-
Artykuły„Shrek 5”, nowy „Egzorcysta”, powrót Avengersów, a także ekranizacje Kinga, Dahla i Hernana DiazaKonrad Wrzesiński4
-
Artykuły„Wyluzuj, kobieto“ Katarzyny Grocholi: zadaj autorce pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać23
-
Artykuły„Herbaciany sztorm”: herbatka z wampiramiSonia Miniewicz1
-
ArtykułyWakacyjne „Książki. Magazyn do Czytania”. Co w nowym numerze?Konrad Wrzesiński9
Biblioteczka
2019-11-10
2018-12-02
2018-08-30
2018-08-18
2018-06-03
2017-07-26
2017-05-14
2017-04-20
2016-02-21
Początek był bardzo trudny. I wcale nie byłam przekonana do tej powieści. Brnęłam przez bardzo długie zdania, często wielokrotnie złożone, czytałam raz jeszcze żeby zrozumieć, poczuć, wczuć się. Nie wiem, kiedy zaskoczyło, kiedy wtopiłam się w ponury świat prozy Flanagana, kiedy doceniłam piękny styl, kiedy wszystko przestało dla mnie istnieć poza Tasmanią, Sonją i Bojanem.
„Klaśnięcie jednej dłoni” to poruszająca, przejmująco smutna, wyciskająca łzy z oczu (nie wstydzę się przyznać – płakałam) historia zawikłanej i trudnej miłości/nienawiści ojca i córki. To opowieść o rozbitej słoweńskiej rodzinie, pokiereszowanej przeżyciami wojennymi parze młodych ludzi, którzy przybywają do Tasmanii z nadzieją znalezienia ułudnego jednak szczęścia. To przepełnione bólem, cierpieniem fizycznym i tęsknotą dzieciństwo i przedwczesna dorosłość Sonji. To niemożność znalezienia słów, gestów, pokazania swojej samotności, żalu, rozpaczy i miłości. To okrucieństwo, alkoholizm i znęcanie się nad bezbronnym dzieckiem. Ale to także współczucie i zrozumienie dla tego, który zadaje ból, chociaż wszystko się buntuje przed takim postępowaniem.
Jestem poruszona. Piękna chociaż niełatwa lektura.
Początek był bardzo trudny. I wcale nie byłam przekonana do tej powieści. Brnęłam przez bardzo długie zdania, często wielokrotnie złożone, czytałam raz jeszcze żeby zrozumieć, poczuć, wczuć się. Nie wiem, kiedy zaskoczyło, kiedy wtopiłam się w ponury świat prozy Flanagana, kiedy doceniłam piękny styl, kiedy wszystko przestało dla mnie istnieć poza Tasmanią, Sonją i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-08-07
Przyznaję, że ciężko było mi ocenić tę powieść. Bo niby z ciekawością ją czytałam, nawet spodobał mi się pomysł tej niesamowitej mistyfikacji, natury której świadoma była tylko jedna z zainteresowanych stron. Mało tego – do mniej więcej połowy oceniałam ją parę gwiazdek wyżej. I teraz nie wiem, czy książka była za długa ( a ja przecież lubię długie powieści) i końcówka już mnie nużyła, tym bardziej że można było oczekiwać podobnego rozwiązania, czy rzeczywiście autorka przesadziła z głupotą niektórych bohaterów i wątków. A może to ja nie potrafię docenić tej literatury, co jest bardzo prawdopodobne.
A zapowiadało się w miarę obiecująco. Z katastrofy statku niedaleko wybrzeża australijskiej Wyspy Kangura, ocalały tylko dwie młode dziewczyny. Dziedziczka fortuny, panna z dobrego domu, rozpuszczona i rozpaskudzona, jak tylko takie panny potrafią być, wskutek nieszczęśliwego wypadku traci pamięć. Dziewczyna miała spędzić u przyjaciółki swojej matki na Wyspie Kangura jakiś czas po tragicznej śmierci rodziców i młodszego brata. Druga kobieta, więźniarka, zresztą niesłusznie osądzona, przez ostatnie dwa lata swojego wyroku ma pracować jako pomoc na odludnej farmie, gdzie pisana jest jej ciężka praca w obejściu i przy dzieciach. Amnezja Amelii zostaje sprytnie wykorzystana przez Sarę, która w tym z pozoru nieszczęśliwym wypadku, widzi szansę na odmienienie swojego życia. Dlaczego ona sama nie mogłaby zostać bogatą panienką? Dlaczego jej życie nie mogłoby wreszcie stać się szczęśliwsze? I tak niepostrzeżenie sympatia czytelnika (przynajmniej moja) przenosi się z jednej kobiety na drugą, a główna bohaterka przechodzi cudowną metamorfozę.
