rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

'Serce lodu' było przyjemną rozrwyką, stąd mój pomysł by przeczytać kolejną powieść pana autora. Niestety 'Krew Kamienia' jest książką słabą, nudną i nie angażującą.
Początek jest zaspoilerowany już w opisie historii, a więc wiemy o zdradzonej zwiadowcznyni. Następnie mamy nudne dochodzenie do siebie owej wojowniczki pod opieką Harlana - który, był zły ale przestał być zły i chce być dobry.
Kartki przewracamy ze znużeniem. Pojawia się wątek zemsty. Okej.
Garda - ciekawe miejsce, wydawać by się mogło, że ma potencjał. Jednak im głębiej w jej odmęty, tym kolejna ponura komnata, pogania następną podziemną świątynie zła albo niestworzone plugastwa w korytarzach. I tak leci. Aż do głównego starcia.
No i to zakończenie. Brak słów jak bardzo schematyczne.
Dotrwałem do końca, stąd 3 gwiazdki. Podziękuję.

'Serce lodu' było przyjemną rozrwyką, stąd mój pomysł by przeczytać kolejną powieść pana autora. Niestety 'Krew Kamienia' jest książką słabą, nudną i nie angażującą.
Początek jest zaspoilerowany już w opisie historii, a więc wiemy o zdradzonej zwiadowcznyni. Następnie mamy nudne dochodzenie do siebie owej wojowniczki pod opieką Harlana - który, był zły ale przestał być zły...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zrezygnowałem po ok. 60% audiobooka. Moja pierwsza powieść przesłuchana w ten sposób i jednocześnie taki zawód...
Trzy gwiazdki głównie za wprowadzenie w opowieść. Zawiązanie zagadki kryminalnej, które było interesujące. Młoda Kya porzucona przez matkę, rodzeństwo i pozostawiona na bagnach- to miało potencjał. Jednak historia zmierza w nudny, infantylny i ckliwy kierunek o dziewczynie, która zakochuje się w chłopakach. Tworzy się typowy trójkąt miłosny, gotowy zainteresować rozpromienione dwudziestolatki, ewentualnie samotne trzydziestolatki.
Kurde, dziewczyna spędziła samotnie 10 lat na bagnach, trudno mi uwierzyć by była piękna i zdrowa na umyśle.
Mogło to pójść w fajną stronę. Niejednoznaczna postać ojca, z którą Kya miała ciekawą relację. Zagłębienie się w temat wyrzutków społecznych. TO były tematy, przy których autorka powinna zostać, a nie tanie romansidło.
Z każdym rozdziałem poowyżej piętnastego zacząłem tylko przewracać oczami na kolejne bzdety czytane przez (miło się słuchało jej głosu) lektorkę.
Te cytowane tytuły książek naukowych... brak mi słów. Autorka wspominała podręczniki ze studiów? Znalazła je na wikipedi?
3 gwiazdki, za początek, za zawiązanie akcji i za panią Magdalena Boczarska.
Najwyraźniej zawszę jest czas na jakieś Zmierzchy, Graye albo inne 365 dni, tym razem wystrojone w pióra ambitności są Raki..

Zrezygnowałem po ok. 60% audiobooka. Moja pierwsza powieść przesłuchana w ten sposób i jednocześnie taki zawód...
Trzy gwiazdki głównie za wprowadzenie w opowieść. Zawiązanie zagadki kryminalnej, które było interesujące. Młoda Kya porzucona przez matkę, rodzeństwo i pozostawiona na bagnach- to miało potencjał. Jednak historia zmierza w nudny, infantylny i ckliwy kierunek o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Takie "Trudne sprawy" gejów. Szybkie rozdziały, by czytelnik się nie zmęczył. Na minus: brak opisów, płascy bohaterowie(imiona się mieszają im dalej w las), "trudno sprawowy" twist, świat trochę odrealniony, historia też ledwo się trzyma kupy.
Ale dotrwałem do końca, także ujdzie.

Takie "Trudne sprawy" gejów. Szybkie rozdziały, by czytelnik się nie zmęczył. Na minus: brak opisów, płascy bohaterowie(imiona się mieszają im dalej w las), "trudno sprawowy" twist, świat trochę odrealniony, historia też ledwo się trzyma kupy.
Ale dotrwałem do końca, także ujdzie.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Jedna z najgorszych książek Kinga. Nudna, pozbawiona interesujących postaci, chaotyczna, rozwleczona. Czytałem ją przez dwa miesiące - bo trzeba skończyć. Bolesne było to przeżycie, tym bardziej, że to nasz kochany król horroru.
Do momentu wydarzeń w chatce było jeszcze "jako tako". Potem dostajemy dziwaczną paplaninę wojskową i najnudniejszy pościg, przy którym przejażdżka na cotygodniowe sobotnie zakupy jest bardziej pasjonująca.
Odradzam.

