Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Książka "Głód" popchnęła mnie emocjonalnie w przód. Jak szukacie fanki Roxane Gay to jestem tu! Temat może sugerować płytką treść. Nic podobnego! Marzeniem Roxane, jest nie tyle schudnąć, co odnaleźć samą siebie i swój sposób na życie. Roxane skarży się na złe traktowanie osób otyłych przez środowisko, ale sama dla siebie nie ma wększej tkliwości. Z karty na kartę ostro siebie krytykuje i używa na swój temat surowych, w swym wydźwięku, sformułowań. Jest swoim największym krytykiem. Umniejsza swoje zalety i wyolbrzymia wady. Dopiero pod koniec książki przychodzi jakieś pogodzenie ze samą sobą, rodzaj podsumowania. Roxane szczerze i wylewnie opisała swoje traumy i problemy, ale również swoje spojrzenie na to, swoje opinie i poglądy. Jej życie nie składało się jednak z samych porażek i to również odzwierciedli się w tej książce. Pisze z taką lekkością, że bardzo przyjemnie się to czyta, z kartki na kartkę. Nie jest to smutna litania, spowiedź, tylko ciekawa literatura. Umiała podejść do tematu i odpowiednio go ugryźć. Roxane odkrywa wszystkie karty, staje przed nami zupełnie odkryta ze swoimi słabościami i zmartwieniami. Warto też odnotować queerowe treści w książce, ze względu na orientację seksualną autorki Na pewno przeczytam jeszcze jej autorstwa książkę "Zła feministka". Jak chcecie lekką, szybką w czytaniu, ale ambitną lekturę, to polecam!

Książka "Głód" popchnęła mnie emocjonalnie w przód. Jak szukacie fanki Roxane Gay to jestem tu! Temat może sugerować płytką treść. Nic podobnego! Marzeniem Roxane, jest nie tyle schudnąć, co odnaleźć samą siebie i swój sposób na życie. Roxane skarży się na złe traktowanie osób otyłych przez środowisko, ale sama dla siebie nie ma wększej tkliwości. Z karty na kartę ostro...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Czuła Przewodniczka" to moja cicha spowiedniczka. Nie napiszę jak mi się dobrze czytało tą książkę. Szło jak po grudzie. Moje ciało i umysł stawiało opór. Raczej powiem: prawda w oczy kole. To było istne katharsis Moje wewnętrzne dziecko darło się w niebogłosy. Cieszę się że jednak niektóre obszary mam już przepracowane. Natalia de Barbaro uwydatniła mi pewne kwestie na które nie zwracałam należytej uwagi. Uświadomiła mi że aby potrafić szanować i kochać innych, muszę się nauczyć odpowiednio odnosić do samej siebie. Dopieścić moje wewnętrzne dziecko. Bałam się że książka będzie przegadana o maśle maślanym, ale po krótkim oporze, przekonałam się do niej. Chcecie dziewczyny, kobietki kochane, znaleźć własną drogę do bycia w pełni sobą? Zapraszam do lektury!

"Czuła Przewodniczka" to moja cicha spowiedniczka. Nie napiszę jak mi się dobrze czytało tą książkę. Szło jak po grudzie. Moje ciało i umysł stawiało opór. Raczej powiem: prawda w oczy kole. To było istne katharsis Moje wewnętrzne dziecko darło się w niebogłosy. Cieszę się że jednak niektóre obszary mam już przepracowane. Natalia de Barbaro uwydatniła mi pewne kwestie na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Skończyło się na całowaniu"
nie jest o zwykłym podkochiwaniu ❤️
Jaka jest trajektoria lotu naszej bohaterki? Wprost ku zgubie do przepaści, czy lotem wznoszącym ku niebiosom? Czym jest życie przeciętnego człowieka? Wypadkową kilku wymiarów. Piszę kilku, bo kto z nas żyje tylko logiczną, trzeźwą rzeczywistością? Życie często nas ponosi ku wyobraźni. Częściej niż by to się wydawało. Nawet gdy opisujemy zwykłą rzeczywistość, każdy zrobi to inaczej. Wydarzy się jedno zdarzenie, a każdy opisze je inaczej, bo zacznie już częściowo używać swojej wyobraźni, będzie, krótko mówiąc, koloryzował. A co tu dopiero mówić o zupełnym puszczeniu wodzów wyobraźni. Nawet nasze sny, to wytwory naszej wyobraźni. Nasza bohaterka Malwa Cukier żyje, na pełnych obrotach, w innych równoległych wymiarach. Jej wyobraźnia buzuje i miesza rzeczywistość z jej wyobrażeniami. O mateczko kochana! Jak to się lekko czyta! Zdanie za zdaniem. Polecam Waszej uwadze dzieło Ewy Ewa Jarocka ❤️

"Skończyło się na całowaniu"
nie jest o zwykłym podkochiwaniu ❤️
Jaka jest trajektoria lotu naszej bohaterki? Wprost ku zgubie do przepaści, czy lotem wznoszącym ku niebiosom? Czym jest życie przeciętnego człowieka? Wypadkową kilku wymiarów. Piszę kilku, bo kto z nas żyje tylko logiczną, trzeźwą rzeczywistością? Życie często nas ponosi ku wyobraźni. Częściej niż by to się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dla istot które wypalone potrzebują uśmiechu!