Jest to książka o próbie odkupienia winy, nierównych i niesprawiedliwych szansach w życiu z racji urodzenia, o miłości, zazdrości, nienawiści. Ciekawostką jest, że czarnymi charakterami okazują się tu tylko kobiety, wszyscy mężczyźni są na swój sposób pozytywni. Myślę, że mogłaby to być całkiem przyjemna opowieść przybliżająca trochę mentalność i obyczajowość Australijczyków (w tym Aborygenów) połowy XIX wieku. Niestety, mimo że czytało się ją dobrze, nagromadzenie nieprawdopodobnych sytuacji i głupota oraz naiwność bohaterów trochę mnie do niej zniechęciły.
Przyznaję, że ciężko było mi ocenić tę powieść. Bo niby z ciekawością ją czytałam, nawet spodobał mi się pomysł tej niesamowitej mistyfikacji, natury której świadoma była tylko jedna z zainteresowanych stron. Mało tego – do mniej więcej połowy oceniałam ją parę gwiazdek wyżej. I teraz nie wiem, czy książka była za długa ( a ja przecież lubię długie powieści) i końcówka już...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-01-30
Zachęcona pierwszą przeczytaną przeze mnie książką Freeman „Wzgórze Dzikich Kwiatów”, natychmiast sięgnęłam po następną. Powieść jest podobnie skonstruowana – wątki z przeszłości, sprzed 110 lat przeplatają się z teraźniejszością. Łączy je Australia, tytułowa Zatoka Latarni, pośrednio bohaterowie i tajemnica buławy, która w 1901 roku zaginęła po rozbiciu statku, a wraz z nią Izabella, żona znanego jubilera.
Wiele lat później, w 2011 roku, Libby powraca do rodzinnych stron. Głęboko zraniona po śmierci kochanka, próbuje znaleźć sposób na życie, zamieszkując w domku koło latarni, który otrzymała w prezencie od Marka, swojego kochanka. Powrót jest trudny, bo musi zmierzyć się z ze wspomnieniami o wydarzeniach sprzed dwudziestu lat, które doprowadziły ją do wyjazdu z Australii i fatalnie wpłynęły na stosunki między nią a jej siostrą. Czy Libby znajdzie w Lighthouse Bay ukojenie, rozwiąże niełatwą sytuacje rodzinną i pogodzi się z siostrą i samą sobą, poukłada sobie życie? Czy tajemnica buławy zostanie rozwikłana?
Chociaż książkę czyta się bardzo dobrze, nie urzekła mnie tak bardzo jak „Wzgórze Dzikich Kwiatów”. Jest miłość, nawet niejedna, tajemnicze historie rodzinne, poszukiwanie skarbów. Ta powieść jest romansem przygodowo-sensacyjnym, bardzo dobrym czytadłem, lekturą przyjemną, ale niezbyt wymagającą.
Zachęcona pierwszą przeczytaną przeze mnie książką Freeman „Wzgórze Dzikich Kwiatów”, natychmiast sięgnęłam po następną. Powieść jest podobnie skonstruowana – wątki z przeszłości, sprzed 110 lat przeplatają się z teraźniejszością. Łączy je Australia, tytułowa Zatoka Latarni, pośrednio bohaterowie i tajemnica buławy, która w 1901 roku zaginęła po rozbiciu statku, a wraz z...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-01-26
Lubię sagi rodzinne. Ta szczególnie przypadła mi do gustu, bo jest ciekawa; czytałam ją szybko, wręcz zachłannie, żeby dowiedzieć się, co się dalej wydarzy. Zaczyna się w 1929 roku, kiedy bohaterka Beattie Blaxland, dziewiętnastoletnia dziewczyna odkrywa, że zostanie matką. Niestety, ojciec jej dziecka nie jest zachwycony tą wiadomością. Nic dziwnego, jest żonaty i wcale nie ma ochoty rozwieść się z żoną, żeby założyć nową rodzinę…
W 2009 roku, wnuczka Beattie, Emma, sławna tancerka staje przed wielkim wyzwaniem, co zrobić ze swoim do tej pory szczęśliwym i poświęconym tańcu życiem. Nieoczekiwanie dwukrotnie dotyka ją los – opuszcza ją narzeczony i zaraz potem, w wyniku nieszczęśliwego wypadku łamie nogę, co przekreśla całkowicie jej karierę baletnicy, która zresztą i tak już się powoli kończyła. Emma nie potrafi poradzić sobie z sytuacją. Niespodzianie, jej nieżyjąca od kilku lat babcia, swoim zapisem w testamencie wskazuje nowe możliwości. Emma jedzie do Tasmanii na Wzgórze Dzikich Kwiatów, którą to posiadłość odziedziczyła po babci. Tam, przygotowując dom do sprzedaży, jednocześnie próbując zrobić porządek ze swoim życiem, natyka się na ślady tajemnicy, którą babcia przez lata trzymała w ukryciu.
