Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Chyba najlepsza część Cheruba. Coś nowego.

Chyba najlepsza część Cheruba. Coś nowego.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Rewelacja.

Rewelacja.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Życzę autorce więcej takich wspaniałych książek ;)

Życzę autorce więcej takich wspaniałych książek ;)

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Najeźdźcy byli średni, ale ta część mnie pozytywnie zaskoczyła w kilku miejscach. Ale czy na pewno ostatnia?

Najeźdźcy byli średni, ale ta część mnie pozytywnie zaskoczyła w kilku miejscach. Ale czy na pewno ostatnia?

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Piękna, smutna, niepowtarzalna.

Piękna, smutna, niepowtarzalna.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Coś al'a Ulysses Moore - bardzo mi się podoba i czekam na kolejne tomy.

Coś al'a Ulysses Moore - bardzo mi się podoba i czekam na kolejne tomy.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zapowiada dość głośno - była dobra, nie przeczę, dostarczyła mi rozrywki, czytało się miło, ale było cholernie przewidywalnie, a nie tego chciałem po czymś, co głoszone jest jako następca 'Igrzysk'.

Zapowiada dość głośno - była dobra, nie przeczę, dostarczyła mi rozrywki, czytało się miło, ale było cholernie przewidywalnie, a nie tego chciałem po czymś, co głoszone jest jako następca 'Igrzysk'.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Bardzo dobry i udany tom. Wzrusza, jest akcja i jest jak na tę serię dość długo. Polecam wszystkim Zwiadowców, jeśli ktoś jeszcze się nie zetknął z tą serią.

Bardzo dobry i udany tom. Wzrusza, jest akcja i jest jak na tę serię dość długo. Polecam wszystkim Zwiadowców, jeśli ktoś jeszcze się nie zetknął z tą serią.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nic dodać, nic ująć.

Nic dodać, nic ująć.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie jestem w stanie napisać recenzji do tego arcydzieła. Brak mi po prostu słów.

Nie jestem w stanie napisać recenzji do tego arcydzieła. Brak mi po prostu słów.

Pokaż mimo to


Na półkach:

„Bajki robotów” to jedna z najsławniejszych książek Stanisława Lema, lektura klas szóstych. Tytuł jest jednak bardzo mylący. Nie jest to zbiór płytkich i prostych bajek. Są to historie z oryginalną fabułą, niezwykłym przekazem i, niestety, trudnym językiem.

„Bajki robotów” posiadają 11, krótkich opowiadań, w których główną rolę odgrywają roboty i różne maszyny, czy tamtejsi ‘magicy’ - konstruktorzy i wynalazcy. Są one zróżnicowane i każde z nich ma w sobie coś unikalnego. Lem łączy konwencję klasycznych baśni z opowieściami, których akcja toczy się w kosmosie. Mają one morał i przekaz, nad którym czasami trzeba się zastanowić. Jak Lemowi udało się stworzyć tę powieść? Czy jest ona taka dobra czy głupia, jak można sądzić na pierwszy rzut oka?

„Bajki robotów” to na pewno książka nietypowa. Temat sci-fi nie jest nikomu z nas obcy, ale bajki w tym klimacie? Wydaje się, że to wspaniała książka dla młodego czytelnika. I może faktycznie tak jest. Niestety ogromnym minusem jest trudny język, jaki serwuje nam autor – nie twierdzę, że taki trudny, by szóstkoklasiści go nie rozumieli. Jednak wplątanie go w akcję jest bardzo złym posunięciem. Stanisław Lem bardziej skupia się na zdaniach, z których składa się bajka niż na samej bajce. Akcja prowadzona jest drętwo i zdarzyło mi się zaczytać, po chwili się otrząsnąć i zdać sobie sprawę, że … nic nie pamiętam z opowiadania. Trzeba czytać bardzo dokładnie, choć czasami i to nie zatrzyma nas przed ponownym przeczytaniem danego fragmentu.

Baśnie, przyznaję, mają przekaz. Jednak kiedy mamy skupić się na nim przez kilka stron drętwego dialogu, to traci swoją magię. Można wszystko przekazać czytelnikowi prościej, i biorąc pod uwagę że to lektura z podstawówki, powinno jednak tak być. To jedna z książek z rodzaju odpychających młodzież od lektur i powieści wszelkiej maści. Zazwyczaj, czytając książkę odnosimy pochopne pierwsze wrażenie – w tym przypadku negatywne i nie zachęca to do dalszego czytania. Szczególnie tych, którzy sądzą, że jest to obowiązek. Ja przeczytałem ją dla siebie. I tylko motywacja trzymała mnie w sidłach tej powieści Lema.

Baśnie trzymane są w klimacie klasycznych powieści do poduszki – zamiast rycerzy są ‘elektrycerze’, są też różne potwory, najczęściej metalowe, szlachetni ludzie którzy okazują się niezwykłą odwagą, księżniczki, mędrcy … jednak nie tylko. Kilka opowiadań w ogóle nie jest podobna do baśni, przynajmniej tych, których znamy. Mają też morał, ale przedstawiony w innej, dość ciekawej formie. Powieść jest też niezwykle krótka i możn aby to przeczytać na raz, gdyby nie trudność w języku i zgubieniach w akcji.

Podsumowując, jest to powieść dobra, ale na pewno nie dla dzieci. Wydaje mi się, że jej przekazy i morały bardziej docenią dorośli, niż ci młodsi. Jednak mimo wszystko trudny język Lema czyni z tego powieść, nad którą trzeba pomyśleć i dłużej posiedzieć. Jako dobre powieści sci-fi dla dorosłych – wyszło nieźle, ale jako lektura dla szóstych klas – wyszło tragicznie. Można było przedstawić to prościej, z lekkim językiem – a byłaby to powieść wręcz idealna dla kogoś w moim wieku. A może ja po prostu jeszcze do niej nie dorosłem?

6,5/10

„Bajki robotów” to jedna z najsławniejszych książek Stanisława Lema, lektura klas szóstych. Tytuł jest jednak bardzo mylący. Nie jest to zbiór płytkich i prostych bajek. Są to historie z oryginalną fabułą, niezwykłym przekazem i, niestety, trudnym językiem.

