Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

George wygląda jak chłopiec i wszyscy myślą, że jest chłopcem. Tylko ona wie, że jest inaczej. Nie chodzi tylko o to, że lubi czytać magazyny dla dziewczyn i chce zagrać damską rolę w szkolnym przedstawieniu. Ona po prostu jest dziewczyną, tylko heh ciało mówi co innego. Jedynie ono.

Pierwszy raz zobaczyłam George'a w księgarni w Anglii na samym początku mojego pobytu tutaj, czyli trzy miesiące temu. Rzuciła mi się w oczy okładka z tęczowym motywem i zainteresowała mnie, bo, to żadna tajemnica, lubię tematykę LGBT. Gdy jednak zobaczyłam, że jest ona o transseksualnej dziewczynie, od razu uderzyła mnie jedna rzecz. Mianowicie taka, że nigdy do tej pory nie spotkałam się z książką o tematyce transseksualizmu w Polsce. O ile książki o homoseksualistach są przez naszych czytelników lubiane, tak transseksualizm nadal jest tematem tabu. Tak więc George zainteresował mnie nie tylko piękną okładką, ale też tematyką i wiedziałam, że kupię ją od razu, jak tylko dostanę pierwszą wypłatę. Tak też zrobiłam i książka ta od razu stanęła na pierwszym miejscu w kolejce „Do przeczytania”. Obawiałam się czytania jej, bo Harry Potter po angielsku szedł mi bardzo opornie, jednak gdy już się za nią zabrałam, zobaczyłam, że czytam ją zupełnie, jakby była po polsku. Nie wiem, czy to moje umiejętności językowe wzrosły, czy język w George'a był dużo prostszy (prawdopodobnie obydwie opcje), ale lektura tej książki zajęła mi jedynie trzy godziny.
Nie powiem, że fabuła szczególnie mnie zaskoczyła, bo tak nie było. Wręcz przeciwnie, można było się domyślić wydarzeń, lecz myślę, że nie była ona tu aż tak ważna. Była ona prosta i nawet dziecko zrozumiałoby problem, na którym autor chciał zwrócić uwagę. Pomimo to przekaz był bardzo wyraźny. Do tej pory, myśląc o transseksualistach, miałam przed oczami dorosłe osoby, lub starszych nastolatków, którzy już przyjmują hormony, albo chociaż przybrali wizerunek drugiej płci. Nigdy jednak nie pomyślałam o tym, że oni kiedyś byli dziećmi, które na pewno były bardzo zagubione w tym, co czują. Było coś w tej książce, co było bardzo prawdziwe i chociaż ani fabuła, ani bohaterowie nie byli szczególnie rozbudowani, nie mogłam odeprzeć wrażenia, że taka dokladnie historia mogła się wydarzyć naprawdę. Wszystkie zachowania bohaterów były naprawdę realne. Sama postać George'a była dla mnie dobrze wykreowana. Jego reakcje na własną odmienność były, myślę, oddające rzeczywistość i wywoływały we mnie ogromny smutek. Myślę, że nawet w pewnym momencie mogłam się z nią utożsamić. Chyba każdy z nas miał kiedyś sytuację, w której nie do końca akceptował sprawy takimi jakimi są, albo siebie, takiego, jakim stworzyła nas natura. Ta książka właśnie opisuje taką wewnętrzną walkę pomiędzy tym, co mówi nam świat, a naszymi przekonaniami, a fakt, że ta walka jest opisywana z perspektywy dziecka, ma jak dla mnie jeszcze bardziej dobitny przekaz.
Książka ta miała tak duży wpływ na mnie, że przez kilka dni nie mogłam przestać o niej myśleć. Moje wnioski po jej lekturze są jednak chyba bardzo proste: akceptujmy siebie. Innych też, oczywiście, ale zacznijmy od siebie. Nie bójmy się swoich odmienności, nie ważne jak bardzo duże one są.