Jedna z najgorszych książek Kinga. Nudna, pozbawiona interesujących postaci, chaotyczna, rozwleczona. Czytałem ją przez dwa miesiące - bo trzeba skończyć. Bolesne było to przeżycie, tym bardziej, że to nasz kochany król horroru.
Do momentu wydarzeń w chatce było jeszcze "jako tako". Potem dostajemy dziwaczną paplaninę wojskową i najnudniejszy pościg, przy którym przejażdżka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Od roku 2000 Stephen King rzadko wyda dobrą/b. dobrą powieść. Większość z powieści z nowego tysiąclecia są takie sobie("Komórka","Ręka Mistrza"), albo nawet słabe("Przebudzenie"!).
Na szczęście "Instytut" należy do kategorii tych rzadkich. Jest dobrze.

Luke jako dziecko-geniusz, posiadający parapsychiczne moce(TK) zostaje porwany do Instytutu. Miejsce to wywołuje spory niepokój. Sprzeczne uczucia. Jest jak uśmiech Gladys, fałszywy.
Pierwsza część powieści jest intrygująca. Są tajemnice, dziwne eksperymenty, podejrzani ludzi dookoła, pokraczne automaty i żetony.
Wśród bohaterów wyróżnia się mały Avery. Postać fajnie poprowadzona, chociaż King mógłby zbliżyć go z resztą dzieci z Instytutu. Jego bohaterska śmierć wybrzmiałaby wówczas mocniej.
Surowa pani Sigsby idealnie reprezentuje bezduszną twarz całej organizacji. No i właśnie, czy taką bezduszną?
Tutaj King pozwala czytelnikowi samemu podjąć decyzję.
Dzieci miały rację, czy sepleniący pan Smith?

Nie przekonała mnie postać Mureen, która przeszła szybką przemianę dzięki kilku wiadomością z internetu.
Druga połowa książki już nie była wypełniona tym poczuciem niepokoju. Jako czytelnik domyślałem się mniej, więcej jak to się skończy.

Największą zaletą jednak tej powieści Kinga jest to, że wciąga. Wciąga i to bardzo. Dłuży się tylko w jednym momencie(uwięzione dzieci w korytarzu, droga Tima i Lucke'a do Main). Udana parabola również zasługuje na uwagę. Dokładnie ta dotycząca instynktu, czy przeczucia z początku historii.
To była dobra rozrywka. Nie rewelacyjna jak Bastion, Misery, Miasteczko Salem, To. Nie bardzo dobra i personalna jak Historia Lisey. Tymi asami już autor zagrał.
Czy ma jeszcze jakieś w rękawie? Tego nie wiem. Póki co...
Polecam wyjadaczom Kingowej prozy.

Od roku 2000 Stephen King rzadko wyda dobrą/b. dobrą powieść. Większość z powieści z nowego tysiąclecia są takie sobie("Komórka","Ręka Mistrza"), albo nawet słabe("Przebudzenie"!).
Na szczęście "Instytut" należy do kategorii tych rzadkich. Jest dobrze.

Luke jako dziecko-geniusz, posiadający parapsychiczne moce(TK) zostaje porwany do Instytutu. Miejsce to wywołuje spory...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Są opowiadania bardzo dobre - "Ślepy tor", "Spojrzenia", "Kochanka Szamoty". Jednak znaczna większość historii już najlepsze czasy ma za sobą. Jeżeli ktoś interesuje się grozą w starszym wydaniu, to zbiór opowieści "Znaki niesamowite" jest dla niego. Dzisiejszy czytelnik wie gdzie zjawa się kryje, więc "szokujące" zakończenia nie są wyjątkowe. Na tym autor traci.
Mimo wszystko Grabiński w swoim kolejowym horrorze jest wyjątkowy i to trzeba mu przyznać.

Po słowie: mam słabość do biblioteki grozy C&T.

Są opowiadania bardzo dobre - "Ślepy tor", "Spojrzenia", "Kochanka Szamoty". Jednak znaczna większość historii już najlepsze czasy ma za sobą. Jeżeli ktoś interesuje się grozą w starszym wydaniu, to zbiór opowieści "Znaki niesamowite" jest dla niego. Dzisiejszy czytelnik wie gdzie zjawa się kryje, więc "szokujące" zakończenia nie są wyjątkowe. Na tym autor traci.
Mimo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niestety nie jest tak dobra jak poprzednia książka autora. Mam wrażenie że na fali sławy napisana za szybko, aby zdobyć trochę złotych monet. Na plus pan Franklin, prawdziwa z niego zołza.

Niestety nie jest tak dobra jak poprzednia książka autora. Mam wrażenie że na fali sławy napisana za szybko, aby zdobyć trochę złotych monet. Na plus pan Franklin, prawdziwa z niego zołza.

