno się pogodzić, bez względu na to, jak często bywamy zniesmaczeni cukierkowymi rozwiązaniami czytanych przez nas powieści czy oglądanych filmów, chciałoby się, żeby to wyglądało inaczej. Liczę na to, że w moje ręce wpadnie więcej tego typu książek, przez których fabułę autor przeprowadza czytelnika tak, jak robi to Boris Vian.

Prędzej czy później pewnie zajrzałabym do tej książki, jednak zrobiłam to szybciej ze względu na zajęcia na studiach. Nie czytałam dużo tego typu literatury, jednak mogłam się spodziewać, że ten utwór mi się spodoba. I tak też się stało, zwłaszcza po analizie na ćwiczeniach z poetyki. Myślę, że tego typu surrealizm w literaturze jest idealną drogą ku przedstawieniu tego, co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wiele z tego, co powiedziałabym o tej książce, już zostało powiedziane przez innych Czytelników. W każdym razie, książka, nawet jeśli na początku trochę mnie rozczarowywała pod kątem języka i przedłużającego się w nieskończoność oczekiwania na pojawienie się owego ukraińskiego kochanka po tym, jak już pokazał się na jednej z pierwszych stron, to wraz ze wzrostem dramatycznych wydarzeń, coraz bardziej surowy stawał się sposób pisania o nich. Taki, jakiego mogłabym się spodziewać po utworze poświęconym Kresom i rzezi wołyńskiej. Uderzało mnie też, co prawda, nagromadzenie wypowiedzi jakby wyjętych z podręcznika od historii, jednak całościowo jest to utwór bardzo dobry. Ostatnie strony czytałam z dławiącym przerażeniem, mimo że wiedziałam wcześniej, czego dopuszczali się Ukraińcy i jakimi sposobami mordowali Polaków. I chociaż wszystko to wywołuje tyle emocji, że człowiek nie ma już siły więcej o tych wydarzeniach czytać, to chcę przeczytać o tym najwięcej, jak się da, bo tak jak wielokrotnie było w "Ukraińskim kochanku" powtarzane, "trzeba wiedzieć".

Wiele z tego, co powiedziałabym o tej książce, już zostało powiedziane przez innych Czytelników. W każdym razie, książka, nawet jeśli na początku trochę mnie rozczarowywała pod kątem języka i przedłużającego się w nieskończoność oczekiwania na pojawienie się owego ukraińskiego kochanka po tym, jak już pokazał się na jednej z pierwszych stron, to wraz ze wzrostem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przyjemna lektura, nie tylko dla miłośników muzyki jazzowej. Bardzo klimatyczna i napisana dobrym językiem. To jedna z tych książek, na których fabułę spory wpływ ma miejsce, w którym rozgrywa się akcja oraz tło dziejących się tam wydarzeń, co według mnie znacząco je wzbogaca. Serdecznie polecam :)

Przyjemna lektura, nie tylko dla miłośników muzyki jazzowej. Bardzo klimatyczna i napisana dobrym językiem. To jedna z tych książek, na których fabułę spory wpływ ma miejsce, w którym rozgrywa się akcja oraz tło dziejących się tam wydarzeń, co według mnie znacząco je wzbogaca. Serdecznie polecam :)

Pokaż mimo to


Na półkach:

Po przeczytaniu pierwszego rozdziału byłam trochę rozczarowana tym, że tak mało traktował o Ricie Gombrowicz samej w sobie, jednak nie można się temu dziwić, skoro ich wspólne życie trwało tak krótko. W następnych częściach już było nieco inaczej. Mimo wszystko żałuję, że w gruncie rzeczy o kobietach, które towarzyszyły tytułowym "bogom" i tak nigdy nie będzie wiadomo dostatecznie dużo i nie będzie im poświęcana należyta uwaga. Cieszę się, że powstała taka książka, która lepiej lub gorzej, ale portretuje kobiety wiodące życie u boku znanych literatów, które wcale nie musiało być usłane różami.

