Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , , , ,

Fantastyczna wyprawa po artefakt, western i postapokalipsa zombie - sporo grzybów w tym barszczu, ale to całkiem smaczny barszcz. Mam wrażenie, że zabrakło twardej redaktorskiej ręki, skreślającej słowa-śmiecie czy powtarzające się czy nic niewnoszące fragmenty. Plus za kreatywne połączenie znanych motywów i zrozumiałe poprowadzenie historii, minus za małozgrabne dialogi. Luźna wakacyjna powieść.

Fantastyczna wyprawa po artefakt, western i postapokalipsa zombie - sporo grzybów w tym barszczu, ale to całkiem smaczny barszcz. Mam wrażenie, że zabrakło twardej redaktorskiej ręki, skreślającej słowa-śmiecie czy powtarzające się czy nic niewnoszące fragmenty. Plus za kreatywne połączenie znanych motywów i zrozumiałe poprowadzenie historii, minus za małozgrabne dialogi....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Jak wygląda przyszłość roku 2079? Właściwie dość podobnie do roku 2010, a przynajmniej według wizji Autorki. Zmianom ulegnie jedynie geopolityka (ale i to bardziej w teorii niż w praktyce), angielski umiędzynarodowi się jeszcze bardziej, a no i medycyna z biotechnologią pójdą trochę do przodu. Ale cała reszta z niewielkimi, raczej kosmetycznymi wyjątkami, utkwiła gdzieś w początkach lat nastych XXI wieku. No niestety nie wypada to zbyt dobrze. Gdyby Autorka umieściła swoją wizję tak dziesięć-paręnaście lat wprzód, można by było przymknąć na to oko. W przypadku przyszłości za sześć dekad - no trudno w taki świat uwierzyć.

Główna bohaterka wypada ciekawie - sam pomysł genetycznie hodowanych żołnierzy-agentów wywiadu, choć może nie oryginalny, to fajny. Sanja jest kobietą z krwi i kości, wiarygodną, jej teraźniejszość wynika z przeszłości, ma swoje dylematy, problemy i pragnienia. To jak najbardziej na plus.

Reszta postaci - tu niestety jest problem. Jest ich po prostu za dużo. Już od drugiego rozdziału jesteśmy zarzuceni wszystkimi towarzyszami protagonistki. Ba! Nawet rodzinami owych towarzyszy. Bez rozrysowania pokrewieństw, koligacji i relacji, ani rusz. W efekcie połowa postaci mi się myliła, nie dbałem o ich los, a ostatecznie zgubiłem się w fabule. Szkoda, że tak wyszło. Po głównej bohaterce widać, że Autorka potrafi stworzyć fajną postać i jako czytelnik wolałbym kilka głębokich, charakterystycznych postaci, niż kilkanaście-dwadzieścia parę płytkich i bliźniaczo do siebie podobnych.

Dialogi RACZEJ na plus. Można dostrzec, że Autorka dbała o to, by brzmiały naturalnie. I zazwyczaj się to udawało. Było parę zgrzytów, czasem poddawałem w wątpliwość fakt, że ktoś rzeczywiście może tak mówić (i że będzie tak mówić za sześćdziesiąt lat). Niektóre kwestie brzmiały też niczym onelinery z filmu akcji czy komiksu - jednemu może się podobać, innemu nie.

Podsumowując: sam motyw przewodni był fajny, wizja przyszłości nietrafiona, ale sama konstrukcja bohaterki, zachęca, by śledzić karierę Autorki, bo coś ciekawego jeszcze spod jej pióra może wyjść. A czy warto już teraz sięgać po Dolinę Niesamowitości? Cóż, jeśli ktoś lubi powieści pełne akcji, pościgów, romansów i tajnych agentów - niech rozgrzewa własną pamięć lub szykuje notatnik do spisywania postaci i wątków pobocznych, i może dobrze się bawić. Ja niestety nie byłem na to gotów, a do tego spodziewałem się raczej sci-fi niż akcyjniaka - stąd taka ocena.