Dla istot które wypalone potrzebują uśmiechu!

Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo przystępnie napisana pozycja. Rekomendowana chorym jak i ludziom z ich otoczenia. Prawdziwe odkrycie

Bardzo przystępnie napisana pozycja. Rekomendowana chorym jak i ludziom z ich otoczenia. Prawdziwe odkrycie

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Od kartki bieli odcina się czarny tekst.
To wiersz Karola Maliszewskiego jest.
Oczy błądzą od wersu do wersu.
Narobią w głowie rwetesu.
Kolejne kartki przerzuca się lekko.
Pan dobrze panuje nad literką.
„Piosenka o przymierzaniu”
Nie sprzyja czytelnictwa spadaniu.

Od kartki bieli odcina się czarny tekst.
To wiersz Karola Maliszewskiego jest.
Oczy błądzą od wersu do wersu.
Narobią w głowie rwetesu.
Kolejne kartki przerzuca się lekko.
Pan dobrze panuje nad literką.
„Piosenka o przymierzaniu”
Nie sprzyja czytelnictwa spadaniu.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Rach, ciach, kartka za kartką, lekko przebrnęłam przez opowieść gładką.
Uczucie ojca i syna całą fabułę spina.
Słychać głos modlitwy Rabina.
Meandry losów zawiłe, odnajdują w bohaterach siłę.
Bohater nasz raz z pociągu umyka dla ratowania życia, by finalnie wysiąść z niego by odebrać życie.
Przeżyć tak wiele, wzburzyło by krew nawet w aniele.
Czy musiał przejść aż tak wiele?

Rach, ciach, kartka za kartką, lekko przebrnęłam przez opowieść gładką.
Uczucie ojca i syna całą fabułę spina.
Słychać głos modlitwy Rabina.
Meandry losów zawiłe, odnajdują w bohaterach siłę.
Bohater nasz raz z pociągu umyka dla ratowania życia, by finalnie wysiąść z niego by odebrać życie.
Przeżyć tak wiele, wzburzyło by krew nawet w aniele.
Czy musiał przejść aż tak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka która gra na najwrażliwszych strunach. Dziennik rejestrujący mroczne dni. Ponura kipiel duszy która wydostaje się na zewnątrz i dręczy, prześladuje. O tym jak lęk pociąga za sznurki a ty się stajesz jego bezwolną marionetką. Toczy się nieprzerwany bój o niepodległość. Jeśli jeszcze nie czytaliście to warto w skupieniu przekartkować tą książeczkę wczuwając się w te potyczki o własne ‘ja’.

Książka która gra na najwrażliwszych strunach. Dziennik rejestrujący mroczne dni. Ponura kipiel duszy która wydostaje się na zewnątrz i dręczy, prześladuje. O tym jak lęk pociąga za sznurki a ty się stajesz jego bezwolną marionetką. Toczy się nieprzerwany bój o niepodległość. Jeśli jeszcze nie czytaliście to warto w skupieniu przekartkować tą książeczkę wczuwając się w te...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Spis lokatorów Maciek Bielawski, Beata Dębska, Eugeniusz Dębski, Tomasz Majeran, Jędrzej Pasierski, Krzysztof Rudowski, Nadia Szagdaj, Agnieszka Wolny-Hamkało, Filip Zawada, Andrzej Ziemiański
Ocena 6,8
Spis lokatorów Maciek Bielawski, B...

Na półkach: ,

Mieszkanie. Dom. Pokój. Wielkopowierzchniowe lokum. Bez tej przystani swoje korzenie ma się za nic. Bez tego portu stabilizacja nie woła do raportu. Cicha, spokojna przystań miliona westchnień. Swoje mieszkanie nastawia mózgowe zwoje na to tylko twoje, wymarzone, dla Ciebie stworzone. Bez domu człowiek jest jak motyl bez kokonu. Larwa się przeistoczy gdy może zawiesić oczy na przeuroczym pokoju roboczym i salonie w dobrym tonie. Opowiadania o miękkich gniazdek moszczeniu przypadną do gustu nie jednemu.

Mieszkanie. Dom. Pokój. Wielkopowierzchniowe lokum. Bez tej przystani swoje korzenie ma się za nic. Bez tego portu stabilizacja nie woła do raportu. Cicha, spokojna przystań miliona westchnień. Swoje mieszkanie nastawia mózgowe zwoje na to tylko twoje, wymarzone, dla Ciebie stworzone. Bez domu człowiek jest jak motyl bez kokonu. Larwa się przeistoczy gdy może zawiesić oczy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

We Wrocławiu czytuje się tomik z tekstami Agnieszki Kłos. Tomik spory. Wymaga pokory. Uważnego czytania. Nie przeglądania. Teksty pulsują, debatują.