George wygląda jak chłopiec i wszyscy myślą, że jest chłopcem. Tylko ona wie, że jest inaczej. Nie chodzi tylko o to, że lubi czytać magazyny dla dziewczyn i chce zagrać damską rolę w szkolnym przedstawieniu. Ona po prostu jest dziewczyną, tylko heh ciało mówi co innego. Jedynie ono.

Pierwszy raz zobaczyłam George'a w księgarni w Anglii na samym początku mojego pobytu...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Joanna Chyłka, starszy wspólnik w kancelarii adwokackiej Żelazny & McVay, dostaje do rozwiązania sprawę, która ani trochę nie wydaje się łatwa, a wyrobienie klienta właściwie niewykonalne. W tym samym czasie Kordian Oryński rozpoczyna aplikację w tej samej kancelarii i jego patronką zostaje oczywiście Joanna. Razem próbują rozwiązać zagadkę, która niestety jest bardziej skomplikowana, niż im się wydaje.
Chyba nie ma osoby, która chociaż trochę żyje w książkowej części blogosfery (i w ogóle w książkowej rzeczywistości), która nie słyszała o Remigiuszu Mrozie i jego kryminałach. Gościu ma trzydzieści lat i jakieś milion napisanych książek na swoim koncie (albo przynajmniej dwadzieścia pięć). Chyba to właśnie trochę mnie odpychało od czytania ich. Bałam się, że zagubię się w jego książkach i utknę w nich na zawsze. Poza tym kryminały prawnicze – to samo w sobie brzmi przerażająco: pełno niezrozumiałych regułek, opisów ustaw i innych rzeczy, do których kompletnie nie mam głowy. Ja jestem umyślem ścisłym i te wszystkie przedmioty, które miały cokolwiek wspólnego z prawem nigdy mi nie podchodziły. Co prawda jestem fanką seriali prawniczych (Harvey Specter i Analise Kitting to moi idole), to do Mroza nie mogłam się długo przekonać. W końcu jednak wzięłam się za Kasację i długo mi nie zajęło czytanie jej. Co dostałam? Cóż, nie powiem, że mi się nie podobała, jednak czegoś mi brakowało. Książka jest podzielona na trzy rozdziały i pierwszy najlepiej mi się czytało. Najszybciej, najpdzyjemniej i najbardziej nie mogłam się doczekać co dalej. Potem też byłam zainteresowana, ale już zdecydowanie mniej, chociaż właśnie w tych dwóch ostatnich rozdziałach było więcej klimatu, charakterystycznego dla polskich książek. Jeszcze nie jestem w stsnie opisać, o co w nim chodzi, ale nasze, polskie pozycje mają w sobie coś, co sprawia, że czyta mi się je dużo przyjemniej. Właściwie przez całą książkę płynęłam, gdyż styl autora bardzo mi odpowiadał. Był dojrzały, ale jednocześnie niewiarygodnie lekki. Do tego zabawne dialogi Chyłki i Zordona oraz wzmianki ze świata popkultury – to zdecy mi się podobało! W ogóle myślę, że bohaterowie to największy atut tej książki. Stworzenie postaci, która jest zupełną niezdarą, ale jednocześnie da się lubić – to na pewno bardzo trudne, ale Mrozowi się udało. Poza tym cudowna relacja Zordona i Chyłki, coś pięknego. Momentami ten duet naprawdę przypominał mi Haeveya i Mike'a z Suits, bo wiecie, starszy wspólnik, który kompletnie nie liczy się że zdaniem szefów, no i jego współpracownik, który znalazł się w firmie przypadkiem i nikt do końca nie wie, czemu ten najlepszy prawnik mu ufa. Kormak natomiast niesamowicie przypominał mi Franka z How to get away with murder. Nikt do końca nie wiedział, kim on jest, ale zna wszystkich w mieście i wystarczy kilka telefonów, by cokololwiek załatwić. No ale mimo to, było w nich coś swoistego, coś tylko ich, co czyni ich wyjątkowymi.
Myślę, że dla mnie najważniejszy w kryminałach jest nie tylko efekt zaskoczenia, ale również to, jak tworzone jest napięcie i cała ta otoczka wokół samego rozwiązania. Tutaj efekt zaskoczenia zdecydowanie był, lecz właśnie napięcia trochę mi zabrakło. Pod koniec w zasadzie już nie oczekiwałam żadnego rozwiązania i nie byłabym zawiedziona, gdyby ostatniego zwrotu akcji nie było. Oczywiście był i to zdecydowany plus, jednak wiecie, nie wyczekiwałam tego jakoś szczególnie. Podobało mi się jednak na tyle, żeby sięgnąć po drugą część, chociaż na pewno nie od razu.