Jak wygląda przyszłość roku 2079? Właściwie dość podobnie do roku 2010, a przynajmniej według wizji Autorki. Zmianom ulegnie jedynie geopolityka (ale i to bardziej w teorii niż w praktyce), angielski umiędzynarodowi się jeszcze bardziej, a no i medycyna z biotechnologią pójdą trochę do przodu. Ale cała reszta z niewielkimi, raczej kosmetycznymi wyjątkami, utkwiła gdzieś w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Space-medieval opera
Niejeden raz mieliśmy kowbojów w kosmosie, mieliśmy samurajów, teraz mamy rycerzy.

Świat jest najmocniejszym atutem powieści. Połączenie feudalizmu, kosmicznego imperium i technologii rodem początku XXI wieku dało całkiem ciekawe wyniki. Po średniowiecznych bataliach częścią łupów są telefony komórkowe. Turnieje rycerskie współistnieją z mailami. A nobilitacja za osiągnięcia kulturalne zobowiązuje do stawienia się na polu walki.

Fabuła książki jest dobrze pomyślana, gdyż przeprowadza nas przez różne aspekty tego świata. Poznamy więc i uniwersytet, i klasztor, I życie wojenne, i życie domowe. Zarówno arystokrację, jaki i osoby z niższych warstw społecznych. Bogobojnych i typy spod ciemnej gwiazdy. Pełen przekrój, choć z naciskiem na rycerzy i ich zmagania wojenne.

Osią fabularną książki jest wojna, choć nie wiem, czy to już wystarczy by powieść podpiąć pod etykietę fantastyki militarnej. Mamy sporo terminów związanych z uzbrojeniem, nie zawsze mamy wyjaśnienia co do wyglądu takowego narzędzia śmierci, przez co czytelnik niezaznajomiony z tematem może czasem czuć się zagubiony. Przydałyby się jakieś wyjaśnienia w przypisach, albo chociaż jakiś słowniczek.

Muszę pochwalić samo wydanie książki - jest naprawdę piękne, a ilustracje aż proszą, by w przyszłości ukazała się komiksowa adaptacja przygód Fredegara i Hansa.

Sama redakcja jednak pozostawia nieco do życzenia. Zdarzyły się korektorskie przeoczenia, ale bardziej dają o sobie znać długaśne akapity, czasem wręcz ponadstronnicowe bloki tekstu z opisami walk. Przyznam, że z tych fragmentów zazwyczaj przyswajałem jedynie informację, że “nasi wygrali”. A wystarczyłoby powstawiać ten “enter” tu i ówdzie, i od razu lepiej by się to czytało.

Zwłaszcza na początku powieści postacie miały tendencję do przydługiego objaśniania zawiłości świata i opowiadania swoich osobistych historii. Z pewnością jest to ciekawe i buduje klimat, chociaż zastanowiłbym się, ile z tych informacji jest czytelnikowi potrzebne do cieszenia się głównym wątkiem, a ile mogłoby się znaleźć w słowniczku na końcu książki.

Książkę oceniam jako bardzo dobrą, ale z uwagą, że światotwórstwo podciągnęło nieco tę ocenę w górę. Debiut Piotra Nikolskiego świadczy o dużym potencjale autora, który wymaga jeszcze trochę większej uwagi od redakcji. Czekam na kolejne Przypadki…, bo to naprawdę dobrze zapowiadająca się seria.

Space-medieval opera
Niejeden raz mieliśmy kowbojów w kosmosie, mieliśmy samurajów, teraz mamy rycerzy.

Świat jest najmocniejszym atutem powieści. Połączenie feudalizmu, kosmicznego imperium i technologii rodem początku XXI wieku dało całkiem ciekawe wyniki. Po średniowiecznych bataliach częścią łupów są telefony komórkowe. Turnieje rycerskie współistnieją z mailami. A...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Rzekomo ma to być pozycja popularyzatorska, a autor strasznie nudzi. Nadmiar informacji jest tak duży, że czytelnik nawet nie ma chwili na oddech i refleksję. A refleksja by się przydała, bo to książka zła jest. Oj, bardzo zła.
Warsztatu historyka tu nie ma, wbrew temu co sądzi prof. Chwalba w opinii zamieszczonej w książce. Autor nie uzasadnia swoich tez, przypisy wstawia jak mu się podoba, wielokrotnie nie podaje autorów czy źródła cytowanych fragmentów. Krytyka źródeł praktycznie nie istnieje. Znajomość literatury przypadkowa, brakuje wielu istotnych opracowań. Chociażby: s. 216 autor twierdzi, że temat narzucania chłopom małżonków przez pana nie został w pełni zbadany - został zbadany: monografia Upodobanie Tomasza Wiślicza to nie jest jakiś artykuł w niszowym czasopiśmie, który mógł (mógł, ale nie powinien) umknąć przy pisaniu książki o chłopach w epoce nowożytnej. To jedna z naprawdę nielicznych monografii poświęconych chłopom z ostatnich 30 lat. Ale ani jej, ani tych kilku innych autor nie zna.
Nie czytać, omijać szerokim łukiem.