Po przeczytaniu pierwszego rozdziału byłam trochę rozczarowana tym, że tak mało traktował o Ricie Gombrowicz samej w sobie, jednak nie można się temu dziwić, skoro ich wspólne życie trwało tak krótko. W następnych częściach już było nieco inaczej. Mimo wszystko żałuję, że w gruncie rzeczy o kobietach, które towarzyszyły tytułowym "bogom" i tak nigdy nie będzie wiadomo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Moje oczekiwania wobec Bukowskiego były przeogromne. Czytając o nim lub zapoznając się z jego cytatami stwierdziłam, że musiał być naprawdę świetnym pisarzem. Jednak nie wiem, czy kiedykolwiek tak boleśnie się rozczarowałam jak w jego przypadku. Próbowałam go usprawiedliwiać, biorąc pod uwagę fakt, że bardzo wiele jego utworów mają charakter autobiograficzny, a wówczas autorzy nie zawsze zastanawiają się nad przesłaniem, chcą tylko przelać na papier swoje uczucia. Jednak chyba nie do końca wierzę sobie samej.

Te opowiadania są, najprościej mówiąc, obrzydliwe. Oczywiście z jednej strony nie wolno wymagać od literatury, że nie będzie w sobie zawierała takich tematów, że nie będzie dosadna, czy momentami brutalna, to byłoby postrzeganie iście idiotyczne, literatura ma być szczera i prawdziwa. Lecz byłabym w stanie to wybaczyć autorowi, gdyby swoje opowiadania kończył dobitną puentą, niosącą w sobie jakąś refleksję. Tymczasem już po przeczytaniu pierwszego, tytułowego opowiadania byłam naprawdę zaskoczona. "I co, to już koniec?".

Z tych opowiadań nie wyniosłam NIC prócz znaczącego poczucia zniesmaczenia. No, chyba że ktoś za przydatne uzna synonimy słowa "masturbacja". Męcząc się z każdym następnym utworem miałam cichą nadzieję, że tym razem nie pojawią się w nim opisy czynności seksualnych. I czasami naprawdę mi się wydawało, że tym razem chyba moje modlitwy zostały wysłuchane. Chyba tylko w opowiadaniach dotyczących koni nie pojawiają się słowa odnoszące się do sfery erotycznej. Chociaż nawet, gdyby takowe się pojawiły, raczej nie zdziwiłoby to zbytnio. U Bukowskiego przecież można się ruchać ze wszystkim i nikogo to nie dziwi.

Być może moje myślenie jest zbyt płytkie, może jestem ślepa i głucha na jakąś pokaźną głębię w tym tkwiącą, może nie potrafię czytać książek reprezentantów Beat Generation, nie wiem. Będąc jeszcze w trakcie zapoznawania się z tymi opowiadaniami stwierdziłam, że nie jestem zniechęcona na tyle, aby nie sięgnąć po którąś powieść lub poezję Bukowskiego. Coraz mniej jestem tego pewna.

Moje oczekiwania wobec Bukowskiego były przeogromne. Czytając o nim lub zapoznając się z jego cytatami stwierdziłam, że musiał być naprawdę świetnym pisarzem. Jednak nie wiem, czy kiedykolwiek tak boleśnie się rozczarowałam jak w jego przypadku. Próbowałam go usprawiedliwiać, biorąc pod uwagę fakt, że bardzo wiele jego utworów mają charakter autobiograficzny, a wówczas...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka pt "Madame" przykuła moją uwagę po obejrzeniu przeze mnie w warszawskim Teatrze Dramatycznym spektaklu na jej podstawie. Zrobił on na mnie ogromne wrażenie i wyszłam z niego naprawdę oczarowana, zwłaszcza znakomitą grą Waldemara Barwińskiego wcielającego się w głównego bohatera, a zarazem narratora powieści.
Na początek na pewno muszę powiedzieć o wszechobecnym humorze, jednak skłonna jestem zaryzykować, że komizmu poszczególnych sytuacji nie dostrzegłabym w znaczący sposób, gdybym wcześniej nie obejrzała sztuki. Od początku do końca czytania "Madame" byłam pod sporym wpływem wspomnianej adaptacji. Jednak co się tyczy samej książki - jest pisana iście kunsztownym językiem, każdy opis przeżyć jest niepowtarzalny i wnikliwy, ma to związek z samą kreacją głównego bohatera, jego erudycją i bogatą wyobraźnią. Czytałam to z przyjemnością, brakuje mi na co dzień takich utworów.
Jedynym, naprawdę niewielkim mankamentem dla mnie był fakt, że niektóre wątki było odrobinę za długie, przykładowo - pamiętne wypracowanie o gwiazdach. Ciągnęło się ono i ciągnęło i nie widać było końca, lecz to już jest tylko moje narzekanie i brak umiejętności docenienia tego typu zabiegów. W ogólnym zarysie książka spełnia wszelkie wymogi charakteryzujące powieść jako wartościową - bardzo literacki styl, świetnie wykreowane poszczególne postacie, humor i nieoklepane zakończenie. Czyta się ją lekko i przyjemnie, zatem serdecznie polecam, bo nikt, kto się z "Madame" zapozna, nie będzie tego żałował :))