„Bajki robotów” posiadają 11, krótkich opowiadań, w których główną rolę odgrywają roboty i różne maszyny, czy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Eoin Colfer to irlandzki pisarz, autor powieści dla młodych czytelników. Wydał wiele książek – „Lista życzeń”, „Nadnaturalista”, „Benny i Omar”, „Benny i Babe” czy „Fletcher Moon”. Wszystkie bardzo szybko stały się popularne. Jednak światową sławę przyniósł mu cykl „Artemis Fowl”, który opowiada o przygodach młodego geniusza. Pewnego dnia Artemis porywa wróżkę z Małego Ludu i żąda za nią okupu. A ma tylko … dwanaście lat.

Łącznie części o przygodach Artemisa powstało dotychczas siedem – „Artemis Fowl”, „Arktyczna przygoda”, „Kod wieczności”, „Fortel Wróżki”, „Zaginiona Kolonia”, „Paradoks czasu” i „Kompleks Atlantydy”. Został wydany jeszcze dodatek do serii, „Artemis Fowl Files”, który w Polsce został opublikowany pod tytułem „Kartoteka Artemisa Fowla”.

Nie wszystkie przygody Artemisa zostały dotychczas odkryte … brakujące opowiadania odkryje przed nami „Kartoteka”. W pierwszym dowiemy się, jak Holly Nieduża została przyjęta do SKRZAT, wróżkowej policji. W drugim za to zostanie odkryta przygoda Artemisa, który za pomocą Mierzwy Grzebaczka postanawia ukraść tiarę Fei Fei. Obecnie znajduje się ona w łapach innych krasnali …

Opowiadania mnie bardzo mile zaskoczyły. Autor napisał je lekko i miał bardzo ciekawe pomysły, w przeciwieństwie do opowiadań np. w Archiwum Herosów, gdzie odniosłem wrażenie, że zostały pisane na siłę. W „Archiwum” były trzy opowiadania, w „Kartotece” są dwa, a książka i tak jest dłuższa. O wiele bardziej podoba mi się to wydanie jako dodatek.

Co mamy dalej? Pomiędzy historiami o przygodach wróżek, znajduje się alfabet gnomski. Na pewno rzecz bardzo ucieszy młodszych fanów, a starsi również będą mieli frajdę rozszyfrowując fragmenty księgi wróżek na nasz język. Znajdują się tam też później wywiady z bohaterami serii. To są takie bardziej prawdziwie, bo zadają podobne pytania każdemu i widzimy różne sytuacje z kilku punktów widzenia. I często można się uśmiać.

Dowiadujemy się też co nieco o różnych rodzjach wróżek, czyli o chochlikach, trollach, krasnalach itd. Do szczęścia zabrakło według mnie tylko rysunków. Wtedy to byłoby jeszcze lepsze, ale nie narzekam. Znajduje się też kilka innych, ciekawych dodatków.

Ogromny minus, to rysunki wyobrażające postacie w środku. Butler był łysy i był w pół azjatą, a tu wygląda jak zbój zza rogu. Artemis miał NIEBIESKIE oczy. Holly można przeboleć, ale Ogierek po prostu załamuje – nie ze względu na wygląd, tylko to, jak został narysowany. I do tego w książce znajduje się niepoprawna krzyżówka.
Podsumowując, moim zdaniem pomysł na książkę dobry i został dobrze zrealizowany. Fajna gratka dla fanów serii i dopracowane opowiadania. Nie można tego ocenić jako powieści, więc nie wystawię końcowej oceny, ale podobała mi się i cieszyłem się z ponownego powrotu do świata wróżek.

Eoin Colfer to irlandzki pisarz, autor powieści dla młodych czytelników. Wydał wiele książek – „Lista życzeń”, „Nadnaturalista”, „Benny i Omar”, „Benny i Babe” czy „Fletcher Moon”. Wszystkie bardzo szybko stały się popularne. Jednak światową sławę przyniósł mu cykl „Artemis Fowl”, który opowiada o przygodach młodego geniusza. Pewnego dnia Artemis porywa wróżkę z Małego Ludu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przedostatni, już siódmy tom przygód nastoletniego geniusza, Artemisa Fowla. Tym razem, po wielu walkach z różnymi przeciwnikami – złą chochliczką, gangiem goblinów, kolonią demonów, nadeszła pora na zmierzenie się … z własnym umysłem i osobowością.

Co? Artemis Fowl ma zamiar uratować świat? I to z własnej woli za pomocą własnego wynalazku? To wielki szok na pewno dla każdego, kto go zna, ale dla niego również. Ostatnio zaczął też bezpiecznie wymawiać wyrazy, licząc je … z początku niegroźna obsesja na punkcie liczb cztery, która po chińsku brzmi jak ‘śmierć’ i pięć, która jest jego szczęśliwą wydaje się nieszkodzliwa, ale z biegiem czasu staje się niepokojąca. Okazuje się, że piętnastolatek zachorował na tak zwany Kompleks Atlantydy, groźną chorobę psychiczną, która rozpoczyna się na liczbach, a kończy na rozszczepieniu osobowości, podczas którego objawia się drugie ja Artemisa – Orion, a sam Artemis zostaje więźniem w jego własnym umyśle. Orion, szlachetny młodzieniec, nie ma zbyt wiele wspólnych cech z Fowlem – jest beztroski, optymistyczny i bardzo śmiały, co potwierdza jego szalona miłość do kapitan Holly Niedużej, której nie omieszka okazywać. Choroba staje się poważnym problemem dla innych towarzyszy podróży, jakimi są Holly, Ogierek, Mierzwa, Julia i Butler – z powodu awarii pewnej sondy kosmicznej muszą ją jak najszybciej zatrzymać, zanim zrobi to, na co została zaprogramowana – zniszczy Atlantydę. I charakter Artemisa, choć irytujący i zarozumiały, wydaje się bardzo potrzebny, inaczej świat wróżek stanie przed poważnym problemem, z którego nie wszyscy zdołają wyjść cali.