Rzekomo ma to być pozycja popularyzatorska, a autor strasznie nudzi. Nadmiar informacji jest tak duży, że czytelnik nawet nie ma chwili na oddech i refleksję. A refleksja by się przydała, bo to książka zła jest. Oj, bardzo zła.
Warsztatu historyka tu nie ma, wbrew temu co sądzi prof. Chwalba w opinii zamieszczonej w książce. Autor nie uzasadnia swoich tez, przypisy wstawia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Kolejny autor, badacz, antropolog, uważający, ze trzeba pisać historię opowiadając się po którejś ze stron. Tyle, ze wtedy to już jest w najlepszym razie publicystyka, która z rzeczywistym światem nie musi mieć wiele wspólnego. Jest to wyłącznie punkt widzenia autora - w tym przypadku bardzo słabo poparty na źródłach czy rzetelnych opracowaniach.

Przeskoki czasowe miedzy źródłami są ogromne. Nie mówiąc już o wybiórczości i braku jakiejkolwiek krytyki. Autor oskarża też dawnych ludzi, że nie myślą jak dzisiejsi. Czy tak się robi dzisiaj antropologię?

Kolejny autor, badacz, antropolog, uważający, ze trzeba pisać historię opowiadając się po którejś ze stron. Tyle, ze wtedy to już jest w najlepszym razie publicystyka, która z rzeczywistym światem nie musi mieć wiele wspólnego. Jest to wyłącznie punkt widzenia autora - w tym przypadku bardzo słabo poparty na źródłach czy rzetelnych opracowaniach.

Przeskoki czasowe miedzy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , ,

Książka jest obszerna, nie sposób pokrótce zrecenzować dokładnie całości, więc podejmę tylko niektóre wątki.

Autor postuluje opowiadanie się po którejś ze stron. Jakby nie można było badać historii chłopów, robotników i wszystkich, których obejmuje pojęcie lud, “normalnie”, tak jak każdy inny temat badawczy. Już samo to każe powątpiewać o naukowości tej książki - to raczej publicystyka czy nawet manifest polityczny.

Mimo nawoływań o oddanie głosu ludowi, to większość książki jest pisana z perspektywy szlachty i inteligencji. Rzadko kiedy pojawia się jakieś źródło pochodzenia chłopskiego - nawet w momentach, które same się o to proszą (chociażby fragment o emigracji do Brazylii, cały z perspektywy inteligentów, jakby listy polskich chłopskim migrantów wcale nie były wydane i dostępne. Dla ciekawych: Listy emigrantów z Brazylii i Stanów zjednoczonych 1890-1891, wyd. W. Kula, N. Assordobaj-Kula).

Mimo wykształcenia historycznego Autor traktuje czasem źródła bez należytej krytyki (np. poezja szlachecka jego zdaniem odzwierciedlała rzeczywistość 1:1, jakby zupełnie nie dostrzegał, że pisanie o “leniwych chłopach” było po prostu częścią konwencji literackiej epoki, nie musiało odzwierciedlać stanu faktycznego).

Nowsza literatura przedmiotu też jest piętą achillesową Autora. Wiele prac chociażby Tomasza Wiślicza została pominiętych, a omawiając temat chłopskich migracji Autor wolał odwołać się do prac Dworzaczka sprzed prawie 70 lat niż do najnowszej pracy Mateusza Wyżgi traktującej dokładnie na ten temat (Homo movens).