We Wrocławiu czytuje się tomik z tekstami Agnieszki Kłos. Tomik spory. Wymaga pokory. Uważnego czytania. Nie przeglądania. Teksty pulsują, debatują.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zaskoczenie i katarsis. Obrazki ukradzione z życia zwyczajnego zgrabnie skreślone w opowieści przepojone nadrealną pajęczyną efemerycznych wątków.

Zaskoczenie i katarsis. Obrazki ukradzione z życia zwyczajnego zgrabnie skreślone w opowieści przepojone nadrealną pajęczyną efemerycznych wątków.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Szare podwórko w cieniu tęczy...

Szare podwórko w cieniu tęczy...

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Paradoks kłamcy” to lektura która swoją wartką akcją ciągnie czytelnika kartka za kartką wciąż do przodu. Główny bohater wciąga nas w swoje zagmatwane życie i ciągnie bez litości poprzez jego cienie, blaski i zakręty. Po drodze poznajemy pełen przekrój społeczny różnorodnych postaci. Od krewnych, poprzez środowisko w którym pracuje, po media i półświatek kryminalny. To wszystko dzieje się na gruncie miasta mostów i poniemieckich kamienic. W tym środowisku snuje się cienka nić intrygi kryminalnej. Oplata jak pajęczyna kolejne podejrzane postaci. Karty zostały wyłożone na stół i „the game is the game”. Waldi kojarzy mi się z Kruszyną ze „Złego”. Autor nie unika eksperymentów językowych. Bloki monologów myślowych zmontowane pod imiennymi nagłówkami z bezokolicznikiem. Jeden z tego typu bloków zamiast autora podpisany „Kto to mówi?” Nietypowy opis dialogu. Imaginacje posortowane w akapitowych obrazach-blokach. Wielbiciele kryminałów docenią częste zwroty akcji, wplatane tropy zmyłki i suspensy.

„Paradoks kłamcy” to lektura która swoją wartką akcją ciągnie czytelnika kartka za kartką wciąż do przodu. Główny bohater wciąga nas w swoje zagmatwane życie i ciągnie bez litości poprzez jego cienie, blaski i zakręty. Po drodze poznajemy pełen przekrój społeczny różnorodnych postaci. Od krewnych, poprzez środowisko w którym pracuje, po media i półświatek kryminalny. To...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kompilacja dwóch artykułów Walta Whitmana: "Democracy" (grudzień 1867) i "Personalizm" (maj 1868), oryginalnie opublikowanych w miesięczniku "The Galaxy", przeczytana przeze mnie wiele lat temu, w tamtym okresie jawiła mi się jako obraz idei nienaruszalnej, uniwersalnej jaką we współczesnym świecie powinien być system demokracji. Wydawało się kwestią dopracowaną przez społeczeństwa krajów uważających się za kraje kulturowo rozwinięte i cywilizowane, rozdziałem w historii takich krajów zamkniętym. Ponowne pochylenie się nad wartościami opisanymi w tych tekstach stało się niepokojąco aktualne.

Kompilacja dwóch artykułów Walta Whitmana: "Democracy" (grudzień 1867) i "Personalizm" (maj 1868), oryginalnie opublikowanych w miesięczniku "The Galaxy", przeczytana przeze mnie wiele lat temu, w tamtym okresie jawiła mi się jako obraz idei nienaruszalnej, uniwersalnej jaką we współczesnym świecie powinien być system demokracji. Wydawało się kwestią dopracowaną przez...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki NieObcy Jan Bajtlik, Joanna Bator, Katarzyna Bonda, Halina Bortnowska, Sylwia Chutnik, Joanna Fabicka, Paweł Huelle, Piotr Ibrahim Kalwas, Ignacy Karpowicz, Hanna Krall, Jarosław Mikołajewski, Łukasz Orbitowski, Magdalena Parys, Małgorzata Rejmer, Paweł Smoleński, Olga Stanisławska, Andrzej Stasiuk, Dionisios Sturis, Ziemowit Szczerek, Małgorzata Szejnert, Olga Tokarczuk, Mirosław Wlekły
Ocena 6,3
NieObcy Jan Bajtlik, Joanna...

Na półkach:

„Byliśmy przyjaciółmi, a potem coś się stało w tym świecie...” (Dmytro Dyndronowycz z okolic Oktawina, lat 88).