Już z początku, trzymając w ręku siódmy tom Artemisa Fowla, rzuca się coś w oczy – wydawnictwo nie trzyma się zasady i okładka nie jest miękka inie wygląda jak pamiętnik. A wszystkie poprzednie części zostały wydane na tej zasadzie. Tym razem okładka jest ‘ściągana’, pod spodem znajduje się cała niebieska, twarda, do tego czcionka w powieści jest mniejsza. Wszystko inne. I mimo, że prezentuje się wręcz wspaniale, jeszcze z tą morską kolorystyką, to jednak powinni trzymać się zasady, albo wydać wszystkie tomy od nowa na tej zasadzie. Poszli na łatwiznę – wydali ładniejszą okładkę, by więcej osób się zainteresowało książką i sięgnęło po serię. Ruch typowy dla kasy. No cóż.

Z początku, czytając ‘Kompleks Atlantydy’ odnosi się wrażenie, jakby książka była pisana przez innego autora. Czy to zmiana tłumacza? Nie. Po prostu z początku zdaje się, jakby autor zmienił styl pisania i ma się nadzieję, że nie zostanie tak na dłużej. I na szczęście, nie zostało. W dalszym ciągu jest to lekka i miła przygoda z humorem.

Niestety, nie ma tu nowych godnych uwagi bohaterów. No może poza Orionem, ale to druga osobowość Artemisa, więc praktycznie się nie liczy … ale za to pod koniec zostałem mile zaskoczony przez autora i fabułę, jaką nam zaserwował. Okazuje się, że źli bohaterowie nie muszą być całkiem źli i bez żadnych ciekawych motywów. Tutaj główny czarny charakter oczywiście, że jest zły, ale rozumiemy go i mamy przedstawioną jego historię. Książka ma przez ten wątek ciekawy przekaz, jak silna potrafi być miłość.

Książka, jak większość tomów o Artemisie, jest krótka, a przez mniejszą ilość stron jest to jeszcze bardziej odczuwalne. Mimo, ze czcionka jest mniejsza technicznie rzecz biorąc wydaje się, że ten tom jest nawet najdłuższy, ale nie czuć tej długości, bo przygoda mija nam bardzo szybko. Znowu mamy do czynienia z różnymi technicznymi bajerami i fabuła jest z nimi ściśle związana. Przez różne, dość długie opisy o technice poznajemy technologię wróżek coraz bardziej – Eoin Colfer łamie sterotypy, jakoby wróżki miały być magicznymi stworkami z magicznymi rzeczami. O nie. To zaawansowana technologicznie cywilizacja z własnymi problemami, jak awarie sondy różne tego typu rzeczy.

Humor towarzyszy nam przez cały czas, i to moim zdaniem zdecydowanie ratuje tą powieść . Często wybuchałem śmiechem, i tylko to wyróżnia tę książkę od multum tego typu historii. Poza tym, to przeciętna przygodówka z czasami fajną akcją i super wynalazkami – czyli standardowy tom Artemisa Fowla, który niczym specjalnie nie zachwyca. Mimo to, czyta się miło.

7,5/10

Przedostatni, już siódmy tom przygód nastoletniego geniusza, Artemisa Fowla. Tym razem, po wielu walkach z różnymi przeciwnikami – złą chochliczką, gangiem goblinów, kolonią demonów, nadeszła pora na zmierzenie się … z własnym umysłem i osobowością.

Co? Artemis Fowl ma zamiar uratować świat? I to z własnej woli za pomocą własnego wynalazku? To wielki szok na pewno dla...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Paradoks czasu” to już szósty tom przygód o niezwykłym geniuszu, który nieźle namieszał w życiu wróżek mając zaledwie dwanaście lat. Tym razem, jak sama nazwa wskazuje, fabuła będzie związana z podróżami w czasie i ich paradoksem. Czym tym razem zaskoczy nas Eoin Colfer?

Artemis Fowl jest już czternastoletnim chłopcem i bardzo się zmienił przez ostatnie dwa lata. Nie jest już chłopcem zarozumiałym, który wszędzie widzi zysk i nic nie robi bezinteresownie. Rodzina zaczęła dla niego wiele znaczyć, tak wiele, że nawet porzucił swoje przestępcze intencje. Nie jest już tym samym chłopcem, jednak wiele cech pozostało – np. cięty język i niesamowity intelekt. Poznajcie Artemisa Fowla II, który po wielu przygodach związanych ze światem wróżek nagle musi zmierzyć się z własnym, ogromnym problemem – jego umierającą matką, Angeliną. Zapadła ona na tajemniczą chorobę, dzięki której straci życie w najbliższym czasie. Nic nie jest w stanie jej pomóc. Żadni lekarze, żadne lekarstwa … ale czy na pewno?

Artemis dowiaduje się, że jednak jest nadzieja –a jest nim pewien lemur, wymarły gatunek, który kilka lat temu został zabity przez Artemisa. Młodszego, bezwzględnego Artemisa,dla którego liczyły się tylko pieniądze. Tylko płyn mózgowy owego lemura mógłby zatrzymać przebieg tajemniczej choroby. Jest tylko jeden sposób – cofnąć się w czasie i nie pozwolić, by młodszy Artemis ponownie sprzedał lemura grupie likwidatorów. I starać się jak najmniej naruszyć słynny paradoks czasu, by czyny wykonane w przeszłości nie miały zbyt wielkiego wpływu na przyszłość.

Ponownie wracamy do świata Artemisa Fowla by zmierzyć się z nową przygodą i problemem. Eoin Colfer ponownie wprowadza nas w magiczny świat swoim genialnym piórem. Po troszkę słabszej piątej części, jaką jest „Zaginiona kolonia”, wraca do formy i tak oto powstaje „Paradoks czasu”. Tym razem powieść porusza temat podróży w czasie – któż nie chciałby znaleźć się na miejscu Artemisa i Holly, by wyruszyć do przeszłości, starając się zmienić jej bieg? Uwierzcie, że nikt. Nie jest to takie banalne, że przenosimy się i jesteśmy sobą. O nie. W przeszłości jesteśmy intruzami, którzy próbują zakłócić spokój … sobie.