Czego czytelnik dowie się z tej książki? Jest to bądź co bądź synteza, więc z założenia nowej wiedzy taka książka nie wnosi, a podsumowuje obecny stan wiedzy. Jak pisałem wyżej, autor nie wykazał się znajomością najnowszych opracowań, czyli tego warunku nie spełnia. Z rzeczy nowych synteza może za to wnieść jakieś innowacyjne spojrzenie, nową perspektywę. Czy tu mamy z tym do czynienia? Chyba nie. O wszystkim już pisano. Trochę wyważanie otwartych drzwi. Trzeba jednak przyznać, że dyskusję Autor wywołał i powstają nowe książki “ludowe”. Ale czy powstaną jakiekolwiek dobre?

Książka jest obszerna, nie sposób pokrótce zrecenzować dokładnie całości, więc podejmę tylko niektóre wątki.

Autor postuluje opowiadanie się po którejś ze stron. Jakby nie można było badać historii chłopów, robotników i wszystkich, których obejmuje pojęcie lud, “normalnie”, tak jak każdy inny temat badawczy. Już samo to każe powątpiewać o naukowości tej książki - to raczej...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Sandman: Preludia i nokturny Mike Dringenberg, Neil Gaiman, Malcolm Jones III, Sam Kieth
Ocena 8,1
Sandman: Prelu... Mike Dringenberg, N...

Na półkach: , , ,

Pierwszy zeszyt - nieco chaotyczny, pogubiłem się, nie do końca łapałem, kto jest kim i o co chodzi, za dużo postaci i niejasne było, kto tu jest ważny w tej opowieści, a kto jest tylko epizodem. Ale od drugiego zeszytu, gdy historia skupia się już na tytułowym Sandmanie - przepadłem.
Te nawiązania, humor, sposób prowadzenia narracji - widać wysoki poziom warsztatu pisarskiego Gaimana.

Pierwszy zeszyt - nieco chaotyczny, pogubiłem się, nie do końca łapałem, kto jest kim i o co chodzi, za dużo postaci i niejasne było, kto tu jest ważny w tej opowieści, a kto jest tylko epizodem. Ale od drugiego zeszytu, gdy historia skupia się już na tytułowym Sandmanie - przepadłem.
Te nawiązania, humor, sposób prowadzenia narracji - widać wysoki poziom warsztatu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Autor gubi się w zeznaniach: raz pisze, że pańszczyzna i niewolnictwo to dwa różne systemy, że sytuacja chłopów była daleka od sytuacji niewolników, a zaraz potem pisze o “pracy niewolnej” czy o “chłopach, czyli niewolnikach”. I co czytelnik nie znający tematu z tej pracy z założenia popularnej ma wynieść? Jeden zapamięta, że chłopi byli niewolnikami, a drugi, że nie byli.

Treść wewnątrz rozdziałów też nierzadko sprawia wrażenie chaotycznej - chyba efekt przerabiania monografii naukowej na książkę popularną.

Największą wadą autora jest słaby warsztat historyczny. Bezkrytycznie podchodzi do prac XIX-wiecznych etnografów, odnosi treści zebrane przez Kolberga do rzeczywistości przedrozbiorowej (nawiasem mówiąc, w innym miejscu pisze, że chłopska pamięć wynosi trzy pokolenia wstecz, jak więc zgodnie z tą autorską logiką chłopi w czasach Kolberga mieli pamiętać czasy przedrozbiorowe?). Niestety nie jest to poziom pracy napisanej przez człowieka ze stopniem doktora (co prawda nie z dziedziny historii, ale jednak doktora).

Porównania, jakich autor dokonuje, są bardzo szerokie: od polskich kabaretów przez południowoamerykańskich rolników po współczesnych afroamerykańskich raperów. Niektóre to kwestia gustu, niektóre zupełnie nie potrzebne (rozdział o zbójnikach zaczyna się porównaniem m.in. Chin z okresu dynastii Ming - po co?), a znalazło się kilka naprawdę ciekawych - czyli po raz kolejny mamy chaos.