Joanna Chyłka, starszy wspólnik w kancelarii adwokackiej Żelazny & McVay, dostaje do rozwiązania sprawę, która ani trochę nie wydaje się łatwa, a wyrobienie klienta właściwie niewykonalne. W tym samym czasie Kordian Oryński rozpoczyna aplikację w tej samej kancelarii i jego patronką zostaje oczywiście Joanna. Razem próbują rozwiązać zagadkę, która niestety jest bardziej...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie czytam za wiele fantastyki. Mój umysł nie przyswaja zbyt dobrze nowych światów, zmyślonych imion i nazw. Raczej ciężko czyta mi się książki tego gatunku, więc nie siegałam za wiele w moim życiu. Jednak ostanio swoją premierę miało tyle książek fantastycznych, o których wszyscy mówią i wszyscy je uwielbiają, że po prostu myślałam zobaczyć o co właściwie chodzi. Mój wybór padł na Dwór cierni i róż z kilku powodów. Pierwszy był taki, że Sara J. Maas z grona pisarzy, których brałam pod uwagę, była chyba najbardziej chwalona. Poza tym bardzo zachęcał mnie motyw z Pięknej i Bestii, bo uwielbiam inspirację klasycznymi bajkami (notabene, dlaczego nikt nie napisał książki inspirowanej Małą Syrenką? To mogłoby być naprawdę ciekawe).
Na szczęście nie było mi ciężko wejść w świat wykreowany przez Sarę J. Maas. Myślę, że był on właśnie wprowadzany stopniowo, nowe nazwy również nie uderzyły nas od początku, a po prostu wszystko było płynnie wytłumaczone. Byłam zaskoczona, że tak łatwo było mi się zapoznać z tym uniwersum. Muszę jednak przyznać, że przez cały czas nie mogłam się wyzbyć wrażenia o podobieńswie z Westeros, od George'a R. R. Martina. W obu tych krainach na południu znajdował się świat ludzi, na północy zaś, oddzielone murem ziemie należące do magicznych istot, o których tak naprawdę żaden człowiek nie wie za wiele. Oczywiście nie można porównać Prythianu do Północy, bo różnic jest więcej niż podobieństw, jednak nie będę ich wymieniać. Jeśli chodzi o świat w Dworach to naprawdę uważam, że autorka wykonała dobrą robotę. Pomijając już to, że nie był on dla mnie ani trochę przytłaczający, był naprawdę nieźle wykreowany. Stworzenia które wymyśliła Maas, krainy i w ogole cała ta otoczka wokół fabuły – jestem zdecydowanie na tak.
Fabuła też bardzo mi się podobała! Skłamałabym, mówiąc że nudziłam się chociażby przez moment. Okay, może z początku rzeczywiście było mniej akcji, a wszystko zaczęło się rozkręcać dopiero w drugiej połowie. Myślę jednak, że gdyby książka od razu zaserwowała nam coś bardzo ekscytującego, to zniechęciłabym się, dlatego, że, jak już wcześniej mówiłam, potrzebowałam stopniowego wprowadzenia w ten świat. Jednak sam pomysł autorki na tę książkę, na kolejne wydarzenia był naprawdę, mogę to powiedzieć z ręką na