Bardzo spodobało mi się, że tym razem autor skupił się trochę na bohaterach. Bardziej poznajemy ich emocje, myśli, powody postępowania. Do tego gdy Artemis spotyka młodszą, dziesięcioletnią wersję samego siebie, rozumie on, jak bardzo się zmienił i jaki okrutny dla ludzi i wszystkiego innego był wcześniej. Z obrzydzeniem patrzy na siebie sprzed kilkoma laty. Odkrywa cechy charakteru, które często powodują to, że przez ludzi jest źle postrzegany. Bardzo dobrym posunięciem było też ukazanie emocji pomiędzy Holly a Artemisem – skoro są już przyjaciółmi, to teraz tylko krok, by się znienawidzić. Szczególnie, gdy jedna strona robi coś okropnego … Było mi naprawdę smutno w pewnych momentach z nimi związanymi, to na pewno plus, gdyż poprzednie części nie wzbudzały we mnie takich uczuć.

Oczywiście nie jest to drętwa czy smutna powieść. Po raz kolejny autor wplątuje w tekst swój niesamowity i specyficzny humor, co sprawiało, że przy czytaniu kąciki ust same się podnoszą i mamy dobry nastrój. Pewnych rzeczy lepiej nie zmieniać – np. niektórych bohaterów i humoru. To te rzeczy sprawiają, że książka jest bardzo zabawna i pocieszna, nadaje się dla dzieci i dorosłych.

‘- Niby w jakich bliskich stosunkach będziemy w przyszłości?
- Bardzo bliskich. Kupimy razem mieszkanie, a potem po szalonym romansie wyjdziesz za moją siostrę i spędzicie miesiąc miodowy w Las Vegas.’

Tym razem może nie znajdujemy się w magicznym świecie, nie ma super wynalazków czy potworów – potworem jest tylko czas. Poznajemy ‘na nowo’ bohaterów serii z przeszłości, co w pewnym przypadku jest dość wzruszające.

Ogólnie książka jest powieścią naprawdę dobrą. Moim skromnym zdaniem to najlepszy tom przygód Artemisa Fowla i każdy fan za pewno powinien się z nią zapoznać. Innych, mam nadzieję, być może przekonam do sięgnięcia po całą serię od początku. Świetna książka ze świetnym poczuciem humoru.

10/10

„Paradoks czasu” to już szósty tom przygód o niezwykłym geniuszu, który nieźle namieszał w życiu wróżek mając zaledwie dwanaście lat. Tym razem, jak sama nazwa wskazuje, fabuła będzie związana z podróżami w czasie i ich paradoksem. Czym tym razem zaskoczy nas Eoin Colfer?

Artemis Fowl jest już czternastoletnim chłopcem i bardzo się zmienił przez ostatnie dwa lata. Nie jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Zaginiona kolonia” to już piąty tom serii opowiadającej o przygodach nastoletniego geniusza, ‘Artemis Fowl’ autorstwa Eoina Colfera. Tym razem ponownie wybierzemy się na przygodę z naszymi ulubionymi bohaterami i zmierzymy się z … demonami.

Dziesięć tysięcy lat temu, ludzie i wróżki toczyły bój o wyspę Irlandię. Gdy wróżki zdały sobie sprawę, że przegrywają przeniosły się pod ziemię razem z całym swoim królestwem magicznych stworzeń. Pogodziły się z tym życiem i żyją w ukryciu po dziś czasy. Jednak ten układ nie podoba się demonom, które są żądni władzy i na swojej wyspie, która służy im zarówno za mieszkanie jak i więzienie, planują zamach na rasę ludzką. Nikt nie bierze demonów za zagrożenie, dopóki nie zaczynają one pojawiać się w naszym świecie. Artemis Fowl postanawia pomóc swojej przyjaciółce, Holly Niedużej w walce z nimi. Dzięki obliczeniom które wykonał udało mu się zlokalizować miejsce pojawienie się następnego potwora. Wszyscy ruszają tam i czekają. Jednak sprawa się komplikuje, gdy okazuje się, że nie tylko Artemis ma zamiar przechytrzyć demona …

Kolejny raz powracamy do świata pełnego naszych ulubionych bohaterów – genialnego Artemisa, odważnej Holly czy oddanego swojemu pryncypałowi, Artemisowi ochroniarza Butlera. Kolejna część, jak zwykle opowiada inną historię i postaci muszą zmierzyć się z nowym zagrożeniem, jakim są diaboliczne demony. Ten tom Artemisa jest najgrubszym i ma najbardziej złożoną fabułę ze wszystkich dotychczasowych wydanych części. Mimo, że demony są charakterami czarnymi, to bardzo dużo się o nich dowiadujemy ze względu na pojedyncze rozdziały z punktu widzenia jednego z nich, wiecznie diabełka czternastoletniego Numeru Jeden, który odegra w tej historii istotną rolę. Jest on nową postacią i ma bardzo unikalny charakter, różni się od swoich demonich krewnych. Ale nie tylko on jest wartą zwrócenia uwagi nową postacią – pojawia się jeszcze tajemnicza dwunastoletnia dziewczyna, której sposobem działania i intelektem nie pogardziłby sam Artemis Fowl …

Zawsze uważałem, że jedną z najmocniejszych cech całej serii są jej unikalni i niepowtarzalni bohaterowie. Sarkastyczny i genialny Artemis, niezależna, odważna i odanna swojej pracy która łączy się z walką z przestępczością Holly Nieduża, mądry i często opętany lekką paranoją Ogierek to tylko kilku z wielu barwnych postaci. Każda postać w tej książce ma w sobie coś, co ją charakteryzuje i zdobywa naszą sympatię bądź nienawiść. Najczęściej oczywiście to pierwsze. Żadna postać zła nie jest czarno-biała i ma motywy działania, które często mogą przyprawić nas o atak śmiechu …

Jak już o śmiechu mowa, to trzeba przyznać, że przy tej książce można się pośmiać. Jesteśmy obdarowani kolejną dawką śmiesznych często opisów bądź porównań podmiotu mówiącego w książce, do tego sarkastycznej i często ironiczne poczucie humoru często rozśmieszało mnie do rozpuku. A to rzadkość, bym śmiał się przy książce. Artemis podołał wyzwaniu i chwała mu.

Wartka akcja również często nas zaskakuje nieprzewidywalnymi zdarzeniami. Dzieje się coś cały czas, czy to w Przedpiekle, krainie demonów czy u Artemisa i przyjaciół podczas jakiejś niebezpiecznej przygody – dzieje się cały czas i w rezultacie ciężko odezwać się od lektury piątego tomu Artemisa. Do tego dochodzi świetny wątek kryminalny, który niesamowicie trzyma w napięciu i powieść autentycznie wciąga nie dając nam ani chwili wytchnienia.

