-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński13
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać347
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
Biblioteczka
2023-07-07
2023-06-29
2023-06-21
2023-06-14
2021-01-04
2017-06-04
2017-07-26
2017-08-13
2017-09-20
2017-09-25
2017-09-28
2018-02-15
2020-04-18
2019-10-19
2019-05-19
2019-02-12
2018-09-03
2013-12-30
Ręce mi drżą, nie potrafię nawet poprawnie wybierać liter na klawiaturze, nie mówiąc już o układaniu zdań. Tak chyba można najkrócej opisać wrażenia po dotarciu do ostatniej strony Czerwonego smoka.
Na tę książkę polowałam już od dawna, tęsknie patrząc na podobno genialny film o tym samym tytule, jednocześnie zapierając się, że najpierw przeczytam oryginał. Czas poświęcony na jego poszukiwanie można przełożyć na tygodnie, miesiące, może nawet lata, bezustanne krążenie po księgarniach nie przynosiło rezultatów - dlatego w momencie, w którym chwyciłam pozycję w dłoń, zaczęłam traktować ją jak świętość. Czy słusznie?
Francis Dolarhyde, zwany Zębową Wróżką, w czasie pełni księżyca w niewielkim odstępie czasu dokonuje zabójstw na dwóch rodzinach, nie szczędząc kobiet, dzieci czy zwierząt domowych. Twierdzi, iż jest to niezbędne do dokonania się przemiany w czerwonego smoka z akwareli Williama Blake'a. Śledztwo prowadzi agent FBI, Jack Crawford, który zwraca się z prośbą o pomoc do Willa Grahama, specjalisty od seryjnych morderstw, zwolnionego przed laty na własną prośbę po schwytaniu niebezpiecznego psychopaty, doktora Hannibala Lectera. W myśl, iż tylko psychopata może złapać psychopatę, Graham szuka pomocy u Lectera, nie zdając sobie sprawy, że ten na własną rękę poczyna kroki w stronę Zębowej Wróżki.
„W każdym racjonalnym społeczeństwie zostałbym albo zabity, albo zwrócono by mi książki.”
Sam Hannibal Lecter nie pełni co prawda w pierwszej części tetralogii większej roli, choć trzeba przyznać, że autor doskonale ukazuje nam jego niepowtarzalny charakter i styl. Postać jest wykreowana znakomicie, sama nie wiem, czy nie wywołuje on u mnie więcej pozytywnych emocji niż obrzydzenia - jego bystrość umysłu, irracjonalny system wartości, rozmowa z Grahamem czy chociażby wysyłanie Willowi kartek świątecznych (co skomentowałam czymś w rodzaju „ooh, to uroocze”) spowodowały, że jestem jak najbardziej nim zaintrygowana i z pewnością sięgnę po kolejne książki z udziałem Lectera. Ba! - na półce już czeka Milczenie owiec, które to rzekomo jest najlepsze z serii.
Choć nie do większości psychopatów można czuć zafascynowanie (ekhem), żal czy współczucie, tak barwnie przedstawiona historia Francisa Dolarhyde zmienia nieco statystyki. Wiem, wiem, nie ma żadnych okoliczności łagodzących dla ludobójstwa, jednakże, zaglądając w nieco czarno-biały życiorys Dolarhyde'a, jesteśmy w stanie go zrozumieć i pożałować, pomimo iż i tak będziemy się cieszyć, jeśli czarny charakter przegra. Psychologicznie jest to dobrze stworzona postać, po której faktycznie można spodziewać się wszystkiego.
Natomiast nie mogę sobie wyrobić zdania na temat Willa Grahama. Jako fanka serialu Hannibal stacji NBC, skłamałabym, mówiąc, że w ogóle nie podstawiałam pod jego osobę twarzy Hugha Dancy'ego i graną przez niego postać. Przez to zapewne podświadomie szukałam tego mojego, serialowego Willa, i trochę się zawiodłam - wszak książka traktuje o wydarzeniach, które następują po, aktualnie, pierwszym sezonie. O samych jednak nawiązaniach Czerwony smok-Hannibal można by napisać wiele i tym samym ukłonić się w stronę scenarzystów, którzy z niepozornych kilku wypowiedzi stworzyli coś naprawdę wielkiego. Ale to temat na inne posiedzenie.