sercu, genialny. Maas stworzyła tak naprawdę historię sięgającą setki lat wstecz, wręcz idealnie się uzupełniającą. Jedyne, co nie było dla mnie przewidywalne to zagadka, którą Amarantha zadała Feyrze. Od razu zgadłam jaka jest odpowiedź, chociaż może autorka chciała, żeby zagadka jeszcze mocniej pokazała jak głupia jest główna bohaterka. Nie mam żadnych oporów, żeby powiedzieć, że Feyra to najgorsza żeńska postać literacka, o jakiej czytałam. Nie znam bardziej sprzecznej, niedorzecznej i irytującej zarazem bohaterki niż ona. Jej główną cechą charakteru było robienie na przekór wszystkiemu, co ktoś jej polecił, przez co co chwilę wpadała w tarapaty. Jeśli w taki sposób autorka miała na celu tworzyć fabułę, to obejmujemy jej jeden punkt. Feyra tak bardzo mnie wkurzała, że nie raz musiałam odłożyć książkę i odpocząć od niej, a nawet teraz, jak o niej myślę, to zaczynam się irytować. Ugh!
Nie bardzo wiem, co powiedzieć o głównym męskim bohaterze. Tamlin był wykreowany na idealnego księcia, który dba o poddanych, gardzi złem i oczywiście zakochuje się w głównej bohaterce. Mój problem z nim polegać na tym, że właściwie nie jestem w stanie znaleźć u niego jakiejkolwiek wady. Jest zbyt idealny, by być prawdziwym. Nie jest wkurzający jak Feyra, ale też nie jest bohaterem, który od pierwszych stron stał się moim książkowym zauroczeniem. On po prostu jest. Zbyt perfekcyjny, by mieć jakiś swój charakter. Wyobrażam sobie tworzenie Tamlina, jako otworzenie słownika na przymiotnikach i dawanie wszystkich pozytywnych cech, jakie dało się znaleźć. Po prostu... Za dużo cukru.
Z drugiej stwory mamy natomiast Rhysanda, o którym chyba najwięcej pozytywów słyszałam, zanim zaczęłam tę książkę. Jakby cała kobieca cześć książkowej społeczności w jednej chwili zakochała się w jednym bohaterze. Jeśli chodzi o moje stosunki do Rhysa, to na pewno myślę o nim w bardziej przychylny sposób, niż o Tamlinie. Podobało mi się to, jak zachowywał się wobec Feyry i jego prawdziwe pobódki. No i miał wady, a to go czyniło bardziej rzeczywistym.
Moje serce skradł jednak nie kto inny, jak Lucien. Polubiłam go od pierwszej chwili, jak pojawił się w książe, a potem cały czas moja sympatia do niego tylko wzrastała. Chyba jako jednyny zauważał dokładnie to samo, co ja w zachowaniu Feyry. Mimo wszystko do samego końca pozostał wiernym przyjacielem i po prostu nie dało się go nie kochać. Poza tym był rudy! Kto nie kocha rudych? No dobra, może znajdzie się kilka osób.
Im więcej czasu po przeczytaniu mija, tym bardziej podoba mi się Dwór cierni i róż. Oceniłam tę książkę 6/10, lecz teraz dałabym jej nawet 6,5, albo nawet 7 punktów, bo pomimo bohaterów, to była naprawdę warta poznania historia.