Nie przekonuje mnie powszechne traktowanie pojęcia ‘Obcego’ jako pojęcia jednowymiarowego, odnoszącego się do jakiejś jednej znienawidzonej, nieakceptowanej przez daną osobę lub grupę cechy. Możemy mówić albo o rasistach, albo o antysemitach, ale rzadko kiedy szuka się jakiegoś punktu wspólnego, zbieżnego dla tych posegregowanych tematycznie uprzedzeń. Zbiór opowiadań w „NieObcym” traktuje temat obcego jako termin dużo pojemniejszy. Pokazuje różne aspekty inności i dąży do odnalezienia wspólnego źródła tych uprzedzeń. Sama nie byłam pewna czy można pokusić się o szukanie jakiegoś punktu wspólnego na tej płaszczyźnie różnorodnych uprzedzeń, ale lektura innej książki którą mogę polecić jako wstęp do głębszego zastanowienia się nad tematem, przekonała mnie że jednak nie powinniśmy tego rozpatrywać jako kilku różnych zagadnień i problemów a po prostu zastanowić się zwyczajnie nad uniwersalną dla wszystkich szerokości geograficznych i czasów naturą ludzką. Mam tutaj na myśli książkę Katarzyny Surmiak-Domańskiej „Ku Klux Klan. Tu mieszka miłość”. Neonazista, rasista lub antysemita – do wyboru do koloru, w zależności od obecnie panujących okoliczności i otoczenia. Ludzie od zawsze mieli tendencję do obawiania się czegoś czego nie znają, co jest im obce. Przeczytałam kiedyś w pewnej książce że z wyników badań nad emocjami ludzkimi wyszły dosyć nieoczekiwane konkluzje. Większość ludzi uważa to co nas najbardziej przeraża i czego nie możemy znieść to strach przed czymś co nam może zrobić krzywdę, co mogłoby nas pozbawiać życia. Badania jednak wykazały że gdyby wziąć za przykład np. sytuację w której spodziewamy się jakiegoś ataku zbrojnego podczas wojny to wcale nie śmierci i ran obawiamy się najbardziej. Okazało się że wręcz nawet przy odpowiednim nastawieniu, przemyśleniu sytuacji i pogodzeniu się z pewnymi faktami jesteśmy gotowi zgodzić się świadomie na śmierć, np. oddać za kogoś życie. To co było dla badanych najbardziej stresujące to nie była obawa o siebie i o swoje bezpieczeństwo ale niepewność co i kiedy się wydarzy. Niepewność obcej, niespodziewanej, nowej sytuacji. Tego bardziej boimy się niż śmierci. Czegoś co obce i nieznane. Urodziłam się, wychowałam i mieszkam we Wrocławiu – czyli polskim Nowym Yorku. Pamiętam jak jeszcze jako małe dziecko wielokrotnie przemierzałam plac Grunwaldzki i mijałam wielokrotnie ciemnoskóre osoby. Pamiętam że zwróciłam uwagę na to że mają inny kolor skóry i zastanowiło mnie to trochę. Ale nie pamiętam żadnych obaw albo myślenia że to obcy albo niebezpieczni dla nas ludzie. Myślałam wręcz odwrotnie. Skoro mijam ich tak często a w dodatku nikt z opiekujących się mną dorosłych nie reaguje na to w żaden niezwykły sposób to najwyraźniej są to ‘nasi’. Tak więc zauważyłam że nie wszyscy ‘my’ wyglądamy tak samo i się nad tym zastanawiałam , ale w odpowiednim otoczeniu i przy odpowiednich reakcjach otaczających mnie dorosłych ludzi nawet nie pomyślałam że to mogą być jacyś ‘obcy’ – wtedy nie dziwiło by mnie że są troszkę inni niż ja. Kojarzyłam te twarze z książek w domu. Nie byli mi obcy więc nie musiałam się bać. Jakoś tak odruchowo nawet myślałam że nie znam i nie znałam nigdy żadnych ‘obcych’. Dopiero gdy podczas czytania tej ksiązki ta myśl wyraźnie wyklarowała się w mojej świadomości zdałam sobie sprawę że się mylę i jak bardzo się mylę. Pamiętam przynajmniej dwa razy sytuację gdy ktoś mnie z zaskoczeniem pytał: „Jak mogłaś nie zauważyć!” No nie zauważyłam i sama się sobie dziwiłam. Jak już wiedziałam to widziałam to co przez tyle spotkań i rozmów umykało jakimś cudem mojej uwadze. Jak mogłam nie zwrócić uwagi na tak śniadą skórę, ciemne oczy i czarne włosy? Imiona uważałam po prostu za ciekawe i ładne. Potem znowu to samo. „Naprawdę nie wiedziałaś?” No… znowu nie zwróciłam uwagi… Zwróciłam za to uwagę kto mi w życiu służył pomocną ręką i kogo szanowałam za to jaką był osobą i jak potrafił się zachować gdy wszyscy wokół nie mieli dość odwagi by wystąpić z jednolitego szeregu. Skoro ja tak to widzę wychowana w takim a nie innym mieście, w takim a nie innym otoczeniu to oznacza że tworzymy te granice sztucznie. Dopóki nie przeczytałam tych opowiadań nawet nie byłam w pełni świadoma ile ja osobiście „NieObcych” osób spotkałam na swojej własnej drodze życiowej. Książka wciąga też różnorodnością tematów, miejsc, stylów i autorów. Miałam tutaj swoje małe zachwyty i odkrycia. Widzę że mam olbrzymie zaległości czytelnicze bo pozycje które mnie zainteresowały i po które chciałabym teraz z kolei sięgnąć to nie są ani nowi autorzy ani nowe tytuły. Dlatego zdaję sobie sprawę że dla bardziej wytrawnych czytelników moja ocena może być troszkę subiektywna i zawyżona. Myślę że nie można oceniać tej książki tylko pod kątem jej wartości literackiej. Warto też wziąć pod uwagę jaką wartość niesie z sobą dla przeciętnego czytelnika. Jak może pomagać kształtować nam nasz własny światopogląd. Ona nam niczego swoją treścią nie narzuca. Naświetla nam tło, fakty na których rzeczowo możemy budować swoje własne opinie. Myślę że niektórych mogą zrazić dość ostre oceny postaw naszych rodaków zawarte w kilku z opowiadań, ale myślę że biorąc pod uwagę kosmopolitanizm natury ludzkiej o którym już wcześniej wspominałam nie można tu mówić konkretnie o naszej narodowości i traktować tego zbytnio personalnie. Są różne okoliczności i otoczenie które kształtuje ludzi tak a nie inaczej. Gdyby osadzić ludzi z przeciwnej strony globu w podobnych do naszych okoliczności i otoczeniu to pewnie nabrali by w tym samym otoczeniu i klimacie społecznym tych samych przywar co nasi rodacy. Z biegiem czasu i zmian społecznych typowy Polak też się zmienia. Nie można tego traktować zbyt osobiście i się obrażać na rzeczywistość. Trzeba skupić się nad przyczynami i pozytywami bo skoro wciąż się zmieniamy możemy starać zmieniać się na lepsze.

