Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Rosiak w charakterystyczny dla siebie sposób (czyli słowami swoich rozmówców) pokazuje obydwie strony medalu. Kompozycyjnie książka jest trochę dziwna. Pierwsza część opisuje różne cechy brytyjskiego społeczeństwa przez pryzmat ciekawych wydarzeń z lat 90. (ekowojownicy, monarchia, klasy społeczne itp.). W drugiej części autor opisuje wydarzenia niedawne, bardziej związane z brexitem. Czasem wydawało mi się, że te starsze eseje zostały po prostu uzupełnione o nowsze statystyki. Zamiast tego autor mógł czytelnika bardziej poprowadzić za rękę i pokazać związek tamtych wydarzeń z wynikiem referendum. Dla osób interesujących się Wielką Brytanią to jednak świetna książka, pełna materiału do przemyśleń.

Rosiak w charakterystyczny dla siebie sposób (czyli słowami swoich rozmówców) pokazuje obydwie strony medalu. Kompozycyjnie książka jest trochę dziwna. Pierwsza część opisuje różne cechy brytyjskiego społeczeństwa przez pryzmat ciekawych wydarzeń z lat 90. (ekowojownicy, monarchia, klasy społeczne itp.). W drugiej części autor opisuje wydarzenia niedawne, bardziej związane...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Szukałem czegoś "poważniejszego" niż przeczytany dawno temu "Czarnoksiężnik z Archipelagu", i tak, przez krótkich i wstrząsających "Tych, którzy odchodzą z Omelas", trafiłem na "Wydziedziczonych".

Anarres to miejsce wygnania i ziemia obiecana zarazem. Niby-utopia, której mieszkańcy są czasem nieszczęśliwi, zawistni, nienasyceni, którzy akceptują jej ograniczenia, nawet jeśli większość nie zdaje sobie z nich sprawy. Shevekowi i Takver pozwalało to na zrozumienie (a może racjonalizację) ich potrzeb:

"— Co złego jest w przyjemności, Takver? Dlaczego jej nie chcesz?
— Nie ma w niej nic złego. Chcę jej, ale jej nie potrzebuję. A jeśli będę brała to, czego nie nie potrzebuję, nigdy osiągnę tego, co jest mi potrzebne."

Najciekawszym wątkiem Wydziedziczonych była dla mnie właśnie refleksja nad ludzkimi potrzebami i reakcjami na niedobór lub dobrobyt. Nie jest to fantastyka wypełniona futurystyczną, wizjonerską technologią, akcja nie jest zbyt wartka. Nawet dobrze ta lektura dopełniała przesłuchane niedawno "Solaris" — studium jednostki raczej niż społeczności.

W latach 70. musiała to być odważna publikacja — w końcu mieszkańcy Anarres to komuniści, choć bez scentralizowanej władzy. W dodatku obyczajowo nieortodoksyjni. Za zmierzenie się z niekoniecznie popularnymi tematami Le Guin zasługuje na uznanie.

Podsumowując, polecam, i radzę dozować sobie po rozdziale na raz, a potem przemyśleć.


(przeczytane w oryginale)

Szukałem czegoś "poważniejszego" niż przeczytany dawno temu "Czarnoksiężnik z Archipelagu", i tak, przez krótkich i wstrząsających "Tych, którzy odchodzą z Omelas", trafiłem na "Wydziedziczonych".

Anarres to miejsce wygnania i ziemia obiecana zarazem. Niby-utopia, której mieszkańcy są czasem nieszczęśliwi, zawistni, nienasyceni, którzy akceptują jej ograniczenia, nawet...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

(przesłuchane w wersji czytanej przez Annę Romantowską i Józefa Duriasza)

Podobało mi się, w jak zwyczajny sposób Edelman mówił o powstaniu. Bez patosu, bez zwracania uwagi na niepotrzebne szczegóły, czasem wręcz drwiący z prób ubarwiania historii bohaterskimi czynami i symbolami.