http://czytu-czytam.blogspot.co.uk/2017/09/15-dwor-cierni-i-roz-sarah-j-maas.html?m=1

Nie czytam za wiele fantastyki. Mój umysł nie przyswaja zbyt dobrze nowych światów, zmyślonych imion i nazw. Raczej ciężko czyta mi się książki tego gatunku, więc nie siegałam za wiele w moim życiu. Jednak ostanio swoją premierę miało tyle książek fantastycznych, o których wszyscy mówią i wszyscy je uwielbiają, że po prostu myślałam zobaczyć o co właściwie chodzi. Mój...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Szata" w piękny sposób przedstawiła mi zarówno ludzki jak i boski pierwiastek postsci Jezusa. Cudowna książka, na pewno na długo ją zapamiętam.

"Szata" w piękny sposób przedstawiła mi zarówno ludzki jak i boski pierwiastek postsci Jezusa. Cudowna książka, na pewno na długo ją zapamiętam.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Magiczna.

Magiczna.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Chata" to książka, za którą zabierałam się od kilku lat. Myślę jednak, że wcześniej nie odebrałabym jej tak, jak odebrałam ją teraz. Spędziłam kilka dni w chacie razem z Tatą, Jezusem i Duchem Świętym. U Boga nie ma przypadków i on doskonale wiedział, że wlsnie teraz potrzebowałam tej książki.

"Chata" to książka, za którą zabierałam się od kilku lat. Myślę jednak, że wcześniej nie odebrałabym jej tak, jak odebrałam ją teraz. Spędziłam kilka dni w chacie razem z Tatą, Jezusem i Duchem Świętym. U Boga nie ma przypadków i on doskonale wiedział, że wlsnie teraz potrzebowałam tej książki.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Chociaż w książce pod tytułem "Złodziej Cieni" zabrakło mi trochę złodzieja cieni, to i tak bardzo podobała mi się ta książka. W bardzo subtelny i przyjemny sposób pokazała, jak ważne w życiu jest zauważanie nieszczęścia i bólu osób w naszym otoczeniu, a poza tym to naprawdę lekka lektura na wieczór po ciężkim dniu.
Poza tym historia Cléi i głównego bohatera to najbardziej subtelna historia miłosna, o jakiej czytałam. I zdecydowanie bardzo mi się to podoba

Chociaż w książce pod tytułem "Złodziej Cieni" zabrakło mi trochę złodzieja cieni, to i tak bardzo podobała mi się ta książka. W bardzo subtelny i przyjemny sposób pokazała, jak ważne w życiu jest zauważanie nieszczęścia i bólu osób w naszym otoczeniu, a poza tym to naprawdę lekka lektura na wieczór po ciężkim dniu.
Poza tym historia Cléi i głównego bohatera to najbardziej...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Gdy zabierałam się za "Ślepnąc od świateł", w mojej głowie była myśl: jeśli będzie lepsza od "instytutu", to ja nie mam pytań.
"Ślepnąc od świateł" To moje drugie spotkanie z prozą Żulczyka i drugie jak najbardziej udane. Jakub Żulczyk kolejny raz udowodnił mi, że warto czytać polską literaturę.

Gdy zabierałam się za "Ślepnąc od świateł", w mojej głowie była myśl: jeśli będzie lepsza od "instytutu", to ja nie mam pytań.
"Ślepnąc od świateł" To moje drugie spotkanie z prozą Żulczyka i drugie jak najbardziej udane. Jakub Żulczyk kolejny raz udowodnił mi, że warto czytać polską literaturę.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Świetna książka, dająca do myślenia. Uważam, że każdy powinien ją przeczytać.

Świetna książka, dająca do myślenia. Uważam, że każdy powinien ją przeczytać.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jedynym minusem tej książki jest to, że jest taka krótka. Jeszcze nie zdążyłam się dobrze w nią wbić, a ona już się skończyła.

Jedynym minusem tej książki jest to, że jest taka krótka. Jeszcze nie zdążyłam się dobrze w nią wbić, a ona już się skończyła.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przegenialna.
Podobała mi się dużo bardziej od "Cienia Wiatru"

Przegenialna.
Podobała mi się dużo bardziej od "Cienia Wiatru"

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie spodziewałam się wiele po tej książce i wiele też nie otrzymałam. Była dobra, ale nic więcej. Uważam, że eliminacje Eadlyn mogłyby zakończyć się w jednej książce, to rozciąganie jest zupełnie nie potrzebne. Jednak, jak to powiedziała moja przyjaciółka, przeczytam "Koronę", dlatego, że zbyt długo siedzę w tej serii, by tego nie zrobić

Nie spodziewałam się wiele po tej książce i wiele też nie otrzymałam. Była dobra, ale nic więcej. Uważam, że eliminacje Eadlyn mogłyby zakończyć się w jednej książce, to rozciąganie jest zupełnie nie potrzebne. Jednak, jak to powiedziała moja przyjaciółka, przeczytam "Koronę", dlatego, że zbyt długo siedzę w tej serii, by tego nie zrobić