Pokaż mimo to


Na półkach:

W aktualnej, noblowskiej sytuacji z literaturą pani Tokarczuk należałoby się zapoznać. Rozpocząłem zatem przygodę od "Prowadź...". Przygotowałem się na ciężką, metafizyczną lekturę, która jednak wcale taka nie była.
Zaskoczenie. Powieść jest napisana lekko, bardzo ładnym stylem. Trudno się pogubić w treści, bo autorka pisze przejrzyście i barwnie. Pomiędzy okładkami jest pełno trafnych spostrzeżeń, zabawnych sentencji, mądrych uwag.
Jednym z przykładów, może być przewidywanie śmierci na podstawie ułożenia gwiazd i daty urodzin. Gdyby zrobić badania na szerszą skalę, jestem ciekaw, czy wyszłyby jakieś zależności.
Sama historia to raczej nic specjalnego, prowadzona jest konsekwentnie do przewidywalnego końca. Taki eko-kryminał.
Warto przeczytać "Prowadź...", by rozszerzyć horyzonty.

W aktualnej, noblowskiej sytuacji z literaturą pani Tokarczuk należałoby się zapoznać. Rozpocząłem zatem przygodę od "Prowadź...". Przygotowałem się na ciężką, metafizyczną lekturę, która jednak wcale taka nie była.
Zaskoczenie. Powieść jest napisana lekko, bardzo ładnym stylem. Trudno się pogubić w treści, bo autorka pisze przejrzyście i barwnie. Pomiędzy okładkami jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Achilles. W pułapce przeznaczenia" uderzył z hukiem we wszystkie moje słabe punkty, mimo że byłem przygotowany na pchnięcia, to powieść mnie powaliła. Pani Madeline Miller tka słowa, historię na granicy antycznego dramatu, romansu, wojennej scenerii i walki z nieuniknionym przeznaczeniem.

Achilles w powieści jest już skazany na swój los, jedyne co może, to odwlec ten moment w czasie. Wielki wysiłek podejmuje dla nieznaczącego wygnańca - Patroklosa.
Pierwsza część powieści jest skupiona na rozwijaniu miłości między głównymi bohaterami. Niesamowity jest czas przy Chironie, czas bezpieczny, pełen radości, nauki i wolności. Ich nauczyciel na górze Pelion jest ukazany jako mędrzec i ktoś. do kogo, można by się zwrócić o każdą radę. Więź, która łączy tam Achillesa i Patroklosa staje się nierozerwalna i będzie trwała w opozycji do przeznaczenia.
Druga część, czyli oblężenie Troi to już opowieść skomplikowana w wątpliwości, pełna desperacji i dumy.
Czułem niesamowitą gorycz, zdając sobie sprawę, że te krótkie momenty między nimi muszą się skończyć tragicznie. W przewrotnym momencie to właśnie przeznaczenie wybucha za plecami, niespodziewanie i ostatecznie.

Wśród postaci drugoplanowych rzuca się w oczy Tetyda, złowroga, pełna ambicji matka Achillesa. To właśnie ona przechodzi największą, a jednak niepozorną dla świata przemianę.
Druga stoi Bryzeida, pojawiająca się później, ale wywołująca gigantyczne wrażenie. Jej miłość do Patroklosa jest tragiczna, bo zawsze pozostanie w cieniu wielkiego Achillesa. Jej dramatyczne słowa nad ciałem ukochanego spowodowały, że łzy płynęły do oczu.
Dalej mamy mądrego Chirona, przebiegłego Odyseusza, rozwydrzoną, ale także tragiczną, bo szukającą desperacko akceptacji i bliskości Deidameje, dumnego, pełnego gniewu Agamemnona... można tak wymieniać, bo każda z postaci ma jakiś niesiony z antyku pomysł na siebie, ale to właśnie autorka dodaje im tą iskrę życia.

Ostatnie dwadzieścia stron to jest właściwie pieśń rozpaczy. Do ostatniego akapitu, który odrobinę koi smutek.
Cieszy mnie, że wreszcie ta wściekłość Achillesa tak ocenzurowana przez świat, słowa nauczycieli w szkole i historie rozbrzmiała na stronach powieści "The Song of Achilles". Zwłoki Hektora wleczone bez szacunku za rydwanem dokoła murów, przeciągające się oblężenie, śmierć setek Greków i Trojan, szaleństwo wojny i przeciwstawienie się bogom przez miłość dwóch chłopców, a potem mężczyzn : Achillesa i Patroklosa.