Kilka obrazów zostanie przy mnie na długo. Tysiące ludzi wsiadających dobrowolnie do wagonów, bo za to dają 3 kg chleba ("a wiesz co to znaczyło 3 kg chleba?"), poza tym przecież wywożą ich do pracy... Sanitariuszka-bohaterka, która podała truciznę obcym dzieciom, zamiast trzymać cyjanek dla swoich. Dwudziestoletni ludzie popełniający samobójstwo, bo "nie chodziło już o przeżycie, tylko o to jak umrzeć". Chłopiec, któremu Edelman nie dał kontaktu po aryjskiej stronie, bo "jeszcze nie czas". Prostytutki, którym nie pozwolił wejść do kanałów. I ta dziewczyna, którą wyciągnęli z Umschlagplatzu, która potem przeżyła jeszcze pół roku, ale było warto, bo poznała, czym jest miłość.

Te wszystkie obrazy są tak wstrząsające, jak i niepojęte dla urodzonego w miejscu i czasie pokoju. Z kolei dla człowieka, który to wszystko przeżył, życie po wojnie wydaje się jakieś mniej... poważne, a ludzie czasu pokoju niezbyt rozumiejący, co jest w życiu ważne (co Edelman wyraża, mówiąc czasem do Krall: "ale jakie to ma znaczenie...?").

Mniej podobały mi się opowieści ze szpitala, ale rozumiem że miały uwypuklić tę dziwność życia po wojnie. Warto przeczytać, by choć trochę uzmysłowić sobie dramat Żydów w II WŚ.

(przesłuchane w wersji czytanej przez Annę Romantowską i Józefa Duriasza)

Podobało mi się, w jak zwyczajny sposób Edelman mówił o powstaniu. Bez patosu, bez zwracania uwagi na niepotrzebne szczegóły, czasem wręcz drwiący z prób ubarwiania historii bohaterskimi czynami i symbolami.

Kilka obrazów zostanie przy mnie na długo. Tysiące ludzi wsiadających dobrowolnie do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

(Przesłuchane w wersji czytanej przez samego Ziemkiewicza. Trudno o lepszą interpretację, choć dykcja RAZa idealna nie jest — coś za coś.)

Z Ziemkiewiczem niewielką miałem dotąd styczność. Ot, słyszałem o jego dosadnym stylu, kojarzyłem go też z fantastyką. Z innych opinii wnioskuję, że odbiór "Polactwa" może być tym lepszy, im mniej znamy światopogląd RAZa.

Pierwsze wrażenie — świetne. Niby autor pisze o rzeczach oczywistych: że w Polsce trwoni się kasę na górnictwo, rolnictwo, administrację itd. Ale porównania autora i przytaczane dane wydobywają czytelnika z biernej, bezradnej wiedzy i wprawiają w słuszne oburzenie. Dane te opatrzone są ironicznymi komentarzami o badaniach opinii publicznej, w których znaczna część społeczeństwa deklaruje poparcie dla bandytów, oszustów i złodziei.

Miałem pewien problem z uwierzeniem we wszystko, co autor czytelnikowi chce przekazać, a jest to trochę męczące przy książce, która zawiera tyle faktów i ich interpretacji. Bo na przykład zrównanie w którejś tam dygresji założeń Konfederacji Barskiej i Targowickiej to pogląd mocno kontrowersyjny i niepoparty tak niezbitymi dowodami, jak chciałby autor — tak przynajmniej przeczytałem później na forum historycznym. Ale oczywiście ograniczone zaufanie trzeba mieć do każdego autora, więc co bardziej szokujące informacje sobie sprawdzałem — i zawsze były prawdziwe, co najwyżej ich interpretacja budziła wątpliwości. Jest też w książce sporo anegdot, podawanych zazwyczaj bez nazwisk. W takich przypadkach jedyna rada, to (nie) wierzyć autorowi na słowo.

Dla młodego czytelnika książka ma też wartość historyczną. Jest trochę o czasach Gierka (kredyty i jak to "za Gierka to się żyło"), potem Jaruzelskiego (o stanie wojennym i złamaniu morale Polaków), wreszcie o okrągłym stole i późniejszej "wojnie na górze". Autor mocno wszystkie te wydarzenia i związanych z nimi ludzi krytykuje. W kilku miejscach zaznacza jednak, że z perspektywy czasu krytykować jest dużo łatwiej. On sam wtedy (szczególnie w okolicach '89) nie wiedział kto miał jakie asy w rękawie.

Jedyne co mnie miejscami irytowało, to tak mocna wiara w wolny rynek i Stany Zjednoczone jako model gospodarczy do naśladowania. Ciekaw jestem, czy dziś, po trzynastu latach od wydania książki, RAZ swoje poglądy zrewidował, szczególnie w kontekście urosłych niepomiernie w siłę korporacji.