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wiele osób mówi, że zawiodło się na "Jedz, módl się, kochaj", a "Botanika Duszy" bardzo im się podobała. Nie mogę się z tym zgodzić. W "Jedz, módl się, kochaj" jestem zakochana, a po "Botanice..." spodziewałam się trochę więcej.
Bardzo spodobała mi się postać Ambrose'a. Wprowadzał do tej książki to, czego właśnie w niej szukałam- duchowych aspektów, czegoś nadprzyrodzonego, co pomoże mi zrozumieć życie, świat. Gdyby nie Ambrose, Alma prawdopodobnie w ogóle nie zaczęłaby się zastanawiać nad czymkolwiek, co wykraczało poza świat materialny. Sama Alma nie raz mnie irytowała, ale tak czy inaczej, była bardzo intrygującą postacią. Zdecydowanie wolałam Almę z ostatnich rozdziałów, niż młodą Almę.
To, czego szukałam w tej książce, znalazłam dopiero w połowie, brakowało mi tego na początku. Mimo wszystko, bardzo mi się podobała, na pewno jeszcze do niej wrócę.

Wiele osób mówi, że zawiodło się na "Jedz, módl się, kochaj", a "Botanika Duszy" bardzo im się podobała. Nie mogę się z tym zgodzić. W "Jedz, módl się, kochaj" jestem zakochana, a po "Botanice..." spodziewałam się trochę więcej.
Bardzo spodobała mi się postać Ambrose'a. Wprowadzał do tej książki to, czego właśnie w niej szukałam- duchowych aspektów, czegoś...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Byłam sceptycznie nastawiona do tej książki, tym bardziej, że serii "Szeptem" tej samej autorki nigdy nie zdołałam skończyć. Ale kiedy już się za nią zabrałam, nawet nie zauważyłam, gdy minęły trzy godziny, a mi zostało niecałe 100 stron książki.
Wciągnęła mnie i bardzo mi się podobała. Spodziewałam się tandetnego romansu nastolatki z porywaczem, a dostałam cudowną historię o tym, by nie osądzać nikogo pochopnie.
Britt, jako główna bohaterka, również bardzo mnie zaskoczyła. Jestem przyzwyczajona, że w książkach młodzieżowych główne bohaterki to głupiutkie panienki, które fartem wygrywają igrzyska, albo zostają królowymi. Britt była całkowicie inna. Potrafiła sobie poradzić wspaniale ze wszystkimi przeciwnościami. Na początku sprawiała wrażenie dość próżnej, ale kiedy rozpoczęła się prawdziwa akcja, wykazała się ogromną pomysłowością i zręcznością. Może zdarzały się jej chwile, w których można by powiedzieć, że jest nieco próżna, ale to naprawdę były tylko chwile. Britt jest moją ulubioną główną bohaterką książek dla młodzieży.

Byłam sceptycznie nastawiona do tej książki, tym bardziej, że serii "Szeptem" tej samej autorki nigdy nie zdołałam skończyć. Ale kiedy już się za nią zabrałam, nawet nie zauważyłam, gdy minęły trzy godziny, a mi zostało niecałe 100 stron książki.
Wciągnęła mnie i bardzo mi się podobała. Spodziewałam się tandetnego romansu nastolatki z porywaczem, a dostałam cudowną historię...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Nic z tego nie może dziać się naprawdę. Jeśli dzięki temu poczujesz się lepiej, możesz uważać wszystko za jedną wielką przenośnię"

No właśnie. Ta książka była jedną wielką przenośnią, a ja chyba nie potrafiłam jej do końca zrozumieć.
"Amerykańskich bogów" czytało mi się naprawdę dobrze, nie nudziła mnie i bardzo mi się podobała. Jednak nie do końca ją zrozumiałam, może po prostu jeszcze do niej nie dojrzałam. Pewnie wrócę do niej za kolka lat i może zobaczę w niej coś więcej. Jak na razie jest tylko dobra.