„Byliśmy przyjaciółmi, a potem coś się stało w tym świecie...” (Dmytro Dyndronowycz z okolic Oktawina, lat 88).


Nie przekonuje mnie powszechne traktowanie pojęcia ‘Obcego’ jako pojęcia jednowymiarowego, odnoszącego się do jakiejś jednej znienawidzonej, nieakceptowanej przez daną osobę lub grupę cechy. Możemy mówić albo o rasistach, albo o antysemitach, ale rzadko kiedy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Lucynka, Macoszka i ja” czyli „historia narodzin Galatei”

(“Wszyscy chcą zrozumieć malarstwo; dlaczego nie próbują rozumieć śpiewu ptaków? ” - Pablo Picasso)

Martin Reiner jest wieloletnim badaczem biografii znanego czeskiego rodaka poety Ivana Blatnego. Narratorem jego powieści „Lucynka, Macoszka i ja” jest brneński listonosz Tomasz Mróz. Podobnie jak Reiner, Tomasz ma córeczkę. Jest nią tytułowa Lucynka. Drugim punktem ciężkości tej powieści jest intrygujący Tomasza poeta Macoszka. Tak jak Tomasz badał życiorys i twórczość Macoszki, tak i Martin Reiner poświęcił większą część swojego życia na prześledzenie faktów i dzieł związanych z Ivanem Blatnym. W pewnym momencie sam Tomasz stwierdza że "głównym sensem tej opowieści jest historia narodzin Galatei". W tym momencie powinnam dodać że owocem wieloletnich badań Reinera jest, wydana przez niego kilka lat temu (wkrótce ukaże się również polskie wydanie w tłumaczeniu i opracowaniu wydawnictwa Starej Szkoły), bardzo doceniona przez krytykę i niezwykle utytułowana biografia Ivana Blatnego.
Rodzinnym miastem zarówno Reinera jak i Blatnego jest Brno. Tomasz jako dziecko został zaatakowany i pogryziony przez swojego psa. Pozostałe po tym wypadku na twarzy dwie duże blizny porównuje do śladów jakie w mieście pozostawiły zaborcze obce ustroje dawnych czasów. Miasto musiało zmierzyć się z zarówno z ustrojem nazistowskim jak i komunistycznym. Nie pozostało bez blizn ponieważ nie udało się uniknąć niszczących infrastrukturę i częściowo i chwilowo ducha mieszkańców bombardowań. Łatwiej mówić o stanie ducha samego miasta niż mieszkańców ponieważ z narodowością mieszkańców, migracjami i wysiedleniami bywało różnie. Ivan Blatny początkowo sam był zwolennikiem systemu komunistycznego i można by pokusić się o stwierdzenie że uwierzył w sens i skuteczność tych ideałów tak jak łatwo i szybko obdarzamy zaufaniem naszą poczciwą, spokojną, łagodnie wyglądającą psinę.
„Szrama przypominająca odwrócony haczyk nad […] kącikiem ust była tarczą, za którą się ukrywałem”, stwierdził Tomasz.
Odwrócony haczyk może przywieźć na myśl hiszpańską interpunkcję z jej odwróconym znakiem zapytania, nie na końcu, a na początku zdania. Puszczając wodze wyobraźni można sobie wyobrazić że autor zasłania się przed trudną rzeczywistością tarczą z pytań w miejsce zwykłych stwierdzeń które stworzyłyby smutny zbiór zamknięty który swoim stanowcze ‘stwierdzenie’ rzeczywistości nie prowokowałoby do wprowadzania w nim żadnych zmian. Znak zapytania natomiast sugeruje konieczność jakiejś kontynuacji, udzielenia jakiejś odpowiedzi, niegodzenia się z czymś co się widzi i szukaniem prawdziwej odpowiedzi na tak zastaną rzeczywistość. Usta wyrażają opinię, opisują rzeczywistość, ale następujący po nich znak zapytania każe nam się przez moment zatrzymać i zastanowić nad tą rzeczywistością. Dopóki pytamy to się nad czymś zastanawiamy, staramy się to przemyśleć i ocenić, bezmyślnie się na to nie godzimy. Dopóki staramy się obiektywnie oceniać obraz który roztacza przed nami rzeczywistość, który wyrażamy słowami wypowiadanymi przez nasze usta, dopóty nawet czarna ponura wizja ma szansę na zmianę i stworzenie jej pozytywnej alternatywy. Gdy przestaniemy pytać i wszystko automatycznie zaczniemy przyjmować za pewniki możemy dać się schwytać w pułapkę ułudy, wpaść w sieć którą celowo może ktoś przed nami na nas zastawić.