Podsumowując, użyję słów znajomego: uważam że Ziemkiewicz to samodzielnie myśląca jednostka. Zaimponował mi swoją trafną diagnozą polactwa, którą każdy może zweryfikować we własnym otoczeniu. Dobór faktów i wydarzeń też bardzo ciekawy — nawet jeśli interpretacje są dyskusyjne, to wiele można się dowiedzieć. "Polactwo" na pewno dało mi do myślenia, choć głównie pesymistycznego.

(Przesłuchane w wersji czytanej przez samego Ziemkiewicza. Trudno o lepszą interpretację, choć dykcja RAZa idealna nie jest — coś za coś.)

Z Ziemkiewiczem niewielką miałem dotąd styczność. Ot, słyszałem o jego dosadnym stylu, kojarzyłem go też z fantastyką. Z innych opinii wnioskuję, że odbiór "Polactwa" może być tym lepszy, im mniej znamy światopogląd RAZa.

Pierwsze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

22/04/2017

(Przesłuchany audiobook z Audioteki, w wykonaniu Jacka Rozenka. Nagranie jest dobrej jakości, lektor moduluje głosy bez egzaltacji i zachowuje dobre tempo. W tej części po raz pierwszy zauważyłem drobne pomyłki typu "marzyć" zamiast "marznąć", ale nie przeszkadza to specjalnie w odbiorze.)

W trzeciej części akcja jest bardziej wartka niż w drugiej. W końcu pewne wątki się łączą i układają w większą całość, ale wciąż mam wrażenie, że bohaterowie za dużo improwizują. Filar ma jakieś przeznaczenie, za którym niby podąża, ale razi mnie rzucanie go z deszczu pod rynnę bez wytłumaczenia — ot, idzie chłopak przez świat i przekonuje się, że nie jest on tak piękny jak pałacowe ogrody w stolicy cesarstwa. Same jego przygody są zróżnicowane i ciekawie opisane, ale brak mi większego splątania wątków, jakichś intryg, jakichś związków przyczynowo-skutkowych, które tak mi imponowały choćby u G. R. R. Martina.

Mam też pewien niedosyt dotyczący budowania postaci. W pierwszym tomie pamiętam, że przejmowałem się losami Vuka. Teraz jakoś wygasła moja empatia w stosunku do niego i jedynie Syn Oszczepnika budzi we mnie jako takie emocje, choć daleko mu do takiego choćby Regisa z Sagi o Wiedźminie, który przecież bohaterem epizodycznym był. Jest wiele postaci, które po prostu pojawiają się i znikają, i niewiele z tego wynika — weźmy na przykład załogę lodowego drakkara, której główną funkcją jest pomachanie czasem mieczem i napicie się z Vukiem piwa.

Robię sobie od PLO przerwę. Chciałbym wiedzieć, jak to wszystko się złoży w całość i skończy, skoro już tak daleko zaszedłem, ale na półce czeka na razie stos potencjalnie bardziej wciągających lektur.

22/04/2017

(Przesłuchany audiobook z Audioteki, w wykonaniu Jacka Rozenka. Nagranie jest dobrej jakości, lektor moduluje głosy bez egzaltacji i zachowuje dobre tempo. W tej części po raz pierwszy zauważyłem drobne pomyłki typu "marzyć" zamiast "marznąć", ale nie przeszkadza to specjalnie w odbiorze.)

W trzeciej części akcja jest bardziej wartka niż w drugiej. W końcu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

(przeczytane w oryginale)

Dzieło Steinbecka to chyba pierwsza książka z klasyki literatury amerykańskiej, z którą się zmierzyłem. Lepiej późno niż wcale. Jestem zachwycony i chylę czoła przed autorem.

Podobał mi się styl, za który podobno Steinback był krytykowany (że niby zbyt prosty). Czytanie potocznego języka amerykańskich rolników z lat 30. to nie lada wyzwanie, ale też niezła zabawa i ćwiczenie (czasem dla frajdy próbowałem czytać na głos). Rozdziały opisowe (te niedotyczące Joadów bezpośrednio) nadawały fabule groźnego charakteru, sprawiały wrażenie rychłego nadejścia czegoś ważnego, nieuniknionego. Rozdziały z punktu widzenia rodziny pozwalały świetnie wniknąć w świat prostego farmera z Oklahomy, w jego zmartwienia, przemyślenia (nawet filozoficzne) i potrzeby. Postać Mamy jako opoki rodziny i ośrodka decydującego w sytuacjach niespodziewanych to piękny hołd dla często niedocenianych (nawet dziś, a co dopiero w tamtych czasach) żon i matek.