"Nic z tego nie może dziać się naprawdę. Jeśli dzięki temu poczujesz się lepiej, możesz uważać wszystko za jedną wielką przenośnię"

No właśnie. Ta książka była jedną wielką przenośnią, a ja chyba nie potrafiłam jej do końca zrozumieć.
"Amerykańskich bogów" czytało mi się naprawdę dobrze, nie nudziła mnie i bardzo mi się podobała. Jednak nie do końca ją zrozumiałam, może...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Już gdy czytałam ją za pierwszym razem, rok temu, uznałam, że jest niesamowita. Po przeczytaniu kolejny raz nie zmieniłam zdania i jestem pewna, że nie zmienię nawet po przeczytaniu jej 5, 10 czy 20 razy. Wspaniały styl autorki, świetni, trójwymiarowi bohaterowie i niesamowity klimat. Czytając "Morze Spokoju" miałam ochotę biegać jak Nastya, lub piec babeczki i inne słodkości, a nawet zrobić sobie półkę na książki, jak Josh. Miałam ochotę spróbować nie mówić, jak Nastya, zobaczyć, jak to jest. Do tego przegenialna postać Drew. Nie potrafię wyrazić słowami jak bardzo polubiłam tego bohatera. Na jego podstawie autorka świetnie pokazała głębię człowieka, nastolatka. Nie każdy jest taki, jak się wydaje. "Morze Spokoju" to zdecydowanie moja ulubiona książka młodzieżowa.

Już gdy czytałam ją za pierwszym razem, rok temu, uznałam, że jest niesamowita. Po przeczytaniu kolejny raz nie zmieniłam zdania i jestem pewna, że nie zmienię nawet po przeczytaniu jej 5, 10 czy 20 razy. Wspaniały styl autorki, świetni, trójwymiarowi bohaterowie i niesamowity klimat. Czytając "Morze Spokoju" miałam ochotę biegać jak Nastya, lub piec babeczki i inne...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dobra to dobre określenie dla tej książki. Nie była zniewalająca, ale też nie była zła. Na pewno bym się nią zachwyciła, gdyby była ona fanfiction. Bo właśnie ma ona taki klimat ff.

Dobra to dobre określenie dla tej książki. Nie była zniewalająca, ale też nie była zła. Na pewno bym się nią zachwyciła, gdyby była ona fanfiction. Bo właśnie ma ona taki klimat ff.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Naprawdę, gdybym mogła życzyć sobie czegoś, zażyczyłabym sobie niepamiętania tej książki. Nie dlatego, że byłą dobra i chciałabym ją przeczytać jeszcze raz, ale dlatego, że była tak bardzo zła, że po prostu nie chcę jej pamiętać. Za każdym razem gdy o niej myślę, tylko się denerwuję. Nie wywołała ona u mnie żadnych pozytywnych emocji, a czytamy chyba po to, żeby sobie poprawić humor, a nie zepsuć, prawda?
Rozumiem, że Ewa Nowak przedstawiła problem, który mógłby dotyczyć tak naprawdę każdej z młodych dziewczyn, mi również. Prawdopodobnie autorka napisała "Bardzo białą wronę" również po to, żeby przestrzec młode dziewczyny, przed w pewnym sensie zniewoleniem przez chłopaka/mężczyznę.
Pewnie gdybym przeczytała tę książkę kilka lat temu, spodobałaby mi się, jednak na tę chwilę nie potrafię ocenić jej pozytywnie...

Naprawdę, gdybym mogła życzyć sobie czegoś, zażyczyłabym sobie niepamiętania tej książki. Nie dlatego, że byłą dobra i chciałabym ją przeczytać jeszcze raz, ale dlatego, że była tak bardzo zła, że po prostu nie chcę jej pamiętać. Za każdym razem gdy o niej myślę, tylko się denerwuję. Nie wywołała ona u mnie żadnych pozytywnych emocji, a czytamy chyba po to, żeby sobie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to