Ciekawie jest też poruszony wątek przyjaźni. Niby banalne, bo pojawia się to bardzo często w takich książkach, ale Artemis to świetny przykład. W pierwszym tomie, stosunki Artemisa i Holly były napięte, nie lubili się. W kolejnych dwóch wykonywali razem misje i zaczęli czuć do siebie sympatię, a w następnych stali się przyjaciółmi, którzy wiele razem przeszli i bardzo lubią rozmawiać ze sobą nawzajem. Było to dla mnie bardzo wzruszające, pokazuje, jaka jest magia przyjaźni.

9/10. Nie jest może taka dobra, jak poprzednie i podobała mi się na razie najmniej, ale mimo wszystko jest to kolejna emocjonująca przygoda Artemisa Fowla i nie pożałujecie, że ją przeczytacie.

„Zaginiona kolonia” to już piąty tom serii opowiadającej o przygodach nastoletniego geniusza, ‘Artemis Fowl’ autorstwa Eoina Colfera. Tym razem ponownie wybierzemy się na przygodę z naszymi ulubionymi bohaterami i zmierzymy się z … demonami.

Dziesięć tysięcy lat temu, ludzie i wróżki toczyły bój o wyspę Irlandię. Gdy wróżki zdały sobie sprawę, że przegrywają przeniosły się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

‘Król Demon’ to pierwszy tom nowej serii Siedmiu Królestw wydawanej przez wydawnictwo Galeria Książki autorstwa Cindy Williams-Chima. Muszę przyznać, że zapowiadało się bajecznie – książka gruba, niesamowita okładka i świetne wydanie, do tego bardzo zachęcający i intrygujący tytuł. Czy jednak jest to lektura równie bajeczna, czy raczej przykład „nie oceniaj książki po okładce”?

Han Alister to były szef gangu Łachamniarzy, miejscowych łobuzów. Odkąd porzucił rolę zbója jeszcze trudniej jest mu utrzymywać rodzinę, czyli młodszą siostrę i matkę. Wiedzie spokojnie życie, odbywając w mieście rolę drobnego listonosza, przenoszącego towary i pieniądze zarabiając niewielkie sumy. Życia Hana zmienia się potwornie, gdy odbiera podczas polowań ze swoim przyjacielem, Tancerzem, grupce czarodziejów pewien amulet. Na nieszczęścia chłopak, któremu to odebrał jest synem Wielkiego Maga, a przedmiot, jaki przejął Han jest bardzo ważny dla rodu Bayarów, ze względu na jego pochodzenie. Han trzyma amulet w ukryciu, bojąc się jego magicznej mocy i planuje jak najszybciej go sprzedać. Jednak ten amulet to nie jedyna czarodziejska rzecz w jego życiu. Odkąd tylko pamięta miał na rękach grube metalowe bransolety z wyrytymi runami. Rosną z nim i nie da się ich w żaden sposób zdjąć. Czy mają one jakiś związek z tym, co ma wkrótce spotkać Hana?

Tymczasem księżniczka Raisa, następczyni tronu Fellsmarchu jest bardzo podekscytowana nadchodzącym świętem – szesnastym świętem jej imienia. Od tego momentu będzie mogła wyjść za mąż i wkrótce razem z partnerem objąć tron po swojej matce. Toczy ona własną walkę – nie chce wyjść jeszcze za mąż, jednak jest naciskana przez matkę. Czy to nie wydaje się podejrzane? Czy z początku niewinna chęć wydania szybko córki za mąż kryje jakiś sekret? Do tego Raisa żyje jak w bajce – nie ma pojęcia co tak naprawdę dzieje się w królestwie i jakie jest nastawienie do tych, co mają władzę przez zwykłych ludzi.

‘Siedem królestw zadrży w posadach, gdy losy Hana i Raisy zetkną się na kartach tej trzymającej w napięciu powieści’

Jak pisałem, książka zapowiadała się naprawdę świetnie. Miała trzymać w napięciu – jednak tego w ogóle nie było. Przez wszystkie przygody Raisy w królestwie i jej podboje nie czułem żadnych emocji, podobnie jak przygody Hana w zbójeckim mieście. Bo na tym praktycznie opiera się książka. Owszem, jest wątek fantasy, ale jest najzwyczajniej w świecie zaniedbany. Przez ponad połowę książki tak naprawdę nie dzieje się nic ciekawego. Jedyny emocjonujący moment to wspomniana w opisie konfrontacja Hana i Raisy. Poprzedzające to wydarzenia są po prostu nudne i monotonne, spotkania w klanie, długie dialogi i to samo miejsce akcji.
Czytamy z punktu widzenia dwóch osób w czasie trzecio osobowym, przez co czasami czułem się, jakbym czytał dwie inne książki. Najciekawiej jednak autorka przedstawiła świat Hana i jego życie w biedzie, do tego ciągle pakuje się w kłopoty. Party o księżniczce też były ciekawe, jednak czasami niektóre opisy i zdarzenie kompletnie zbędne, bo zanudzały po prostu.

Nie można jednak autorce tego, że nie potrafi pisać – potrafi, i to jeden z największych plusów tej pozycji. Potrafi się świetnie rozpisać, co czasami jest plusem, czasami minusem, w zależności od sytuacji. Na pewno plusem jest to, jak opisuje emocje bohaterów i ich przeszłość – przez połowę książki praktycznie czujemy odczucia Hana dotyczące jego wcześniejszego życia i dowiadujemy się więcej o jego charakterze. Pozwala to na bliskie zapoznanie się z bohaterem i utożsamienie się z nim. Tak samo jest z Raisą. Mimo różnych głupot, jakie robi jako księżniczka, ma naprawdę silny charakter i wzbudza sympatię w czytelniku. Bohaterowie to najmocniejsza część tej książki razem z tym, jak są przedstawieni.