Grona Gniewu mają też dużą wartość poznawczą — ja nie wiedziałem nic o migracjach ludności w czasie Wielkiego Kryzysu. Autor wyraźnie staje po stronie uciśnionych, a czytelnik właściwie nie ma wyboru i do ostatnich stron ma nadzieję, że bohaterom jakoś się uda związać koniec z końcem, a złe monstra bankowe i organizacje farmerskie zostaną ukarane. Zaskoczyło mnie jak wtedy widziano Kalifornię, współcześnie kojarzącą się raczej z zadowolonymi ludźmi i przyjaznymi rządami.

Czytelnikom polecam przesłuchanie pieśni "Torn screen door" Davida Franceya. Tekst traktuje chyba o innych czasach, ale jak słychać historia lubi zataczać kręgi.

(przeczytane w oryginale)

Dzieło Steinbecka to chyba pierwsza książka z klasyki literatury amerykańskiej, z którą się zmierzyłem. Lepiej późno niż wcale. Jestem zachwycony i chylę czoła przed autorem.

Podobał mi się styl, za który podobno Steinback był krytykowany (że niby zbyt prosty). Czytanie potocznego języka amerykańskich rolników z lat 30. to nie lada wyzwanie, ale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

(Przesłuchany audiobook z Audioteki, w wykonaniu Jacka Rozenka. Nagranie jest dobrej jakości, lektor moduluje głosy bez egzaltacji i zachowuje dobre tempo.)

Bardzo długo zajęło mi przesłuchanie drugiego tomu, utkąłem gdzieś w okolicach chaty Bondswifa i osady Wody, córki Tkaczki. Po kilku miesiącach wróciłem do lektury i poszło już dość gładko. Zaskoczenia nie było i ta część również mnie nie zachwyciła, ale historia jest na tyle interesująca, że już sięgnąłem po kolejny tom.

Dobrze się bawię, próbując zgadnąć jakie ziemskie odpowiedniki mają kolejne krainy odkrywane przez Vuka i Filara. Grzędowicz swój świat zbudował inspirując się naszą planetą, ale to tu zmienił nieco faunę i florę, to wymieszał obyczaje różnych kultur. Ludzie Wulkanu to w mojej wyobraźni jakieś ciemne elfy zamieszkujące tolkienowski gród przyczepiony do góry, a Filar ma ciemne, azjatyckie włosy i lekko skośne oczy (nawet jeśli opis był inny, nie pamiętam).

Przeszkadza mi trochę fakt, że zachowanie głównych bohaterów jest chaotyczne. Są "wybrańcami", ale nie mają żadnego planu. Jeśli akurat pojawi się magiczny pojazd, który ma jakiś właz, to czemu by do niego nie wleźć? A jeśli we śnie przychodzi do mnie nieznana istota i mówi, żeby nie pić drętwej wody, to najwidoczniej nie należy pić. Ale może przesadzam, bo to chyba ma być opowieść o ludziach, którzy mają jakiś odległy, wielki cel, ale muszą chwytać się wszystkiego, co podsunie im los.

Polecam, ale może nie na szczyt półki "do przeczytania".

(Przesłuchany audiobook z Audioteki, w wykonaniu Jacka Rozenka. Nagranie jest dobrej jakości, lektor moduluje głosy bez egzaltacji i zachowuje dobre tempo.)

Bardzo długo zajęło mi przesłuchanie drugiego tomu, utkąłem gdzieś w okolicach chaty Bondswifa i osady Wody, córki Tkaczki. Po kilku miesiącach wróciłem do lektury i poszło już dość gładko. Zaskoczenia nie było i ta...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Ziarno i krew" to zbiór opowieści o ludziach i kulturach ledwie istniejących w europejskiej świadomości: Maronici, Aramejczycy, Asyryjczycy, Koptowie, Arabscy chrześcijanie. Jako taka, książka ta na pewno poszerza horyzonty czytelnika. Dla mnie Bliski Wschód był światem szyitów i sunnitów, wahabizmu i gulenizmu. A przecież to stamtąd wywodzi się chrześcijaństwo. I, jak się okazuje, przetrwało ono tam w mało zmienionej formie od swoich pierwszych wieków. Jest w tym coś mistycznego i pięknego.