„W czasach gdy nasza wrażliwość uległa stępieniu pod wpływem wszechobecnej wulgarności i wyuzdania, warto przekonać się, co wciąż może nami wstrząsnąć.”
Książka niezaprzeczalnie wciąga, Harris świetnie buduje napięcie i trzyma w niepewności aż do samego końca. I nawet, gdy wszystko wydaje się być skończone, a sprawa rozwiązana, gdy czytelnik zaczyna dochodzić do siebie po pełnym rozwianych niepewności śledztwie, akcja rusza z kopyta i praktycznie do ostatniej strony, do ostatniego dialogu nie wiadomo, co tak naprawdę jest prawdą, a co fikcją. Bo, trzeba przyznać, zamykając książkę, przez moment wpatrywałam się w tylną okładkę z błądzącym wzrokiem, próbując poukładać myśli.
Mimo wszystko pozycja ma wady, być może z winy tłumaczenia, nie wiem, tego stwierdzić nie mogę. Szczególnie irytowało mnie chwilowe kurczowe trzymanie się wąskiego zakresu słownictwa. Jestem w stanie przytoczyć cały akapit, gdzie na zmianę używane są nazwiska Graham i Crawford - Graham wstał. Crawford usiadł. Graham otworzył usta. Crawford mrugnął. Cóż to za blokada, niemoc użycia choćby imion, by uniknąć powtórzenia? A jeżeli miał to być specjalny zabieg, to, niestety, nie spełnił swej roli. Podobnie było z grypsem; póki Crawford go miał, był na okrągło grypsem, przyszedł Will i nazwał go listem, podziękujmy Grahamowi.
Ogólnie pod względem technicznym czasem coś kulało i miejscami nie do końca trzymało się kupy, jednak to potknięcia czysto estetyczne, w rzeczywistości nie dają o sobie tak drastycznie znać.
Cóż mogę więcej powiedzieć, poza tym, że i tak powiedziałam już za dużo? Zdecydowanie polecam tę książkę, może dlatego, że historia Hannibala jest po prostu unikatowa, może dlatego, że jest to dobrze zrobiony thriller, a może dlatego, że jako kryminał faktycznie zaskakuje rozwiązaniem.
Ręce mi drżą, nie potrafię nawet poprawnie wybierać liter na klawiaturze, nie mówiąc już o układaniu zdań. Tak chyba można najkrócej opisać wrażenia po dotarciu do ostatniej strony Czerwonego smoka.
Na tę książkę polowałam już od dawna, tęsknie patrząc na podobno genialny film o tym samym tytule, jednocześnie zapierając się, że najpierw przeczytam oryginał. Czas poświęcony...
2014-01-29
Po wrażeniach, jakie wywołał u mnie "Czerwony smok", nie mogłam dłużej być obojętna wobec kolejnej powieści tego autora; a fakt, że jest to jeden z najsłynniejszych thrillerów wszech czasów, tylko wzmagał apetyt. Przyznaję, jak najbardziej nie mogę czuć się zawiedziona.
Młoda studentka Akademii FBI, Clarice Starling, zostaje przydzielona do sprawy seryjnego mordercy, Buffalo Billa, który porywa dobrze zbudowane kobiety, obdziera ze skóry i, umieszczając poczwarkę ćmy na podniebieniu, porzuca w rzece. W czasie poszukiwań Clarice kontaktuje się z przebywającym w szpitalu psychiatrycznym doktorem Hannibalem Lecterem, w celu wydobycia informacji mogących pomóc w ujęciu zbrodniarza. Rozpoczyna się kolejna niebezpieczna gra, w której to karty tasuje Lecter.
„Najbardziej wyprowadzają z równowagi głupota i zmarnowane starania.”
Kreacja postaci, a zwłaszcza tych złych, antagonistów i psychopatów, może być jedną z głównych przyczyn miłości do lektury. I to wręcz odwzajemnionej - książka wciąga czytelnika w swe uniwersum, dając mu do zrozumienia, że nie istnieją białe kartki pokryte ciągiem czarnych liter, zapach druku, tekstura papieru. Jest do rozwiązania zagadka, nie ma czasu na głupoty, spieszmy się, nie chcemy przecież powtarzać semestru w Akademii, prawda?