Ale nie tylko na bohaterach skupia się akcja. Jest również wyraźnie przedstawiona sytuacja polityczna w Fellsmarchu – jak Raisa dowiaduje się, że nikt nie jest sobą, tylko udaje by nie zrzucić na siebie gniewu władców. Tak samo z np. wydaniem księżniczki za mąż – jesteśmy potraktowani dużą dawką opisów i dialogów na ten temat. Jest to dość mocną stroną, niestety za bardzo przeciągniętą. Można by to tak naprawdę troszkę skrócić, a już książka byłaby krótsza. Tak samo jakby darować sobie trochę przydługich opisów i już ‘Król Demon’ byłby o wiele ciekawszą i bardziej trzymającą w napięciu lekturą.

Warto również wspomnieć, że przez powieść przewija się też wątek opowieści o odważnej Henelenie i Królu Demonie,. Czy jednak wszystko to jest prawdą? W ciekawy sposób zostali również przedstawieni magowie w późnym średniowieczu, gdzie dzieje się czas akcji – są uważani za przeklętych łobuzów i nie są wszędzie mile widziani, np. w klanach. To pozwala nam inaczej rzucić okiem na miotaczy uroków, których wszyscy tak podziwiamy.

Mimo, że książka nazywa się ‘Król Demon’ to chyba tylko dlatego, by zachęcić potencjalnego czytelnika. Równie dobrze mogłaby nazywać się ‘Klan’, a już to bardziej byłoby bliższe treści.

Autorka pisała w taki sposób, że od razu miała zaplanowany początek i koniec i to jest źle. Przez całą książkę czekałem na konkretną akcję, a była ona dopiero na końcu. A powieść powinna zaskakiwać i ciekawić już od początku. Ale jest wciągająca, nie powiem. Nie wiem dlaczego, ale autorka pisze w sposób taki, że czyta się naprawdę szybko i lekko mimo dość dużej ilości stron. I mimo braku ciekawej akcji. Zdecydowany plus.

7/10. Gdyby nie emocjonująca końcówka pewnie bym nawet nie myślał o sięgnięcie po części kolejne. Ale czuje się zachęcony i odnoszę wrażenie, że „Król Demon” to tylko długi wstęp do czegoś naprawdę wielkiego, co spotka mnie w następnych tomach.

‘Król Demon’ to pierwszy tom nowej serii Siedmiu Królestw wydawanej przez wydawnictwo Galeria Książki autorstwa Cindy Williams-Chima. Muszę przyznać, że zapowiadało się bajecznie – książka gruba, niesamowita okładka i świetne wydanie, do tego bardzo zachęcający i intrygujący tytuł. Czy jednak jest to lektura równie bajeczna, czy raczej przykład „nie oceniaj książki po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jedenasty tom serii Ulysses Moore. Pewnie myślicie „co za dużo, to niezdrowo”. Ja też tak myślałem po tomie dziewiątym, czy dziesiątym. Ale nie w tym przypadku. Ogród popiołu wypada bardzo dobrze na tle innych tomów serii. Przekonajmy się, dlaczego.

Po ucieczce Ulyssesa Moore w poszukiwaniu żony Penelopy, Rick, Julia, Jason, Tommi i Anita starają się go odnaleźć. Wykorzystując wszystkie klucze do Wrót Czasu, jakimi dysponują, wyruszają do różnych krain. Jednak Ulysses uciekł na Metis, czyli łódce, która może zabrać cię gdziekolwiek. Do tego zabrał wszystkie cztery klucze do Wrót Czasu w Willi Argo, więc dzieci nie mają tam dostępu. Wylądował on na Tajemniczej Wyspie, jednak przez nieuwagę towarzysza na gapę zostaje tam więźniem. I do tego okazuje się, że jego odwieczny wróg zdołał z niej uciec i stanowi zagrożenie dla jego przyjaciół z Kilmore Cove …

Jedenasty tom jest ciągiem dalszym przygody zapoczątkowanej w „Ukrytym mieście”. Jak w poprzedniej historii, czyli 1-6 skupialiśmy się na odkrywaniu sekretów tajemniczego miasteczka i jego mieszkańców, tak tym razem od początku poznajemy przeszłość Ulyssesa Moore, odkrywamy tajemnice rzeczy nam już dobrze znanych a wszystko to przewijające się między dobrą i ciekawą akcją z nowymi postaciami. Główny motyw jest ten sam – odkrywanie coraz to ciekawszych tajemnic, rozwiązywanie zagadek, a wszystko dzieje się często w różnych miejscach akcji równocześnie. Tutaj plus dla książki. Rozpoczyna się ona, oczywiście, krótkimi rozdziałami (które są w sumie przez całą książkę) i w każdym dzieje się inny wątek, i to nam towarzyszy przez całą powieść. Jest to niezwykle klimatyczne i trzymające w napięciu i sprawia, że każdy wątek jest ciekawy, gdyż autor potrafi go dobrze opisać. Trzeba przyznać, że po dziesięciu tomach sagi zdobył jakieś doświadczenie, przez co „Ogród popiołu” czyta się miło i przyjemnie.

Nie ma zbyt wiele nowych postaci, za to są stare i miło się czyta kolejny tom ich przygód. Za to, według mnie zawsze najciekawsze były postacie, o których ktoś opowiada, odkrywa sekrety ich przyszłości a tak naprawdę nigdy ich nie spotykamy, albo dowiadujemy się o nich dużo i jednak dochodzi do konfrontacji. Autor świetnie to przedstawiał w niemal każdym tomie i w tym również. Oczywiście ‘realne’ postaci też wzbudzają sympatię. Miło mi się czytało nawet o księdzu. Perdomenico ma niepowtarzalny styl i z każdego zdarzenia potrafi zrobić coś ciekawego. Dlatego moja przygoda z „Ogrodem popiołu” trwała niespełna kilka godzin – nie tylko dlatego, że powieść jest krótka, lecz jest bardzo wciągająca i intrygująca.

Autor ma świetny styl pisania choć nie ukrywam, że troszeczkę dziecinny. Nie ma co się dziwić, w końcu to książka kierowana dla młodszych czytelników i jak dla nich to Baccalario pisze naprawdę rewelacyjnie. Jest to lekkie fantasy z raczej większą ilością przygód niż fantastycznych zdarzeń, i posiada wszystko co powinna mieć dobra książka przygodowa. Na pewno jest przeznaczona dla czytelników w każdym wieku. Dzieci przeczytają, bo to książka kierowana dla nich a ci starsi oderwą się od rzeczywistości, czytając przyjemne dzienniki Ulyssesa Moore. Książka jest po prostu lekka i razem z poprzednimi tomami tworzy jedną wielką fabułę i uniwersum, dopracowane i przemyślane.