Poza ciekawym tematem książki, chyba największą jej wartością jest mnogość opinii. Są tu rozmowy z członkami harmonijnie żyjących społeczeństw chrześcijańsko-muzułmańskich, są zwolennicy Hezbollahu i ludzie popierający izraelskie osadnictwo w Palestynie. Autor stara się prostować te bardziej radykalne wersje rzeczywistości, ale nienahalnie i ze źródłami. Wprawdzie te wszystkie opowieści tylko pogłębiły mój mętlik w głowie na temat różnych interesów na Bliskim Wschodzie (bo dowiedziałem się o grupach i ich dążeniach, o ktorych wcześniej nie wiedziałem), ale to w gruncie rzeczy mętlik pozytywny, powstrzymujący przed wydawaniem pochopnych sądów i szukaniem prostych rozwiązań.

Jeśli miałbym się czepiać, to jedynie struktury "Ziarna i krwi". Czasem zdawało mi się, że wybrane historie i ludzie mogliby tworzyć bardziej płynną opowieść. Można chyba było przedstawić mniej punktów widzenia, ale bardziej dokładnie. Czytając ostatni rozdział słabo pamiętałem początek. Trudno mi ten mankament określić, ale dla porównania podam "Fractured Lands" New York Timesa — gatunek podobny, ale mniej jest bohaterów, przez co ich losy i motywy bardziej wpadają w pamięć. Ale, jak piszę, czepiam się — książkę Rosiaka polecam i pewnie jeszcze kiedyś sobie przypomnę.

"Ziarno i krew" to zbiór opowieści o ludziach i kulturach ledwie istniejących w europejskiej świadomości: Maronici, Aramejczycy, Asyryjczycy, Koptowie, Arabscy chrześcijanie. Jako taka, książka ta na pewno poszerza horyzonty czytelnika. Dla mnie Bliski Wschód był światem szyitów i sunnitów, wahabizmu i gulenizmu. A przecież to stamtąd wywodzi się chrześcijaństwo. I, jak się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jestem historycznym ignorantem, a przeczytanie książki (choć chyba powinienem pisać "dzieła") prof. Nowaka było jedną z moich małych, osobistych bitew z tą zaległością. O autorze dowiedziałem się z audycji Hanny Marii Gizy w Dwójce — jako gość ujął mnie bardzo starannym stylem wypowiedzi. Sprawdziłem kto zacz, i okazało się że osoba to nieprzeciętna, która postawiła sobie nie lada wyzwanie — co roku w sposób ciekawy opisać kilkaset lat historii swojej ojczyzny. Po przeczytaniu pierwszego tomu mogę tylko pogratulować sukcesu i trzymać kciuki za doprowadzenie przedsięwzięcia do końca.

Jeśli chodzi o książki historyczne, miałem dotąd do czynienia tylko z Bożym Igrzyskiem Daviesa. Mimo że ciekawa, to natłok danych i wręcz zbyt neutralny styl zmęczył mnie w połowie. Książka prof. Nowaka jest zupełnie inna — mniej w niej danych, więcej opowieści. A talent do snucia opowieści profesor ma nieprzeciętny. Potrafi na jedną postać albo wydarzenie spojrzeć z wielu stron, przytaczając badania swoich kolegów i koleżanek po fachu. Bardzo często to zresztą robi, szczególnie opisując wydarzenia dość jednoznacznie interpretowane w szkolnych podręcznikach (np. negatywna ocena rozbicia dzielnicowego po śmierci Krzywoustego). Taką historię lubię — niejednoznaczną, o wielu twarzach i możliwych interpretacjach.

Niestety brak wiedzy historycznej nie pozwala mi weryfikować na bieżąco interpretacji proponowanych przez autora, więc być może przeczytałem z zapartym tchem książkę o alternatywnej historii Polski. Jednak dość częste podawanie źródeł i brak chyba bardzo kontrowersyjnych teorii uspokaja mnie i daje nadzieję, że prof. Nowak nie robi mnie w konia. Czasem wtrąci coś osobistego, jak utyskiwanie na zanik staropolskich imion lub współczesny podział na Polskę A i B, ale najczęściej jest to tylko zachęta dla czytelnika do przemyślenia historycznych analogii.