Książka pt "Madame" przykuła moją uwagę po obejrzeniu przeze mnie w warszawskim Teatrze Dramatycznym spektaklu na jej podstawie. Zrobił on na mnie ogromne wrażenie i wyszłam z niego naprawdę oczarowana, zwłaszcza znakomitą grą Waldemara Barwińskiego wcielającego się w głównego bohatera, a zarazem narratora powieści.
Na początek na pewno muszę powiedzieć o wszechobecnym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jest mi niezwykle trudno ocenić tę książkę. Zaintrygowała mnie ona samą oryginalnością tytułu oraz licznymi cytatami spotykanymi w Internecie. Podeszłam zatem do niej dość entuzjastycznie i nic nie zapowiadało, że coś może zacząć mi przeszkadzać. Na pewno język, jakim jest pisana zasługuje na sporo uwagi, bo mogłabym powiedzieć, że znalazłam to, czego w tej kwestii szukałam. Jednak w miarę dalszego zagłębiania się w lekturze coraz to następne czynniki zaczynały mnie irytować. Listy od „tajemniczej” Miriam, choć piękne, z czasem niemal już przyprawiały o mdłości, fakt, że jakimś cudownym sposobem główny bohater nie ma zielonego pojęcia, kim może być nadawca owych e-maili, ogrom nadzwyczajnych zbiegów okoliczności, nadmiar kontemplacji kobiecych części ciała (lub tylko neutralnych opisów) oraz siejący we mnie strach obraz społeczeństwa i mediów. Do pewnego momentu wszystko jest na swoim miejscu, książkę czyta się łatwo i nawet z przyjemnością, potem nagle ma się ochotę powiedzieć: wystarczy. Jednak nie mogę nie powiedzieć, że swój urok ta powieść na pewno ma i uważam, że warto ją przeczytać. Język, jak już wcześniej mówiłam, to największy jej atut. Taki styl często nadaje zupełnie inny wydźwięk opisywanym kwestiom, przez co sama książka zyskuje niepowtarzalny charakter. Dlatego bez względu na wymienione przeze mnie mankamenty, serdecznie polecam.

Jest mi niezwykle trudno ocenić tę książkę. Zaintrygowała mnie ona samą oryginalnością tytułu oraz licznymi cytatami spotykanymi w Internecie. Podeszłam zatem do niej dość entuzjastycznie i nic nie zapowiadało, że coś może zacząć mi przeszkadzać. Na pewno język, jakim jest pisana zasługuje na sporo uwagi, bo mogłabym powiedzieć, że znalazłam to, czego w tej kwestii...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Język, jakim pisana jest "Delikatność" bezsprzecznie mnie zadziwił. Dawno nie spotkałam się z autorem piszącym w ten sposób. Poszczególne zdania wywarły na mnie ogromne wrażenie, te liczne metafory, które zastosowano, nadają powieści niepowtarzalny wyraz. Nikt nie powinien żałować, jeśli się z nią zapoznał, zwłaszcza że jest bardzo krótka. Niby traktująca o temacie nieco oklepanym, a jednak chce się powiedzieć "jest inna niż wszystkie". Serdecznie polecam :)

Język, jakim pisana jest "Delikatność" bezsprzecznie mnie zadziwił. Dawno nie spotkałam się z autorem piszącym w ten sposób. Poszczególne zdania wywarły na mnie ogromne wrażenie, te liczne metafory, które zastosowano, nadają powieści niepowtarzalny wyraz. Nikt nie powinien żałować, jeśli się z nią zapoznał, zwłaszcza że jest bardzo krótka. Niby traktująca o temacie nieco...

więcej Pokaż mimo to