Niestety kolejny raz muszę się przyczepić do tytułu – już od początku autor tworzy je tak, by ciekawiły, a bardzo mało niestety mają wspólnego z treścią. „Kamienni Strażnicy” pojawili się zaledwie na maksymalnie dwóch stronach, „Wyspa Masek” tylko w końcówce, a „Ogród popiołu” był, jednak nie było na nim skupionej większej uwagi.

Po przeczytaniu tego tomu nie sposób nie przeczytać ostatniego, dwunastego tomu, choćby z ciekawości, jak to wszystko się skończy. Ja tak również zrobiłem. Od razu po przeczytaniu zaopatrzyłem się w „Klub podróżników w Wyobraźni” by zakończyć raz na zawsze moją przygodę z miasteczkiem Kilmore Cove i Jasonem, Julią oraz Rickiem.

Aha i proszę mi wyjaśnić jedno – co do cholery ma okładka do treści?

8/10

Jedenasty tom serii Ulysses Moore. Pewnie myślicie „co za dużo, to niezdrowo”. Ja też tak myślałem po tomie dziewiątym, czy dziesiątym. Ale nie w tym przypadku. Ogród popiołu wypada bardzo dobrze na tle innych tomów serii. Przekonajmy się, dlaczego.

Po ucieczce Ulyssesa Moore w poszukiwaniu żony Penelopy, Rick, Julia, Jason, Tommi i Anita starają się go odnaleźć....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wielki finał dwunastotomowej sagi Ulyssesa Moore. Czy aby na pewno taki wielki? Przekonajmy się.

Sytuacja w Kilmore Cove jest tragiczna. Rick i Tomasso zaginęli szukając Ulyssesa Moore w osiemnastowiecznej Wenecji, sam Ulysses i jego towarzysz na gapę podróżują w poszukiwaniu Penelopy ze świadomością, że mogą już nigdy nie wrócić, a miasteczko zaatakował odwieczny wróg Przyjaciół z Wakacji, kapitan Spencer razem ze swoją załogą. Szuka on zemsty na swoim największym wrogu, Ulyssesie Moore i terroryzuje Kilmore Cove swoim statkiem z czarnymi żaglami. Czy dojdzie do starcia kapitana z Ulyssesem? I jaką rolę w tym wszystkim odegrają małpy?

To już wielki finał przygody przyjaciół, którzy odkrywają sekrety w tajemniczym miasteczku i przeszłość jego mieszkańców. Czy zachwyca tak jak poprzednie części? Przede wszystkim, znacząco się od nich różni. Dlaczego? Poprzednim częściom zazwyczaj towarzyszyły tajemnice a akcja była tylko dodatkiem, najczęściej w zakończeniu. Tutaj akcja trwa niemal cały czas, przez te 300 stron co chwile się coś dzieje i nie daje ani chwili wytchnienia, do tego w przerwach wyjaśniają nam się wszystkie tajemnice, jakie zostały zapoczątkowane w poprzednich częściach. I tutaj miłe zaskoczenie – autor rozegrał historię w taki sposób, że zmieścił nawet starszych bohaterów, o których zdążyliśmy zapomnieć. Wszystko jest naprawdę świetną intrygą z naprawdę ciekawą i zaskakującą fabułą.

Mimo wielkiej ilości akcji, książka aż tak się nie różni od poprzednich. Jest wszystko, co lubi się w Ulyssesie Moore – odkrywanie sekretów tego miasteczka, zagadki i dziwne maszyny, pasjonujące opowiadania o bohaterach, świetna przygoda i dość krótka, co pozwala nam na skończenie lektury w zaledwie kilka godzin. Ale są to mile spędzone godziny, to na pewno.

Muszę też przyznać, że autor, Pierdomenico Baccalario, bardzo podszkolił się w pisaniu powieści. Pierwsze części były dość nieśmiałe, z małą tajemnicą, a potem zaczął rozpisywać naprawdę wielkie przygody z ogromnie dopracowaną fabułą i wyszło tak, że np. w Klubie podróżników w wyobraźnii mija niespełna dzień, przez calutką akcję. Umie się rozpisać i ma naprawdę wielką wyobraźnię. Jednak ta wyobraźnia, niestety, momentami była zbyt duża. Zaczął wymyślać jakieś miejsca w wyobraźni, by wyruszyć na poszukiwanie do Labiryntu trzeba wypełnić formularz w biurze … O wiele bardziej podobały mi się pierwsze części, były tylko Wrota czasu i wszystko inne owiane tajemnicą. Teraz rozkręciło się to, ale troszeczkę za bardzo.

Kolejny raz jest kilka mocnych wątków, tym razem jednak łączą się one w jedną całość i cieszę się, że w końcu nasze trio, Rick, Jason i Julia się spotkało. Tak powinno być od początku. Nowe postacie owszem, nie były złe, ale za bardzo odciągały przyjaciół od siebie. I tutaj wreszcie się spotykają. Jeden z lepszych momentów w książce, w którym poczułem wzruszenie, przypominając sobie wszystkie przygody, jakie spędziliśmy razem – oni podróżowali i odkrywali tajemnice, a ja byłem razem z nimi, pochylając się nad coraz to dalszymi tomami sagi „Ulysses Moore”.

Niestety kolejny raz nie przestrzegł się autor od nielogiczności. Wprowadzenie tomów Ulyssesa do historii i jeszcze tłumacz sam o sobie pisał? Przecież to całkiem nielogiczne i można się zgubić. Na pewno seria na tym straciła. Podobnie jak na zbyt wielkiej wyobraźni autora w pewnych kwestiach.

Przewracając ostatnią stronę, poczułem smutek. Seria może nie jest najlepsza na świecie, nigdy może nie byłem fanem ale bardzo miło mi się ją czytało i to trochę smutne, że muszę się z nią rozstać. Już na zawsze. Ale cieszę się, że autor pisze powieści dalej – więc z nim nie rozstanę się prędko. Mam zamiar dalej czytać powieści Pierdomenico, gdyż uważam, że są magiczne i pisze je świetnie. Szczególnie udały mu się pierwsze tomy oraz ostatnie Ulyssesa Moore. Wszystkie trzymają świetny poziom i są na pewno wspaniałą pozycją dla każdego.
9/10. To w końcu finał no.