Hannibal Lecter; wystarczą te dwa słowa, by wyzwolić z siebie całą masę sprzecznych emocji. Inteligentny, szarmancki i kulturalny, którego można podziwiać, czy może przebiegły, bezwzględny i morderczy, który wywołuje lęk oraz grozę? Nieistotna jest ilość twarzy, które posiada - sam fakt, że ma w zanadrzu cały repertuar masek, ich umiejętne wykorzystanie oraz niezmącony spokój za każdą z nich, tworzy z niego niezmiernie intrygującego osobnika. Choć może to przerażające, szczerze dopinguję Lecterowi, współczuję, gdy zabierane są mu książki, podziwiam za otwarty umysł i spryt.
Buffalo Bill alias Jame Gamb, podobnie jak Dolarhyde (Czerwony smok), również nie jest pospolitym przestępcą. On także ma swój cel, swój sposób, swoją historię, która, choć nie może go zrobić bezkarnym, daje do myślenia. Wysuwa się pewna refleksja - jak daleko człowiek jest w stanie zajść, by osiągnąć to, czego pragnie?
Od zawsze mam nieco dystansu do kobiecych postaci, w większości mnie niezwykle irytują przez swój merysuizm i, tak naprawdę, dobrze zrobione bohaterki, które faktycznie przypadły mi do gustu, mogę wymienić na palcach jednej ręki. Dlatego byłam odrobinę zaskoczona, że dopiero w połowie książki włączyła mi się lampka: chwila, przecież nie powinnaś czuć sympatii do Clarice. I choć usiłowałam znaleźć defekty, które pozwoliłyby mi nadal żyć w przekonaniu, iż do wykreowania kobiety potrzeba niepospolitego geniuszu, nie byłam w stanie wywlec ich na światło dzienne. Chyba za bardzo się z nią utożsamiłam, tak jak i ona to robiła z ofiarami. Jeśli to nie wysuwa jednoznacznego wniosku, to już nie wiem.
„Wdzięczność ma krótką pamięć.”
Jedną ze szczególnych cech, które można spotkać w książce, jest wiele płaszczyzn, wiele perspektyw jednej, tej samej historii. Autor ukazuje nam fabułę oczami młodej studentki, doświadczonego agenta FBI, psychiatry-kanibala, mordercy i samej ofiary. Każdy z nich ma inny pogląd na rzeczywistość, dla każdego z nich ta sama sytuacja jest czymś całkowicie odmiennym. I może właśnie dzięki temu psychika postaci, jego działania i zachowanie nie są nam obce; choćby na krótki moment, lecz jednak, możemy stać się kimś innym, uciec od swojej codzienności.
To, z jaką łatwością oraz gracją Harris buduje swój świat, tworzy napięcie i każe nam w nim trwać, aż czujemy się autentycznie zmęczeni poziomem adrenaliny we krwi, z pewnością jest niesamowite. Finał zaskakuje, jednak po zamknięciu książki czujemy należyty niedosyt. Jakby nie patrzeć, przed nami jeszcze dwa spotkania z Hannibalem, których ja osobiście na pewno nie opuszczę.
Są pozycje, które zdecydowanie warto przeczytać, chociażby dla chwili rozrywki i odcięcia od prozaicznych problemów. Zdecydowanie polecam każdemu, a już w szczególności tym, którzy lubią poczuć coś prawdziwego w czasie lektury.
Po wrażeniach, jakie wywołał u mnie "Czerwony smok", nie mogłam dłużej być obojętna wobec kolejnej powieści tego autora; a fakt, że jest to jeden z najsłynniejszych thrillerów wszech czasów, tylko wzmagał apetyt. Przyznaję, jak najbardziej nie mogę czuć się zawiedziona.
Młoda studentka Akademii FBI, Clarice Starling, zostaje przydzielona do sprawy seryjnego mordercy,...