Kreskę przypominającą taki odwrócony haczyk można znaleźć na kilku obrazach wybitnego hiszpańskiego artysty Pabla Picassa. U ‘płaczącej [nad wojenną zawieruchą] kobiety’ i na przynajmniej jednym z jego autoportretów. Był to wiodący artysta dwudziestego wieku a kubizm i surrealizm bliskie Ivanowi Blatnemu z pewnością są jedym z pierwszych skojarzeń nasuwających się na myśl o sylwetce i dorobku artystycznym tego twórcy. Mam nadzieję że autor „Lucynki[…]” nie ma nic przeciwko takim swobodnym osobistym interpretacjom. Gdyby dalej iść tropem takich swobodnych interpretacji, to poddasze domu w którym odpoczywają Tomasz z Lucynką byłoby prapoczątkiem wszystkiego, wierzchołkiem góry lodowej, najładniejszą kuszącą wielobarwną ekspresjonistyczną wierzchnią warstwą. Tak kuszącą że delikatne, wrażliwe stworzonko skuszone kolorami i złudnymi formami unosząc się na skrzydłach euforii naiwne w swej wierze w to co podpowiada ten obraz rozbija się o szybę rzeczywistości i upada martwe na ziemię, tuż obok fundamentów nad którymi jest jeszcze piwnica. Do piwnicy prowadzą schody z armią rozstawionych wszędzie butelek. Ustawionych jak elegancko ubrani w podobne mundury naziści kochający sztukę a równocześnie będący przez świat sztuki zwalczani. Kochający sztukę z klasycznymi kanonami dbającymi o równowagę i porządek jak gładkie równolegle i równomiernie porozstawiane butelki. Gdyby te same butelki troszeczkę inaczej poustawiać… gdyby nadać temu samemu obrazowi troszkę inną kompozycję mogłoby się okazać że w tym obrazie czai się ukryta surrealistyczna wizja bliska ideałom Lva Blatnego. Lev Blatny był wybitnym działaczem kulturalnym swoich czasów a prywatnie ojcem Ivana Blatnego. Gdzieś pomiędzy wierszami czaru atelier i mroków skrywanych w piwnicy, znajdowała się biblioteczka z”cienką książeczką […] z nietypowymi kubistyczno-secesyjnymi wzorami: Josef Chaloupka – Wiersze. […] tomik z 1923 roku” Po pierwszej wojnie światowej w czeskim środowisku artystycznym powstała grupa zrzeszająca młodych autorów. Josef Chaloupka był w tej grupie bliskim współpracownikiem Lva Blatnego. Wiersz opowiada o szeptach które niosą echo o kims kogo już nie ma. Można mieć wrażenie że po schodach zejdzie ktoś kogo już nie ma. Przeszłość zostawiła swoje ślady i odbiła swoje piętno na tym co nowe. Wydaje się wręcz że ktoś za ścianą chodzi ale tam nikogo już nie ma. Echo przeszłości jednak pozostało. Marcowy Zając (Lucynka) dzierży w swoim władaniu czas. Dzięki niej nabiera innego wymiaru. Zegar Marcowego Zająca nie mierzy czasu tak jak typowy zegar. Jest zegarem przypisanym tylko i wyłącznie do Marcowego Zająca i w jego władaniu. Nas to dziwi i niepokoi ale z perspektywy samego Marcowego Zająca wszystko jest dużo prostsze i mniej zagmatwane. Nie widzi w tym nic dziwnego i inaczej do tego podchodzi wciągając z sobą w swoją surrealistyczną czasoprzestrzeń również Tomasza. W ‘Lucynce[..]” jest właśnie tak jak w surrealistycznym świecie Alicji i Marcowego Zająca. Senne wizje plączą się i łączą w absurdalne obrazy. Ale to nie jest fikcja ani bezsensowny chaos. To jest nieuporządkowana, swobodna projekcja rzeczywistości w nasze sny. Bezładnie dopasowujemy elementy układanki aby upewnić się czy wcześniejszy pierwotny uporządkowany obraz nie jest złożony z elementów które można by też ułożyć inaczej. Czy to jedyna niezaprzeczalna prawda czy istnieją jakieś inne alternatywy? Wracając do opisu czeluści piwnicy, po pokonaniu schodów z obłymi, elegancko połyskującymi, chociaż zupełnie pustymi butelkami które może jeszcze ktoś napełni ponieważ są na szczęście otwarte, napotkamy na gazetę na której leżą częściowo już rozkładające się orzechy. Dom na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie wspaniałego budynku. Pierwsze na co natrafią ciepłe promienie słońca przez szybę w atelier. Najpierw byliśmy w pracowni na poddaszu z dużymi kolorowymi postaciami momentami przerażającymi jak znaki ostrzegawcze w jaskrawych kolorach. Radzące uciec jak najdalej od ponurej rzeczywistości jak