Wielki finał dwunastotomowej sagi Ulyssesa Moore. Czy aby na pewno taki wielki? Przekonajmy się.

Sytuacja w Kilmore Cove jest tragiczna. Rick i Tomasso zaginęli szukając Ulyssesa Moore w osiemnastowiecznej Wenecji, sam Ulysses i jego towarzysz na gapę podróżują w poszukiwaniu Penelopy ze świadomością, że mogą już nigdy nie wrócić, a miasteczko zaatakował odwieczny wróg...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kontynuacja jednej z najlepszych książek wydanych w tym roku. „Mrok” to już drugi tom trylogii „Strażnicy Veridianu”, wydawanej w Polsce przez wydawnictwo Jaguar. Czy drugi tom trzyma poziom rewelacyjnej „Straży”? A może jest jeszcze lepszy?

Od wydarzeń z poprzedniego tomu minął rok. Trwa szkolenie brata Isabel, Matta, który dołączył do Straży jako jeden z Wezwanych. Trenuje go Ethan, i Matt jest zirytowany tym, że nie ujawniły się jeszcze żadne jego talenty. Tymczasem wrogowie planują zemstę na tym, który zabił ich sprzymierzeńca. Zastawiają pułapkę, w którą przez przypadek podczas wykonywania misji z Isabel wpada Arkarian i zostaje porwany do podziemnej krainy zmarłych. Isabel, która czuje do Arkariana coraz większą sympatię, chce od razu wyruszyć na ratunek szafirowłosemu. Jednak Trybunał oficjalnie zabrania misji ratunkowej ze względu na jej ryzykowność. Mimo wszystko jednak Isabel planuje na nią wyruszyć, ryzykując wszystko, zarówno jej życie, życie Arkariana oraz przyszłość całej organizacji … Ale nie sama.

Kolejny tom jest, względem długości, niemal identyczny w stosunku do części poprzedniej. Jest to książka nie za krótka i nie za długa, na dwa, trzy wieczory, i właśnie taka powinna być. Czyta się ją bardzo szybko ze względu na dużą czcionkę i wspaniały styl pisania autorki. Właśnie dlatego „Straż” tak się spodobała – ze względu na świat wykreowany przez Marianne Curley, i do tego jak go wykreowała. Pisze ona bardzo lekko, trafiając w gusta czytelników. Nie obserwujemy przygody tak jak wcześniej, z dwóch punktów widzenia – również są dwie narracje dwóch silnych osobowości, ale tym razem akcja opisywana przez Isabel dzieje się gdzie indziej, a przez Arkariana również gdzie indziej, co dodatkowo urozmaica tą książkę. Dodatkowo jest położony większy nacisk na postać szafirowego nieśmiertelnego mężczyzny i bardziej poznajemy jego sprawy osobiste oraz przeszłość.

Fabularnie powieść również zaskakuje. Tym razem nie znajdujemy się tylko w świecie, jakim znamy – dodatkowo odwiedzamy podziemną, tajemniczą krainę, do tego bardzo mroczną. Bardzo łatwo wczuć się w ten klimat, jaki w niej panuje. Książka jest zaskakująca, i znowu pojawiają się ciekawe wątki poboczne, jak przeszłość Arkariana czy nowe postacie. To dosknale dopełnia puste miejsca pomiędzy akcjami i ciekawymi zdarzeniami, i czyta się je naprawdę miło. Jak całą opowieść. Tym razem w książce przewija się również wątek kluczu – który wyjaśni się w ostatnim tomie trylogii, tak nazwanym, „Klucz”.

Oczywiście w powieści przewija się wiele wspaniałych, magicznych motywów, które oczarowują, jak w części pierwszej, jednak jest ich znacznie mniej. Szczerze mówiąc, spodziewałem się czegoś więcej. Więcej magi, więcej rzeczy, które by mnie zaczarowały i nie chciały odejść z mojej pamięci. Wspominam wiele takich rzeczy ze „Straży”, jednak „Mrok” trochę roczarowuje pod tym względem. Różni się znacząco od swojej poprzedniczki, i mimo że posiada ten sam klimat i wspaniałe postacie, które wzbudzają sympatię, to nie ma jednak tych wszystkich rzeczy, które tak bardzo spodobały mi się w „Straży”. Ale za to ma jeszcze inne rzeczy, z którymi warto się zapoznać i przez to książka na pewno trzyma poziom części pierwszej, jak nie jest od niej lepsza.

I jest również wątek miłosny, który jest naprawdę … (nie wierzę że to mówię), SŁODKI. Nie jakaś milość, przez którą będziemy mieć problemy ze snem, nie ma tam jakichś westchnień, rozterek … Wątek miłosny jest po prostu lekki, przyjemny i sprawia, że można się przy nim uśmiechnąć. Zdecydowanie pod tym względem wyróżnia się z lasu innych tego typu pozycji.

Podsumowując, książka jest jednym słowem magiczna. Wspaniała historia dla osób każdej płci i w każdym wieku. Cała seria jest moim zdaniem jedną z niedocenionych książek w literaturze. Nie twierdzę, że inne książki na topie są złe, ale skoro jest tam np. Zmierzch, to zdecydowanie powinni znajdywać się tam też „Strażnicy Veridianu”, którzy są naprawdę wspaniali. Dajcie się wciągnąć w przygodę i nie czekajcie długo, biegnijcie do sklepu po „Mrok”!

10/10

Kontynuacja jednej z najlepszych książek wydanych w tym roku. „Mrok” to już drugi tom trylogii „Strażnicy Veridianu”, wydawanej w Polsce przez wydawnictwo Jaguar. Czy drugi tom trzyma poziom rewelacyjnej „Straży”? A może jest jeszcze lepszy?

Od wydarzeń z poprzedniego tomu minął rok. Trwa szkolenie brata Isabel, Matta, który dołączył do Straży jako jeden z Wezwanych....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

BOSKIE. Nic dodać, nic ująć. Po prostu geniusz.

BOSKIE. Nic dodać, nic ująć. Po prostu geniusz.

Pokaż mimo to