Nie ma co narzekać na tłumaczenie tytułu i okładkę(słynna pięta). To tylko maleńkie niedoskonałości tego niesamowitego dla mnie dzieła. "Achilles. W pułapce przeznaczenia" to powieś o odrzuconej miłości, miłości rodzica, ale przede wszystkim miłości, która stawiła się przeznaczeniu. Jedyny prawdziwy minus, to to, że książka jest trudno dostępna. A szkoda, bo należy jej się rozgłos, jednak chyba jeszcze nie jesteśmy na tyle dojrzali jako ludzkość, dlatego wyprzedają się tanie instagramowo-erotyko-romanse imitujące powieści, zamiast takich perełek jak dzieło pani MIller. Pozdrawiam.

"Achilles. W pułapce przeznaczenia" uderzył z hukiem we wszystkie moje słabe punkty, mimo że byłem przygotowany na pchnięcia, to powieść mnie powaliła. Pani Madeline Miller tka słowa, historię na granicy antycznego dramatu, romansu, wojennej scenerii i walki z nieuniknionym przeznaczeniem.

Achilles w powieści jest już skazany na swój los, jedyne co może, to odwlec ten...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Kirke" jest rewelacyjna powieścią przez pierwszą połowę. Czytamy o początkach wielkiej czarownicy w rodzinnym pałacu, gdzie bogowie ucztują, knują i spółkują ze sobą, ze śmiertelnikami, ogólnie z kim popadnie. Fajnie pani Miller rzuca światło na boską grupę, która jest rozdarta, rozkapryszona i domaga się oddania. Egocentryzm i wielkość bogów świadczy o ich płytkości.
Los tytułowej bohaterki przed przeczytaniem powieści był mi nieznany, dlatego każdy "twist" działał jak powinien. Kirke błąka się bez celu po pałacu Okeanosa. Glaukos, który wpierw jawi się nam jako wybawca okazuje się zwykłym bucem. Podobnie jej młodszy brat. Starsze rodzeństwo gardzi nimfą i naśmiewa się z niej. W oczach ojca, wielkiego Heliosa jest słaba i przynosi mu wstyd, więc postanawia jej się pozbyć.
Kirke ląduje na Ajaji, wyspie-oazie, która jest jej więzieniem i domem.
Tutaj akcja trochę spowalnia. Obserwujemy jak jej zdolności czarodziejskie rosną w siłę. Pojawia się monotonia.
Przed nią jeszcze jednak kilka wyzwań - minotaur, Dedal, Atena, niesforny Telegonos i poszukiwanie siebie.
Klimat powieści jest niesamowity, aż chce się być na jednej z wysp w Grecji i w cieple słońca czytać utkane zdania "Kirke".
Dużo tutaj rozterek, walki o godność i rozmyślań nad sensem wieczności.
Czy to powieść dla każdego?
A kto nie lubi mitologi? Mało takich osób między nami.
Wyciąłbym wątek minotaura, bo jest on nie znaczący. Dodał jakiś szokujący finał: Telemach w porywie zemsty morduje Kirke. Gdzieś coś bym skrócił, gdzieś coś dodał.
Dostajemy za to na koniec całkiem dobry przegląd przez jej przyszłość. Jednak czy to jej wyobrażenia, czy prawda?
Ciężko jesienią o grecki żar i bujną przyrodę, ta książka choć na trochę rozjaśni nam boskimi promieniami czytelniczy kąt.

"Kirke" jest rewelacyjna powieścią przez pierwszą połowę. Czytamy o początkach wielkiej czarownicy w rodzinnym pałacu, gdzie bogowie ucztują, knują i spółkują ze sobą, ze śmiertelnikami, ogólnie z kim popadnie. Fajnie pani Miller rzuca światło na boską grupę, która jest rozdarta, rozkapryszona i domaga się oddania. Egocentryzm i wielkość bogów świadczy o ich płytkości....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Domofon długo zwlekał na mojej półce "do przeczytania". Co za tym idzie, oczekiwania z czasem bardzo urosły. Nadeszła wreszcie pora, bym mógł spokojnie wypowiedzieć się na temat powieści Zygmunta Miłoszewskiego.
Jaka to była książka?
Średnia. Ale do szczegółów...
Zaczyna się całkiem przywoicie. Bohaterów mamy wielu, Wiktor - pijak, człowiek po przejściach. Jego wprowadzenie, podczas rozmowy kwalifikacyjnej bardzo mi się podobało. Ciągła walka z tym co powinien, a tym co chce naprawdę powiedzieć. Ostatecznie polubiłem faceta.
Agnieszka i jej mąż, to takie trochę zapychacze jak dla mnie.
Kamil - tutaj typowy nastolatek, buntownik, ale da się go polubić, mimo tego, że z czasem przestaje interesować.
Sama fabuła wypada słabo. Blok zamyka mieszkańców, czarny płyn wypływa z rur, piwnica straszy grobami. W tym wszystkim mieszkańcy, którzy nic z tego sobie nie robią. Mają koszmary, spotykają się na strychu w celu omówienia tego, że i tak nic nie będą robić i poczekają. Kompletnie nietrafiony pomysł.
Strachu tu było tyle co nic. Irracjonalne zachowanie sąsiadów w ich sytuacji było irytujące. Można by dodać chęć przetrwania, pokazać, jak człowiek potrafi walczyć w danym momencie, jak wariuje i nagle jest zdolny do rzeczy, których normalnie, by nie zrobił.
Kulminacją głupich pomysłów było oczekiwanie na jutro, by usłyszeć historię o domofonach. Prawie sam zasnąłem.
Samo wyjaśnienie tajemnicy, także nie specjalne. Przejechane już tysiąc krotnie przez wielu pisarzy wcześniej, często w lepszy sposób.
Na małe plusy: historia dziennikarskiej kariery Wiktora, no i może ta katoliczka, która się opiekowała matką.
Niestety ostatecznie wieje nudą, czasami pojawi się zabawny żart, rzadko coś głębszego.