To nie wszystkie zarzuty, jakie można postawić autorowi, ale wystarczy by przestrzec ewentualnych czytelników, że jeśli mimo wszystko zdecydują się na lekturę, to nie wierzyć autorowi w ani jedno słowo i wszystko potwierdzać w rzetelniejszych pracach.

Autor gubi się w zeznaniach: raz pisze, że pańszczyzna i niewolnictwo to dwa różne systemy, że sytuacja chłopów była daleka od sytuacji niewolników, a zaraz potem pisze o “pracy niewolnej” czy o “chłopach, czyli niewolnikach”. I co czytelnik nie znający tematu z tej pracy z założenia popularnej ma wynieść? Jeden zapamięta, że chłopi byli niewolnikami, a drugi, że nie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Rozmowy o przyszłości. W którą stronę zmierza świat? Grzegorz Jankowicz, Katarzyna Janowska, Michał Sowiński
Ocena 6,2
Rozmowy o przy... Grzegorz Jankowicz,...

Na półkach: , , ,

Krótko:
Jeśli znamy twórczość lub działalność przepytywanych, to nic nowego się nie dowiemy. (Ale pamiętajmy, że powtarzanie jest matką nauki!)
Jeśli nie mieliśmy jeszcze przyjemności obcowania z przepytywanymi, to jest to bardzo fajny wstęp do zapoznania się z ważniejszymi książkami ostatnich paru, parunastu lat (czy trochę starszymi, jak w przypadku Huntingtona czy Fukuyamy).

Ot, taki przewodnik, co czytać, kogo znać, o co pytać.

Krótko:
Jeśli znamy twórczość lub działalność przepytywanych, to nic nowego się nie dowiemy. (Ale pamiętajmy, że powtarzanie jest matką nauki!)
Jeśli nie mieliśmy jeszcze przyjemności obcowania z przepytywanymi, to jest to bardzo fajny wstęp do zapoznania się z ważniejszymi książkami ostatnich paru, parunastu lat (czy trochę starszymi, jak w przypadku Huntingtona czy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Praca dziś już mocno przestarzała. Pomijając historiograficzną atmosferę lat 50. XX wieku, to daje się odczuć brak odpowiedniego języka do opisywania zjawisk związanych z seksualnością (tytułowe "sprawy obyczajowe" oznaczają po prostu sprawy związane z seksualnością). Autor wielokrotnie pozostawiał niedomówienia, autocenzurując swoją książkę. Nie bez wpływu na to na pewno był język epoki, który sam w sobie był dość powściągliwy (słowo "cudzołóstwo" mogło oznaczać jakąkolwiek praktykę, jakikolwiek kontakt seksualny inny niż stosunek między małżonkami). Baranowski nie stronił od rzucania faktami niepopartymi źródłowo oraz od wydawania ocen według moralności swojej epoki.

Jednak nie ma potrzeby oceniać autora według dzisiejszych standardów. Lepiej po prostu potraktować tę pracę jako świadectwo swojej epoki. A wiedzę o "sprawach obyczajowych" epoki nowożytnej lepiej czerpać z nowszych badań.

Praca dziś już mocno przestarzała. Pomijając historiograficzną atmosferę lat 50. XX wieku, to daje się odczuć brak odpowiedniego języka do opisywania zjawisk związanych z seksualnością (tytułowe "sprawy obyczajowe" oznaczają po prostu sprawy związane z seksualnością). Autor wielokrotnie pozostawiał niedomówienia, autocenzurując swoją książkę. Nie bez wpływu na to na pewno...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

"Farma Heidy" dostarcza przykładu opisu z czwartej strony okładki, który jest tak jakby nie do tej książki.

Według opisu Heida jest byłą modelką, która przerzuciła się na farmerstwo, a następnie została bojowniczką o środowisko naturalne swojego kraju.

A kim jest Heida naprawdę? Hodowczynią owiec. Przede wszystkim. Bycie modelką to krótki epizod w młodości. Była też policjantką. Działa na rzecz środowiska, ale głównie w obronie własnej ziemi przed wybudowaniem na niej elektrowni wodnej. Jeszcze parę ról życiowych można jej przypisać, ale przede wszystkim jest hodowczynią owiec. To owce, opieka nad nimi i wszystko, co z owcami związane zajmują przytłaczającą większość czasu Heidy. I o tym jest książka. O silnej Islandce niemalże samodzielnie zmagającej się z hodowlą paruset owiec.