2014-06-22
Poznaj Stephena Leedsa, człowieka wyjątkowo przeciętnego, w zasadzie nie wyróżniającego się niczym szczególnym ponad resztę społeczeństwa - no tak, pomijając czterdzieści sześć, ekhem, siedem halucynacji, zwanych dla wygody aspektami. Każdy aspekt jest mistrzem w swojej dziedzinie, każdy ma swoją osobowość i swoje dziwactwa; bo choć to Stephen może rozmawiać z prawie pięćdziesiątką nieistniejących ludzi, to okazuje się być najzdrowszy psychicznie z nich wszystkich. Halucynacja mająca halucynacje? Witamy w domu! Ale spójrz, nie jest wygodnym ledwie szybkie przewertowanie podręcznika, by po chwili pojawił się nowy aspekt znający doskonale hebrajski? Historia, medycyna, kryptografia? Wszystko na wyciągnięcie ręki - trzeba tylko rezerwować więcej miejsc w samolocie dla osób, których nikt nie widzi poza tobą. Mieszkanie z taką ilością ludzi też nie należy do szczególnie tanich. Dlatego też Stephen zabiera się za wszystkie beznadziejne przypadki: ktoś skradł aparat mogący robić zdjęcia przeszłości? A może trzeba znaleźć zwłoki, w których zapisane są informacje mogące zagrozić światu? Chleb powszedni.
Jak wiecie (bądź dopiero się dowiecie), uwielbiam wszelkie tematy osobowości wielorakich i całego tego psychiatrycznego bełkotu, nieważne czy w kontekście faktycznych chorób, czy inspiracji w fantastyce. Napisz książkę, w której bohater gada do sobie tylko widocznej postaci, a będzie moja. Dlatego nie odpuściłabym Legionu, nawet gdyby nie była to powieść Sandersona; a jako że jest, dostaje już na starcie podwójne punkty.
Przede wszystkim, bohaterowie (a może jeden bohater, jeśli stadka halucynacji nie moglibyśmy uznać za osobne postaci?). Według mnie to zawsze najmocniejsza część wszystkich historii spod pióra autora i nie wiem, jak to jest, ale zakochuję się w każdej postaci, bez wyjątku. Wyraziste osobowości, cięte języki, prywatne manie i dążenia, których pisarz nigdy nie ukrywa, ale nie zawsze wyjaśnia do końca (czyżby nadzieja na kontynuację?). Tym jest Stephen, człowiek rozmawiający z perspektywy innych z powietrzem, przytrzymujący drzwi ludziom, których nie ma, zamawiający jedzenie dla pięciu osób, podczas gdy przy stole siedzi sam - a jednocześnie zdolny do rozwiązania każdej sprawy. W końcu, co czterdzieści osiem głów to nie jedna, prawda?
Ogromnym plusem powieści (a w zasadzie dwóch dłuższych opowiadań) jest humor. Główną jego przyczyną jest jeden z aspektów, J.C., były Navy SEAL, który nie daje sobie wmówić, że jest czyjąś halucynacją, dochodząc do wniosku, że skoro nie jest prawdziwy, to albo jest z przyszłości, albo z innego wymiaru, i raz za razem proponuje zastrzelenie mniej lub bardziej irytującego delikwenta. Uwierzcie, nie da się nie czuć do niego sympatii, to taki Lopen z Archiwum Burzowego Światła, bądź Wayne ze Stopu prawa; może i bywają irytujący, może ich żarty często są poniżej jakiegokolwiek poziomu, ale spróbuj się nie uśmiechnąć.
Już nie mówiąc o fabule, która z jednej strony wydaje się nieszczególnie oryginalna, a z drugiej zaskakuje i wciąga niemiłosiernie. A jako, że książka ma ledwie dwieście stron, jest to lektura na jeden dłuższy wieczór. I tak, oczywiście, że czuje się niedosyt, zwłaszcza że co jakiś czas pojawia się wątek byłej dziewczyny Leedsa, Sandry, która nauczyła go współpracy z aspektami i zniknęła - i to wszystko, co wiemy na jej temat. Ale z tego, co widziałam, jest w planach kolejna część, więc chyba nic straconego!
Czytać? Tak, czytać! Zarówno fani fantastyki, jak i kryminałów powinni znaleźć coś dla siebie - a już szczególnie osoby, których Sanderson intryguje, ale grubość pozostałych jego książek przeraża. Ale, uwaga, to zaraźliwe!
Poznaj Stephena Leedsa, człowieka wyjątkowo przeciętnego, w zasadzie nie wyróżniającego się niczym szczególnym ponad resztę społeczeństwa - no tak, pomijając czterdzieści sześć, ekhem, siedem halucynacji, zwanych dla wygody aspektami. Każdy aspekt jest mistrzem w swojej dziedzinie, każdy ma swoją osobowość i swoje dziwactwa; bo choć to Stephen może rozmawiać z prawie...
więcej Pokaż mimo to