Domofon długo zwlekał na mojej półce "do przeczytania". Co za tym idzie, oczekiwania z czasem bardzo urosły. Nadeszła wreszcie pora, bym mógł spokojnie wypowiedzieć się na temat powieści Zygmunta Miłoszewskiego.
Jaka to była książka?
Średnia. Ale do szczegółów...
Zaczyna się całkiem przywoicie. Bohaterów mamy wielu, Wiktor - pijak, człowiek po przejściach. Jego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Fajny temat i promocja mnie zachęciły do zakupu książki, o której kompletnie nic nie wiedziałem. Jest to pierwszy reportaż z jakim się spotykałem w wersji książkowej. W moim odczuciu trochę za długi, można by kilka osób/rozdziałów pominąć.
Znaczna większość wywiadów jest interesująca i warta przeczytania.
Największym jednak plusem książki, jest to, że w pewnym momencie lawirowałem pomiędzy odczuciami, czy wierzyć wróżką/egzorcyście, czy zachować racjonalne podejście. Ostatecznie można dojść do wniosku, że te cuda, wianki, czary-mary są po prostu połączeniem psycholgii i dobrego pr. Tak samo jak kościół, czy inne sekty.
Fascynujące jest ostatnie pytanie, postawione w książce, gdzieś między wierszami.
Czy ty, byś dał rzucić na siebie klątwę?

Fajny temat i promocja mnie zachęciły do zakupu książki, o której kompletnie nic nie wiedziałem. Jest to pierwszy reportaż z jakim się spotykałem w wersji książkowej. W moim odczuciu trochę za długi, można by kilka osób/rozdziałów pominąć.
Znaczna większość wywiadów jest interesująca i warta przeczytania.
Największym jednak plusem książki, jest to, że w pewnym momencie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W czasach kiedy wyszła musiała być szokująca. Teraz po tonach wyprodukowanych scfi jest trochę archaiczna, aczykolwiek lektura warta przeczytania. Dzieło Wellsa musiało być na swoje czasy wielkim wydarzeniem.
Największym plusem jest ukazanie społeczeństwa, które ceni wygody życia, materialne rzeczy, stabilizację. Ich niedowierzanie, że może się stać coś złego jest niesamowite. Starali się prowadzić zwyczajne życie, do momentu, aż zaczęli ginąć.
Czy my dzisiaj też byśmy poszli do naszego korpo pracować jak co dzień, w momencie gdy kilkakilometrów od domu rozbiłby się statek obcych? Myślę, że zimna menadżerka, by nam nie uznała zwolnienia.
To się nie zmieniło.

W czasach kiedy wyszła musiała być szokująca. Teraz po tonach wyprodukowanych scfi jest trochę archaiczna, aczykolwiek lektura warta przeczytania. Dzieło Wellsa musiało być na swoje czasy wielkim wydarzeniem.
Największym plusem jest ukazanie społeczeństwa, które ceni wygody życia, materialne rzeczy, stabilizację. Ich niedowierzanie, że może się stać coś złego jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Moja przygoda - bądź walka - z powieścią zakończyła się w okolicach setnej strony.
Historia o ile zaczęła się interesująco, to później ciągnęła w wir znanych banałów i niepotrzebnego efekciarstwa. Styl zbliżał się niebezpiecznie do pisanych fan ficów na stronach internetowych.

Bohaterowie są nie przekonywujący, trochę tacy... Jednocześnie przekoloryzowani i przewidywalni. Gdzieś byli, w jakimś anime, jakimś filmie. Znam ich, ale są tylko wydmuszkami. Odczuwam, że autorka chce byśmy ich polubili, a ona będzie nam pisać kolejne ich przygody... Super!
Jakieś studia dla przyszłych 'wyzwolicieli'? Już sam pomysł osadzenia akcji w sali wykładowej i na integracjach jest bardzo młodzieżowy... No i mnie po prostu nie jara. Oczekiwałem porządnego kawałka scfi : brutalnego, prawdziwego, z ukrytymi przemyśleniami autorki.
Ten dobrozmysł to taka nieudana betryzacja. Samo słowo betryzacja brzmi godnie, strasznie. Dobrozmysł za to wydaje się na prędce wymyślony, by jakoś określić to zjawisko. Wszystko popkulturowe ze wszystkim wymieszano i nic sensownego z tego nie wyszło.
Może mocno w słowach przebieram, ale pani Magdaleno nie tego oczekiwałem w tej książce.