sam Gaugin zbiegł kiedyś gdzieś w dal egzotycznego kolorowego raju. Gdy już jednak weszliśmy do środka przywitały nas ponure cienie czające się na schodach i w biblioteczce. Gdzieś zaraz obok nas. To wszystko skrywało wewnętrzną najczarniejszą wizję przerażającej piwnicy. Za butelkami leżała gazeta. My mieliśmy „Trybunę Ludu” a jej czeskim odpowiednikiem było „Rude pravo”… Między orzechami można było dojrzeć datę: 16 czerwca 1985 roku. Gazeta została zdigitalizowana więc można zajrzeć na wspomniany numer do cyfrowego archiwum. Może przeczytamy jakiś wiele mówiący nagłówek? Może naszym oczom ukaże się bardzo wymowne zdjęcie? Ta data to niedziela i w tym dniu nie ukazała się gazeta. Gazeta istniała ale nigdy nie wydrukowano tego numeru. Niby prawdziwe a okazało się jednak ułudą. Na gazecie leżały orzechy. Może i były twarde i nikt ich nie rozłupał, nie zgniótł i nie zmiażdżył, ale z czasem zwietrzały, spleśniały, zbutwiały i odeszły w zapomnienie nadgryzione zębem czasu i zachodzących zmian. Niektórzy twierdzą że orzech symbolizuje Jezusa, zbawcę, zbawienie. Trzeba cierpliwości, czasu, wiele pracy i wysiłku aby dotrzeć do tego co najwartościowsze, skryte w głębi za twardą łupką i pod bardzo gorzką skórką. To równocześnie owoc i nasienie. Nie widzimy tego, ale właśnie na tym nam najbardziej zależy. Tomasz stwierdził że łupinki spleśniałych orzechów wyglądały jak przekwitnięte mlecze, czyli symbol przemijania i ulotności. Samej skorupki już nie było widać. Dwanaście naczyń z resztami jedzenia przywodziły analogiczne do wizji zbawiciela wizję ostatniej wieczerzy i dwunastu apostołów. Znawcy Biblii twierdzą że interpretowanie ostatniej wieczerzy jako pożegnania nie jest właściwą interpretacją. Apostołowie spożywają krew i ciało zbawiciela a poprzez to nowy duch i energia zasila również ich ducha. Idea nie umiera tylko zakwita i zaczyna wydawać swoje owoce w przygotowanych na zmiany sercach. Rewolucja przemysłowa a potem rozpalany w pewnym okresie zapał obiecująco i ładnie wyglądał na ekranie filmowym w kinie. Nowa epoka i ustrój i ludzie wraz z drapaczem chmur miały górować nad stłamszoną przestrzenią, ale skończyło się na spektakularnych planach. Mniej finezyjny oddźwięk miały zawieruchy wojenne niosące swój zgubny wpływa w bardziej otwarty i okrutny sposób. Opis przejażdżki Tomasza i Lucynki na karuzeli nie kojarzy się z bajkową wizją sielanki tylko z ponurym antywojennym obrazem Marka Gertlera „Kazruzela”. Musimy próbować normalnie żyć w takiej rzeczywistości jaka była nam dana. W międzyczasie możemy być zmuszeni do przewartościowania pewnych prawd i ideałów. Najważniejsze jest aby nie zatrzaskiwać na głucho rzeczywistości jednoznaczną kropką na końcu zdania, tylko wciąż badać rzeczywistość i szukać swojej prawdziwej drogi.
Zdaję sobie sprawę że mój opis to mocna nadinterpretacja, moje osobiste refleksje i prywatne skojarzenia. Pewne główne idee i przesłanki są jednak oczywiste i w pewnych obszarach takiej dowolności nie ma. W szerszym spojrzeniu książka staje się wspaniałym rebusem omiatającym swoja zamaszystą peleryna wiele epok, miejsc, osób i wydarzeń. Można wędrować dróżkami i ścieżynkami dając pole wyobraźni i starając się odpowiednio upleść tą misterną sieć. Nie sądzę aby było czymś bardzo złym zbłądzenie i podążenie niewłaściwym tropem. Najważniejsze aby nie przestać się zastanawiać, obserwować i próbować mieć jakiś pozytywny wpływ na otaczającą nas rzeczywistość. Aby nie dać się bezmyślnie i bezrefleksyjnie zatrzasnąć w jakiś narzucanych nam z góry szablonach. Domyślam się że większość moich interpretacji jest błędna, ale skoro książka zachęca do refleksji i myślenia to mamy zawsze szansę pewnego dnia dotrzeć do właściwych odpowiedzi.