I czyta się to dobrze.

Miłośnicy Islandii, ciekawscy wiejskiego życia na odległej wyspie czy poszukiwacze niecodziennych historii oryginalnych ludzi nie powinni się zawieść.

"Farma Heidy" dostarcza przykładu opisu z czwartej strony okładki, który jest tak jakby nie do tej książki.

Według opisu Heida jest byłą modelką, która przerzuciła się na farmerstwo, a następnie została bojowniczką o środowisko naturalne swojego kraju.

A kim jest Heida naprawdę? Hodowczynią owiec. Przede wszystkim. Bycie modelką to krótki epizod w młodości. Była też...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Na niecałych 150 stronach umieścić czym był mit od paleolitu do czasów nam współczesnych to niełatwe zadanie. Autorka jako tako z niego wybrnęła. Książka może być dobra jako wprowadzenie do tematu dla laika, aczkolwiek trzeba pamiętać, żeby nie przywiązywać się do wszystkich tez stawianych czy przytaczanych przez autorkę. Większość prac, na których opiera się Armstrong to prace już bardzo wiekowe, rozumiem że Mircea Eliade to klasyk, aczkolwiek stan badań chyba poszedł trochę do przodu.

Podsumowując: mogło być gorzej. Jak ktoś chcę rozpocząć swoją przygodę z mitami i religijnością to może zajrzeć.

Na niecałych 150 stronach umieścić czym był mit od paleolitu do czasów nam współczesnych to niełatwe zadanie. Autorka jako tako z niego wybrnęła. Książka może być dobra jako wprowadzenie do tematu dla laika, aczkolwiek trzeba pamiętać, żeby nie przywiązywać się do wszystkich tez stawianych czy przytaczanych przez autorkę. Większość prac, na których opiera się Armstrong to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Tak jak już zauważono w jednej z opinii, tytuł "życie prywatne" jest nieco mylący. O wiele bardziej odpowiedni byłby "życie i czasy...", gdyż książka przedstawia całe otoczenie Kopernika, a także szeroki kontekst historyczny wydarzeń, w których Kopernik brał udział (a tych trochę było). Prof. Sikorski znakomicie i przystępnie przedstawił zjawiska społeczne, polityczne, kulturowe i gospodarcze pierwszej z czasów doktora Mikołaja, dzięki, którym można o wiele lepiej poznać i zrozumieć nie tylko tak wybitną jednostkę, ale także po prostu historię tego okresu.

Zdecydowanie polecam, nie tylko tym zainteresowanym samym Mikołajem Kopernikiem, ale także wszystkim zainteresowanym historią wieku XVI.

Tak jak już zauważono w jednej z opinii, tytuł "życie prywatne" jest nieco mylący. O wiele bardziej odpowiedni byłby "życie i czasy...", gdyż książka przedstawia całe otoczenie Kopernika, a także szeroki kontekst historyczny wydarzeń, w których Kopernik brał udział (a tych trochę było). Prof. Sikorski znakomicie i przystępnie przedstawił zjawiska społeczne, polityczne,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Są to szkice pisane na przestrzeni kilkunastu lat, pisane do czasopism o zróżnicowanej tematyce, do zróżnicowanych odbiorców, ich poziom jest więc nierówny (stąd ocena).

Co do samej historii, to autor pisze po trochu o każdej epoce i widać, że często jego wiedza ma wątłe podstawy. Trochę boli, gdy autor pisze o Rzeczypospolitej w XVI-XVIII wieku wyłącznie, jako o państwu chylącym się ku upadkowi. Wizja dziejów wprost z podręczników sprzed kilku dekad.

Są to szkice pisane na przestrzeni kilkunastu lat, pisane do czasopism o zróżnicowanej tematyce, do zróżnicowanych odbiorców, ich poziom jest więc nierówny (stąd ocena).