Interesująca, intrygująca, wzruszająca i pochłaniająca bez reszty. Pokazuje trudne życie kobiety, która wbrew wszystkiemu i wbrew wszystkim, samotnie zmaga się z losem, niejednokrotnie stawiając wszystko na jedną kartę. Kobiety, która mimo nieprzychylnego nastawienia małomiasteczkowego społeczeństwa, rządzącego się swoimi, dość kontrowersyjnymi normami moralnymi, nie boi się realizować marzeń.
Mnie ta książka urzekła i wydaje mi się, że nie jestem jedyna. Jestem przekonana, że ci, którzy jeszcze nie znają „Wzgórza Dzikich Kwiatów” a są wielbicielami tego gatunku i zdecydują się sięgnąć po powieść Kimberley Freeman, nie będą rozczarowani.
Lubię sagi rodzinne. Ta szczególnie przypadła mi do gustu, bo jest ciekawa; czytałam ją szybko, wręcz zachłannie, żeby dowiedzieć się, co się dalej wydarzy. Zaczyna się w 1929 roku, kiedy bohaterka Beattie Blaxland, dziewiętnastoletnia dziewczyna odkrywa, że zostanie matką. Niestety, ojciec jej dziecka nie jest zachwycony tą wiadomością. Nic dziwnego, jest żonaty i wcale...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
W trakcie czytania tej powieści miałam bardzo mieszane uczucia. To wrażenie po skończeniu książki nie ustąpiło. Powieści obyczajowe, których akcja rozgrywa się na przestrzeni wielu lat, a tłem są ważne wydarzenia historyczne , należą do moich ulubionych. Pod tym względem książka spełniła moje oczekiwania. Akcja rozpoczyna się w 1914 roku, kiedy tajemniczy mężczyzna przynosi do klasztoru prowadzonego przez zakonnice, małą dziewczynkę. To właśnie ona, Rosa, stanie się główną bohaterką wydarzeń opisanych w powieści.
Właściwa akcja zaczyna się na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych we Florencji. To co działo się we Włoszech w tym czasie, panująca wtedy atmosfera, stosunek Włochów do Mussoliniego, bardzo mnie zainteresowało. Również lata wojny, opisane przez autorkę, nie przyniosły rozczarowania. Trochę mniej pociągały mnie działania partyzantki i jej żołnierzy, noszących, moim zdaniem, mocno infantylne a na pewno bardzo denerwujące pseudonimy. Ta część zajmuje sporo miejsca i przyznaję, że z wielką niecierpliwością oczekiwałam już zakończenia tej grubej powieści i rozwiązania wszystkich wątków. Tutaj niestety spotkało mnie spore rozczarowanie, bo chociaż byłam zaskoczona wyjaśnieniem zagadki dotyczącej pochodzenia Rosy, na której bazuje cała fabuła powieści, to było ono wyjątkowo nieprzekonujące, niespójne, nieprawdopodobne i … idiotyczne.
Na ogół nie znoszę elementów magicznych w powieściach i staram się jak ognia unikać książek, które podejrzewam, że mogą mieć jakiś związek z magią. Tutaj, o dziwo, te elementy nie denerwowały mnie, a nawet na swój sposób spodobały mi się.
Gdybym miała podsumować swoje wrażenia, to „Toskańska róża” jest niezłym czytadłem, z dość zaskakującym, niekoniecznie pozytywnie, zakończeniem, momentami bardzo interesującą powieścią obyczajową z całkiem bogatym tłem historycznym, momentami dość przewlekłą, choć poruszającą opowieścią o walce z faszystami. Mimo zastrzeżeń, myślę, że warto przeczytać, ale bez oczekiwań na niezwykłą lekturę.
W trakcie czytania tej powieści miałam bardzo mieszane uczucia. To wrażenie po skończeniu książki nie ustąpiło. Powieści obyczajowe, których akcja rozgrywa się na przestrzeni wielu lat, a tłem są ważne wydarzenia historyczne , należą do moich ulubionych. Pod tym względem książka spełniła moje oczekiwania. Akcja rozpoczyna się w 1914 roku, kiedy tajemniczy mężczyzna...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to