Moja przygoda - bądź walka - z powieścią zakończyła się w okolicach setnej strony.
Historia o ile zaczęła się interesująco, to później ciągnęła w wir znanych banałów i niepotrzebnego efekciarstwa. Styl zbliżał się niebezpiecznie do pisanych fan ficów na stronach internetowych.

Bohaterowie są nie przekonywujący, trochę tacy... Jednocześnie przekoloryzowani i przewidywalni....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Serce lodu" przeczytałem, zachęcony recenzją z jednego z portali o temtyce około fantastycznej.
Oczekiwałem po powieści pana Saulskiego czegoś lekkiego, przygody, która mnie chwyci i porwie.
Tak! Dostałem to!
Rozrwyka jest wyśmienita. Akcja rusza z kopyta od pierwszych stron. Styl pisarza jest prosty, przejrzysty i bez zbędnych elementów. Czyta się szybko. W świat, który wykreaował pan Arkady wchodzimy płynnie.
Można zarzucić, że klisze, że już to gdzieś widziałem/czytałem.

Spoilery poniżej!

Akcja w podziemiach na wzór Morii z Władcy Pierścieni.
Początek powieści a'la Skyrim.
Klimat zimna, barbarzyńców, trochę takie Diablo.
Nawiązania do Bibli.
Wielokrotnie wałkowane, że magia może prowadzić do demonizacji.
Wszystko to już gdzieś było... ale co z tego. Ja dostałem spójną, fajną historię, a tylko(albo i aż) tego oczekiwałem.

Szkoda, że najciekawszy dla mnie wątek, czyli obłąkanego mnicha kończy się gdzieś w 2/3 książki.
Nawet naiwny, ale uroczy wątek romantyczny był fajny.
Na minus tylko trochę te mikstury uzdrawiające, spokrewnione z fasolkami z Dragon Balla. Ich istninie powodowało to, że problemy (nawet najgorsze) głównych bohaterów nie traktowałem w pełni serio, bo wystarczyło wypić jedną z mikstur i już wszystko było w porządku.

Ta książka jest przyjemna, niewymagająca i wciągająca.
Nie jest robiona jako kolejna, wielotomowa seria, aby były tomy: jeden - "Dziedzictwo", dwa - "Unicestwienie" (ZIEEEW)itp.
Wszystko mamy w jednej powieści, spięte i gotowe by Cię ogarnąć czytelniku.
Polecam jako lekką, rozrywkową lekturę.

"Serce lodu" przeczytałem, zachęcony recenzją z jednego z portali o temtyce około fantastycznej.
Oczekiwałem po powieści pana Saulskiego czegoś lekkiego, przygody, która mnie chwyci i porwie.
Tak! Dostałem to!
Rozrwyka jest wyśmienita. Akcja rusza z kopyta od pierwszych stron. Styl pisarza jest prosty, przejrzysty i bez zbędnych elementów. Czyta się szybko. W świat, który...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Mock. Ludzkie zoo" to moje trzecie spotkanie z twórczością pana Krajewskiego. Jak wypada?
A no średnio.

Zacznijmy jednak od plusów. Wrocław, ach ten Breslau - wciąż tajemniczy, wciąż piękny, chciałbym choć dzień spędzić w tak pięknie kreślonym słowem przedwojennym Wrocławiu. Większość miejsc, którymi maszerował Mock znam od dzieciństwa, także może to być mój subiektywny plusik.
Sama intryga, poza pomysłem(opartym na faktach) ludzkiego zoo jest... no właśnie, intrygi nie ma. Tajemnica rozwiązuje się na początku, gdy dowaiadujemy się, że słyszane przez lubą Mocka jęki i krzyki duchów to odgłosy żywych ludzi.
Później akcja rwie do przodu, jednak przy tym nie wciąga czytelnika. Brak elementów, które bym nazwał "przyciągaczem" - kto jest mordercą? gdzie jest porwana kobieta? - jest tutaj widoczny. Historia wiedzie nas to tu, to tam, ciągle jednak nie wiemy, gdzie zakończymy naszą podróż. I co gorsza dla autora; czytelnika nie interesuje to już w pewnym momencie. Książka pozostawia wrażenie, że została napisana w pośpiechu, tylko dlatego, że wydwaca miał pomysł jak okładkowo "ulepszyć" serię o Mocku i przyciągnąć klientów.
Potwierdza to także, czas w jaki pan Krajewski napisał "Mock.Ludzkie zoo" - trzy miesiące! Wow!