Co do samej historii, to autor pisze po trochu o każdej epoce i widać, że często jego wiedza ma wątłe podstawy. Trochę boli, gdy autor pisze o Rzeczypospolitej w XVI-XVIII wieku wyłącznie, jako o państwu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Jedna z opinii przytoczyła już wiele ewidentnych błędów, więc nie ma już sensu tego powtarzać. Jedyne co można dodać, że książkę czyta się niezbyt dobrze. Jest przeładowana faktografią i danymi statystycznymi. W moim subiektywnym odczuciu część o PRL czyta się nieco lepiej, ale nadal jest to pozycja ciężkostrawna.

Jedna z opinii przytoczyła już wiele ewidentnych błędów, więc nie ma już sensu tego powtarzać. Jedyne co można dodać, że książkę czyta się niezbyt dobrze. Jest przeładowana faktografią i danymi statystycznymi. W moim subiektywnym odczuciu część o PRL czyta się nieco lepiej, ale nadal jest to pozycja ciężkostrawna.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Prof. Kizwalter w swojej książce dowodzi, że o narodzie we współczesnym znaczeniu (wspólnota etniczno-językowa i kulturowa) możemy mówić dopiero od XIX wieku. Historyk bada też jak dziedzictwo Rzeczypospolitej wpłynęło na ukształtowanie się narodu polskiego.

Praca można rzec rewolucyjna. W końcu podręczniki dziejów każdego narodu zaczynają się od czasów wczesnego średniowiecza, polskie od Polan, niemieckie od Germanów, a francuskie od Gallów. Jednak czy dzisiejsze postrzeganie tysiącletniej ciągłości narodowej jest słuszne? Przecież jeszcze w dwieście pięćdziesiąt lat temu żadnemu szlachcicowi nie przyszłoby do głowy, żeby o chłopach mówić Polacy. Tak samo chłopi do co najmniej końca XIX wieku, a w pewnych regionach do połowy XX wieku mówili o sobie, że są "tutejsi", a nie żadni Polacy (nota bene na białoruskim Polesiu do dziś ludzie nie utożsamiają się z żadnym narodem i mówią o sobie "tutejsi"). Praca Kizwaltera jest więc pracą cenną, jedną z najważniejszych polskich prac o procesach narodotwórczych.

Prof. Kizwalter w swojej książce dowodzi, że o narodzie we współczesnym znaczeniu (wspólnota etniczno-językowa i kulturowa) możemy mówić dopiero od XIX wieku. Historyk bada też jak dziedzictwo Rzeczypospolitej wpłynęło na ukształtowanie się narodu polskiego.

Praca można rzec rewolucyjna. W końcu podręczniki dziejów każdego narodu zaczynają się od czasów wczesnego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Książka nie taka łatwa w ocenie. Jak można się dowiedzieć z materiałów do niej dołączonych (listy od kombatantów, rodziny osób opisanych we wspomnieniach i opinia profesjonalnego historyka) Stefan Dąmbski nie we wszystkim był całkiem dokładny, by eufemistycznie to ująć. Jednak czy może to aż tak dziwić? Spisywał to trzydzieści lat po wojnie, dla samego siebie, by jakoś uwolnić się od koszmarnych czynów, które popełniał. Tego możemy być pewni, że zabijał ludzi z zimną krwią. Ludzi, bez względu czy to Niemiec czy Polak, czy mężczyzna czy kobieta, czy uzbrojony czy bezbronny, czy rzeczywisty zdrajca, czy po prostu niewinny świadek, którego trzeba usunąć. Gdy to robił był młodym chłopakiem, poszedł do partyzantki bo się nudził, nie lubił nauki. Po latach widocznie nie poradził sobie z tym, co robił. Gdy w dzisiejszych czasach ludzie wracający z Afganistanu mają traumę wojenną to nikogo to nie dziwi, jednak AK-owiec z traumą wojenną? Jak to, przecież to bohater narodowy, to co robił to "chwalebne czyny", jak nazywają to kombatanci oskarżający Dąmbskiego, że napisał to dla sławy. Książka warta przeczytania, daje do myślenia.