Każdemu, kto ciekaw jest historii własnego kraju, wyłożonej piękną polszczyzną i nienagannym stylem, gorąco polecam!

Jestem historycznym ignorantem, a przeczytanie książki (choć chyba powinienem pisać "dzieła") prof. Nowaka było jedną z moich małych, osobistych bitew z tą zaległością. O autorze dowiedziałem się z audycji Hanny Marii Gizy w Dwójce — jako gość ujął mnie bardzo starannym stylem wypowiedzi. Sprawdziłem kto zacz, i okazało się że osoba to nieprzeciętna, która postawiła sobie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

(przesłuchane po angielsku, w wersji czytanej przez Raymonda Todda)

Z Feynmanem po raz pierwszy zetknąłem się na studiach — jego "Wykłady z fizyki" to chyba wciąż niedościgniony wzór podręcznika akademickiego z tej dziedziny. Wiedziałem jednak, że był to naukowiec nietypowy, a przede wszystkim niepokorny, więc pomyślałem że warto przeczytać coś o jego życiu.

Nie zawiodłem się. Jest to zbiór krótkich opowieści o życiu Feynmana, ułożony mniej więcej chronologicznie. Przez wszystkie przebija szczególny rodzaj skromności i szczerości — "Dick" nie oceniał chyba ludzi przedwcześnie, co prowadziło często śmiesznych sytuacji opisanych w książce. Granie na bębnach w robotniczej szkole samby w Brazylii, abstynenckie przesiadywanie w kasynach Las Vegas, bal głuchoniemych — prawie przy każdej historii zazdrościłem Feynmanowi otwartości na świat.

"Od środka" jest tu też opisany jego geniusz. Wg samego posiadacza (który jednak nigdy nie przyznaje, że jest genialny), polega on na tłumaczeniu sobie trudnych zagadnień przez wymyślanie fizycznych przykładów, które do nich pasują. Prowadziło to często do wskazania innym słabych punktów ich teorii, tylko dzięki bardzo nietypowemu punktowi widzenia.

Kilka rozdziałów jest umiarkowanie technicznych, np. ten o eksperymentach biologicznych. Zdecydowana większość to notki autobiograficzne, zawsze ze śmiesznymi fragmentami albo puentą. Historie te często obnażają hipokryzję społeczeństwa, z którą Feynman nigdy nie mógł się pogodzić i na swój sposób próbował z nią walczyć.

Przez "normalność" bohatera we własnych oczach, jest to świetna książka motywująca: do poznawania świata, do eksperymentowania, do przekory i niebrania życia zbyt serio. Bardzo mocno polecam, szczególnie czytelnikom niezwiązanym z nauką.

(przesłuchane po angielsku, w wersji czytanej przez Raymonda Todda)

Z Feynmanem po raz pierwszy zetknąłem się na studiach — jego "Wykłady z fizyki" to chyba wciąż niedościgniony wzór podręcznika akademickiego z tej dziedziny. Wiedziałem jednak, że był to naukowiec nietypowy, a przede wszystkim niepokorny, więc pomyślałem że warto przeczytać coś o jego życiu.

Nie zawiodłem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

(przesłuchany audiobook z Audioteki, w wykonaniu Jacka Rozenka)

Jak dotąd przesłuchałem tylko pierwszą część "Pana Lodowego Ogrodu". Po kolejne sięgnę, ale też w formie audio—książka nie zachwyciła mnie na tyle, żeby ją przeczytać.

Świat, na który trafia główny bohater, opisany jest w ciekawy, tajemniczy sposób. Przychodzi mi na myśl znana z gier strategicznych, nomen omen, mgła wojny: ów świat (Midgaard) poznajemy tylko oczyma Vuka (a później też syna cesarza) i nie mamy pojęcia, co kryje się za kolejnym zakrętem traktu lub w pobliskiej dolinie. Miejscami myślałem, że to wygodne dla Grzędowicza, bo nie musi tak pilnować logicznej spójności swojej opowieści, ale w sumie bardziej mi się to podobało niż drażniło. Podobieństwo świata roślin i zwierząt do ziemskiego wydawało mi się pójściem na łatwiznę, ale kto wie, może w kolejnych częściach kryje się jakieś wyjaśnienie.