Największym problemem historii jest etap w Afryce. Oprócz interesującego ukazania "dzikości" czarnego lądu, nic nie przykuło tam mojej uwagi. Przebrnąłem... dosłownie.

Na koniec wisieńka - Gad. Niby taki straszny, ale jakoś nie potrafiłem go traktować jako wcielenie zła. Bardziej kojarzył mi się z białym, znerwicowanym szczurem, który dużo kłapie zębami, ale nie gryzie najmocniej.

Ocena jest taka:
Lubisz kryminały?
Lubisz historię polskich autorów?
Masz ochotę w wolnym czasie poczytać coś, przy czym nie musisz się wysilać i zastanawiać, a jedynie doznawać prostej rozrwyki?
Naprawdę nie masz innej książki do przeczytania, którą odłożyłeś/aś na późniejszy termin?

Jeżeli na wszystkie pytania odpowiedziałeś twierdząco, "Mock.Ludzkie Zoo" jest dla ciebie.
Ja do pana Krajweskiego jeszcze kiedyś wrócę, ale tylko dlatego, że Wrocław to moje miasto.

"Mock. Ludzkie zoo" to moje trzecie spotkanie z twórczością pana Krajewskiego. Jak wypada?
A no średnio.

Zacznijmy jednak od plusów. Wrocław, ach ten Breslau - wciąż tajemniczy, wciąż piękny, chciałbym choć dzień spędzić w tak pięknie kreślonym słowem przedwojennym Wrocławiu. Większość miejsc, którymi maszerował Mock znam od dzieciństwa, także może to być mój subiektywny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lem nie zawodzi, jest bardzo dobrze, aczykolwiek końcówka przynudza.

Pierwsz część powieści, zanim dowiadujemy się o "muszkach" pozwala się czytelnikowi mocno zaangażować. Fascynuje nas obca kraina. Mnożą się pytania.
Druga jest mocno batalistyczna, mamy w natarciu siły ludzkości. Jedna z potyczek jest niesamowicie opisana, czuć w niej wręcz potęgę mierzących się ze sobą sił.
Trzecia, a właściwie zakończenie to wyprawa samotnego Rohana. I zacznę lekko marudzić - długie dywagacje filozoficzne, przeciąganie akcji, nudy.

Zauważyłem także podobieństwa, bowiem w każdej powieści Lema, którą przeczytałem(Solaris, Powrót z gwiazd, Niezwycieżony) na końcu bohaterowie są samotni i myślą, i wędrują, i jest nudno.
Z "Niezwyciężonego" można wziąć fajną teorie, jakoby to właśnie najprostrze organizmy były najdoskonalsze...Warto o tym pomyśleć.

Lem nie zawodzi, jest bardzo dobrze, aczykolwiek końcówka przynudza.

Pierwsz część powieści, zanim dowiadujemy się o "muszkach" pozwala się czytelnikowi mocno zaangażować. Fascynuje nas obca kraina. Mnożą się pytania.
Druga jest mocno batalistyczna, mamy w natarciu siły ludzkości. Jedna z potyczek jest niesamowicie opisana, czuć w niej wręcz potęgę mierzących się ze sobą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po "Unicestwieniu" zostałem z bagażem pytań bez odpowiedzi. Chociaż pierwsza część cyklu była książką dobrą, moim zdaniem "Ujarzmienie" jest lekturą lepszą.
Wchodzimy w budynek Southern Reach, placówki badającej Strefe X. Bohater - przedstawiający się nam jako Kontroler - zostaje dyrektorem ośrodka. Ma przeciw sobie wicedyrektorkę, która od początku traktuje go jak intruza. Do tego towarzyszy mu kilka postaci dziwnych, nie dających się określić - są wrogami? Sprzymierzeńcami? Co jest ich celem? Czy w ogóle interesuje ich rozwiązanie tajemnicy Strefy X?
Kontroler jest bohaterem lepszym niż biolożka, ma bagaż przeszłości, swój charakter.
No i jest Głos, którem nowy dyrektor musi na bieżąco raportować sytuację w ośrodku.

Największą zaletą drugiej części trylogii jest to, że przyciąga i nie pozwala się uwolnić, nawet po odłożeniu książki na bok. Chciałem rozwikłać sekrety, ale autor daje nam skrawki mapy i sami musimy główkować gdzie jest ukryty skarb. Na szczęście małe odpowiedzi są dawkowane na tyle często, że nie jest to zbyt rozwlekłe. Gdy już myślałem, że akcja pójdzie w jedną stronę, nagle okazywało się, że jestem wodzony za nos przez autora.