Książka nie taka łatwa w ocenie. Jak można się dowiedzieć z materiałów do niej dołączonych (listy od kombatantów, rodziny osób opisanych we wspomnieniach i opinia profesjonalnego historyka) Stefan Dąmbski nie we wszystkim był całkiem dokładny, by eufemistycznie to ująć. Jednak czy może to aż tak dziwić? Spisywał to trzydzieści lat po wojnie, dla samego siebie, by jakoś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Praca Olszewskiego dobrze przedstawia to, co zapowiada sam tytuł, czyli opis przemian kultury religijnej na ziemiach polskich na przełomie XIX i XX stulecia. Jednak warto zaznaczyć, że na dobrą sprawę ogranicza się do katolicyzmu (jedynie krótko wspomina o innych wyznaniach i religiach) oraz do terytorium Królestwa Polskiego (inne ziemie polskie jedynie porównawczo). Jednak wnioski do jakich dochodzi autor już takie dobre, moim zdaniem, nie są. Mianowicie Olszewski widział katolicyzm jako główny czynnik polskości, nie dostrzegając zupełnie innych, świeckich czynników, choć były one co najmniej tak samo ważne. Tym samym pracę trudno umiejscowić wśród badań nad narodem czy społeczeństwem. Ale za to jest to dobra książka z zakresu historii Kościoła (katolickiego).

Praca Olszewskiego dobrze przedstawia to, co zapowiada sam tytuł, czyli opis przemian kultury religijnej na ziemiach polskich na przełomie XIX i XX stulecia. Jednak warto zaznaczyć, że na dobrą sprawę ogranicza się do katolicyzmu (jedynie krótko wspomina o innych wyznaniach i religiach) oraz do terytorium Królestwa Polskiego (inne ziemie polskie jedynie porównawczo). Jednak...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Historia Powszechna. Wiek XX Edward Czapiewski, Jakub Tyszkiewicz
Ocena 6,9
Historia Powsz... Edward Czapiewski, ...

Na półkach: , , ,

Wiele osób krytykuję tę książkę za zbytnią skrótowość w pewnych tematach. Ja jednak uważam, że ta skrótowość wychodzi jak najbardziej na plus. Autorzy na niespełna tysiącu stronach opisali najważniejsze procesy zachodzące na całym świecie w ciągu osiemdziesięciu lat obfitych w wydarzenia i dobrze udokumentowanych źródłowo. Opisać w jednym akapicie wydarzenia, którym niejednokrotnie poświęcono całą książkę długości tego podręcznika - jest to godne podziwu.

Ze wszystkich podręczników w tej serii, jest chyba najlepszym, najprzystępniej napisanym, mimo że nie jestem jakimś wielkim miłośnikiem XX wieku, to czytałem go z wielką satysfakcją.

Pracę profesorów Tyszkiewicza i Czapiewskiego szczerze mogę polecić każdemu zainteresowanemu wydarzeniami i procesami XX wieku, nie jest to toporna i ciężka lektura tylko dla studentów, ale miła, lekka, a treściwa lektura dla każdego.

Wiele osób krytykuję tę książkę za zbytnią skrótowość w pewnych tematach. Ja jednak uważam, że ta skrótowość wychodzi jak najbardziej na plus. Autorzy na niespełna tysiącu stronach opisali najważniejsze procesy zachodzące na całym świecie w ciągu osiemdziesięciu lat obfitych w wydarzenia i dobrze udokumentowanych źródłowo. Opisać w jednym akapicie wydarzenia, którym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Dobre opracowanie tematu. Znaczna część książki to szczegółowa faktografia, opis całego procesu nabycia kolonii oraz warunki lokalne przed przybyciem Niemców (historia i system społeczno-gospodarczy ludów tubylczych). Sam opis systemu kolonialnego, czyli funkcjonowanie terenów zamorskich i jego związki z Rzeszą nie jest częścią rozległą i pozostaje pewien niedosyt. Mimo wszystko praca warta polecenia, chociażby z braku innych opracowań w języku polskim.

Dobre opracowanie tematu. Znaczna część książki to szczegółowa faktografia, opis całego procesu nabycia kolonii oraz warunki lokalne przed przybyciem Niemców (historia i system społeczno-gospodarczy ludów tubylczych). Sam opis systemu kolonialnego, czyli funkcjonowanie terenów zamorskich i jego związki z Rzeszą nie jest częścią rozległą i pozostaje pewien niedosyt. Mimo...

więcej Pokaż mimo to