Zdecydowanie czegoś mi brakowało w dwóch rozdziałach Tohimona: o bystretkach i nauce z Aiiną. Były dość banalne i przewidywalne. Pierwszy miał chyba tylko na celu pokazać wyższe poczucie moralności Tohimona nad jego bratem i powtórzyć kolejny raz—przez analogię—historię o zdławieniu cywilizowanego Kirenenu przez Amitrajów. Kiedy młody cesarz spotyka Brusa, robi się ciekawiej.

Jeśli chodzi o styl Grzędowicza, to jest raczej płynny i dobrze się go czyta/słucha. Czasem tylko mnie drażniły "ziemskie" myśli Drakkainena, odwołujące się do popkultury itp. Myślałem wtedy, że Ziemianin musi być tak bardzo różny od tubylców, że dogadywanie się z nimi jest wręcz nieprawdopodobne.

(przesłuchany audiobook z Audioteki, w wykonaniu Jacka Rozenka)

Jak dotąd przesłuchałem tylko pierwszą część "Pana Lodowego Ogrodu". Po kolejne sięgnę, ale też w formie audio—książka nie zachwyciła mnie na tyle, żeby ją przeczytać.

Świat, na który trafia główny bohater, opisany jest w ciekawy, tajemniczy sposób. Przychodzi mi na myśl znana z gier strategicznych, nomen...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

(przesłuchane w wersji z Audioteki, z narracją Krystyny Czubówny)

Nie znam całej twórczości Lema, ale Niezwyciężony odbiega mocno formułą od znanych mi książek (Cyberiada, Bajki Robotów, Pirx). Może klimatem mu nieco bliżej do Solaris, którego czytałem na tyle dawno, że mogę się mylić. W żadnym razie nie jest to minus — po prostu chwalę wszechstronność autora.

Przez pierwszą połowę powieści czułem atmosferę dobrego horroru, w którym wiadomo że coś złego nadciąga, a właściwie że bohaterowie sami się w to złe wpakują. Naprawdę trzyma w napięciu. Potem zaś chcemy wyjaśnień, które stopniowo są nam dozowane. Tylko w jednym momencie to dozowanie było dla mnie dokuczliwe, w "Hipotezie Laudy", gdzie zbyt wiele zostało powiedziane i ochoczo przyjęte przy szczątkowych danych.

Na oklaski zasługuje pomysł starcia z niezrozumiałym, obnażający ludzki egocentryzm (bardzo realistycznie opisany) i bariery naszego poznania. Przy okazji autor odkrywa przed nami sztuczną (nie)inteligencję od strony, od której nie chcemy w ogóle się nią dziś zająć. Wciąż mówimy o AI wymykającym się spod naszej kontroli, o nagłym zwrocie przeciwko twórcom — a może istnieje inna droga? Być może po pięćdziesięciu latach od powstania Niezwyciężonego nauka zeń płynąca jest nam jeszcze bardziej potrzebna, niż wtedy.

Właśnie, pięćdziesiąt lat. Lem ma niesamowitą umiejętność opisywania przedmiotów przyszłości w taki sposób, że nawet gdy dawno już je wynaleziono, one wciąż są futurystyczne. Być może to dlatego, że nigdy chyba nie pisze, że użyto "najnowszych technologii" — wszystko jest jakby znane już od dawna.

Co do samej treści, szczególnie podobał mi się opis wybudzania statku po wielomiesięcznym locie. W dodatku Lem wytworzył na Regis szczególną, klaustrofobiczną atmosferę, mimo wielkich pustynnych przestrzeni. Może to przez ciągłe użycie przez bohaterów "pól siłowych", ale miałem wrażenie że cały czas są przez krajobraz osaczeni, co tylko potęgowało napięcie scen terenowych. Jest też kilka kąsków dla miłośników batalistyki, choć mnie akurat te opisy nie zachwyciły.

Może zabrakło trochę bardziej wyrazistych postaci, choć zdaję sobie sprawę że taki mógł być zamysł autora — vide ostatnia rozmowa Horpacha z Rohanem. Podsumowując: bardzo, bardzo dobra książka.

(przesłuchane w wersji z Audioteki, z narracją Krystyny Czubówny)

Nie znam całej twórczości Lema, ale Niezwyciężony odbiega mocno formułą od znanych mi książek (Cyberiada, Bajki Robotów, Pirx). Może klimatem mu nieco bliżej do Solaris, którego czytałem na tyle dawno, że mogę się mylić. W żadnym razie nie jest to minus — po prostu chwalę wszechstronność autora.