Forma książki jest nietypowa. W pewnym sensie stanowi formę przedmowy do biografii Ivana Blatnego. Stanowi jednak niezależną odrębną całość i gdyby zrezygnować z dodatkowych interpretacji można ją czytać jako zwykłą powieść. Nie jest to uporządkowany, sekwencyjnie postępujący opis akcji. Czasami zmiana powodu śmierci wygląda na zwykłą poprawkę dla utrzymania częściowej fikcji. Potem jednak dowiadujemy się o innym bohaterze do którego tamte fakty by pasowały i mamy coś na kształt szachowej roszady faktów. Tomasza można uznać za pierwowzór Reinera, ale to malarz odstępujący dom wyjeżdża tam gdzie podróżował Reiner. Mentor Reinera był Słowakiem więc zupełnie puszczając wodze fantazji i mając na uwadze słowacki zwyczaj pojedynkowania się młodzieńców z tamtych czasów i regionu można by się pokusić o uznanie powszechnych w tamtych czasach i miejscu blizn na twarzach młodzieńców pochodzących z tamtych regionów za ogólny symbol oznaczający słowacką narodowość takiej osoby, symbolizujący jedynie pochodzenie takiej osoby a nie fizyczną materialną bliznę. W tym chaosie wiele pozornie nieistotnych szczegółów zaczyna się ze sobą łączyć tworząc w miarę czytania kolejnych stronic książki nowy logiczny sens snutej przez narratora opowieści. Zabieg taki służy uatrakcyjnieniu treści czytanej książki. Gdy jednak przyjrzymy się twórczości Ivana Blatnego i spróbujemy ją podsumować kilkoma zdaniami ogarnie nas konsternacja. Pozorny chaos faktów, innowacyjne podejście do stylu treści i nietypowe zabiegi literackie. Opisujemy wiersze Blatnego czy powieść Reinera? Najwyraźniej zwykłe napisanie biografii o człowieku który unikał zamykania się w utartych szablonach to za mało. Nawet sama forma i sposób napisania „Macoszki[..]” nawiązuje do twórczości Blatnego. Sam pomysł stworzenia powieści która będąc odrębną całością byłaby równocześnie zakamuflowaną w fikcji formą wstępu do biografii wpisuje się w sposób myślenia i pisania Blatnego. Na każdym kroku też odnosi się wrażenie że autor grozi palcem, aby przede wszystkim iść za głosem swojego wewnętrznego ‘ja’ i jeśli zdecydujesz się napisać czyjąś biografię zrób to z pasją a nie wyłącznie z obowiązku zawodowego. Być może dlatego Macoszka nie jest postacią pierwszoplanową i przyćmiewa go blask miłości ojca do córki, do Lucynki. Wygląda na to że Martin Reiner nie opisał Ivana Blatnego ponieważ zdobył odpowiednią ilość materiałów na temat tego poety. Najwyraźniej Blatny występuje tu w roli osobistej pasji i zainteresowania autora. Prywatnego zainteresowania sylwetką i twórczością tego autora. Dlatego musiał pozostać w cieniu tego co w życiu dla Reinera jest najważniejsze, w cieniu pierwowzoru jego córki. Niezwykle wciągająca jest lektura książki która z jednaj strony dostarcza rozrywki czytelnikowi formą ciepłej fikcyjnej powieści, dodatkowo również wciąga czytelnika w szukanie odpowiedzi na wątek zagadki, a z drugiej strony zmusza do zastanowienia się nad sylwetką i twórczością innego realnie żyjącego i tworzącego autora i próby wyłowienia faktów z jego prawdziwego życia. Nie da się też odbyć tej podróży nie natykając się po drodze na postacie, miejsca i historię ojczystego miasta obu twórców.

Preludium do biografii bez nagromadzenia ciężkich faktów, w formie sympatycznej weekendowej „wycieczki z przewodnikiem”. Jestem zauroczona książką która nie ma swojego początku ani końca. Można ją czytać wciąż od nowa próbując spojrzeć coraz to z nowej perspektywy, skupiając się na innych faktach i próbując im się przyjrzeć w nowy sposób. Przepadam za książkami zmuszającymi do dalszych przemyśleń, nie kończącymi się po ostatniej przeczytanej kartce i taka właśnie jest „Lucynka, Macoszka i ja” Martina Reinera.

„Lucynka, Macoszka i ja” czyli „historia narodzin Galatei”

(“Wszyscy chcą zrozumieć malarstwo; dlaczego nie próbują rozumieć śpiewu ptaków? ” - Pablo Picasso)

Martin Reiner jest wieloletnim badaczem biografii znanego czeskiego rodaka poety Ivana Blatnego. Narratorem jego powieści „Lucynka, Macoszka i ja” jest brneński listonosz Tomasz Mróz. Podobnie jak Reiner, Tomasz ma...

więcej Pokaż mimo to