"Ujarzmienie" jest też niepokojące. W samej historii Kontrolera są dwa/trzy momenty wręcz przerażające. Jeden mi zapadł szczególnie w pamięć, bo jadąc pociągiem powiedziałem sam do siebie "Co do k**wy?!".
Pozostawię Wam odkrycie tych momentów, tylko nie mówcie, że nie ostrzegałem.

Sama Strefa X - czym jest? Skąd pochodzi? Dostajemy trochę podopowiedzi - więcej niż w części pierwszej, jednak wciąż za mało. Autor nie poszedł w banał - nie zrobił z tego czegoś "komercyjnego". Dlatego trylogię Southern Reach(o ile trzecia część będzie trzymać poziom) położę śmiało obok klasyki: "Solaris" i "Pikniku na skraju drogi". Książki te opisują Obce/Nieznane w sposób inteligentny i fascynujący. Lepszych nie czytałem jeszcze.

Na minus - rozwlekły ostatni rozdział. Można śmiałoby skrócić go o połowę.
Czasami styl autora jest "specyficzny", dlatego raz na jakiś czas musiałem wracać i czytać fragment jeszcze raz.

Polecam. Bardzo dobra książka, która wciąga ponurym klimatem i nie pozwala się uwolnić.
Już nie mogę sie doczekać, aż dorwę ostatnią część.

Po "Unicestwieniu" zostałem z bagażem pytań bez odpowiedzi. Chociaż pierwsza część cyklu była książką dobrą, moim zdaniem "Ujarzmienie" jest lekturą lepszą.
Wchodzimy w budynek Southern Reach, placówki badającej Strefe X. Bohater - przedstawiający się nam jako Kontroler - zostaje dyrektorem ośrodka. Ma przeciw sobie wicedyrektorkę, która od początku traktuje go jak intruza....

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Piknik na skraju drogi Arkadij Strugacki, Borys Strugacki
Ocena 7,7
Piknik na skra... Arkadij Strugacki, ...

Na półkach:

Książka, która udowadnia, że ludzie uważają siebie za wyjątkowych(inteligentnych), a naprawdę są zaledwie małym poboczem na tej kosmicznej autostradzie. "Piknik..." przypomina niedawno czytane przeze mnie dzieło Lema - "Solaris". Spotkanie z Obcym nie na zasadzie "Dnia Niepodległości", a w sposób filozoficzny, podkreślający ogrom tego Obcego-Nieznanego.
Nietypowe s-f, wciąż aktualne, wciągające i dobrze skonstruowane.
Bracia Strugaccy po przez podzielenie akcji na różne etapy czasowe, jak i różnych bohaterów dają fajny opis samej Strefy - i jej wpływu na pobliskich mieszkańców na przestrzeni lat.
Na minus ostatni rozdział, który trochę był przeciągany.
Sam koniec na plus.
Polecam.

Książka, która udowadnia, że ludzie uważają siebie za wyjątkowych(inteligentnych), a naprawdę są zaledwie małym poboczem na tej kosmicznej autostradzie. "Piknik..." przypomina niedawno czytane przeze mnie dzieło Lema - "Solaris". Spotkanie z Obcym nie na zasadzie "Dnia Niepodległości", a w sposób filozoficzny, podkreślający ogrom tego Obcego-Nieznanego.
Nietypowe s-f, wciąż...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po słabym "Przebudzeniu" i średnim "Doktor Sen"(nie czytałem Trylogii, ani "Śpiące Królweny"). King wraca z dobrą powieścią. Zaledwie dobrą z jednym, czy dwoma przebłyskami czegoś więcej.
Historia z początku bardzo angazuje czytelnika, jednak od drugiej połowy robi sie bardzo Kingowo i przewidywalnie.
Największym zarzutem jaki stawiam książce jest to, że jest napisana bardzo rzemieślniczo, od "linikjki". W pewnym momencie nawet miałem wrażenie, że pisarz zainkasował kilka dobrych sumek za wciskanie różnego rodzaju produktów użytkowych do fabuły. Product placment to się chyba nazywa i jak widać nie jest obecny wyłącznie w rodzimy telewizyjnych tasiemcach:)
Daleko "Outsiderowi" do początków kariery Kinga, czy do "Hisori Lisey". Jednak cała historia jest interesująca, fajnie zbudowani bohaterowie (Holly!!) stoją murem w pierwszym rzędzie zalet i jednak wciąż, mam słabość do Kinga, co potwierdza nowa powieść.

Po słabym "Przebudzeniu" i średnim "Doktor Sen"(nie czytałem Trylogii, ani "Śpiące Królweny"). King wraca z dobrą powieścią. Zaledwie dobrą z jednym, czy dwoma przebłyskami czegoś więcej.
Historia z początku bardzo angazuje czytelnika, jednak od drugiej połowy robi sie bardzo Kingowo i przewidywalnie.
Największym zarzutem jaki stawiam książce jest to, że jest napisana...

więcej Pokaż mimo to