Przez...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Do książki podszedłem z zerowym przygotowaniem. Miałem tylko mgliste pojęcie, co to znaczy "jak u Kafki" — a więc że nic nie wiadomo. Rzeczywiście, od początku historii nie wiedziałem, o co w niej chodzi. No i chyba taki był jej sens: pokazać mękę człowieka w konfrontacji z instytucją, której nie rozumie. Czy to była metafora życia i sytuacji, w których płyniemy z nurtem wydarzeń, nie zastanawiając się dlaczego? Czy może aluzja do jakiejś totalitarnej służby bezpieczeństwa z czasów Kafki?

"Proces" to właściwie zbiór opowiadań — nawet bez konkretnej kolejności, poza początkiem i zakończeniem. Denerwowało mnie to trochę, jakby autorowi zabrakło pomysłu na spojenie opowieści, co zresztą ma swój wyraz w przedostatnim rozdziale z kupcem Blockiem.

Styl też nie przypadł mi do gustu, ale to już sprawa subiektywna. Po prostu trudno było mi przeczytać więcej niż jeden rozdział naraz.

Dobra strona książki to udane dotknięcie granic absurdu. Niektóre opowieści, takie jak ta o malarzu tłumaczącym bohaterowi trzy rodzaje uwolnienia, wywołały u mnie ironiczny uśmiech. Ciekawy był też filozoficzny wywód księdza w katedrze o tym, który człowiek z przypowieści jest bardziej wolny.

Podsumowując, książka mnie nie zachwyciła i nie bardzo rozumiem jej sławę.

Do książki podszedłem z zerowym przygotowaniem. Miałem tylko mgliste pojęcie, co to znaczy "jak u Kafki" — a więc że nic nie wiadomo. Rzeczywiście, od początku historii nie wiedziałem, o co w niej chodzi. No i chyba taki był jej sens: pokazać mękę człowieka w konfrontacji z instytucją, której nie rozumie. Czy to była metafora życia i sytuacji, w których płyniemy z nurtem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Była to pierwsza w całości przeze mnie przeczytana książka Stasiuka - kilka lat temu zmierzyłem się z "Jadąc do Babadag", ale nie doczytałem jej do końca.

Ponieważ wybierałem się na Bałkany, pomyślałem, że może w "Dzienniku" znajdę jakąś inspirację, miejsce lub tradycję, którego mógłbym się w podróży uczepić. Nie znalazłem tego - zdawałem sobie sprawę, że nie jest to przewodnik turystyczny po Bałkanach, ale chyba nie spodziewałem się poziomu prywatności książki.

Czym więc "Dziennik" jest? Wyrazem emocji i przemyśleń, zainspirowanych zachowaniami ludzi, nieważne jakiej narodowości. Mam wrażenie, że gdyby Stasiuk pojechał do Hiszpanii lub gdziekolwiek indziej, napisałby bardzo podobną książkę, bo on w gruncie rzeczy wszędzie widzi podobne ludzkie cechy. To nie wada - dobrze, że je zauważa i opisuje, co więcej: często robi to trafnie.

Najbardziej mieszane uczucia miałem w stosunku do trzeciej części książki, czyli spojrzenia na Polskę z dystansu. Trochę zbyt pretensjonalne, wyolbrzymione. Po kilku stronach właściwie wiadomo, co będzie dalej, ale i tak chce się przeczytać dla świętego spokoju.

Podsumowując: jak na początek przygody ze Stasiukiem to chyba nie najgorszy wybór, bo - z tego co zrozumiałem - da się tu poznać jego charakterystyczny styl w formie, która chyba nie odstrasza na przyszłość. "Dziennik pisany później" to jednak lektura bardzo ulotna, niezawierająca twardych punktów zaczepienia, bo w miesiąc po przeczytaniu niewiele już pamiętam.

Była to pierwsza w całości przeze mnie przeczytana książka Stasiuka - kilka lat temu zmierzyłem się z "Jadąc do Babadag", ale nie doczytałem jej do końca.

Ponieważ wybierałem się na Bałkany, pomyślałem, że może w "Dzienniku" znajdę jakąś inspirację, miejsce lub tradycję, którego mógłbym się w podróży uczepić. Nie znalazłem tego - zdawałem sobie sprawę, że nie jest to...

więcej Pokaż mimo to